Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14

Hwoarang czuł, że powinien krzyczeć, wierzgać się, protestować. W końcu to nie było ani trochę normalne, prawda? Jin bezceremonialnie rozłożył się w wannie w swoich białych bokserkach. Dla kontrastu Koreańczyk nie miał na sobie żadnej bielizny - w końcu kto, do cholery idzie się kąpać w majtkach?

Ale on siedział tylko cicho, bez słowa wpatrując się w Kazamę. Czuł, że zaczyna się rumienić. Czy to był rumieniec ze wstydu, czy może..?

Jin nie mógł oderwać wzroku od twarzy Hwo. "Boże, jaki on ładny", pomyślał, widząc jego jeszcze delikatne i chłopięce rysy twarzy, przywodzące na myśl K-popowych wokalistów cieszących się największą popularnością wśród żeńskiego audience'u.
Aż wrzał z podniecenia. Tylko... Jak to wszystko mu powiedzieć, jak..?

– Hwoarang. – rzucił szybko, patrząc mu głęboko w oczy. – J-ja... Ja cię kocham.

Znów chwilę milczeli. Rudy nie był pewien, co odpowiedzieć. Zaczął się nerwowo śmiać. Teraz miał ochotę się strzelić w twarz, to chyba było najgorsze, co mógł w tamtej chwili zrobić. W głębi duszy chciał mu odpowiedzieć - "Jin, ja też cię kocham", ale... miał coś w rodzaju... blokady. Po prostu nie mógł.

Jednak Jin miał to za przeproszeniem gdzieś. Wręcz rzucił się na Hwoaranga, wywołując przy tym miniaturowe, wannowe tsunami i wylewając sporą ilość wody na płytki. Zanim rudzielec zdołał cokolwiek powiedzieć, Japończyk zamknął mu buzię pocałunkiem. Z owych warg zaraz potem wydobył się jęk, głośniejszy, niżby tego chciał.

Popatrzyli sobie w oczy.

Hwoarang także rzucił się na Jina, zupełnie jakby chciał się zrewanżować i zaczął go obcałowywać. Jego ręka niby samoistnie wylądowała w bokserkach Kazamy.

– Czyli chcesz..? – Jin zrobił pauzę w miejscu ostatniego słowa, jakby zostawił przestrzeń do interpretacji dla Hwo.

– Jak żałować, to na całego – powiedział, z lekkim uśmiechem.

***

Obudzili się obok siebie, znów wzajemnie w siebie wtuleni.

Spali na jednym łóżku, po odkryciu, że stolik nocny oddzielający ich łóżka jest przytwierdzony do podłogi. Hwoarang o mało z niego nie spadł, a plecy Jina "tuliły" ścianę.

Nie chciało im się wstawać - perspektywa siedmiu godzin zwiedzania i przysłowiowego łażenia po Kioto zdecydowanie im się nie uśmiechała.

– Zamkniemy się tu, będziemy się żywic wyłącznie chipsami i nie wychodzimy do wieczora? – zaproponował Hwoarang, głośno się śmiejąc.

– Ta, żebyś wiedział, zapisz mnie – wtórował mu Kazama, także się śmiejąc, okręcając kosmyk włosów rudzielca wokół palca. – A serio - wolę nie ryzykować.

– To był tylko głupi żart, no – mruknął Koreańczyk.

Zanim czarnowłosy zdołał odpowiedzieć, usłyszeli kogoś majstrującego przy drzwiach. Byli pewni, że są zamknięte, ale...

– Jin? – odezwała się Asuka, nadal będąc w swojej jasnoniebieskiej piżamie ze spodniami w kucyki Pony i koszulką jej klubu karate. Stanęła jak wryta, gdy zobaczyła Jina i Hwoaranga w jednym łóżku, w samej bieliźnie, zakrywających się kocem. Zaczęła powoli się cofać i zamykać drzwi. – N-nieważne... Może ja już pójdę..?

– Asuka, czekaj! – krzyknął Jin i podbiegł do niej. Chwycił ją za nadgarstek, próbując zatrzymać. Zamknął z powrotem drzwi.

– ZOSTAW MNIE!

– Cicho! Asuka, błagam, nie mów nikomu, jeśli...

– CO WY TAM ROBILIŚCIE, CO?! – wrzasnęła.

– CICHO! To nieistotne, ważne jest to, żebyś nikomu nie mówiła! Nie wiem, będę kupował ci co tydzień z dwie paczki twoich ulubionych Pocky, tylko nikomu nie mów... – jęknął Jin błagalnie.

– Dorzucę się – powiedział Hwo drżącym głosem, nadal będąc w kącie i okrywając się nieśmiało kocem. Powiedzenie, że był przerażony było niedopowiedzeniem - z czoła lał mu się zimny pot, a jego źrenice były ze strachu wielkości niewiele różniącej się od oczka w igle.

– Dobra... – jęknęła dziewczyna. – Umowa stoi. Ale... wy... robiliście to ze sobą? Ugh, sama myśl o tym...

– ASUKA.

– Ok, ok, nie jestem homofobem, czy co, ale... to trochę obrzydliwe, no!

– Gruba, do jasnej cholery! – powiedzieli chłopcy niemal w tym samym momencie.

– TYLKO NIE GRUBA! Jeżeli jeszcze raz tak mnie nazwiecie, to z naszej umowy nici, zrozumia...

– Tak, tak, Asuka... Pa – westchnął czarnowłosy, gdy wychodziła z pomieszczenia.

– ...zrobiło się trochę niezręcznie, huh? – zaśmiał się nerwowo Hwoarang.

– Aleś spostrzegawczy – odburknął Jin.

***

Środa

W końcu nadszedł koniec wycieczki i wszyscy wrócili do domów i następnego dnia mieli rozpocząć lekcje tak, jak zwykle. Do końca roku szkolnego zostały raptem dwa tygodnie - każdy nie mógł się tego doczekać - w końcu nareszcie nadeszły upragnione wakacje!

Nauczyciele także wrócili do domów.

Chaolan Lee obawiał się, że objawia pierwsze symptomy załamania nerwowego. Po wrażeniach związanych z tamtą wycieczką miał wątpliwości, czy w ogóle jest odpowiednim człowiekiem do wykonywania zawodu nauczyciela. Poprzedniego dnia nie spał do czwartej, bo jego cudowni podopieczni nie chcieli respektować ciszy nocnej i musiał ich uciszać. W końcu użył swojej broni ostatecznej i siedział w pokoju Kousuke Mori'ego, upewniając się, że nikt nie robi niczego nielegalnego, lub naruszającego ciszę nocną, lecz niestety poległ i zasnął - obudził się przed drzwiami pokoju z narysowanym penisem na czole.

Wrzucił walizkę do sypialni nawet jej nie rozpakowując i rzucił się na kanapę, oraz rozejrzał po swoim wielkim mieszkaniu. Rozejrzał się po salonie i zaczął rozmyślać, czy lepiej od razu odespać, czy przedtem się też upić. Miał w końcu pokaźny zapas alkoholu w barku, plus trzy butelki jego ulubionego wina w lodówce... A jakby czuł się wyjątkowo depresyjnie, miał także tanie różowe Carlo Rossi z wyprzedaży.

Zanim zdążył do końca się nad tym zastanowić, zadzwonił telefon. Głośno westchnął i podniósł owo urządzenie. Dzwoniła Jun. Nie zdziwiło go to - żywili do siebie głęboką sympatię (w "nieromantycznym" tego słowa znaczeniu) i kobieta traktowała go trochę jak swojego przyjaciela geja - nie przeszkadzało mu to, bo sam cierpiał na brak towarzystwa.

– Tak?

Przez słuchawkę dało się słyszeć cichy szloch. Jun płakała.

– W-w-wylali mnie... – jęknęła.

– Już jadę – zadeklarował Lee. Zabrał te nieszczęsne Carlo Rossi i pojechał pocieszać Jun.

***

Kazuya od razu domyślił się, że coś jest nie tak.

"Co ten pedał tu robi?!", pomyślał, widząc Mercedesa C-klasę Chińczyka na JEGO podjeździe, na JEGO posesji.

Zajął mu miejsce. Cholerny chuj, zajął mu miejsce. Musiał stanąć na ulicy, jak gość, a nie gospodarz. Garaż nie wchodził w grę, Jin uparcie trzymał tam motocykl.

Zamknął drzwi do samochodu z takim impetem, że pojazd aż się cały zatrząsł. "Myśli, że może sobie stawać jak pan, bo ma Merca. Jebany snob, moja Honda jest milion razy lepsza, ma lepsze wyposażenie, a kosztowała mniej", pomyślał ze wściekłością wchodząc do domu.

– END AJ SEJ - HEEEEEEIEEEEIEEEEIEEJEJHEEEEEIEEEEIEEEJ - AJ SEJ HEJ! ŁOTS GOJING ON?! – Lee i Jun próbowali śpiewać, ale byli tak pijani, że nawet z tym mieli problemy i bardziej przypominało to krzyki o pomoc połączone z jodłowaniem i mongolskimi śpiewami gardłem.

Jun miała rozmazany makijaż i nie miała na sobie koszuli, a brat Kazuyi zawiązał sobie krawat na głowie. Śmierdziało od nich winem i papierosami.

– CO TU SIĘ DO CHOLERY WYRABIA? – wrzasnął.

Lee i czarnowłosa momentalnie ucichli. Gdy do Chińczyka w końcu dotarło, kto przyszedł, roześmiał się i powiedział:

(Uwaga, teraz będą trudne do zrozumienia dialogi, bo postacie mają brzmieć jak pijane XDD)

– Oooo, Kazuuya! No choć tu do nafs, nie bąćcz taki ponury, no! – zarechotał i sięgnął po butelkę wina. – No, hop!

Jun jedynie mu wtórowała i zaśmiała się równie głupio.

– Upiłeś mi żonę, prostaku – syknął Mishima. Był już gotów wywalić srebrnowłosego za drzwi.

– No weśś, Kaszuja, no... – wymamrotała Japonka, nadal głupawo rechocząc. – Nie szmutaj szię tak, jedziemy do Rzymu!

– CO?!

– No sztwierdziliśmy, że to szwietny pomysł, żeby, no wiesz, wyluzować szię i wogule - Jun wywalili z pfacy, a poza tym niedługo wakacje, no to pojeziemy sobie szyszczy na wakacje do Ojropy! Lot i hotel mamy zareżerwowane i no...

– JIN! – krzyknął. Z jakiegoś powodu czuł potrzebę zrzucenia winy na syna. Nie odpowiadał, więc sięgnął po mniej konwencjonalne metody. Wyciągnął kabel od routera z wtyczki.

Po kilku sekundach dało się słyszeć przekleństwa z góry.

– TATO, GRAŁEM RANKEDA, DO JASNEJ CHOLERY!

– Wiedziałeś o tym? – wskazał na dantejską scenerię w salonie.

– Grałem w Overwatcha, jak miałem to widzieć?

– Mój syn to porażka... – Kazuya prawie się rozpłakał.

– No nie martw szię, pszynajminiej pojedziesz na wakacje! – zaśmiał się Lee.

– Cicho, pedale.

Jin jedynie westchnął. Ta rodzina była naprawdę poważnie dysfunkcyjna...

....

SIEEEMA

ogólnie to nie wiem co napisać no

OPRÓCZ TEGO, ŻE ZACZYNA SIĘ SZKOŁA I MI SMUTNO ;-;

To jest tak depresyjne, że nawet nie mam mema na koniec :v

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro