Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13

Ogrody pałacowe były ładniejsze, niż przypuszczał. Drzewa co prawda potraciły większość kwiatów, ale "resztki" jeszcze trwały na gałęziach - dodawało to temu miejscu niezwykłego uroku. Jin zaczął się wręcz zaciągać zapachem, jaki tu panował - krzaki kamelii były wyjątkowo wonne. Mieli właśnie czas wolny, co było naprawdę miłą odmianą po słuchaniu zbyt podekscytowanego tematem, ale strasznie przy tym nudzącego przewodnika, który oprowadzał ich po aż trzech świątyniach (w Kioto jest ich ponad dwa tysiące, więc teoretycznie nie jest to imponujący wynik). Według aplikacji do liczenia kroków Hwoaranga (miał ją pobraną trzy miesiące a dopiero teraz jej użył) przeszli ponad siedemset czterdzieści siedem kroków w zaledwie dwie godziny.

Jin szczególnie cierpiał, bo pod koniec złapał go kac. W końcu wypił już o dziesiątej, a była siedemnasta.

– UMIERAM – oznajmił, padając na ławkę. – Zaraz tu rzygnę, ja pierdolę, po co ja to robiłem?! – załkał, patrząc błagalnie na Hwoaranga, który o wiele lepiej to znosił, bo wypił o wiele mniej i jego kac właściwie nie istniał.

– Głupi alkoholik – burknął Koreańczyk, pisząc coś na telefonie.

– Z kim piszeeeesz? – spytał Jin, z cieniem zazdrości w głosie. Hwo o mało się nie roześmiał. – Łeee, to po koreańsku. Nie ogarniam tych kółeczek, tłumacz mi!

– Dlaczego miałbym ci tłumaczyć moją prywatną konwersację? – zaśmiał się cicho rudy, odsuwając telefon od oczu Jina. – Poza tym, czy ty jesteś zazdrosny? To tylko Seung, stary kolega z sąsiedztwa. Był trochę gruby, jak się przyjaźniliśmy. Właściwie, był jedynym dzieciakiem w moim gimnazjum, który mieszkał na tym samym zadupiu, co ja.

– Widzisz, to kolejny dowód, że źle wpływasz na ludzi – mruknął Kazama, na co Koreańczyk prychnął z pogardą. – No co! Wyjechałeś z Kimchilandu i od razu schudł! A z ciekawości - jak teraz wygląda?

– Czy to nie stalking..? – wymamrotał Hwoarang, ale mimo wszystko wszedł na facebook'owy profil chłopaka.

"Cholera", pomyślał Jin, widząc go.

Burza ciemnobrązowych, lekko falowanych włosów, czarne oczy tak głębokie, że można byłoby się w nich utopić. Silna linia szczęki, ładne kości policzkowe...

– Co ty robisz? – zaśmiał się Hwo, obserwując Kazamę, który nagle się schylił.

– Szukam swojej pozytywnej samooceny, chyba właśnie ją zgubiłem.

***

Po kolacji o osiemnastej trzydzieści (co było nieludzko wręcz wczesną porą dla Hwoaranga i Jina) wszyscy mieli się rozejść do pokoi. Nadeszła godzina dwudziesta pierwsza i wszyscy mieli kategoryczny zakaz wychodzenia z pokoi, "no chyba, że by się paliło albo był alarm bombowy". Nie powstrzymało to jednak "imprezy" Kousuke - wszyscy chętni zgromadzili się w jego pokoju, mało przejmując się groźbami nauczycieli o obniżonym zachowaniu.

W każdym razie Jin i Hwoarang postanowili zignorować zaproszenie chłopaka i zostali w pokoju. Dochodziło już do wpół do pierwszej, a oni nawet się jeszcze nie umyli. W końcu, cytując panią Kashiwazaki - "mam w dupie, co będziecie robić, byle to było legalne, i żebyście robili to po cichu".

– Podaj jeszcze trochę tych chipsów – powiedział Jin, leniwie przeglądając Facebooka. Od piętnastu minut po prostu się nudzili. Ale... było w tym też coś innego. Świadomość, że są razem w jednym pokoju, z drzwiami zamkniętymi na klucz i bez obecności rodziców, z dwoma pojedynczymi łóżkami przysuniętymi tak blisko siebie, że mogłyby uchodzić za łoże małżeńskie... Ta myśl trochę ich onieśmielała, ale z drugiej strony, jakby podbudzała do działania - no dalej, teraz, albo nigdy!; zdawały się krzyczeć ich podświadomości.

– Dobra – mruknął rudzielec, rzucając Japończykowi spiętą gumką do włosów paczkę ich ulubionych krewetkowych chipsów. – Ja idę się wykapać – jakby uciszył ten cały dziwny głos z tyłu głowy.

A może sprawił, że jego cichy szept całkiem nagle stał się donośnym krzykiem?

***

Lato tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego czwartego w prefekturze Hyogo było wyjątkowo upalne. Klimatyzacja w aucie ledwo wyrabiała, Kazuya siedział zlany potem na czole. Był zdenerwowany, bo utknął w korku. Nie, żeby to był dla niego problem - nie spieszyło mu się szczególnie na obchody trzynastych urodzin swojego przybranego brata - denerwowała go bardziej sama idea stania w korku. Nie służyło to absolutnie niczemu, było tylko uciążliwe i nudne, jak kolejny powtarzany pięćsetny raz odcinek brazylijskiej telenoweli.

Z nudów wyciągnął z radia swojego poczciwego Subaru kasetę Bauhaus i zmienił ją na jakąś składankę z najlepszymi kawałkami Rolling Stones (wtedy miał jeszcze inny gust jeśli chodzi o muzykę). Zaczął lekko uderzać palcem w kierownicę w rytm "Beast of Burden".

Gdzieś w okolicach pierwszego refrenu coś, albo raczej "ktoś" przykuł jego uwagę.

Na zjeździe z autostrady, na jednym z tych, na których była tylko toaleta, parking i nic poza tym była dziewczyna, chyba płakała, stojąc załamana nad srebrną Toyotą Starlet. Kazuya wywnioskował, że coś musiało się z owym samochodem stać.
Nosiła półdługą, białą sukienkę i wyglądała na ładną. Miała bardzo długie, szczupłe nogi.

Postanowił tam zjechać. W końcu i tak nie miał nic ciekawszego do roboty.

Od razu podziękował wszystkim znanym sobie bogom, że zdecydował się to zrobić.

Powiedzenie, że owa niewiasta z parkingu była ładna było poważnym niedopowiedzeniem - była przepiękna, wyglądała jak anioł. Piękne, duże oczy, aksamitne kruczoczarne włosy, zgrabna sylwetka... jedynym, co psuło efekt było zmartwienie dziewczyny - była prawie cała czerwona od płaczu i rozmazał się jej tusz do rzęs oraz eyeliner. 

– Co się stało? – spytał, podchodząc do niej z rękami w kieszeniach. Próbował sprawiać wrażenie najbardziej wyluzowanego, jak tylko się da.

– A! – chyba przestraszył dziewczynę. – P-p-przepraszam, że zawracam ci głowę, ale... Zjechałam tutaj i zaparkowałam, a teraz... Silnik po prostu nie chce odpalić!

– Daj mi na to spojrzeć... – mruknął Kazuya, podnosząc maskę. – To chyba akumulator. Pomogę ci z tym, akurat to umiem naprawić – roześmiał się.

– Dziękuję... – powiedziała czarnowłosa z wyrazem najgłębszej wdzięczności w głosie. – A tak w ogóle... To Jun jestem. Jun Kazama.

Sen Kazuyi został z niewyjaśnionych przyczyn gwałtownie przerwany. Obudził się w środku nocy, lekko zdyszany z pewnym... niepokojem. Miał przeczucie, jakby to mogło się wiązać z Jinem, jakby... Miał zaraz wpaść w kłopoty, czy coś. Nie wierzył w siły nadprzyrodzone, ale... Czuł, że coś będzie się działo.

– Coś się stało? – powiedziała Jun, mimowolnie także się budząc, przeciągle ziewając i przeciągając się. Miała rozczochrane włosy, pozostałości po mascarze na dolnych powiekach i ogólnie wyglądała na niewyspaną. W sumie, czemu się dziwić - mąż obudził ją o pierwszej w nocy.

– Sam nie wiem... – westchnął Mishima, obejmując ją i z powrotem się kładąc. – Idź spać dalej.

Zasnął, nadal lekko zaniepokojony.

Ciekawe, czy domyślał się, co jego syn za parę chwil miał zamiar zrobić...

***

Hwoarang korzystając z obecności wanny postanowił wziąć na szybko kąpiel. Stwierdził, że to chyba najbardziej "wypasiona" wycieczka na jakiej był. Był przekonany, że drzwi od łazienki były zamknięte na klucz, więc nie zasunął zasłonki prysznicowej. Poza tym, sprawiała ona, że czuł się trochę... klaustrofobicznie? Podniósł się na chwilę do pozycji stojącej, żeby sięgnąć szampon z małej wnęki w ścianie.

Jednak się mylił.

Zostawił drzwi otwarte.

Gdy zobaczył Jina w drzwiach, nie wiedział, czy się śmiać, czy uciekać z krzykiem, lub zasłonić się tą nieszczęsną zasłonką.

Kazama był równie zszokowany. Stał jak wryty przez co najmniej kilka sekund.

Nagle zrobił coś, czego wiedział, że będzie żałował.

Podszedł do wanny i pocałował nadal skonsternowanego Koreańczyka. Aż się zarumienił.

– C-co ty... – wydukał rudy, gdy Kazama zaczął ściągać spodnie.

– Idę się z tobą wykapać – stwierdził i wszedł do wody.

– Czy ty znów piłeś, debilu?!

"Ani kropli", pomyślał Jin, roześmiany.

****

Jestem jak Polsat joł
Ten rozdział to taki żałosny filler bosz
ale
Ale no
Ale trzeba się trzymać limitu 1500 słów (stwierdziłam, że gdy rozdziały są krótsze przyjemniej się ksiunszki czyta lol).

Nara i siema lol

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro