12
– Podaj trochę coli, bo już nie wytrzymuję – jęknął Jin, podnosząc głowę do góry ze zrezygnowania. Słuchawki już nie pomagały w zagłuszeniu tego piekielnego wręcz hałasu wywołanego przez zgraję rozwrzeszczanych bachorów, więc chciał przynajmniej umilić sobie czas śladową ilością alkoholu.
– Prosz... – mruknął Hwoarang, uprzednio sam biorąc łyk cieczy. – Ugh, ohydne jak zawsze.
– Muszę się zgodzić – burknął Jin, wystawiając język z obrzydzenia.
Chwilę milczeli, rozglądając się po autokarze. Klasowe przegrywy, Keiichi i Suga byli niezwykle pochłonięci w granie w nowe Pokemony na swoich 3DS'ach, szkolni playboye zajmowali się wzajemnym wyzywaniem, a dziewczyny w składzie: Alisa, Xiaoyu, Miharu i Asuka zachwycały się czymś na telefonie.
– Ale on jest od ciebie o wiele starszy, Alisa! – wykrzyknęła jakże dyskretnie Asuka.
– Ale jest miły, szanuje mnie... No i jest blondynem! Kocham blondynów!
– Jak ma na imię..? – szepnęła cicho Xiao, wychylając się, aby zobaczyć wyświetlacz telefonu Rosjanki.
– Lars... – westchnęła Alisa, przyciskając do piersi niczym skarb telefon z wyświetlonym zdjęciem Szweda.
Jin mimowolnie zachichotał pod nosem. W sumie, nie zdziwiłby się, gdyby ów Lars okazał się łasym na cycuszki siedemnastolatek z Europy Wschodniej pedofilem.
– Boże, już nie mogę – jęknął Hwo, odpinając plecak w poszukiwaniu swojej śniadaniówki. – Ostatni raz nie jem śniadania.
– Ta, powtarzaj tak sobie... – mruknął czarnowłosy. Wiedział, że tak czy tak rudy nie będzie o tym pamiętał i przynajmniej kilka razy znów o tym zapomni. Zajrzał mu przez ramię, by zobaczyć zawartość jego lunchu. – Co tam masz?
– Kimbap (koreański odpowiednik sushi, jedyną różnicą jest to, że ryżu się nie doprawia octem ryżowym i imbirem) z łososiem, sałatka grecka i Kit Kat – mruknął z pełną buzią.
– Daj trochę – jęknął Jin, śliniąc się na widok jego sałatki z dużą ilością serka feta. Uwielbiał ten ser, mógłby oddać duszę za duży worek tego cholerstwa.
– Eh, niech ci będzie
– Kochany jesteś – powiedział z uśmiechem, pakując do buzi wielką garstkę owego przysmaku.
– Mhm – odburknął Hwoarang, nadal jedząc. Modlił się w duchu, żeby Japończyk nie zdał sobie sprawy z tego, jak mocno fangirluje - NAZWAŁ GO "KOCHANY"! – Mam chociaż nadzieję, że nasz hotel nie będzie taki, jak ostatnim razem...
W Jina uderzyła nagle niemiła fala wspomnień. O tak, wycieczka do Osaki w trzeciej klasie. Pobyt w hostelu młodzieżowym był jedną wielką porażką. Brak łazienki, ale za to obecność umywalki w pokoju były ich najmniejszymi zmartwieniami. Zero klimatyzacji przy temperaturach powyżej trzydziestu stopni; piętrowe, rozpadające się łóżka stanowiące zagrożenie dla zdrowia i życia; trzy gniazdka na pięcioosobowy pokój; no i pamiętny brak ciepłej wody i gniazdo mrówek w pokoju 303.
– Jezu, nawet mi o tym nie przypominaj – zaśmiał się Jin.
Hwoarang miał mu odpowiedzieć, ale przerwał mu głos Lee, wzmocniony przez mikrofon.
– Przypominam, że w Kobe mamy przystanek na McDonalda – wszyscy zawiwatowali. – I kontrolę policji – wszyscy momentalnie ucichli i stracili entuzjazm. – Będą sprawdzać, czy oby na pewno nie wzięliście jakiegoś alkoholu i tym podobnych.
– Cholera jasna – mruknął pod nosem Hwoarang, uświadamiając sobie o swoim pokaźnym zapasie "coli" w torbie. – Muszę się tego pozbyć jak najszybciej, matka mnie chyba zabije, jak się o tym dowie. Albo co gorsza, weźmie mnie ze sobą do Osaki.
– Chyba teraz po prostu nie wylejesz tego do kibla, co? – spytał Jin, wręcz oburzony planami kolegi. – Daj mi przynajmniej jedną butelkę.
– Po co? Chyba nie chcesz... – zanim Koreańczyk zdołał odpowiedzieć, Kazama wypił jednym haustem połowę zawartości butelki i się wzdrygnął, wystawiając przy tym język i wykrzywiając twarz w paskudnym grymasie. – Trzymaj, teraz ty wypijesz swoją połówkę.
– Chyba oszalałeś, ty głupi alkoholiku! – oburzył się Hwoarang. – Idę do kibla i to wszystko wyleję!
– Dzieci w Afryce mogłyby wypić ten alkohol!
***
W końcu prośby Jina nic nie wskórały, cały alkohol skończył spuszczony w autokarowej toalecie. Jakimś cudem wybrzuszenie w kształcie butelki w kieszeni bluzy Hwoaranga nie wzbudziło żadnych podejrzeń nauczycieli.
Stanęli na postój w McDonaldzie, tak jak obiecali nauczyciele.
Gdy tylko Lee przekroczył próg "restauracji" przyprawiło go o mdłości. Zapach starego oleju, zatłoczona kuchnia, no i wątpliwej jakości dania - zastanawiał się, jak w wieku dziesięciu lat mógł dostawać spazm ze szczęścia na informację, że Kazumi i Heihachi chcą się tam zatrzymać.
Z niechęcią podszedł do kasy coś zamówić - jednak musiał coś zjeść, bo miał świadomość, że następnym posiłkiem będzie dopiero kolacja w hotelu w Kioto. Cicho westchnął i zaczął gapić się na swoje buty. Dzisiaj były to modne, białe adidasy, a nie jego zwyczajowe lakierki - w końcu nie nosił też garnituru. Czuł się trochę jak nagi.
– Poprosiłbym sześć nuggetsów z kurczaka bez sosu i butelkę wody gazowanej – rzucił do kasjera. Przyjrzał się mu. Mógłby uchodzić w jego oczach za dosyć przystojnego - ale niestety jego twarz niebo szpecił grymas typu "zabijcie mnie, proszę". W sumie Chaolan nie dziwił mu się - kiedyś miał równie nędzną pracę, co prawda nie w McDonald's, ale o podobnym kalibrze beznadziei - będąc studentem pracował na stacji benzynowej. Do teraz zbyt dobrze pamiętał ten zapach paliwa i hipnotyzująco obracające się na podgrzewaczu parówki do hot dogów.
Gdy otrzymał swój posiłek, usadowił się przy stoliku razem z panią Nanami Kashiwazaki siedzącą w telefonie i sporadycznie spoglądającą na uczniów. Jadła sałatkę Cezar, chyba jeszcze nie dowiedziała się, jaka jest kaloryczna.
Wymienili ze sobą kilka słów na temat planu wycieczki - kiedy gdzie pójdą i tak dalej. Próbował potem jeszcze rozmawiać z nią na inne tematy, ale Nanami nie była dobrym towarzyszem do rozmowy - strasznie nudziła i była mało inteligentna, szkoda, bo miała dosyć ładną twarz, więc po krótkiej chwili jego uwaga zwróciła się ku Hwoarangowi i Jinowi, rozpracowującymi swoje wielkie porcje jedzenia. Zastanawiał się, czy jego plan zeswatania ich się powiedzie. Chemię między nimi można było zauważyć gołym okiem.
– Idę po loda, mam ochotę na deser – oznajmił Hwo, lekko chwiejąc się na krześle wstając. "Czy oni coś pili?", zastanowił się Chińczyk, analizując ich zachowanie i roześmiane twarze. "Nie, to niemożliwe - przecież wiedzieli o kontroli policji - prawda..?".
Hwoarang zgodnie ze swoim postanowieniem zamówił dużego loda w wafelku z polewą truskawkową - dzisiaj wyjątkowo dopisywał mu apetyt.
Gdy go odebrał, od razu zabrał się do jedzenia.
Kiedy brał go do buzi... Jin poczuł się... dziwnie.
Jednak nie będę tego szczegółowo opisywać, bo zeszlibyśmy do najniższego możliwego poziomu żartów, a tego chyba nie chcemy, prawda?
***
Wszyscy uczestnicy wycieczki przeszli kontrolę pomyślnie. Kousuke Mori triumfował, bo jego "cudowny sposób" na przemycenie alkoholu w walizce się sprawdził - o dziwo wódka zabarwiona niebieskim barwnikiem spożywczym przelana w butelkę po Listerine mogła śmiało uchodzić za płyn do płukania ust.
Jin przeklinał go w myślach. "Ta patola może mieć alkohol a ja nie? Niedoczekanie!" .
Zanim zaczęli zwiedzać, najpierw pojechali do hotelu ogarnąć bagaże.
– Park i Kazama, pokój 404! – oznajmiła pani Kashiwazaki.
Hwoarang odebrał klucze i razem z Jinem ruszyli korytarzem, szukając tego pokoju.
– Czy ten pokój w ogóle istnieje? – zaśmiał się Koreańczyk, na co Kazama lekko przechylił głowę, nie zrozumiał żartu. – Error 404 i w ogóle, Jezu! Jaki jesteś niekumaty.
– A ty walisz gorsze suchary niż stereotypowy ojciec – westchnął Jin.
W końcu trafili do pokoju. Powitały ich typowo hotelowe, białe pościele i dość neutralny wystrój, oraz ściany w kolorze piaskowca.
– No, bunkrów nie ma – stwierdził Hwo, sprawdzając łazienkę. Ona z kolei była dość przedpotopowa, z ohydnymi, zielonymi kafelkami i wanną z kiczowatą zasłonką prysznicową w bąbelki.
– Ale przynajmniej jest telewizor – mruknął czarnowłosy, włączając owo urządzenie. Ku jego niezadowoleniu działały tylko dwa kanały - jakiś program przyrodniczy o florze prefektury Kioto i coś noszącego bardzo oczywistą nazwę Teleturnieje24. – Cofam to - telewizora brak.
Czas gonił, więc czym prędzej rozpakowali się i stawili na zbiórkę, mieli właśnie wychodzić, by zwiedzić pałac cesarski i ogrody go otaczające.
Panował tam niezwykły hałas - Kousuke ogłosił, że w pokoju 390 wraz z kolegami organizuje imprezę. Zarówno Jin, jak i Hwoarang nie mieli najmniejszego zamiaru uczestniczenia w tym przedsięwzięciu.
– Hej Jiiin! – przywitała go Xiaoyu, radośnie szczebiocząc z Miharu.
Hwoaranga znów złapało to ukłucie zazdrości.
Ruszyli pełni chęci, gotowi na wszystkie wyzwania tego dnia.
***
siemasiemasiemasiemasiemasiema (pozdro dla GnojCodzienny joł ziom)
Ogólnie to mam ból dupy bo popełniłam dość poważny błąd merytoryczny, bo piszę, że niby bohaterowie cieszą się weekendem - a w Japonii chodzi się do szkoły także w soboty, tylko że na połowę dnia, a ja byłam za głupia, żeby zrobić research i dowiedziałam się o tym dopiero z tego posta na tumblrze:
I no.
Przypał.
Ale anyways - mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał, i życzę miłego wieczoru/dnia.
[art by me] XDDD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro