Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11

PIOSENKA W MEDIACH TO INSIDE JOKE, NIE SŁUCHAM TEGO NA POWAŻNIE I TO NIE JEST ZWIĄZANE Z ZAWARTOŚCIĄ ROZDZIAŁU CNIE XDDD
pozdrawiam cię Amelia (GnojCodzienny )

Hwoaranga obudził hałas wywołany przez śmieciarkę wywożącą śmieci spod bloku. Dzięki temu zdołał sobie uświadomić, że jest grubo po dziesiątej - półtora godziny po tym, jak zaczęły się lekcje. W reakcji na to jedynie cicho westchnął - "świetnie, kolejne wagary w dzienniku...".

Uśmiechnął się natomiast, gdy zdał sobie sprawę, że nadal leży w objęciach Jina. Pomyślał, że uroczo wygląda, gdy śpi. Wtulił się w niego jeszcze mocniej. Stwierdził, że jego włosy pachną wyjątkowo przyjemnie, białym mydłem i miętowym szamponem.

– Mhm... – zamruczał Jin, także budząc się przez feralną śmieciarkę. Przeciągnął się i spojrzał w oczy rudemu. – Cześć, Hwoarang.

Koreańczyk cicho zachichotał i pogłaskał policzek Jina.

– No hej – szepnął, nadal chichocząc. – Chyba dzisiaj też nie idę do szkoły.

– O cholera, przepraszam, zapomniałem, że ty masz już wpisane jedne wagary i też przeze mnie! – uniósł się Japończyk.

– Spokojnie, Kazama, spokojnie – zaśmiał się Koreańczyk, podnosząc się z pozycji leżącej. – To nie tylko twoja wina.

Chwilę siedzieli w milczeniu. Hwoarang ślepo wpatrywał się w szybę drzwi balkonowych, a Jin usiłował rozprostować kości i do końca się wybudzić.

– Idę się wykąpać, a potem może pójdziemy na śniadanie? – mruknął Koreańczyk, w końcu wstając z kanapy. Przeciągnął się leniwie i głośno ziewnął.

– Masz kasę, żeby gdzieś wyjść? – spytał czarnowłosy, także ziewając.

– Przepraszam, dopiero co dostałem wypłatę! – zaśmiał się rudy. – Pójdziemy do Taco Bell'a, mają akurat kupony.

– Do Taco Bell... Na śniadanie? – Jin był lekko zdziwiony. Owszem, on też bardzo lubił tę sieciówkę, ale nie aż tak, by jeść jej produkty na śniadanie.

– Nie doceniłeś jeszcze potęgi i wyższości taco na śniadanie, Jin – zaśmiał się rudy. – Poza tym, pamiętasz, jak kiedyś zjedliśmy zimną pizzę z salami na śniadanie? To prawie to samo, tyle, że ciepłe.

– Ta... – mruknął Jin, przewracając się na brzuch.

Koreańczyk poszedł do łazienki, a Jin nadal podejmował bezskuteczne próby zwleczenia się z kanapy. Z jakiegoś powodu odczuwał chęć wejścia do łazienki i podglądania chłopaka, ale w porę się powstrzymał. W końcu wstał, z donośnym jękiem. Bolały go plecy, bo całą noc spał w niewygodnej pozycji, ale nie narzekał - biorąc pod uwagę, z kim spał (nie w sensie erotycznym oczywiście). Wyciągnął telefon spod poduszki (zły nawyk) i gdy wyłączył tryb "nie przeszkadzać" zalała go fala powiadomień. Miał wrażenie, że jego telefon na chwilę postanowił zmienić się w wibrator.

Przeważały tutaj wiadomości od Jun, o błagalnej wręcz treści ("błagam, wróć", "martwię się" itd.). Były tam jeszcze nieodebrane połączenia od Kazuyi, i dość groźnie brzmiące SMS-y ("Wracaj, gówniarzu"), wiadomość od Xiaoyu z zapytaniem, dlaczego nie ma go w szkole, a także, ku jego zdziwieniu wiadomość od samej Lili de Rochefort z pytaniem, czy wie, co może się dziać z Hwo, że nie ma go w szkole (z uroczym "jakby co, to najzwyczajniej w świecie się po prostu martwię, nie, żebym miała na niego crusha, czy co!"), i finalnie dziwna wiadomość od Lee "wróć do wieczora, bo nie chcę odwoływać mojej randki z Tindera
P.S Tak, domyślam się, że byłeś u Hwoaranga".

Jin westchnął głośno. To już podchodzi pod stalking, czy co!

***

– Ta. I do tego jeszcze nachosy – mruknął Hwoarang do kasjerki na drive through w Taco Bell.

– Będziesz jadł jak jakaś świnia w swoim nowym samochodzie? – zaśmiał się Jin, gdy zjechali na parking, aby poczekać na jedzenie.

– Po pierwsze - temu autu dużo brakuje do bycia "nowym", a po drugie - owszem, zjem tutaj bez żadnych oporów.

Gdy w końcu dostali jedzenie, Hwoarang rzucił się na swoją porcję jak dzikie zwierzę. Wręcz agresywnie wgryzł się w swoje taco z podwójną ilością chilli, a Jin nieufnie począł skubać swoje churros.

– Naprawdę cię nie łapię – westchnął czarnowłosy.

– Nawzajem. Jak możesz odmawiać sobie tego ósmego cudu świata jakim jest taco? – zaśmiał się Hwo z buzią pełną wołowiny.

– Jakoś mogę... – mruknął Japończyk, wkładając kolejne churro do buzi. – W ogóle... Będę musiał się zbierać. Mama pewnie umiera ze stresu, a ojciec oskarża o moje zniknięcie całą rodzinę...

– Racja... – westchnął Hwoarang. – Szkoda. Porobiłbym z tobą coś jeszcze...

– Mhm, ja też. Mam nadzieję, że moją karą nie będzie zakaz podjechania na tę wycieczkę do Kioto... To w poniedziałek, prawda?

– Ta. Jedziemy z przednim towarzystwem, trzecia F i ogólna się załapała – zaśmiał się Koreańczyk. Nie, żeby ich klasa o profilu sportowo-językowym była o wiele lepsza, ale... ilość tak zwanej patologii w czwartym roczniku klasy ogólnej była wręcz przytłaczająca. – No i twój kochany wujek z nami jedzie, nie zapominajmy o tym. Mam wrażenie, że on nas stalkuje, czy co.

– Kto wie, sądząc ilość chorego gówna, które odpierdalał przez całe życie... Ojciec opowiadał, że w wieku piętnastu lat postanowił zostać gothem, a w wieku osiemnastu pod wpływem jakiegoś anime kupił jakiegoś sportowego Nissana i próbował driftować.

– Chyba w sprawie gustu co do anime byśmy się dogadali – zarechotał rudzielec, gładząc kierownicę swojej 86. – Ale z tą fazą na goth w wieku piętnastu lat - przyznaj, każdy chyba miał jakieś głupie pomysły w tym wieku.

– Czy ja wiem, ja w wieku piętnastu lat byłem tak samo niezdecydowany i przeciętny, co teraz – mruknął Jin, kończąc posiłek i zwijając papier, w którym dostał ciastka w kulkę.

– C'mon, musiałeś mieć jakieś dziwną fazę - ja w gimnazjum chciałem wstąpić do jakiegoś boysbandu...

– Co?! – wykrzyknął Jin i zaczął zwijać się ze śmiechu. – Już to sobie wyobrażam - ty i boysband z twoim kozim zawodzeniem!

– Cicho - w tych czasach wystarczy mieć ładny ryj i dobry autotune.

– Nie masz ani jednego, ani drugiego – zarechotał Japończyk i oberwał od swojego kolegi.

***

Poniedziałek

– Kochanie, moim zdaniem nie powinien jechać na tę wycieczkę - poszedł by do szkoły i miałby za swoje - uważam, że tydzień szlabanu to zdecydowanie za mała kara za zniknięcie na cały dzień! – powiedział Kazuya, delikatnie mówiąc, uniesiony.

Była dziewiąta i wszyscy jedli śniadanie. Jin miał zaraz wyjeżdżać do Kioto - praktycznie siedział na walizkach.

– Daj już z tym spokój, co, Kazuya? – westchnęła Jun, wycierając usta serwetką. – Mówiliśmy już o tym, to też po części nasza wina...

– Ta, nasza, bardziej mojego zjebanego ojca i brata – mruknął Mishima, biorąc łyk kawy z kubka.

Sam Jin jedynie cicho się temu wszystkiemu przyglądał. "Jacy oni są żałośni...", pomyślał, rozsmarowując widelcem żółtko jajka po talerzu.

– Kazuya... Zresztą, nie ważne, jedźcie już, bo zaraz się spóźnicie – mruknęła Jun, poczynając sprzątanie ze stołu.

– Dalej, Jin – westchnęła głowa rodziny, biorąc kluczyki do samochodu.
Jego syn bez słowa wykonał polecenie i wywlókł nieprzeciętnie dużą walizkę za drzwi i wsadził ją do bagażnika Hondy.

Gdy obaj byli już w samochodzie Kazuya włączył radio, jakby dla zmniejszenia niezręczności, jednak od razu je wyłączył, gdy usłyszał pierwsze nuty "Can't Stop The Feeling" Justina Timberlake'a. Rozgłośnia go zawiodła, więc włożył do napędu na płyty krążek z koncertu Chrisa Botti'ego. "O tak", pomyślał, zagłębiając się w fotelu. Uważał, że jazz to jedyna słuszna forma muzyki.

– Tato, minąłeś parking – mruknął Jin.

Bańka chwilowego odstresowania natychmiastowo pękła.

– Eh... – jęknął Mishima, zawracając na rondzie. – A mogłeś zostać i czyścić lodówki.

***

– Brakuje nam tylko dwóch osób... Mori Kousuke i Park Hwoarang... – mruknęła pani Kashiwazaki, nauczycielka angielskiego i wychowawczyni trzeciej F.

– Czemu mnie to nie dziwi? – westchnął Lee, spoglądając w niebo. Dzisiaj nie nosił garnituru, co było aż dziwne, ale było to raczej usprawiedliwione - w końcu kto, za przeproszeniem popierdala po zabytkach i pilnuje bachorów w lakierkach i śnieżnobiałym, kosztującym równowartość średniej krajowej garniturze?

O wilku mowa, można by było rzec, gdyż zaledwie kilka sekund po tym, gdy Chaolan wypowiedział te słowa, zjawił się przed nim zdyszany do granic możliwości Koreańczyk.

– Jestem! – wydyszał, i aż upuścił swoją torbę. – Przepraszam za spóźnienie.

– Dobra, teraz zostaje tylko pan Mori... – westchnęła brązowowłosa nauczycielka. Mimo, że miała zaledwie trzy lata nauczania na karku - miała już dość.

– Wcześniej nie mogłeś przyjść, co? – zaśmiał się Jin, gdy rudzielec do niego podbiegł. Zmierzył go wzrokiem. – A poza tym, do cholery, co ty na sobie masz?!

Hwoarang rzeczywiście wyglądał... niecodziennie. Miał na sobie jaskrawopomarańczową bluzę, brązowe, mocno podwinięte, obcisłe spodnie... brzmi normalnie, prawda? Nie do końca. Miał na sobie też jedną z tych sportowych opasek na czoło z wielkim napisem "KOREA" - jakże patriotycznie, oraz skarpety i "laczki" z Adidasa.

– Spieszyłem się, ok? – jęknął Hwo i wyciągnął z plecaka termos. – Chcesz kawy?

– Chętnie – zgodził się czarnowłosy i wziął łyka. W kwestii kawy byli dość jednogłośni - obaj pili nieposłodzoną, białą kawę. – Jestem ciekaw, czy ten laluś Kousuke postanowi się zjawić...

– Znając go, pewnie pojawi się w ostatniej chwili, gdy Kashiwazaki będzie chciała jechać bez niego. Bożyszcze nastolatek od siedmiu boleści.

Kousuke Mori był osobą... Nietuzinkową. Był wyraźnym buntownikiem - miał wyjątkowo fantazyjną fryzurę i równie fantazyjne występki. Tydzień bez jakiejś akcji w jego wykonaniu był rzadkością. Raz rozwalił pisuar kijem baseballowym, a to innym razem stwierdził, że świetnym pomysłem będzie napisanie "BOGA NIE MA" pomarańczową farbą na ścianie sali gimnastycznej... mimo to, każda dziewczyna w szkole lgnęła do niego jak mucha. Krążyły także pogłoski, że jego ojciec ma powiązania z yakuzą...

W końcu pojawił się, nie odzywając się ani słowem ani do swojej grupy kolegów, ani do opiekunów.

– Zaczynamy tę beznadzieję, hę? – prychnął pod nosem Jin, usadawiając się na fotelu gdzieś na tyłach autokaru.

– Hej Jiiin! – krzyknęła Xiaoyu, wbiegając wraz ze swoją najlepszą przyjaciółką, Miharu do pojazdu. Usiadły za chłopakami.

– No siema – odpowiedział im przed Jinem Hwo. "Czy on jest zazdrosny?", pomyślał Japończyk, z trudem powstrzymując się od śmiechu.

Wszystkim wydawało się, że są przygotowani na to, co nastanie - oj, jak bardzo się mylili.

***

Naprawdę przepraszam za tak długą przerwę, ale jestem zjebaniem umysłowym, które jest zbyt leniwe, żeby coś napisać.

No.

Żegnam

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro