Rozdział 11
Wkurzona Wiktoria krążyła po korytarzu próbując opanować swoje emocje. Niestety brunetka była dość nerwową osobą i zawsze miała trudności z uspokojeniem się. Usiadła na podłodze i próbowała się opanować. Wiktoria wiedziała, że musi znaleźć sposób na opanowanie swoich emocji, zanim straci nad nimi kontrolę. Westchnęła głęboko i spróbowała skoncentrować się na oddechu.
-" Wdech i wydech" - pomyślała próbując się uspokoić.
Wiktoria, po nerwowej chwili w korytarzu, wróciła do swojego pokoju, gdzie spotkała się ze swoimi przyjaciółkami. Nieśmiało weszła do pokoju,a dziewczyny spojrzały na nią zdziwione.
- No przepraszam, nie powinnam była się wkurzać - oznajmiła patrząc na podłogę.
Dziewczyny spojrzały na Wiktorię z wyrazem zrozumienia i sympatii. Jedna z nich - Anastazja, podbiegła do niej i objęła ją mocno.
- Nie martw się, Wiki. Każdemu zdarza się czasami stracić nerwy. Ważne, że potrafisz sobie z tym radzić i my nie powinnyśmy były Cię okłamywać- powiedziała Anastazja, uspokajając przyjaciółkę.
Wiktoria uśmiechnęła się wdzięcznie, czując ulgę, że ma takich przyjaciół, którzy ją wspierają. Po chwili milczenia Anastazja wzięła ją za rękę i poprowadziła do kąta pokoju, gdzie usiadły na łóżku razem z innymi.
- Może chcecie mi powiedzieć dokładnie co się dzieje? - zapytała delikatnie Wiktoria.
- Tak, chętnie - odpowiedziała.
Wiktoria skinęła głową, czując, że rozmowa mogłaby Jej pomóc uporządkować myśli. Zaczęła opowiadać o tym, co ją zirytowało i jak trudno było Jej opanować emocje. Wiktoria słuchała swoich przyjaciółek uważnie, kiwają głową i okazując zrozumienie. Kiedy dziewczyny skończyły opowiadać, poczuły się lżej, jakby uwolniły się od ciężaru, który nosiła na swoich barkach.
- Dzięki, dziewczyny, że jesteście. Naprawdę to pomogło - powiedziała Wiktoria, czując wdzięczność wobec swoich przyjaciółek.
- Zawsze możesz na nas liczyć - odpowiedziała Ola uśmiechając się.
- Jednak ... Co zrobimy z Zosią ? - zapytała Wiktoria zaniepokojona.
- Nie mam pojęcia ... Nie wiadomo kiedy Alicja wyjdzie ze szpitala - oznajmiła Rozalia.
- Wydaje mi się, że będzie jej smutno jak Alicji dzisiaj nie będzie. Boje się, że coś się jej stanie albo nam - powiedziała Anastazja,a wtedy wszystkie zamilkły.
Po chwili ciszy, dziewczyny postanowiły przejść do czegoś przyjemniejszego i zaczęły planować wieczór spędzony razem. Wiktoria czuła się szczęśliwa, mając świadomość, że ma tak wspaniałych przyjaciół, którzy są z nią w dobrych i złych chwilach. Rozmowa i wsparcie przyjaciół pozwoliły Wiktorii poczuć się lepiej, a perspektywa spędzenia wieczoru w ich towarzystwie sprawiała, że zapomniała o chwilowej irytacji. Zdając sobie sprawę, że klucz do opanowania emocji leży także w wsparciu innych ludzi, obiecała sobie, że będzie bardziej otwarta na rozmowę i wsparcie swoich bliskich w przyszłości. Nagle Zosia stanęła w drzwiach pokoju.
- Dziewczyny... Bo skoro Alicji dzisiaj nie będzie... Mogłaby , któraś z Was spać ze mną tutaj w pokoju ? - zapytała niepewnie, a dziewczyny zbladły.
Raczej nie chodziło o to, że nie lubiły Zosi i nie chciały z nią mieć żadnego kontaktu. Wszystkie się poprostu bały. Obawiały się tego, że znowu może się coś dziać z Zosią. Wiktoria spojrzała na Zosię z lekkim zawahaniem.
- Tak, mogę spać z tobą, ale...Obawiam się ,że Anastazja nie będzie protestować z powodu tego, co się wydarzyło ostatnio - powiedziała Wiktoria, a w jej głosie dało się wyczuć niepewność.
Wiedziała, że nie będzie łatwo przekonać Anastazję, ale musiały znaleźć sposób, aby Zosia poczuła się bezpieczna. Rudowłosa przytaknęła z pewnym niepokojem.
- Mam obawy co do tego, Zosiu . Po ostatnich wydarzeniach lepiej byłoby zachować ostrożność - powiedziała Anastazja, a jej głos był pełen troski.
- Rozumiem, może coś wymyślimy ... Możecie mnie przywiązać do łóżka , żeby nic się nie stało - zaproponowała , a Madzia zaśmiała się cicho słysząc ostatnie zdanie.
- Nie wiem czy by zadziałało, ale możemy spróbować - oznajmiła Wiktoria, a Anastazja przytaknęła.
- Dzięki - odpowiedziała Zosia, a wtedy kogoś telefon zadzwonił.
Był to telefon od Oli. Dziewczyna widząc na wyświetlaczu imię mamy zmarłej przyjaciółki od razu odebrała i poszła rozmawiać do innego pomieszczenia. Dziewczyny siedziały w ciszy wymieniając zdziwione spojrzenia pomiędzy sobą. Po kilku minutach czarnowłosa wróciła , lecz nie smutna, a raczej trochę zrelaksowana.
- Co Ci mówiła pani Ania ? - zapytała zaciekawiona Madzia , gdy Ola stanęła w drzwiach.
- Powiedziała mi, że przyjadą zobaczyć po raz ostatni Aurelię... Nie mają pojęcia co zrobić z jej ciałem i dali mi propozycje ... - odpowiedziała, lecz na końcu się wstrzymała.
- O super! Jaką ? - zapytała Wiktoria lekko uśmiechnięta .
- No czy bym nie chciała jechać do domu z nimi, by mnie odwieźli - odpowiedziała Ola, a wtedy w pokoju nastała cisza.
- Co odpowiedziałaś ? - zapytała Rozalia.
- Odpowiedziałam, że nie chce - odparła czarnowłosa, a dziewczyny odetchnęły z ulgą.
- Mówili też, że za 30 minut bedą pod hotelem i się pytali czy czasami nie chcecie pojechać razem z nami do hospicjum - oznajmiła Ola.
- Wiesz moim zdaniem nie powinnaś jechać do hospicjum, bo ... - zaczęła Hania, lecz gdy zobaczyła wzrok czarnowłosej od razu zamilkła - Nie ważne - dodała po chwili speszona.
- Słuchaj, jeśli faktycznie będziesz chciała pojechać to będziesz musiała się zapytać o pozwolenie pani Izy albo pani Darii - oznajmiła Wiktoria.
- Wiem, ale raczej się zapytam pani Izy - odpowiedziała, a reszta dziewczyn się zaśmiała wiedząc, że dość dużo osób się boi pani Darii.
Nagle ktoś zapukał do drzwi z pokoju. Wszystkie spojrzały na siebie zdziwione, a po chwili Wiktoria poszła otworzyć drzwi. W drzwiach zastała niską, szczupłą kobietę. Jej blond włosy były spięte w luźnego warkocza, a zielone oczy wyrażały smutek. Dopiero po chwili brunetka sobie uświadomiła, że była to matka Aurelii.
- O dzień dobry - powiedziała zaskoczona brunetka wpuszczając ją do środka.
- Cześć Wiki , jest Ola w pokoju ? - zapytała pani Ania.
- Tak, jest - odpowiedziała, a po chwili weszła w głąb pokoju i zaprowadziła ją do czarnowłosej.
- Dzień dobry - powiedziały wszystkie dziewczyny, gdy zobaczyły mamę zmarłej przyjaciółki.
Pani Ania spojrzała na dziewczyny z lekkim uśmiechem, który jednak szybko zgasł, zauważając ich zdenerwowanie. Usiadła obok Oli i spojrzała na nią pełna troski.
- Cześć, Olu. Jak się czujesz? - zapytała delikatnie.
Ola spojrzała na nią, próbując uśmiechnąć się na pozór pewnie, ale w jej oczach malowało się smutne zagubienie.
- Trochę... trochę dziwnie. Nie bardzo wiem, co zrobić. Chciałabym być tam dla Aurelii, ale... - przerwała, nie kończąc zdania.
Pani Ania objęła ją ramieniem, dając zrozumienie i wsparcie, którego Ola teraz bardzo potrzebowała.
- Wiem, kochanie. To bardzo trudne. Ale pamiętaj, żebyś myślała także o sobie. Twoje zdrowie psychiczne jest teraz ważne. Aurelia była by tego świadoma - powiedziała ciepło.
- Pani też powinna pomyśleć o sobie - oznajmiła Rozalia, a kobieta się lekko uśmiechnęła .
Ola skinęła głową, wdzięczna za słowa wsparcia. W tym momencie Wiktoria poczuła, że musi coś powiedzieć.
- Może... Może moglibyśmy pomóc? - zasugerowała nieśmiało.
Pani Ania spojrzała na nią zaskoczona, ale zaraz potem uśmiechnęła się lekko.
- To bardzo miłe z waszej strony, dziewczyny. Ale nie jestem pewna, czy to dobre pomysły. To... to może być dla was bardzo trudne - powiedziała ostrożnie.
Wiktoria poczuła się trochę zawstydzona, ale nie chciała się poddać.
- Ale jeśli moglibyśmy pomóc w jakikolwiek sposób... może to przynieść nam wszystkim trochę ulgi - starała się przekonać.
Pani Ania spojrzała na dziewczyny z wyrazem głębokiej wdzięczności.
- Dziękuję, dziewczyny. To bardzo miłe z waszej strony. Ale... nie jestem pewna. Muszę to przemyśleć. Na pewno dam wam znać - oznajmiła, wstając z miejsca.
Dziewczyny spojrzały na siebie z niedowierzaniem, ale też z determinacją. Chociaż wiedziały, że to może być trudne i emocjonalnie wyczerpujące, chciały pomóc Oli i jej rodzinie jak tylko mogły. Po tym spotkaniu atmosfera w pokoju stała się jeszcze bardziej napięta. Każda z dziewczyn zaczęła rozmyślać nad możliwymi sposobami wsparcia dla Oli i jej rodziny. Wiktoria czuła, że ta sytuacja zbliżała je jeszcze bardziej jako przyjaciółki. Była gotowa na to, by stanąć przy Oli, niezależnie od tego, co by się wydarzyło.
- To , które z Was chcą jechać ? - zapytała pani Ania patrząc na dziewczyny.
- My byśmy chciały - odpowiedziały Anastazja, Ola i Wiktoria.
- Dobra , to musimy dokładnie poinformować opiekunki - oznajmiła kobieta.
Następnie wszystkie wstały i skierowały się w stronę drzwi.
- Dziewczyny uważajcie na siebie, Zosia szczególnie ty - powiedziała Wiktoria, gdy miały już wychodzić z pokoju.
- Nie martw się ... Będzie dobrze - odparła Zosia lekko się uśmiechając, a Madzia, Rozalia i Hania stojące za nią wymieniły zmartwione spojrzenia.
- To do zobaczenia - oznajmiły wszystkie, a dziewczyny zamknęły za nimi drzwi.
Wszystkie zeszły na dół do recepcji, gdzie była już pani Iza. Widząc jak dziewczyny idą razem z panią Anią kiwnęła głową, ze zrozumieniem. Tata od Aurelii czekał już w aucie przed hotelem. Kiedy dziewczyny wyszły z budynku, przywitał je ciepło, choć w jego oczach malowało się smutne zrozumienie. Cicho wsiadły do samochodu, w którym pan Marek czekał cierpliwie, starając się nie naruszyć ich prywatności. Bez zbędnych słów ruszyli w kierunku hospicjum. Po dotarciu na miejsce atmosfera w aucie stała się jeszcze bardziej przytłaczająca. Wiktoria czuła, jak serce bije jej mocniej, kiedy zbliżali się do celu tej smutnej podróży. Gdy weszły do pomieszczenia, gdzie znajdowało się ciało Aurelii, dziewczyny zamarły w miejscu. Pani Ania, widząc ciało swojej ukochanej córki, była przytłoczona bólem i smutkiem. Jej serce pękło na kawałki w obliczu tej straszliwej tragedii. W obliczu takiej okropnej rzeczywistości, Wiktoria i reszta dziewczyn z pewnością poczuły głębokie współczucie i empatię wobec pani Ani, starając się ją wspierać jak i pana Marka . Pani Ania, zrozpaczona i przytłoczona bólem, opuściła hospicjum wraz z panem Markiem, próbując znaleźć choć odrobinę ukojenia w tej straszliwej chwili. Gdy wyszli, dziewczyny zostały same w pokoju, siedząc w milczeniu, pochłonięte przez swoje myśli i uczucia. Nagle, gdy atmosfera była nasycona smutkiem i przerażeniem, Aurelia niespodziewanie otworzyła oczy. Jednakże jej oczy były martwe, a mięśnie jej twarzy i ciała po prostu rozluźniły się, co było typowe dla ciał osób zmarłych. Ten widok był dla dziewczyn szokujące i przerażające. W mgnieniu oka panika ogarnęła wszystkie dziewczyny. Krzyki przepełniły pokój, kiedy uświadomiły sobie, co się właśnie stało. Nie mogły uwierzyć własnym oczom. W tym momencie do pokoju wszedł lekarz, słysząc krzyki dziewczyn. Spojrzał na Aurelię, a potem na dziewczyny, próbując uspokoić sytuację i wyjaśnić, co się stało.
- Spokojnie, to tylko naturalna reakcja ciała na pewne bodźce. Aurelia jest martwa, dziewczyny. To, co się właśnie stało, to zjawisko, które czasami może wystąpić po śmierci. Jest to całkowicie normalne i nie ma powodu do paniki - wyjaśnił lekarz, starając się uspokoić przestraszone dziewczyny.
Dziewczyny, choć nadal zszokowane, zaczęły stopniowo opadać z emocji, gdy słuchały uspokajających słów lekarza. Po chwili wszyscy postanowili wyjść z pomieszczenia, a wtedy rodzice z lekarzem porozmawiali. Dziewczyny siedziały oddalone nie chcąc słyszeć o czym rozmawiają. Gdy wreszcie skończyli rozmawiać wszyscy postanowili wrócić do hotelu. Droga trwała 20 minut i dziewczyny nim się obejrzały już były w hotelu. Zdziwiło je tylko, że gdy szły do hotelu rodzice Aurelii pojechali w tą samą stronę, w którą się jechało do hospicjum. Gdy dziewczyny wróciły do pokoju, zastały Alicję już tam, opierającą się na kulach. Jej obecność była niespodziewana, ale zarazem budząca ulgę. Wiktoria i reszta przyjaciółek podbiegły do niej z troską i zainteresowaniem.
- Alicja! Wróciłaś! Jak się czujesz? Co się stało? - zapytała Wiktoria, obejmując przyjaciółkę.
Alicja spojrzała na nie z wyrazem zmęczenia, ale także ulgi.
- Tak, wróciłam. Teke Teke zraniła mnie podczas naszego ostatniego starcia. Ale teraz jestem tutaj z wami - powiedziała z uśmiechem.
Dziewczyny wyrazili zdziwienie i niepokój, słysząc o tym, co się stało, ale zarazem były wdzięczne, że Alicja wróciła do nich. Obiecały, że będą tam dla niej w każdej chwili i wspomogą ją w procesie rekonwalescencji. Po powrocie do pokoju dziewczyny usiadły wokół Alicji, jednak ich radość z jej powrotu została szybko stłumiona przez niepokojącą wiadomość. Wiktoria spojrzała na przyjaciółki z wyrazem zaniepokojenia.
- Dziewczyny, właśnie dostałam wiadomość od recepcji. Rodzice Alicji mają przyjechać po nią dzisiaj wieczorem - oznajmiła Rozalia, a inne popatrzyły na Alicję z niedowierzaniem.
Alicja popatrzyła na nią zaskoczona, a potem spojrzała na swoje przyjaciółki z wyrazem smutku.
- To już koniec... - wyszeptała z przygnębieniem.
Dziewczyny, mimo że były rozczarowane, nie chciały dłużej zadręczać Alicji swoją obecnością. Wiedziały, że muszą się pożegnać, choć to było dla nich trudne. Wiktoria podeszła do Alicji i objęła ją mocno.
- Przepraszam. Chciałabym, żebyś mogła zostać dłużej, ale nie możemy ryzykować. Twoi rodzice muszą wiedzieć, że jesteś bezpieczna - powiedziała Wiktoria.
Alicja uścisnęła dłoń brunetki z wdzięcznością.
- Dziękuję, Wiki. Rozumiem... Ale będę za wami bardzo tęsknić - szepnęła z żalem.
Pozostałe dziewczyny również zbliżyły się do Alicji, dając jej serdeczne objęcia i obiecując, że zawsze będą dla niej tam, gdzie będzie ich potrzebowała. Gdy dziewczyny przygotowywały się do snu, nagle usłyszały delikatne pukanie do drzwi. Wiktoria spojrzała na Zosię, która wyglądała na przerażoną, ale zarazem zaniepokojoną.
- To pewnie rodzice Alicji - szepnęła Wiktoria, zbierając się z łóżka.
Zosia westchnęła ciężko, a jej spojrzenie wyrażało mieszankę smutku i niepokoju. Kiedy Wiktoria otworzyła drzwi, stanęła przed nią para starszych ludzi o ponurych, zmęczonych twarzach. Ich spojrzenia wyrażały głęboki smutek i troskę.
- Dobry wieczór ... - powiedziała niepewnie Wiktoria, próbując ukryć swoje emocje.
Rodzice Alicji spojrzeli na nią z wdzięcznością i smutkiem jednocześnie. Matka Alicji, z rozpaczy w oczach, wydawała się być na granicy załamania nerwowego.
- Dobry wieczór... - powiedziała cicho, jej głos drżał z emocji.
Wiktoria pozwoliła im wejść do pokoju, a dziewczyny siedzące na łóżkach spojrzały na nich z niedowierzaniem i współczuciem. Rodzice Alicji usiadli na wolnym łóżku, wyglądając na przygnębionych i zrozpaczonych.
- Jak się czujesz, Alcia? - zapytała matka, trzymając dłoń swojej córki.
Alicja spojrzała na nich z uśmiechem, który jednak był pełen smutku i tęsknoty.
- Lepiej... Teraz jestem z moimi przyjaciółkami... - odpowiedziała cicho.
Rodzice Alicji spojrzeli na dziewczyny z wdzięcznością i smutkiem jednocześnie. Ich obecność była dla nich zarówno źródłem pocieszenia.
- Bardzo dziękujemy, że się nią zajmujecie... - powiedziała matka, a jej głos drżał z emocji.
Już mieli wychodzić, lecz Wiktoria przemówiła.
- Czekaj! Może podasz nam swój messenger, żebyś my mogły ze sobą pisać ? - zaproponowała brunetka, a dziewczyna uśmiechnęła się promiennie.
- Jasne, mam nazwę na Facebooku Alicja Chmielewska i nie mam zdjęcia profilowego - oznajmiła.
- Oki, dzięki . Nie wystrasz się jak napiszę do Ciebie Wiktoria Meyer - zaśmiała się brunetka,a zielonooka razem z nią.
Dziewczyny spojrzały na siebie, czując głęboką sympatię i troskę dla rodziców Alicji. Wszystkie postanowiły odprowadzić ich oprócz Zosi, która niezbyt dobrze się czuła . Po serdecznych pożegnaniach rodzice Alicji opuścili hotel, obiecując przekazać dziewczynom wszelkie nowe informacje dotyczące jej stanu zdrowia. Dziewczyny wróciły do pokoju, gdzie czekała na nie Zosia, wciąż trochę przygnębiona nieobecnością Alicji.
- Jak się czuje Alicja? - zapytała Zosia, kiedy dziewczyny weszły do pokoju.
- Na razie jest trochę osłabiona, ale jej stan się poprawia. Rodzice Alicji już wyjechali - odpowiedziała Wiktoria, uspokajając Zosię.
Po chwili ciszy dziewczyny usiadły wokół stołu, zaczynając planować wieczór. Zdecydowały się na wspólne oglądanie filmu i przygotowywanie przekąsek. Rozmowy były teraz lżejsze i bardziej beztroskie, a dziewczyny cieszyły się sobą nawzajem, zadowolone, że znów są razem po wszystkich przeżyciach ostatnich dni. Wieczór minął w miłej atmosferze, pełnej śmiechu i rozmów. Gdy nadszedł czas, aby się rozstać na noc, dziewczyny pożegnały się i poszły do swoich łóżek, z uśmiechem na twarzach i nadzieją na jutro.
W nocy, gdy wszystkie dziewczyny już spały głębokim snem, nagle rozległy się przeraźliwe krzyki. Budząc się ze snu, dziewczyny poczuły przerażenie, kiedy zobaczyły, że Zosi nie ma w swoim łóżku. Wiktoria i reszta przyjaciółek natychmiast wstały, próbując zrozumieć, co się dzieje. Rozglądając się po pokoju, zauważyły, że drzwi balkonowe są otwarte, a zaciągane zasłony powiewają. Przeraziły się, zdając sobie sprawę, że Zosia nie jest w pokoju, a otwarte drzwi mogą oznaczać najgorsze. Bez wahania dziewczyny wybiegły na balkon i spojrzały w dół, a ich serca zamarły z przerażenia. Zosia stała na balustradzie, wydając przeraźliwe dźwięki, jakby była w transie. Jej oczy były niewidoczne w mroku, a ciało wydawało się być pozbawione życia. Wiktoria i jej przyjaciółki krzyczały do Zosi, próbując ją przekonać, by zeszła z balustrady, ale ich słowa zdawały się nie docierać. Nagle, Zosia nagle odwróciła się w stronę dziewczyn, a ich serca stanęły na chwilę, widząc, że jej oczy są czarne jak noc. To nie było już Zosia, którą znali. Była to jakby inna istota, która opanowała jej ciało. Dziewczyny w przerażeniu cofnęły się, nie wiedząc, jak zareagować. W tym momencie zdały sobie sprawę, że muszą działać szybko. Wiktoria zdecydowała się podejść ostrożnie do Zosi, starając się dotrzeć do niej emocjonalnie.
- Zosia, to ja, Wiki. Proszę, zjedź z balustrady. Jesteśmy tutaj, żeby ci pomóc - mówiła spokojnym, uspokajającym tonem.
Jednak Zosia wydawała się być nieczuła na słowa Wiktorii. Jej oczy nadal wyrażały pustkę i zimny, nieznany świat. Wtedy Wiktoria postanowiła spróbować innego podejścia. Zaczęła opowiadać Zosi o ich wspólnych chwilach, o przyjaciółce, jaką znali i kochali. Wspominała radosne momenty, które dzieliły razem. Jednak nawet te wspomnienia nie były w stanie dotrzeć do Zosi. Nagle, gdy sytuacja stawała się coraz bardziej przerażająca, drzwi balkonowe otworzyły się gwałtownie, wywołując krzyk przerażenia u dziewczyn. W drzwiach pojawił się mrok, który zdawał się pochłonąć światło, a z niego wyłoniła się postać, której sylwetka była ledwo widoczna w ciemności. Dziewczyny, ogarnięte strachem, cofnęły się, a serca biły im jak dzikie. To był moment, w którym przerażenie sięgnęło zenitu, a światło księżyca ukazało jedynie zarys mrocznej postaci, która stała na progu, spoglądając na nie z zimnym, nieprzeniknionym wzrokiem. Zosia zbliżała się ku krawędzi mocy, ale jej ruchy były niekontrolowane, jakby ktoś inny kierował jej ciałem. Jej oczy błyszczały niepohamowaną desperacją, jednak to nie była jej wola. Chciała skoczyć, uwolnić się od tej rzeczywistości, która stała się dla niej więzieniem, ale to nie była jej decyzja. Dziewczyna ustawiła się do skoku. Anastazja widząc to zamarła.
- Zosia! Nie ! - krzyknęła wystraszona w kierunku przyjaciółki.
W ostatniej chwili ręce Wiktorii i Rozalii chwyciły ją, powstrzymując przed skokiem. Zosia westchnęła głęboko, a w jej oczach przeplatały się lęki i ból. Nagle, gdy w powietrzu uniósł się ciężki zapach spaliny, ich uwagę przyciągnął tajemniczy dźwięk. Teke Teke Teke Teke. Oczy wszystkich skierowały się ku dworowi. Tam, na skraju widowni, pojawiła się postać. Przezroczysta i niematerialna, mignęła przed ich oczami, po czym zniknęła, pozostawiając po sobie tylko lśniący ślad w powietrzu. Dziewczyny, wciąż ogarnięte szokiem, zebrały resztki sił i przytuliły się do siebie, szukając pocieszenia w obecności przyjaciółek. Wiktoria uścisnęła Zosię mocno, czując, jak jej serce bije szybko, a oddech jest nieregularny. W miarę jak świt zbliżał się coraz bardziej, dziewczyny czuły, że strach powoli opuszcza ich ciała. Zosia wciąż wydawała się nieobecna. Jej głowa swobodnie się opierała o ramię Rozalii. Wyglądało jakby spała, lecz miała otwarte oczy, co wprawiało dziewczyny w niepokój. Wiktoria zdecydowała się działać. Wiedziała, że muszą opuścić ten przeklęty pokój i szukać pomocy. Wtedy, gdy pierwsze promienie słońca oświetliły pokój, dziewczyny zebrały resztki sił i opuściły pokój. Korytarz wydawał się być bezpieczniejszy w świetle dnia, ale wciąż tkwiło w nim coś mrocznego i niepokojącego. Nagle, gdy szły korytarzem, zauważyły, że reszta hotelu jest opustoszała. Brakowało ludzi, a pustka i cisza sprawiały, że czuły się jeszcze bardziej zagrożone. Dziewczyny wzajemnie się podtrzymywały, idąc naprzód, nie wiedząc, co je czeka. W miarę jak docierały do recepcji, zobaczyły, że tam również nikogo nie ma. Telefon stacjonarny leżał na blacie, ale nie było nikogo, kto mógłby odpowiedzieć. Dziewczyny poczuły się opuszczone i samotne, a strach zaczynał ponownie ogarniać ich umysły. Wtedy, nagle, z oddali dobiegł dźwięk kroków. Dziewczyny spojrzały na siebie, a ich serca zbitym tempem biły. Czyje to kroki? Co je czeka dalej? To było pytanie, które nie dawało im spokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro