Stiles oneshot
Mój Batman
W momencie gdy (T.I.) przekroczyła próg motelu Glen Capri, coś złego przeszyło ją niczym przebiegnięcie nieprzyjemnego dreszczu po ciele. Mieli przenocować tu jedną noc ponieważ zawody zostały przesunięte na następny dzień. Dziewczyna żałowała że zgodziła się jechać. Właściwie to zgłosiła się na ochotnika gdy trener zbierał grupę na biegi. Zwykle nie wychylała się. Obawiała się że ktoś zwróci uwagę na jej zdolności, które były ponad przeciętne ponieważ była wilkołakiem. Pojechała dla Stiles'a. Zamierzała wyjawić mu prawdę o sobie. Miała dość bycia samotnym wilkiem. Nie miała przyjaciół, rodzice poświęcali jej mało czasu. Była odludkiem, na którego nikt nie zwracał uwagi. Było to bezpieczne bo dzięki temu nikt nie znał jej sekretu, ale samotność zbyt mocno zaczęła jej ciążyć. Wiedziała że Scott i Isaac są wilkołakami. Potrafiła maskować swój zapach dlatego chłopcy nie wyczuli że jest taka jak oni. Podczas zawodów zamierzała się popisać. Wygrać biegi, a później chciała wyjawić Stiles'owi i jego przyjaciołom swój sekret w nadziei że pozwolą jej dołączyć do ich stada. To był prosty plan, ale podświadomie czuła że to nie wypali. Już tyle razy próbowała powiedzieć piwnookiemu kim jest. Za każdym razem gdy już szła w jego kierunku, tchórzyła, czego w sobie bardzo nienawidziła. Zakochała się w nim w ostatniej klasie szkoły podstawowej gdy byli na wycieczce. Koleżanki wyzwały ją aby weszła na wysoką drewnianą wieżyczkę leśniczego w lesie gdzie jej klasa miała biwak. Zgodziła się choć miała lęk wysokości. Weszła po drewnianych schodkach na samą górę, co było wielkim błędem. Strach jaki w tedy poczuła sparaliżował ją. Skuliła się na środku i zaczęła płakać. Nie była wstanie zejść na dół. Nie wiedziała skąd i dlaczego Stiles pojawił się obok niej. Chłopiec pomógł jej się uspokoić, choć trochę czasu to potrwało. Był taki cierpliwy, łagodny i trzymał ją blisko siebie. Stał się jej bohaterem. I od tamtego momentu nigdy nie opuścił jej serca.
(T.I.) przystanęła na skrzyżowaniu korytarzy. Stiles w towarzystwie Scott'a minęli ją. Rozmawiali o czymś zacięcie przez co nie zwrócili na nią uwagi. Dziewczyna wetchnęła smętnie. Tak było zawsze. Nikt nie zwracał na nią uwagi, a gdy próbowała się wyróżnić, kończyło się to wyśmianiem przez rówieśników. Może dlatego przez tyle lat dusiła wszystko w sobie, strach i niska samoocena sprawiły że nie potrafiła w pełni żyć. Miała tego dość. Uznała że nie będzie czekać do zawodów, że dzisiejszego wieczoru powie Stiles'owi prawdę o sobie.
— (T.I.).— Sarah, dziewczyna z którą miała dzielić pokój trąciła jej ramie. Lekko się do niej uśmiechnęła po czym skinęła głową w kierunku schodów.— Pokój mamy na piętrze.
(T.I.) skinęła głową po czym poszła za dziewczyną.
Z tym motelem było coś nie tak. Ponure myśli kłębiły się w głowie (T.I.), z każdą minutą i godziną stawały się coraz gorsze, głośniejsze, nie do wytrzymania. Miała wrażenie jakby słyszała w głowie szepty.
(T.I.) pochylała się nad umywalką w łazience. Ciężko oddychała, a głowa niemiłosiernie pulsowała. Opierała się dłońmi o brzeg umywalki. Wzięła zimny prysznic, ale to w niczym jej nie pomogło. Okropne myśli wciąż siedziały w jej głowie. Nikt jej nie kochał, nawet rodzice, choć nie raz słyszała od nich te słowa. Nikomu nie zależało na niej. Nikt się nią nie interesował. Była dziwakiem. Śmieciem. Słabeuszem. Tchórzem. Nie była warta niczyjej uwagi. Na pewno nie Stiles'a. On nigdy nie poczułby do niej czegokolwiek. Scott i Isaac na pewno nie chcieli by takiego wilkołaka u swojego boku. Była niczym.
Próbowała myśleć racjonalnie, ale te okropne myśli i uczucie że powinna umrzeć, doprowadzały ją na skraj załamania. Była słaba. Może powinna się zabić. Przynajmniej przestałaby cierpieć. Nikt i tak nie przejąłby się jej śmiercią. Zniknęłaby na zawsze, a nikt nie poczułby różnicy. Nikt nie byłby smutny, ani by za nią nie tęsknił.
(T.I.) spojrzała na lewe przedramię. Jej oczy zaświeciły się na żółto. Wysunęła pazury u prawej dłoni po czym przejechała nimi po skórze. Warknęła gdy ból przeszył jej ciało. Krew zaczęła spływać do umywalki. Rany szybko się zagoiły dlatego robiła kolejne i kolejne i kolejne. Nie przestawała.
***
Stiles, Scott, Lydia, Allison, Isaac i Boyd weszli do szkolnego autobusu. Musieli opuścić motel. To miejsce sprawiało że wilkołaki oszalały i próbowali popełnić samobójstwo. Stiles wszedł jako ostatni. Jego przyjaciele pozajmowali miejsca, ale on tego nie zrobił. Stanął w miejscu gdy zdał sobie sprawę że nie wszystkie wilkołaki są bezpieczne. W motelu został ktoś jeszcze.
— Stiles czemu nie siadasz?— zapytała Lydia, ale po minie chłopaka domyślała się że coś jest nie tak, przez co wstała z swojego miejsca.
— Coś się dzieje?— odezwała się zaniepokojona Allison.— Ktoś znowu zamierza popełnić samobójstwo? Wszyscy jesteś w autobusie.
— Nie wszyscy.— oznajmił Stiles. Lydia spojrzała na niego żądając odpowiedzi.— (T.I.).
Stiles i Lydia szybko opuścili autobus. Reszta została, a Allison miała ich pilnować.
Poszli na pierwsze piętro i szybko odszukali pokój (T.I.). Weszli bez pukania. W środku zastali zdezorientowaną Sarę, która siedziała na łóżku i robiła coś na telefonie. Na ich nagłe wtargnięcie aż podskoczyła.
— Gdzie jest (T.I.)?— zapytał Stiles.
— Nie sądzisz że wypadało najpierw zapukać.— powiedziała z lekką złością Sarah, ale widząc napięcie na twarzach nieproszonych gości, przymknęła oko na ich gwałtowne pojawienie się.— Nie wiem. Dziwnie się zachowywała. Wyszła, ale nie mówiła gdzie idzie.— wzruszyła ramionami.— Coś złego się dzieje?— zapytała zaniepokojona.
— Nie.— odpowiedziała Lydia. Posłała jej lekki uśmiech aby nie zmartwić dziewczyny.— Po prostu chcemy porozmawiać z (T.I.).
Stiles szybko opuścił pokój, Lydia przeprosiła Sarę za ich wtargnięcie po czym wyszła na korytarz.
— Dlaczego (T.I.)?— zapytała Martin gdy stali na korytarzu.
— Bo też jest wilkołakiem.— był przerażony. Czuł jakby zbliżał mu się atak paniki, ale w tym momencie musiał zostać przy zdrowych zmysłach. Musiał znaleźć (T.I.).— Czujesz coś?
Rudowłosa zamyśliła się. Podeszła do barierki i spojrzała ku górze. Byli na pierwszym piętrze, ale motel miał jeszcze drugie piętro.
— Powiew wiatru jakbym stała gdzieś wysoko. Coś ci to mówi?— spojrzała na Stiles'a, którego twarz zbladła jeszcze bardziej niż gdy zobaczył krew w łazience w pokoju (T.I.).
— Wiem gdzie jest.— oznajmił po czym biegiem ruszył na drugie piętro.
Stiles wszedł po drabince prowadzącej na dach motelu. Łańcuch blokujący drzwiczki przed otwarciem, leżał na podłodze rozerwany. Ktoś włamał się na dach.
Piwnooki wstrzymał na moment oddech gdy zobaczył sylwetkę stojącą na murku na samej krawędzi dachu. To była (T.I.). Stała do niego tyłem. Ruszył ku niej, ale głos dziewczyny sprawił że się zatrzymał.
— Nie powinno cię tu być.
Jej głos był przesiąknięty smutkiem i cierpieniem. Powoli odwróciła się twarzą do niego. Jej koszulka była pobrudzona krwią, tak jak jej przedramiona. Wyglądało to jakby wcześniej zadawała sobie okropne rany, ale wszystkie były już zagojone. Piwnooki czuł jak do oczu napływają mu łzy gdy widział ból na jej twarzy. Po jej rumianych policzkach spływały łzy. Coś rozrywało go od środka. Widok jej w takim stanie sprawiał mu niewyobrażalny ból. W każdej chwili mogła skoczyć. Mógł ją stracić.
— Tak będzie lepiej. Nikt się nie przejmie jeśli zniknę. Nikomu i tak na mnie nie zależy.— mówiła przez łzy, a jej głos drżał.
— To nie prawda. Cokolwiek słyszysz teraz w głowie, musisz stawić temu opór.
— A jeśli nie masz racji? Komu jest potrzebny ktoś taki jak ja? Jestem niewidoczna. Nikt mnie nie zauważa. Świat nie potrzebuje kogoś tak słabego jak ja.
— (T.I.).— piwnooki czuł jakby serce na sekundę mu stanęło gdy dziewczyna poruszyła stopą do tyłu. Jednak zatrzymała się gdy wypowiedział jej imię. Patrzył na nią z przerażeniem w oczach. Była zbyt blisko krawędzi. Zrobił krok ku niej.— Ja zawsze cię widziałem... Szósta klasa. Byłaś nową uczennicą. Pamiętasz? Kto pierwszy się do ciebie odezwał?
(T.I.) przez chwilę milczała.
— Ty.— szepnęła przestając płakać.
— Właśnie. Próbowałem cię zagadywać, ale ciągle się przed tobą błaźniłem bo sprawiałaś że przy tobie byłem nieśmiały. Nadal tak jest. Nie umiem normalnie z tobą rozmawiać.
Zrobił kolejny krok ku dziewczynie. Dostrzegł w jej oczach radosny blask. Uśmiechnął się delikatnie myśląc że udało mu się do niej przemówić. Jednak gdy zrobił kolejny krok do przodu, (T.I.) poruszyła się jedną stopą do tyłu, przy czym lekko zachwiała się. Jej twarz znowu emanowała bólem i smutkiem, a łzy zaczęły na powrót spływać po jej policzkach.
— (T.I.)!
Strach sparaliżował go i zatrzymał się w miejscu jakby nagle skamieniał. Dziewczyna zerknęła za siebie, a później na niego.
Musiał coś wymyślić. Chaos panował w jego głowie, ciężko mu się oddychało, a serce tak szybko waliło jakby zaraz miało wyskoczyć mu z piersi. Nerwowo przeczesał dłońmi włosy jakby ten gest miał mu pomóc opanować emocje.
— Ostatnia klasa podstawówki. Kemping. Pod wieczór miało być ognisko. Wszyscy się zbierali, ale ciebie nigdzie nie było. Usłyszałem od jednej z dziewczyn że weszłaś na wieżyczkę leśniczego, choć masz lęk wysokości. Pamiętasz?
— Pomogłeś mi wtedy zejść.— załkała, ale na jej twarzy zagościł ledwo widoczny uśmiech. Wspomnienie było za razem smutne jak i radosne.
— Zauważyłem twoje zniknięcie (T.I.). Odkąd pojawiłaś się w moim życiu zawsze cię widziałem. Tą miłą i nieśmiałą dziewczynę, która sądzi że jest niewidoczna. Nie jesteś niewidoczna, nie dla mnie. Poszedłem cię szukać. I byłem przy tobie do końca.— czuł jak robi mu się gula w gardle, a w ustach wysycha. Z całych sił starał się brzmieć spokojnie, mimo że był roztrzęsiony. Zrobił niepewny krok ku dziewczynie, ale ona nie ruszyła się. Powoli wyciągnął przed siebie rękę chcąc aby (T.I.) złapała go za dłoń. Dzielił ich zaledwie metr, ale mimo że odległość była mała, to wystarczył jeden niewłaściwy ruch, (T.I.) skoczyłaby, a on nie zdążyłby jej złapać.— Weź mnie za rękę (T.I.), tak jak wtedy. Pomogę ci. Wszystko będzie dobrze. Proszę. Nie mogę cię stracić.— głos mu zadrżał pod koniec, a łzy spłynęły po policzkach.
(T.I.) jakby nagle oprzytomniała. Wysunęła dłoń ku piwnookiemu, ale jej stopa usunęła się. Musnęła palcami, dłoń chłopaka. Przerażona krzyknęła lecąc do tyłu.
Stiles skoczył do przodu i złapał (T.I.) za przedramiona. Oparł się o murek nie pozwalając dziewczynie spaść.
(T.I.) z szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w te piękne brązowe tęczówki, w których widziała teraz strach. Trzymał ją za przedramiona mocno wbijając palce w jej skórę. Z całych sił starał się jej nie puścić.
— (T.I.).— szepnął błagalnie czując jak powoli wyślizguje się mu. Był zbyt słaby aby ją wciągnąć. Czuł jak całkiem się załamuje gdy przed oczami przebiegł mu obraz martwej dziewczyny. Motel nie był aż tak wysoki, ale tuż pod dziewczyną znajdowało się żelazne wysokie ogrodzenie, na które mogła się nadziać.
— Stiles.
Oczy dziewczyny zaświeciły się na żółto. Nie mogła zginąć, nie w taki sposób. Nie mogła pozwolić aby on cierpiał z jej powodu. Podparła się stopami o chropowatą powierzchnię budynku. Jedną dłonią mocno ścisnęła przedramię piwnookiego.
— Puść moją prawą rękę.— poprosiła. W każdej chwili mogła wyślizgnąć się z jego uścisku, który słabł z każdą sekundą.— Zaufaj mi.— dodała gdy widziała że nie chciał tego zrobić.
Stiles skinął lekko głową. Puścił jej prawą rękę. Czuł jak dziewczyna mocno ściska jego lewe przedramię, musiał mocniej oprzeć się o murek bo trochę ściągnęła go w dół. Jakimś cudem podparła się stopami o ścianę i trochę skoczyła do góry. Złapała prawą ręką za murek, a wtedy chłopak puścił jej drugą rękę i chwycił za prawą dłoń. Pomógł jej wciągnąć się.
Upadli na chłodny beton gdy oboje znajdowali się już na dachu. Byli bezpieczni.
Stiles przyciągnął do siebie (T.I.). Dziewczyna wtuliła się w niego cicho płacząc. Zaczął gładzić ją dłonią po plecach w pociesznym geście, choć sam był na skraju załamania.
— Przepraszam.— mruknęła dziewczyna. Trochę odsunęła się aby spojrzeć Stiles'owi w oczy. Piwnooki uniósł dłoń i starł kciukiem łzę spływającą po jej policzku.
— To nie twoja wina. To przez ten cholerny motel. Wilkołaki zaczynają tutaj świrować.
(T.I.) zmarszczyła brwi zdezorientowana, na co piwnooki lekko się uśmiechnął.
— Domyślałem się, ale teraz już wiem na pewno.
— I mimo to mnie lubisz?
— Byłem gotowy skoczyć za tobą (T.I.). Nie lubię cię, ja cię kocham.
Na twarzy dziewczyny zagościł szeroki uśmiech, a oczy zabłyszczały. Uniosła dłoń i dotknęła policzka piwnookiego.
— Ja też cię kocham.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro