Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Liam oneshot

Nie nienawidzę cię

(I.T.P.)— Imię Twojego Psa

Był późny piątkowy wieczór. (T.I.) zirytowana zeszła na dół. Jej pies skomlał pod tylnymi drzwiami domagając się wypuszczenia go. Nastolatka otworzyła mu drzwi, a zwierzę z entuzjazmem wybiegło na zewnątrz. Dziewczyna wyszła na werandę za domem i zapaliła światło. Podwórko było ogrodzone więc nie martwiła się że (I.T.P.) ucieknie, chyba że jej rodzice nie zamknęli tylnej furtki ogrodowej. Dziewczyna zamierzała wrócić do domu gdy jej pies zaczął na coś szczekać. Rozejrzała się, ale w ciemności niczego nie dostrzegła. Krzaki i wysokie drzewa utrudniały zobaczenie czegokolwiek, a światło z werandy nie docierało nawet do połowy ogródka.

—(I.T.P.)!— zawołała psa, ale ten zniknął gdzieś. Szczekanie nagle ucichło. Zaniepokojona zeszła z werandy i udała się ku tylnym bramce w ogrodzeniu. Wyciągnęła przed siebie telefon i włączyła latarkę. Nastolatka spanikowała gdy zobaczyła że furtka jest otwarta. Mieszkała blisko skraju lasu. Serce waliło jej jak szalone gdy wyszła z ogrodu. Wysokie drzewa wyglądały po zmroku przerażająco, a głucha cisza przyprawiała ją o nieprzyjemne dreszcze. Szła przed siebie świecąc przed siebie latarką i nawoływała swojego pupila.— (I.T.P.)!

Nagle jej pies z piskiem przerażenie przebiegł obok niej i uciekł do ogrodu. Dziewczyna odetchnęła z ulgą. Już się bała że będzie musiała go szukać po nocy. Odwróciła się aby wrócić do domu, ale wtedy gdzieś za sobą usłyszała trzask gałązki. Obróciła się. Nieopodal przy drzewie ktoś stał. Postawą przypominał chłopaka. Paraliżujący strach przeszył jej ciało gdy zobaczyła świecące się żółte oczy wpatrujące się w nią. Nie miała pojęcia co zrobić. Instynkt kazał jej uciekać, ale stała jak sparaliżowana. Dopiero gdy ten ktoś albo raczej coś ryknęło wściekłe, dziewczyna zerwała się do biegu. Jednak to coś było od niej szybsze. Zanim dotarła do furtki ogrodowej została powalona na ziemię. Upuściła telefon. Obróciła się na plecy i zamierzała wstać, ale została przyciśnięta do wilgotnego podłoża. (T.I.) zaczęła krzyczeć gdy okropny ból przeszył jej ciało. Krew zaczęła sączyć się z jej rany na udzie. To coś siedziało na niej okrakiem. Te żółte świecące ślepia emanowały czystym gniewem i żądzą mordu. Przypominał chłopaka, ale miał kły, pazury, a jego twarz częściowo pokrywała sierść. 

— Przestań! Proszę!— dziewczyna próbowała się broń, zakryć swoje ciało rękoma. Kolejna fala bólu przeszyła jej ciało gdy chłopak przejechał pazurami po jej przedramionach. Zamachnął się ponownie, ale tym razem trafił w jej brzuch. Krew bryznęła na jej twarz oraz twarz potwora. (T.I.) krzyczała błagając aby przestał albo aby ktoś jej pomógł. Była przerażona. Myśli o tym że za chwilę zginie z ręki wilkołaczego chłopaka, zalały jej umysł. Słone łzy spływały jej po policzkach, mieszając się z plamami krwi na jej twarzy. Traciła szybko krew przez co opadała z sił. Gardło bolało ją od ciągłego krzyku.

Nagle ryk rozniósł się po okolicy.

Jakaś siła ściągnęła wilkołaczego chłopaka z (T.I.). 

Dziewczyna czuła metaliczny posmak krwi w ustach. Obróciła głowę w bok. Jej wzrok rozmazywał się powoli, ale dostrzegła dwie sylwetki, które powaliły wilkołaczego chłopaka. Ktoś podszedł do niej. 

— O Boże. Co on zrobił?

(T.I.) nie była pewna kto zadał to pytanie. Jeszcze jedna osoba podeszła do niej.

— Scott. Musisz to zrobić jeśli ma przeżyć.

(T.I.) z trudem przychodziło łapanie tchu. Było jej dziwnie zimno. Ledwo czuła kończyny, a ból, który jeszcze chwilę temu był nie do zniesienia, zanikał. Była pewna że to nie był dobry znak.

Czerwone oczy pojawiły się nad nią. Chciała uciec, ale nie miała na to sił. Poczuła ból w przedramieniu, ale nie była wstanie nawet krzyknąć. Jej świadomość powoli odpływała. Głosy nad nią mieszały się w niezrozumiały szept. Parę sekund później straciła przytomność.

***

(T.I.) czuła pod plecami chłód metalu. Leżała na czymś. Jej umysł powoli wracał do rzeczywistości. Poruszyła palcami u dłoni. Jej ciało było ociężałe. Otworzyła powieki, ale szybko je zamknęły gdy jasne światło ją oślepiło. Mruknęła zirytowana ponieważ blask oślepiał ją. Musiała pomrugać kilka razy bardzo szybko aby stopniowo przyzwyczaić się do jasności. Odzyskiwała czucie w ciele. Z lekkim trudem podniosła się do siadu. Wtedy zdała sobie sprawę że lampka, która chwilę temu ją oślepiała, wcale tak jasno nie świeciła. Pomieszczenie było spowite w delikatnym półmroku. Przypominało coś na wzór zaplecza w klinice weterynaryjnej. Nieraz bywała z swoim psem u weterynarza więc kojarzyła jak takie pomieszczenie może wyglądać. Do jej nosa dostał się zapach krwi, który przyprawił ją o lekkie mdłości. Spanikowała gdy spojrzała w dół. Jej dolna część bluzki przesiąknięta była krwią, tak jak jej prawa nogawka spodni. Jej ubrania były poszarpane jakby coś pazurami je rozdarło w trzech miejscach. Dziewczyna spanikowała przez co spadła z metalowego stołu. Z bolesnym jękiem upadła na chłodne płytki. Zaczęła sprawdzać swoje ciało, ale skóra na jej przedramionach, na brzuchu i nodze była nietknięta jakby nigdy nie miała żadnych ran. Była zdezorientowana.

— Obudziłaś się.— do pomieszczenia wszedł ciemnoskóry mężczyzna. (T.I.) rozpoznała go. Był weterynarzem, z tego co pamiętała z wizyt gdy przyprowadzała swojego psa, mężczyzna nazywał się Deaton.

(T.I.) podniosła się z podłogi. Rozejrzała się po pomieszczeniu, a jej zagubiony wzrok zatrzymał się na mężczyźnie.

— Co się stało? Czemu tu jestem? Czemu mam krew na ubraniach?— nastolatka miała masę pytań. Nie miała pojęcia co się dzieje. Jednak weterynarz wydawał się być spokojny.

— Może najpierw skorzystaj z łazienki. Dam ci coś do przebrania się.

(T.I.) jedynie skinęła głową. 

Deaton przyniósł jej ubrania i ręcznik. (T.I.) poszła do łazienki. Najchętniej wzięłaby prysznic, ale nie miała tutaj takiej możliwości. Jedynie mogła namoczyć ręcznik i przetrzeć swoje ciało. Ubrania, które dostała były za duże i najpewniej męskie. Gdy trochę się ogarnęła wyszła z łazienki. Zastygła w miejscu gdy w pomieszczeniu zobaczyła dwóch nieznajomych chłopaków rozmawiających z weterynarzem. Jeden z nich zwrócił na nią uwagę, po czym trącił dłonią w ramię kolegi. Dziewczyna kojarzyła ich z szkoły. Byli z drużyny lacrosse.

— Jest zdezorientowana więc postarajcie się wyjaśnić jej wszystko stopniowo.— oznajmił czarnoskóry.— I przede wszystkim... zapanuj nad swoim słowotokiem.— zwrócił się do jednego z nastolatków po czym opuścił pomieszczenie.

— Jestem Scott.— odezwał się chłopak o lekko przekrzywionej szczęce, ciemnych włosach oraz oczach.— A to Stiles.— wskazał na swojego szczupłego brązowowłosego kolegę, który machnął dłonią w geście przywitania.

—(T.I.).

— Miło cię poznać (T.I.), szkoda tylko że w takich okolicznościach.— odezwał się ten szczupły, na co dostał łokciem w bok.

— W jakich okolicznościach? — nastolatka zmarszczyła brwi nie wiedząc co chłopak miał na myśli.

— Co pamiętasz przed obudzeniem się tu?— zapytał spokojnym tonem ciemnowłosy.

— Wypuściłam (I.T.P.) do ogrodu. Zaczął na coś szczekać, a później... — starała się przypomnieć sobie co działo się dalej. Nagle rozszerzyła oczy w szoku i przerażeniu gdy okropne wspomnienia zaczęły zalewać jej umysł. Ból. Strach. Uczucie nadchodzącej śmierci. Oraz te żółte świecące się oczy przepełnione gniewem i rządzą mordu. (T.I.) oparła się rękoma o blat szafki gdy poczuła jak robi jej się słabo. Scott zrobił krok ku niej, ale dziewczyna uniosła dłoń aby do niej nie podchodził. Zrobiła kilka głębokich wdechów i wydechów aby zapanować nad sobą.— Co mi się stało? Powinnam była umrzeć.— odezwała się gdy poczuła się trochę lepiej.

— To będzie nie łatwe, ale... ugryzłem cię.— oznajmił Scott. (T.I.) posłała mu zdezorientowane spojrzenie.

— Jest alfą. Więc ugryzieniem może przemieniać ludzi w wilkołaki. Ugryzł cię aby cię uratować choć to mogło też cię zabić. Ale żyjesz więc jest wszystko dobrze. No może pomijając fakt że zostałaś prawie rozszarpana, a później musiałaś być przemieniona w wilkołaka. Co utrudni cię życie bo teraz w każdą pełnię będziesz tracić kontrolę nad sobą i możesz kogoś zabić, dopóki nie nauczysz się panować nad sobą. Tak jak Liam który parę godzin temu cię zaatakował. Będziesz teraz super silna i nie tylko co jest fajne, ale ma to też sporo minusów. Takich jak łowcy którzy będą chcieli...

— Stiles.— ciemnowłosy zatkał dłonią buzię przyjaciela aby go uciszyć.— Ja miałem mówić.— powiedział z pretensją. Puścił przyjaciela, po czym spojrzał na (T.I.), która miała teraz jeszcze bardziej zdezorientowaną miną niż parę chwil temu.

— To żart.— zaśmiała się nerwowo. Przetarła twarz dłońmi. Jej umysł nie potrafił przyjąć naraz tak wielu informacji.— Nie mogę być wilkołakiem to... nie dzieje się na prawdę.

— (T.I.) posłuchaj.— Scott podszedł do dziewczyny i położył dłoń na jej ramieniu w geście pocieszenia.

— Nie dotykaj mnie!— wykrzyknęła wściekła i z dużą siłą pchnęła ciemnowłosego. Scott uderzył plecami o ścianę. Oczy dziewczyny zaświeciły się na żółto.

Stiles cofnął się o krok gdy nastolatka spojrzała na niego.

(T.I.) spojrzała na swoje dłonie. Nie sądziła że może być tak silna. Odetchnęła głęboko aby się uspokoić, a jej oczy wróciły do naturalnego koloru.

Stiles pomógł wstać przyjacielowi.

To był początek całkiem innego życia dla (T.I.). Dziewczyna spędziła weekend na przyswajaniu informacji o nadprzyrodzonym świecie. Scott wszystko jej wyjaśnił. Teraz była częścią jego watahy. Zapewnił ją że będzie o nią dbać i że nie zostanie sama.

***

(T.I.) stała przy swojej szafce. Tłumy nastolatków przemierzały korytarze szkoły. Świat był teraz inny. Czuła mocniej i intensywniej. Jej słuch był nadludzi, tak jak siła czy zdolność regeneracji ciała. Było to trochę przytłaczające, ale nie było tragedii. Do pełni księżyca było jeszcze sporo czasu. W weekend Scott trochę sprawdzał jej opanowywanie emocji. Miała spokojny charakter, co było na plus bo łatwiej jej było trzymać emocje na wodzy. Nie to co Liam, ten który wtedy ją zaatakował, miał problemy z gniewem jako człowiek, co tylko pogorszyło się gdy stał się wilkołakiem. Była pełnia, a on nie panował nad sobą dlatego ją zaatakował.  

— Jesteś (T.I.), prawda?

Obok dziewczyny pojawił się niski chłopak, był równy jej wzrostu, choć ona mierzyła metr sześćdziesiąt osiem. Miał jasne brązowe włosy oraz błękitne oczy. Patrzył na nią niepewnym wzrokiem. Czuć było że jest mocno zestresowany.

— Tak.— zamknęła swoją szafkę po czym odwróciła się przodem do nieznajomego. Miała wrażenie że skądś go kojarzy.

— Chciałem cię przeprosić...

— Niby za co? Nie znam cię.

Chłopak zrobił zdezorientowaną minę.

— Za to co ci zrobiłem.

Oddech (T.I.) stał się ciężejesz, mocno zacisnęła szczękę. Właśnie patrzyła na swojego oprawcę, przez którego jej życie wywróciło się do góry nogami.

— To ty.— powiedziała chłodnym tonem. Dłońmi złapała chłopaka za przód jego bluzki po czym brutalnie pchnęła go na szafki.— Prawie przez ciebie umarłam.— jej ton był wzburzony. Adrenalina zaczęła płynąć w jej żyłach. Miała ochotę rozszarpać go na strzępy. Po tym co zrobił miał czelność tak po prostu do niej podejść.

Zadzwonił dzwonek na lekcję. Uczniowie ruszyli do klas.

—(T.I.)!

Scott razem z Stiles'em ruszyli ku nim.

— Masz farta.— burknęła (T.I.). Nie miała ochoty spóźnić się na lekcje. Puściła chłopaka po czym odwróciła się i ruszyła w kierunku sali gdzie miała zajęcia. Minęła zdezorientowanego Scott'a i Stiles'a, którzy byli pewni że za chwilę dojdzie do bójki.

— Miałeś z nią nie rozmawiać.— Scott zwrócił się do Liam'a.

— Chciałem ją tylko przeprosić.— nastolatek spuścił głowę niczym zbity szczeniak. Wyrzuty sumienia zadręczały go. Przerażało go to do czego był zdolny. Prawie kogoś zabił.

— Zacznij w końcu myśleć głową. Przeprosiny niczego nie naprawią. Powinieneś dać jej czas aby zaakceptowała to co się stało, zanim w ogóle byś się do niej odezwał.— powiedział Stiles.

— Na razie trzymaj się na dystans.— dodał Scott.

***

Początki bycia wilkołakiem nie były łatwe, ale (T.I.) dość szybko znalazła swoją kotwicę, którą stali się jej rodzica. Kochali ją, dbali i troszczyli się o nią. Miłość do nich pozwoliła jej zapanować nad swoją zwierzęcą stroną. 

Liam trzymał się na dystans tak jak kazał mu Scott, choć ciężko mu było żyć z wyrzutami sumienia i przeświadczeniem że (T.I.) nienawidzi go za to co jej zrobił. Patrzył na (T.I.) jedynie z oddali. Nie chciał jeszcze bardziej niszczyć jej życia. Choć na pozór wyglądała na szczęśliwą. Nie raz widział jak uśmiechała się czy śmiała, miło spędzała czas z swoimi przyjaciółmi. Żyła pełnią życia i z tego co wspominał mu Scott, (T.I.) bardzo dobrze radziła sobie jako wilkołak. McCall zapewniał go że dziewczyna ma się świetnie, mimo że z początku obawiała się że jej życie będzie okropne.

***

Liam biegł przez las. Uskoczył w bok za drzewo, w które wbiła się strzała. Miał na ogonie dwóch łowców. Nastolatek pędził przed siebie najszybciej jak się dało. Obejrzał się za ramię aby sprawdzić jak daleko są mężczyźni. Przez chwilę nieuwagi nie zauważył że wbiegł w pułapkę. Linka nagle okręciła się wokół jego kostki. Został brutalnie pociągnięty do góry przy czym uderzył głową o korę drzewa. Zaszumiało mu w głowie. Uderzenie przymroczyło go.

Łowcy szybko go dogonili. Zadowoleni że złapali wilkołaka wycelowali w niego z swoich kusz. Dźwięk naciąganej strzały przywrócił Liam'a do rzeczywistości. Nie miał szans uwolnić się i uchronić się przed ciosami. W tym momencie był pewny że zginie.

Nagle do jego uszu doszły jęki bólu. Kołysał się na linie przez co na moment obrócił się. Nie widział co się dzieje. Ktoś walczył z łowcami. Niespodziewanie upadł na ziemię. Został uwolniony. Ściągnął z kostki linkę po czym szybko wstał z ziemi. Zdumiony spojrzał na znokautowanych łowców, którzy leżeli nieprzytomni.

— Jak na kogoś kto ma dłuższy starz w byciu wilkołakiem, jesteś do bani.— oznajmiła z małym uśmieszkiem na ustach (T.I.). Dziewczyna klepnęła zdezorientowanego chłopaka w ramię.— Rusz się.— oznajmiła i ruszyła przed siebie.— Lepiej spadajmy stąd zanim się ockną.

Liam przez moment stał w miejscu zaskoczony, ale gdy w końcu się otrząsnął krótkim truchtem dogonił dziewczynę.

— Pozostali są u Scott'a. Cali i zdrowi.— oznajmiła gdy szli w ciszy. Czuła na sobie intensywny wzrok szatyna. Czuła się przez to trochę nieswojo.— Byłam w drodze do domu Scott'a gdy McCall napisał że wciąż nie dotarłeś na miejsce. Nie było cię w domu więc uznałam że masz kłopoty.— wyjaśniła po krótce.

— Dziękuje.— mruknął półszeptem jakby był zawstydzony.

— Drobnostka. Hej.— trąciła go lekko łokciem w bok.— Nic ci nie jest?

Liam zmarszczył brwi gdy dostrzegł zmartwienie na jej twarzy. Zatrzymał się, co dziewczyna również zrobiła.

— Uszkodzili ci struny głosowe czy co?— zapytała z nutą żartu, ale widząc że chłopak nie załapał, trochę spoważniała. 

— Nie musisz udawać miłą.

— Czemu miałabym udawać?— szybko domyśliła się co szatyn miał na myśli. Już dawno mu wybaczyła, choć nie mieli okazji porozmawiać. Nie miała do niego pretensji za to co jej zrobił bo mimo że życie wilkołaka nie było łatwe, to bardzo polubiła to życie.— Ruszyłam dalej Liam. To co się stało, to przeszłość, którą zaakceptowałam. Wybaczyłam ci, choć już wcześniej powinnam ci to powiedzieć bo chyba nadal dręczą cię wyrzuty sumienia. 

— Na prawdę mi wybaczasz?— jego błękitne oczy zabłyszczały nadzieję. (T.I.) uśmiechnęła się delikatnie do niego.

— Tak. Nie byłeś wtedy sobą. Całkowicie to rozumiem. Chodź.— wyciągnęła ku Liam'owi dłoń. Chłopak wziął ją po chwili, a (T.I.) splotła ich palce.— Lepiej stąd znikajmy.— oznajmia po czym oboje ruszyli w kierunku domy Scott'a. 

Liam uśmiechał się i zerkał co chwila na (T.I.). Nie mógł uwierzyć że dziewczyna wybaczyła mu to co zrobił, a jeszcze bardziej nie mógł uwierzyć że trzyma ją za rękę. Serce waliło mu jak szalone, choć starał się jakoś uspokoić. Jednak nie mógł nic poradzić że w jej towarzystwie był zdenerwowany. Może była szansa że coś się między nimi się wydarzy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro