22. Wyznanie miłości cz.1
Scott:
Siedziałaś w swoim pokoju gdy usłyszałaś jak coś stuknęło w szybę. Zignorowałaś to, ale gdy powtórzyło się to jeszcze dwa razy wstałaś zirytowana. Podeszłaś do okna i je otworzyłaś.
— Scott?
Uniosłaś wysoko brwi zdziwiona widokiem swojego chłopaka stojącego pod twoim oknem. W jednej dłoni trzymał bukiet twoich ulubionych kwiatów, a w drugiej trzymał kilka bardzo dużych kartek. Przy jego nodze stał przenośny prostokątny głośnik.
— Co ty robisz?— zapytałaś zdezorientowana. Chłopak jedynie uśmiechnął się do ciebie. Odłożył bukiet na ziemię. Wyjął telefon i puścił miłosną balladę. Dwoma rękoma uniósł kartkę gdzie pisało "Jesteś wyjątkową dziewczyną (T.I.)". Przełożył kartkę aby pokazać drugą, na której pisało "Moje życie jest lepsze dzięki tobie". Przełożył kolejną kartkę z napisem "Dlatego chciałem ci powiedzieć".
Wstrzymałaś oddech gdy Scott przekładał kolejną kartkę. Przyłożyłaś dłoń do ust aby nie piszczeć gdy zobaczyłaś na kartce duży napis "Kocham cię" z serduszkiem. Chłopak przełożył kolejną kartkę z zapytaniem "Czy ty mnie też?". Wyłączył głośnik i odłożył kartki na ziemię. Wziął bukiet po czym skoczył do twojego okna. Złapał się parapetu aby nie spaść.
— Tak. Kocham cię Scott.
Przytuliłaś go. Chłopak zachwiał się lekko do tyłu, ale szybko wciągnęłaś go do środka aby nie spadł. Oboje upadliście na podłogę. Chłopak zawisł nad tobą opierając się na przedramionach. Jego brązowe oczy błyszczały radośnie.
— Mój wilkołaczy Romeo.— oznajmiłaś po czym podciągnęłaś się trochą aby go pocałować.
Stiles:
Pojawiło się nowe zagrożenie w mieście. Omawialiście plan działania. Wataha głowiła się nad rozwiązaniem problemu kiedy tobie przyszedł do głowy pomysł. Szybko podzieliłaś się z nim z przyjaciółmi. Był on sensowny i szybko go zaakceptowali.
— Czyli wszystkim pomysł się podoba?— zapytałaś na co cała wataha przytaknęła zgodnie. Spojrzałaś na Stiles'a. Chłopak szczerzył się i miał rozmarzone spojrzenie, które ani na moment nie opuściło twojej osoby gdy przedstawiałaś swój pomysł. Uśmiechnęłaś się do niego, czując lekkie rumieńce na twarzy.— Co?— zapytałaś gdy nie przestawał się w ciebie wpatrywać.
— Jesteś taka mądra. Kocham cię za to.
Rozszerzyłaś oczy zaskoczona jego wyznaniem i to przy wszystkich. Wasi przyjaciele spojrzeli na Stiles'a, a później na ciebie, nie ośmielili się nic powiedzieć, czekali na dalszy rozwój sytuacji.
Stiles dopiero po chwili zdał sobie sprawę co powiedział. Jego twarz przybrała kolor dojrzałego pomidora.
— To... jesteś mą-dra... ludzi ko-cha się za takie rze-czy... ja... — nie potrafił się wysłowić. Jąkał się i zacinał. Odwrócił wzrok i nerwowo podrapał się po karku.
— Też cię kocham Stiles.— odezwałaś się nieśmiało. Chłopak od razu na ciebie spojrzał.
— Mówisz poważnie?
— Tak.
Nigdy jeszcze nie widziałaś tak szerokiego i radosnego uśmiechu na jego twarzy. Z emocji aż podskoczył. I przez parę chwil wykonywał coś w rodzaju tańca radości, co wywołało falę śmiechu.
Derek:
Miałaś pojechać na bardzo niebezpieczną wyprawę. Zlecenie które dostałaś było ryzykowne, ale również bardzo opłacalne dla ciebie.
Derek stanął ci na drodze gdy podniosłaś torbę z kanapy i przewiesiłaś ją sobie przez ramię. Mężczyzna burczał coś niezrozumiałego pod nosem. Nie był zadowolony z twojego wyjazdu. Twierdził że nie powinnaś tak ryzykować dla pieniędzy. Nawet proponował że zapłaci ci jeśli zostaniesz. Derek starał się pozostać spokojnym i nie pokazać że aż tak mu zależy, przez co jego słowa brzmiały dla ciebie mało przekonująco. Jednak nie miałaś pojęcia z jakim konfliktem wewnętrznym mierzy się Hale.
— (T.I.).— powiedział łagodnym i proszącym tonem, co przykuło twoją uwagę. Spojrzałaś mu w oczy.
— Nie martw się. Poradzę sobie tak jak zawsze.— zapewniłaś go i posłałaś mu dziarski uśmieszek. Jednak jego poważna mina oraz zmartwienie w oczach, sprawiło że spoważniałaś. Miałaś wrażenie że mężczyzna nie mówi ci czegoś, choć często tak z nim już bywało. Ukrywał swoje emocje.
Minęłaś Derek'a i ruszyłaś ku wyjściu z loftu.
— (T.I.).
Zatrzymałaś się. Zależało ci na nim i to bardzo, ale to że nie chciał dzielić się z tobą tym co czuje, było denerwujące. Przez to ciężko z nim było stworzyć prawdziwą więź.
— Daj mi powód aby zostać.— odwróciłaś się aby na niego spojrzeć.— Tylko jeden sensowny.
Mężczyzna milczał, przez co parsknęłaś z goryczą po czym odwróciłaś się z zamiarem odejścia.
— Kocham cię.
Na te dwa słowa zamarłaś w miejscu. Słyszałaś zbliżające się za tobą kroki, a chwilę później Derek stanął przed tobą. Patrzyłaś na niego niedowierzając w to co powiedział.
— Kocham cię.— delikatnie wziął twoją twarz w swoje dłonie.— Proszę zostań. Nie mogę cię stracić.
Położyłaś dłonie na jego dłoniach. Uśmiechnęłaś się przymykając na chwilę oczy, wtulając się w jego dotyk.
— Też cię kocham. Zostanę.
Theo:
Dowiedziałaś się o nim prawdy.
Razem z Mason'em udaliście się do szkoły gdzie Liam walczył z Scott'em. Mason'owi udało się opamiętać przyjaciela, który wrócił do szpitala gdy dowiedział się o śmierci Hayden. Zostałaś z Scott'em, który był w opłakanym stanie. Nagle w bibliotece pojawił się Theo. Odepchnął Mason'a, który uderzył się w głowę i stracił przytomność. Stanęłaś Raeken'owi na drodze gdy ten zamierzał dopaść McCall'a.
— (T.I.). Zejdź mi z drogi.— rozkazał stanowczo. Kipiał złością, a szaleństwo w jego oczach sprawiło że zadrżałaś z strachu. Nie chciałaś uwierzyć że tamten miły, zabawny oraz troskliwy chłopak był tylko przykrywką, pod którą kryło się zgniłe wnętrze.
— Nie rób tego. Proszę.— w twoich oczach pojawiły się łzy. Chłopak próbował obejść cię, ale uparcie nie dopuszczałaś go do Scott'a. Theo złapał cię za nadgarstek.
— Odejdź.— wysyczał przez zaciśnięte zęby. Ścisnął boleśnie twoją rękę przez co po policzkach spłynęły ci łzy.
— Kocham cię. Proszę nie rób tego.— powiedziałaś półszeptem, a łzy nie przestawały spływać po twojej twarzy. Wpatrywałaś się w jego oczy, które lekko się zaszkliły. Theo rozchylił wargi jakby chciał coś powiedzieć, ale żadne słowo nie opuściło jego ust. Chłopak puścił twój nadgarstek i odsunął się o krok do tyłu. Zerknął na Scott'a leżącego za tobą, po czym spojrzał na ciebie. Zacisnął mocno szczękę oraz pięści. Był wściekły, a zarazem w jego oczach można było dostrzec smutek. Przez moment stał w miejscu zerkając raz na ciebie, a raz na McCall'a. Wyglądał jakby toczył wewnętrzy konflikt.
Theo posłał ci ostatnie spojrzenie po czym najzwyczajniej odwrócił się i szybkim krokiem opuścił bibliotekę.
Jackson:
Była pełnia. Ty i twoja rodzina polowaliście na wilkołaki. Napisałaś Jackson'owi wiadomość aby tej nocy pod żadnym pozorem nie poszedł do lasu. Martwiłaś się że chłopak to oleje, co miał w zwyczaju. Nie wiedział że jesteś łowcą, ale za to ty szybko dowiedziałaś się że jest wilkołakiem. Nie trzeba było być Scherlock'iem aby się domyślić. Chłopak słabo ukrywał to kim na prawdę jest. Jednak to nie przeszkodziło ci aby zacząć się z nim umawiać.
— (T.I.)! Tutaj!— krzyk twojej matki odciągnął cię od ekranu telefonu, w który co chwila się wpatrywałaś licząc że chłopak ci odpisze. Pobiegłaś w kierunku skąd dochodził głos twojej rodzicielki. — Jeden się złapał.
Rozszerzyłaś oczy w szoku gdy zobaczyłaś wiszącego do góry nogami wilkołaka. Mimo sierści na twarzy, która wyglądała inaczej niż zwykle, szybko rozpoznałaś że to Jackson. Jego świecące się błękitne oczy spoczęły na tobie gdy przestał się szamotać aby uwolnić się z pułapki. Dostrzegłaś w nich przerażenie, później był szok, a na koniec rozgoryczenie.
— Pisałam byś nie wchodził do lasu.— zwróciłaś się do niego szeptem. Stanęłaś przed swoim chłopakiem osłaniając go gdy twoja matka uniosła kuszę i wycelowała w Jackson'a z zamiarem zabicia go.
— Co ty robisz? Odsuń się kochanie.— powiedziała stanowczo. Zmieszała się gdy zobaczyła twój bolesny wyraz twarzy, a twoje oczy zaszkliły się.
— Nie możesz go zabić. To Jackson. Chłopak o którym ci wspominałam... Chodzimy ze sobą od pewnego czasu.— wyznałaś. Twoja rodzina nie miała pojęcia że z kimś się spotykasz.
— To potwór kochanie.— powiedziała spokojnie, choć wyczuć można było nutę odrazy w jej tonie głosu.
— Ale ja go kocham!— wyrzuciłaś z siebie. Twoja matka patrzyła na ciebie w szoku. Wyjawiłaś swoje prawdziwe uczucia. Kobieta spojrzała za ciebie, a później opuściła z lekkim zawahaniem broń.
— Ten jeden raz. Zabierz go zanim pojawi się twój ojciec i pozostali.— oznajmiła po czym odeszła.
Szybko odcięłaś linkę, a wtedy Jackson upadł na ziemię. Zbliżyłaś się do niego aby pomóc mu wstać, ale on cofnął się.
— Jackson... — odezwałaś się niepewnie. Chłopak zdjął linkę z kostki i wstał. Ani razu nie obdarzył cię spojrzeniem.
Jackson cofnął się po czym ruszył szybkim krokiem, który przerodził się po chwili w bieg. Zostawił cię samą.
Jordan:
Zapomniał o waszej randce i nie raczył nawet odebrać od ciebie telefonu albo napisać sms'a. Zażenowana opuściłaś lokal biorąc sobie jedzenie na wynos.
Było ci okropnie przykro. Starałaś się trzymać myśli że wypadło mu coś bardzo ważnego, w końcu jest policjantem. Ale mógł przynajmniej napisać ci wiadomość że randka jest odwołana.
W szarych za dużych dresach siedziałaś na kanapie z pudełkiem lodów. Zajadałaś swoje smutki, a w telewizji leciał jakiś romantyczny dramat, co jeszcze bardziej pogłębiało twoje zdołowanie.
Dzwonek do drzwi przykuł twoją uwagę, ale tylko na moment bo na powrót wróciłaś do oglądania filmu. Donośne uderzanie w drzwi zaczynało zakłócać to co mówią bohaterowie na ekranie więc pogłośniłaś. Starałaś się olać tą osobę. Pukanie ustało, ale po chwili twój telefon zaczął dzwonić. Na ekranie widziałaś zdjęcie swojego chłopaka, ale olałaś go. Wiedziałaś że to nienajlepszy pomysł dlatego szybko odpuściłaś. Wstałaś z kanapy i skierowałaś się do drzwi, które po chwili otworzyłaś.
Jordan opierał się ręką o drzwi więc gdy je otworzyłaś mężczyzna runął przed siebie. Zdążyłaś uskoczyć w bok, a on z hukiem upadł twarzą na podłogę.
Przykryłaś usta dłonią aby stłumić chichot rozbawienia. Mężczyzna szybko podniósł się z podłogi i wyprostował. Wyciągnął przed siebie duży bukiet twoich ulubionych kwiatów, które teraz były częściowo zniszczone ponieważ na nie upadł.
— Eh.— mruknął gdy zauważył w jakim stanie są kwiaty i zniżył dłoń. Nerwowo uśmiechnął się.— Wiem że zapomniałem o naszej randce. Straciłem rachubę czasu. Dopiero gdy wróciłem do domu zauważyłem że padł mi telefon. Bardzo cię przepraszam kochanie. Kocham cię i obiecuje że to więcej się nie powtórzy.
Dwa słowa, których nigdy przedtem ci nie powiedział wybrzmiały na tle jego tłumaczeń i przeprosin jak wystrzał fajerwerków na niebie. Całkowicie przytłumiły wszystko, a ty od razu mu wybaczyłaś.
— Masz szczęście że też cię kocham.— oznajmiłaś po czym przyciągnęłaś mężczyznę za koszulę i złączyłaś wasze wargi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro