16. Pierwszy pocałunek cz.1
Scott:
Chłopak dostał najwyższą ocenę z ważnego sprawdzianu z biologii, do którego pomagałaś mu się uczyć. Uradowany wybiegł z klasy aby cię znaleźć. Prawie wleciał na ciebie na korytarzu gdy cię znalazł.
— Co się stało?— zapytałaś lekko zdezorientowana. Scott uśmiechał się od ucha do ucha i lekko dyszał jakby przebiegł maraton aby cię znaleźć. Jego oczy błyszczały radośnie, co było urocze. W zasadzie on cały był uroczy. Chłopak pokazał ci test z biologii abyś mogła zobaczyć ocenę.— Gratuluje!— wykrzyknęłaś szczęśliwa jego powodzeniem i przytuliłaś go.
— To dzięki tobie.— oznajmił radośnie. Wciąż cię obejmował jakby nie miał zamiaru cię puścić. Przez tą bliskość na twojej twarzy pojawiły się rumieńce.— Jestem tak szczęśliwy że aż chciałbym cię pocałować!— nie przemyślał tego co powiedział ponieważ po chwili zawstydzony puścił cię i odsunął się o krok.— Znaczy się... ja... — zaczął się jąkać nie mając pojęcia jak wytłumaczyć się.
— Też chciałabym cię pocałować.— nerwowo odgarnęłaś kosmyk włosów z czoła.
Jego twarz rozjaśniła się jeszcze bardziej niż wtedy gdy dowiedział się jaką ocenę dostał z testu. Szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy, a chwilę później chłopak położył dłoń na dolnej części twoich pleców i przysunął cię do siebie. Złączył wasze wargi w słodkim pocałunku.
Stiles:
Pomagał ci przy odrabianiu matematyki. Szło mozolnie i nie mogłaś się skupić. Gdyby nie on, już dawno poddałabyś się. Motywował cię i zachęcał. Po godzinie, która wydawała się dla ciebie wiecznością w końcu skończyliście zadania.
— Jestem z ciebie dumny.— oznajmił z uśmiechem. Westchnęłaś ciężko po czym schowałaś zeszyty do plecaka. Usiadłaś na łóżku obok niego i oparłaś głowę o jego ramię.
— Nienawidzę tego przedmiotu.— burknęłaś.
— Tak jak większość. Chcesz dostać nagrodę?
— A co to będzie za nagroda?— uniosłaś głowę by spojrzeć mu w twarz. Szatyn uśmiechnął się lekko, a jego wzrok zjechał na twoje usta. Uśmiechnęłaś się w odpowiedzi zadowolona z jego pomysłu. Pochylił się ku tobie, a chwilę później wasze usta złączyły się w pocałunku. Za taką cenę byłaś chętna częściej odrabiać z nim te przeklęte zadania.
Derek:
Mieliście małą sprzeczkę. Derek od jakiegoś czasu chodził poddenerwowany. Ostatnio miałaś mało czasu dla niego. Przyjaźniliście się, choć z początku waszej znajomości był do ciebie wrogo nastawiony. Mieliście raczej specyficzną relację. Z Derek'iem czasem ciężko było wytrzymać. Braeden dziwiła ci się że masz do niego aż tak dużą cierpliwość, choć podejrzewała czemu.
Stałaś przy stole i pakowałaś swoją torbę. Zdarzało ci się nocować w lofcie Derek'a. Dostałaś kolejne zlecenie.
— Przestań wbijać we mnie ten wzrok nienawiści.— oznajmiłaś spokojnie. Zerknęłaś na młodszego Hale, który stał nieopodal z skrzyżowanymi ramionami. Często przypominał naburmuszonego grumpy kota, co niejednokrotnie mu wypominałaś.— To łatwe zlecenie.— zapięłaś torbę.
— Ostatnim razem zostałaś ranna.— oznajmił chłodno, ale wiedziałaś że pod maską tego gburowatego twardziela, kryje się miękki i troskliwy facet.
— To było jedynie draśnięcie.— zbliżyłaś się do bruneta, stanęłaś na przeciwko niego.— Poradzę sobie. Nie musisz się martwić.— uśmiechnęłaś się do niego, na co on wywrócił oczami. Odwróciłaś się i zamierzałaś odejść, ale silna ręka mężczyzny spoczęła na twoim nadgarstku. Derek przyciągnął cię do siebie, a chwilę później wasze usta złączyły się. Pocałunek był bardzo żarliwy i pragnący.
— Zostań.— szepnął z prośbą. Spojrzałaś mu w oczy. Nie potrafiłaś mu odmówić.
— Zostanę.
Theo:
Byłaś w bibliotece i pisałaś referat. Wstałaś od stolika aby poszukać książki, która była ci potrzebna. Przeszukiwałaś półki, a gdy znalazłaś właściwą książkę, westchnęłaś zrezygnowana. Przedmiot znajdował się za wysoko, choć karzełkiem nie byłaś. Rozejrzałaś się na boki w poszukiwaniu czegoś co pomoże dosięgnąć ci książkę. Nieopodal stał Theo. Chłopak z małym uśmieszkiem opierał się ramieniem o regał.
— Jak dobrze że tu jesteś.— uśmiechnęłaś się lekko do niego.— Pomożesz?— wskazałaś na książkę nad tobą. Chłopak odbił się od regału i zbliżył do ciebie. Stanął przed tobą i wyciągnął rękę ku górze. Czułaś jak rumieniec wkrada się na twoją twarzy gdy chłopak lekko przycisnął cię do regału. Twoja i jego klatka piersiowa zetknęły się na sekundę, ale to wystarczyło by przyprawić cię o palpitację serca.— Dziękuje.— mruknęłaś speszona. Chciałaś wziąć książkę z jego ręki, ale on cofnął się.
— Nie ma nic za darmo.— oznajmił, a jego usta wykrzywiły się w chytrym uśmieszku. Często się z tobą droczył, co niejednokrotnie doprowadzało że twoja twarz przypominała dojrzałego pomidora.
— Co chcesz w zamian?
Theo udawał przez chwilę zamyślonego. Jego oczy błysnęły psotliwie gdy wskazał palcem na swój policzek.
Przytaknęłaś głową, choć czułaś jak miękną ci nogi. Odkąd pierwszy raz go spotkałaś, wpadł ci w oko, choć nie sądziłaś że ktoś taki jak on zwróci na ciebie uwagę.
Theo zbliżył się o krok czym prawie przyparł cię do regału. Obrócił głowę lekko w bok nachylając się byś złożyła pocałunek na jego policzku. Pochyliłaś się ku niemu by to zrobić, a wtedy niepodziewanie chłopak obrócił głowę. Wasze wargi spotkały się. Zaskoczona w pierwszej chwili chciałaś się odsunąć, ale on naparł na ciebie nie pozwalając ci uciec. Jęknęłaś zaskoczona gdy jego dłonie spoczęły na twoich biodrach, co chłopak wykorzystał i pogłębił pocałunek, który był spragniony i namiętny.
Jackson:
Stałaś pod swoją szafką gdy jakiś chłopak podszedł do ciebie. Ewidentnie cię podrywał, a później spytał czy dasz mu swój numer. Nie chciałaś tego zrobić ze względu na to że od niedawna spotykałaś się z Jackson'em.
— Nie chcę cię urazić, ale... — odezwałaś się skrępowana.
— Cześć skarbie.— nagle obok was pojawił się nie wiadomo skąd Jackson. Blondyn olał twojego rozmówcę. Położył dłoń na twoim karku po czym przyciągnął cię do siebie. Złączył wasze wargi w namiętnym i ekspresyjnym pocałunku, który bardzo szybko i chętnie odwzajemniłaś.
Oboje zatraciliście się w tej chwili, a twój niedoszły adorator odszedł zawstydzony i z poczuciem porażki.
— Oby częściej mnie ktoś podrywał.— mruknęłaś z uśmiechem na ustach gdy w końcu przerwaliście pocałunek.
Jordan:
Mieliście trening. Szatyn bardzo chciał nauczyć cię kilku technik samoobrony, choć upierałaś się że nie jest ci to potrzebne. Bardzo dbał o twoje bezpieczeństwo więc nie zamierzał odpuścić dlatego w końcu zgodziłaś się na trening.
Mężczyzna dziwił się gdy nauka szła ci bardzo dobrze. Tak na prawdę to przemilczałaś o swoich bojowych zdolnościach, nie chcąc zrobić mu przykrości ponieważ bardzo zależało mu by cię uczyć. Jednak po pewnym czasie mężczyzna zauważył że to nie mógł być przypadek że tak dobrze ci szło.
— Idzie ci świetnie.
— Może dlatego że mam dobrego nauczyciela.— uśmiechnęłaś się lekko, co mężczyzna odwzajemnił.
— Teraz cię zaatakuje. Nie będę łagodny więc pokaż co na prawdę umiesz.— oznajmił. Chciał sprawdzić jak dobra jesteś. Ruszył w twoją stronę. Jego ciosy były szybkie i pewne, ale każdy z nich uniknęłaś z łatwością. Później ty zaatakowałaś. Sprawnie blokował twoje ciosy. Złapał cię i obezwładnił, a przynajmniej tak myślał. Szybko wyrwałaś się z jego uścisku, a chwilę później szatyn zdumiony leżał na ziemi. Usiadłaś na nim okrakiem z zwycięskim uśmiechem na ustach. Zauważyłaś jak mężczyzna zerka na twoje wargi gdy byłaś pochylona nad nim. Nie czekając dłużej przybliżyłaś twarz do jego i złączyłaś wasze usta w uczuciowym oraz powolnym pocałunku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro