Życzenia Skazańca
Akt XXXVI
„Nie spodziewałem się, że spłodziłem takiego szczura." Słowa te powinny bardziej go zaboleć, jednak Elia przejęty był wyłącznie prawdą, jaka się za nimi kryła.
Był zdrajcą.
Nie rozumiał tak naprawdę wcześniej, jak poważną zbrodnią jest jego bunt wobec rodziny – te wszystkie wizyty w Kościele Oświeconych, wszystkie spowiedzi i rozmowy z Kuyinem. Sądził, że jego czyny będą tak samo nieważne, jak on sam, że nikt nie przejmie się jego zdradą, ponieważ był tylko trzecim synem.
O, Samotny, jak głupio wierzył w swoją niewidzialność.
Elia nie był w stanie zmrużyć oczu do rana, wsłuchując się w odległe dźwięki muzyki dobiegające z sali balowej, próbując rozróżnić pomieszane głosy, w oczekiwaniu na wizytę ojca, bądź Yohanna, którzy oznajmią mu, że strażnicy są już w drodze.
Czy Konsul każe powiesić go za tę zdradę? Zanim jednak będzie mógł zadać to pytanie, potrzebował odpowiedzi na inne. Czy Ephraim Krueger poświęci swoją reputację, aby ukarać go za wizyty w Kościele?
Elia nie chciał poznać tych odpowiedzi. Nie mógł odpędzić się od myśli, że sznur będzie dla niego łaską. Nie było dla niego miejsca w tym świecie.
Jedynym, co powstrzymywało jego ojca od uduszenia go w gabinecie, był tłum gości, z których część wciąż przebywać będzie w ich domu jutro, oraz Sabrina Nortung, z którą publicznie go zaręczył. Gdyby Yohann znalazł pamiętnik kilka dni wcześniej, bal mógłby po prostu zostać odwołany. Nikt nie zadawałby pytań, nikt nie rozsiewałby plotek.
Elia zrozumiał, że zaręczyny z Sabriną uratowały go przed prawdziwymi konsekwencjami znajomości z Kuyinem. Ojciec nie mógł po prostu się go pozbyć. Całe Märchen będzie zastanawiało się, dlaczego zaręczyny zerwano, dlaczego młody Krueger zniknął.
Los Elii zależeć będzie od decyzji ojca, czy ten odważy się przyznać przed wszystkimi, że pozwolił, aby jego syn przez rok kłaniał się przed Oświeconymi. Panicz uśmiechnął się wbrew sobie, kiedy to do niego dotarło.
Jego ojciec był zbyt dumny, aby pozwolić światu dowiedzieć się o tej zdradzie.
Elia ponownie wspomniał słowa Aslana, że był praktycznie nietykalny dzięki swojemu nazwisku, dzięki swojej krwi. Mimo strachu przed złością ojca, mimo wciąż wiszącą nad jego losem groźbą, Elia pozwolił sobie uwierzyć w namiastkę swojej nietykalności.
Gdyby wciąż był tylko trzecim synem...
Ale teraz był publicznie zaręczonym szlachcicem.
***
Chociaż Elia zrozumiał, że prawdziwe konsekwencje jego zbrodni go nie dosięgną, ojciec na pewno ukarze go w jakiś sposób. Musiałby postradać zmysły, aby po prostu zapomnieć o czym przeczytał w tym przeklętym pamiętniku.
Czy wszystko skończy się po prostu na solidnym laniu? Czy zleje go ojciec, czy może ktoś, komu mężczyzna nakaże to zrobić? Elia z pewnym zdziwieniem zorientował się, że nikt go nigdy nie uderzył, chociaż pamiętał z wczesnego dzieciństwa, jak ojciec podnosił rękę zarówno na Yohanna, jak i Isaaka.
Nawet Yann Moretz jako dziecko nie raz dostał od ojca po twarzy za pyskowanie.
Z niechęcią, ale Elia musiał przyznać, że jemu samemu za wiele rzeczy należałoby się lanie. Tylko do tej pory nikt nie interesował się nim wystarczająco, aby nauczyć go, że czyny naprawdę mają swoje konsekwencje.
Chłopak zamarł, kiedy klucz zazgrzytał nagle w zamku jego drzwi. Kto do niego przyszedł? Ojciec? Matka? Yohann? Spodziewał się każdego, nawet Kuyina lub samego Konsula, ale nie Isaaka, który jedną ręką zamknął za sobą drzwi, a drugą balansował tacę z głębokim talerzem pełnym mięsa i ziemniaków.
Więc głód nie miał posłużyć mu za karę.
-Musiałem cały dzień błagać ojca, żeby pozwolił mi do ciebie przyjść. - Isaak rozwiał jego rozmyślania. - Jesteś głodny? Nie pamiętam, kiedy ostatnio jadłeś, ale polewałem ci niedługo zanim Anna zemdlała, więc pewnie kac nie odpuścił ci, jak ostatnim razem. Myślę, że mięso i ziemniaki nie wzburzą twojego żołądka, na pewno to lepsze niż owoce i sery. Wiem, bo raz najadłem się jabłek i sera po wypiciu litra bimbru i powiem ci tyle, wymiotowałem cały dzień – paplał, jak gdyby nie mógł zatrzymać żadnej myśli dla siebie.
Elia nie zdawał sobie do tej pory sprawy, że był głodny. Nie czuł też uścisku w głowie, ale kiedy Isaak wspomniał o głodzie i kacu, nagle przypomniał sobie o tych dwóch okropieństwach.
-Nie zdziwiło mnie, że w pewnym momencie zniknąłeś, ale wszyscy są na ciebie wściekli i nie mogłem dojść, dlaczego – kontynuował Isaak, a Elia uniósł brwi na insynuację, że brat okazywał mu troskę. Nie było to częste. Chłopak odłożył tacę na stoliku obok łóżka i zaczął chodzić po jego pokoju w tę i z powrotem, zakręcając zawsze metr od drzwi i okien. Słowa wylewały się z niego nieskończonym potokiem, a Elia nawet nie próbował wcinać się w jego wypowiedź. - Nie chodzi o Sabrinę, pytałem ją. Skrzywiła się, kiedy wspomniałem o tobie, ale chyba się nie pokłóciliście, co? Ojciec nie byłby aż tak na ciebie wściekły o zwykłą kłótnię z dziewczyną.
-Nie pokłóciliśmy – przytaknął Elia, wspominając ich pocałunek i niezręczną rozmowę. To nie była kłótnia, jeśli nie krzyczeli, prawda? Isaak zatrzymał się w końcu i bezceremonialnie usiadł na biurku, chociaż krzesło stało tuż obok.
-Dopiero dzisiaj rano udało mi się wyciągnąć od Yohanna, że znalazł twój pamiętnik. Samotny jeden wie, jak mi żal, że sam nie przejrzałem twoich tajemnic, kiedy ostatnio sprzątałem twoje wymiociny! - uniósł się. I tyle było, jeśli chodziło o jego troskę o młodszego brata. Isaak zaczął rozglądać się po jego biurku w poszukiwaniu wspomnianego pamiętnika, ale zeszycik przepadł, zdaje się na zawsze, w lepkich łapskach Yohanna.
Mimo to Isaak nie czuł żadnych oporów przed przerzucaniem kartek i książek wciąż leżących bez żadnego ładu na biurku. Niczym małe dziecko, machał swoimi długimi nogami i czytał pobieżnie wszystko, co wpadło mu w ręce.
Elia skrzywił się, odwracając wzrok od brata i rzucając tęskne spojrzenie na parujący talerz. Nie sięgnął jednak po tacę, chociaż żołądek skręcał mu się na zapach jedzenia.
-Yohann nie miał prawa przeszukiwać mojego pokoju. Ty też nie – warknął, wiedząc, że akurat ze strony Isaaka nie spotka go nic złego za wyrażanie swojej złości. Isaak zmarszczył brwi, ale odłożył trzymany w rękach zbiór kartek i przestał robić robić jeszcze większy bałagana na tym nigdy nie sprzątanym biurku.
-Powinieneś być ostrożniejszy – pouczył go brat. - Twojego pokoju nawet nie trzeba było pewnie przeszukiwać, żeby znaleźć ten pamiętnik. Przecież leżał na wierzchu, kiedy wróciłeś schlany do domu!
Isaak miał rację. Elia naiwnie założył, że za drzwiami sypialni zaczynał się jego świat, że to miało jakiekolwiek znaczenie w oczach jego rodziny.
-Domyślasz się, co z pamiętnika aż tak rozwścieczyło ojca? Skoro i tak już wszyscy wiedzą, możesz mi o tym powiedzieć. Yohann nie chciał mi pokazać twojego pamiętnika, jakby moja wiedza na temat jego zawartości miała jakoś pogorszyć sprawę.
-Nie będę ci... – zirytował się Elia i zaraz zamilkł, spuszczając wzrok na podłogę. To prawda, czy Isaak się dowie, czy nie, nie miało znaczenia.
-Zeszłej jesieni śledziłem cię, kiedy poszedłeś do miasta – zaczął Elia, a Isaak niemal podskoczył, nie spodziewając się, że brat tak szybko ulegnie jego prośbie. - Ale zgubiłem cię w centrum, więc włóczyłem się aż trafiłem pod kościelne wzgórze.
Czy Isaak przejmie się jego zdradą wobec ich rasy? Czy z racji miłości do matki oraz krzywdy, jaką Oświeceni wyrządzili jej w dzieciństwie, brat go znienawidzi? Starszy wpatrywał się w Elię wyczekująco, jakby tajemnice skryte w jego pamiętniku były jednym o czym myślał przez całą noc.
Isaak nigdy nie okazał wobec niego wrogości, nigdy go nie nienawidził ani nie oceniał. Skoro ci, którzy byli przeciwko niemu, poznali jego tajemnice, Elia poczuł, że to byłoby wręcz niewłaściwe, aby poskąpić tej wiedzy jedynemu członkowi rodziny, który czasem stawał po jego stronie.
Więc Elia opowiedział mu o swoich wizytach w Kościele, o znajomości z Kuyinem, o starcu, którego oddali potworom – przecież to wszystko wiedzieli już ojciec i Yohann, matka zapewne też. Isaak słuchał go w ciszy, kiwając na każde słowo głową, czasami krzywiąc się, bądź wciągając z sykiem powietrze.
-Słyszałeś może, czy ojciec podjął już jakąś decyzję, co ze mną zrobić? - zapytał na koniec opowieści Elia, czując, jak ręce mu drżą, a wciągane spazmatycznie powietrze piecze go w płuca. Powtarzanie w myślach, a wypowiadanie tego wszystkiego na głos, to były dwie zupełnie różne rzeczy.
-W domu wciąż są goście, ojciec nic ci nie zrobi jeszcze przed dwa, trzy dni – zapewnił Isaak.
Dwa, trzy dni tkwienia w niewiedzy. Dwa, trzy dni bycia więźniem własnej sypialni. Elia nie śmiał spytać, czy Isaak zamierzał ponownie odwiedzić go nazajutrz. Brat nie skomentował w żaden sposób jego sekretów, ale chłopak widział po jego oczach, że ten jest wstrząśnięty.
Poskąpił mu jednak historii o Katii, tę jedną rzecz pozostawił dla siebie. W końcu nie o to ojciec był wściekły. Tragicznie zmarła Kurdyjka nie była w oczach Kapłana zbrodnią, ledwo mówiąca po dærnicku służka nie miała znaczenia.
-Myślisz, że wyrzuci mnie z domu? - spytał cicho Elia, zaciskając dłonie na swoich kolanach. Przez całą rozmowę siedział na brzegu łóżka i chociaż materac był miękki, pozycja ta zrobiła się już dla niego niewygodna. Mimo to nie wstał, miał wrażenie, że zastygł i świat nie pozwoli mi ruszyć się z tego miejsca.
-Nie wiem – odparł krótko Isaak, wzruszając ramionami. - Ja na jego miejscu nie pozwoliłbym ci opuścić domu.
-Myślisz, że ojciec boi się, że spiskowałem z Kuyinem?
-Elia, nie wiem – westchnął Isaak. - Nic mi nie powiedzieli. Przyszedłem do ciebie, żeby usłyszeć twoją wersję historii.
-Nie chodzi ci o moją wersję, chodzi ci po prostu o coś, czego ojciec ci nie chce powiedzieć – odfuknął Elia. Isaak nie zaprzeczył.
-Jeśli czegoś potrzebujesz, jeśli chciałbyś gdzieś się wymknąć, coś zrobić, mam klucze do twojego pokoju – zaoferował, ku zaskoczeniu młodszego. - Dopóki są goście, mogę pomóc ci wymknąć się nocą. Aslan i Anna zniknęli zaraz po jej omdleniu, jeśli chcesz się z nimi spotkać i...
Zupełnie o tym zapomniał.
Elia poczuł wstyd, kiedy zrozumiał, jak niewiele znaczyli dla niego przyjaciele w obliczu jego własnych prywatnych tragedii. Powinien był poświęcić chociaż jedną myśl Annie tej nocy. Powinien był zamartwiać się jej stanem oraz faktem, że Yann trzymał ją w ramionach.
Powinien był, a jednak odciął się od jakichkolwiek myśli od tego wszystkiego.
-Możesz przyjść do mnie znowu za godzinę? - przerwał mu Elia, nie mogąc znieść poczucia winy. - Muszę się zastanowić.
Isaak skinął wspaniałomyślnie głową i wstał z jego biurka.
-Zjedz, jeśli ojciec wyrzuci cię z domu, nie będziesz już dostawał na srebrnej tacy mięsa, tylko będziesz zeskrobywał błoto z ulicy – zażartował, ale Elia pobladł tylko, sięgając mechanicznym ruchem po talerz.
Po wyjściu Isaaka rozległ się zgrzyt klucza w zamku.
Elia spojrzał w stronę okna, za którym rozpościerał się widok na rodzinne sady. Świat zewnętrzny wydał mu się tego dnia niedorzecznie pogodny i słoneczny.
***
Isaak nie spodziewał się zobaczyć takiego chłodu w oczach Elii, kiedy wrócił do niego po godzinie. Jak tylko zamknął za sobą drzwi, chłopak bez słowa podał mu beżową kopertę.
-Co to jest?
-Napisałem z tyłu adres, czy mógłbyś zanieść dla mnie ten list?
Isaak odczytał napis i ku jego zdziwieniu, nie była to nawet część miasta, w której mieszkała Anna Castel. Elia miał jakichś przyjaciół oprócz Aslana?
-Więc list, tak? - podsumował Isaak, zaintrygowany jego zawartością.
-Nie czytaj go – warknął Elia, ale zaraz przybrał bardziej błagalny ton. - Zdradziłem ci już wszystkie tajemnice z pamiętnika.
-Będzie to ode mnie wymagać wiele, ale postaram się nie otwierać koperty – obiecał Isaak. Ręce aż go świerzbiły, żeby zajrzeć do listu, tym bardziej postanowił zanieść go od razu i pozbyć się tej niedorzecznej pokusy.
-Poczekaj – poprosił Elia, widząc, że ten odwraca się do drzwi. Uniósł rękę, chcąc złapać brata za ramię, ale ostatecznie nie odważył się, aby go dotknąć.
-Tak? - zaciekawił się Isaak.
-Mam jeszcze jedną prośbę – wydusił Elia niepewnym głosem, brzmiał bardziej jakby pytał, niż coś mu oświadczał.
-Jaką?
Elia zmieszał się nagle, odwrócił wzrok, wykręcając sobie palce.
-Czy mógłbyś kupić dla mnie pistolet? - wyrzucił w końcu.
Isaak zachłysnął się powietrzem.
-Po co ci pistolet?
Elia milczał, unikając jego wzroku.
-Chcesz się zastrzelić, jeśli ojciec postanowi wyrzucić cię z domu? - zgadywał starszy.
-Jeśli skończę na ulicy, nie będzie mi groził tylko głód ani zimno – odparł Elia. - Jeśli ojciec mnie wydziedziczy, nikt się nie przejmie, kiedy zostanę pobity albo zamordowany w mieście. Prości ludzie nas nienawidzą.
Racja, ale Elia nie musiał przecież wcale kończyć na ulicy. Anna Castel i Aslan Rusalie bez mrugnięcia okiem przyjęliby go pod swój dach, a Isaak szczerze wątpił, że ojciec wydziedziczy syna kilka dni po zaręczeniu go.
Elia był albo głupi, albo go w tej chwili okłamywał.
-Mam tylko nadzieję, że nie zamierzasz strzelać do ojca ani Yohanna.
Zdziwiona mina brata utwierdziła go w przekonaniu, że przynajmniej nie miał na myśli domowników, prosząc go o broń. Isaak westchnął, wiedząc, że nie miał powodu, aby mu odmówić. Ponadto zbyt intrygowały go teraz poczynania Elii, żeby mógł mu w nich przeszkadzać.
-Zobaczę, co uda mi się znaleźć na mieście – zgodził się, sięgając ponownie w stronę klamki. - Potrzebujesz czegoś jeszcze?
-Nie. Dziękuję, Isaak.
Dziwnie było zobaczyć na twarzy Elii taki uśmiech – szczery, świadomy i wdzięczny. Isaak obrzucił brata ostatnim, długim spojrzeniem i po skinięciu głową wyszedł z pokoju.
***
Isaak nie bardzo wiedział, jak wyjaśnić Dieterowi, że jest mu w tej chwili niezbędny. Ojciec mężczyzny łypał na panicza nieprzychylnym wzrokiem, jasno dając mu do zrozumienia, że nie był w jego piekarni mile widziany. Dieter, ubrany w ubrudzony mąką i ciemnymi plamami fartuch, westchnął, idąc na koniec lady i pokazując Isaakowi, żeby do niego podszedł.
-Wiesz, że mój ojciec nie życzy sobie abyś tu przychodził – przypomniał rozgniewanym tonem. - Odstraszasz klientów.
-Wiem, Diet, przepraszam, ale potrzebuję twojej porady, bo kompletnie się na tym nie znam – bronił się Isaak.
-Na czym się nie znasz? - spytał, opierając się na ladzie i nachylając do Isaaka, aby ten załapał aluzję, że nie musiał głośno zdradzać wszystkim obecnym w piekarni ludziom swoich problemów.
-Na broni palnej.
Dieter Thierry zmarszczył brwi i rzucił krótkie spojrzenie w stronę ojca, który piorunował go wzrokiem.
-Na cholerę ci broń, Saaki? - zdziwił się piekarzyk.
-To nie dla mnie, brat mnie poprosił – wyjaśnił, przestępując z nogi na nogę, jak dziecko, które prosi rodzica o jakąś niedorzeczną przysługę.
To wyjaśnienie jeszcze mniej mówiło Dieterowi, ale mężczyzna westchnął i sięgnął do wiązania fartucha.
-Teraz? Jestem ci potrzebny teraz, czy jesteś w stanie zaczekać na mnie pół godziny? - spytał powoli, tak, aby Isaak na pewno zrozumiał, co ten do niego mówił. - Wciąż jest przedpołudniowy ruch i ojciec sam sobie nie poradzi ze sprzedażą. Matka ma, wiesz, te dni, więc leży na górze w łóżku i lamentuje.
-Jakie dni? - zdziwił się panicz, robiąc wielkie oczy.
-Te dni, kiedy... Isaak, cholera, zaczekaj na mnie pół godziny, proszę! Tylko na zewnątrz – polecił, wskazując palcem drzwi, w których stała jakaś kobieta, widocznie wahając się przed wejściem, widząc, że w środku znajduje się diabeł.
Isaak skinął głową, wychodząc bez słowa. Zdążył zobaczyć, jak Dieter podchodzi do ojca i o coś się z nim kłóci, ale pan Thierry podniósł w końcu dłonie w geście kapitulacji i machnął na syna ręką, nie mając siły z nim walczyć.
Krueger nie miał, jak sprawdzić, ile minęło już czasu, ponieważ odkąd raz okradziono go na mieście z kieszonkowego zegarka, nie miał czelności prosić ojca o drugi, ale zaczął się porządnie nudzić, kiedy Dieter w końcu znalazł się obok niego, przebrany na szybko w zwykłe ubrania. W jego ciemnych włosach wciąż jednak znajdowała się mąka. Wyglądało to trochę, jak marna imitacja śnieżnego puchu.
-Saaki, prosiłem cię tyle razy, żebyś tu nie przychodził! – zaczął swoją mantrę. Isaakowi zrobiło się trochę głupio, że burzył porządek dnia Dietera.
Od czwartej rano pomagał zapewne ojcu w przygotowaniu wszystkich wypieków i był już widocznie zmęczony. W dni, kiedy w teatrze odbywały się nocami próby lub występy, Dieter zazwyczaj wracał prosto z nich do domu, łapał dwie godziny snu, a potem wstawał, żeby pomagać ojcu. Isaak wiedział, że chłopak myślał w tej chwili tylko o drzemce, którą będzie mógł sobie sprawić popołudniu, kiedy uprzątną już z ojcem sklep i kuchnię.
-Ojciec ledwo może przeboleć teatr, ale nie wiąże mi rąk i nóg, kiedy wychodzę wieczorem. Wkrótce pewnie zacznie to robić, jeśli znowu będzie musiał cię oglądać. Czego chcesz? Że też musisz przychodzić akurat w takich godzinach... – westchnął cierpiętniczo, rozglądając się po ulicy. Zawsze był nerwowy, kiedy znajdowali się z Isaakiem w miejscach publicznych w ciągu dnia. Ludzie może i nie atakowali złotookich, ale później piętnowali osoby, które się z nimi zadawały. To był główny powód, dlaczego ojciec Dietera wściekał się, gdy jego przyjaciel diabeł kręcił się wokół ich piekarni.
To oraz fakt, że nie był to byle złotooki, a syn samego Kapłana. Dieter często żałował, że powiedział rodzicom tak wiele na temat chłopca, z którym szwendał się po nocach.
-Muszę kupić broń – powtórzył Isaak, ignorując wszystko, co powiedział Dieter. Piekarzyk skrzyżował ręce na piersi i spojrzał z góry na panicza, który siedział na krawężniku, jak jedno z tych bezdomnych dzieci, które oblegały rogi wszystkich ulic centrum. - Mój brat właśnie przebił mnie, jeśli chodzi o bycie największą porażką w rodzinie, więc postanowiłem okazać mu nieco dobroci, zanim ojciec go zamorduje, i zaoferowałem mu, że mogę załatwić dla niego sprawy, których on nie może, ponieważ jest zamknięty w swojej sypialni – wyjaśnił, dziwnie z siebie zadowlony.
-I tym, co ten smarkacz chciał załatwić, jest kupno broni? - powtórzył Dieter w niedowierzaniu, aby Isaak miał okazję usłyszeć swoje brednie od kogoś innego i może zrozumieć, jakie to wszystko było niedorzeczne.
-Tak – odparł bez żadnej refleksji paniczyk.
Dieter spojrzał na niebo, wzdychając.
-Nie poznałem go jeszcze, a już mam go dość. Ciebie też – dodał, fukając.
-Jak ojciec go zamorduje, to z powrotem tylko ja będę cię męczyć – obiecał Isaak, licząc, że Dieter uśmiechnie się na ten żart, jednak syn piekarza tylko skrzywił się, posyłając mu znużone spojrzenie.
-Co twój brat zrobił? - spytał w końcu Dieter. Przysiadł obok Isaaka na krawężniku, aby chłopak nie musiał opowiadać mu o swoich problemach rodzinnych zbyt głośno. Isaak, co prawda, przeszkadzał mu w tej chwili, jak wielki pryszcz na tyłku, ale piekarzyk musiał przyznać, że chwila na świeżym powietrzu dobrze mu zrobi. Kuchnia, jak i sklep, na które składała się piekarnia, oba były gorące i duszne. Chłodne wrześniowe powietrze piło go w płuca, ale miło osiadało na jego rozgrzanej skórze.
Isaak streścił pokrótce wszystkie zbrodnie Elii, a Dieter słuchał go w ciszy. Nikt z przechodniów nie zbliżył się do nich na tyle, aby zrozumieć choćby słowo. Może jednak skóra diabła miała w sobie zalety, doszedł do wniosku Dieter, zawsze zapewniała na mieście przestrzeń.
-Gdyby to był mój brat, nie kupiłbym mu broni, ale to jest twój brat i twój problem – zawyrokował w końcu Dieter. - Miał jakieś szczególne prośby, jeśli chodzi o ten pistolet?
-Wątpię, żeby potrafił odróżnić wiatrówkę od rewolweru.
-Dziwię się, że ty potrafisz je odróżnić – zaszydził mężczyzna. - Jaki mamy budżet?
-Budżet? - powtórzył głupio Isaak. Syn piekarza spojrzał na niego krytycznie, jednak poza kolejnym westchnięciem, nie skomentował bezmyślności Kruegera.
-W porządku, ja mam pieniądze. Oddasz mi później. Albo nie oddasz – machnął ręką, podpierając się o chodnik i wstając z ulicy. Odruchowo otrzepał spodnie, chociaż miejsce, gdzie usiedli, nie było wcale aż tak brudne. - Pytałeś go chociaż po co mu broń?
-Pytałem – przytaknął Isaak, nie dodając jednak nic więcej.
-Więc? - naciskał Dieter, podając rękę paniczykowi, aby i ten podniósł się w końcu z krawężnika. Chociaż był od niego dużo niższy, piekarzyk bez problemu podciągnął z ziemi panicza, właściwie wyłącznie własną siłą.
Isaak wstał, puścił jego rękę i spojrzał na niego z góry, ponieważ teraz jego głowa znalazła się ponad głową Dietera.
-Jeśli ojciec wyrzuci go z domu, Elia zapewne strzeli sobie w łeb – rzucił krótko, a mężczyzna nie mógł dojść skąd u Isaaka bierze się ten rozbawiony ton, kiedy chłopak mówił o rzeczach, w których brakło jakichkolwiek pozytywów.
Dieter zamrugał tylko i wskazał ręką w prawo.
-Dwie ulice stąd jest sklep z bronią, chodźmy zanim mojemu ojcu skończy się cierpliwość.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro