Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zimne Usta

Akt XXXI

Nie ważne, z kim tańczył, nie ważne, jak głęboko w tłum się zapędził, Yann cały czas czuł wzrok Élijki na swoim ciele. Zupełnie, jak gdyby została zaprogramowana, aby reagować tylko na niego. Ilekroć nie podążył wzrokiem w jej stronę, napotykał spojrzenie jej szeroko otwartych oczu.

Póki mógł oburzyć za jej pomocą Yohanna Kruegera, była mu na rękę, ale teraz nie mógł znieść jej obecności w tej sali. Tych szarych oczu, za którymi kryły się niezrozumiałe dla niego myśli.

Nie mógł przestać się zastanawiać – Czy była zazdrosna o to, że te wszystkie dziewczęta w podobnym do niej wieku mogły tańczyć, objadać się i upijać, nosić długie włosy i kolorowe suknie, a ona utknęła w męskiej fryzurze i brązowym fartuchu?

Yann bardzo chciał, aby właśnie takie rzeczy chodziły po głowie Nouvel Kettler, ale wiedział, że prawda była inna. Nikt, kto próbował zamordować Konsula, nie zajmowałby się marzeniem o pięknych sukniach. Czy Élijka dalej pragnęła zemsty? Czy mimo utraty palców w paszczy mortum, wciąż miała w sobie odwagę, aby sprzeciwić się Konsulowi?

Była kaleką, schudła dwukrotnie odkąd została okaleczona i po jej wzroku widział, że bała się widoku takiej ilości złotookich, ale on był pijany. Gdyby córka powieszonego przemytnika postanowiła tego wieczoru się na nim zemścić, okaleczyć go za pomocą stołowego noża, być może by się jej to udało.

-Przepraszam, ale kręci mi się w głowie – zwrócił się do Olmy Löewüng, której ręce ściskał w tej chwili na parkiecie. Tańczył z nią tylko dlatego, że jej dramatyczne narzeczeństwo z Isaakiem Kruegerem strasznie go bawiło.

Dziewczyna cały czas zerkała w stronę upitego Kruegera, który siedział załamany w kącie i całą noc śledził ją wzrokiem. Yann uwielbiał tego rodzaju zawiść, jaką okazywała narzeczonemu Olma i nie powstrzymywał się przed nachylaniem do jej ucha i szeptania jej komplementów, na które ona głośno się śmiała.

Zbyt głośno, żeby wyglądało to naturalnie, ale jemu to nie przeszkadzało.

-Oczywiście, nie mam ci nic za złe, Yann – odparła, pozwalając mu odejść. Nie czekała aż pozostałe pary również się przegrupują. Kiedy tylko panicz odszedł od niej na kilka kroków, znalazła sobie nowego partnera do tańca, do którego głośno i ostentacyjnie się śmiała.

-Przynieś mi jabłka, Élijko – polecił Yann, znalazłszy się przed Nouvel. Dziewczyna zamrugała zaskoczona.

-Jabłka? - powtórzyła głupio.

-Tak, jabłka. Przynieś mi świeże jabłka.

Nouvel spojrzała wzdłuż stołu, gdzie stały pełne misy owoców. W tym również jabłek. Już otwierała usta, aby oznajmić mu, że owoce przecież leżą na wyciągnięcie jego ręki, ale on jej przerwał.

-Powiedziałem, świeże jabłka.

-Jabłka na stołach na pewno zostały zerwane dzisiaj rano – zaprzeczyła, a on musiał aż ścisnąć palcami nasadę nosa, aby nie podnieść tej ręki na nią w otoczeniu balowych gości.

-Za pałacem znajdują się sady, idź zerwać mi kilka jabłek – nakazał, ignorując jej słowa. 

Élijka nie drgnęła, widocznie nie chcąc spełnić tego życzenia.

-Mam po prostu iść do sadu i zerwać jabłka? – drążyła, nie zdając sobie sprawy, że ręka zadrżała mu z powodu jej oporu, a nie alkoholu.

-Jak inaczej pozyskuje się jabłka, Élijko? Możesz zejść na dół do kuchni i poprosić o koszyk.

Dziewczyna skinęła głową i odwróciła się, by odejść, ale Yann złapał ją jeszcze za ramię. Z pewnym zadowoleniem odkrył, że cała stężała na ciele. Nie musiał się jej obawiać, to ona bała się jego.

-Jeśli ktoś spyta, kto kazał ci zerwać jabłka, powiedz, że to był twój pomysł.

Nie zdołała ukryć nienawiści, kiedy na niego spojrzała, ale ponownie skinęła głową, więc Yann ją puścił i pozwolił odejść.

Olma Löewüng wyglądała jakby świetnie bawiła się z nowym partnerem, więc Yann przeszedł się wzdłuż stołów, oglądając ją kątem oka i przystanął, kiedy znalazł się w pobliżu Isaaka Kruegera. Coś pchnęło go, aby zająć puste krzesło obok tego błazna, być może była to nuda.

Isaak nie pokazał w żaden sposób, że go zauważył, więc siedzieli przez chwilę, nie zwracając na siebie uwagi i obserwując narzeczoną Kruegera.

Jedną z największych zagadek towarzyskich było, dlaczego tych dwóch nigdy się ze sobą nie zaprzyjaźniło, chociaż wszystko dookoła sprawiało, że mieli do tego idealne warunki.

Isaak był od niego zaledwie trzy dni młodszy, wychowali się w tym samym towarzystwie, ich ojcowie od lat trwali w bliskiej przyjaźni, a mimo to Yann mógł zliczyć na palcach jednej ręki wszystkie razy, kiedy ze sobą rozmawiali.

Yann zawsze uważał Isaaka Kruegera za błazna, a obserwując, jak ten zachowywał się na przestrzeni lat, nie mógł pozbyć się wrażenia, że Yohann wyssał z cycków matki całą inteligencję, jaką kobieta miała przeznaczoną dla swojego potomstwa, nie zostawiając ani kropla dla Isaaka i Elii.

-Nie odezwała się do mnie przez cały wieczór – poskarżył się nagle Krueger. Obaj utkwili wzrok w roześmianej Olmie Löewüng.

-Przynajmniej jest świadoma twojej obecności – podsunął Yann, niepewien, czy powinien uświadomić Kruegera, że całe zachowanie dziewczyny było uwarunkowane tylko i wyłącznie potrzebą pokazania narzeczonemu, że ta najlepiej bawi się bez niego.

-Wszyscy będą o tym mówić, że Olma mnie nienawidzi – jęknął zbolały Krueger, unosząc do ust wysuszoną do połowy butelkę. Yann był pewien, że kiedy ostatnim razem zerknął w jego stronę, butelka ta miała jedynie kilka kropel na dnie. Widocznie chłopak zdążył już dorwać kolejną i wyżłopać z niej większość płynu.

Mimo wszystko Moretz musiał przyznać, że Isaak naprawdę dobrze się trzymał, patrząc po ilościach wina, jakie w siebie wlewał od kilku godzin. Większość ludzi zapewne nie byłaby już w stanie skleić logicznego zdania, a Krueger wciąż wymawiał każde słowo wyraźnie i świadomie. 

-Czy to nowość? Pamiętam, że kiedy was zaręczono, już wtedy wyglądała, jakby miała zwymiotować, gdy tylko musiała wziąć cię za rękę – wypomniał Yann, a Isaak skrzywił się jeszcze bardziej.

-Do każdego się tak śmieje, ale na najszczęśliwszą wyglądała, kiedy tańczyła z tobą - zarzucił, prawie obrażony. - Znacie się?

Czy to była aluzja, że coś między nimi zaszło na jakimś wcześniejszym przyjęciu? Yann uśmiechnął się z politowaniem.

-Oczywiście, że ją znam - prychnął, spoglądając za dziewczyną z Landbserga. - Przedstawiono mi Olmę jakiś rok, zanim przedstawiono ją tobie.

-Przedstawiono ci chyba dużo dziewczyn, ale żadna z nich nie zaręczyła się z tobą – rzucił Isaak, niby od niechcenia, i spojrzał gdzieś w bok. Yann podążył za jego wzrokiem, natrafiając na widok Aslana Rusaliego i Anny Castel wychodzących bocznymi drzwiami na taras. Natychmiast zrozumiał aluzję Isaaka, czując jak krew gotuje mu się w żyłach.

-Zobacz, jak te wszystkie dziewczyny skończyły. Anna stała się pośmiewiskiem, a Olma zachowuje się, jakby znajomość z tobą była karą – odwarknął Yann.

-Wyglądaliście, jakbyście się dobrze dogadywali z Olmą - kontynuował swoje jęki Krueger, garbiąc się na krześle. 

-Znam ją słabiej niż ty - zaprzeczył Yann, mając już dość tego idioty. 

-I co mi to daje?

Yann spojrzał na niego krzywo, a ten ponownie zmarkotniał.

-Nie rozumiem, dlaczego Aslan tu jest. - Isaak zmienił temat, robiąc niezadowoloną minę, kiedy były przemytnik zniknął im z oczu.

-Elia nigdy nie należał do ludzi, którzy podejmują mądre wybory - westchnął Yann, kręcąc głową. 

-Aslan ciągle mnie nachodzi, kiedy jestem poza domem – wyznał Isaak. - Zawsze wtedy kuleje, jest cały usrany krwią i ma podarte ubrania. 

-Dlaczego przychodzi do ciebie w takim stanie? - zainteresował się Yann, nie odnajdując w sobie jednak żadnej cząstki, która przejęłaby się informacją, że starszy brat Elii szlajał się Samotny wie, gdzie. 

Isaak spojrzał na niego zapijaczonym wzrokiem.

-Och, wciąż udaje się w zaświaty - wypalił bez żadnej dłuższej myśli. 

Yann zesztywniał, słysząc słowa Isaaka.

-Twierdzisz, że Aslan Rusalie dalej korzysta z licencji, którą wykupił Gordon Castel? - wycedził, bardzo powoli, aby Isaak na pewno go zrozumiał.

-Sam mi to wyznał - bronił się Isaak, jak gdyby Yann oskarżał go o kłamstwo. 

-Anna o tym wie? - naciskał Yann, nachyliwszy twarz do Kruegera. 

-Kiedy ostatnio rozmawialiśmy, nie wiedziała.

-Nie spodziewałem się, że będziesz taki skory do sprzedawania cudzych sekretów - uśmiechnął się Yann. 

-Aslan nie powinien mi zdradzać swoich sekretów – skrzywił się Isaak, słysząc komentarz Yanna, ale zaraz otworzył szerzej oczy. Czyżby mógł czuć jakieś wyrzuty sumienia z powodu zdradzenia sekretu Aslana?

Yann nie zdziwiłby się, gdyby rzeczywiście tak było. Elia był wystarczającym przykładem tego, że rodzinie Ephraima Kruegera brakło jakiejkolwiek godności.

-To ciekawe – pokiwał głową Yann. - Dziękuję, że się tym ze mną podzieliłeś, Isaak.

-Powiesz mu o tym? - przestraszył się chłopak, a Yann niemal się zaśmiał, widząc jego minę.

-Nie martw się. Nie zdradzę twojej zdrady. - Poklepał go po ramieniu i wstał, czując nową energię. Nie mógł uwierzyć w to, czego się dowiedział. Po tym wszystkim, co rodzina Anny zrobiła dla jego rodziny, Aslan wciąż nie mógł przestać zachowywać się, jak pies. Yanna ciekawiło, kto dalej płacił za jego usługi. Kto wiedział, że młody Rusalie łamał prawo i pluł na naiwność Gordona Castela.

Co najważniejsze, czy Anna o tym wiedziała.

Yann już miał odejść, kiedy zauważył, że na salę wraca dziewczyna w ciemnozielonej sukni. Wcześniej wyszła na taras razem z Aslanem i Anną, i Yann miał wrażenie, że cały wieczór widział ją gdzieś w ich otoczeniu.

-Znasz tę dziewczynę? - spytał Isaaka.

Krueger zmarszczył brwi wpatrując się w nią, ale zaraz pokręcił głową.

-Pierwszy raz ją widzę.

-Ja też – rzucił Yann i ruszył w jej stronę. Ciekawość wygrała w nim z obojętnością. Ponadto rzadko zdarzało się, że na przyjęciach trafiał na nieznane mu dziewczęta. Zagrodził jej drogę, kiedy zmierzała w stronę stołów i zapatrzył w nią, próbując sobie przypomnieć jej twarz, ale miał pustkę w głowie.

Dziewczyna otworzyła zaskoczona oczy, czekając aż ten wyjaśni jakoś swoje zachowanie.

-Niecodzienny kolor sukni – skomentował, a ona, jak na komendę, opuściła oczy na swoje ubranie. - Nigdy wcześniej cię nie widziałem. Skąd znasz Elię Kruegera, jeśli mogę spytać?

-Och, nie znam go – odparła, a Yann nie przegapił nuty goryczy w jej głosie. Wciąż patrzyła na niego niezrozumiałym wzrokiem, a do niego dotarło, że ta dziewczyna nie wiedziała, kim był.

-Co w takim razie robisz na jego przyjęciu? – drążył, licząc, że panna od razu go nie zbyje. Mógł sobie być synem Konsula, ale na napastowanie młodej dziewczyny ludzie zawsze źle patrzą. Nieznajoma jednak nie zdawała się być urażona jego zachowaniem, ponieważ uśmiechnęła się do niego dziwnie zadowolona.

-Znam Annę Castel - wyjawiła w końcu. 

Nie zdziwiło go to, w końcu cały wieczór kręciła się gdzieś koło niej.

-Dziwi mnie, że Anna ma przyjaciół, których ja nie znam - mruknął, nachylając się do niej. 

-Nie pochodzę z Märchen – wyjaśniła dziewczyna, a on nie miał powodu, aby jej nie wierzyć.

-Skąd panienka pochodzi, jeśli wolno spytać?

-Czy to przesłuchanie? - uśmiechnęła się rozbawiona. - Urodziłam się przy granicy z Élai, wczesne dzieciństwo spędziłam poza Republiką, ale rodzice pilnowali, abym nie zapomniała języka. Kiedy wróciliśmy do Dærniku nie przebywaliśmy długo w jednym miejscu, szybko pozbyłam się élijskiego akcentu, a w końcu cały język Zachodu wypadł mi z głowy - wyrzuciła, niemalże na jednym oddechu, jak jakąś wyuczoną formułkę.

Wydawała się być zadowolona, że mogła opowiedzieć mu swoją, jakże nieoryginalną, historię. Yann uśmiechnął się i wyciągnął do niej rękę, którą ona przyjęła bez zastanowienia.

-Zatańczymy?

-Skoro już mnie pan przesłuchał, czemu nie? - zaśmiała się, podając mu dłoń. 

Naprawdę się starał, ale nie potrafił jej sobie znikąd przypomnieć. Musiała mówić prawdę. Skoro mieszkała w dzieciństwie w Élai, pewnie poznała Annę z powodu interesów pomiędzy Gordonem Castelem, a jej rodzicami.

-Jak ci na imię? – zapytał, kiedy okręcił nią już dwa razy i przyjrzał się jej z każdej strony.

-Sansa – odparła zduszonym głosem, jakby całe życie czekała, aby podzielić się z kimś tą tajemnicą. Teraz już był pewien, że nigdy o tej dziewczynie nie słyszał.

Teraz już był pewien, że nigdy o tej dziewczynie nie słyszał.

-A jak panu na imię?

-Yann.

***

Yann Moretz.

Sansa otworzyła szeroko oczy, wściekła na siebie, że wcześniej nie zorientowała się, kim był ten chłopak. Na swoje usprawiedliwienie, od kiedy ostatni raz widziała Yanna Moretza, minęło już trochę czasu. Co prawda, to było niecałe dwa lata temu. Jego twarz nie mogła się aż tyle zmienić.

Może winna była po prostu jej bujna wyobraźnia. Zanim zauroczyła się w Elii, podkochiwała się w Yannie Moretzu. To on był pierwszym obiektem jej westchnień. Kochanek z jej dziecięcych marzeń, w których nie była córką przemytnika, z początku nosił właśnie jego twarz.

Kiedy jednak zdenerwował się raz na nią, gdy podglądała go w trakcie zabaw z Anną, i nakrzyczał na nią, przestała upiększać go w swojej głowie i odwracała wzrok, kiedy panicz Moretz odwiedzał dom Castelów.

Zupełnie zapomniała o swoim pierwszym zauroczeniu. Zapomniała też, jak przystojny jej zdaniem zawsze był Yann Moretz.

-Znowu Yann – rzuciła, aby ukryć swój szok i zaraz się speszyła. - Wybacz, proszę, tę uwagę. Poznałam bardzo wielu Yannów, również w Élai - zmyśliła na poczekaniu, czując, że wobec kogoś takiego, jak on, należało się wytłumaczyć z głupich komentarzy. 

-To popularne imię we wszystkich krajach kontynentu – zgodził się, ku jej zdziwieniu. 

Czy jego też bawiła tego wieczoru anonimowość? Sansa postanowiła, że nie zdradzi się w żaden sposób, że wie, kim jest on albo jego ojciec.

-Czy mógłbym również spytać o twoje nazwisko? - poprosił, nachylając się do jej ucha. 

-I wypytać potem swoich znajomych czy coś o mnie wiedzą? Och, nie. Wolę, abyś sam się o mnie dowiedział tyle, ile dasz radę, Yann – położyła nacisk na jego imię i z zadowoleniem odkryła, że nie przeszkadzało mu, że zwracała się do niego wprost. Gdyby tylko wiedział, kim naprawdę była... Ale to nie było tego wieczoru ważne. Nie musiała udawać nawet kuzynki Anny.

Mogła być po prostu Sansą.

-Nie obrazisz się zatem, jeśli ja też zachowam moje nazwisko w tajemnicy? – spytał figlarnie, a ona poczuła, jak jej serce pęcznieje z radości.

-Będę zaszczycona, jeśli pozostawisz mi odkrycie swoich sekretów na własną rękę.

Yann Moretz zaśmiał się na jej słowa i ścisnął mocniej jej ręce. Dziewczyna nie mogła zignorować tego, jak ciepła była jego skóra, jak wielkie były jego dłonie w porównaniu do tych jej. Serce biło jej szalenie, niemalże przyprawiając ją o ból w piersi, a ona prosiła tylko w myślach Samotnego, aby pozwolił tej chwili trwać. 

Yann, którego ręce ściskała w tej chwili, nie miał nic wspólnego z chłopcem, który nakrzyczał na nią za podglądanie jego i Anny kilka lat temu. Jego śmiech zdawał się być szczery, w głosie chłopaka brakło szyderstwa, którego się tam spodziewała. Sansa z trudem zwalczyła szalony uśmiech, który pchał się na jej usta.

Dokładnie tak to sobie wyobrażała.

***

-Dobrze się czujesz?

Anna uśmiechnęła się do niego delikatnie, zbywając jego troski skinieniem głowy. Aslan nie wiedział czy cokolwiek tego dnia zjadła, a jej czoło świeciło niezdrowym potem. Widoczne osłabienie nie przeszkadzało jej jednak w zabawie z nim i Sansą, to Aslan musiał siłą wyciągnąć ją na zewnątrz, aby zaczerpnęła świeżego powietrza.

-Nie lubię sposobu, w jaki na ciebie patrzą – odparła, zgrabnie przenosząc temat ze swojej choroby na niego.

-Więc nie zwracaj na nich uwagi.

Anna parsknęła.

-To samo mówiłeś sobie, kiedy udawaliście się z ojcem w zaświaty? Nie zwracaj uwagi na potwory, to wtedy znikną?

-Banda snobów, a głodne mortum to dwa różne problemy, Anno - zaprzeczył, obejmując ją w talii. Dziewczyna oparła głowę o jego ramię, zaciskając chude palce na poręczy okalającej taras. 

-Obawiam się, że Sansa się zbyt dobrze bawi.

Ponowna zmiana tematu. Prowadziła rozmowę, niczym dyrygent orkiestrę, nie pozwalając, aby jakakolwiek nuta rozbrzmiała wbrew jej woli.

-To tylko jeden wieczór – przypomniał Aslan, ale podzielał zmartwienia narzeczonej. Jego siostra bardzo naiwnie podchodziła do tego wydarzenia, licząc, że wszystko potoczy się, jak w bajce. Przynajmniej Sansa miała ten luksus, jakim była względna anonimowość.

-Od dawna marzyła, aby zatańczyć z Elią, ale nie wydawała się zadowolona, kiedy już do tego doszło – skomentowała Anna, a Aslan z trudem powstrzymał się, aby czegoś nie warknąć. Dziwne zauroczenie Sansy w Elii zawsze go drażniło. Głównie dlatego, że znał ich oboje i wiedział, że to idiotyczne. - Powiedziała mi, że nadepnął ją przynajmniej pięć razy.

-Z naszego losu wynikła jedna dobra rzecz, gdyby Sansa wychowała się jako córka Kapłana, byłaby bardziej odstrzelona od rzeczywistości niż Elia – prychnął Aslan.

-Miej więcej wiary we własną siostrę.

-Tyle, ile ona miała wiary, że Elia się w niej zakocha w chwili, kiedy zobaczy ją w balowej sukni? - sarknął i spojrzał ponad głową Anny, w stronę drzwi, w których ukazał się wściekły Yohann Krueger.

Mężczyzna skierował się w ich stronę, jak tylko ich oczy się spotkały.

Anna nie zdążyła oburzyć się na słowa Aslana, ponieważ brat Elii znalazł się tuż za nią.

-Nie ma z wami Elii? - syknął poirytowany. Aslan uniósł brwi i rozejrzał się wokoło, jak gdyby sam coś przegapił. Oprócz nich na szerokim tarasie znajdowały się może trzy inne osoby. Gdyby Elia tu był, Yohann musiałby się naprawdę postarać, aby go nie zauważyć.

-Coś się stało? - spytał ostrożnie.

-Jeśli go zobaczysz, przekaż mu, że ma natychmiast przyjść do gabinetu ojca. Jeśli sam go znajdę, rozszarpię go na miejscu – oznajmił krótko i odwrócił się, znikając z powrotem we wnętrzu budynku. Aslan i Anna spojrzeli po sobie zdziwieni.

-Myślisz, że Elia zdążył już zerwać zaręczyny z tą dziewczyną? - zgadywała Anna.

-Jemu mogło strzelić do głowy cokolwiek. Pójdę go poszukać – westchnął Aslan i po cmoknięciu Anny w policzek na pożegnanie, zszedł z tarasu i ruszył wzdłuż pałacu. Dziewczyna patrzyła chwilę, jak jego sylwetka znika za rogiem budynku i poszła w ślady brata Elii, wracając z powrotem na tłoczną salę.

Przeszła się wzdłuż stołów, szukając Sansy, ale ta widocznie nie potrzebowała ani jej, ani Aslana, aby znaleźć sobie jakąś rozrywkę. Pośród masy kolorowych spódnic trudno było wypatrzeć tę jedną konkretną, która należała do jej przyjaciółki, ale po kilku minutach kręcenia się pomiędzy ludźmi, Anna stanęła, jak wryta.

Najpierw jej oczom ukazały się białe włosy związane czarną wstążką, później materiał ciemnozielonej sukni, a na koniec roześmiana twarz Sansy. Dziewczyna tańczyła z dużo wyższym od siebie mężczyzną, który z łatwością obracał ją i prowadził w sposób, który nie dawał poznać się, że to był jej debiut na parkiecie.

Ze wszystkich ludzi, którzy tego dnia znaleźli się w domu Kruegerów, Sansa wpadła w objęcia akurat Yanna Moretza.

Anna nie potrafiła z początku się ruszyć, nie mogąc pojąć, że to, co widziały jej oczy, działo się naprawdę.

Czy Yann wiedział, że tańczył z siostrą Aslana? Nie mogła do tego dojść. Miała nadzieję, że nie. Nie chciała, aby Sansa stała się pionkiem w rękach Yanna, aby posłużyła mu jako element zemsty na jej bracie.

Pierwszy szok ustąpił wkrótce wściekłości.

Jakim cudem, ze wszystkich obecnych dzisiaj dziewcząt, Yann trafił akurat na Sansę?

Znając wszystkie tańce towarzyskie, Anna wiedziała, że para zaraz powinna się rozstać. Za minutę, najwyżej dwie. Nie odrywała od nich oczu, czekając aż Yann zdradzi się w jakiś sposób, że wiedział, kim Sansa była.

Ich usta cały czas się poruszały, cały czas coś do siebie mówili i uśmiechali się w ten głupi sposób, jak to robią tylko spici i rozochoceni ludzie w akompaniamencie muzyki.

Taniec dobiegł końca, część par wokół nich zeszła z parkietu, niektórzy panowie powymieniali się paniami, a Yann... nie puścił rąk Sansy. Ona też nie odwróciła od niego wzroku. Kiedy rozbrzmiała nowa melodia i dziewczyna zrobiła zmartwioną minę, Yann powiedział do niej coś, na co uśmiechnęła się ochoczo.

Uczył ją tańca, którego nie znała, zrozumiała Anna.

Ile układów już razem przetańczyli?

Panna Castel podeszła do nich szybkim krokiem, nie panując nad wściekłością malującą się na jej twarzy. Złapała Sansę za ramię, wyrywając ją Yannowi. Oboje spojrzeli na nią zaskoczeni.

-Sanso, wiem, że zapomniałam ci o tym wspomnieć, ale to niegrzeczne tańczyć cały czas z jednym mężczyzną – wycedziła do niej, najłagodniej, jak była w stanie. Dziewczyna zrobiła wielkie oczy, wpatrując się w nią. Już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale Yann ją uprzedził.

-Równie niegrzeczne jest przerywanie komuś tańca, Anno.

Furia zapłonęła w jej oczach, ale przełknęła wszystkie słowa cisnące jej się na usta i wystawiła władczo rękę.

-Prosiłeś wcześniej, abym z tobą zatańczyła, więc zatańczmy.

Yann spojrzał z rozbawieniem na jej wyciągniętą rękę i ukłonił się w stronę Sansy, ignorując Annę.

-Żałuję, że w taki sposób się rozstajemy, Sanso, ale jak widzisz, Anna Castel nie jest cierpliwą kobietą.

Sansa nie potrafiła ukryć emocji malujących się na jej twarzy. Owszem, była zawstydzona, wiedziała, kim był jej partner na parkiecie, ale też wyglądała na zbolałą i zdradzoną.

To, jak świetnie bawiła się z Yannem Moretzem, przeraziło Annę.

-Ja również żałuję, ale dziękuję za miło spędzony czas. Miłej nocy, Yann – odparła sztywno i odwróciła się, uciekając pomiędzy ludzi. Chłopak odprowadził ją wzrokiem, a Anna chrząknęła, zmuszając go, aby skupił swoją uwagę na niej.

-Skąd w tobie tyle zawiści, Anno?

-Nie będę powtarzać się dwa razy, Yann. Chciałeś zatańczyć, więc tańczmy zanim zmienię zdanie.

-To byłaby głupota nie skorzystać z takiej oferty – odparł i ujął ją za rękę. Anna zadrżała na jego dotyk. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz stali tak blisko siebie. - Ta suknia... – zaczął Yann, przeciągając słowa. - Zawsze uważałem, że wyglądasz okropnie w czerwieni.

-Jak dobrze, że nie ubrałam się dzisiaj z myślą o tobie – uśmiechnęła się słodko, na co Yann zmrużył oczy.

-Możesz wmówić mi wiele rzeczy, Anno. Jestem nawet w stanie uwierzyć, że szczerze kochasz tego swojego przemytnika, ale to jedno zdanie... To zdanie jest kłamstwem. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro