Zabójcza Samotność
Yohann zdawał sobie sprawę, że to, jak w dzieciństwie traktowali ich rodzice, miało główny wpływ na kogo on i jego bracia wyrośli. Jego kochał ojciec, Isaaka kochała matka, a Elia, dopóki nie znalazł sobie przyjaciela w formie Yanna Moretza, latał wokół rodzeństwa, niczym natrętna mucha, licząc, że zostanie mu poświęcone chociaż pięć minut uwagi.
Właśnie z tego powodu Yohann tak bardzo bał się zawieźć ojca, a wszystkie komentarze na temat niemożności jego i Kariny do spłodzenia dziecka dogłębnie go raniły. Właśnie dlatego Isaak porzucał swój akt degenerata, kiedy matka była w pobliżu, jak gdyby nie chcąc sprawiać jej przykrości.
I właśnie dlatego Elia z taką łatwością dopuszczał się najróżniejszych głupstw, właśnie dlatego był przekonany, że nikt nie dowie się o jego występkach. Owszem, dzieciak bał się gniewu ojca, zdawał sobie sprawę, że jego czyny będą mieć konsekwencje, jeśli zostaną odkryte, ale swoboda z jaką podchodził do uczestniczenia we Mszach Oświeconych, łatwość, z jaką przyszło mu przyprowadzenie ministranta na ziemie rodziny...
Yohann nigdy nie spodziewał się tego wszystkiego po nim, dlatego też dopilnował, aby pamiętnik Elii trafiał z powrotem w jego ręce za każdym razem, kiedy ojciec chciał do niego zajrzeć. On sam nie mógł przestać przeglądać tych pogiętych stron zapisanych całkiem zgrabnym pismem.
-Ma kobiece pismo – mruknął sam do siebie i wspomniał lato sprzed szesnastu lat, kiedy jego matka była w drugiej ciąży po nim, którą ojciec pozwolił jej zachować. Jako że państwo Krueger mieli już dwóch synów, oboje liczyli, że trzecie dziecko będzie dziewczynką, jednak mały Elia miał na ten temat inne zdanie.
Elia... Nie było to męskie imię, ale pośród wyższych sfer często zdarzało się, że upragniona córka okazywała się być chłopcem, więc rodzice po prostu nadawali synowi imię wybrane dla dziewczynki. Yohann miał wielu przyjaciół, którzy, urodzeni jako drugie lub trzecie dziecko, dostawali damskie imiona.
Mężczyzna nigdy nie sądził, że jego najmłodszy brat może wyrosnąć na tak intrygującą i niebezpieczną osobę. Niebezpieczeństwo to nie brało się jednak ze złego charakteru, a z głupoty, naiwności i... samotności.
Wszystkie te rzeczy uświadomił mu trzymany teraz w rękach pamiętnik.
Nigdy wcześniej nie przyszło mu do głowy, że Elia mógł czuć się samotny, że to właśnie samotność sprawiła, że natychmiast przylgnął do Yanna Moretza, kiedy ten poświęcił mu trochę uwagi wiele lat temu, że z taką łatwością dał się zmanipulować ślepemu ministrantowi, że bez jednej dłuższej myśli postanowił zaprzyjaźnić się z Aslanem Rusaliem, niemalże zapominając, kim ten chłopak był, i co łączyło go z Yannem.
Yohann nigdy nie był samotny, dlatego dopiero prywatne zapiski brata otworzyły mu oczy na tę emocję i co potrafiła zrobić ona z człowiekiem.
Pamiętnik ten krył zatem w sobie wszystkie odpowiedzi na całkiem pożyteczne pytanie – Jak zmanipulować Elię Kruegera? Wszystko sprowadzało się do faktu, że nieszczęsny Elia czuł się po prostu bardzo samotny.
Yohann otworzył pamiętnik na jednym z zapisków sporządzonych nie dłużej niż dwa lata temu, kiedy niespodziewanie z życia Elii zniknął Yann, a pojawił się ułaskawiony przemytnik.
***
PAMIĘTNIK ELII KRUEGERA
-syn przemytnika-
„Porozmawiać z Aslanem Rusaliem odważyłem się dopiero, kiedy włosy odrosły mu na tyle, żeby zakryć jego uszy. Chociaż Gordon Castel natychmiast spłacił licencję Hannesa Rusaliego, upadła rodzina wciąż miała wiele długów, którymi zająć musiał się nie kto inny, jak Aslan, ponieważ jego rozpijaczony ojciec z dnia na dzień zdobył nieskończone fundusze na hazard, alkohol, opium i wszystko inne, co uważał za ważniejsze od własnych dzieci.
Dlatego też pewnego dnia Aslan zjawił się w moim domu. Był niewiele starszy ode mnie, ale dobijał interesów z moim ojcem. Jak równy z równym, tylko że Aslan był pod każdym względem gorszy.
Zatrzymałem go przy drzwiach wyjściowych. Wyciągnąłem do niego rękę i pogratulowałem mu odebrania Yannowi Anny, tak jak planowałem to od wielu tygodni. W moich oczach był to nie lada wyczyn, ale Aslanowi nie spodobał się sposób, w jaki to ująłem.
Nie uścisnął mojej ręki.
„Nikogo nikomu nie odebrałem" warknął.
Rzeczywiście, nie zabrzmiało to zbyt taktownie. Wydawał się poirytowany faktem, że go zatrzymałem. Wyglądał źle, jakby nie wyspał się porządnie od bardzo dawna.
„Kiedy byłem młodszy, chciałem zostać przemytnikiem" powiedziałem, nie do końca wiedząc czemu. Zdradziłem to marzenie jedynie Yannowi, a potem szybko porzuciłem, kiedy mnie wyśmiał. Przemytnictwem zajmowali się zazwyczaj szlachcice, którzy utracili majątek. Chociaż przemytnictwo było dnem, jakie czekało nierozsądnych panów, ja zawsze widziałem w przemytnikach ludzi wolnych.
Młody Rusalie, chociaż uznał, że zapewne zatrzymałem go w celach obrażenia go, mimowolnie zaśmiał się zaskoczony. Było w tym śmiechu coś niezwykle serdecznego.
„Przemytnikiem? Ty? Dlaczego?" zapytał, wciąż ze śmiechem na ustach.
„Mam dwóch starszych braci. Nic nie odziedziczę. Nie liczę się" odparłem, mając wrażenie jakbym właśnie zdradził mu jakąś ważną część swojej duszy.
„Nie masz pojęcia, co to znaczy być nikim" stwierdził chłodno.
„Ale ty masz, prawda?"
Nie chciałem by zabrzmiało to jak obelga. Nie miałem zbyt dużego doświadczenia w rozmowach z rówieśnikami poza gardzącym mną teraz Yannem. Nie rozmawiałem też nigdy jak równy z równym z kimś... gorszym.
Wyglądało na to, że czegokolwiek nie powiem, wyjdę na kompletnego snoba.
„Jak to jest być przemytnikiem?" rzuciłem głupio, zanim zdążył wyjść.
„Okropnie" odparł, nie odwracając się do mnie.
„Dlaczego? Przecież przemytników nie obowiązuje prawo."
Uśmiechnął się wtedy do mnie jak dorosły do dziecka, które jeszcze nic, a nic o świecie nie wie.
„Przemytnicy są niewolnikami rządu. Nasza wolność jest jedynie propagandą Pięknych Panów."
Szlachcic nigdy nie nazwałby drugiego szlachcica Pięknym Panem. Było to określenie używane wyłącznie przez służbę. Po raz kolejny uderzyło mnie, jak bardzo Aslan Rusalie różnił się ode mnie, co sam umiejętnie podkreślał.
„Licencji nie można tak po prostu dostać, dla większości jest zwyczajnie ostatnią opcją, wyborem pomiędzy stryczkiem a więzieniem. Kiedy już wejdziesz w przemytnictwo, twoje dzieci również będą podlegać licencji, tak samo ich dzieci."
Jego ton był strasznie gorzki, zacząłem w tamtej chwili żałować, że w ogóle go zaczepiłem.
„Przemytnictwo jest filarem majątku Pięknego Państwa" kontynuował, niezrażony moim milczeniem.
„Handlujemy ze szlachtą, bogaczami i potworami. Zakradamy się do gniazd i wyrywamy szczenięta mortum spod ciał matek, jeśli tego zażyczy sobie jakiś szaleniec. Jeśli Piękny Pan potrzebuje pozbyć się niewygodnego dla niego człowieka, wystarczy, że zapłaci odpowiednią cenę odpowiednio zdesperowanemu przemytnikowi. Owszem, możemy bezkarnie mordować, kraść i bez ograniczeń poruszać się między granicami tego i tamtego świata, ale jednego nie mamy. Nie mamy wyboru."
Spojrzałem na jego drżące ręce, na białe i wciąż czerwone blizny rysujące się na jego skórze. Zawsze uważałem blizny przemytników za świadectwo męstwa, ale jak się okazuje, były to zwyczajnie niewolnicze piętna.
Czy cokolwiek w moim otoczeniu mogłem nazwać męskim, prawym lub szlachetnym? Nie przychodziła mi do głowy ani jedna rzecz.
„Jakie to uczucie" spytałem cicho „zabić?"
„Okropne" skwitował krótko. Wyraz jego oczu złagodniał. „Modlę się do Samotnego Pana, abyś ty nigdy tego uczucia nie poznał, paniczyku."
Potem wyszedł. Nie ukłonił mi się. Jego słowa mnie poruszyły, jednak ja już znałem to uczucie. Przecież zabiłem Katię. Może nie własnymi rękami, ale gdyby nie moja zraniona duma, nie odeszłaby tragiczną śmiercią, rozszarpana przez potwora z cienia.
Pierwsza rozmowa z Aslanem Rusaliem nie poszła mi zbyt pomyślnie, mimo to wkrótce zostaliśmy przyjaciółmi[...]"
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro