Przewodnik
Akt XXI
Matka zawsze powtarzała jej, że bez ludzi takich, jak jej ojciec, ich świat byłby straszliwym miejscem. Kiedy więc papa pozwolił w końcu Nouvel, niedługo po jej siódmych urodzinach, towarzyszyć mu w pracy, serce dziewczynki wręcz śpiewało z radości.
Tego dnia ojca wezwano do starszej kobiety z sąsiedniego miasta, która od wielu dni leżała osłabiona w łóżku, oczekując najgorszego. Tylko yeures mógł ukoić jej nerwy, rozwiać niepewność i dać czas, aby zdążyła pogodzić się z nieuchronnym odejściem, jeśli jej koniec na tym świecie był już bliski.
Nouvel nie raz bywała z obojgiem rodziców na obiadach u rodzin, których członka jej ojciec niedawno odprowadził w zaświaty. Spotkania te zawsze pamiętała jako doniosłe i smutne, jednakże pełne ciepła i gościny, kolorowego jedzenia: tropikalnych owoców i delikatnego mięsa, przeróżnych wypieków i słodkich deserów. Domy, w których ich przyjmowano, zawsze były wielkie i zdobne, także ten, do którego udali się nie w celu przyjęcia, nie odbiegał dalece przepychem budynkom w stolicy.
Rodzina pacjentki jej ojca przywitała ich na progu i poprowadziła w głąb korytarzy. Nouvel, świadoma, że nieszczęście jeszcze nie zalęgło się w tych murach, bezczelnie wpatrywała się w marmurowe schody, wielkie obrazy i rzeźby, chłonąc wspaniałości dziecięcym wzrokiem.
Dla niej był to pałac, niewielkie królestwo, którego mieszkańcy nie byli pewni, czy zostaną zaatakowani. Dlatego właśnie wezwali jej ojca, dzielnego rycerza, który jako jedyny mógł odstraszyć lub złagodzić złe zamiary wroga.
Sypialnia chorej znajdowała się, o dziwo, na parterze. W wielkich domach zazwyczaj sypiano na najwyższych piętrach, być może, aby zapachy z kuchni czy ulicy nie wpływały na jakość snu mieszkańców.
Nie wiedząc, czego się spodziewać, ani jak się zachować, Nouvel stanęła grzecznie przy drzwiach, kiedy jej papa, przywitany gorąco przez pacjentkę, podszedł do jej łóżka, aby się przedstawić i uścisnąć jej pomarszczoną dłoń. Pani domu, która powitała ich w drzwiach, położyła Nouvel rękę na ramieniu dla dodania otuchy. Jej lub sobie.
– Od dawna pani przebywa w tym pokoju, pani Siloé? – spytał Sadiel Ársie. Nouvel zadrżała, słysząc ten jakże znajomy głos otulony nieznanym tonem.
– Od dnia, kiedy zrobiło mi się słabiej, yeures Ársie.
– Pozwoli pani, że obejrzę to pomieszczenie w poszukiwaniu znaków – poprosił papa, a kobieta skinęła umęczona głową, zawieszając wzrok, Nouvel mogłaby przysiąc, że smutnych, oczu na swoim synu i jego żonie. Kiedy ojciec wstał, żeby obejść pokój, w miejscu, które zasłaniały wcześniej jego plecy, Nouvel zobaczyła bladą twarz, niezwykle podobną na pierwszy rzut oka do jej papy, jednakże po bliższym spojrzeniu upiorną i makabryczną.
Jakiś potwór siedział za łóżkiem nieszczęsnej pani Siloé, zaciskając długie, blade palce na drewnianym wezgłowiu, szczerząc poczerniałe zęby i wytrzeszczając zabarwione czerwienią oczy. Kiedy ich spojrzenia się spotkały – potwora i Nouvel – dziewczynka wrzasnęła przerażona.
***
Nouvel obudziła się w ciemnościach, serce biło jej szaleńczym tempem, grożąc, że wyrwie się z jej piersi. Dziewczyna uniosła rękę, aby potrzeć twarz, ale kiedy poczuła na skórze bandaż, spojrzała zaskoczona na swoją dłoń.
Jak zwykle zapomniała, że odebrano jej cztery palce. Schowała rękę pod kołdrę, nie mogąc patrzeć na swoje kalectwo. Z pewnym opóźnieniem do jej uszu dotarły mieszane oddechy śpiących na sąsiednich łóżkach służących.
To był tylko sen. Dawno zapomniane wspomnienie skażone przez strach, którego nabawiła się w ostatnich miesiącach. Nigdy wcześniej nie widziała potworów, nie wiedziała, na czym polegała praca jej ojca.
Obecność potwora w tamtym domu była tylko snem. Tak samo jedynie snem był jej żyjący ojciec.
Sadiel Ársie zawisł, taka była jej rzeczywistość.
***
Nouvel musiała przyznać, że rozkaz Konsula, aby towarzyszyła paniczowi w codziennych czynnościach, okazał się dla niej łaską. Wbrew jej obawom, usługiwanie paniczowi polegało głównie na przytakiwaniu mu, bądź milczeniu przez większą część czasu.
Zyskała też okazję, aby lepiej poznać codzienność syna władcy demonów. Okazało się, że nie był wcale kompletnym ignorantem i prostakiem, jak sądziła. Codziennie odbywał lekcje na temat historii i polityki, był obeznany z poezją i sztuką, a we wszelkich dziedzinach sportowych odnosił zaskakująco wysokie wyniki.
Był perfekcjonistą, o równie sprawnym oku, co dłoniach. Strzelał z łuku i jeździł konno, grywał na różnych instrumentach, a Nouvel była pewna, że gdyby tylko zechciał, opanowałby wszystkie języki kontynentu po zaledwie roku nauki. Odkrycie na temat szerokiej gamy zdolności panicza nie powinno jej dziwić. Czym innym syn Konsula mógł się zajmować całymi dniami, jak nie doprowadzaniem do perfekcji każdej możliwej umiejętności? Czego innego Konsul mógłby oczekiwać po jedynym dziecku, jak nie absolutnej perfekcji?
– Przemytnicy zabierają na drugą stronę konie, a nawet całe wozy, wiedziałaś? - rzucił pewnego razu, niby w przestrzeń, wróciwszy z jazdy po posiadłościach rodziny na pięknym białym ogierze. Nouvel stała niedaleko, obserwując panicza.
Nie odpowiedziała, nie kusiło jej to nawet. Chociaż od wielu dni chodziła za Yannem, niczym cień, chłopak uparcie ignorował jej obecność, wydając jedynie czasem krótkie polecenia. Jej obecność zdawała się go strasznie drażnić, z każdym dniem coraz bardziej.
Tak jak Nouvel przewidywała, początkowy strach, spowodowany szokiem przez jej nieudany zamach, szybko został zastąpiony dawną pogardą i nowym rodzajem irytacji, który korzenie miał w ciągłym jej widoku.
– Konie i wozy nie zmieściłyby się przez furtkę. To znaczy, że istnieją inne przejścia, dużo, dużo większe. Przejścia, które, jeśli pozostawionoby je otwarte, byłyby, jak granice między państwami, tylko, że w tym wypadku, pomiędzy światem żywym i umarłym. Zastanawia mnie, jak wyglądają te przejścia. Gdzie są? Skąd przemytnicy o nich wiedzą? Jak utrzymują je zamkniętymi?
Nouvel dalej milczała, słuchając go ze spuszczoną głową.
– Przecież furtki nie ograniczają tak naprawdę mortum – rozwodził się dalej nad tematem, niezrażony ciszą z jej strony. – Dlaczego większe przejścia by miały? Jak myślisz, Élijko, dlaczego mortum trzymają się po swojej stronie?
Élijko.
Wypluwał to słowo niczym palącą w gardło żółć.
– Zadałem ci pytanie!
Nouvel uniosła na niego wzrok. Twarz panicza szpecił gniew.
– Nie wiem – odparła szczerze.
– My utrzymujemy mortum po tamtej stronie, idiotko! To my stanowimy prawdziwą granicę pomiędzy światami! Nie furtki, nie modlitwy, nie puste wierzenia. My! Odpowiedz mi, Élijko! - zażądał.
– Nie zadał panicz pytania – zaprzeczyła drżącym głosem. Furia zapłonęła w złotych oczach panicza. Zeskoczył z konia i zamaszystym ruchem uderzył ją w twarz. Nouvel zachłysnęła się powietrzem, nie wiedząc, co zrobiła źle. Stojący nieopodal stajenni zgodnym krokiem cofnęli się w tył, rozumiejąc, że to nie był odpowiedni moment, aby rozsiodłać konia.
– Mój ojciec jest powodem, dlaczego te potwory kryją się w cieniu! Myślałaś, że zdołasz zniszczyć tego, kto stanowi granicę pomiędzy światami?! Myślałaś, że zabijesz pana śmierci?! – wrzeszczał, całkowicie straciwszy nad sobą kontrolę.
Nouvel się myliła, czas nie umorzył jego strachu przed córką powieszonego zdrajcy. Fakt, że ktoś jej pokroju uniósł nóż ponad łóżkiem jego ojca, wstrząsnął Yannem dogłębnie, zachwiał jego spokój, rozwścieczył go.
Może jednak nie był to strach, a najpospolitszy gniew? Czy w oczach panicza jej wybryk był zwyczajnie aktem najwyższej bezczelności? Nie mogła zadać żadnego z tych pytań na głos. Nie mogła zainsynuować, że syn Konsula mógłby bać się kaleki.
Spojrzała na niego, na tę górującą nad nią postać z bieli i złota, posąg o okrutnym sercu i jeszcze okrutniejszym charakterze, potwora skrytego pod imitacją ludzkiej skóry, przyszłego władcę mortum.
– Twoja odwaga mnie bawi, Élijko – wycedził drwiąco. Zdawało się, że te wszystkie dni, w których był zmuszony znosić jej obecność, nie pozwoliły mu przetrawić tego, co wydarzyło się w jego domu. Złapał ją za twarz, zmuszając, aby spojrzała mu w oczy. Złoto i nienawiść. Tylko tyle w nich dostrzegała.
– Mój ojciec okazał ci litość.
– Tak, proszę pana – zgodziła się od razu.
– Zetnij włosy. Do ramion, jak mężczyzna – nakazał nagle. Któryś ze stajennych wydał okrzyk zaskoczenia, jednakże panicz go zignorował.
Dziewczyna otworzyła szerzej oczy.
– Jeśli potrafisz unieść nóż, jak mężczyzna, będziesz też nosić włosy, jak mężczyzna.
– Tak, proszę pana – przytaknęła posłusznie. Yann wpatrywał się w nią chwilę, po czym pokręcił głową.
– Ojciec oszalał. Powinien cię za to powiesić.
– Tak, proszę pana – wymamrotała.
W tym jednym się zgadzali.
***
To tylko włosy, powtarzała cały czas w myślach, kiedy czarne kosmyki opadały na spódnicę jej sukienki i na podłogę koło jej stóp. Nie kolejne palce, nie cała ręka, nie noga, nie jej wzrok, węch czy słuch, a włosy, najmniej użyteczna część jej ciała.
Mimo to w oczach zbierały jej się łzy, kiedy Alina ścinała kolejne pasma i zgrzyt nożyczek rozbrzmiewał tuż przy jej uszach. Te włosy czesał jej ojciec, te włosy zaplatała jej matka. Nouvel zawsze kochała swoje czarne loki, wiele dziewczyn na jej ulicy w Purynie zazdrościło jej ich.
To były tylko włosy, a jednak miała wrażenie, jakby Republika ponownie coś jej odebrała. To nie był jej ojciec, młodszy brat lub siostra, szczęśliwe lata spędzone z rodziną, a włosy, mimo to pojedyncza łza spłynęła po jej policzku, a oddech ugrzązł jej w gardle.
Alina odsunęła nożyczki od jej ucha, kładąc dłoń na jej drżącym ramieniu. Nouvel cała zesztywniała, nie będąc gotową na szyderstwa ze strony Kurdyjki. Miała odwagę unieść nóż ponad gardłem śpiącego, jak na początku sądziła, Konsula, a płakała, kiedy ścinano jej włosy i to nawet nie wszystkie. Żadnej innej służącej nie okazano tyle litości, wszystkie miały włosy ścięte krótko przy skórze głowy.
Yann, cokolwiek w jego oczach znaczyło ścięcie jej włosów do ramion, pozwolił jej zachować ponad jedną trzecią jej loków. Poczuła się głupia, samolubna, niewdzięczna. Przecież wszystkie inne dziewczyny i kobiety w tym domu od lat nie widziały swoich włosów w pełnej okazałości. Czy pamiętały, których z nich włosy się kręciły, a które były proste? Czy ich palce wciąż potrafiłyby zapleść aksamitne pasma w warkocze?
– To nie wstyd płakać, maluczka – szepnęła Alina, gładząc ją po ramieniu. - Ja też płakała, kiedy golili mi głowę. Każda kobieta kocha swoje włosy.
– Ale ja wciąż je będę mieć – wyjąkała zawstydzona Nouvel.
– Lecz nie takie, jak ty chcesz. Takie, jak on sobie życzy – zaprzeczyła Kurdyjka nieznoszącym sprzeciwu tonem.
– Mimo to...
– Twoje ciało już nie jest twoją własnością. Nie jesteś już człowiekiem, wolno ci przez to płakać – przerwała Kurdyjka i ścięła kolejne pasmo na wysokości jej ramion. Nouvel przełknęła łzy, ocierając policzki palcami. Słowa Aliny miały odwrotny efekt i nagle odechciało jej się płakać.
Jej ciało nie było już jej własnością. Zdanie to ją otrzeźwiło, a poniekąd nawet zdziwiło. Przecież wedle prawa tego kraju, Konsul mógł rzucić ją bestii na pożarcie, Yann Moretz mógł ją bić. Tak samo jej ojciec był niewolnikiem licencji. Jego ciało nie było jego własnością i chociaż uciekł na wiele lat, wedle prawa Dærniku, Konsul mógł go powiesić.
Wedle prawa, które sam stanowił, jak wytłumaczył jej niegdyś kapitan Kelting. Gniew ponownie zapłonął jej w piersi, wspomnienia z egzekucji ojca odżyły. Spojrzała w dół, na swoją prawą rękę, z której brakowało czterech palców i połowy dłoni. Strach ścisnął jej gardło, fantomowy ból nawiedził brakujące palce.
Och, papo, pomyślała żałośnie, jak obraz tamtego potwora mógł mi zastąpić ostatni obraz ciebie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro