Prawda Za Życie
Akt XVIII
Klucz zazgrzytał w zardzewiałym zamku, lecz po chwili puścił. Pięć lat deszczy i śniegów nie było łaskawe dla metalu, jednakże furtka, to piekielne narzędzie, chodziła na zawiasach tak lekko, jakby regularnie smarowano je oliwą.
Elia począł odwiązywać łańcuch, czując jak cała zawartość żołądka podnosi mu się do gardła. Samotny, dopomóż... Czy on naprawdę sądził, że w ten sposób zdoła zatrzymać mortum? Że zamknięcie jednej furtki uniemożliwi im dostęp do tego świata? Zawstydził się własną głupotą, naiwnym przekonaniem, że byłby w stanie zdziałać coś przeciwko sile, która ostatecznie niszczyła nawet swoich własnych panów.
Kuyin podał mu rękę, a Elia przeprowadził ich pomiędzy słupkami. Z każdym krokiem oddech coraz bardziej grzązł mu w gardle. Może dostanie ataku serca zanim natrafią na jakąś bestię. Może, jeśli Samotny się nad nim zlituje.
Po drugiej stronie świat uległ subtelnej zmianie. Wszystkie głosy natury ucichły, niebo poszarzało, a temperatura opadła. Nawet wiatr zdawał się mniej śmiały w zaświatach.
– Powiedz mi diable, czym ten świat różni się od naszego? – poprosił Kuyin, rozglądając się wokoło szeroko otwartymi oczami, ale zaświaty pozostały dla niego chyba równie czarne, co świat ludzki. Nic nie zatrzymało jego spojrzenia w miejscu, a i po minie chłopaka Elia odgadł, że ten nie wiedział, co znajdowało się wokół niego.
– Jest tu zimno. I cicho – odparł niepewnie paniczyk.
– To sam potrafię zauważyć – burknął ministrant.
– I ciemno – spróbował jeszcze raz Elia, nie wiedząc, co jeszcze mógłby powiedzieć o tym miejscu. Pomijając chłód, ciszę i ciemność, zaświaty w niczym nie różniły się od nieskalanego ludzką stopą lasu na ich warstwie. Większość zarośli stanowiły iglaste drzewa oraz ostrokrzewy, rośliny, które tak, jak w świecie żywych, pozostawały buro–zielone przez cały rok.
– Pusto tu – stwierdził Kuyin, marszcząc brwi w niezadowoleniu. - Niepokoiło mnie, że na powierzchni nie dostrzegałem żadnego z nich, ale wygląda na to, że po prostu nie ma ich nigdzie w okolicy.
– Może zarzucisz mi jeszcze, że cię zwodzę? – fuknął Elia, ale jego głos zabrzmiał bardzo cienko. Brak potworów wcale go nie uspokajał, ponieważ w pewnym momencie jakiś musiał im się pokazać. Byłyby głupie, gdyby nie skorzystały z tak łatwej przekąski, jaką stanowiła ich dwójka.
– Wiem, że jesteśmy w dobrym miejscu! – syknął Kuyin.
Szli w milczeniu, nie niepokojeni przez nic ani nikogo. Im dłużej oddalali się od furtki, tym rósł niepokój Elii. Jeśli znajdą się zbyt daleko, kiedy pojawi się potwór, nie zdołają uciec. Kuyin, co chwila chciał zbaczać z traktu, licząc, że w ten sposób szybciej spotkają Śmierć, jednakże Elia mocno zaciskał rękę na jego ramieniu.
Z żalem musiał przyznać sam przed sobą, że wiedział o tym świecie zbyt niewiele, aby stwierdzić czy pustka powinna go niepokoić czy cieszyć.
– Pusto tu – powtórzył po jakimś czasie Kuyin, niemal smutno.
– Samotny zlitował się nad nami – mruknął Elia, z trudem wyduszając z siebie słowa. Mimo płaszcza, zrobiło mu się zimno.
– Uznajesz to za szczęście? – zirytował się ministrant.
– Czego spodziewałeś się w świecie, w którym nie ma życia?
– Więc, jak nazwiesz nas?
– Idiotami – odparł krótko Krueger.
Kroczyli dalej, Elia coraz wolniej, Kuyin coraz szybciej.
– Wracajmy – poprosił panicz.
– Dopiero, kiedy spotkamy potwora.
– Jesteś głupcem.
– Byłbym głupcem, gdybym zignorował znaki od Samotnego. On pragnie, abym przyniósł ludziom prawdę o Śmierci, nie ważne, jak makabryczna ona będzie. Wyznam ci szczerze, w pewnym stopniu podziwiam was... złotookich. – Kuyin nie zdołał powstrzymać się od skrzywienia. - Znacie prawdę na temat śmierci i wciąż macie czelność niewolić jej sługi. To jest dopiero tupet.
– Podziw należy się głupcom, którzy zapuszczają się w ten świat – rozległ się zniekształcony głos.
Zaszedł ich od tyłu! Elia zamarł, a Kuyin, ku jego przerażeniu, odwrócił się do potwora.
– Czego Piękny Pan i człowiek szukają w tym świecie?
– Prawdy, wspaniała Śmiercio – odparł ministrant bez cienia drżenia w głosie.
– Jaka prawda może kryć się w zaświatach? – mruknął potwór, postępując krok w ich stronę. Elia, chociaż całe jego ciało krzyczało, aby trwać w bezruchu, odwrócił się z wrzaskiem.
– Nie zbliżaj się!
Mortum zastygło z łapą uniesioną w powietrzu. Chłopaka zdziwiła jego postura, gdyż istoty te najczęściej chodziły na dwóch nogach. Ten osobnik zaś pełznął w ich stronę, jak pies, być może chcąc w ten sposób wywołać większy strach u Kuyina.
–Nie? – Stwór przechylił łeb. – Przecież to wy przyszliście do nas.
– Nie zbliżaj się! – powtórzył płaczliwie, zdając sobie sprawę, jak niewiele szans mieli w starciu z tym monstrum.
–Myśleliśmy, że czas zmieni panicza, jednakże nie różnicie się wiele od swojej młodszej wersji.
To nie było możliwe... To nie mógł być...
–Zapamiętaliśmy wasz zapach, paniczu – zdradziło, jakby czytając w myślach Elii.
– Znasz tego potwora, diable? – zapytał Kuyin, widocznie zaintrygowany.
–Mały Krueger przyprowadził nam niegdyś dziewczynę, dzisiaj przyprowadził nam chłopca – wyjaśniło mortum.
– Tamta dziewczyna... – podchwycił ministrant.
–Spodziewaliśmy się, że panicz wróci do nas szybciej, jednak wygląda na to, że nasza propozycja nie zrobiła na nim wrażenia – ciągnął potwór.
– Jaka propozycja?
– Obiecaliśmy uczynić małego Kruegera wielkim, jednakże on nie wrócił już do nas. Co sprowadza go teraz?
– On wie o wszystkich wejściach, ja o żadnym – wyjaśnił za niego Kuyin, kiedy cisza ze strony Elii się przeciągnęła.
–Czego człowiek szuka w zaświatach?
– Powiedziałem już. Prawdy.
–Prawdy... - Potwór położył łapę na ziemi, postępując kolejny krok.
– Odejdź! - zażądał Elia spanikowanym głosem.
– Podejdź - zaprzeczył Kuyin, a mortum, jakby tylko na to czekając, rzuciło się w jego stronę, przewracając ślepca na ziemię. Biała laska wypadła z jego ręki, a on sam zderzył się z ubitą ziemią. Bestia otworzyła paszczę pełną poczerniałych zębów, niemal obejmując nimi twarz chłopaka.
– Dlaczego się nie lękacie? - Potwór odsunął łeb skonsternowany. Na twarzy Kuyina nie drgnął żaden mięsień, chociaż brunatna ślina skapywała na jego policzki.
– Dlaczego miałbym lękać się woli Samotnego? Jeśli mój czas na świecie został już policzony, z chęcią dotrzymam mu towarzystwa.
Nawet w spotkaniu ze Śmiercią, czuł się nietykalny. Wierzył, że jego Bóg nie opuści go nawet w tym świecie.
Mortum zlazło z chłopaka, przysiadając na tylnych nogach. Wpatrywało się w ślepca niepewnie, równie zdezorientowane jego zachowaniem, co Elia. Kuyin był szaleńcem, nie istniało inne wyjaśnienie faktu, że perspektywa brutalnej śmierci nie robiła na nim wrażenia.
Mimo wszystko mieli szczęście, gdyby bestia była głodna, cisza ze strony ministranta by jej nie zaskoczyła. Wielu ludzi milczało, kiedy paraliżował je strach. Jednakże Kuyin...
Widząc, że potwór chwilowo zrezygnował z pożarcia go, wstał z trawy, otrzepując ubranie, jak gdyby jedynie się potknął, i odszukał po omacku swoją laskę.
– Czy mój czas jeszcze nie nadszedł? – spytał niepewnie.
–Dlaczego nie krzyczycie?
– Niegdyś jeden z was przyniósł mi sprawiedliwość. Wierzę, że to Samotny mnie tutaj zaprowadził.
– Jeśli wy szukacie w zaświatach prawdy... Czego szuka tutaj mały Krueger? - potwór przeniósł wzrok na panicza.
– Sam nie spiszę naszych rozmów. - Kuyin ponownie odpowiedział za niego.
– Zamierzacie sprzedać ludziom tajemnice śmierci?
– Niewiedza to największa choroba trawiąca mój rodzaj.
– Intrygujące...
– Zwracacie się do mnie „wy", a siebie określacie „my". Czy widzicie ludzkość, jako jedność, pokarm, a siebie jako jedno zjawisko zwane śmiercią?
– Gdybyśmy byli jednością, nie musielibyśmy wszyscy żerować.
– Mimo to myślicie grupowo.
– Wy się nie boicie, jednakże młody Krueger drży – zauważył potwór, ignorując pytanie. - Boicie się nas?
Elia milczał, sparaliżowany pod czujnym wzrokiem bestii. Nie jest głodny, nie jest głodny, nie jest głodny...Powtarzał sobie bez przerwy w myślach, aby nie zacząć krzyczeć.
– Skoro mnie nie pożarliście, wspaniała Śmiercio, czy zgodzicie się odpowiedzieć na moje pytania? - Kuyin zgrabnie powrócił do powodu ich wizyty.
– Prawda ma swoją cenę.
– Podaj jej koszt – zażądał władczo, niczym złotooki Kapłan, przed którym potwory kłaniały głowy.
Mortum uśmiechnęło się lubieżnie.
– Za prawdę, życie. Każdego miesiąca przyprowadzicie nam człowieka, a my w zamian zdradzimy wam wszystko, co wiemy. Uczynimy was wielkim, uczynimy was kimś, jednakże, kiedy nasze odpowiedzi dobiegną końca, kiedy zadacie ostatnie pytanie, pożremy również i was – przestrzegła bestia.
– Jeśli taka jest cena prawdy, niech będzie. Pozwólcie jednak, że każdego dnia zadam wam jedno pytanie, abym miał czas na rozgłoszenie prawdy wśród ludzi.
– Niech będzie wedle waszej woli.
– Czy powinienem podać wam rękę do przypieczętowania umowy? – spytał naiwnie Kuyin.
– Słowa wystarczą.
– Kuyin! – Elia złapał go za ramię w panice, paraliż na chwilę uwolnił jego ciało. – Czy ty słyszysz na co się godzisz?!
– W czym masz problem, diable? – Ślepiec wyszarpnął mu się oburzony.
– On chce, abyś przyprowadzał mu ludzi, abyś mordował!
– Czy ty nie przyprowadziłeś mu kiedyś służącej? – przypomniał oschle.
– Jesteś w stanie z tym żyć?! – pieklił się Elia, ignorując jego docinki i strzelając przerażonym wzrokiem od Oświeconego do bestii. Kuyin zaśmiał się sucho, odwracając od niego twarz.
– Ile ludzi umiera każdego dnia, diable? Ile ćpunów i pijaków każdego dnia gnije w rowach naszego miasta? Ile to jest ciał, które dusze już dawno opuściły? Dla niektórych śmierć jest łaską – odparł zimno sługa Kościoła. Elię przeszły dreszcze. Nie dziwił się, że potwór gotów był zawrzeć umowę z Kuyinem zamiast z miejsca go pożreć.
– Staniesz się mordercą – wytknął, chociaż ten aspekt widocznie ministrantowi nie przeszkadzał.
– Jeśli tego wymaga ode mnie Pan...
– A na koniec potwór pożre też ciebie!
– Przecież wszyscy ostatecznie trafimy do jego paszczy. Czy to naprawdę ma aż takie znaczenie, kiedy i jak?
Elia patrzył na niego w niedowierzaniu. Nie powinien był go słuchać. Nie powinni byli tu przychodzić. Samotny, dopomóż, w co on się wpakował...
– Masz papier i pióro, diable? – spytał Kuyin, a Krueger, cóż, nie mając już wiele do powiedzenia, skinął głową i sięgnął do torby przewieszonej przez ramię. Kłótnia z tym szaleńcem nie miała sensu. Nie tutaj, nie przed obliczem bestii.
– Dobrze więc, wspaniała Śmiercio, oto moje pierwsze pytanie. Czy uznajecie Samotnego?
– Samotny to imię, które wymyślili ludzie – odparł potwór.
– Jednak istnieje jakiś Bóg?
– Nie wiemy, jaki.
– Skąd więc pewność, że nie jesteście najwyższym bytem?
Mortum poczęło wyjaśniać, a chłopcy usiedli na suchej trawie, słuchając jego odpowiedzi. Elia zapisywał słowa drżącą ręką, tusz skapywał mu na papier, czyniąc tekst prawie nieczytelnym, jednak każde wypowiedziane zdanie zostało przez niego uwiecznione. Kiedy potwór skończył, zniknął pośród drzew, pozostawiając ich z ciężarem umowy, którą Kuyin z nim zawarł.
Prawda za życie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro