Pomarańczowe Słońce
Akt XXVII
Niektórzy goście zaczęli zjeżdżać się już na kilka dni przed balem – dalecy krewni, przedstawiciele tych pięciu rodzin kapłańskich, które nie mieszkały w Dærniku, a pośród nich i narzeczona Isaaka, Olma Löewüng, która z dużo większą ekscytacją przywitała Elię niż jego.
Dom Kruegerów był na tyle wielki, że gdyby goście zwyczajnie pochowali się po pokojach, nikt nie wiedziałby, że przyjechali. Niestety ludzie mieli w swojej naturze bycie nieznośnymi i gdzie Elia nie spojrzał, zawsze ktoś witał go skinieniem głowy albo krótkim „Gütten".
Nagle odkrył, że już nie mógł dłużej kryć się we własnym domu przed Kuyinem i konsekwencjami czynu, w którym mu pomógł. Po nocach śnił koszmary, a w ciągu dnia dusił się przez tłok i stale skierowany na niego wzrok ludzi, których ledwo znał.
Tak naprawdę nie chodziło o niego, tylko o interesy jego ojca, o jego reputację, o te żałosne zaręczyny, o pokazanie swojego bogactwa i kontaktów.
Olma Löewüng była córką jednego z pięciu Kapłanów, którzy sprawowali rządy poza stolicą, co od lat spędzało Senatowi sen z powiek, gdyż poczynania tych Kapłanów trudniej było kontrolować. Bardzo często, kiedy ktoś ze stolicy udał się do Kapłańskiego Miasta, okazywało się, że niepilnowany Kapłan zdołał wprowadzić tam własne prawa, a nawet samodzielnie podpisywał różne traktaty pomiędzy swoim miastem, a sąsiednim krajem, pomijając przy tym resztę Republiki.
Elia wiedział, że jego matka pochodziła z takiego Kapłańskiego Miasta, ale nigdy nie poznał tamtejszych krewnych ani nie odwiedził domu, w którym Ira się wychowała.
Oba narzeczeństwa braci Elii przynosiły jego ojcu jasne korzyści polityczne, obie narzeczone jego braci były córkami Kapłanów, dlatego kwestia przydatności Nortungów zaczęła go zastanawiać.
Owszem, musieli mieć pieniądze, ojciec Sabriny musiał sprawować jakieś stanowisko w Senacie, ale przecież matka powiedziała mu, że Steffan Nortung jest kupcem.
Nie potrzebowali pieniędzy ani usług kupca. Może Sabrina była kimś więcej, tylko matka zapomniała mu o tym wspomnieć?
Tak naprawdę nie miało to dla niego znaczenia. Widział ją od pierwszego spotkania kilka razy, głównie na Mszach prowadzonych przez jego ojca. Rozmawiali czasem po nich, ale nie trwało to dłużej niż kilka minut. Ephraim nie pozwolił, aby Elia ją do siebie zniechęcił i nie pozwolił im więcej nigdzie chodzić samemu.
Wszystko go przytłaczało, rzeczy, które mu narzucano, oraz rzeczy, w które sam się wplątał. Czując w końcu, że dłużej nie wytrzyma w domu, postanowił wyjść i pójść tam, gdzie pokierują go nogi. Do Aslana, z którym nie widział się od tamtej deszczowej nocy, czy do Kościoła, gdzie wściekły Kuyin zażąda od niego ponownej wizyty w zaświatach, nie miało to znaczenia.
– Elia, czy mogę zająć ci chwilę?
Chłopak aż podskoczył, słysząc głos brata. Odwrócił się do Yohanna, za którym chłodnym wzrokiem patrzyła na drzwi wejściowe cała ich rodzina namalowana na wielkim obrazie.
– Coś się stało? – zapytał ostrożnie. Jeśli jego rodzina odkryła, że chodził do kościoła prostego ludu i oddał bestiom człowieka w towarzystwie ministranta, wolał to ustalić od razu.
– Śpieszy ci się? Chciałbym zamienić z tobą kilka słów – wyjaśnił Yohann, unosząc w pokojowym geście dłonie, jakby Elia był dzikim zwierzęciem, na które przypadkiem natknął się w ogrodzie.
– Jakich słów? – spiął się chłopak.
Elia bardzo się starał, ale nie zapanował nad drżeniem głosu. Od dawna był już przewrażliwiony, a Yohann nigdy nie zatrzymywał go na pogawędki. Zawsze go ignorował. Elia był jego w oczach jedynie nieznośnym dzieckiem.
Patrząc na brata i na portret z nieco młodszą podobizną ojca, Elia nie mógł wyjść z podziwu, jak Yohann podobny był do Ephraima. Ta sama twarz, to samo spojrzenie i chłód w głosie, jednak od Ephraima biła duma, a od Yohanna dyskomfort.
Zamieszkujący od kilku dni w ich domu goście męczyli wszystkich braci po równo, Yohanna stale wypytując, kiedy doczeka się dziecka. Skończyło się na tym, że Karina, jego żona, przestała opuszczać ich sypialnię, nie chcąc słyszeć tych wścibskich pytań.
– Ta dziewczyna, którą przedstawili ci rodzice. Sabrina. Podoba ci się? – spytał zagubiony Yohann, jak gdyby sam nie do końca wiedział, o czym chciał z bratem porozmawiać.
Elia zamrugał, nie spodziewając się, że to będzie tematem dla jakiego Yohann go zatrzymał.
– Pytasz czy uważam, że jest ładna? – upewnił się, marszcząc brwi skonsternowany.
– Nie, pytam czy ci się podoba – sarknął Yohann, jakby Elia nie rozumiał, co ten do niego mówi.
– Nie wiem – przyznał, chowając dłonie do kieszeni płaszcza, ponieważ nie wiedział, co z nimi zrobić, a czuł, że coś musi, cokolwiek.
– Jeśli kochasz inną, powinieneś powiedzieć rodzicom teraz – przestrzegł go Yohann.
Elia patrzył się na brata tępo, coraz bardziej zagubiony.
– Nie kocham innej.
– Ale nie kochasz też jej.
– Nie znam jej – sprzeciwił się Elia, garbiąc ramiona. Nie był przyzwyczajony, że brat poświęcał mu tyle uwagi, że patrzył mu w oczy i mówił wyłącznie do niego. Równie swobodnie rozmawiało mu się z gośćmi, których widział pierwszy lub drugi raz w życiu.
– Ja kochałem inną, kiedy rodzice zaręczyli mnie z Kariną – wyznał nagle Yohann. Elia otworzył usta, nie wiedząc, co mu na to odpowiedzieć. - Nie powiedziałem nic i się ożeniłem, ale nie żałuję tego. Cóż, może wyjdzie ci to na dobre, jeśli nic nie powiesz i pozwolisz, aby oni zdecydowali za ciebie.
– Mówisz to tak, jakbym już nie był marionetką w ich rękach – wymamrotał Elia, Yohann ledwie zrozumiał jego słowa.
– Nie jesteś niczyją marionetką, Elio – nie zgodził się, zbywając wypowiedź brata machnięciem ręki. – Jesteś po prostu młody i głupi.
– Dzięki – skrzywił się chłopak.
– Po prostu nie zawiedź rodziców. Jeśli naprawdę nie chcesz tych zaręczyn, powiedz im to teraz.
– Mówiłem im to – speszył się. – Mówiłem im wiele razy. Nie chcę się z nikim zaręczać, chcę żebyście mi wszyscy dali spokój – wydusił, pierwszy raz przyznając to przed kimś z rodziny na głos. Yohann zmrużył oczy.
– Jeśli chciałeś być niewidzialny, trzeba było urodzić się w mieście pośród motłochu. Jesteś synem Kapłana – syknął, a Elia zagryzł usta, znosząc jego palące spojrzenie.
– Nie jestem głupi, nie musisz mi tego przypominać.
– To dobrze, że nic do nikogo nie czujesz – stwierdził Yohann. – Będzie ci łatwiej pokochać Sabrinę, kiedy nie będziesz musiał odkochiwać się w nikim innym.
Nigdy się nie zakochamy, tak mu powiedziała. Sabrina nie chciała by Elia ją pokochał, a może? Może tylko udawała, dając mu w ten sposób wolną rękę? Pozwalając, by poczuł się przy niej swobodnie, by nie czuł żadnej presji?
***
Samotny musiał sobie o nim przypomnieć, bo zanim się zorientował, stanął przed bramą prowadzącą na ziemie Gordona Castela. Jego nogi, jak raz, nie zaprowadziły go w to zdradliwe miejsce, jakim okazało się kościelne wzgórze. Większość służby już go kojarzyła, traktując go jak zbłąkanego psa, który nie przeszkadzał ich panu.
Elia minął szerokim łukiem dom Aslana i udał się do pałacu, gdzie mieszkała Anna, świadom, że szybciej znajdzie przyjaciela tam. Drzwi otworzyła po kilku minutach pokojówka, obrzucając go dziwnym spojrzeniem. To mogła być ta dziewczyna, która go przebierała, kiedy Aslan zaciągnął go do środka.
To mogła też nie być ta dziewczyna. Elia niewiele pamiętał z tamtej nocy, jedynie miejsca, w których się znalazł. Dom Aslana, podwórze, dom Anny, znowu podwórze, tak samo mokre, jak za pierwszym razem...
Elia nie mógł sobie przypomnieć, o czym rozmawiali wtedy w gabinecie. Na pewno się posprzeczali, co dotarło do niego po kilku dniach. Chłopak ze wstydem przyznał przed sobą, że odkąd obudził się skacowany, nie myślał wcale o swoim przyjacielu ani o tym, co robił poprzedniej nocy.
Może powinien był, wtedy miałby się gdzie podziać przez ten czas, kiedy gościli w domu obcych ludzi. Zająłby swoje myśli czymś innym niż Kuyinem, mortum i starcem, którego wspólnie zamordowali.
– Pana Aslana nie ma.
Pan, jak absurdalnie to brzmiało. Fakt, że Aslan sam nienawidził bycia tytułowanym w jakikolwiek sposób tylko utwierdzał Elię w tym poglądzie, że jego przyjaciel żadnym panem nie był.
Były przemytnik. Upadły szlachcic. Pod takimi imionami zawsze go znał, jeszcze zanim zaczęli ze sobą rozmawiać i również teraz.
– Jest Anna? – spytał szybko, zanim pokojówka zdążyła zamknąć mu drzwi przed nosem.
– Panienka Anna źle się czuje.
Suchy ton pokojówki zaskoczył go. Służba Gordona Castela zawsze wydawała mu się dziwnie wesoła i pogodna. Może byli na niego za coś źli? Może stan Anny był poważny? Elia zląkł się, że jego wizyta w domu Aslana mogła mieć z tym coś wspólnego. W końcu, kiedy wychodził z tego pałacu, usłyszał krzyk Anny. Przynajmniej tak mu się wydawało.
– Chciałbym z nią tylko porozmawiać – wyjaśnił, prawie jęcząc.
Pokojówka zagryzła usta, oglądając się w tył. Była widocznie niezdecydowana czy goście nie zaszkodzą teraz córce jej pana.
– Proszę zaczekać w salonie – wpuściła go po chwili wahania – udam się do panienki i spytam czy czuje się na siłach na rozmowę.
Elia nie usiadł na kanapie, przechadzając się po salonie i rozglądając po obrazach i ozdobach wiszących na ścianach. Nie przyszedł tutaj, aby rozmawiać z Anną, ale skoro była chora, to może nawet dobrze się złożyło. Elia spełni swój przyjacielski obowiązek, życząc jej zdrowia i oferując swoje towarzystwo, a ona może zdradzi mu, co zaszło między nim i Aslanem. O ile Aslan jej powiedział.
– Panienka zaprasza pana do swojej sypialni – oznajmiła pokojówka, wchodząc do salonu. – Zaprowadzę panicza.
Zaproszenie mężczyzny do swojej sypialni miało zły wydźwięk, ale ze wszystkich ludzi, jakich znała, Anna nie widziała w Elii mężczyzny.
Chłopak nie potrafił zliczyć, ile razy panna Castel chorowała w swoim życiu, ile tygodni potrafiła przeleżeć każdego roku w łóżku, zbyt słaba, aby przejść do końca korytarza.
Co było z nią nie tak? Elia nigdy się nie dowiedział. Ludzie rozprzestrzeniali wiele plotek na jej temat. Mówiono, że ma chorą krew. Najbardziej sensowna plotka, jaką Elia słyszał, brzmiała, że Anna chorowała na gruźlicę, którą zaraziła się we wczesnym dzieciństwie.
Wyniszczenie – brzmiało najczęściej używane imię tej choroby, która potrafiła męczyć człowieka przez praktycznie całe jego życie. Pośród arystokracji rzadko się zdarzało, aby ktoś chorował na przewlekłe choroby, szczególnie krwi.
Ojciec sprowadzał do niej lekarzy zza kontynentu, którzy uleczywszy taki epizod słabości, znikali potem, aby pojawić się znowu za rok, czasami nawet za pół. Być może właśnie choroba córki sprawiła, że Gordon Castel został największym handlarzem leków i ziół w Republice, ale podobno kontakty z lekarzami z obcych kontynentów nawiązał jeszcze za młodu, kiedy to jego żona chorowała.
Elia nigdy nie zapytał o szczegóły, ani o matkę Anny, ani o jej chorobę, ani jak Gordon Castel zdobył fortunę. Dla niego były to po prostu fakty, które przyjął i zaakceptował, nie starając się ich zgłębiać.
– Nie spodziewałam się ciebie zobaczyć przed balem – przywitała go Anna. Głos miała całkiem silny, wyglądała też lepiej niż się spodziewał. – Przeziębiłam się – wyjaśniła, a on mimowolnie odetchnął, ponieważ takie słabości łatwo było zwalczyć.
Pokojówka zostawiła uchylone drzwi, polecając panience, aby wołała, gdyby coś potrzebowała.
– Domknij drzwi, Elio. Co cię do mnie sprowadza? – uśmiechnęła się. Anna zawsze była ładna na swój dziwny sposób, krucha i słaba, co zapewne rozbudzało w mężczyznach instynkt opiekuńczy. Elię bardzo intrygowało, co Aslan myślał, kiedy na nią patrzył.
Ze wszystkich kapłańskich synów to do niego należała ta dziewczyna.
– Naprawdę się przeziębiłaś? – upewnił się, nie do końca wierząc, że powód jej osłabienia mógł być tak banalny.
– Wyszłam na deszcz w samej koszuli – wyjaśniła. – Ale już jestem praktycznie zdrowa.
– Wyglądasz dobrze – stwierdził speszony.
– To komplement? – uśmiechnęła się do niego. – Dlaczego stoisz? Usiądź na łóżku.
– Anno, czy wiesz, o czym rozmawialiśmy z Aslanem, kiedy byłem ostatni raz w twoim domu? – Elia nie posłuchał jej polecenia, stojąc sztywno, jak dziecko, które coś przewiniło. Dziewczyna ściągnęła jasne brwi, szukając w pamięci odpowiedzi.
– Upiłeś się z jego ojcem. Zakładam, że o to się pokłóciliście.
– Tak, ale, co takiego mu powiedziałem? – drążył, wpatrując się w nią intensywnie.
Było coś intymnego w widoku młodej dziewczyny utulonej w pierzynie, z włosami rozlanymi po poduszkach. Elia wiedział, że gdyby odwiedził ją ktokolwiek inny, nie dałaby mu się zobaczyć w takim stanie. Przebrałaby się w dzienną suknię, być może spięła włosy i na pewno nie pozwoliłaby, aby mężczyzna penetrował wzrokiem jej prywatną przestrzeń.
– Nie było mnie tam, Elio. To sprawa między wami – odparła umęczona.
– Aslan naprawdę ci nie powiedział?
– Nie – ucięła ostro, dziwnie ostro jak na nią. Elia spojrzał na Annę zaskoczony, ponieważ nigdy nie odczuł w jej zachowaniu żadnej agresji, a teraz nagle była zła, wręcz rozgoryczona, chociaż przed chwilą tak ciepło się do niego uśmiechała.
Nie rozmawiałem z nim od tamtej nocy wyznał, uciekając od niej wzrokiem. Nieporządek panujący w jej pokoi strasznie go rozpraszał. Chociaż znali się od dziecka, rzadko bywał w jej sypialni, wielkopańskie dzieci bawiły się z innymi dziećmi w bawialniach. Nieporządek nie pasował mu do Anny, nawet, jeśli nie czuła się w danym momencie zbyt dobrze.
Przecież dom Castelów pełen był służby. Czyżby Anna nie pozwalała służącym panoszyć się po jej pokoju, poświęcając porządek na rzecz spokoju? Elia sam nie lubił, kiedy ktoś odwiedzał jego sypialnię, pomieszczenie było jednak regularnie sprzątane, tak jak wszystkie inne części domu. Mimo to nikt ze służby nie pogwałcał nigdy jego prywatności, porządki były ograniczone jedynie do zamiecenia podłogi, zmiany pościeli oraz przewietrzenia pokoju, dlatego chłopak nie miał żadnych oporów przed zostawianiem wszystkiego na widoku.
– Wiem – zapewniła Anna. – Usiądziesz w końcu? – Wskazała na brzeg łóżka, a on prawie podskoczył na ten gest.
– Nie – zaprzeczył natychmiast, powracając od razu do tematu, który był zapewne jedynym powodem, dlaczego w ogóle z nią rozmawiał. – Aslan jest na mnie zły?
– A powinien być? – odpowiedziała zaczepnie, marszcząc nos, jak przebiegły lis.
– Nie wiem, nie pamiętam, co mu powiedziałem – przyznał, niemalże ze wstydem.
Anna spojrzała w stronę okna, wzdychając. Elia podążył za jej wzrokiem, lecz na zewnątrz rozpościerało się tylko pogodne niebo. Błękit złotookich, ich ulubiony kolor. Kiedy skupił się na dole krajobrazu, dotarło do niego, że z okna Anny widać było zarys dachu domu Aslana.
– Wiedziałeś, że Aslan wciąż odwiedza zaświaty? – zapytała nagle Anna.
– Zaświaty? – powtórzył głucho.
– Dowiedziałam się tej nocy, kiedy upiłeś się z jego ojcem. Myślałam, że osobiście go zamorduję - prychnęła, międląc brzeg kołdry między palcami.
– Od kiedy jesteś taka zawistna? – zdziwił się Elia, mając wielką ochotę uśmiechnąć się na jej słowa, jednak ton dziewczyny zdradzał, że nie była w tamtej chwili skora do żartów.
– Od kiedy wiem, że mnie okłamywał –fuknęła, międląc w rękach brzeg kołdry.
– Jeśli nie pytałaś, a on milczał, to nie kłamał – stwierdził głupio Elia. Anna spojrzała na niego zmęczonym wzrokiem.
– Obaj jesteście siebie warci – fuknęła. – Uwielbiacie pławić się w beznadziei. Nie ważne, co mu powiedziałeś, Aslan ci wybaczy, Elio – zmieniła temat. Ugodowa część jej natury, jak zwykle wygrała ze złością. - Przeproś go przy następnej okazji. Jego nawet nie będzie obchodziło czy pamiętasz, co powiedziałeś. Po prostu go przeproś – zapewniała, wierząc w każde swoje słowo.
– Przeproszę – obiecał.
– Więc nie wiedziałeś, że wciąż tam chodzi? – podjęła Anna ostrym tonem. Patrzyła na niego uważnym wzrokiem, jak sędzia, przed którym płaszczył się oskarżony człowiek.
– Gdzie? – spytał głupio Elia.
– W zaświaty.
Elia zacisnął usta, wpatrując się w nią tępo.
– Nie wiem.
– Jak to, nie wiesz? – prychnęła, ironiczny śmiech wyrwał jej się z ust.
– Myślę, że nie zauważyłem – wyjaśnił niepewnie chłopak.
Anna skinęła głową, nie oczekując od niego nic więcej. Przyjaźń Elii i Aslana zawsze ją zadziwiała, w końcu nie mieli ze sobą nic wspólnego, a kiedy ich słuchała, często dochodziła do wniosku, że nawet ze sobą nie rozmawiają. Mimo to ciągnęło ich do siebie, a krzywe spojrzenia pozostałych ludzi zdawały się ich tylko zachęcać, aby ponownie pokazać się gdzieś razem.
– Aslan powinien ci wybaczyć, jeśli chce, żebym ja jemu wybaczyła – przerwała ciszę Anna.
– Nie rozumiem.
– To jest jak z długiem, Elio – wyjaśniła, wzdychając. – Jeśli jesteś komuś winny pieniądze, chętniej mu je oddasz, jeśli ktoś inny też jest ci winny pieniądze. Nie można gniewać się na kogoś za zwlekanie ze spłatą długu, kiedy samemu się zwleka. To hipokryzja.
– Nie wiem, nie pożyczałem nigdy pieniędzy. – Wzruszył ramionami.
– Ty chyba mało rzeczy wiesz, Elio – zauważyła Anna.
Miała rację, mało wiedział, przynajmniej jeśli chodziło o rzeczy, o których można głośno rozmawiać. Wiedział za to, co głoszą Oświeceni, kiedy spotykają się co niedzielę w Kościele. Wiedział, jak brzmiały krzyki rozrywanego przez potwora człowieka. Wiedział, że można ujarzmić bestię, zaprzedając jej swoją duszę.
Ale nic z tego nie mógł jej powiedzieć, kazałaby mu wyjść.
– Macie w szklarni cytrusy? – zapytał nagle, zapominając kompletnie o czym przed chwilą rozmawiali. Anna spojrzała na niego skonsternowana, nie wiedząc, skąd wzięło się niespodziewane ożywienie chłopaka.
– Wydaje mi się, że tak. Dlaczego pytasz?
– Przyniosę ci do pokoju twoje własne słońce – rzucił z nagłą beztroską, tak do niego nie podobną, i wybiegł z pokoju, trzaskając drzwiami, co spotkało się z niezadowolonym okrzykiem czatującej na korytarzu pokojówki.
***
Pomarańczowy owoc leżał na toaletce koło pudełeczek z biżuterią. Jego jaskrawy kolor tworzył dziwny kontrast z bielą i srebrem, nie pozwalając się przeoczyć.
– Anno, przecież ty nie lubisz pomarańczy? – przypomniał Aslan, kiedy wszedł do jej pokoju. Był środek dnia, a on wyglądał całkiem przyzwoicie. Może z sympatii do starca, może, aby pokazać się Annie z dobrej strony, ostatnimi dniami pomagał jej ojcu w jego interesach, głównie w sporządzaniu dokumentów i spotykaniu się na mieście z jego przedstawicielami.
Anna nie wątpiła, że jej narzeczony wciąż odwiedzał nocami zaświaty. Zapytała nawet o to Sansę, ale dyskomfort, jaki odmalował się na twarzy dziewczyny i nieskładna odpowiedź, jaką jej udzieliła, uświadomiły Annie, że było to niesprawiedliwe pytanie.
Sansa niczym nie zawiniła, nie miała żadnego wpływu na działania swojego brata, nawet jeśli o nich wiedziała.
– Elia mi ją przyniósł – wyjaśniła krótko.
– Dlaczego? – spytał ostro Aslan, jego głos ociekał wrogością. Anna posłała mu znużone spojrzenie, więc przemytnik odchrząknął. – Elia też nigdy nie zajadał się pomarańczami, dlatego się dziwię – dodał, co złagodziło nieco grymas na twarzy panienki Castel.
Nie zaciekawiło go, co Elia robił w sypialni Anny, a logika, jaką paniczyk się kierował, przynosząc jej owoc, który uznawała za kwaśny i cierpki. Elia i Anna znali się praktycznie od dziecka, ale Aslana nie dziwiło, że ten ignorant nic o niej nie wiedział. Nie znał równie odstrzelonej od rzeczywistości osoby, co on.
– Powiedział, że przyniósł mi moje własne słońce do pokoju – wyjaśniła, wspominając słowa chłopaka.
– Słońce? – powtórzył skonsternowany Aslan. Skonsternowanie narzeczonego upewniło Annę, że ta pomarańcza to był pomysł wyłącznie Elii, co ją rozczuliło. Chłopak rzadko wychodził z jakąś inicjatywą, rzadko pokazywał swój charakter, swoje pomysły.
– Biorę ze sobą Sansę na jego przyjęcie – zdradziła, a Aslan otworzył szerzej oczy. – Jesteście chyba skłóceni, a ja nie zamierzam spędzić w domu Kruegerów nocy sama. Jakiś Rusalie musi mi towarzyszyć.
– Och, więc jestem dla ciebie tylko jednym z Rusaliech? – uśmiechnął się figlarnie Aslan, ale nie zdenerwował się, że Anna chciała zabrać tam Sansę.
Jego siostra również uwolniła się spod licencji, nie była już córką przemytnika i służącej, która opiekowała się wielkopańskimi dziećmi. Miała prawo poznać świat, który do tej pory oglądała zaledwie przez okno.
– Cóż, Rusaliech jest więcej niż Castelów. – Dziewczyna wzruszyła ramionami, cień uśmiechu błąkał się po jej bladych ustach.
– Czujesz się przez to bardziej wyjątkowa niż ja? – dociekał Aslan, siadając obok niej na łóżku i nachylając się w stronę jej drobnej twarzy.
– Ja jestem bardziej wyjątkowa niż ty, Aslan – stwierdziła lekceważąco Anna, odsuwając mu włosy z czoła i zakładając je za uszy. Zamilkli na chwilę oboje, wpatrzeni w swoje oczy. – Powiedz mi, kto z naszego kręgu społecznego kaszle krwią, kiedy wyjdzie na deszcz? – szepnęła, przejeżdżając kciukiem po jego ustach. Dobry humor Aslana ulotnił się w jednej chwili.
Rozbawienie w jej głosie nie uśpiło jego niepokoju. Aslan odsunął się od Anny, kładąc rękę na jej czole. Było chłodne. Od tamtej nocy minęło już trochę dni, a dziewczyna nie kaszlała już od co najmniej dwóch. Przynajmniej przy nim, nie miał pewności, czy nie próbowała ukrywać przed nim swojego stanu. Gordon zdradził mu, że często robiła tak, jako mała dziewczynka – udawała, że jest zdrowa i silna, że czuje się wspaniale, a potem dusiła się brakiem powietrza, kaszlała krwią, mdlała.
– Sam mogę wziąć tam Sansę, nie musisz nigdzie iść – zaproponował Aslan, nie kryjąc troski w głosie.
– Żartujesz sobie? – Anna podniosła głos, patrząc na niego w niedowierzaniu. – Chcę zobaczyć, jak Elia się zaręcza.
Aslan zrobił skrzywioną minę.
– On tego nie chce – wytknął, a Anna prychnęła.
– Wiem, ale chcę zobaczyć, kim jest ta dziewczyna – upierała się, sięgając po rękę Aslana i splatając z nim palce. Przemytnik pogładził kciukiem jej dłoń, rozkoszując się aksamitną skórą dziewczyny.
– Myślisz, że w jeden wieczór ją przejrzysz? Odkryjesz, czy czeka go z nią dobre życie? – dociekał. Anna oparła głowę o jego ramię. Jej włosy załaskotały go w brodę.
– Chciałabym mieć taką zdolność, ale ludzie są zbyt skomplikowani, aby dało się ich poznać w jeden dzień – westchnęła.
– On i tak będzie nieszczęśliwy – zaprzeczył Aslan. – Cokolwiek go nie spotka, jemu i tak będzie źle. Wiesz, o tym. Wiesz, jaki on jest.
– A ty? – zapytała nagle Anna. – Czy ty jesteś szczęśliwy w życiu?
Czy chciała, żeby powiedział, że odkąd się zaręczyli, był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie? Powinien był tak powiedzieć, powinien był tak czuć. Anna ocaliła jego rodzinę, dała im wolność, dom, pieniądze. Przyszłość.
– Nie miałem czasu się nad tym zastanowić – powiedział zamiast tego, a ona skinęła głową, rada, że nie bał się zdradzać jej swoich prawdziwych uczuć. – Może, kiedy już się pobierzemy, będę mógł się nad tym zastanowić?
– Myślałam nad czymś – Anna zaczęła bawić się palcami, zgarbiła ramiona, jak gdyby bała się jego reakcji na jej następne słowa. – Nie chcę za ciebie wyjść, dopóki tam chodzisz. Pobierzemy się, kiedy porzucisz przeszłość.
– To... to zrozumiałe, Anno – odparł z gulą w gardle. Nie mogła wiedzieć, jak rozległe były długi jego ojca. Te sto tysięcy zębów nie było wszystkim, wciąż wisiał wielu ludziom pieniądze lub usługi, a zafascynowanie fragmentami ciała potworów pośród znudzonych arystokratów stale rosło.
Aslan nie miał pojęcia, ile mortum musiał jeszcze zabić, aby spłacić dług wobec Ezrama Boehre, nie chciał nawet podejmować się liczenia tego. Wyglądało na to, że nigdy się nie pobiorą, ale nie powiedział jej tego. Do śmierci będzie udawał się w zaświaty, spełniając głupie życzenia przeróżnych dłużników, aby ci nie zaciągnęli jego ojca na stryczek.
– Postaram się skończyć z tym, jak najszybciej – zapewnił i nachylił się, aby musnąć ustami jej czoło. Anna zadrżała na ten gest, przymykając oczy. Aslan często miał wrażenie, że skąpił jej czułości, nawet tych publicznie akceptowalnych, jak wzięcie ją za rękę.
Bał się, że ją urazi, że ją zrani. Anna była taka krucha i dobra, a on, nawet w porównaniu do mężczyzn z arystokrackiego szczebla, był jak dzikie zwierzę. Kiedy na przyjęciach zdarzyło się, że któryś pan podał mu rękę, Aslan łapał się na tym, że porównywał ich dłonie.
Oni wszyscy, mężczyźni ze świata Elii, mieli nieskazitelnie gładką i delikatną skórę, ale jego ręce były szorstkie, pełne starych blizn i nieprzyjemne w dotyku. Nawet jeśli wpuszczano go do bogatych domów, nie był jednym z nich.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro