Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ostatni Kieliszek

Akt XLIV

Elia nie potrafił już zasnąć tej nocy, huk wystrzału wciąż świszczał mu w uszach. Kiedy zamykał oczy, widział twarz Kuyina – dziurę w głowie, szczątki mózgu i czaszki, białko oka rozlewające się po policzku. Kiedy wstrzymywał na chwilę oddech, słyszał mlaskanie potwora – dźwięki przeżuwania oraz rozrywanej tkanki.

Za radą bestii obmył twarz z krwi, ale nie miał siły się przebrać ani umyć reszty ciała. Krew, nawet jeśli prysnęła mu również na płaszcz, nie była widoczna na czarnym materiale. Chłopak położył się na łóżku w butach i czekał na świt, wpatrując się w sufit i myśląc, nie przestając myśleć.

Miał wrażenie, że znalazł się na granicy szaleństwa. Ilekroć przypominał sobie widok martwego Kuyina, truchło ministranta uśmiechało się do niego upiornie. Gdyby Elia nie kręcił zaraz głową, chowając twarz w dłoniach, szydercze słowa Kuyina pewnie rozbrzmiałyby w jego uszach.

Kuyina już nie było. Nie pozostało po nim nic. Bestia pewnie zdążyła już pożreć jego ciało, pozbyć się dowodów zbrodni Elii, a ten przeklęty pistolet, który wypadł mu z ręki, kiedy jego umysł poddał się na chwilę, oddając ciemności... przepadł tak samo, jak nawiedzony ministrant.

Ciekawe czy jakiś przemytnik znajdzie jego broń, czy może jakiś potwór zainteresuje się tym niewłaściwym dla zaświatów przedmiotem. Elia nie miał, jak się tego dowiedzieć, nie miał kogo zapytać.

Świat za oknem jaśniał z każdą godziną, a on leżał i czekał, aż w końcu ktoś po niego przyjdzie, aż ojciec wyda na niego wyrok, ukaże go za rzeczy, które, miał wrażenie, zdarzyły się długie lata temu. Śmierć Kuyina zaczynała dla niego stanowić swoistą granicę pomiędzy tym, kim był, zanim nacisnął spust i tym, kim był teraz.

Był mordercą.

Zdanie to było męczącą go od pięciu lat mantrą, ale teraz nabrało zupełnie nowego znaczenia. Teraz jego zbrodnia miała jakiś cel, jakiś motyw. Teraz był to jego wybór, jego decyzja. W końcu przejął nad swoim życiem kontrolę – chociaż czy poddanie się rzeczywistości nie było tylko kolejnym aktem bezwładnego działania z jego strony?

Minęły długie godziny zanim Elia usłyszał pukanie do drzwi. Zza zamkniętego okna nie dobiegały go żadne dźwięki, nie usłyszał, kiedy zaczęły śpiewać ptaki, kiedy do ogrodów wyszli ogrodnicy, kiedy zbieracze jabłek z miasta zalali tłumnie sady, aby zarobić na przeżycie zbliżającej się zimy.

Dwa stuknięcia, oba spokojne, później trzy, które szybko dopełniła salwa wściekłego walenia. Dlaczego w ogóle uprzedzali go o swojej wizycie? Przecież mieli klucz. Cóż, on też, ale to była tajemnica pomiędzy nim i Isaakiem. Widocznie chcieli po prostu upewnić się, że będzie obudzony.

Elia nawet nie spojrzał w stronę drzwi, kiedy klucz zazgrzytał w zamku i ktoś wszedł do środka. Jeszcze nigdy nie czuł takiej apatii, jak w tamtym momencie. Mogliby zrobić mu wszystko, powiedzieć cokolwiek, a on wątpił, że zrobiłoby to na nim jakiekolwiek wrażenie.

-Elio, wstawaj – rozległ się głos Yohanna, jednocześnie bliski i odległy. - Ojciec prosi cię do gabinetu.

Chłopak spojrzał na brata pustym wzrokiem i podniósł się bez słowa. Yohann złapał go za ramię i wyprowadził z pokoju, chociaż było to zbędne – Elia nie oponował i wkrótce mężczyzna zdał sobie sprawę, że nie musiał go za sobą ciągnąć, więc puścił jego ramię. Obcasy ich butów stukały po posadzce, a Elia z pewnym opóźnieniem zauważył, że zostawiał po sobie ślady suchej ziemi. Zarówno całą podeszwę, jak i materiał spodni na wysokości kolan oblepione miał zaschniętą ziemią.

Yohann nie skomentował w żaden sposób jego wyglądu.

Kiedy doszli pod drzwi gabinetu, mężczyzna przepuścił brata i zamknął od razu za nimi drzwi, jak gdyby mieli usłyszeć tu nie wiadomo jakie tajemnice. Elia posłusznie usiadł na krześle, które wskazał mu ojciec.

-Długo rozmawialiśmy z matką o tym, co z tobą zrobić – zaczął bez zbędnych wstępów Ephraim, Elia milczał, wbijając wzrok w blat biurka, na którym nawet jeden przedmiot nie leżał krzywo. Zdawało się, że każdy plik kartek czy pióro miało swoje odgórnie wyznaczone miejsce.

Yohann zajął krzesło obok brata, opierając rękę na oparciu jego krzesła. Elia rzucił mu krótkie spojrzenie, ale mężczyzna wpatrzony był w ich ojca.

-Nie możesz przebywać teraz w tym domu – kontynuował Ephraim. - Rozmawiałem już z Yohannem i zgodził się przyjąć cię do siebie, tak jak zrobił to, kiedy byłeś młodszy.

Elia uniósł zaskoczony wzrok na ojca. Przecież Yohann zawsze mieszkał w tym samym domu, co on... Z pewnym opóźnieniem dotarło do niego, że nie chodziło o jego brata, a o Konsula. Chłopak zadrżał, prostując plecy i patrząc w końcu w oczy pana domu.

-Yohann odwiezie cię tam jutro rano, spakuj się dzisiaj – polecił krótko mężczyzna, nie dodając nic więcej. Elia czekał, spodziewając się kolejnej przemowy o zdradzie ich rodziny, o zdradzie Daerniku, jednak wyglądało na to, że Ephraim powiedział mu już wszystko, co miał do powiedzenia.

Chłopak poczuł pewien dziwny zawód, że matka nie śmiała chociaż pojawić się w gabinecie, kiedy ojciec przekazywał mu te wieści. Kiedy został wydalony z domu w wieku siedmiu lat, Ira Krueger siedziała razem z nimi w jadalni, słuchając w ciszy decyzji męża o odesłaniu najmłodszego syna do domu przyjaciela.

Dlaczego nagle nieobecność matki miała boleć chłopaka? Nigdy nie poświęcała mu wiele uwagi ani czułości. Przez te wszystkie dni, kiedy tkwił zamknięty w pokoju, tylko służba i Isaak zaglądali do niego, przynosząc mu jedzenie.

Elia wiedział, że tylko rozwścieczy tym mężczyznę, ale musiał się odezwać, słowa wręcz piekły go w usta.

-Kiedy będę mógł wrócić?

-Tyle się szwendasz poza domem, aż trudno uwierzyć, że mógłbyś chcieć tu przebywać z własnej woli – odparł powoli mężczyzna, przenosząc wzrok na Yohanna, jakby chcąc mu dać do zrozumienia, że to już pora, aby odprowadzić z powrotem Elię do pokoju.

Starszy z braci podniósł się, ponownie łapiąc za ramię młodszego, który wciąż nie mógł pojąć, dlaczego wypowiedź ojca była tak krótka i pozbawiona emocji. Czyżby Ephraim już skreślił go kompletnie w swoich oczach? Czy nie czuł już nic na myśl o jego zbrodniach, ponieważ nie zamierzał się z nim więcej użerać?

Elia wstał z ociąganiem, zmuszając Yohanna, aby ten tkwił nad nim, jak kołek, ściskając jego ramię. Ojciec nie zaszczycił najmłodszego syna pożegnalnym spojrzeniem, odwracając się w stronę wielkiego portretu zdobiącego ścianę za jego plecami.

-Samotny, dopomóż – westchnął zbolałym tonem, Elia ledwie zrozumiał kolejne słowa mężczyzny, ponieważ Yohann otworzył już drzwi i wypchnął go na korytarz. - Czy twoja trucizna mogła dosięgnąć aż mojego syna, Ezro?

***

Mężczyźni uwielbiali prześmiewczo nazywać kobiety rozemocjonowanymi, jednak Nouvel nigdy nie spotkała bardziej wybuchowej i ostentacyjnej osoby niż Yann. Każdą niedogodność przyjmował jako osobisty atak, każdą krzywdę starał się odpłacać z nawiązką, a kiedy coś działo się nie po jego myśli, tracił nad sobą panowanie.

Nie mogła jednak powiedzieć, że panicz nie potrafił ubrać odpowiedniej Maski, kiedy wymagała tego sytuacja. Od dawna już nie męczył jej usługiwaniem sobie przy obiedzie, ale po wizycie Anny Rusalie zażądał, aby to ona polewała tego dnia wino do posiłku.

Pełen dzbanek nie ciążył jej już tak bardzo, jak kiedyś. Będąc skazaną wyłącznie na swoją lewą rękę przed długie miesiące wypełnione po brzegi fizyczną pracą, może nie bardzo ciężką, ale jednak wciąż pracą, wyrobiła sobie w tej ręce nową sprawność oraz siłę. Czasami miała nawet wrażenie, że w nieużywanej teraz prawej ręce zwiotczały jej mięśnie. Nie wiedziała jednak, jak mogłaby na to zaradzić, co mogłaby robić za pomocą zaledwie kciuka i połowy dłoni.

Brakujące palce wciąż dawały jej się we znaki, bywały dni, że piekły ją i swędziały, a ona nie mogła nic na to poradzić, ponieważ, jak miałaby chociaż podrapać się w część ciała, która już nie istniała?

-Vädder, byłeś wczoraj w Senacie? - zapytał niespodziewanie Yann, kiedy Konsul skończył posiłek i odsunął od siebie talerz.

-Wieczorem – przytaknął mężczyzna. - Dlaczego pytasz?

-Anna Castel pobrała się wczoraj rano z Aslanem Rusaliem – fuknął chłopak, nie kryjąc już wściekłości. Olma Moretz spojrzała zaskoczona na syna, ale Konsul nie wyglądał, jakby były to dla niego jakieś wielkie nowiny.

-Jesteś na mnie zły, że ich nie powstrzymałem?

Nouvel zaintrygowało to pytanie. Więc Konsul musiał dowiedzieć się wczoraj od kogoś o tym ślubie. To ciekawe, że nie podzielił się tą informacją ze swoim praktycznie dorosłym synem, który jeszcze niedawno był zaręczony z tą dziewczyną. Chociaż patrząc po zachowaniu Yanna po rozmowie z Anną Rusalie, Nouvel nie dziwiła się panu Moretzowi, że nie śpieszył się, aby osobiście przekazać te nowiny chłopakowi. Możliwe, że Konsul zdawał sobie sprawę, jak jego syn zareaguje.

-Jak miałeś ich powstrzymać, skoro cię tam nie było? - odparł wspaniałomyślnie Yann, jednak łatwo można było odgadnąć, że właśnie o to miał żal do ojca – że akurat rano nie było go w Senacie. - Dlaczego udałeś się tam dopiero wieczorem?

Yohann Krueger spojrzał przeciągle na syna.

-Zważaj na swój ton, Yann. Akurat ode mnie nie masz prawa wymagać żadnych tłumaczeń.

-Po prostu mnie to ciekawi, Vädder. Zazwyczaj rano jesteś w Senacie, nie wieczorem.

Konsul westchnął, wymieniając się krótkim spojrzeniem z żoną.

-Wczoraj rano złożył mi wizytę Ephraim. Uznałem, że jego sprawa zasługuje na moją uwagę jako pierwsza, nie miałem zresztą nic ważnego do zrobienia wczoraj w Senacie.

Yann zapewne uważał inaczej, ale milczał, pozwalając, aby ojciec na spokojnie skończył swoją wypowiedź.

-Elia zamieszka u nas na jakiś czas.

Yann wstał gwałtownie od stołu, bijąc pięścią w talerz. Naczynie pękło, rozcinając jego skórę. Nouvel z przerażeniem spojrzała na jego rękę, po której zaczęły spływać strużki krwi.

-Yann, co ty wyprawiasz?! - zakrzyknęła jego matka. Ojciec tylko wpatrywał się chłodno w chłopaka.

-Czy mógłbyś powtórzyć, Vädder? - poprosił łagodnie. - Mam wrażenie, że się przesłyszałem.

-Powiedziałem, że Elia wprowadzi się do naszego do domu na jakiś czas.

-Na jaki – wycedził – czas?

-Na tyle czasu, ile będzie potrzebne – odparł niejasno Konsul.

-Potrzebne do czego? - warknął chłopak.

Mężczyzna spojrzał chłodno na syna.

-Zdecyduj się, co robisz – wychodzisz czy rozmawiasz ze mną. Jeśli nie wychodzisz, usiądź z łaski swojej – polecił, wskazując na jego krzesło.

Chłopak usiadł, nie przerywając kontaktu wzrokowego z ojcem. Nikt ze służby nie poruszył się, aby opatrzeć rękę panicza i zapewne, gdyby ktoś spróbował to zrobić, oberwałby od Yanna.

-Dlaczego Elia ma u nas zamieszkać? - spytał, furia tańczyła swobodnie w jego słowach, a on ledwie był w stanie ją ukryć.

Pan Moretz nie odpowiedział od razu, nie uważając pewnie, że Yann musi wiedzieć o każdym szczególe jego decyzji.

-Ephraim ma z nim pewne problemy. Poprosił mnie wczoraj, abym znowu przyjął Elię do naszego domu – wyjaśnił wymijająco.

-I dlatego nie było cię wczoraj rano w Senacie? - podsumował Yann w niedowierzaniu.

-Nie obchodzi mnie, jak wygląda wasza relacja. Nie chodzi tu ani o ciebie, ani o niego. Oddaję jedynie przysługę przyjacielowi, pomagając mu, kiedy syn sprawia mu problemy – wycedził mężczyzna, podnosząc swój talerz i podając w stronę jednej ze służek, która natychmiast wzięła od niego naczynie.

-Jaką niby przysługę? - zaszydził Yann. - Nie za dużo przysług masz do oddania Ephraimowi Kruegerowi?

Ten komentarz widocznie zirytował Konsula, ponieważ tym razem to ojciec uderzył pięścią w stół. Nouvel doszła do wniosku, że mężczyzna specjalnie oddał chwilę temu talerz, aby w przypływie emocji nie narobić bałaganu, tak jak Yann.

-Kiedy byłem nikim, tylko Ephraim Krueger zaoferował mi współpracę i przyjaźń pośród tych wszystkich fałszywych polityków – zaczął chłodno Konsul. - Wszystko, kim jestem teraz, zawdzięczam w głównej mierze jemu. To on wytypował mnie na stanowisko Konsula, to on wyprosił mojego ojca, aby na potrzeby kampanii wyborczej oddał mi w końcu Kaplicę, to on sprawił, że moje imię coś znaczy. Możesz sobie mówić, co chcesz o jego synach, ale o tym mężczyźnie nie masz prawa choćby źle pomyśleć, Yann. Ostrzegam cię.

Panicz słuchał ojca w ciszy, nie ważąc się mu sprzeciwić.

-Wiem, że dla ciebie takie pojęcie, jak lojalność, może wydawać się abstrakcyjne, ale ja jestem lojalny wobec ludzi, którzy wyciągnęli do mnie kiedyś rękę, dlatego Elia zamieszka u nas na jakiś czas, a ty albo przełkniesz do niego wszystkie urazy, albo będziecie ze sobą walczyć za każdym razem, kiedy spotkacie się na korytarzu.

-Tak, Vädder – wycedził chłopak przez zaciśnięte zęby. Z rozciętej dłoni wciąż sączyła mu się krew, brudząc brzeg białego obrusa.

-Odejdź już od stołu, niech ktoś opatrzy ci rękę – polecił mężczyzna. Chłopak skinął jedynie głową i posłusznie wyszedł z jadalni. Nikt ze służby nie ruszył za nim, nie wiedząc, kto powinien spełnić polecenie pana domu.

-Panno Kettler – zwrócił się nagle do niej Konsul. Nouvel drgnęła zaskoczona i spojrzała na mężczyznę ze strachem.

-Tak?

-Odłóż już ten dzbanek, nikt z nas nie będzie potrzebował dzisiaj więcej wina.

Nouvel nie była tego taka pewna.

***

Elia miał wrażenie, że jego życie zatacza właśnie jakieś błędne koło. Już raz został wydalony z domu przez ojca i wywieziony do pana Moretza. Za pierwszym razem Ephraim odwiózł go osobiście, jednak tym razem w karocy jechał z nim Yohann. Ojciec nie chciał oglądać go dłużej niż było to konieczne.

Chłopak spakował tylko jeden kufer, który zapełnił w połowie ubraniami. Nie wiedział, ile czasu spędzi na tym wygnaniu, ale nie miał wielu rzeczy osobistych, do których czuł jakieś przywiązanie. Nabawił się wstrętu do wszelkich książek, dzienników czy narządów do pisania, więc pomijając pamiętnik, który zabrał mu Yohann, wszystkie jego przybory piśmiennicze pozostały rozwalone na biurku, tak, jak je zostawił.

Rodzice nawet nie pożegnali go rano, kiedy opuszczał dom. Jedynie Karina, która zawsze miała do niego jakąś dziwną słabość, uściskała go, zanim Yohann praktycznie zaciągnął go do pojazdu za kołnierz. Elia naprawdę się starał, ale nie potrafił znaleźć w sobie żadnego żalu wobec ojca. Należało mu się to wygnanie, należało mu się dużo, dużo więcej, jednak, pomijając wszystkie jego porażki i powinięcia, do tej pory zawsze miał szczęście.

Yohann nie przestawał się w niego wpatrywać przez całą drogę, a Elia uparcie udawał, że wzrok brata go nie pali, wyglądając za okienko i licząc mijane budynki. Dom pana Moretza znajdował się po drugiej stronie miasta, stamtąd było o wiele bliżej do upadłej posiadłości Rusaliech i domu pana Castela, gdzie mieszkał Aslan.

Elia nie miał już powodów, aby gdziekolwiek wracać. Razem ze śmiercią Kuyina zakończył swoje wizyty w Kościele Oświeconych, czuł, że nie ma prawa, aby ponownie klękać na drewnianej ławce, aby chylić głowę przed księdzem, u którego boku służył Samotnemu ten przeklęty ministrant.

Skoro nie miał do czego wracać, dlaczego miałby czuć jakikolwiek żal, że wyrzucano go z domu?

Wciąż był zaręczony z Sabriną, ale ich małżeństwo miało już być tylko przedstawieniem, od którego na szczęście dzieliły go przynajmniej dwa lata. Możliwość zerwania tych zaręczyn niespodziewanie wzrosła, kiedy ojciec poznał zawartość jego pamiętnika.

Może po ucichnięciu echa przyjęcia rodzice zerwą układ z Nortungami, może ojciec po cichu wydziedziczy Elię, a on, skończywszy na ulicy, naprawdę strzeli sobie w łeb?

Mury okalające rezydencję Moretzów pojawiły się dużo szybciej niż Elia by chciał. Widok domu otulonego krzewami pozbawionymi już kwiatów wybił z jego głowy wszystkie inne myśli. Nie mógł uwierzyć, że naprawdę tu wrócił. Po tym wszystkim, co zdarzyło się przez ostatnie dwa lata.

Karoca zatrzymała się u schodów domu, podróż dobiegła końcu i Elia musiał teraz zmierzyć się z kolejną konsekwencją swoich zbrodni – nie tylko opuszczeniem rodzinnego domu, ale i powrotem do domu, w którym spędził, zdaje się, połowę poprzedniego życia.

-Elio, poczekaj.

Yohann złapał go za ramię, powstrzymując przed sięgnięciem do klamki. Chłopak spojrzał na mężczyznę przestraszony.

-Cokolwiek może ci się teraz wydawać, ojciec się ciebie nie wyrzeka.

-Nie zrobiłoby mi to zbyt dużej różnicy – przyznał speszony, nie do końca wiedząc, jak rozmawiać z najstarszym bratem. Nigdy nie byli z Yohannem blisko i Elia bardzo szybko zaczął widzieć w nim po prostu jednego z dorosłych, którzy mieszkali w tym samym domu, co on.

-Wrócisz do domu, może nie w tym roku, ale jeszcze zobaczymy się przy jednym stole.

Elia skinął głową, nie chcąc rozmawiać z Yohannem na żaden temat. To on zbrukał prywatność Elii, przeglądał jego rzeczy i zabrał pamiętnik. To on doprowadził do sytuacji, w której się teraz znajdowali.

-Wiem, że jesteś na mnie wściekły, ale ktoś by prędzej czy później odkrył, co wyprawiasz – zaczął Yohann, jak gdyby czytał mu w myślach. Elia wpatrywał się w niego chłodno, nie próbując nawet ukryć już niechęci do brata. - Może trudno jest ci to zrozumieć, ale zrobiłem to dla twojego dobra.

-Dla mojego dobra grzebałeś w moich rzeczach? - spytał ironicznie.

-Nie zdawałem sobie nigdy sprawy z tego, jak samotny jesteś – wyznał Yohann, a Elia aż wyprostował plecy.

-Moja samotność to nie jest twój problem – wydusił.

-Nie – przyznał mężczyzna z wahaniem – ale to powinien był być mój problem. Żałuję, że ignorowałem cię, kiedy byłeś dzieckiem. Nikt nie poświęcił ci uwagi, której potrzebowałeś, więc poszedłeś w pierwsze miejsce, gdzie ktoś cię zauważył.

Elia wpatrywał się w niego w niedowierzaniu, chyba nie do końca rozumiejąc, co Yohann do niego mówił.

-Twoje błędy są wynikiem błędów moich i rodziców, a mimo to tylko tobie się obrywa. Ojciec jest zbyt na ciebie wściekły, aby móc to dostrzec, ale ja przeczytałem twój pamiętnik wiele razy, najpierw pod złością, później obrzydzeniem, ale z każdym kolejnym zajrzeniem w twoją duszę, coraz lepiej rozumiałem, że do tego wszystkiego nie pchnął cię zepsuty charakter, a zwyczajne zaniedbanie – ciągnął dalej Yohann, a Elia nie przerywał mu, otwierając tylko szerzej oczy. - Chciałbym naprawić swój błąd, Elio. Nie jesteś jeszcze stracony.

-Dla ojca jestem – odparł w końcu chłopiec, nie odrywając wzroku od brata.

-Ojciec potrzebuje czasu, aby przetrawić to, co zrobiłeś. Kiedy wrócisz do domu, ja naprawię to, co sam schrzaniłem – obiecał Yohann. Wyciągnął rękę, jakby chciał dotknąć ramienia Elii dla pokreślenia swoich słów, ale zrezygnował z tego gestu, widząc, że chłopak wzdrygnął się na jego ruch. - Przepraszam, że nie zwracałem na ciebie uwagi.

-W porządku – odparł Elia niepewnie, jak gdyby każde słowo Yohanna było jedynie grą, pułapką. - Rodzice też nie zwracali na mnie uwagi. Dlaczego ty miałbyś to robić?

Yohann uśmiechnął się krzywo, odwracając w końcu wzrok od brata i zawieszając go na frontowych drzwiach domu Konsula.

-Idź już, Elio.

Chłopak skinął głową i wyszedł z pojazdu, nie odpowiadając nic bratu. Czuł w ustach gorzki posmak po tym, co Yohann mu powiedział. Nie chciał poczuć żalu z powodu opuszczenia domu. Dlaczego brat postanowił nagle wmówić mu, że w posiadłości Kruegerów może czekać na niego coś dobrego?

Lokaj zdążył już wnieść jego kufer do przedpokoju. Elia wspiął się po schodach, zmierzając w stronę otwartych drzwi. Każdy krok niezwykle mu ciążył, jak gdyby szedł na wisielnicę, a nie do domu dawnego przyjaciela.

Chłopak odwrócił się ostatni raz w stronę podjazdu, aby zobaczyć, jak woźnica pogania konie i karoca odjeżdża z powrotem tam, skąd przyjechała – czyli do domu, w którym nie był już mile widziany.

Elia wziął ostatni drżący oddech i przekroczył próg domu Moretzów. Domu, w którym też nie powinien być już mile widziany, jednak decyzja o miejscu jego pobytu nie należała ani do niego, ani do Yanna, a do ich ojców, obojętnych na małostkowe konflikty nieletnich synów.

Młody Krueger spojrzał przed siebie i zamarł, kiedy jego oczy spotkały się ze złotymi oczami chłopca, który kiedyś był dla niego całym światem. Yann Moretz obdarzył go szyderczym uśmiechem.

-Witaj z powrotem, Elio – przywitał go panicz.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro