Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Niewypowiedziane Słowa

Akt XX

"Kim są dla was ludzie?"

Większość pokarmem, nieliczni panami. Do czasu.

"Żałujecie czasem ludzi?"

Czymże miałby być żal w wykonaniu Śmierci?

"Kto przychodzi po was?"

Nasze własne ręce kończą nasz żywot.

"Więc popełniacie samobójstwa?"

Do samobójstwa pcha w głównej mierze własna wola, lecz naszymi rękami nie sterujemy my sami. Stąd wiemy, że jest ktoś wyżej. Ktoś, kto jest w stanie zwalczyć umysł ciałem.

"Potraficie zapanować nad swoim głodem?"

Jeśli życie i śmierć są sobie w danej chwili równe, nie mamy prawa wyciągnąć po nikogo łap.

"Lecz skąd wiecie, kiedy wolno wam żerować?"

Mówi nam o tym ten sam, kto każe nam rozdrapywać własne gardła.

***

Elia lubił raz po raz rozczytywać się w spisanych przez siebie rozmowach Kuyina z potworem. Nie wrócili pod warstwę od razu, jednakże wkrótce zaczęli odwiedzać Królestwo Cieni niemal codziennie. Chociaż wciąż śnił każdej nocy koszmary, sam zaczął interesować się tym, co potwór miał do powiedzenia i zaczął zadawać mu pytania. Wszystko to zdawało się niewinną zabawą, dopóki bestia nie przypomniała pewnego dnia, że przyszła pora na życie, którym muszą spłacić otrzymaną prawdę.

Pora, aby przyprowadzić jej w zaświaty człowieka.

I jak to Elia miał w zwyczaju, kiedy coś nie szło po jego myśli, zaczął po prostu unikać Kuyina.

***

W chorobie młodego człowieka było coś niezwykle smutnego. Myśl, że tak niewiele miał za sobą, a tak wiele przed nim mogło nigdy się nie wydarzyć.

Śmierć starców zawsze łatwiej było zaakceptować niż śmierć dziecka. Było w niej coś nienaturalnego, wręcz świętokradzkiego. Młode ciała nie powinny gnić w ziemi, nie powinny kończyć w paszczach potworów, jednak często taki właśnie los spotykał tych, których Samotny stworzył słabymi.

Aslan założył popielaty kosmyk za ucho Anny, kiedy ta spojrzała na niego rozpromieniona. Chociaż byli od dawna zaręczeni, nie spędzali razem aż tak wiele czasu. Spokojne spacery po ziemiach pana Castela, a kiedyś, jeśli Samotny się zlituje, ich ziemiach, były momentami, których oboje gorliwie wyczekiwali.

W zasięgu wzroku zawsze kręciły się jakieś przyzwoitki, bądź pracownicy, niby zajęci swoimi sprawami, ale tak naprawdę pilnujący jedynej córki ich bogatego pana. Jeśli dziewczyna by zasłabła, oni wszyscy gotowi byli rzucić wykonywaną czynność i ruszyć jej na pomoc.

Choroba młodego człowieka zawsze sprawiała wrażenie niewłaściwej.

W przeciwieństwie do większości Pięknych Panów i bogatych obywateli Dærniku, służący Gordonowi Castelowi ludzie darzyli go nie strachem, a szacunkiem. Może zasługą tego było spędzenie przez Gordona dzieciństwa na południu Élai zamiast w centrum Republiki.

– Pani! – zawołał poseł, biegnąc w ich stronę. Aslan i Anna obejrzeli się na niego zaniepokojeni. Czego mógł chcieć?

– Panicz Krueger przyszedł do pana Rusaliego!

Każdy najdrobniejszy tytuł czy wywyższenie ze strony innych ludzi zawsze irytowało Aslana. Chłopak skrzywił się, a Anna rozpromieniła. Chociaż jej narzeczony i przyjaciel z dzieciństwa często się widywali, ona rzadko doświadczała tej przyjemności w postaci towarzystwa Elii.

– Rozłóżcie nam koc pod drzewami i przynieście kosz z jedzeniem – poprosiła z radosnym uśmiechem. – Taka piękna dziś pogoda! Aż szkoda odmówić sobie pikniku.

***

Aslan obserwował uparcie przyjaciela. Chociaż Anna z zapałem smarowała masłem kromki ciepłego chleba i wpychała im obu w ręce, Elia nie przełknął ani kęsa. Wyglądało na to, że przyszedł posmęcić. Brak apetytu zawsze wskazywał na jego humory.

– Co u ciebie? – rzuciła Anna, wgryzając się w chleb, niezniechęcona dziwacznym zachowaniem Elii. Aslan kątem oka obserwował każdy jej kęs, jakby chcąc się upewnić, że przełknie to, co wzięła do ust.

– Rodzice chcą mnie zaręczyć – odparł pozbawionym emocji głosem chłopak. 

– Czy to nowość? – mruknął Aslan, a Elia spojrzał na niego z przestrachem w oczach.

– Poznałem dziewczynę... – zaczął, niemalże z wyrzutem, jakby była to wina Aslana – z którą rozmawiałem.

– Och, więc jednak potrafisz rozmawiać z ludźmi? – zażartowała Anna. Nastrój Elii nie robił na niej wrażenia, zresztą nie pamiętała go nigdy rozluźnionego, zawsze był z czegoś niezadowolony.

– Nie, ale ta dziewczyna wciąż nie zerwała zaręczyn! Powiedziała, że nie szuka miłości! Dziewczyna! - Elia zaczął machać rękami, jakby to miało podkreślić tragiczność jego słów. – Jaka dziewczyna nie chce miłości?!

– Miłość przychodzi z czasem, Elio – pouczyła Anna, jak gdyby miała w sprawach sercowych wiele doświadczenia. Aslan z trudem powstrzymał się od przewrócenia oczami. Zaręczyny były losem, który nieuchronnie czekał Elię, bez względu na to, co paniczyk sobie ubzdurał.

– Może to nawet lepiej, że ożenisz się młodo? – podsunął. – Wątpię żebyś kiedykolwiek spoważniał na tyle, aby zadowolić dorosłą kobietę.

– Ojciec powiedział, że zaręczy nas na moich urodzinach – jęczał dalej Elia, podciągając kolana pod brodę.

– Och! To już za niewiele ponad miesiąc! – zorientowała się Anna.

– Zawsze brakowało mi kontroli nad moim życiem – westchnął cierpiętniczo Elia. Aslan nie powstrzymał się i parsknął.

– Kontroli? Elio, czy ty kiedykolwiek podjąłeś sam za siebie jakąś decyzję?

Prześmiewczy ton przyjaciela dogłębnie uraził panicza. W głównej mierze dlatego, że była to prawda, a prawdy Elia nienawidził najbardziej na świecie.

Zamilkli wszyscy na chwilę, obserwując zieloną okolicę. Słońce przyjemnie opiekało im policzki, pozostawiając jednak ich skóry niezmiennie białymi. Opalenizna nie przyozdabiała nigdy twarzy złotookich.

– Skoro o kontroli mowa... Wpadłem po drodze na twojego ojca – rzucił nagle Elia. 

Ach, tak. Jedyny człowiek, któremu można było zarzucić jeszcze mniejszą kontrolę niż Elii. Hannes Rusalie. Pijak, hazardzista i największe utrapienie jego syna.

Aslan zesztywniał na te słowa. Wiedział, że Elia po prostu bezmyślnie przerzucił temat z siebie, ale nie mógł zignorować wrednego podszycia, jakim przyjaciel okrył swoją wypowiedź. Były przemytnik wiedział, w jakich kręgach wychował się panicz, więc padające czasem z jego strony, nawet nieumyślne, kąśliwe uwagi nie dziwiły go.

– Prosił cię o pieniądze? – spytał natychmiast, łapiąc Elię za ramię, aby ten nie mógł uciekać od odpowiedzi. Panicz spojrzał zaskoczony na przemytnika.

– Pomiędzy – odparł zdawkowo chłopak.

– Nie dałeś mu nic, prawda. – Aslan bardziej zażądał niż zapytał.

– Nie noszę nic po kieszeniach – odparł Elia, wzruszając ramionami.

Aslan westchnął ciężko, a Anna zmarszczyła jasne brwi.

– Dlaczego twój ojciec miałby prosić Elię o pieniądze? Przecież macie nieograniczony dostęp do funduszy mojego ojca.

– Hazardziście zawsze jest mało – burknął Aslan, puszczając ramię Elii i tak, jak on, podciągając kolana pod brodę.

Anna się skrzywiła.

– Sansa mówiła, że rzucił...

– Słowa niewiele znaczą, Anno – przerwał ostro Aslan. – Natury człowieka nie da się tak po prostu zmienić. Nie ważne, ile razy Sansa powie tobie czy mojej matce, że ojcu się polepsza, nic nie zmieni tego, że jest pijakiem. Nie ważne, ile osób nazwie mnie panem, zawsze będę w tym świecie psem.

Elia wzdrygnął się na jego słowa. Fakt, że nie zaprzeczył, potwierdzał tylko prawdziwość tego stwierdzenia. Żadna zażyłość, żaden czas, nie mógł wpłynąć na to, że poznali się jako Piękny Pan i upadły szlachcic.

– Jesteś moim narzeczonym, Aslan – przypomniała Anna.

– Jednak ścina krótko włosy – wtrącił Elia zdawkowo, jak gdyby nie miało to wiele znaczenia. Niestety, miało, i Anna odwróciła twarz od nich obojga, dogłębnie urażona ich umiejętnością niszczenia pięknych dni. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro