Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Niewdzięczna Młodzież

Akt XXV

Isaak zapukał do pokoju Elii pierwszy, drugi, trzeci raz, jednak nie otrzymawszy żadnego znaku życia, otworzył drzwi ze znużeniem. Jego oczom ukazał się niemal ten sam widok, co zeszłej nocy, kiedy natknął się na przemoczonego i spitego chłopaka w holu, i zaprowadził go do sypialni.

Walające się po biurku kartki i notatniki, leżące na podłodze ubrania, które sam z niego ściągał, wciąż ciemna plama po rzygowinach, które z niesmakiem sprzątał i sztywna od deszczowej wody kołdra, zwisająca z brzegu łóżka.

– Elia – burknął, podchodząc do śpiącego brata i szturchając go ręką. Chłopak nawet się nie poruszył. – Elia! – powtórzył, szarpiąc go za ramię.

Elia otworzył klejące się oczy, z trudem odnajdując postać pochylonego nad nim Isaaka.

– I-i... ?

– No – potwierdził, nie czekając aż brat sklei pełne zdanie. Elia usiadł, krzywiąc się i łapiąc za głowę. Miał kaca! Samotny, dopomóż! Isaak wywrócił oczami, podchodząc do okna i odsłaniając zasłony. Rażące światło zalało pokój, zmuszając młodszego z chłopców, aby zmrużył oczy.

– Czego chcesz? – wykrztusił w końcu Elia, odnajdując Isaaka zmęczonym wzrokiem.

– Radziłbym ci nie zostawiać osobistych wypocin na widoku – rzucił, zamykając jakąś książkę na biurku. – Pamiętniki najlepiej trzyma się pod kluczem.

Elia natychmiast wstał, nie będąc w stanie ukryć przerażenia na twarzy.

– Spokojnie! – Isaak uniósł ręce. – Nie czytałem. Szczerze, nie spodziewałem się, że piszesz pamiętniki, jednak powinienem się tego domyślić po tym, jak smęcisz całymi dniami.

Mimo bólu głowy, Elia się skrzywił.

– Po co przyszedłeś? – burknął Elia, pocierając twarz wnętrzem dłoni. 

-Matka mnie po ciebie przysłała – odparł, dalej przerzucając rzeczy na jego biurku.

– Dlaczego? – Elia postąpił krok w stronę brata, jednak zaraz oklapł z powrotem na łóżko. Po jego twarzy Isaak widział, że jest bliski wymiotów.

– Chce się upewnić, że pamiętasz, jak się tańczy, abyś nie ośmieszył się na urodzinach. Zjedz coś zanim zejdziesz do sali balowej – polecił.

– Tańczyć? – powtórzył po chwili Elia, widocznie nie gotowy jeszcze na prowadzenie sensownej rozmowy.

– Jakżeby inaczej? Co innego będziesz robić przez całą noc, jak nie tańczyć z kobietami? – zauważył cynicznie, a Elia skrzywił się i wskazał brata palcem.

– Czy możesz przestać grzebać w moich rzeczach?

Isaak odwrócił głowę od kartek, które przerzucał i rzucił Elii niezadowolone spojrzenie.

– Ciesz się, że nie trafiłeś w nocy na ojca lub matkę – burknął, zaczynając układać papiery w równe sterty. 

– Na kogo trafiłem? – spytał głupio.

– Na cholernego Konsula! – warknął starszy, dalej bawiąc się w porządku na biurku Elii. 

– Co Konsul robił u nas w nocy?

Tępota brata wręcz go rozbrajała.

– Przebierał cię i zmywał po tobie rzygowiny.

– Przepraszam. I dziękuję – bąknął Elia, kiedy zrozumiał, że Isaak z niego szydził. Słowa te, zdaje się, udobruchały starszego z braci, ponieważ odsunął się w końcu od jego notatek i pamiętników.

– Nie pokazuj przed matką do jakiego stanu się wczoraj doprowadziłeś. Postaraj się być taki, jak zawsze, czyli ponury i niezadowolony, na ile tylko będziesz w stanie! – rzucił radośnie Isaak.

– Nie jestem... – oburzył się najpierw, ale zaraz zrezygnował z bronienia się przed oskarżeniami brata. - Dlaczego teraz? - spytał, nawiązując do matki i jej nagłego zainteresowania jego umiejętnościami tanecznymi.

– Do twojego wielkiego dnia pozostał już tylko tydzień. – Isaak wzruszył ramionami.

– Dwa!

– Nie marudź, odegraj grzecznie swoją rolkę i matka da ci spokój.

***

Napełniwszy żołądek suchym chlebem, Elia udał się do sali balowej, znajdującej się po drugiej stronie pałacu. Przeraził się, kiedy po otwarciu wielkich drzwi, ujrzał ustawione pod ścianami stoły i wiszące na ścianach czerwone gobeliny przedstawiające dzbany obfite w różnego rodzaju owoce – herb ich rodziny.

Rzadko zachodził do tego pomieszczenia, ale po pierwszym rzucie oka zorientował się, że wszystko zostało ustawione w nim tak, aby w każdej chwili ubrać stoły, zasłać je jedzeniem, przyozdobić sufit i ściany jakimiś wymyślnymi dekoracjami, a na podwyższeniu sceny znajdował się czarny fortepian, przy którym siedział sztywno Isaak.

– Oto przybył nasz główny bohater! – oznajmił doniośle, a Elia skrzywił się na jego widok.

– Cieszę się, że przyszedłeś. Trudno jest cię ostatnimi czasy złapać – powiedziała matka, podchodząc do najmłodszego syna. Ubrała tego dnia jasnoczerwoną suknię, jakby chcąc dopasować się do wystroju sali.

Elia zdołał posłać jej wymuszony uśmiech, jednakże Ira Krueger z łatwością dostrzegła jego niezadowolenie. Żona Kapłana powinna znać się na odczytywaniu ludzi, w końcu jej rola zawężała się głównie do zabawiania towarzystwa wielkich panów.

– Nie krzyw się, Elio. To tylko jeden bal – pouczyła go, nie powstrzymując się od westchnięcia. 

– Tak, Mädder – odparł odruchowo, nauczony, że rozmowy z rodzicami trwały najkrócej, kiedy po prostu się im przytakiwało.

– Pamiętasz jakiekolwiek tańce? – spytała, słusznie powątpiewając w taneczne zdolności syna. 

– Nie jestem pewien – przyznał szczerze. Rzadko wstawał, kiedy proszono ludzi do tańca na bankietach, większość czasu spędzał zazwyczaj przy stole albo chowając się po kątach.

– Isaak, zagraj nam coś prostego na rozgrzewkę – poprosiła, a chłopak ochoczo odwrócił się w stronę klawiszów i zaintonował spokojną melodię. Gra na instrumentach wszelakiego rodzaju, zarówno smyczkowych, jak i klawiszowych, była niemal wymaganą umiejętnością pośród wielkopańskiej młodzieży.

Ira dopilnowała, aby Isaak nie był w tyle z żadnym instrumentem czy gatunkiem muzycznym, jednak Elię jakimś cudem muzyczne piętno ominęło. W przeciwieństwie do braci nie potrafił na niczym grać, chociaż w dzieciństwie, przez krótką chwilę, tak jak oni, uczył się gry na pianinie.

– Ale jak ty mnie trzymasz? – fuknęła kobieta, kiedy syn wyciągnął do niej ręce. – Jedna dłoń na wgłębieniu talii, drugą łapiesz moją rękę i prowadzisz mnie. To ty jesteś mężczyzną w tańcu.

– Tak, Mädder.

– I uśmiechnij się, to nie jest pogrzeb! – nakazała niezadowolona. 

– Tak, Mä...

– Może zamiast balu wyprawimy mu z okazji urodzin pogrzeb? – zaproponował Isaak, zwiększając tempo piosenki.

– Nie pleć głupstw – oburzyła się Ira. - Jesteście za młodzi, aby docenić znaczenie takiego wydarzenia, ale kiedyś będziecie je wspominać z ciepłem w sercu.

– Ja nie narzekałem na moim balu – zaprzeczył Isaak.

– Nie każdy ma okazję zaręczyć się w ten sposób – kontynuowała Ira, ignorując uwagę syna. – Ja nie zostałam zaręczona z waszym ojcem na balu, wiecie?

– Nie? – Elia się zdziwił, nadeptując przy tym matce na stopę. Założył, że była to jakaś narodowa tradycja, zaręczyny wielkopańskiego dziecka na balu z okazji jego szesnastych urodzin. Zarówno Yohann, jak i Isaak, mieli zorganizowaną taką uroczystość. Większość młodzieży z ich kręgów zaręczała się w tym wieku.

Elia rzucił zaciekawione spojrzenie bratu, jednak ten nie zainteresował się informacją udzieloną przez matkę. Ira ze wszystkich swoich dzieci najbardziej uwielbiała Isaaka, więc może ten już miał okazję usłyszeć tę historię.

– Zaręczyny w wieku szesnastu lat to tradycja Kruegerów. Kiedy ojciec był w tym wieku, zaręczył się z inną dziewczyną, jednak do ślubu nie doszło. Na moje i wasze szczęście – uśmiechnęła się ciepło, odpływając gdzieś myślami. Elia rzadko widywał u niej tak szczere emocje. Zazwyczaj Ira ubierała Maskę, którą przedstawiała światu. – Nasze zaręczyny nie były publiczne. Cóż, Ephraim już wtedy był Kapłanem. Mało która dziewczyna ma szansę zaręczyć się z jednym z dwunastu Kapłanów Republiki, więc tak naprawdę nie mogę narzekać na brak doświadczeń z urodzinowego balu.

– Jednym z jedenastu Kapłanów – poprawił głucho Isaak. Matka tylko posłała mu krótkie spojrzenie.

– Ojciec został Kapłanem jeszcze przed zaręczynami? – zaciekawił się Elia.

– Z tego, co mi wiadomo, był jednym z najmłodszych, których mianowano – potwierdziła Ira.

– Dziwne – mruknął chłopak, prawie sam do siebie. – Od Yohanna wymaga, aby urodziło mu się dziecko zanim odda mu urząd.

– Cóż, Yohann jest w innej sytuacji niż był ojciec – przyznała zmęczonym tonem kobieta. Temat ten ciągnął się w nieskończoność już od pięciu długich lat. – Yohann ma dwóch młodszych braci, którzy obaj, już niedługo, będą szczęśliwie ożenieni.

Na te słowa Isaak sfałszował dźwięk, a Elia ponownie nadepnął matce na stopę, tracąc równowagę. Młodszy z braci natychmiast pomyślał o wszystkich plotkach szeptanych o starszym, że chodził do miasta sypiać z prostymi dziewczętami, że odwiedzał burdele, że miał stałe kochanki.

Wszystko podsycał fakt, że narzeczona Isaaka zawsze wyglądała, jakby miała się pochorować, kiedy byli zmuszeni do przebywania w tym samym pomieszczeniu. 

– Jesteście niemożliwi! – uniosła głos matka. 

– Przepraszam – bąknął Elia.

– Powinniście nam dziękować na kolanach za partie, jakie wam znaleźliśmy z ojcem! Zarówno Karina, Olma, jak i Sabrina to dziewczyny o dobrym pochodzeniu. Wielu młodzieńców nie jest w stanie znaleźć porządnej dziewczyny, mimo bycia pierwszym, bądź jedynym synem. Na przykład taki Yann Moretz... Elia! – Ira straciła cierpliwość, kiedy chłopak ponownie nadepnął jej na nogę. – Jedyny syn Konsula kończy w tym roku osiemnaście lat, a wciąż nie ma narzeczonej!

– Niektórym ludziom wydaje się, że są nie wiadomo, kim – skomentował Isaak.

– I wy nie powinniście być jednymi z tych ludzi – przestrzegła ich Ira. 

– Tak, Mädder – mruknął Elia.

– Elia, do diabła! Czy twój zasób słownictwa naprawdę kończy się na dwóch słowach?! – zirytował się Isaak.

– Czasami lepiej jest po prostu przytaknąć, Liebe – odparła Ira, a Elia uśmiechnął się, ponieważ rzadko zdarzało się, aby matka nie zgodziła się z jakimś głupstwem, które mówił Isaak. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro