Królestwo Cieni
Akt II
Nouvel spodziewała się, że w Dærniku nie będzie słońca, że niebo pokryte będzie czarnymi chmurami, ziemia będzie ogołocona i jałowa, a ludzie ponurzy, nieszczęśliwi i przestraszeni. Było jednak inaczej. Było niemal tak, jak w Élai. Akurat na kontynencie zaczynała się wiosna, wszędzie kwitły kwiaty, ciepły wiatr mile osiadał na skórze, a niebo było czyste i błękitne.
Nie mogła tego znieść.
Myśl, że cały świat miał się dobrze, kiedy jej życie się rozpadało, piekła ją w oczy przez całą drogę, wyciskając z nich gorące łzy. Milczała jednak, nie ważąc się szlochać w towarzystwie diabłów. Nie da im tej satysfakcji, nawet jeśli później miała się już nigdy nie pozbierać.
– Kurwa, odkąd Moretz przepchnął tę ustawę dokonujemy więcej aresztowań poza krajem niż na jego terenie – burknął jeden ze strażników siedzących razem z nią na wozie. Popijał z brązowej butelki, w której musiał znajdować się jakiegoś rodzaju alkohol, ponieważ nos miał zaczerwieniony, a oczy wodniste. Zdawał się też bełkotać większość słów, jednakże Nouvel nie mogła określić czy nie był to po prostu akcent mężczyzny.
Strażnicy rozmawiali ze sobą głośno, bluzgając i świntusząc, przekonani, że élijska dziewczyna nie będzie znała ich języka. Milczała więc, udając, że nic nie rozumie, piorunując wzrokiem każdego mężczyznę, który spojrzał w jej stronę. Może znajomość dærnickiego przyda jej się później. Lepiej mieć jak najwięcej asów w rękawie na terenie wroga.
Na jej ojca strażnicy nie musieli zważać, przecież i tak miał zaraz zostać stracony. Nie dość, że skuto go łańcuchem, to jeszcze zamknięto go w klatce. Jak psa. Nouvel nie mogła nawet potrzymać go za rękę.
– Dziwisz się? Gdybym miał na karku takie długi sam uciekłbym z kraju – odparł drugi strażnik. – Dziwi mnie tylko, że nie pouciekali wszyscy za morze.
– Po co uciekać tak daleko, kiedy tuż za granicą czekają takie kwiatuszki? – Pierwszy posłał rozbawione spojrzenie Nouvel. – Nie dziwię się, że Kettler stchórzył. Widziałeś jej matkę? Po co plątać się po ciemku pod warstwą, kiedy można codziennie wtulać się w takie ciepłe ciałko?
– Każda baba jest ciepła dopóki jest żywa. – Drugi strażnik również pociągnął solidny łyk z butelki. – Chyba, że na wstępie jest zimną suką.
Obaj zarechotali, a Nouvel z trudem się nie skrzywiła. Kapitan straży siedział z przodu wozu, obserwując ją przez całą drogę. Każdą wymianę spojrzeń z nim przegrywała, nie mogąc znieść podobieństwa diabła do ojca. Chociaż wszyscy mieli popielate włosy i złote oczy, pozostałym strażnikom brakowało tego czegoś. Godności. Klasy.
Kapitan przedstawił jej się jako Niklas Kelting, próbując z początku nawiązywać z nią rozmowę po élijsku, jednakże Nouvel uparcie milczała. Podjęła decyzję, że nienawidzi z góry wszystkich Dærińczyków i życzy im wszystkim śmierci, tak jak oni jej ojcu.
– Ale ładna jest, przyznaj.
Dopiero po chwili zorientowała się, że strażnicy zaczęli mówić o niej, posyłając jej ukradkowe spojrzenia.
– Dorodna jak na swój wiek – przyznał drugi.
– Myślisz, że za fatygę Konsul pozwoli ją odkupić?
– Na służbę czy do ożenku? Słyszałem, że Élijki to twardy orzech do zgryzienia. Bardziej pracowite niż Kurdyjki, ale, jak to powiedzieć, uważają się za wyzwolone. Za dobre.
– Po tygodniu głodowania w ciemnym pokoju wolnością wydaje się otwarte okno i powiew wiatru.
– Im młodsza, tym mniej ma do powiedzenia. Dlatego na służbę nikt nie bierze starej baby, która wcześniej u nikogo nie robiła.
– Panowie uważają, że ja jestem jakąś świnią na targu? – wyrzuciła Nouvel, przerywając im pijackie chichoty. Nie mogła już znieść bzdur, jakie wygadywali.
Zamarli, słysząc perfekcyjny dærnicki z jej ust.
– Wydawało mi się, że panowie jedynie wykonują proste rozkazy. Pojechać, przywieźć, odwieźć. Coś pominęłam? Od kiedy handel ludźmi jest częścią waszych obowiązków? Wydaje się to nieco bardziej skomplikowane niż napadanie na niewinne rodziny w środku nocy.
– Wyszczekana gówniara – syknął jeden. – W Élai może i wolno kobiecie o niższej pozycji odzywać się do mężczyzny na pewnym stanowisku, ale nie tutaj, dzieciaku.
– A jakie stanowisko pan sprawuje? Nieudolny strażnik, który nadaje się jedynie do porywania ludzi z ich łóżek w trakcie snu, bo we własnym państwie nie potrafi egzekwować prawa w świetle dnia?
Zdziwiła się, jak pewnie posługiwała się językiem ojca. Z jaką łatwością odnajdywała słowa. Najwidoczniej język Republiki wymagał gniewu, aby się w nim płynnie poruszać. Jedynie delikatny akcent na końcu wyrazów zdradzał, że nie pochodziła z Królestwa Cieni.
– Za obrazę strażników możemy cię posłać na stryczek razem z tatusiem – parsknął strażnik, widocznie poruszony jej słowami. Może przez ilość wypitego alkoholu.
– Dziewczyna jest nietykalna. – Kapitan po raz pierwszy wtrącił się do rozmowy strażników. – Przebywa w Dærniku pod moją ochroną, a nie aresztem. Jeśli zamierzacie podać ją o obrazę, zgłoście się najpierw sami z tą zbrodnią.
– Przepraszany, kapitanie. – Strażnicy schylili głowy, wracając do picia. Widocznie niezadowoleni.
– Wybacz ten nietakt. – Kelting skinął do Nouvel, która odwróciła twarz, cała czerwona.
Niewolnicza służba. Wymuszone małżeństwo. Czy to właśnie spotykało w Dærniku dziewczęta, za którymi nie miał się kto wstawić? Córki, siostry i żony mężczyzn, którzy stracili pozycję i możliwość ochrony swojej rodziny?
***
Kapitan Kelting, w przeciwieństwie do tego, czego się spodziewała, nie unikał odpowiedzi na żadne z jej pytań, nie zważając na słowa, jakich używał ani najbardziej makabryczne szczegóły, mimo że była dziewczyną.
– Kiedy go powieszą?
– Pojutrze.
-Czy mój ojciec będzie jedynym skazanym?
– Oprócz niego powieszonych ma zostać trzech mężczyzn. Jutro wypada egzekucja pięciu.
Nouvel zadrżała na tę liczbę. Nie łudziła się, że przez cały tydzień zawiśnie jeszcze co najmniej dziesięciu innych zdrajców.
– Kto zarządził to wszystko?
– Konsul.
– Pod jakim prawem?
Niklas Kelting uniósł do ust widelec z pieczenią. Przeżuł powoli, poświęcając więcej uwagi temu, co miał na talerzu niż Nouvel, stojącej po drugiej stronie zastawionego dla dwóch osób stołu. Kapitan kazał nakrywać również dla niej, licząc, że dziewczyna w końcu zmądrzeje i zechce zjeść z nim po ludzku ciepły posiłek zamiast przesiadywać w celi z ojcem i żując razem z nim czerstwy chleb.
Podróż z Purynu, stolicy Élai, do Märchen, stolicy Dærniku, zajęła im prawie miesiąc. Dla Nouvel przewidziany został mały pokój z prawdziwym łóżkiem, świeżą pościelą i możliwością skorzystania z ciepłej kąpieli, jednakże ona wszystkiego odmawiała, zarzucając, że kapitan próbuje ją obrazić.
– Nie będę korzystać z wygód proponowanych przez kata mojego ojca podczas, kiedy on siedzi na zimnym kamieniu w brudzie – syknęła, usłyszawszy, jakie luksusy czekają tu na nią w przeciwieństwie do jej papy.
– Różnica jest taka, że przebywasz w Märchen pod moją ochroną, jako gość, a twój ojciec jest więźniem – odparł wtedy Kelting, spodziewając się, że Élijka zmięknie po jakimś czasie. Jednak minął dzień, dwa, a ona dalej siedziała w kilku tygodniowym brudzie, żywiąc się jedynie tym, co serwowano więźniom.
Była uparta. Twardy orzech do zgryzienia, jak określili kobiety z Élai jego strażnicy. Kapitan nie mógł się z nimi nie zgodzić.
– Prawem, które sam stanowi – odpowiedział w końcu, przełknąwszy kęs.
Dziewczyna piorunowała go wzrokiem powyżej półmisków z jedzeniem. Mięso w ciemnym sosie, ziemniaki posypane koprem i polane masłem, strudel z jabłkiem i cukrem. Wszystkie te śliczne zapachy drażniły jej nos i wzburzały pusty żołądek. Z trudem powstrzymywała się od wgapiania ślepo w jedzenie.
– Więc skoro Konsul może skazać kogoś na śmierć, może też go uniewinnić, tak?
Rozmawiali po élisjku, nie chcąc, aby kręcący się po korytarzach strażnicy powtarzali potem między sobą ich słowa.
– Nie marnuj czasu na próby ubłagania go.
– Przecież jedynym sposobem na spłatę długów nie jest śmierć! – zirytowała się.
– Takiej zapłaty domaga się Konsul i Senat, który go poparł.
– Ale w ten sposób nie odzyskają wszystkich pieniędzy! Odpuścili nam sto tysięcy marek za głowę mojego ojca! Nie mogliby po prostu zażądać całości?
– Tu nie chodzi o pieniądze, dziewczyno... – westchnął mężczyzna.
– A o co?
Kelting spojrzał na nią z litością.
– O zdradę.
Nouvel zaczerwieniła się.
– Mój ojciec nie jest zdrajcą.
– Porzucił służbę.
-Mama mówiła, że nie wybrał tej służby!
– Twoja matka nie rozumie naszego prawa. Hansel Kettler wiedział, że kiedyś zostanie odnaleziony. Nawet nie próbuje walczyć, sprzeciwiać się – wytknął kapitan. – Czy gdyby twój ojciec uważał, że jest niewinny, siedziałby cicho? Nie ma znaczenia, czy służba była jego wyborem. Porzucił ją i zniknął, co jest równoznaczne zdradzie.
– Mój ojciec nazywa się Sadiel Ársie!
– Nazywaj go, jak wolisz, ale to nic nie zmieni.
Mimo powagi rozmowy, prezentowali się wręcz karykaturalnie. Mężczyzna w mundurze spokojnie jadł obiad, a brudna dziewczyna wpatrywała się w niego z nienawiścią.
– Ile?
– Hm?
– Ile rodzin już zniszczyłeś, kapitanie? – zapytała zimno.
– Nie liczę. To nie są zawody ani sport. To moja praca.
– Każdą córkę skazańca zaprasza pan na wspólne obiady, podczas, gdy jej ojciec gnije w lochu? Próbuje pan wykorzystać ich żałobę i strach na swoją korzyść? Zachęcić je w ten sposób do służby lub ożenku?
– Uważaj na to, co mówisz! – Kelting uniósł głos, zarzuty dziewczyny widocznie go ubodły. – To ja dbam o twoje bezpieczeństwo w tym kraju. Myślisz, że sprawia mi to przyjemność? Odbieranie ojca dziecku? Nie jestem potworem, jestem człowiekiem na służbie. Opłakuję ich wszystkich, tych mężczyzn, którzy uciekli przed ciemnością. Opłakuję ich rodziny, które za nimi tęsknią. Opłakuję własną duszę, którą zatraciłem, marząc kiedyś o służeniu godnie mojemu państwu.
Żal w głosie mężczyzny był szczery. Mimo to jego wyznanie nie poruszyło Nouvel, jęki jednego strażnika nie zmienią masowych mordów dokonywanych na uciekinierach. Nie zmienią wyroku wydanego na jej ojca.
– To diabły w ogóle mają jakąś duszę do stracenia?
Zapadła między nimi cisza. Nouvel czekała, nie wiedząc, czy przekroczyła granicę, czy dobroduszność i opieka mężczyzny nie znajdą właśnie swojego końca.
Kapitan powrócił do jedzenia.
– Potrzebujesz ode mnie czegoś jeszcze, czy mogę już w spokoju dokończyć posiłek? – zapytał w końcu, przełykając wszelką urazę wobec niej. Musiał odbyć wiele takich rozmów w swoim życiu. Na pewno nie była pierwszą dziewczyną, której próbował umilić ostatnie dni przed śmiercią ojca.
– Ta służba i małżeństwo, o którym mówili strażnicy na wozie...
– Nic takiego ci nie grozi – zapewnił
– Czy gdybym sprzedała się w służbę, mogłabym odpracować długi ojca i ocalić go przed śmiercią?
Kapitan odłożył z brzękiem sztućce i splótł przed sobą palce, odchylając głowę. Utkwił w Nouvel poważne spojrzenie.
– Zdajesz sobie sprawę o czym mówisz?
– Chcę uratować ojca.
– Obiecałem twojej matce, że odwiozę cię do domu.
– Wrócę do domu po odpracowaniu długów.
Naiwna pewność w jej głosie rozbawiła mężczyznę.
– Właśnie to miałem na myśli, kiedy mówiłem, że nie rozumiecie z matką naszego prawa. Służba jest dożywotnia. Gdybyś chciała się wykupić, musiałabyś zarobić naprawdę wiele pieniędzy, a pracodawcy nigdy nie płacą służbie tyle, ile powinni. O ile w ogóle jej płacą.
– Więc naprawdę nie chodzi o pieniądze? – dotarło to w końcu do niej.
– Nie.
Kapitan wstał od stołu, otrzepał ubranie.
– Chciałbym żebyś jutro towarzyszyła mi na Wielkim Placu.
– Dlaczego? – zdziwiła się.
– Powinnaś zobaczyć egzekucję obcego człowieka, żeby wiedzieć na co się piszesz, idąc na egzekucję własnego ojca.
Mężczyzna czekał, ciekawy, czy dziewczyna przyjmie jego zaproszenie. Nouvel skinęła głową po namyśle, uznając, że pomysł nie był najgłupszy. Nie widziała nigdy morderstwa ani publicznej egzekucji. Spokojna śmierć w łóżku, w otoczeniu rodziny, przyjaciół i yeures, to jedyne z czym miała do tej pory styczność.
– Dobrze zatem – podjął kapitan, minę miał ponurą – widzimy się jutro przed południem, dziewczyno. Jeśli zaraz po widowisku zechcesz od razu wracać do domu, osobiście cię tam zabiorę bez chwili zwłoki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro