Ciche Niedziele
Akt XVII
Minęły ponad dwa tygodnie odkąd ostatni raz wziął udział we Mszy. Każdej niedzieli brakowało mu wyniosłych pieśni, może nawet klęknąłby ponownie przed drewnianą kratą i podzielił się z Ojcem Erwinem każdą bluźnierczą myślą, jaka zawitała w jego głowie ostatnimi dniami. Nawał pytań o oczywistych odpowiedziach ciążył mu na piersi, a jeszcze większa ilość pytań o niebezpiecznych odpowiedziach dusiła go każdej nocy.
Znudzony, nie mając nic innego, co zajęłoby jego myśli, trzeciej niedzieli, której nie opuścił domu, zszedł do jadalni, aby po raz pierwszy od miesięcy zjeść obiad w towarzystwie rodziny. Na jego widok lokaje rzucili się po nowe sztućce i talerze, aby uszykować mu miejsce przy stole. Wbrew sobie, Elia usiadł na przeciwko ojca. Długi blat pełen naczyń dzielił go od uważnego spojrzenia mężczyzny.
– Co sprawiło, że postanowiłeś zaszczycić nas swoją obecnością, Elio? – zapytał zdawkowo Ephraim Krueger, nie przestając wpatrywać się w chłopaka.
– Zgłodniałem? – wzruszył ramionami, wiedząc, że odpowiedź tak naprawdę nie interesowała ojca.
– Cieszę się, że przyszedłeś, ponieważ chciałem poruszyć pewien temat.
Chłopak zesztywniał, czując jak spojrzenia wszystkich domowników lądują na jego osobie. Nie przypominał sobie, aby zrobił cokolwiek kontrowersyjnego ostatnimi czasy. Czyżby Sabrina Nortung postanowiła zerwać zaręczyny?
Nasionko nadziei zakiełkowało w jego sercu.
– Minął miesiąc, a Steffan Nortung wciąż nie zerwał zaręczyn.
– Och.
– Och – przytaknął ojciec. – Państwo Nortung biorą możliwość zaręczyn córki z tobą na poważnie. Wydaje mi się, że w najbliższym czasie nie musicie się już więcej spotykać sam na sam. Dzięki temu nie zdołasz odstraszyć jej, jak wszystkie pozostałe dziewczęta.
– Tak, Vädder – odparł sztywno Elia, czując, jak oddech więźnie mu w gardle.
– Na balu oficjalnie was zaręczymy.
Taki był plan od miesięcy, odkąd pierwsza potencjalna narzeczona została mu przedstawiona. Rodzice dali sobie dużo czasu, aby upewnić się, że zdołają zaręczyć go na szesnastych urodzinach, a Elia niewiele mógł z tym zrobić, szczególnie, że Sabrina jakimś cudem nie zniechęciła się od razu jego osobą.
– Tak, Vädder.
– Przestań mamrotać i weź się za jedzenie – syknął mężczyzna, tym samym kończąc tę dewastującą dla chłopaka rozmowę. Elia pożałował nagle, że tak niewiele czasu spędził z Sabriną. Jakkolwiek ekscentryczną opinię na temat miłości miała, nie była głupia. Gdyby tylko mogli porozmawiać jeszcze jeden raz... Gdyby Elia mógł wyśpiewać jej wszystkie swoje grzechy i wady, paść na kolana i błagać ją, aby dała sobie spokój...
– Szybko poszło – rzucił Isaak, szurając widelcem po talerzu.
– Jeśli wszystko inne potoczy się równie szybko – przytaknął pan Krueger – może doczekam się wnuka od Elii zanim Yohann zdoła cokolwiek spłodzić.
– Vädder. – Szepnął Yohann. Elia spojrzał na najstarszego brata i jego żonę. Karina natychmiast spuściła głowę. Więc niewiele go opuściło, kiedy unikał rodzinnych posiłków. Stare tematy wciąż był rozdrapywane i wyglądało na to, że przy każdej rozmowie.
– Może to Elii ostatecznie oddam moje stanowisko, patrząc jak sprawy się toczą – dodał Ephraim.
– Nie – szepnął ze zgrozą Elia.
– Może jeszcze Isaaka weźmiesz pod uwagę! – rzucił jednocześnie Yohann. W tym jednym bracia się zgadzali. To Yohann miał odziedziczyć tytuł i ziemie. Nie Elia. Nie Isaak. Wszystkim trzem powtarzano to od dziecka.
– Jak mam oddać ci stanowisko, kiedy nie potrafisz spłodzić potomka? – spytał cynicznie ojciec.
– Staram się, ojcze – wycedził Yohann.
– Wystarczy, Liebe – wtrąciła matka. W przeciwieństwie do męża, miała w sobie resztki sympatii dla najstarszego syna i jego żony.
– Postawiłem warunek i będę się go trzymać.
– Ty nie miałeś dzieci, kiedy przejąłeś urząd ojca – przypomniała Ira.
– Ale ja nie ożeniłem się w wieku osiemnastu lat. Yohann zmarnował już pięć lat. Kiedy przyniosą mi z Kariną wnuka, oddam mu urząd.
– Dam ci wnuki, Vädder! Wszystko w swoim czasie! – Krzyknął mężczyzna, tracąc już cierpliwość.
– Czas przemija nieubłaganie, Yohann. Gdybyś wziął moje słowa na poważnie, już dawno mógłbyś tytułować się Kapłanem.
Chociaż był już na granicy wytrzymałości, Yohann nie wstał od stołu i nie wyszedł. Elia zawsze podziwiał jego umiejętność panowania nad sobą. Był to kolejny powód, dlaczego właśnie on powinien przejąć urząd ojca.
– Dziecko jedynie rozprasza człowieka – rzuciła Ira, kiedy w jadalni zapadła już cisza.
– Właśnie dlatego dziećmi zajmują się kobiety – odparował ojciec. Elia tylko uśmiechnął się w duchu. Dziećmi zajmowała się służba.
Nasłuchując brzęku sztućców i kieliszków, chłopak oddał się rozmyślaniom. Yohann zaręczył się w wieku szesnastu lat i ożenił zaledwie dwa lata później. Isaak, chociaż zaręczył się w tym samym wieku, wciąż nie przysiągł wierności swojej narzeczonej. Ciekawe, ile Elii rodzice pozwolą zwlekać ze ślubem. Oby jak najdłużej. Wystarczająco długo, aby zdążył zniechęcić do siebie Sabrinę Nortung. Może w między czasie, kiedy nie będą się zbyt często widywać, dziewczyna zakocha się w kimś innym?
– Vädder? – Elia odważył się przerwać ciszę przy stole. Ojciec posłał mu pytające spojrzenie. – Podobno ślepi są w stanie widzieć mortum.
– Dawno nie słyszałem, abyś pytał mnie o cokolwiek. Co cię nagle nawiedziło?
– Słyszałem, że ślepi widzą potwory.
– Niepokoi cię to?
– Nie rozumiem tego.
– Ludzie urodzeni bez wzroku nie widzą nic, jednak ci, którzy raz widzieli świat śmiertelny, kiedy tracą tę zdolność, w zamian otrzymują umiejętność widzenia zaświatów. Tacy ludzie są niebezpieczni. Często popadają w szaleństwo, tracą zmysły.
Elia też by zwariował, gdyby nagle jedynym, co widział pośród ciemności, były potwory. Zdawało się, że właśnie znalazł uzasadnienie zachowania Kuyina.
– Gdzie to słyszałeś?
– Aslan... powiedział mi coś kiedyś na ten temat – skłamał.
– Ty i ten twój Aslan – prychnął Yohann. – Któregoś dnia będziesz musiał znaleźć sobie przyjaciół pośród wysoko postawionych ludzi. Nie będziesz mógł całe życie liczyć na lojalność psów.
– Aslan będzie kiedyś mężem Anny – odparł cierpko Elia.
– A kimże jest ta Anna? Córką kupca, nikim więcej – skrzywił się Yohann.
– Tym samym jest Sabrina Nortung, a rodzice zdają się być zadowoleni z tego faktu - wytknął Elia.
– Sabrina nie jest zaręczona z przemytnikiem. – Ephraim poparł najstarszego syna. – Chociaż może wyszłoby jej to na lepsze.
***
Żerujące mortum to najbardziej makabryczny widok, na jaki człowiek może się natknąć. Nie po prostu zwierzę, a bestia, której prawa natury nie dotyczą. Potwory, które stworzono wyłącznie z myślą o pożeraniu ludzi. Czasem po śmierci, czasem żywcem. Zależnie, kto, gdzie miał szczęście się znaleźć.
Elia obudził się z krzykiem w środku nocy. Zaraz opadł z powrotem na łóżko, przyciskając poduszkę do twarzy. Znowu śnił ten sam koszmar, który nękał go każdej nocy od pięciu lat. Każdy szczegół wciąż był wyraźny i tak świeży, jak gdyby wszystko to wydarzyło się zaledwie wczoraj.
Pięć lat. Ciekawe, ile jeszcze mu pozostało, aż w końcu jego serce stanie ze strachu zanim zdąży się obudzić. Kiedy szpony potwora z koszmaru w końcu zacisną się na jego ciele.
Elia usiadł, dysząc ciężko i wplatając palce w pasma białych włosów. Czy naprawdę tego pragnął Kuyin? Ponownie zobaczyć oblicze Śmierci? Podziwiać ją w trakcie żeru?
Elia sięgnął do szafki w poszukiwaniu zapałek i zapalił kilka świec stojących na stoliku nocnym. Sen zawsze przychodził mu z trudem po spotkaniu potwora w koszmarach. Uspokoiwszy oddech, położył się, obserwując cienie tańczące na suficie.
Wstydził się tego przed samym sobą, ale bał się ciemności. Jak małe dziecko. I on miał się ożenić? Ciekawiło go czy Sabrina wyśmiałaby go za ten lęk. Nie szukała miłości, ale taka głupota w wykonaniu prawie dorosłego mężczyzny na pewno by ją rozbawiła. Może jeśli zdradzi jej ten sekret, dziewczyna publicznie go wyśmieje i zerwie zaręczyny?
Ach, marzenia. Wiedział, że przegrał w momencie, kiedy córka kupca oznajmiła, że nie szuka miłości. Jako żona trzeciego syna wciąż zajmowałaby wysoką pozycję w hierarchii społecznej. Żaden szanujący się ojciec nie pozbawiłby jedynej córki takiej możliwości.
Może jeśli przekona rodziców, aby go wydziedziczyli? Jednak, gdzie by się wtedy podział? Jego myśli natychmiast powędrowały do Kościoła. Skoro syn dziwki i biskupa mógł tam służyć, to może i dla nawróconego diabła znajdzie się też miejsce?
Obraz ociekającego krwią pyska mortum wciąż pojawiał mu się przed oczami, kiedy próbował zasnąć. Wciąż nie mógł uwierzyć, że Kuyin świadomie przeszkodził bestii w żerowaniu.
Jeśli tak bardzo tego pragnął... Jeśli wierzył w swoją nietykalność... Czy Elia będzie odpowiedzialny za jego śmierć, jeśli zgodzi się zaprowadzić go pod warstwę?
***
Kuyin nie spodziewał się, że Elia mu odmówi. Nie przejął się też, kiedy panicz oznajmił, że przejście znajdowało się na ziemiach jego rodziny. Niczym niestrwożona owca, zmierzająca z uniesioną głową prosto do kryjówki wilków, ludzki chłopak wyciągnął rękę, żądając, aby diabeł go poprowadził, kiedy ten zagadnął go po Mszy.
Udali się od strony sadów i zagajników młodych brzózek, zmierzając do lasu, w którym Elia miał już kiedyś okazję się znaleźć. Pomiędzy drzewami, nie łącząc się z żadnym ogrodzeniem, stała niska furtka z czerwoną łuszczącą się farbą. Natura zdawała się omijać ją szerokim łukiem, chociaż wszędzie trawy pięły się wysoko, wokół metalowej konstrukcji kładła się, jakby jakaś niewidzialna siła kazała jej się ukłonić.
Widok wieńczył łańcuch okręcony kilka razy wokół drzwiczek i słupków.
– Czy to tutaj? – spytał Kuyin, kiedy od dłuższej chwili stali w milczeniu. Elia skinął głową, mimo że ślepiec nawet nie kierował głowy w jego stronę.
– Pozwól, że obejrzę je z bliska – zażądał ministrant, i przeczesując gęste trawy swoją laską, podszedł do furtki. Przyklęknął, badając palcami łuszczącą się farbę i pręty łańcucha.
– Mówiłeś, że kiedy zamknąłeś to przejście?
– Pięć lat temu.
– Otwórz je – zażądał Kuyin.
– Nie mogę.
– Dlaczego? – spytał, niby spokojnie, ale złość wdarła się do jego głosu. Myśl, że ktokolwiek miałby mu odmówić, kiedy był tak blisko spełnienia swoich chorych snów, zdawała mu się absurdalna. Nawet jeśli miał to być Piękny Pan na swoim własnym podwórku.
– Nie mam klucza. Wyrzuciłem go do rzeki, aby mieć pewność, że na zawsze pozostanie zamknięte.
– Więc zabierz mnie do innego przejścia.
– Nie.
– Jak to, nie?! – Kuyin wstał, odwracając się do niego.
– Przyprowadziłem cię tu, aby ci coś wytłumaczyć – wycedził Elia, z trudem wydobywając dźwięki z gardła. Nie potrafił zrozumieć tej pewności ze strony ministranta, przeświadczenia, że Śmierć przyjmie go w otwartych ramionach, kiedy ten podaruje jej pochwałę. Jakże chłopak pragnął obudzić się pewnego dnia nieświadomy prawdy o świecie. Kuyin, żyjący w i rozprzestrzeniający kłamstwa wśród ludu, mógł odrzucić prawdę. Jednakże coś, może szaleństwo, może duma, pchało go tam, skąd Elia pragnął uciec.
– Mów więc, diable – przyzwolił, wracając do badania palcami furtki. Elia zebrał się w sobie. Dawno nie wypowiadał tych słów na głos, raz, może dwa najwyżej, przez te wszystkie lata.
– Pięć lat temu przyprowadziłem tu służącą– zaczął słabym głosem. - Byłem naiwny i głupi, przekonany, że mortum nie odważy się nic zrobić w mojej obecności z racji tego, kim byłem. Ale on ją pożarł. Rozdarł ją na moich oczach. Kiedy skończył, kazał mi uciekać, jeśli chciałem żyć. Gdybym nie uciekł, mnie też by rozszarpał. Chociaż jestem synem Kapłana, nie byłem bezpieczny w zaświatach.
– Więc mortum znają nasz język? - zaintrygował się Kuyin.
– Nie o to chodzi!
– A o co?
– Dlaczego chcesz spotkać Śmierć?! Jesteś tylko człowiekiem! Tamten potwór nie zabił cię tylko dlatego, że znajdowaliście się na dwóch różnych warstwach. Jeśli wejdziesz w zaświaty, zginiesz. Ja nie byłem tam bezpieczny, więc dlaczego ty miałbyś być?
Wyrzuty Elii nie zrobiły na Kuyinie wrażenia. Milczał, rozważając słowa panicza i układając odpowiedź.
– Byłeś dzieckiem – odparł tylko.
– Wciąż jestem. W porównaniu do tych bestii jesteśmy nikim.
– Naprawdę wierzysz, że zginąłbyś tamtego dnia?
– Gdybym nie uciekł...
– Więc próbujesz mi wmówić, że ludzkie dziecko jest w stanie prześcignąć potwora?
Elia zamarł.
– Myślisz, że przeżyłeś, ponieważ byłeś szybszy niż sama Śmierć? Potwór pozwolił ci odejść, diable.
Pozwolił odejść. Nigdy nie pomyślał o tym, w ten sposób. Czy ślepiec mógł mieć rację? To prawda, dziecko nie prześcignęłoby mortum. Dorosły prawdopodobnie też. Więc skoro Elia wciąż żył...
– To bez znaczenia. Jesteśmy nikim w porównaniu do nich.
– Samotny dotrzymuje towarzystwa tym, którzy powierzają swój los jego woli.
Elia załamał ręce. Czy jakikolwiek argument mógł trafić do fanatyka?
– Boję się Śmierci! – wycedził panicz, czując, że zdradza właśnie Kuyinowi najsłabszą część swojej duszy. - Jestem synem Kapłana, ale boję się mortum!
Kuyin zamarł, analizując w milczeniu wyznanie chłopaka.
– Więc to strach zatrzymał cię w Kościele. Wszystko nabrało teraz sensu.
– Dlaczego ty się nie boisz?! Po tym, co zobaczyłeś?
– Boję się – zaprzeczył ministrant. - Tylko głupiec nie bałby się w obliczu Śmierci, jednakże strach nie jest w stanie zabić mego podziwu. Ta kłódka ma bardzo prosty zamek, w każdym lepszym sklepie znajdziesz podobny model. Kup nowy klucz i pokaż mi zaświaty.
– Czy ty chcesz umrzeć?! – Elia wrzasnął, nie wiedząc już, jak rozmawiać z tym szaleńcem.
– Jakże mam żyć, nie rozumiejąc śmierci, diable?
Chociaż każdy mięsień w jego ciele buntował się przeciwko temu, Elia kupił klucz i następnego dnia, niemal o tej samej porze, zawitali ponownie z Kuyinem pod przejściem do świata potworów. Służący Kościoła nie spytał, kim była ta dziewczyna, ani dlaczego Elia zaprowadził ją do Świata Cieni. Zupełnie jakby w obliczu możliwości poznania potworów, wszystko inne przestało się liczyć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro