6. Co tu robisz?
Cisza jaka panowała w samochodzie robiła się coraz bardziej frustrująca. Po prostu ta sytuacja była dla mnie nieco dziwna. Zdecydowanie nie spodziewałam się ujrzeć takiej odsłony Hortona, jaką widziałam dzisiaj. Przez to mam na myśli fakt że wyciągnął mi szkło z nogi i teraz odwozi mnie do domu. Nie wiem czy to możliwe, ale chyba mój mini monolog dał mu trochę do myślenia. Do tego miałam dać sobie już spokój i zacząć go unikać, a zaraz on wyjechał z tekstem że zaczyna spłacać swój dług. To nie brzmi jak zerwanie kontaktu, a zaledwie wczorajszego wieczora przysięgałam sobie że to już koniec. Należy mi się porządny aplauz za debilizm.
Poprawiłam się wygodniej na skórzanym siedzeniu, obserwując drogę. Na zewnątrz panował już półmrok przez co ulica wyglądała lepiej niż za dnia. Nie wiem która była godzina, ale to interesowało mnie najmniej. Mimo wszystko dzisiejsze popołudnie nawet mi się podobało. Wygrywałam z Vee w Tekkena i jeszcze napiłam się porządnego alkoholu. No i oczywiście byłam w McDonaldzie, co przebiło chyba wszystko.
- Gdzie mam jechać? - jego głos rozbrzmiał w mojej głowie, co sprawiło że przeniosłam na niego swoje spojrzenie.
- Co? - zmarszczyłam brwi, na co chłopak niemal niewidocznie przewrócił oczami.
- Wiem, że mieszkasz gdzieś w okolicy całodobowego ale nie wiem w którym miejscu - oznajmił, a ja miałam ochotę uderzyć się w czoło.
- Racja - odchrząknęłam, przyglądając się drodze. - Jak przejedziesz obok sklepu to drugi skręt po lewej, a potem trzeci dom. Numer dwadzieścia siedem.
Nick skinął głową, a potem jedną dłonią wykonał pełny skręt mając przy tym wyprostowane palce. Zacisnęłam delikatnie zęby i odwróciłam wzrok, poprawiając się na siedzeniu.
Około pięciu minut później brunet zatrzymał się na moim podjeździe. Odpięłam swoje pasy i już miałam łapać za klamkę, ale najpierw obróciłam się w jego stronę.
- Dzięki za podwózkę - nie uśmiechnęłam się, a jedynie posłałam mu najzwyklejsze w świecie spojrzenie bez jakiejkolwiek ekspresji.
Horton także na mnie popatrzył i delikatnie skinął głową, a z jego twarzy nie byłam w stanie wyczytać nic. Zupełnie jakbym patrzyła w lustro.
Wysiadłam z samochodu i zarzuciłam torebkę na ramię. Moja kostka lekko zabolała, ale nie było źle. Powolnym krokiem ruszyłam do drzwi, słysząc jak chłopak rusza spod mojego domu.
A potem weszłam do środka i czar dzisiejszego dnia prysnął.
- Gdzie byłaś? - nieprzyjemny głos mojej matki sprawił, że moje ciało niemal się skurczyło. Kobieta wyłoniła się z kuchni, torując mi drogę do schodów.
- Z Jakiem i Vee - odpowiedziałam, krzyżując ręce na brzuchu.
Przysunęła się bliżej mnie, a pomiędzy jej brwiami pojawiła się zmarszczka.
- Piłaś? - zapytała, a ja z automatu pokręciłam głową.
- Nie - przewróciłam oczami.
- Kłamiesz. Znowu gdzieś się plątałaś - kobieta umieściła swoje dłonie na biodrach. - Chuchniesz alkoholem. Co ty ze sobą robisz?
- Nic - chciałam ją wyminąć, aby uniknąć dalszej konfrontacji, ale znów zasłoniła mi drogę.
- Nie tak prędko - jej głos zaczynał doprowadzać mnie do szału. - Co się z tobą dzieje? Nie potrafisz przeprosić za swoje zachowanie i do tego nie widzę żadnej poprawy. Przypominam, że mieszkasz pod moim dachem a tutaj mamy jasne zasady.
- Tak, wiem - próbowałam być spokojna, jak tylko mogłam.
Proszę tato, oto twój moment.
- Gdybyś wiedziała, to coś byś z tym zrobiła a tymczasem proszę. W kółko to samo - blondynka wciąż kręciła głową z rozczarowaniem, a ja nawet na nią nie patrzyłam.
Wolałam tego nie robić, bo na prawdę byłam bliska wybuchu a nie miałam dzisiaj na to siły. Ale wtedy zrobiła to, co zawsze.
- Odkąd Josh wyjechał stało się z tobą coś złego. Tylko ten chłopak umiał trzymać cię w ryzach i zachowywałaś się normalnie, a teraz proszę. Bóg jeden wie w jakie towarzystwo wpadłaś i co robisz poza domem! - wyrzuciła ręce w górę, a ja wzięłam głęboki oddech.
Było bardzo blisko, aby puściły mi nerwy. Dosłownie co dwie sekundy przełykałam ślinę, aby gula w gardle nie zdążyła się pojawić. Zacisnęłam mocno dłonie w pięści, a potem wyminęłam moją rodzicielkę która z uśmieszkiem satysfakcji stała niedaleko schodów. Weszłam do swojego pokoju i trzasnęłam drzwiami najmocniej jak potrafiłam. Rzuciłam torbę na podłogę, a potem wplotłam dłonie we włosy i niczym wariatka chodziłam po pokoju w tę i we wtę.
W końcu nie wytrzymałam i uderzyłam z całej siły dłonią w materac łóżka, ale nic to nie dało ponieważ był miękki. Dlatego potem uderzyłam w ścianę. Cholernie mocny ból przeszył moją dłoń, otrzeźwiając mnie z pieprzonego ataku złości. Zacisnęłam zęby, następnie kopiąc w ramę łóżka co było jeszcze gorszym pomysłem, ponieważ zrobiłam to stopą którą już wcześniej zraniłam. Osunęłam się na podłogę i oparłam plecami o łóżko. Przycisnęłam obolałą pięść do klatki piersiowej i głośno odetchnęłam. Moja głowa opadła na materac, a bezsilność wzięła nade mną górę.
Tak było za każdym razem. Najpierw wyżywałam się na czym popadnie, a potem opadałam z sił jakbym przebiegła maraton. Nie wiem jakim cudem jest to fizycznie możliwe. Być może mój organizm jest aż tak wyniszczony, albo zwyczaje mój mózg przyzwyczaił się do tego jak zwykłe imię potrafi mnie wykończyć przywołując niepotrzebne wspomnienia. Czułam jak moja dłoń drętwieje, ale miałam to gdzieś. I szczerze mówiąc nie mam pojęcia jak długo wpatrywałam się w ścianę przed sobą kiedy drzwi od mojego pokoju się otworzyły. W progu stanęła moja rodzicielka z zaciętą miną. Kobieta majstrowała czymś przy moich drzwiach, a potem złapała za drewnianą płytę i powoli zaczęła wykonywać ruchy ku górze, wykręcając mebel. Podniosłam się z podłogi, obserwując jej poczynania.
- Co ty robisz? - zapytałam, marszcząc twarz.
- Strzelasz drzwiami, tracisz drzwi - a potem drewno puściło, a metalowe części opadły odbijając się echem od podłogi.
Kobieta pod kątem wyciągnęła drzwi z mojej sypialni i oparła je o ścianę na korytarzu.
- Żartujesz sobie?! - podniosłam głos, podchodząc bliżej mamy. - Ty jesteś nienormalna!
- Nie - kobieta wyciągnęła palec wskazujący w moją stronę. - Nienormalne to jest twoje zachowanie i dopóki się nie uspokoisz to będziesz musiała ponosić konsekwencje.
Moje usta wciąż były rozchylone, a ręce bezwiednie opadły wzdłuż mojego ciała. Patrzyłam na nią jeszcze przez kilka sekund licząc, że to tylko jakiś durny żart. Ale cholera, ona mówiła poważnie. Posłała mi dumny z siebie uśmiech i wróciła na dół, podczas gdy ja czułam jak całe moje ciało paruje.
Z zaciśniętą szczęką ruszyłam do łazienki. Wyjęłam telefon z kieszeni i położyłam go na blacie, a potem zamknęłam za sobą drzwi. Weszłam do kabiny prysznicowej i włączyłam wodę. Lodowate krople zaczęły spadać na moje włosy i ciało, do którego powoli zaczęły przyklejać się ubrania. Jednak miałam to głęboko gdzieś. Potrzebowałam ochłonąć i się rozluźnić jak najszybciej. Usiadłam w brodziku pozwalając wodzie otulić moje ciało. Brałam płytkie oddechy, co z czasem zaczęło się zmieniać a ja zaczęłam czuć się lepiej. Nie mogę uwierzyć, że moja mama zrobiła coś takiego. To do cholery nie jest normalne i już nie chcę myśleć co powie tata jak wróci do domu. To będzie cyrk.
Po dobrych dziesięciu minutach mój organizm w końcu osiągnął upragniony spokój. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę jak było mi zimno. Przekręciłam kurek, aby tym razem ciepła woda spotkała się z moim ciałem. Rozgrzewałam się przez dobre dwie minuty zanim wyszłam z kabiny. Wszystko co na sobie miałam było całkowicie przemoczone, a ja nie wzięłam ze sobą żadnych ciuchów. Szybko wróciłam do pokoju po piżamę, a potem znów znalazłam się w łazience gdzie doprowadziłam się do porządku.
Weszłam do swojego pokoju czując dziwny dreszcz przechodzący przez moje ciało. Bez drzwi nie czułam się ani bezpiecznie ani dobrze.
Przysięgam, że żyje w domu wariatów.
I wtedy poczułam nagły powiew chłodnego powietrza, na co zmarszczyłam brwi. Nachylałam się właśnie nad łóżkiem i zrzucałam z niego niepotrzebne poduszki. A potem usłyszałam skrzypnięcie drzwi balkonowych, przez co gwałtownie się odwróciłam. Podskoczyłam w miejscu, wydając z siebie cichy pisk. No nie wierzę.
- Co ty do kurwy tutaj robisz? - zapytałam szeptem, spotykając się z wysoką sylwetką Hortona.
Moje serce wciąż biło nieco szybciej, ponieważ cholera, wystraszyłam się go.
- Urocza piżamka - skomentował, skanując moje ciało od góry do dołu.
Miałam na sobie cienki przylegający top i krótkie spodenki. Cały komplet zrobiony był z czarnego satynowego materiału i opinał moje ciało jak rękawiczka. Cóż, byłam z osób które miały w szafie ładniejsze piżamy niż ciuchy, w których chodzi się na codzień. To pewnie przez to, że większość życia spędzam w łóżku lub przed telewizorem w salonie.
Zacisnelam usta w wąską linię, opatulając się ramionami. Moje mokre włosy przyklejały mi się do szyi i obojczyków przez co pewnie wyglądałam jak zmokły pies.
- Nicholas - powiedziałam ostrzegawczo jego pełne imię, na co chłopak przewrócił oczami. - Jak w ogóle tutaj wlazłeś?
- Cóż - zaczął, zbliżając się do mojego łóżka na którym zaraz wygodnie się rozsiadł, opierając się na dłoniach i patrząc na mnie z dołu - zadzwoniłem do Jake'a, a że jest pijany to wyśpiewał mi co chciałem.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową, w myślach przeklinając tego pacana za zdradzanie informacji obcym ludziom. Tak, istniał schemat jak dostać się do mojego pokoju przez balkon ponieważ kiedyś często zapominałam kluczy i musiałam jakoś sobie radzić. Spojrzałam na wyluzowanego Nick'a, który siedział na moim łóżku. Dopiero teraz zauważyłam, że miał przewieszone moje okulary przeciwsłoneczne przez kołnierz swojej czarnej koszulki. Jego wzrok także powędrował w tamto miejsce, a potem znów spoczął na moich tęczówkach. Oczywiście wcześniej zatrzymał się na moment na moich odkrytych nogach.
- Przyszedłem ci oddać - oznajmił, a potem wyciągnął okulary zza kołnierza i położył je na mojej szafce nocnej.
Zaraz po tym wstał i zaczął przechadzać się po moim pokoju, podczas gdy ja patrzyłam na niego w kompletnym szoku.
- Nie masz drzwi? - zapytał wskazując palcem w miejsce, gdzie jeszcze jakiś czas temu były.
- Co tu robisz? - znów zadałam to samo pytanie, które wcześniej zbył.
- Już mówiłem - obrócił się w moją stronę, wkładając dłonie do kieszeni czarnych jeansów.
Parsknęłam śmiechem, podchodząc bliżej niego. Wciągnęłam dolną wargę między zęby, a potem wypuściłam ją wydając przy tym cmoknięcie.
- Tak, zdecydowanie się tutaj wspinałeś tylko po to żeby oddać mi okulary podczas gdy w twoim mieszkaniu siedzi dwójka pijanych ludzi, którzy prawdopodobnie już coś rozwalili - stwierdziłam unosząc hardo głowę.
Co jak co, ale ja dobrze znałam moich przyjaciół. Jake już rozwalił szklankę, więc przed nim jeszcze sporo rzeczy. Spoczywaj w pokoju moja lampko nocna. Szkoda, że już nie w moim.
- Przyłapany - położył dłoń na swojej klatce piersiowej, a potem pokonał dzielącą nas odległość. - Chciałem wiedzieć dlaczego nie powiedziałaś nic Annie.
- To wszystko? - zapytałam, unosząc brew.
Nie wiem czemu, ale miałam wrażenie że chciał powiedzieć coś jeszcze. To wciąż było za mało jak na ten cały wysiłek. Tym bardziej, że prawdopodobnie zmienił zdanie w trakcie drogi powrotnej, ponieważ trochę mu zajęło przyjście tutaj odkąd mnie podrzucił.
- Czemu mi nie powiedziałaś? - jego ostry wzrok wbił się w moje zielone tęczówki. Przez chwilę byłam zbita z tropu, ale zaczął mówić dalej. - Wiedziałaś, że ktoś ją krzywdzi i to przemilczałaś. Gdybyś powiedziała mi wtedy po imprezie, drugi raz ten incydent by się nie powtórzył.
Moje powieki się zacisnęły, ale nie tak mocno jak zęby. Przez moment przestałam oddychać, bo to co właśnie powiedział niemal zagotowało moją krew. On mnie obwiniał.
- Żartujesz sobie teraz, prawda? - otworzyłam oczy, patrząc na jego zblazowaną twarz.
- Po prostu odpowiedz i będzie po sprawie - westchnął.
A potem usłyszałam kroki, co oznaczało że moja mama szła na górę. Moje tętno gwałtownie skoczyło, ponieważ przypomniałam sobie że nie miałam drzwi. Szybko złapałam Nick'a za rękę i pociągnęłam go w kierunku mojej łazienki. Wepchnęłam go do środka i zamknęłam za nami drzwi.
- Co ty robisz? - popatrzył na mnie jak na wariatkę, a ja w momencie położyłam dłoń na jego ustach, przyciskając go do ściany.
Jego brwi powędrowały do góry, a ciemne tęczówki taksowały moją twarz.
- Sloane! - usłyszałam wołanie mojej mamy, a jego głośność świadczyła o tym że była w mojej sypialni.
- Co?! - krzyknęłam. - Myję się!
Moja klatka piersiowa przez cały ten czas stykała się z ciepłym ciałem bruneta, a wilgotne włosy przykleiły się do mojej twarzy. W pomieszczeniu wciąż unosiła się lekka para, a ja czułam jak moje policzki robią się lekko czerwone.
- To się pośpiesz! Niedługo wróci tata a ja potrzebuję twojej pomocy przy kolacji - jej głos był opanowany, zupełnie jakby wcześniejsza kłótnia nie miała miejsca.
- Okej! - znów podniosłam głos, a potem mocno się skupiłam mając nadzieję że usłyszę czy wyszła z pokoju czy nie.
W końcu po niecałej minucie usłyszałam obijające się na dole naczynia, na co odetchnęłam z ulgą. Powróciłam spojrzeniem do twarzy bruneta, którego tęczówki zrobiły się nieco ciemniejsze niż wcześniej. Powoli zdjęłam dłoń z jego ust. Były na prawdę różowe i kształtne, a w tym momencie wydobywał się spomiędzy nich gorący oddech owiewający moją twarz.
- Odpowiedź do obydwu pytań jest taka sama. To nie była moja sprawa - oznajmiłam, odgarniając włosy z twarzy. - Annie nie chciała żebyś wiedział i widocznie miała do tego swoje powody. Poza tym powiedziała że zakończy znajomość z tym kimś, więc dalej się nie mieszałam. A potem cóż, ty zrobiłeś coś głupiego i znowu, nie miałam w tym żadnego interesu - wzruszyłam ramionami, biorąc głębszy oddech. - Nie lubię kiedy ktoś próbuje wpieprzać się w moje sprawy, dlatego sama nigdy czegoś takiego nie robię.
Nick uważnie mnie obserwował, chłonąc każde moje słowo. Zmrużył lekko swoje oczy jakby chciał w jakiś sposób dostać się do moich myśli.
- I na twoim miejscu uważałabym na słowa. To prawie brzmiało jakbyś obwiniał mnie za coś, za co nie ponoszę odpowiedzialności. Ja nie znam was, a wy nie znacie mnie - dodałam, wciąż patrząc na jego twarz.
Staliśmy w kompletnej ciszy dobre kilkanaście sekund. Horton uważnie badał moje zielone tęczówki ani na sekundę nie zabierając z nich spojrzenia. Nigdy tak długo nie patrzyłam w czyjeś oczy i powoli zaczynało mnie to denerwować, dlatego musiałam to przerwać.
- Już? To wszystko? Bo jeśli tak, to muszę iść do...- odsunęłam się z zamiarem odejścia, ale wtedy Horton złapał za moje biodro i przycisnął mnie do ściany, o którą jeszcze przed chwilą się opierał.
Urwałam zdanie w połowie, skupiając się w pełni na tym co robił. Jedna jego dłoń opierała się o ścianę tuż obok mojej głowy, a druga mocno zaciskała się na moim biodrze. Nasze nosy dzieliły milimetry, a moja klatka piersiowa stykała się z tą jego przy każdym oddechu. Byłam w potrzasku i do tego nagle zabrakło mi języka aby cokolwiek z siebie wydusić.
- Jeszcze jedno - miętowy oddech owiał moją twarz.
Zabrał dłoń ze ściany i palcami zaczął odgarniać włosy z mojej twarzy i dekoltu. Opuszkami przejeżdżał po mojej szyi tak, jakby chciał ją złapać ale wcale tego nie robił. Zwyczajnie drażnił moją skórę.
- Chcę znów cię usłyszeć - jego usta przybliżyły się do mojego ucha. - To co zrobiłaś w alejce tamtego wieczora było cholernie gorące.
Jego wargi przejechały po skórze mojego policzka tuż przy uchu. Trwało to może sekundę, ale dla mnie to było jak wieczność. Zrobiło mi się cholernie gorąco a moje podbrzusze się zacisnęło. Już prawie traciłam kontrolę nad własnym ciałem, na co pozwolić nie mogłam. Złapałam za jego dłoń, która krążyła po mojej szyi i odciągnęłam ją od swojego ciała.
- Przykro mi, ale nie masz na co liczyć - z wielkim trudem i oporem odepchnęłam go od swojego ciała, które chciało mnie teraz poszatkować za ten ruch.
Horton oblizał swoją wargę, wciąż na mnie patrząc. Jego wzrok znów zjechał moją sylwetkę, a potem spojrzał prosto w moje oczy.
- Jeszcze zobaczymy - posłał mi swój popisowy uśmieszek, znów zagryzając wargę.
Prychnęłam pod nosem i założyłam kosmyk włosów za ucho. Spojrzałam na Nick'a, któremu nagle zszedł uśmieszek z twarzy, a jego brwi się zmarszczyły.
- Co? - popatrzyłam na niego z dezorientacją, kiedy podszedł w moją stronę.
Złapał za moją dłoń i podniósł ją nieco wyżej. Dopiero teraz zauważyłam, że moje kostki były sine i czerwone w niektórych miejscach. Na mojej skórze łatwo robiły się siniaki, ponieważ była bardzo delikatna. Za to delikatny nie był mój cios w ścianę.
- Nie miałaś tego wcześniej - oznajmił, przyglądając się mojej ręce.
- No i? - zabrałam dłoń z jego uścisku. - Teraz mam, a ty musisz iść.
Unikając jego spojrzenia przecisnęłam się do drzwi, które najpierw uchyliłam aby upewnić się że jesteśmy sami. Wciąż słyszałam odgłosy dobiegające z kuchni, więc było okej. Wyszłam z łazienki i podeszłam do drzwi balkonowych, aby je otworzyć. Dopiero potem obróciłam się w stronę Hortona, który stał już obok mnie.
- Dzięki za odwiedziny. Nie rób tego więcej - posłałam mu sztuczny uśmiech, na co chłopak odpowiedział mi tym samym.
- Ale kochanie - zaczął z uśmiechem na ustach, przysuwając swoją twarz do mojej - gdzie w tym byłaby zabawa?
A potem się wyprostował i wyminął mnie mamrotając ciche „do zobaczenia" pod nosem. Zamknęłam za nim drzwi, ukradkiem obserwując jak staje na barierce a potem wspina się na drzewo rosnące blisko domu. Najprostszy i najłatwiejszy sposób, aby dostać się do mojej sypialni. Jego mięśnie były widoczne nawet przez koszulkę kiedy napinały się podczas jego sprawnej drogi na dół. Pokręciłam głową, przygryzając wargę. Ten chłopak jest niemożliwy.
- Sloane! Skończyłaś!? - głos mojej rodzicielki sprawił że szybko oderwałam się od szyby.
- Już idę!
***
Weszłam do swojego pokoju z wielką papierową torbą, w której znajdowało się jedzenie. Vee leżała na brzuchu na moim łóżku, a jej kostki były skrzyżowane podczas gdy unosiła nogi do góry. Przysięgam, że była to jedna z najwygodniejszych pozycji na całym pieprzonym świecie. Nogą zamknęłam drzwi od pokoju, które mój tata wstawił dzisiejszego poranka zanim wyszłam do szkoły. Słyszałam także jak kłócił się na ten temat z moją mamą i byłam mu tak bardzo wdzięczna, że trzymał w tym przypadku moją stronę.
- W końcu! Jestem strasznie głodna - oznajmiła Vee, zmieniając swoją pozycję na siedzącą.
Zajęłam miejsce naprzeciw mojej przyjaciółki a potem odwinęłam papier i zaczęłam wyciągać jedzenie. Najbardziej jednak kochałam fakt, że ja i Veronica miałyśmy identyczne kubki smakowe, dzięki czemu łatwiej było nam się dogadać w kwestii smaków oraz restauracji. Podałam brunetce papierowe opakowanie, w którym znajdowała się chińszczyzna. Makaron ryżowy z kurczakiem, warzywami i ostrymi sosami to było dokładnie to czego potrzebowałyśmy. Usiadłam po turecku i umieściłam swoją porcję pomiędzy nogami, aby wyjąć pałeczki oraz dwie arbuzowe lemoniady. Wlewane były do na prawdę uroczych butelek, dzięki czemu nawet smakowały lepiej.
- O Boże, niebo - wydałam z siebie jęk rozkoszy, który był skutkiem pobłogosławienia moich kubków smakowych przez makaron.
- Dziewczyno, dosłownie wyjęłaś mi to z ust - Vee oblizała swoje wargi z sosu, kręcąc głową na boki.
Przez następne kilka minut siedziałyśmy w kompletnej ciszy delektując się naszym jedzeniem. Od czasu do czasu słychać było jedynie nasze mlaskanie. Później wrzuciłyśmy wszystkie śmieci do papierowej torby w której dostałyśmy zamówienie i odłożyłyśmy ją na podłogę obok łóżka. A potem jak długie padłyśmy na materac, głośno oddychając. To był niesamowity obiad.
- Czuję się spełniona - odezwała się Vee, klepiąc swój brzuch.
- Jak jasna cholera - zgodziłam się z nią, zamykając oczy.
- A właśnie! - dziewczyna gwałtownie podparła się na swoich łokciach, przez co musiałam uchylić powieki. Jej szare tęczówki wypełniły się ekscytacją. - Rezerwuj sobie ten weekend ponieważ jedziemy nad jezioro. Moi rodzice odremontowali domek i powiedzieli, że możemy się wybrać.
- Już? A mówili że jeszcze tyle to zajmie - przekręciłam głowę bardziej w jej stronę.
- Bo chcieli żeby to była niespodzianka - Vee z powrotem opadła na poduszki.
Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, ponieważ domek nad jeziorem był naszym ulubionym miejscem. Droga tam zajmowała nam niecałą godzinę, a sama lokalizacja była wspaniała ponieważ państwo Kingston mieli tam swoją prywatną działkę. Już nie mogę się doczekać aż zobaczę to miejsce po remoncie.
- Sloane? - głos mojej przyjaciółki był bardzo delikatny kiedy wypowiadała moje imię.
- Hm? - mruknęłam cicho pod nosem, obracając głowę w jej kierunku.
Brunetka patrzyła się w ekran swojego telefonu, podczas gdy jej twarz pozbawiona była jakichkolwiek emocji. Ciężko było mi odczytać co chodziło jej teraz po głowie.
- Co tak właściwie wydarzyło się z tobą i Joshem? - zwróciła się do mnie jakby mówiła do dziecka, a za to mnie jej pytanie zbiło z tropu.
Wszystkie moje mięśnie nieco się spięły, a szczęka lekko drgnęła.
- Dlaczego pytasz? - odchrząknęłam, wiercąc się na materacu.
Moja sytuacja z Joshem była nieco skomplikowana. Tyle ile chciałam, opowiedziałam, natomiast reszta pozostała tylko i wyłącznie wewnątrz mnie. Nie lubiłam o nim rozmawiać i zwyczajnie nie chciałam. Nie widziałam także takowej potrzeby. Zastanawiało mnie tylko dlaczego dopiero teraz Vee zebrało się na to pytanie, ponieważ od wyjazdu chłopaka i tej całej sytuacji upłynął już prawie rok.
- Bo coraz więcej osób twierdzi, że wrócił do miasta. I zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę nie wiem zbyt dużo a sądząc po twoich reakcjach to nie było nic błahego - Veronica odłożyła swój telefon i przekręciła głowę w moją stronę.
Moje oczy wciąż wpatrywały się w sufit i nie miałam zamiaru ich stamtąd zabierać. W sypialni zapanowała grobowa cisza, która została przerwana dopiero po kilkunastu sekundach przez moje głośne westchnienie.
- Nie wrócił do miasta - oznajmiłam.
Zabawne, że to było wszystko co miałam do powiedzenia.
- Skąd wiesz? W końcu wiele osób go widziało i do tego —
- Nie, Vee - przerwałam jej, podnosząc się do pozycji siedzącej.
Ta cała sytuacja już powoli zaczęła uderzać mi do głowy. Zaczynałam się denerwować, a skóra zaczynała mnie piec. Nie chciałam wracać do przeszłości i także nie potrafiłam przyswoić do siebie możliwości, że Josh mógłby pojawić się w chociażby zasięgu mojego wzroku.
Veronica podniosła się na łokciach w momencie kiedy ja wstałam z łóżka. Przetarłam zmęczoną twarz dłońmi i poprawiłam swoje włosy. Stanęłam z moją przyjaciółką twarzą w twarz, krzyżując ręce na brzuchu. Widziałam jak próbowała przeanalizować moją reakcje, chociaż jednocześnie nie miała pojęcia co zrobić. Szczerze nie chciałam jej tego robić, bo w końcu ja zawsze jej wysłuchiwałam i wchłaniałam informacje jak gąbka, ale nie za bardzo dawałam jej to samo w zamian. Nie byłam osobą, która rozmawiała o swoich uczuciach. Nie lubiłam tego. Nie potrafiłam się otworzyć. To nie była moja mocna strona.
- Po prostu - odchrząknęłam, zakładając kosmyk włosów za ucho. - Nie chcę rozgrzebywać przeszłości. Przestało nam się układać i dużo się kłóciliśmy. Za dużo słów zostało powiedzianych i tyle - wzruszyłam ramionami.
Vee skinęła głową, a ja dosłownie mogłam zobaczyć jak z jej oczu odpływa nadzieja. Wiedziała, że jedyną opcją była kapitulacja.
- W takim razie co zrobisz jak go spotkasz? - szarooka usiadła na łóżku krzyżując nogi.
- Nie spotkam go - prychnęłam krótko pod nosem. - Nie ma takiej możliwości.
- Okej - Vee uniosła ręce w obronnym geście.
Zacisnęłam mocno zęby przenosząc wzrok na drzwi balkonowe. Nawet nie byłam do końca pewna na co patrzyłam, ale to nie miało znaczenia bo chaos w mojej głowie jedynie się nasilał. W końcu podeszłam do łóżka i zabrałam śmieci które obok niego leżały.
- Pójdę to wyrzucić. Zadzwoń do Jake'a, może się gdzieś przejedziemy czy coś - zasugerowałam, a potem posłałam brunetce krótki uśmiech.
Kiedy skinęła głową wyszłam z pokoju i udałam się na dół. Poszłam do garażu, gdzie wyrzuciłam opakowania do śmieci. Nie lubiłam trzymać rzeczy po jedzeniu w domu, ponieważ zapach robił się nieprzyjemny po jakimś czasie i strasznie mnie to drażniło. Czułam się teraz cholernie winna i bardzo chciałabym jakoś wynagrodzić to Vee. Jednak wiem, że nie istnieje nic co mogłoby to zrobić poza otworzeniem się które nie wchodziło w grę.
Wróciłam do pokoju, gdzie moim oczom ukazała się Vee wsuwająca stopy do swoich adidasów. Na jej ramiona zarzucona była także czarna kurtka. Spojrzałam na nią badawczo, a kiedy dziewczyna mnie zauważyła wyprostowała się.
- Musimy jechać - oznajmiła nieco drżącym tonem.
Zmarszczyłam brwi, przyglądając się jej. Nie zadawałam pytań, a jedynie czekałam na wyjaśnienie z jej strony.
- Jakiś typ odebrał telefon Jake'a. Podobno coś wciągał i pił, nie wiem dokładnie ale nie ma z nim kontaktu - Vee przygryzła wargę, a jej oczy zaczęły się szklić.
Przełknęłam ślinę, czując się jakbym była w transie. Jakby głos mojej przyjaciółki głucho odbijał się gdzieś w mojej głowie i tylko tam.
- Tak, okej - odezwałam się, chociaż moje gardło zapiekło.
Szybko wciągnęłam na stopy swoje czarne Vansy, a potem bez żadnego słowa więcej ruszyłyśmy razem z Kingston do drzwi. Na szczęście miała już swój samochód więc nie musiałyśmy tłuc się taksówkami. Pomrugałam kilka razy, starając się powrócić do rzeczywistości kiedy już siedziałam wewnątrz pojazdu.
- Wiesz gdzie jechać? - zapytałam, kompletnie zapominając o tej części.
- Tak. Wzięłam adres - skinęła głową jednocześnie odpalając auto.
Moje dłonie zaczęły lekko drżeć, ponieważ bałam się tego co zaraz zobaczę. Czułam jak mocno napięta była moja szczęka, której w tej chwili nie potrafiłam kontrolować. Nie byłam w stanie rozluźnić jej mięśni ani nawet wykrztusić z siebie jakiegokolwiek słowa. Moje gardło także przestało współpracować, a w brzuchu nieprzyjemnie mnie ścisnęło.
Czułam się winna.
Pierwsze podejrzenie tego, że Jake może mieć jakiś kontakt z narkotykami miałam w dniu, kiedy przepraszał mnie przy szafce. Powiedział wtedy, że nie myślał trzeźwo. Jednak ja wciąż wmawiałam sobie, że jego słowa wcale nie miały dosłownego znaczenia. Także ukrywał swoją znajomość z Hortonem, który pojawił się dopiero niedawno. Nie wiem, czy Nick ma coś wspólnego z tym światem, ale sam fakt że z jakimiś dziwnymi kolegami postrzelił w nogę chłopaka który krzywdził Annie, trochę o nim świadczy.
Boże, jaka ja byłam głupia. Przecież tutaj nic do siebie nie pasowało. Kompletnie nic, a ja wciąż spychałam te prawdopodobieństwa w zakamarki mojej podświadomości, ufając że Jake nie robiłby czegoś takiego. Cholera, przecież znałam go pół własnego życia jak nie więcej. Powinnam była z nim o tym porozmawiać i nie pozwolić się odpychać.
A może ja tak naprawdę wcale go nie znałam? Tak samo jak nie znałam Josha. Chyba za bardzo przeceniałam swoje umiejętności względem odczytywania ludzi.
- Uh, Harmon? - głos Vee wybił mnie z przemyśleń.
- Co? - podniosłam na nią wzrok, który cały czas utkwiony miałam we własnych dłoniach.
- Czy to nie jest stara kamienica Josha? - zapytała, a ja dopiero teraz zaczęłam się rozglądać.
Znałam te okolice lepiej niż własną kieszeń. Mała kwiaciarnia, włoska restauracja i klub Plush. A wszystko to dwie przecznice od budynku, w którym mieszkał kiedyś Josh ze swoją rodziną. Oczywiście po przeprowadzce wynajęli ten dom, a ja od tamtej pory nie postawiłam w tych rejonach ani jednego kroku.
- Tak - wymamrotałam pod nosem, błądząc wzrokiem po znanej mi ulicy.
I miałam ogromną nadzieję, że pojedziemy dalej żeby to wszystko zniknęło mi z oczu. Jednak byłam tak bardzo głupia. Vee zatrzymała się tuż pod klubem i zaciągnęła hamulec ręczny.
- Plush? - zapytałam, marszcząc brwi.
Brunetka skinęła głową, a potem posłała mi spojrzenie i obydwie złapałyśmy za klamkę. Z tego co pamiętam otwierany był dopiero o godzinie dwudziestej pierwszej. Ale co ja tam mogę wiedzieć, zdaje się że uwielbiam się mylić.
To, że się stresowałam było ogromnym niedopowiedzeniem. Ukryłam dłonie w kieszeni swojej czarnej bluzy i ruszyłam za Vee. Dziewczyna pchnęła wielkie drzwi, które ku mojemu zdziwieniu z łatwością się otworzyły. Szłyśmy słabo oświetlonym korytarzem, który prowadził prosto do baru. Znajomy zapach dotarł do moich nozdrzy, przez co niespokojnie poruszyłam głową. Im bliżej byłyśmy do naszego punktu docelowego, tym bardziej było słychać głosy.
I w końcu dotarłyśmy do baru. Za ladą stał wysoki czarnowłosy chłopak z tatuażami, ten sam co zawsze. Na stołkach siedziało dwóch mężczyzn, którzy żywo o czymś rozmawiali. W tle słychać było przytłumioną muzykę, a oświetlenie do najlepszych nie należało. Potem mój wzrok powędrował na loże po przeciwnej stronie baru i właśnie wtedy moje serce się zatrzymało. Moim ciałem zawładnął bolesny chłód. Zrobiło mi się niedobrze, a żołądek chyba dosłownie podszedł mi do gardła.
Co do cholery?
*
Wiem, że teoretycznie jeszcze się nie rozkręciło, ale chciałabym wiedzieć co myślicie do tej pory?
xx. B
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro