56. Trucizna często wygląda fenomenalnie.
Siedziałam w pobliskiej kawiarni, od czasu do czasu zerkając na notatki jakie wczoraj przygotowałam. Jutro mam egzamin z Ekonomii, więc postanowiłam poświęcić dzisiejsze popołudnie na naukę. Najlepszą opcją było wyjście do miejsca publicznego, bo wiedziałam, że w mieszkaniu prawdopodobnie czymś bym się rozproszyła. Popijałam już drugą kawę, siedzieć na wprost okna, przez które miałam dobry widok na ulice. Liście na drzewach mieniły się różnorodnymi barwami, a padający za oknem deszcz w jakiś sposób mnie uspokajały. Naciągnęłam rękawy czarnego, ładnego swetra, na moment zatracając się w jesiennych krajobrazach. Jutro był nie tylko mój egzamin, ale także Halloween. Jeden z moich ulubionych dni w roku. Niestety tym razem nie uda mi się spędzić go z Vee, jak to miałyśmy w zwyczaju, ale i tak by to nie wypaliło. Zostałam uroczyście poinformowana przez moją matkę, która nawet pofatygowała się przynieść mi zaproszenie osobiście, że Rooks organizuje imprezę dla wszystkich członków w L'oasis. Motyw przewodni to théâtre de masques, czyli teatr masek. To zabawne, bo większość osób pod maską ukrywa jeszcze kilka własnych. Prędzej będę się tam czuć jak w cyrku.
Westchnęłam cicho pod nosem, czytając siódmy podpunkt. Ekran mojego telefonu, który leżał na stoliku właśnie się podświetlił, ukazując wiadomość od Vee. Weszłam w powiadomienie, aby wyświetlić zdjęcie od brunetki. Oglądała właśnie Hocus Pocus, co sprawiło iż uśmiechnęłam się nostalgicznie pod nosem. Wzięłam IPhone'a do rąk i zaczęłam odpisywać.
Do: Vee
tyle lat minęło, a ty coraz bardziej przypominasz Winifred
Uśmiechnęłam się do ekranu, czując satysfakcję ze swojej głupiej wiadomości. Często tak miałam, nie powiem. Nie moja wina, że jedyna osoba na świecie która potrafiła rozbawić mnie do łez, to ja sama. Czasami Kingston, ale to czasami.
Po kilkunastu sekundach otrzymałam kolejną wiadomość.
Od: Vee
A ty jak zwykle pozostałaś wiedźmą
Na tą wiadomość mój uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył. Tak, nie ma to ja komplement za dnia. Zawsze poprawia humor.
Kontynuowałam czytanie notatek przez kolejną godzinę, mocno rozważając czy nie zamówić jeszcze jednej kawy. Cholernie mnie kusiła przez tą pogodę. Poza tym, w kawiarni pachniało cynamonem i ostatnie na co miałam ochotę, to stąd wychodzić.
- Przepraszam - usłyszałam męski głos, co sprawiło iż uniosłam wzrok aby spojrzeć na stojącego obok mnie chłopaka - Jesteś Sloane, prawda?
Przyglądałam się wysokiemu blondynowi, który patrzył na mnie z lekko zmrużonymi oczami. Miałam wrażenie, że już gdzieś go widziałam, tylko nie potrafiłam sobie przypomnieć gdzie.
- Tak - odparłam, delikatnie marszcząc brwi - Czy my się...
- Mamy razem zajęcia - przerwał mi, a ja zrozumiałam dlaczego wydawał się taki znajomy.
- Racja, wybacz. Nie jestem zbyt dobra w zapamiętywaniu twarzy - przyznałam, choć nie byłam pewna czy to do końca prawda.
Po prostu z tym wszystkim co działo się dookoła, nawet nie rozglądałam się po uczelni. Nie miałam ochoty chociażby znaleźć kogoś, z kim przeżyję te lata studiowania. Blondwłosy machnął ręką, a potem skinął głowę na moje notatki.
- Uczysz się do Thompsona? - zapytał, na co skinęłam głową.
- Raczej czytam, niż się uczę, ale tak - wzruszyłam ramionami, na co chłopak się uśmiechnął.
- Tak w ogóle, jestem Benjamin - chłopak wyciągnął dłoń w moją stronę - Larsen.
- Sloane Harmon - uścisnęłam jego rękę, której palce ozdobione były złotymi sygnetami.
Mimo iż znał moje imię, to i tak wypadało się przedstawić.
- Będzie ci przeszkadzać, jeśli się dosiądę? Wszyscy dziwnie na mnie patrzą, bo siedzę sam przy jednym z największych stolików i blokuje klientów - zaproponował, na co cicho się zaśmiałam.
- Jasne, siadaj - skinęłam na krzesło obok siebie, na co chłopak wdzięcznie się uśmiechnął.
- Skoczę tylko po kawę. Chcesz coś? - no i skoro już zapytał...
- Właściwie, to tak. Mógłbyś zamówić mi karmelową latte? - patrzyłam w jego zielone tęczówki, obracając długopis między palcami.
Chłopak skinął głową, zostawiając mnie samą. Czytałam notatki dopóki nie wrócił, kładąc przed sobą laptop i notatnik. Do moich nozdrzy dotarł zapach, którego nie potrafiłam opisać, ale zdecydowanie miał drewnianą nutę. Ten chłopak pachniał jak milion dolarów i nawet tak wglądał. Koszulka polo w odcieniu ciemnego beżu i jasne kremowe spodnie z szerszymi nogawkami. Na jego nadgarstku połyskiwał zegarek, niemal każdy palec ozdobiony był sygnetem, a jego włosy mimo iż w były w nieładzie, wyglądały jakby pracowało nad nimi kilku stylistów.
- Robiłaś już zadania z równowagi rynkowej? - zapytał, a ja jęknęłam z niezadowoleniem.
- Liczyłam na to, że uzbieram wystarczająco punktów z teorii żeby to zaliczyć - odparłam szczerze, na co Benjamin się zaśmiał.
- To nie takie trudne, możemy zrobić je razem - zaproponował, a ja koniec końców się zgodziłam.
Zrobiliśmy razem kilka zadań, a przy okazji dowiedziałam się że ma ich być więcej niż myślałam. Na szczęście nie wszystkie były trudne, ale mimo to trzeba było się na nich skupić. Bałam się, że Ekonomia to taka trochę matematyka, ale na szczęście się myliłam. W Ekonomii przynajmniej istniała jakaś logika. I sens.
W międzyczasie wypiłam trzecią kawę, a moja dłoń była ubrudzona czarnym tuszem długopisu, który rozmazywałam na kartce przy pisaniu. Mózg mi parował i miałam coraz mniej sił, żeby patrzeć na te cholerne bazgroły. Jedyne co mnie pocieszało, to że jak wrócę, mogę po prostu się zrelaksować, bo jak na moje oko, nauczyłam się już całkiem dużo.
- Dobra, wystarczy. Już zrobiło się ciemno - wskazałam dłonią za okno kawiarni, kręcąc powoli głową.
Schowałam wszystkie swoje notatki do dużej czarnej torebki, a potem oparłam łokieć o stolik, a policzek o swoją dłoń. Spojrzałam zmęczonym wzrokiem na Larsena, który wyglądał na równie wyczerpanego. Pokiwał powoli głową, zamknął laptopa i potarł oczy wierzchem dłoni. W końcu jego wzrok padł na mnie, kiedy opadł na oparcie krzesła.
- Chyba boli mnie mózg - oznajmił, a ja o dziwo wiedziałam o czym mówił.
- Cholerne studia - mruknęłam, zerkając na swój telefon aby sprawdzić godzinę.
Była prawie ósma. Ziewnęłam cicho, a potem sięgnęłam do torebki aby wyciągnąć papierosy i zapalniczkę. Uniosłam je nieco, aby chłopak zauważył.
- Muszę zaczerpnąć świeżego powietrza - stwierdziłam, a na mój gest chłopak włożył rękę do kieszeni spodni, aby zaraz machnąć w moją stronę Marlboro Goldami.
Wyszliśmy razem na zewnątrz, odpalając swoje papierosy. Jesienny chłód nieco mnie orzeźwił, dzięki czemu nie czułam się już aż tak zmęczona jak w środku, a do tego ciemne niebo pomogło moim oczom odpocząć.
- Więc, jesteś z Georgii, czy przeniosłaś się z innego stanu? - Ben opierał się bokiem o ścianę budynku, strzepując dym z papierosa.
- Od urodzenia mieszkam w Atlancie. A ty? - zapytałam, następnie zaciągając się nikotyną.
- Urodziłem się w Danii, ale od dwunastego roku życia mieszkam w Stanach. Konkretniej w Nowym Jorku, ale ostatecznie zdecydowałem się przeprowadzić. Trochę tam tłoczno - oznajmił, a ja skinęłam głową, w pełni się z nim zgadzając.
- Nowy Jork wydaje się świetny dla turystów, ale na dłuższą metę może robić się przytłaczający - podzieliłam się z nim swoją opinią.
Każde duże miasto miało swoje plusy i minusy, jednak taki Nowy Jork, ważny światowy gracz, często jest zbyt oblegany. Byłam tam raz i muszę przyznać, że zdecydowanie nie wygląda jak w serialach. Przynajmniej nie w całości. Ale oczywiście mimo to, chętnie bym się tam wybrała. Jest na prawdę piękny, jeśli tylko wie się, których dzielnic omijać.
- Z tym się zgodzę - blondyn wydmuchał dym gdzieś w górę - Nie miałaś ochoty wyrwać się z rodzinnego miasta? Zazwyczaj każdy ucieka.
Cmoknęłam językiem, przekręcając lekko głowę.
- Ochotę można mieć na różne rzeczy, ale nie zawsze można je dostać - mruknęłam - Kilka spraw się na siebie poskładało, a poza tym nie zdążyłam nawet poukładać sobie w głowie, czego tak na prawdę chciałam. No więc, oto jestem - wzruszyłam ramionami, tym razem zaciągając się papierosem z większą intensywnością.
Kiedyś rozważałam inne uczelnie. Myślałam o Florydzie. Potem miałam ochotę zostać, a finalnie wszystko rozwiązało się samo. Wolałam za dużo o tym wszystkim nie myśleć. Jak na razie przyjmowałam narzucane mi przez wszechświat realia i starałam się nauczyć z nimi żyć, zamiast próbować je zmienić. To głupie, wiem. Jednak byłam już tak strasznie tym wszystkim zmęczona. Nikt w wieku dziewiętnastu lat nie powinien być aż tak wyczerpany życiem. Właśnie dlatego czasami wolałam popłynąć z nurtem niż próbować się przez niego przebić na drugą stronę.
- Moim zdaniem w dzisiejszych czasach to niemal niemożliwe, żeby w stu procentach zdecydować czego się chce. Jest za dużo możliwości i człowiek często zmienia zdanie. To denerwujące - Benjamin cicho westchnął, a potem zaciągnął się nikotyną.
- Dlatego z umiłowaniem patrzę na czasy, w których żyli nasi rodzice, czy dziadkowie. Świat nie był wtedy jeszcze aż tak zepsuty - obserwowałam tlącego się między moimi palcami papierosa, który tak fenomenalnie prezentował się z moimi czarnymi paznokciami i złotymi pierścionkami.
Trucizna często wygląda fenomenalnie.
- A ludzie byli ludzcy - dodał Larsen, zgadzając się z moją opinią.
Skinęłam powoli głową, chwilę później gasząc papierosa.
- Będę już lecieć. Dzięki za naukę - uśmiechnęłam się, poprawiając torbę na ramieniu.
- Do jutra - blondwłosy skinął głową, a potem oboje poszliśmy w swoje strony.
Skrzyżowałam ręce pod piersiami, idąc sprawnie chodnikiem. Wszystkie budynki były udekorowane przed jutrzejszym dniem, co dawało miastu niesamowity klimat. Do tego ulice wydawały się bardziej bezpieczne, oświetlane przez różnorodne światła. Wzięłam głęboki oddech, czując się po prostu dobrze. Lubiłam takie małe momenty, które sprawiały że życie było pełniejsze.
Po powrocie do mieszkania zapaliłam świeczki, zrobiłam sobie karmelowy popcorn i usiadłam przed telewizorem, włączając Beetlejuice. I w tej chwili, życie było jakieś przyjemniejsze.
***
- Stój gówniarzu! Widziałem, jak rzucasz tymi cholernymi jajkami w mój samochód! - krzyk starszego mężczyzny sprawił iż spojrzałam na drugą stronę ulicy.
Mały chłopiec w pomarańczowej bluzie i z kapturem na głowie biegł przed siebie ile sił w nogach, śmiejąc się pod nosem, podczas gdy wściekły mężczyzna nawet nie ruszył się z miejsca.
Ach, Halloween.
Byłam właśnie w drodze na uczelnię napisać ten koszmarny egzamin. Słońce przebijało się przez chmury i w sumie to było całkiem przyjemnie, choć powietrze było chłodne. Ale za to orzeźwiające. Opatuliłam się ciaśniej swoją skórzaną kurtką z beżowym kożuchem, napawając się pięknym dniem. Starsza Pani zamiatała liście z chodnika przy swoim sklepie, a niektórzy robili ostatnie poprawki przy dekoracjach.
Niestety mój spacer szybko dobiegł końca i już zaraz wchodziłam na teren uczelni. Nie miałam przy sobie nic oprócz telefonu, kilku dolarów i długopisu na egzamin. Tak, byłam wzorową studentką.
- Hej, Sloane! - usłyszałam wołanie, więc obróciłam się w stronę męskiego głosu.
Benjamin stał niedaleko wejścia razem z nieco niższą od niego brunetką. Ruszyłam w ich stronę, bo nie wypadało po prostu ich olać.
- Cześć - przywitałam się, a potem wyciągnęłam dłoń w kierunku dziewczyny - Jestem Sloane.
- Julie - odpowiedziała, ściskając moją kończynę z uśmiechem.
- Gotowa na egzamin? - Larsen wyrzucał właśnie niedopałek papierosa.
- Powiedzmy - odchrząknęłam, wsuwając dłonie do kieszeni kurtki.
- Mam niespodziankę, która na pewno poprawi ci humor - kącik ust chłopaka uniósł się w uśmiechu - Wieczorem jest impreza w akademikach. Będą wszyscy z naszego roku. To dobra okazja żeby lepiej się poznać.
Już miałam coś odpowiedzieć. Zapytać gdzie są akademiki, o której zaczynają. Cokolwiek. Ale przypomniałam sobie, że niestety nie byłam zwykłą studentką. Tą dziewczyną stawałam się tylko na kilka chwil w ciągu dnia, kiedy zapominałam o rzeczywistości.
Westchnęłam cicho, starając się nie sprawiać wrażenia rozczarowanej, a potem pokręciłam głową.
- Chciałabym wpaść, ale mam już plany na wieczór - odparłam.
- Zawsze możesz wpaść później. No chyba, że twoja impreza może być lepsza, to chętnie z tobą pójdziemy - Julie posłała mi uśmiech - Akademiki mogą być przytłaczające.
Chryste, oni byli okropnie mili. Chyba dawno nie rozmawiałam z ludźmi innymi, niż moi regularni znajomi. Właściwie, to na ten moment nie ma ich wielu. Zdaje się, że już zapomniałam, że istnieje jakikolwiek świat poza Rooks, gdzie ludzie potrafią być uprzejmi i bezinteresowni.
- Niestety to prywatna impreza w domu rodzinnym mojego chłopaka. Obawiam się że moje ręce są związane - posłałam im przepraszające spojrzenie - Ale może później do was wpadnę.
Kłamstwo.
- Uuu impreza u teściów, rozumiem - Julie żartobliwie trąciła mnie łokciem - Daj telefon, wpiszę ci swój numer gdybyś jednak miała ochotę do nas dołączyć. Możesz wziąć swojego chłopaka.
- Dzięki - moje usta rozciągnęły się w uśmiechu.
Wyciągnęłam swojego IPhone'a, kliknęłam zieloną ikonę ze słuchawką i podałam urządzenie brunetce która sprawnie wpisała swój numer i zaraz oddała mi moją własność.
- Dobra, chodźmy. Miejmy to już z głowy - Benjamin skinął głową w kierunku budynku.
Wzięłam głęboki oddech, a potem razem udaliśmy się do sali.
Profesor wygłosił standardowe procedury związane z egzaminem, a zaraz podał nam kartki. Napisałam ile potrafiłam, od czasu do czasu przygryzając wargę. Nie było aż tak tragicznie. Wydaje mi się, że powinnam zdać.
Oddałam swoją kartkę, a potem wyszłam z sali i ruszyłam w drogę powrotną do domu. Czułam się nieco lżej, pewnie przez to, że odrobina stresu już ze mnie zeszła. Zostało jeszcze tylko przetrwać bal maskowy z Rooks.
Po powrocie do mieszkania pierwsze co zrobiłam to przebranie się w ciepłą i wygodną piżamę. Opatuliłam się kocem, zrobiłam kawę i zalęgłam się na mojej kanapie. O dziwo nie miałam ochoty nic oglądać, a jedynie przeglądałam bezsensownie social media. Zyskałam właśnie nowego obserwatora na Instagramie, którym był Benjamin Larsen. Również zaobserwowałam jego profil, gdzie znalazłam także Julie. Mieli razem kilka zdjęć, ale ciężko było wywnioskować, czy byli parą czy po prostu przyjaciółmi. Oboje byli na prawdę bardzo ładni.
Po dwóch godzinach siedzenia na telefonie, postanowiłam zrobić sobie coś do jedzenia. Nie miałam w lodówce zbyt wiele produktów, a fakt iż jedyne co mogłam przygotować to tortilla z sałatą i sosem był żenujący. Na prawdę musiałam wybrać się na porządne zakupy zamiast siedzieć przed telewizorem. Spożywczy nie jest wcale tak daleko, ale mimo to nie czułam się na siłach, żeby do niego wstąpić. Zamiast tego wolałam wypić kawę. To niezdrowe, ale nic nie mogłam poradzić na to, iż na co dzień myśl o jedzeniu przyprawiała mnie o nudności. Albo to, albo byłam tak głodna, że byłam w stanie zjeść podwójne porcje. To cholernie męczące, że nie potrafiłam ustabilizować nawet czegoś tak podstawowego w sowim życiu, ale szczerze mówiąc, nie wiedziałam jak. Byłam bałaganem pod niemal każdym względem, chociaż na to nie wyglądałam. W sprawianiu pozorów byłam ekspertem.
Po zjedzeniu tortilli postanowiłam włączyć laptopa i sprawdzić nowego maila, którego założyłam może dwa dni temu. Maverick o dziwo tym razem dotrzymał słowa i faktycznie przeniósł mnie do działu finansów. Moim zadaniem było sprawdzanie faktur i przelewów, pilnowanie terminów i zgłaszanie klientów, którzy się spóźniają lub próbują nas oszukać przez robienie reklamacji. Dla osób trzecich wygląda to jak zwykła praca. I tak by było, gdyby nie fakt, iż każda nazwa produktu, po wykonaniu kilku różnych procesów przez specjalny program internetowy, finalnie staje się liczbą, która przypisana jest do innego, mniej legalnego produktu. A do tego wszystkiego posługuję się imieniem Leah Cameron, które sama sobie wymyśliłam, żeby nie wplatać swojej tożsamości w żadne przekręty czy inne nielegalne działania, przez które mogłabym mieć problemy w razie kompromitacji Rooks. Maverick nawet załatwił mi konto bankowe na takie nazwisko, dowód tożsamości i paszport. Do tego jestem oficjalnie zarejestrowana jako pracownik firmy Mayhem Inc., która rzekomo świadczy usługi reklamowe. W skrócie mówiąc, cyrk na kółkach, ale przynajmniej mam pracę.
A nie, ja nie mam. Leah ma.
Pół godziny później usłyszałam dźwięk kluczy, a zaraz drzwi od mieszkania się otworzyły. Siedziałam przy wyspie kuchennej i nadal przeglądałam faktury, kiedy Nicholas pojawił się w zasięgu mojego wzroku. Miał na sobie biały podkoszulek, czarną skórzaną kurtkę i w tym samym kolorze spodnie. W rękach trzymał duży czarny pokrowiec, a na jego nosie spoczywały okulary przeciwsłoneczne. Zapach jego perfum dotarł do moich nozdrzy, co sprawiło że mój żołądek nieco się zacisnął.
- Zdałaś? - zapytał, powoli do mnie podchodząc.
- Chyba - oznajmiłam, a zaraz po tym Horton się pochylił, aby złożyć na moich ustach pocałunek - Przyniosłeś swój strój klauna na wieczór? - skinęłam głową w kierunku pokrowca, tym samym starając się ukryć fakt, iż miałam ochotę zdjąć z niego tą cholerną kurtkę.
Chryste, wyglądał tak cholernie dobrze. Czy ja kiedyś będę w stanie zachować w jego obecności czyste myśli?
Pewnie nie.
- Tak. Za to widzę, że ty już swój założyłaś - odparł, posyłając mi uśmiech.
Dupek.
- Tak. Zdaję się, że odkąd z tobą jestem to rzadko go zdejmuję - mruknęłam, powracając wzrokiem do laptopa.
Nicholas nic nie odpowiedział. Parsknął cicho pod nosem, a potem obrócił się na pięcie i poszedł do mojej sypialni. Minęło piętnaście sekund odkąd wszedł, a ja już zdążyłam go zirytować. Chyba pobiłam rekord.
- Chcesz coś do picia? - zawołałam, powoli zsuwając się ze stołka.
- Tą herbatę co ostatnio - odpowiedział, gdy dołączył już do mnie w kuchni.
Pokiwałam głową, a potem zabrałam się za przygotowywanie mojej popisowej jesiennej herbaty. Cieszyłam się, że mu posmakowała.
- Więc.. - zaczął, krzyżując ręce na piersi - Kim jest Benjamin Larsen? - zapytał, a ja momentalnie na niego spojrzałam, marszcząc brwi.
- Skąd o nim wiesz? - zmrużyłam oczy, taksując jego niby obojętną twarz.
To było lekko przerażające, ponieważ poznałam wspomnianego chłopaka dopiero wczoraj wieczorem, a Nicholas jakimś cudem wiedział o jego istnieniu.
- Odpowiedz na pytanie - powiedział chłodno, taksując mnie wzrokiem.
- Chodzę z nim na studia. Dlaczego pytasz? - teraz to ja skrzyżowałam ręce na piersi.
- Pytam odkąd umawiasz się z nim na kawę - Nicholas był przerażająco poważny.
Przewróciłam oczami, kręcąc powoli głową. Kontynuowałam robienie herbaty, nawet na niego nie patrząc.
- To miłe, że mnie śledzisz - bąknęłam - Następnym razem przyłóż się trochę bardziej, żebyś mógł oszczędzić mi przesłuchań.
Czy lekko się zdenerwowałam? Być może.
- Ale spokojnie, już wszystko o nim wiem - odparł - Jedyne co mnie interesuje, to dlaczego poszłaś z nim na kawę.
Poruszyłam lekko woreczkiem herbaty, a później obróciłam się w stronę Nicholasa. Jego szczęka była zaciśnięta, a mięśnie napięte.
- Poznaliśmy się wczoraj. Kojarzył mnie z zajęć. Później chwilę się razem pouczyliśmy na egzamin. To wszystko - wzruszyłam ramionami - Nie musisz być zazdrosny.
Horton przewrócił oczami, a potem ruszył w moją stronę.
- Muszę - mruknął - Dlaczego nie poprosiłaś mnie żebym pomógł ci w nauce?
- Ciebie? - zmarszczyłam brwi.
Nawet nie przeszło mi to przez myśl. Moje studia to ostatnia rzecz jaką chciałabym go obarczać. Ma wystarczająco dużo na głowie i czytanie notatek to raczej ostatnie co chciałby robić.
- Tak, mnie - wyglądał na cholernie poważnego - Chyba zapominasz, że prowadzę firmę.
- To tylko głupia ekonomia. Wtedy w kawiarni powtarzałam przed egzaminem, a że akurat poznałam tam Benjamina, to nie widziałam przeszkody żeby uczyć się razem z nim. W czym jest problem? - zapytałam, nie rozumiejąc czemu ta sytuacja tak go denerwowała.
- W niczym - wzruszył ramionami.
- Będziesz się denerwował o każdego kolegę z mojego roku? - westchnęłam cicho.
- Nie lubię się dzielić - odparł, na co pokręciłam głową.
- Czyli ja nie mogę rozmawiać z innymi studentami, ale ty możesz spędzać czas z Tessą? Grać sobie w bilard i takie tam - cmoknęłam językiem.
Nicholas otworzył usta żeby coś powiedzieć, ale zaraz je zamknął.
- Tak myślałam - mruknęłam, kontynuując robienie herbaty.
Przez chwilę panowała między nami cisza, a ja zdążyłam skończyć przygotowywanie napoju. Wrzuciłam kilka goździków do kubka i wyciągnęłam go w stronę chłopaka. Horton powoli zabrał ode mnie naczynie, nie spuszczając wzroku z moich oczu.
- Dziękuję - powiedział.
- Proszę - odparłam, nadal stojąc w miejscu.
Nicholas cicho westchnął, a potem zwilżył wargi językiem.
- Poprosiłem Axela, żeby miał na ciebie oko, kiedy mnie nie ma - oznajmił, patrząc na mnie niepewnie, jakby w jakiś sposób obawiał się mojej reakcji.
Szczerze mówiąc, nie byłam zła. No może na początku. Jednak patrząc na to wszystko co się wokół nas działo, nie dziwiłam się Nicholasowi, że tak postąpił. Poza tym nie mam nic do ukrycia, więc to że Axel wykonuje swoją pracę i jest gdzieś w pobliżu, wcale mi nie przeszkadza. Tym bardziej, że nie daje się we znaki.
A przynajmniej jeszcze nie mam nic do ukrycia.
- W porządku - objęłam się rękami, kiwając przy tym głową.
- Nie jesteś o to zła? - zapytał, lekko się dziwiąc.
- Cóż, ostatnio ktoś do nas strzelał i wjechał w nasz samochód. Może i wiemy, że to Josh, ale to nie zmienia tego co się stało - wzruszyłam ramionami.
Nicholas odłożył kubek na blat i podszedł bliżej mnie, nieco się prostując.
- Boisz się? - zmarszczył lekko brwi, taksując wzrokiem moją twarz.
Czy się bałam? Cóż, tylko głupiec by się nie bał. W ostatnim czasie wszystko zaczęło robić się tylko bardziej uciążliwe. Czasem o tym zapominałam, a czasem uderzało to we mnie ze zdwojoną siłą. Dużo myślałam o Rooks, martwiłam się o Vee, o Nicholasa. Martwiłam się o siebie. Jak na razie starałam się to wszystko jakoś blokować, ale nieprzyjemne uczucie w żołądku i w gardle towarzyszyło mi praktycznie każdego dnia, czasem przez chwilę, czasem przez całe dnie. Nie wiedziałam czego oczekiwać. Wszystko było jedną wielką niewiadomą.
Wzruszyłam ramionami, zaciskając palce na swoich ramionach. Nie chciałam pokazywać Nicholasowi, że znosiłam to wszystko gorzej, niż wyglądałam.
- Sloane... - Horton złapał za moje łokcie, żeby przyciągnąć mnie bliżej siebie - Popatrz na mnie.
Dopiero kiedy wypowiedział te słowa, zdałam sobie sprawę ze unikałam jego oczu. Powoli podniosłam na niego wzrok, spotykając jego czekoladowe tęczówki.
- W końcu wszystko się ułoży, jasne? Pracuję nad tym - potarł dłońmi moje ramiona, a ja pokiwałam głową.
Nick przyciągnął mnie do swojego torsu, który ciasno objęłam rękami. Oparł policzek na mojej głowie, zamykając mnie w swoich ramionach. Odetchnęłam cicho, czując ulgę kiedy tylko docisnął mnie do swojego ciała. Przy nim czułam się dużo lepiej.
- Jaką masz sukienkę na dzisiaj? - zapytał, tym samym zmieniając temat.
- Nie bądź taki ciekawski - mruknęłam w jego tors.
Poczułam jak jego dłonie powoli przesuwają się w dół. Horton zacisnął palce tuż pod moimi pośladkami, a potem podniósł w mnie w górę. Oplotłam nogami jego pas, a dłonie ułożyłam na ramionach chłopaka. Spojrzałam w jego głodne oczy, kręcąc powoli głową.
- Tylko jedno ci w głowie, co? - cmoknęłam z dezaprobatą językiem.
- Nie moja wina. Prowokujesz mnie - musnął nosem moją szczękę.
- A co niby takiego robię? - westchnęłam cicho.
- Istniejesz - odparł, składając krótki pocałunek na mojej szyi.
- Herbata ci wystygnie - oznajmiłam, czując jak moje wnętrzności wykręcają się w przyjemnych konwulsjach.
Nicholas przewrócił oczami, a potem po prostu mnie pocałował. Ułożyłam dłonie na jego zimnych policzkach, gdy brunet posadził mnie na blacie. Całowaliśmy się tak przez kilka minut, aż w końcu zdecydowałam się przerwać. Oparłam czoło o to jego, łapiąc oddech.
- Za ile musimy wyjeżdżać? - zapytałam, przesuwając dłonie na jego kark.
- Jakieś dwie godziny - odparł, a ja pokiwałam głową.
Nasze ciężkie oddechy towarzyszyły panującej wokół nas ciszy. Przełknęłam ciężko ślinę, czując przesuwające się po moim ciele dłonie Nicholasa.
- W takim razie lepiej pójdę się przygotować - ledwo udało mi się wydusić z siebie te słowa, ponieważ jego usta sprawnie zamykały się na skórze mojej szyi. Na szczęce.
- Mhm - mruknął cicho, mocniej zaciskając palce na moim ciele.
Szarpnął mną do przodu, żeby znaleźć się jeszcze bliżej mnie, a moje wnętrzności zadrżały.
- Nick... - złapałam poły jego kurtki, kurczowo się ich trzymając.
- Sloane - przedrzeźnił mój ostrzegawczy ton, a jego dłonie wślizgnęły się pod moją bluzkę.
Z trudem odsunęłam od siebie jego twarz, obserwując jego ciężkie powieki i różowe wargi. Horton zwilżył usta językiem, a potem cicho westchnął.
- Niech ci będzie - przewrócił oczami, odsuwając się o krok - Ale pamiętaj, co się odwlecze...
- To się odwlecze - dokończyłam, tym samym przerywając jego zdanie.
Nicholas od razu spoważniał, patrząc na mnie z góry.
- Zastanów się dwa razy zanim coś odpyskujesz. Wiesz, że jeśli bardzo czegoś chcę, to to dostaję - oznajmił i teraz to ja przewróciłam oczami.
- Ależ oczywiście - ułożyłam kpiąco dłoń na piersiach, obdarowując go przy tym uśmiechem.
Zmrużył oczy kiedy zeskakiwałam z blatu. Nie spuszczał ze mnie wzroku gdy szłam do swojej sypialni, nucąc jakąś przypadkową melodię pod nosem, ciesząc się swoją małą wygraną.
Gdy byłam już w pokoju zaczęłam wyciągać potrzebne mi rzeczy. Na szczęście nie musiałam myć włosów, więc powinno zejść mi trochę krócej, ale miałam zamiar nieco poeksperymentować z makijażem, żeby ładnie prezentował się z moją maską. Nie jestem w tym departamencie ekspertem, więc możliwe że będę próbowała zrobić coś z niczego do ostatniej sekundy jaka mi pozostanie.
Po tym jak zamknęłam się w łazience, nie wychodziłam przez dobrą godzinę i dziesięć minut. Dokładnie umyłam i ogoliłam swoje ciało, przypadkowo zacinając maszynką skórę na łydce, co niestety zdarzało mi się dość często. Potem wsmarowałam w siebie balsam, który pachniał w stu procentach jak jesień i kawa, a więc byłam w siódmym niebie. Postanowiłam także okazać Nicholasowi trochę łaski, więc żeby nie gniewał się na mnie za bardzo za przerwanie naszego momentu w kuchni, wybrałam dla niego nieco bardziej specjalny zestaw czarnej bielizny, bo miałam już przeczucie jak zakończy się ten wieczór. Moja sukienka była w odcieniu ciemnej czerwieni, która niemal wpadała w czarny kolor. Była wykonana z koronkowego materiału i sięgała odrobinę ponad kostkę. Do tego posiadała wbudowany gorset, a jej rękawy były długie. Wyglądała bardzo elegancko ale jednocześnie miała w sobie coś...innego. Do tego była wygodna i dobrze się w niej czułam, a to najważniejsze. Wyprostowałam także swoje włosy, a potem zwolniłam Nicholasowi łazienkę. Powiedziałam mu, że nie może mnie zobaczyć dopóki nie skończę całej stylizacji. Nie był z tego powodu zbytnio zadowolony, ale w końcu się poddał.
Makijaż postanowiłam zrobić w brązowych odcieniach. Jakimś cudem udało mi się zrobić kreski w taki sposób, jaki sobie wyobrażałam. Do tego podrasowałam nieco kontur swojej twarzy i nałożyłam na wargi czerwoną szminkę. Do całej stylizacji dobrałam złotą biżuterię oraz szpilki w odcieniu sukienki. Patrzyłam na swoje odbicie w lustrze cholernie długo. Zastanawiałam się czy coś jeszcze poprawić, dodać lub zmienić. Nicholas ponaglał mnie zza drzwi, więc musiałam się pospieszyć. Ostatecznie stwierdziłam, że było dobrze, więc spryskałam się perfumami i zawiązałam skórzano-koronkową maskę na głowie. Wzięłam głęboki oddech, a potem powoli ruszyłam do drzwi. Wyszłam z sypialni i udałam się do salonu, gdzie stał Nicholas. Był odwrócony plecami do mnie, ale już od tyłu mogłam powiedzieć, że wyglądał cholernie dobrze w czarnym garniturze i eleganckich butach. Stukot moich szpilek zwrócił jego uwagę, więc powoli obrócił się w moją stronę.
- Dobry wieczór - powiedziałam nieco niższym tonem, zatrzymując się dwa kroki od niego.
Nicholas zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu, powoli mrugając. Cicho odchrząknął i poprawił nieco swój krawat. Nie założył jeszcze czarnej maski, którą trzymał w dłoni.
- I jak? - zapytałam, powoli obracając się w koło, aby mógł mnie obejrzeć - Ujdzie?
Starałam się ukryć uśmiech, kiedy jego policzki zrobiły się delikatnie różowe. Zamknął między nami odległość, układając jedną z dłoni na moim biodrze. Jego wzrok kontynuował wędrówkę po moim ciele, aż w końcu spojrzał mi w oczy.
- Ładnie - mruknął, choć jego wzrok wyrażał więcej niż to pozornie zwykłe słowo.
Jednak z jego ust brzmiało ono tak finezyjnie, że niemal zmiękły mi kolana. Prześledziłam dłońmi poły jego marynarki, wygładzając jej krawędzie. Poprawiłam także kołnierz jego koszuli, czując palące spojrzenie na swojej twarzy. Mój żołądek się skurczył, tak samo jak moje podbrzusze. Uwielbiałam go w garniturze.
- Jedziemy? - zapytałam, na co Nicholas cmoknął językiem.
- Zastanawiam się - odparł, kiedy nawiązałam z nim kontakt wzrokowy.
- Im szybciej pojedziemy, tym szybciej wrócimy - oznajmiłam, starając się opanować buzujące we mnie hormony - Chociaż jest też pewna alternatywa.
Horton nieco się zaciekawił, przekręcając głowę w bok.
- Alternatywa? - dopytał.
- Cóż. L'oasis to całkiem duże miejsce, czyż nie? - spojrzałam na niego spod rzęs, co sprawiło iż poruszył szczęką, a coś w jego tęczówkach niebezpiecznie błysnęło.
- Chodźmy już - odchrząknął, niemal popychając mnie do wyjścia.
- Muszę wziąć torebkę i telefon - ledwo skończyłam to zdanie, a Nicholas już zniknął mi z pola widzenia, aby zaraz pojawić się z moimi rzeczami.
Wyszliśmy z mieszkania w ekspresowym tempie. Droga samochodem także nie zajęła długo, ponieważ Horton wyraźnie się spieszył. Z każdą ubywającą sekundą miałam coraz mniej cierpliwości, a moje wnętrzności płonęły.
W końcu dotarliśmy na miejsce, Nicholas otworzył mi drzwi i złapał za rękę kiedy szliśmy do wejścia. Dwóch ochroniarzy skinęło do nas głowami, kiedy przechodziliśmy przez wielkie drzwi. Kręciło się tutaj sporo osób, ale jak wiadomo większość kierowała się na dół.
- Nick, maska - przypomniałam mu, kiedy ciągnął mnie wzdłuż korytarza.
Brunet cicho westchnął, a potem zatrzymał się aby ją założyć. Weszliśmy do windy razem z innymi gośćmi, czekając aż zjedzie na sam dół. Każdy tutaj był na prawdę wystrojony, niektórzy aż przesadnie.
W końcu winda wydała z siebie charakterystyczny dźwięk i już zaraz szliśmy przez korytarz do wielkiej sali. Złapałam ramię Nicholasa, powtarzając w głowie wiązanki przekleństw, ponieważ czując jego napięte mięśnie pod swoją dłonią, miałam ochotę...
Uspokój się, Sloane.
Wnętrze L'oasis było ustrojone w bardzo wyrafinowany sposób. Nie było ani za dużo, ani za mało dekoracji. Z sufitu zwisały światełka w postaci wypalanych świec woskowych, co wyglądało magicznie. Kroczyłam wraz z Nicholasem na drugi koniec sali, gdzie na niewielkim podeście znajdowały się dwa duże stoły, przy których niektóre miejsca były już zajęte. Im bliżej byłam, tym bardziej rozpoznawałam sylwetki członków Rooks. Sama myśl o Joshu sprawiała, że miałam ochotę zrobić spektakularną scenę i wbić mu szpilkę w gardło, ale niestety nie mogłam tego zrobić.
Szkoda.
- Sloane, Nicholas. Jak miło was widzieć - Maverick jako pierwszy zwrócił na nas uwagę, wyciągając ręce jakby chciał nas uścisnąć.
- Dobry wieczór - odparłam, starając się zachować pozory uprzejmej.
- Pozwolisz, że poznam cię z kilkoma osobami? - mężczyzna zwrócił się do mnie, co sprawiło iż musiałam mocno zacisnąć zęby.
- A czy bal maskowy nie polega na tym, żeby nie pokazywać swojej tożsamości? - zapytałam, czując jak Nicholas delikatnie uszczypnął moją dłoń.
Nie wiem czy w ten sposób chciał mnie ostrzec, czy mi pogratulować. A może to i to?
Maverick się uśmiechnął, kiwając powoli głową, jakby chciał przyznać mi rację.
- Słuszna uwaga. Jednak mimo to muszę prosić o twoją asystę, a raczej o asystę Pani Cameron - położył nacisk na moje fałszywe nazwisko.
No tak, byłabym głupia gdybym myślała że impreza w Rooks to nie interesy.
- Rozumiem - skinęłam głową, a zaraz po tym Maverick wskazał dłonią na wnętrze sali.
- Panie przodem - polecił, a ja wymieniłam spojrzenia z Nicholasem.
Czekałam na jakąś reakcję z jego strony, ale pozostał niewzruszony.
Cóż, skoro tak.
Ruszyłam z miejsca w stronę Mavericka, poprawiając na ramieniu małą czarną torebkę.
Obym tylko nie pożałowała, że się na to zgodziłam.
*
Do następnego!
xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro