55. Twoje serce bije strasznie szybko.
Nie znosiłam pożegnań. Szczerze mówiąc, to kiedy Axel zaproponował mi, żebym pojechała z nim odwieźć Vee na lotnisko, zgodziłam się głównie dlatego, że czułam okropne wyrzuty sumienia kiedy mój mózg krzyczał, żebym tego nie robiła. Wolałam udawać, że moja przyjaciółka nie mieszka w Waszyngtonie, tylko po prostu obydwie jesteśmy zajęte i dlatego się nie widujemy. Jednak mimo to znalazłam się z nimi w samochodzie, jadąc na to cholerne lotnisko. Plułam sobie w brodę bo ostatnio robiłam się zbyt emocjonalna jak na siebie, co mocno mnie przerażało. Wolałam nie czuć nic. To było bardziej bezpieczne dla mojego zdrowia i organizmu.
Przyglądałam się jesiennym krajobrazom za szybą, od czasu do czasu włączając się do rozmowy Axela i Kingston. Mocniej opatuliłam się swoją skórzaną kurtką, obserwując jak pojedyncze krople deszczu zatrzymują się na szklanej powłoce, aby zaraz spłynąć w dół. Czas mijał przerażająco szybko. Za tydzień będzie Halloween, który pierwszy raz spędzę bez mojej przyjaciółki, a potem zacznie się Listopad i co za tym idzie? Święto Dziękczynienia. Nie lubiłam go, głównie dlatego, że musiałam spędzić je z rodziną mojej matki, która zawsze do nas przyjeżdżała. To były istne tortury. Nawet tarta dyniowa nie była w stanie mi pomóc, a byłam jej największą fanką. Już na samą myśl miałam ochotę kupić sobie stopery do uszu.
- Slo, co myślisz o tym, żebym zrobiła sobie różowe włosy? Albo fioletowe? Ale wiesz, tylko takie refleksy - odezwała się Vee, lekko przekręcając ciało w moją stronę.
- Tak, do tego załóż na twarz czerwony nos, a potem czekaj aż dostaniesz zaproszenie do cyrku - burknął pod nosem Axel, co sprawiło iż brunetka uderzyła go lekko w tył głowy.
- Pytałam Sloane, a nie ciebie. Twoja opinia się nie liczy - warknęła, choć nie była tak na prawdę zła na blondwłosego.
- Jak już to stawiałabym na fiolet, tylko nie taki chamski fiolet, wiesz o co chodzi - stwierdziłam, poprawiając się na tylnym siedzeniu - I nie za dużo.
Vee spojrzała na Axela ze zwycięską miną, a ja widziałam w lusterku jak chłopak przewraca oczami. Uśmiechnęłam się pod nosem, kładąc stopy płasko na wycieraczce, ponieważ wcześniej miałam je zaplecione. Lubiłam, jak sobie dogryzali.
- Czyli następnym razem jak cię zobaczę, będziesz wyglądać jak Art z Uniwersytetu Potworów? - westchnął blondyn, nawiązując do bajki Disneya.
- Następnym razem jak mnie zobaczysz, to moja pięść...
Kingston nie skończyła swojego zdania, ponieważ Axel złapał za tył jej głowy i pociągnął ją w dół, w momencie, kiedy tylna szyba tuż przy mnie roztrzaskała się w drobny mak. Poczułam jak odłamki szkła spadają na moje plecy, co sprawiło że i ja odruchowo się pochyliłam. Przekręciłam lekko głowę, zdając sobie sprawę iż szyba nie rozwaliła się w całości, a jedynie jej część, w której widniała okrągła dziura.
- Kurwa - Axel przyspieszył, starając się wyprzedzić możliwie jak najwięcej samochodów - Sloane, pod twoim siedzeniem jest broń. Wyciągnij ją.
Przełknęłam ciężko ślinę, momentalnie wykonując jego polecenie. Szukałam jej po omacku, aż w końcu lodowaty metal zderzył się z moją dłonią. Już nachylałam się w stronę blondyna aby podać mu broń, ale wtedy się odezwał.
- Jadą za nami dwa duże czarne SUVy, postaraj się trafić im w opony - chłopak był niesamowicie spokojny.
- Że co zrobić? - zawołałam w szoku, czując jak moje serce szybciej zabiło - Ja?
Wskazałam na siebie palce, choć chłopak nie widział mojego gestu. Skinął głową, a ja chciałam mocno zaprotestować. Jednak wtedy mój wzrok padł na drżące ciało Vee, której siedziała skulona w fotelu pasażera. Axel szukał możliwości zjazdu lub wyprzedzenia samochodów przed nami, więc musiał skupić się na drodze. Zacisnęłam zęby i sprawnie odpięłam pas, aby zaraz wspiąć się kolanami na siedzenia.
Nie mogę pozwolić, żeby Vee coś się stało.
- Tak, jak cię uczyłem - zawołał Axel, a ja wzięłam głęboki wdech.
Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że będę musiała faktycznie użyć broni. Pieprzona strzelnica na której byłam siedem razy, nie robi ze mnie eksperta. Pozostało modlić się, żebym przypadkiem nie strzeliła sobie między oczy, co w moim przypadku było bardzo możliwe.
Nie widziałam zbyt dobrze przez popękaną szybę, więc najpierw musiałam ją wybić. Naładowałam czarny pistolet i strzeliłam w szkło, które szybko pokruszyło się w drobny mak. Zapomniałam, że przy każdym strzale odrzut jest dość mocny przez co omal całkowicie nie poleciałam do tyłu. Na szczęście w porę złapałam się zagłówka, ciężko oddychając.
Skuliłam się na siedzeniach, wystawiając jedynie czubek głowy aby namierzyć samochody. Auta osobowe zjeżdżały im z drogi, a na skrzyżowaniach robiło się zamieszanie. Zwilżyłam usta językiem, a potem podniosłam się na kolanach i wymierzyłam w pierwszy z samochodów, któremu udało się dostać tuż za nas. Jak na złość trafiłam w lampę, co sprawiło iż przeklęłam pod nosem, ale nie miałam zamiaru się poddawać.
- Sloane, wszystko dobrze? - zawołała Kingston.
- Tak, niczym się nie martw - odpowiedziałam, wymierzając kolejną kulkę.
Moim ciałem zawładnęła adrenalina, kiedy SUV'em lekko zarzuciło, a potem zjechał na chodnik. Niestety drugi tak samo wyglądający samochód wyjechał tuż zza niego, w ostatniej chwili ratując się przed wjechaniem w znak drogowy.
- Dobrze, jeszcze jeden - Axel starał się mnie zmotywować - Dasz radę. Skup się.
W głowie dudniło mi od głośnych klaksonów na ulicy, a uda wręcz paliły od tego jak starałam się utrzymać równowagę, gdy blondwłosy manewrował samochodem. Czułam jak moje czoło robi się mokre od potu. Już miałam strzelić w kierunku drugiego SUV'a, ale wtedy Axel wykonał gwałtowny skręt, co sprawiło iż poleciałam na drzwi samochodu, uderzając lekko skronią w szybę i gubiąc gdzieś pistolet. Jęknęłam nieprzyjemnie, starając się jak najszybciej sięgnąć po broń i wrócić na swoją poprzednią pozycję. W międzyczasie obserwowałam ulicę za nami, czekając aż ten przeklęty SUV wyjedzie zza zakrętu. Znów ustawiłam się na kolanach, jednak przez kolejne kilkanaście sekund nic się nie działo. Nie widziałam już czarnego samochodu.
- Chyba odpuścili - odezwałam się, a potem przekręciłam na moment ciało w kierunku moich przyjaciół.
Byliśmy w dość ciasnej uliczce, ale na szczęście po drugiej stronie był wyjazd na główną. Już chciałam odetchnąć, kiedy nagle usłyszałam głośny warkot silnika. Obróciłam się aby zaraz zobaczyć coraz szybciej zbliżającego się SUV'a. Przełknęłam ślinę, czując jak oślepiają mnie jego światła.
- Axel.. - zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, samochód z ogromną prędkością wjechał w tył samochodu blondyna.
Poczułam mocne szarpnięcie, uderzyłam w coś głową, a potem... potem nie widziałam już nic.
***
Uchyliłam delikatnie powieki, jęcząc z bólu pod nosem. Szumiało mi w głowie, która niemiłosiernie pulsowała. Bolał mnie kark, a przy każdym najmniejszym ruchu czułam jak moje barki protestują. Próbowałam przyswoić co tak właściwie się stało. Czułam zapach skórzanych siedzeń i jabłek, a pod moim policzkiem czułam coś miękkiego. Potrząsnęłam lekko głową, zastanawiając się czy miałam halucynacje, czy na prawdę byłam w samochodzie Nicholasa. Pomrugałam kilkakrotnie aby wyraźniej widzieć. Słyszałam znajomy silnik, co sprawiło iż złapałam się zagłówka aby wstać. Dopiero kiedy podniosłam się do pozycji siedzącej byłam w stanie zauważyć, że obok mnie siedziała Vee, a jeszcze niedawno moja głowa spoczywała na jej kolanach. Przyglądała mi się z troską, badając wzrokiem moją twarz. Pierwszym co zauważyłam, to że ta jej była jak zwykle nieskazitelna, co oznaczało, że nic się jej nie stało.
Dzięki Bogu.
- Co się stało? - zapytałam, zdając sobie sprawę iż Horton prowadził, a Axel zajmował miejsce pasażera.
Brunet momentalnie obrócił się w moją stronę, uważnie skanując mnie spojrzeniem, zanim nie powrócił do patrzenia na drogę. Ten drugi także na mnie spojrzał, kiedy dotykałam obolałej skroni. Na palcach dostrzegłam krew, co oznaczało, że musiałam mocno uderzyć się w głowę. Cóż, straciłam przez to przytomność, więc ta kwestia nie była podważalna.
- Tylko się nie denerwuj - mruknęła Vee, a ja momentalnie na nią spojrzałam.
Tak, teraz z pewnością będę oazą spokoju.
- Kingston - warknęłam, aby nieco ją ponaglić.
Brunetka przełknęła ślinę i założyła kosmyki włosów za uszy. Odchrząknęła cicho, następnie nawiązując ze mną kontakt wzrokowy.
- To byli ludzie Josha. Jakimś cudem wiedzieli, że byłam w Atlancie. Oni chcieli... - zatrzymała się na moment, a ja kątem oka widziałam jak Axel się obraca, nie odrywając wzroku od dziewczyny - Nie wiedzieli, że z nami jedziesz. Chcieli spowodować wypadek. Ponoć nie miał być śmiertelny, ale to nic nie zmienia. Josh chciał do ciebie dotrzeć. No wiesz...
To było jak iskra. Każda komórka w moim ciele powoli zaczynała płonąć. Czy byłam przestraszona? Smutna? Zestresowana? Nie. Byłam wściekła. Cholernie wściekła. I teraz już wiedziałam, że nie spocznę, dopóki Josh Brooks za to nie zapłaci. Nawet jeśli jego plan nie wypalił i Vee nic się nie stało. Zapłaci za to.
- Sloane? - nie wiem ile czasu minęło odkąd moja przyjaciółka przerwała ciszę.
- Co z twoim lotem? - zapytałam, a brunetka westchnęła, poddając się.
- Nick pożyczy nam swój prywatny odrzutowiec. Axel ze mną poleci - oznajmiła, na co skinęłam głową.
- Dobrze - odparłam. - Dobrze - wymamrotałam drugi raz pod nosem.
- Jak twoja głowa? - zapytał Nick, nawiązując ze mną kontakt wzrokowy w lusterku.
- Nie najlepiej - westchnęłam, poprawiając się nieco na siedzeniu z grymasem na twarzy.
- Pojedziemy do lekarza jak tylko ich odstawimy - oznajmił, co sprawiło iż parsknęłam śmiechem.
- Nie pójdę do żadnego lekarza - odburknęłam, a brunet zmarszczył brwi.
- Pójdziesz - jego głos był nieco bardziej stanowczy.
Jeśli myślał, że mnie przekona, to grubo się mylił. Nie byłam u lekarza od wielu lat i nie miałam zamiaru się tam pojawiać. Po prostu nie.
- Tak? Ciekawe. Zaciągniesz mnie siłą? - znów parsknęłam, czując na sobie spojrzenia całej trójki.
- Uderzyłaś się całkiem mocno. Możesz mieć wstrząs - Axel posłał mi łagodne spojrzenie, na które przewróciłam oczami.
- Prędzej będę mieć wstrząs od słuchania waszego gadania niż od głupiego uderzenia - skrzyżowałam ręce na brzuchu, obracając głowę w lewo.
Od zawsze miałam odrazę do szpitali i lekarzy. Nie wierzyłam w ich kompetencje, a poza tym...każdego dnia niszczyłam swoje zdrowie z premedytacją. Czasem moje mięśnie drgały od nadmiaru kofeiny i alkoholu, bolało mnie serce albo po prostu czułam się osłabiona. Mimo iż tak chętnie po to wszystko sięgałam, to nie byłam gotowa usłyszeć chociażby prawdopodobieństwa, że mój organizm powoli upada. I wiem, że dramatyzuję, bo nic poważnego mi się nie działo, ale nie chciałabym żyć z myślą, że jestem chora. Taka wiadomość byłaby piętnem na mojej duszy, które powstrzymywałoby mnie przed normalnym życiem. Taka wiadomość nie byłaby dobra dla moich napadów lękowych. Mój mózg wykończyłby mnie szybciej niż jakiekolwiek możliwe schorzenie. I może lekarz tylko poświęciłby mi latarką w oczy, zadał kilka pytań i wysłał do domu. To nie tak, że prawdopodobieństwo wstrząsu mózgu zobowiązuje do wszystkich prześwietleń, badań krwi i innego gówna. Jednak mimo to, nie chciałam ryzykować, że dostanę jakieś głupie skierowania. Po prostu nie. Vee nawet nie drążyła tematu. Wiedziała, że nic nie przekona nie do tego, aby zgodzić się na jakiekolwiek wizyty kontrolne.
A najgorsze było to, że...
Czasem myślałam o tym, co by było gdyby na prawdę okazało się, że umieram. I czasem przeraża mnie to, że mogłoby mi być wszystko jedno. Bo czasami... nie byłam pewna, czy fakt iż mogłabym pożegnać się z tym światem, był aż taki zły. Chciałam żyć. Na prawdę. Wiedziałam, że mogę jeszcze zrobić tak wiele i chciałam tego, chciałam doświadczać życia. Ale czasem były takie momenty, gdzie pogrążałam się we wszystkich najgorszych wspomnieniach i rozgrzebywałam rany, które powinny pozostać zagojone. I w takich właśnie momentach widziałam się jako zwykły problem. Rozczarowanie. Coś, co nie zrobi nikomu różnicy, jeśli po prostu zniknie.
Ale miałam takie przemyślenia tylko czasami. Jednak mimo to, nie była to myśl jaką chciałabym się z kimś podzielić. Tym bardziej, że było to mocno niepokojące. Momentami nawet dla mnie samej.
- To nie są żarty, Sloane - warknął Nick.
Nie trudno było wyczuć zdenerwowanie w jego głosie.
- Czuję się dobrze. Temat skończony - westchnęłam pod nosem, wpatrując się za szybę samochodu.
Byliśmy już na lotnisku, co oznaczało, że zaraz nadejdzie czas się pożegnać.
Znowu.
Przełknęłam ślinę, obracając głowę do Vee. Brunetka już na mnie patrzyła, blado się uśmiechając. Nicholas zatrzymał samochód i zgasił silnik. Chłopcy wysiedli z samochodu, a Kingston przysunęła się bliżej mnie.
- Zawsze mówiłam, że nie mogę się doczekać aż znajdziesz chłopaka, żeby przyjeżdżał po nasze nawalone dupska - parsknęła cicho śmiechem - Nie spodziewałam się, że wejdziesz na tak wysoki level jak prywatny odrzutowiec. Wiedziałam, że dobrze zrobiłam, przyjaźniąc się z tobą.
Usta brunetki rozciągnęły się w ogromnym uśmiechu, który był cholernie zaraźliwy. Pstryknęłam ją w czoło, kręcąc z rozbawieniem głową. Niestety moje szczęście zdusiło się gdzieś w zarodku, a uśmiech szybko zniknął z mojej twarzy.
- Vee, ten wypadek... - zaczęłam, ale momentalnie mi przerwała.
- Nic nie mów. Najbardziej martwi mnie twoja głowa. Ja i Axel jesteśmy cali. W dużej mierze dzięki tobie, nieustraszona snajperko - Kingston puściła mi oczko - Nick pojawił się dosłownie minutę po tym jak wjechał w nas ten samochód. Wszystkim się zajął.
Pokiwałam powoli głową, uśmiechając się pod nosem.
- Cóż, ma się ten talent - wzruszyłam ramionami niby od niechcenia.
- Uważaj na siebie - Vee poprawiła lekko moje włosy.
- Ty też - odparłam, a potem brunetka nachyliła się aby mnie uścisnąć.
Trwałyśmy w uścisku dobrą minutę, zanim w końcu się od siebie odsunęłyśmy.
- Widzimy się w Święta - powiedziała na odchodne, a potem wysiadła z samochodu.
Obserwowałam przez szybę jak dziewczyna oddala się w stronę stojącego samolotu razem z Axelem, który ciągnął jej walizkę. Wzięłam głęboki oddech, wychodząc z samochodu dopiero jak znacznie się oddaliła. Oparłam się o Chevroleta, po omacku szukając w kieszeni kurtki papierosów i zapalniczki. Czułam nieprzyjemny ucisk w brzuchu, kiedy obserwowałam jak brunetka się oddala. Odpaliłam jednego papierosa i zaciągnęłam się nikotyną. Tak jak mówiłam, nie lubiłam pożegnań.
Chwilę później Nicholas wyszedł z odrzutowca i ruszył w moją stronę. Westchnęłam cicho pod nosem, strzepując popiół z papierosa. Głowa nadal mnie bolała, ale już nie tak mocno. Horton zatrzymał się tuż przede mną, a jego ramiona opadły. Miał na sobie czarne spodnie, białą koszulkę i skórzaną kurtkę. Wyglądał dobrze, bardzo dobrze. Podałam mu końcówkę mojego papierosa, tym samym sygnalizując aby go dopalił. Zrobił to, aż w końcu wyrzucił niedopałek i zdeptał go butem. Odetchnął cicho, patrząc na moją twarz. Uniósł dłoń aby poprawić moje włosy i delikatnie dotknąć skóry blisko mojego rozcięcia. Przekręcił głowę, aby lepiej mi się przyjrzeć, a potem jego dłonie spoczęły na moich biodrach, kiedy przysunął się jeszcze o krok. Zacisnęłam palce na połach jego kurtki, intensywnie wpatrując się w jego tors. Powoli podniosłam na nieco wzrok, napotykając piękne czekoladowe tęczówki.
- Na pewno dobrze się czujesz? - zapytał, a ja pokiwałam głową.
- Tak. To rozcięcie trochę mnie drażni, ale poza tym jest w porządku - powiedziałam, czując się dziwnie spokojnie.
Chyba jeszcze nie dotarł do mnie fakt, że ktoś do nas strzelał, ja sama strzelałam a potem wielki SUV wjechał w samochód. Może adrenalina jeszcze ze mnie nie zeszła, a może to wszystko było dla mnie tylko snem.
- Idź usiąść na masce - Nick poklepał lekko moje biodro, a potem otworzył drzwi od strony pasażera i się pochylił.
Wykonałam jego polecenie, wspinając się na maskę czarnego Chevroleta. Usłyszałam trzask drzwi, a chwilę później Horton pojawił się przede mną z wodą utlenioną i wacikami. Rozsunął kolanem moje uda, sprawnie się między nimi ustawiając, a potem odkręcił butelkę i namoczył jeden z wacików. Zmarszczyłam lekko nos kiedy oczyszczał moją ranę. Nie lubiłam tego. Przez moją głowę przewinęło się wspomnienie sprzed kilku miesięcy, kiedy to oczyszczał moją kostkę w jego mieszkaniu po tym jak Jake rozbił szklankę, a kawałek szkła wbił się w moją nogę.
- Dostanę plaster ze Spidermanem? - zapytałam zaczepnie, na co brunet przewrócił oczami, ale i tak delikatnie się uśmiechnął.
- Nie było wtedy innych w sklepie - odparł, a ja zastukałam paznokciami w maskę.
- Jasne - mruknęłam sarkastycznie.
Pamiętam jaka wtedy byłam zła, że chciał mi pomóc. Nigdy nie lubiłam kiedy ktoś zajmował się moimi ranami. Zawsze wolałam robić to sama. Zdaje się, że od tamtego momentu przeszliśmy długą drogę.
- Dalej nie pomalowałeś mi paznokci u stóp - oznajmiłam.
- I tego nie zrobię - delikatnie oczyszczał moją skórę, a jego wzrok był mocno skupiony na mojej twarzy.
- Jeszcze zobaczymy. Widok ciebie na kolanach, malującego moje paznokcie, to jedno z moich marzeń. A ja zawsze dopinam swego - patrzyłam w jego tęczówki, a kącik moich ust lekko się uniósł.
- Chętnie przed tobą uklęknę, Harmon. Ale nie po to, żeby malować ci paznokcie - jego wzrok na moment spotkał się z moim, a ja zobaczyłam w jego oczach niebezpieczną iskrę, kiedy naklejał plaster na moje czoło - Jeśli chcesz, mogę to zrobić nawet tutaj. Myślę, że wyglądałabyś całkiem ładnie leżąc na moim samochodzie - pochylił się nad moim ciałem, a nasze nosy na moment się zetknęły.
Poczułam przyjemny skurcz w podbrzuszu, podczas gdy moje ciało przeszedł elektryzujący dreszcz. Musiałam oprzeć się na dłoniach, aby nie stracić równowagi.
- Jesteś trochę zbyt pewny siebie, wiesz? - mruknęłam w jego usta.
- Wiem, a ty to uwielbiasz - puścił mi oczko, a ja przewróciłam oczami, a potem ułożyłam dłonie na jego ramionach i pchnęłam go do tyłu.
Nie było to najłatwiejszą rzeczą, jaką musiałam zrobić, ponieważ moje ciało mocno walczyło żeby pchnąć go na siebie, a nie w drugą stronę. Jednak mimo wszystko mój rozsądek wygrał, bo mimo iż byłabym w stanie zrobić z nim cokolwiek tylko zechce, to nie czułam że to odpowiedni moment. Coś było ze mną nie tak. Nie potrafiłam określić co, ale w tym momencie potrzebowałam po prostu wrócić do domu.
- Jedźmy już - zeskoczyłam z maski Chevroleta, a zaraz oboje wsiedliśmy do samochodu.
Wyjechaliśmy z lotniska, już za moment znajdując się na drodze głównej. Z głośników wydobywała się piosenka November Rain zespołu Guns N' Roses, a niebo z każdą sekundą stawało się coraz ciemniejsze. Obserwowałam jak zmienia swoją barwę, kiedy nagle poczułam ciepłą dłoń Nicholasa na swoim udzie. Przełknęłam ciężko ślinę, czując jak zatacza koła swoim kciukiem na materiale moich jeansów. To było tak cholernie kojące, że czułam jak mój mózg zaczyna się relaksować.
- Przepraszam - Nick niemal wyszeptał to słowo, co sprawiło iż na niego spojrzałam.
- Za co? - zmarszczyłam lekko brwi.
- Za to, że nie zjawiłem się wcześniej - odparł, a ja przekręciłam swoje ciało w jego stronę i załapałam za dłoń, którą trzymał na moim udzie.
- Nic by to nie zmieniło - oznajmiłam - Gdybym zdążyła się czegoś złapać, to prawdopodobnie byłabym cała. Poza tym, to tylko rozcięcie. Bywało gorzej.
- Wiem. Po prostu to wszystko jest dla mnie cholernie dziwne. Prawie za każdym razem kiedy jesteś w niebezpieczeństwie, nie ma mnie obok. Zawsze wypada coś związanego z Rooks. Zupełnie jakby... - Nichols nagle urwał w połowie zdania, momentalnie poważniejąc.
Ja także przeanalizowałam jego słowa, czując moje serce szybciej zabiło.
- Jakby robili to specjalnie - dokończyłam jego myśl - Myślisz, że to możliwe?
- Jestem pewny, że ojciec nie kazał mi jechać do Karoliny Północnej tylko na spotkanie. W końcu wtedy... - Nick zacisnął mocno usta, poruszając szczęką.
Pomrugałam kilkakrotnie, czując jak moje oczy lekko zapiekły na wspomnienie tego co się wtedy wydarzyło. Znów przełknęłam ślinę, a potem miałam coś na to powiedzieć, jednak nagle do mojej głowy wpadła pewna myśl.
- Czekaj, skoro Josh zaplanował wypadek i nie wiedział że będę z nimi jechać, ale mimo to byłam w samochodzie, to czy przypadkiem nie znaczy że złamał zasadę? W końcu to zakazane żeby członek Rooks atakował innego członka. Zawsze jest za to jakaś kara - oznajmiłam, a Nicholas na mnie spojrzał.
- Masz rację. Rada może mu przez to wyznaczyć karę - skinął głową - Upewnię się, że się o tym dowiedzą.
Pokiwałam powoli głową, trzymając jego dłoń w swoich dwóch.
- Szkoda, że ta zasada nie zupełnie tyczy się wszystkich - wymamrotałam cicho pod nosem.
Czasem nadal mam koszmary po tym jak pojechałam z Nicholasem do jego mieszkania i zastałam je w całkowitym chaosie. Nigdy nie zapomnę widoku tego pieprzonego krzesła w salonie. Nigdy nie zapomnę widoku jego ciała, kiedy pokazał mi swoje rany.
- Uwierz, że chętnie bym go zgłosił za to co ci zrobił, ale wiem że bylibyśmy na przegranej pozycji. Nawet z dowodami. Podważanie autorytetu osoby decyzyjnej to w tym przypadku idiotyzm - warknął, a ja widziałam jak zaczyna denerwować bardziej.
Zmarszczyłam brwi, wbijając wzrok w jego skupiony profil.
- Ale ja nie mówię o magazynie - oznajmiłam, co sprawiło iż spojrzał na mnie w konsternacji - Chodzi mi o to, co zrobił tobie - wyjaśniłam, a rysy jego twarzy złagodniały.
Patrzył na mnie jeszcze przez chwilę, a potem znów skupił się na drodze. Zmienił bieg lewą ręką, podczas gdy jego Jabłko Adama znacznie się poruszyło gdy przełykał ślinę.
- Tym się nie martw - powiedział - To było dawno.
- W takim razie ty nie martw się tym, co zrobił mi Josh - odparłam, co sprawiło iż chłopak momentalnie parsknął.
- Ale wymyśliłaś - mruknął, a ja położyłam głowę na zagłówku, nadal na niego patrząc.
- Więc nie oczekuj ode mnie, że ja nie będę się martwić - oznajmiłam, a chwilę później cicho ziewnęłam.
- Chcesz się wcześniej położyć spać? - zapytał.
- Mhm - wymamrotałam, nieco przekręcając się na siedzeniu.
- Jadłaś coś? - zadał kolejne pytanie.
- Mhm - powtórzyłam, choć było to kłamstwo.
No chyba, że zaliczymy dwie kawy jako posiłek. Mimo że nic dzisiaj nie jadłam, to nie czułam się ani głodna ani osłabiona. Tej dzień potoczył się raczej zaskakująco i chyba z tego nadmiaru emocji, czułam już sobie wystarczający przesyt życiem, żeby jeszcze chcieć coś zjeść.
- Na pewno nie chcesz jechać do lekarza? - znów zaczął temat, a ja usiadłam prosto i zamknęłam oczy.
- Na pewno - odparłam poważnie.
- Nawet jeśli...
- Nicholas - upomniałam go - Odpuść.
Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy, ale potem znów zabrał głos.
- O co z tym chodzi? Dlaczego tak zapierasz się pójścia do lekarza? - jego głos był delikatny, ale to wcale nie koiło moich nerwów.
Bo na prawdę zaczynałam się denerwować.
- Bo tego nie lubię. Musisz ciągnąć ten temat? - fuknęłam pod nosem, układając jedną z dłoni płasko na udzie.
Nie wiem dlaczego miałam ochotę przestać trzymać jego dłoń. Co prawda moja lewa ręka nadal była przepleciona z jego prawą, ale nie ukrywam że mnie to drażniło. Wszedł na temat, którego nie lubię. Z jednej strony chciałam go puścić, ale z drugiej, wtedy zorientowałby się że w jakiś sposób to na mnie oddziałuje i wtedy tym bardziej by nie odpuścił. Nie miałam ochoty uzewnętrzniać się jeszcze bardziej, mimo iż mu ufałam.
- Boisz się? Masz jakieś złe wspomnienia? - dalej naciskał, a moje tętno zaczęło przyspieszać.
- Nick... - czułam, że powoli tracę cierpliwość.
- Sloane, cokolwiek to jest...
- Stop! - krzyknęłam głośno, przerywając jego wypowiedź.
Moja dłoń z automatu wysunęła się z tej jego, kiedy moje ciało lekko się zerwało i uniosłam rękę. Nawet na niego nie patrzyłam. Miałam zamknięte oczy, kiedy starałam się jakoś pozbierać do kupy i uspokoić nerwy oraz szalejące w mojej głowie myśli.
- Powiedziałam, że nie lubię lekarzy i koniec tematu. Mógłbyś z łaski swojej przestać mnie tak osaczać tymi pytaniami? Nie lubię i tyle. Koniec historii - powiedziałam już nieco spokojniejszym głosem, w międzyczasie otwierając oczy.
- Gdybyś po prostu nie lubiła lekarzy, to nie włączyłby się twój mechanizm obronny - stwierdził, praktycznie nic nie robiąc sobie z tego jak reagowałam.
Czy nie potrafił uszanować moich granic? Na prawdę nie lubię kiedy ktoś próbuje coś ze mnie wyciągnąć na siłę.
- Tak, ja i mój mechanizm obronny. Jeśli ci przeszkadzamy, to możesz wysadzić nas już tutaj - mruknęłam, wbijając wzrok gdzieś za szybę.
Słyszałam jak Nick cicho wzdycha, a jego dłoń ląduje na moim udzie. Lekko wzdrygnęłam nogą, ale mocno zacisnął swoje palce, nie pozwalając mi się wyrwać.
- Nie chcę na ciebie naciskać. Wiesz, że się martwię - oznajmił, a ja zacisnęłam zęby.
Miałam już zwyczajnie wszystkiego dość. Nie mogłam być na niego zła o to, że po prostu się martwił. W tym momencie chyba i tak najbardziej zła byłam na samą siebie i na odpowiedzi jakie kryły się za jego pytaniami. Odpowiedzi, które znałam tylko ja i wolałam gniewać się na niego niż kolejny raz przeżywać to wszystko w swojej głowie.
- Wiem - westchnęłam - Na prawdę nie lubię lekarzy, tak po prostu. Nic specyficznego się nie wydarzyło. Nie lubię też pająków, więc jakbyś zaproponował że mi jakiegoś pokażesz, to zareagowałabym tak samo.
Albo wyskoczyłabym z auta. Nie znoszę tych stworzeń na poziomie Rona Weasley. A może i jeszcze bardziej.
Nicholas powoli pokiwał głową, wierząc w to, że miałam fobię przed lekarzami. Lepsze to, niż żeby poznał prawdziwą odpowiedź.
- Czyli przestaniesz mnie już męczyć? - zapytałam, patrząc na niego kątem oka.
- Przestanę - oznajmił, a ja czułam jak moje ciało się rozluźnia.
Dzięki Bogu.
Kilka minut później Nicholas parkował już pod moim budynkiem. Drogę do mieszkania przebyliśmy w ciszy, przerywanej moim ziewaniem. Gdy weszliśmy do środka, miałam ochotę po prostu rzucić się na łóżko i zasnąć. Jednak mimo to znalazłam siły żeby zdjąć kurtkę i na szybko zmyć makijaż, podczas gdy Horton robił coś w kuchni. Nie miałam siły się myć, ale i tak to zrobiłam. Możliwe, że gdzieś w ubraniach lub włosach miałam kawałki szkła, więc wolałam nie ryzykować. Umyłam ciało cynamonowym żelem pod prysznic, czując niebywałą ulgę. Ubrałam się w zwykłe spodenki i top w kolorze szarego beżu, a potem wysuszyłam włosy i nałożyłam krem na twarz. Jak na moje wielkie zmęczenie, zrobiłam całkiem sporo. Ale za to teraz czułam jak moje mięśnie poddają się już całkowicie. Powieki momentami mi się zamykały, ale dawałam radę.
W końcu wyszłam z łazienki, najpierw zaglądając do kuchni, gdzie wcześniej był Horton. Siedział przy wyspie kuchennej z kubkiem w dłoni. Na blacie był także drugi kubek, który jak mniemam był dla mnie. Usiadłam na stołku obok bruneta i ułożyłam głowę na jego ramieniu, przenosząc na nieco niemal cały ciężar ciała.
- Zrobiłem ci herbatę - objął moje plecy ramieniem.
- Nie mam siły - wymamrotałam.
- Wypij chociaż trochę - zachęcił, a ja ledwo się wyprostowałam aby upić kilka dużych łyków.
- Muszę spać - bąknęłam półprzytomnie.
- Chodź - Nicholas pomógł mi zejść ze stołka a potem razem ruszyliśmy do mojej sypialni - Połóż się. Wezmę szybko prysznic i przyjdę.
- Mhm - wymamrotałam, opadając na swoje łóżko.
A potem kompletnie odpłynęłam.
***
Kiedy otworzyłam oczy, nadal było ciemno. Przełknęłam ślinę, czując nieprzyjemny ucisk w gardle i w żołądku. Czy śniło mi się coś strasznego, ale już o tym zapomniałam? Nie miałam pojęcia. Jedyne co wiedziałam, to że czymś się stresowałam. Bałam się.
Pomrugałam kilkakrotnie, przekręcając się na bok. Leżałam przodem do Nicholasa, który spał po prawej stronie mojego łóżka. Zaciągnęłam się jego zapachem, przymykając powieki z uśmiechem na ustach.
A potem przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz, a ucisk w moim brzuchu się powiększył.
Nie, proszę.
Moje oczy momentalnie się otworzyły. Wzięłam głęboki oddech, starając się unormować tętno, które nagle przyspieszyło. Nadal byłam zmęczona i marzyłam aby znów zasnąć. Z tym że nie mogłam. Coś w moim wnętrzu boleśnie się zaciskało, a do tego trudno było mi przełknąć ślinę.
Najciszej jak potrafiłam, wyślizgnęłam się z łóżka i poszłam do kuchni. Włączyłam wodę w czajniku, a potem oparłam się dłońmi o wyspę kuchenną i zaczęłam brać głębokie wdechy.
Ale czym ty się niby stresujesz? Przecież wszystko jest dobrze. Nic się nie dzieje. Po co ta panika?
Powtarzałam w głowie te same zdania niczym mantrę.
W końcu woda się zagotowała, a ja zaczęłam parzyć sobie rumianek. Po około dziesięciu minutach, które ciągnęły mi się jak godzina, w końcu wróciłam do pokoju. Drżącymi dłońmi piłam moje ziółka, modląc się aby szybko zadziałały. Wypiłam je na stojąco, a gdy już kubek był pusty, odłożyłam go na szafkę nocną i znów położyłam się na materacu. Starałam się miarowo oddychać, ale moje serce i tak szalało. Łzy podeszły mi do oczu na kilka sekund, ale szybko je odgoniłam. Powoli przysunęłam się bliżej Hortona i najdelikatniej jak potrafiłam, uniosłam jego rękę aby zaraz się pod nią wślizgnąć. Wtuliłam twarz w jego odziany koszulką tors, starając się skupić na jego zapachu i spokojnym oddechu.
Leżałam tak dobre kilkanaście minut, modląc się aby zaraz mi przeszło.
A potem poczułam jak Nick mocniej opatula mnie ramieniem i przyciąga do swojego torsu. Objęłam go ręką w pasie, czując się nieco lepiej kiedy jego uścisk się wzmocnił a on sam głośno zaciągnął się powietrzem. Przymknęłam powieki, czując jak ucisk w brzuchu nieco się zmniejsza.
- Wszystko dobrze? - usłyszałam jego cichy, zachrypnięty głos.
I na prawdę nie wiem dlaczego jego słowa sprawiły, że w moich oczach pojawiły się łzy.
- Mhm, śpij - mruknęłam, unosząc nieco głowę, aby wtulić się w jego szyję.
Nie chciałam go obudzić. Mogłam się ni ruszać.
- Twoje serce bije strasznie szybko. Co się stało? - zapytał, nadal mocno mnie trzymając.
- Nie wiem - odparłam niemal szeptem, na co chłopak lekko zesztywniał.
Mój mózg tak bardzo chciał spać, ale moje ciało na to nie pozawalało. Czułam się tak cholernie bezsilna i jeszcze bardziej zmęczona, niż zanim się położyłam. Nienawidziłam tracić kontroli, a już szczególnie przy kimś.
- Masz napad lękowy? - głos Nicholasa był poważny.
Górna część jego ciała nieco się uniosła, a ja pokiwałam powoli głową, czując się nieco dziwnie.
Jeszcze nigdy nikt otwarcie mnie o to nie zapytał, a ja otwarcie się do tego nie przyznałam. Jednak Nicholas wiedział, że miewałam napady lękowe, więc nie było sensu udawać. Jego obecność i tak już mi pomagała i z jednej strony nie chciałam go tym obarczać, ale jednocześnie nie chciałam też tego przed nim ukrywać.
Poczułam jak chłopak podsuwa się wyżej, przez co musiałam go puścić. Oparł się wygodnie o ramę łóżka, a potem odsunął kołdrę i zgiął nogi w kolanach.
- Chodź tutaj - powiedział cicho, a ja powoli usiadłam między jego nogami.
Oparłam się o jego tors, a on objął mnie ciasno dwoma rękami. Jedną trzymał mój brzuch z dłonią spoczywającą na moim boku, a druga obejmowała moje ramię i kark, który gładził palcami. W tym czasie jego kciuk powoli przesuwał się po moim policzku, blisko ucha. Zaciskałam dłonie na jego przedramieniu, starając się uspokoić oddech. Jego delikatne ruchy nieco rozluźniały moje ciało, a mi znów z jakiego powodu chciało się płakać.
- Nic się nie dzieje, Slo. Jestem tutaj - szepnął do mojego ucha, a pojedyncza łza wymknęła się spod mojej powieki.
Korzystając z tego iż miałam dłonie blisko twarzy, zgrabnie otarłam ją opuszkiem palca, zanim zdążyłaby spaść na skórę Nicholasa.
- Masz rumianek? - zapytał cicho.
- Już wypiłam - odparłam, przekręcając odrobinę nogi.
- Jak długo się tak czujesz? - czułam jego spięte mięśnie pod swoim ciałem.
- Nie jestem pewna, może z dwadzieścia minut - odetchnęłam, ciężko przełykając ślinę. Gardło lekko mnie zapiekło.
Nie byłam pewna ile minęło czasu odkąd to wszystko się zaczęło, ale herbata parzyła się około dziesięciu minut, więc może i się nie pomyliłam. W takich momentach czas zawsze leciał mi wolno, ale jednocześnie długo. Jakbym na moment wybijała się z rytmu ziemskiego czasu.
- Mogłaś mnie obudzić - mruknął, a ja od razu pokręciłam głową.
- Nie żartuj. To zazwyczaj nie trwa długo - mój głos był lekko zachrypnięty.
Cóż, zazwyczaj trwało to około godziny, może dwóch. Czasami pół dnia. Czasami przez cały dzień i noc. Ale zazwyczaj nie tak długo. Poza tym w ostatnim czasie było na prawdę mało w porównaniu z tym, co działo się tej wiosny.
Horton poruszał swoimi palcami, kojąco zataczając koła na moim ciele. Czułam jak powoli się rozluźniam, choć moje serce nadal biło szybko. Horton musnął wargami moją skroń blisko rozcięcia, a potem pomógł sobie dłonią nieco unieść moją twarz, aby jego usta mogły delikatnie całować mój policzek i szczękę.
Jeśli myślał, że w taki sposób uspokoi szybkie bicie mojego serca, to grubo się mylił.
- Chciałbym, żebyś mówiła mi kiedy się zaczyna. Zawsze - powiedział cicho, ja zacisnęłam na moment zęby.
- To tak nie działa, Nick. Czasami lepiej, kiedy po prostu przestaję o tym myśleć i zajmuję się czymś innym. Jak się na tym skupiam, to tylko pogarszam sprawę - oznajmiłam.
- A teraz? - zatrzymał nagle swoje ruchy, jakby zastanawiał się, czy przez nie, nie czułam się gorzej.
- Teraz jestem zbyt zmęczona, żeby czymkolwiek się zająć. Jestem na prawdę śpiąca, ale nie mogę zasnąć przez to... wszystko - poruszyłam się nieco, opierając głowę na barku bruneta.
Słyszałam jego oddech, który od czasu do czasu łaskotał moje ucho.
- W takim razie skup się na tym - mruknął obniżonym głosem, a potem powrócił do składania pocałunków na mojej skórze.
Ucisk w moim brzuchu był stopniowo zwalczany przez ten, który aktualnie czułam w klatce piersiowej. Z tym że ten był przyjemny. Jego pocałunki były tak lekkie i...czułe. Moje ciało roztapiało się w jego ramionach, jednocześnie pokrywając się gęsią skórką. Usta Nicholasa docierały do każdego delikatnego miejsca na mojej szyi i buzi, a jego dłonie pewnie trzymały mnie w miejscu.
Nawet nie wiem jak długo to robił, ani kiedy przestał. Byłam w półśnie kiedy poprawiał nasze ciała. Wślizgnął nogę między moje dwie, jego tors przylgnął do moich pleców, a ramię ciasno się wokół mnie owinęło.
Zaciągnęłam się powietrzem, czując delikatny wiatr jaki dostał się do pokoju zza uchylonego okna. A do tego wszystkiego czułam coś jeszcze.
Czułam spokój.
*
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro