Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

54. Wiesz co to są szare komórki?

Jak zwykle musiałam być spóźniona.

Moje życie było ostatnio takim rollercoasterem, że całkowicie zapomniałam o studiach. Jak dalej tak pójdzie, to nie zdam.

Kiedy oglądaliśmy sobie jakieś reality show w najlepsze, Vee zapytała mnie o uczelnię i czy mi się podoba. Właśnie wtedy oświeciło mnie, że był wtorek i za kilka godzin musiałam ruszyć swój leniwy tyłek na zajęcia. Wypiłam już dwa napoje witaminizujące i butelkę wody, ale i tak czułam się spragniona. Dobrze, że nie miałam jakiegoś wielkiego kaca. Po prostu czułam się trochę słabo, przez to, że dużo wypiłam i mało spałam. Wódka cholernie odwodniła mój organizm, więc starałam się jakoś nadrobić straty.

Plusem studiowania jest to, że nikt nie wlepi ci kary za spóźnienie, więc nie musiałam się martwić iż będę musiała zostać tu dłużej, niż bym chciała. W spokoju popijałam kawę na zmianę z wodą w ostatnim rzędzie na auli, czując coraz lepiej z każdą minutą. To chyba przez to, że wiedziałam, że w mieszkaniu czeka na mnie Vee. Prawdopodobnie śpi jak zabita, a ja muszę siedzieć na wykładach z Ekonomii. Na szczęście są to już moje drugie i zarazem ostatnie zajęcia.

Równo o drugiej opuściłam salę wykładową, wzdychając z ulgą. W końcu mogłam wrócić do domu, zjeść coś dobrego i zaszyć się pod kocem razem z Kingston, przy dobrym serialu.

- Sloane, czekaj! - usłyszałam wołanie, gdy tylko przekroczyłam drzwi frontowe uczelni.

Obróciłam się, aby zobaczyć biegnącego w moją stronę Jake'a. Na początku się uśmiechnęłam, ale potem przypomniałam sobie to, co mi powiedział o Nicholasie i Tess. Moje dłonie zacisnęły się w pięści, a serce szybciej zabiło.

- Co chcesz? - burknęłam nieprzyjemnie, kiedy brunet zatrzymał się obok mnie.

Harvey zmarszczył brwi, obserwując moją postawę.

- Wszystko dobrze? - zapytał z troską, kładąc dłoń na moim ramieniu.

Wzdrygnęłam się pod jego dotykiem, następnie wykręcając się spod jego ręki.

- Cudownie - warknęłam - A u ciebie? Dalej rozpowiadasz kłamstwa o ludziach?

Jake zacisnął usta i spojrzał w dół, jakby właśnie zrozumiał, że prawda wyszła na jaw. Parsknęłam cicho i obróciłam się na pięcie aby odejść, ale chłopak sprawnie mnie zatrzymał, w ostatniej chwili łapiąc za mój łokieć.

- Poczekaj. Daj mi wyjaśnić - patrzył na mnie ze skruchą, która ani trochę mnie nie ruszała.

Mimo to, byłam bardzo ciekawa jakie jest jego wytłumaczenie. Czy Horton mógł mieć rację i Jake faktycznie coś do mnie czuł? A może miał inne powody? Tak czy tak, to co zrobił, nie ma żadnego usprawiedliwienia. W końcu wie, że zależy mi na Nicholasie.

- Masz dziesięć sekund - przystałam na jego prośbę, a już zaraz pociągnął mnie do wnętrza budynku.

Nie miałam ochoty tam wracać, ale z drugiej strony chciałam mieć tą rozmowę za sobą. Weszłam z nim do pierwszej sali która była wolna, a gdy zamknął drzwi, głosy z korytarza nieco ucichły.

- Więc? Nie mam dużo czasu. Vee na mnie czeka - oznajmiłam, a Harvey momentalnie na mnie spojrzał.

- Vee jest w Atlancie? - zapytał z żalem w głosie.

- Tak. Nick ją ściągnął na kilka dni - odchrząknęłam cicho.

- Oczywiście, że to zrobił - Jake gorzko parsknął - A Vee nawet nie raczyła się do mnie odezwać.

Wyglądał na przybitego, a ja po części starałam się go zrozumieć, mimo że byłam na niego zła. W końcu kiedyś byliśmy nierozłączni, a teraz zostałam tylko ja i Vee. Nie pamiętam kiedy ostatnio siedzieliśmy we trójkę. Jednak prawda była taka, że to on nie starał się nawiązać z nami kontaktu. Kingston na początku próbowała, ale zawsze miał wymówkę. Wszystko zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni, odkąd dowiedziałyśmy się o Wiley i Sheanie. Zupełnie, jakbyśmy w tamtym momencie powoli zaczęły wypadać z życia Harvey'a. Do tego pojawił się problem z narkotykami i Rooks. Wszystko się skumulowało, a sprawy przyjęły swój własny obrót, przed którem nie raczyły nas ostrzec.

- A ty to robiłeś? - odbiłam pałeczkę.

Jake pokręcił głową, a jego szczęka się poruszyła. Po kilkunastu sekundach ciszy, machnął ręką, jakby uznał iż ten temat nie jest już ważny.

- Słuchaj, jeżeli chodzi o Hortona, to musiałem skłamać - zaczął, a ja starałam się zachować spokój - Mam już dość tego, że przez niego ciągle spotyka cię coś złego. Tego już za wiele.

- Nie jestem dzieckiem, Jake. Nick nie jest źródłem moich problemów - odparłam, a ta rozmowa stopniowo zaczynała mnie męczyć.

Harvey głośno się zaśmiał, ale ten śmiech nie należał do przyjemnych. Mój żołądek nieprzyjemnie się zacisnął, kiedy usłyszałam ten dźwięk.

- Serio, Sloane? Aż tak wyprał ci mózg? - parsknął, a mi skoczyło ciśnienie.

- O co ci znowu chodzi? - warknęłam nieprzyjemnie.

- O to, że jesteś ślepa! On tylko tobą manipuluje, a ty mu się dajesz! - krzyknął, podchodząc o krok bliżej.

Nigdy dotąd nie podniósł na mnie głosu w taki sposób.

- Musi trzymać cię blisko żeby mieć przewagę w Rooks. To wszystko. Myślisz, że co? Zależy mu na tobie?! - Nadal krzyczał, wwiercając we mnie wzrok - A może jeszcze lepiej. Myślisz, że cię kocha? - Harvey parsknął, stając centymetr ode mnie.

Pomrugałam kilkakrotnie, mając nadzieję, że się przesłyszałam i mój rzekomy przyjaciel nie mówił do mnie w taki sposób.

- Jake..

- Odpowiedz mi, Sloane! - uderzył dłonią w jeden ze stolików, co sprawiło iż lekko się wzdrygnęłam.

- Dlaczego się tak zachowujesz? Brałeś coś? - zapytałam prosto z mostu, ponieważ zdecydowanie nie poznawałam stojącego przede mną chłopaka.

Jeszcze kilka dni temu jedliśmy razem i rozmawialiśmy jak normalni ludzie, a teraz krzyczał na mnie jak na swojego wroga. A przecież chciał wszystko naprawić. Czy tak jego zdaniem powinny wyglądać przeprosiny za kłamstwo? Bo w moim świecie ludzie nie zachowują się w taki sposób kiedy proszą o wybaczenie.

- Nie powiedziałaś tego - Harvey powoli zaciągnął się powietrzem, przymykając przy tym powieki, jakby chciał się uspokoić.

- A jak inaczej wyjaśnisz swoje zachowanie? - uniosłam hardo głowę.

- Bo jestem wściekły, że ciągle mu się dajesz. Przez niego możesz nawet umrzeć, nie rozumiesz tego? Dla ciebie Rooks to bajka? To prawdziwi mordercy i zbrodniarze! - kontynuował swój wywód - Skąd możesz wiedzieć, że zaraz nie pojawi się tutaj jeden z polujących na ciebie członków i po prostu nie sprzeda ci kulki w głowę?! I gdzie jest teraz ten twój wielki obrońca, co? Czy ty w ogóle wiesz co się dzieje poza tą żałosną otoczką, w której Horton cię trzyma?

Zrobiłam krok do tyłu, czując narastającą gulę w gardle.

- Dziękuję za przeprosiny, Jake. Trochę dziwna forma, muszę przyznać - cmoknęłam językiem - Może cię to zaskoczy, ale ich nie przyjmuję.

- Znowu mnie nie słuchasz, Harmon - ciemnowłosy wypuścił głośno powietrze z płuc, wyglądając już na nieco spokojniejszego.

- Dlaczego tak go nienawidzisz? Przecież jeszcze niedawno byliście przyjaciółmi. Spotykaliście się, rozmawialiście. Ręczyłeś za niego, a on za ciebie. Co się stało? - ręce bezsilnie opadły mi wzdłuż ciała.

To wszystko cholernie mnie męczyło.

Jake przez jakiś czas milczał, aż w końcu potarł swoje czoło i uniósł na mnie wzrok.

- Nigdy nie byliśmy przyjaciółmi - powiedział spokojnie - Przynajmniej ja tak bym tego nie nazwał. Poznaliśmy się przez tą całą sytuację z Rooks i moją siostrą. Spędzaliśmy razem dużo czasu, ale głównie rozmawialiśmy właśnie o Rooks. Potem okazało się, że twoja rodzina też jest w to zamieszana i wtedy wiele się zmieniło. Uwolniłaś mnie, a Horton i ja nie mieliśmy już powodów żeby się spotykać i rozmawiać. Wszystko powoli ustało - Harvey wzruszył ramionami - Zacząłem patrzyć na niego inaczej, kiedy zostałaś częścią tego świata. Wiem, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami Rooks, a fakt że możesz za niedługo się tam dostać, doprowadza mnie do szału. Bo wtedy nie będzie już wyjścia, Sloane.

Słuchałam go uważnie, analizując każde słowo. Zdaje się, że ostatnio wszystkie moje dotychczasowe przekonania powoli legną w gruzach. Mam wrażenie, że zamiast iść do przodu, to się cofam. Zamiast wiedzieć więcej, wiem mniej.

- Co dzieje się za tymi drzwiami, Jake? - zapytałam, przełykając nieprzyjemną gulę w gardle.

- Myślisz, że mówię na nich mordercy bez pokrycia? - jego wzrok sprawił, że przeszedł mnie dreszcz - Na własne oczy widziałem jak kogoś zabijają. Kazali mi na to patrzeć. Uwierz mi, że po takim czymś człowiek się zmienia - Harvey przełknął ciężko ślinę, a mnie niemal całkowicie zmroziło.

Wiedziałam, że Rooks to nie żarty. Na własnej skórze doświadczyłam działania Josha i mojej matki, a nawet samego Mavericka. Uczyłam się posługiwać sztyletem, dwa razy odwiedziłam z Axelem strzelnicę. Do tej pory zakodowałam sobie w mózgu, że te wszystkie treningi są tylko "w razie czego". W razie ostateczniej potrzeby. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że w Rooks takie rzeczy dzieją się na co dzień. Uważałam, że ich świat kręci cię głównie wokół pieniędzy, a kiedy ktoś wejdzie im w drogę lub spróbuje ich naciągnąć, to wtedy przystępują do bardziej drastycznych środków. Do tortur, szantaży, być może porwań za okup. Chyba tworzyłam sobie w głowie miliony scenariuszy, żeby nie dopuścić do siebie myśli, iż mogą faktycznie zakończyć czyjeś życie. Teraz nie było już ucieczki przed tą myślą.

A Jake'owi kazali na to patrzeć.

Przeczesałam dłonią włosy, starając się jakoś zebrać w garść. To wszystko robiło się coraz bardziej niebezpieczne.

- Zrozum moją sytuację, Sloane. Liczyłem na to, że jeśli przestaniesz się spotykać z Hortonem, to prawdopodobieństwo że spotka cię coś takiego jak mnie, lub gorszego, będzie mniejsze - Harvey złapał moją dłoń, co sprawiło iż na niego spojrzałam - Nie chcę, żeby coś ci się stało.

Pokiwałam powoli głową, rozumiejąc dlaczego mnie okłamał. Tylko że ja nie znosiłam kłamstw. Wolałabym odbyć z nim tą rozmowę już na samym początku, niż dopiero teraz. Poza tym, jego kłamstwo do najmniejszych nie należało, a związane z nim konsekwencje niemal zabiły mnie od środka i zmiażdżyły moje serce. Ciężko było mi o tym tak po prostu zapomnieć.

- Rozumiem, Jake. Ale wiesz, jak bardzo nie znoszę kłamstw - wyślizgnęłam powoli dłoń z jego uścisku - Wiem, że chciałeś mnie chronić. Jestem ci za to bardzo wdzięczna, ale... - pokręciłam powoli głową - Nie takim kosztem. Nicholas jest dla mnie na prawdę ważny.

Harvey cicho westchnął, jakby się poddawał.

- W porządku. Nie będę się wtrącał w waszą...relację - brunet uśmiechnął się z zaciśniętymi wargami.

- Związek - poprawiłam go, co sprawiło iż jego brwi wystrzeliły w górę.

Musiałam sprawdzić teorię Nicholasa.

- Związek? - zapytał, mrugając w niedowierzaniu oczami.

- Tak - skinęłam głową.

- Nie wiedziałem, że wy tak na poważnie - odchrząknął cicho - Mniejsza z tym. Teraz to tym bardziej nie będę ingerował, bo Horton by mnie zabił, gdybym...

Zmarszczyłam lekko brwi, unosząc głowę wyżej.

- Gdybyś co? - zapytałam, patrząc jak robi krok w moją stronę.

Jak patrzył prosto w moje oczy, a ja czułam się coraz mniej komfortowo.

- Wiesz co - odparł pewnie - Musiałabyś być ślepa, żeby nie zauważyć.

Przełknęłam ślinę, a moje tętno przyspieszyło z nerwów.

- Jake... - zrobiłam krok w tył, ale Harvey nie zrozumiał sygnału i przybliżył się jeszcze bardziej.

- Ze mną byłoby ci lepiej - mruknął, a jego głos przybrał dwuznaczny ton.

Jego poważna mina nie utrzymała się jednak zbyt długo, ponieważ zaraz głośno się roześmiał, a ja czułam jak spływa na mnie fala ulgi.

- Nie świruj, tylko żartowałem. Wiem, że Horton sobie ubzdurał że jestem w tobie zakochany. To jak na mnie patrzy mówi samo za siebie - Jake wzruszył ramionami.

- Nie żartuj tak, to wcale nie było zabawne - przetarłam twarz dłońmi, powoli dochodząc do siebie.

- Wybacz, nie mogłem się powstrzymać - wzruszył ramionami, nadal się uśmiechając - Rozumiem, że nie poprawiłem tym swojej sytuacji. Przepraszam, że cię okłamałem w związku z Tess. Jednak mimo to, mam nadzieję, że mi wybaczysz - Jake poprawił moje włosy, a potem cicho westchnął - Do zobaczenia, Harmon.

Harvey posłał mi ostatni uśmiech, następnie wychodząc z sali. Gdy tylko zostałam sama, oparłam się plecami o ścianę i głośno odetchnęłam. Ta rozmowa niewyobrażalnie mnie zmęczyła. Żart Jake'a wcale nie był zabawny. Czuję się, jakbym była w pułapce. Mój przyjaciel wcale nie zachowywał się tak, jakby na to miano zasługiwał. Wyskoczył na mnie, krzyczał i robił scenę jakich mało, potem próbował wytłumaczyć mi swój punkt widzenia, a na koniec wykonał idiotyczny popis z tym niby żartem, który w ogóle do niego nie pasował. Czułam się jak zmanipulowana marionetka, z jeszcze większym chaosem w głowie niż dotychczas, a i tak był już w swoim apogeum.

To popieprzone.

Potrząsnęłam głową, a potem poprawiłam torbę na ramieniu i wyszłam z sali. Kiedy już opuściłam budynek, złapałam pierwszą lepszą taksówkę i wróciłam do mieszkania, gdzie czekała na mnie Vee. Gdy tylko przekroczyłam próg, odetchnęłam z ulgą. Od razu poczułam zapach jednej z moich ulubionych świeczek, a z salonu słyszałam dźwięk telewizora.

- Ktoś tu się zadomowił - mruknęłam, odkładając torbę na wyspę kuchenną.

Kingston leżała na kanapie w salonie z kubkiem w dłoniach i oglądała Modern Family.

- Mówisz o sobie? - zapytała zaczepnie - Jak już tam stoisz, to sprawdź czy wino się schłodziło.

Uśmiechnęłam się pod nosem, od razu kierując się do lodówki. Na półce leżały dwie butelki czerwonego trunku.

- Wolałabym napić się piwa. Od kiedy wino to dobry pomysł na drugi dzień po piciu wódki? - westchnęłam ciężko, ale i tak sięgnęłam po jedną z butelek.

- Od kiedy jestem tutaj tylko na trzy dni - odparła brunetka, kiedy wyciągałam otwieracz i kieliszki.

- Już dwa - bąknęłam, starając się zabrać wszystkie rzeczy jednocześnie.

- Nie udawaj, że odliczasz - wymamrotała pod nosem Kingston.

Zajęłam miejsce na kanapie obok dziewczyny, siadając niemal na samej krawędzi, aby otworzyć wino. Gdy już to zrobiłam podałam Vee jeden z kieliszków, a potem wzięłam swój do ręki i usiadłam nieco wygodniej, podkurczając nogi.

- Jak było na zajęciach? - zapytała, na co wzruszyłam ramionami.

- Nijak - odparłam, następnie upijając łyk.

Pyszne.

- Tylko... - zaczęłam, ale na moment się zatrzymałam.

- Co? - brunetka obróciła głowę w moją stronę.

- Rozmawiałam z Jakiem - oznajmiłam, spotykając się z nią spojrzeniem - To było dziwne.

Kingston zmarszczyła brwi, nieco się przy tym prostując. Dała mi tym samym znak iż mam kontynuować. Ostatnie na co miałam ochotę, to wracać myślami do tej rozmowy, ale nie chciałam niczego przed nią ukrywać.

- Najpierw na mnie naskoczył, że Nick wyprał mi mózg i tylko się mną bawi, potem powiedział że Rooks to mordercy i kazali mu oglądać czyjąś śmierć, a na koniec stwierdził że z nim byłoby mi lepiej niż z Hortonem - posumowałam, a potem cmoknęłam językiem - To ostatnie, to był żart w jego wykonaniu, jak sam ostatecznie stwierdził. A potem przeprosił za to, że skłamał na temat Tess.

Obserwowałam zszokowaną twarz Vee, która rozchyliła swoje usta. Patrzyła na mnie jakbym miała dwie głowy, co trwało dobre kilkanaście sekund. Dopiero po ich upływie kilkakrotnie pomrugała i podsunęła się wyżej na kanapie.

- Że co kurwa? - wlepiała we mnie swoje szare oczy, a ja wzięłam kolejny łyk wina - Czekaj, bo chyba mój mózg nie wszystko przyswoił.

- Mój też jeszcze próbuje się połapać - pokręciłam powoli głową, następnie opierając ją o zagłówek.

- Mówiłaś Hortonowi? - zapytała, przekręcając ciało bardziej w moją stronę.

- Nie i nie wiem czy w ogóle mu o tym mówić - śledziłam palcem wskazującym kształt kieliszka, tocząc w głowie wewnętrzną bitwę.

- Zacznijmy od tego o co chodzi z tym kłamstwem z Tess, bo chyba nie jestem w temacie? - Kingston sprawnie wyłączyła telewizor, tym samym w pełni skupiają się na mnie.

Jęknęłam niezadowolona pod nosem, ostatkiem sił podnosząc głowę.

- Jake pokazał mi kiedyś zdjęcia Nicka i Tess. Powiedział, że razem siedzą i że nie powinnam mu ufać, bo kiedyś byli razem i to całkiem długo. Potem były te cholerne urodziny Jeffersona, na które musieliśmy iść i tam przedstawił ją jako partnerkę Nicholasa, która razem z nim dołączy do rady Rooks. Ja oczywiście odebrałam to na milion różnych sposobów, a do tego nic o tym wcześniej nie wiedziałam, więc zrobiło się lekko nieprzyjemnie. Potem okazało się, że Nick i Tess udawali związek kiedy jej ojciec jeszcze był w radzie, bo ich rodziny chciały dobrze wypaść. Finalnie było tak, że wcale nie byli w szczęśliwym związku, tak jak starał się to przekazać mi Jake. Tak w skrócie - odchrząknęłam, czując nagłą potrzebę aby zwilżyć gardło - Ach, do tego Nick uważa, że Harvey tak się zachowuje, bo coś do mnie czuje.

- To wyjaśnia dlaczego twój chłoptaś cztery razy pytał mnie, czy Jake przez te wszystkie lata przyjaźni nie próbował zrobić do ciebie jakiegoś ruchu - Vee głośno odetchnęła, pocierając dłonią czoło.

- Pytał cię o to? - spojrzałam na nią ze zdziwienie, nie spodziewając się czegoś takiego.

- Tak, jest gorszy niż ty jeśli chodzi o zadawanie idiotycznych pytań. Chociaż teraz nie uważam, że były idiotyczne - wzruszyła ramionami.

- Nicholas cię o mnie wypytuje, a ja nic o tym nie wiem? - popatrzyłam na brunetkę z lekkim wyrzutem, bo jest to coś, o czym raczej chciałabym wiedzieć.

- Wyluzuj, zaczął to robić dopiero niedawno. Chyba mocno się przymierzał, żeby w końcu owinąć wokół ciebie swoje sidła - Kingston cicho się zaśmiała - W sumie to nie dałam mu żadnych wskazówek. Na większość zadanych przez siebie pytań sam odpowiadał, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że jest dla ciebie idealny.

- Już się nie zapędzaj - mruknęłam, co tylko bardziej rozbawiło dziewczynę.

- Jakie kwiaty lubi Sloane? Myślisz, że róże? Nie, róże są przereklamowane, nigdy nie dałbym jej tego gówna. Kupię tulipany - brunetka próbowała upodobnić swój głos do jego - Albo to - odchrząknęła - Wydaje mi się, że Sloane za tobą tęskni - kontynuowała - Może przylecisz ją odwiedzić? Albo wiesz co, czekaj. Sprawdź maila za pięć minut. Bookuję ci bilety.

Zacisnęłam usta w wąską linię, starając się nie uśmiechnąć.

On na prawdę tak robił?

- Dobra, rozumiem. Nie musisz kontynuować - bąknęłam, czując jak moje serce szybciej bije.

Vee wyszczerzyła zęby w uśmiechu, a potem sprawnie opróżniła swój kieliszek.

- A teraz ta najgorsza część - Kingston spoważniała, wracając do tematu, który zgubił się gdzieś po drodze - Jake widział, jak Rooks kogoś zabija?

- Tak powiedział - skinęłam głową - nie wiem kiedy to było ani kto to był. Nie powiedział nic więcej.

- To chore - Kingston zmarszczyła swoje równe brwi, a jej mózg zdecydowanie działał teraz na najwyższych obrotach.

- W takich momentach cieszę się, że mieszkasz w Waszyngtonie. Setki kilometrów od tego wszystkiego - przyznałam szczerze.

Nie wiem czy byłabym w stanie znieść chociażby myśl, że Rooks mogłoby w jakikolwiek sposób dotrzeć do Vee. Nigdy bym sobie tego nie wybaczyła.

- A ja tego żałuję - odparła, nawiązując ze mną kontakt wzrokowy - Żałuję, że nie ma mnie z tobą kiedy dzieją się takie rzeczy.

Przełknęłam ciężko ślinę, następnie wlewając ostatnie łyki wina do swojego gardła.

- Nie rozmawiajmy już o tym. Chcę od tego odpocząć chociaż na chwilę - zmieniłam swoją pozycję, aby dolać nam alkoholu.

- W takim razie zamówmy coś do jedzenia i obejrzyjmy coś fajnego - zaproponowała Kingston, a ja od razu przystałam na jej propozycję.

Nie ma nic lepszego niż to.

***

- Co do kurwy? - usłyszałam męski głos, co sprawiło iż zmarszczyłam brwi.

Powoli się wybudzałam, jeszcze nie do końca przyswajając co się dzieje. Mruknęłam coś pod nosem, powoli podnosząc się na łokciach. Ledwo udało mi się otworzyć oczy, ponieważ moje powieki były cholernie ciężkie. Dopiero po dobrych kilkudziesięciu sekundach udało mi się przyswoić, co tak właściwie się działo.

Leżałam na dywanie w salonie przykryta kocem, a Vee zajmowała miejsce tuż obok mnie. Też dopiero się obudziła, wyglądając na nieco zorientowaną. Spojrzałam w stronę, z której dobiegał mnie głos, a moim oczom ukazał się stojący ze skrzyżowanymi na piersiach rękami Nicholas. Patrzył na nas z uniesionymi brwiami, a ja starałam się powoli ogarnąć co się działo.

Na stoliku leżały dwie puste butelki wina i opakowanie po pizzy, a w telewizji leciała Biedronka i Czarny Kot. Spojrzałam na ekran, a potem na Hortona, który próbował się nie roześmiać.

- Kanapa była za mała na was dwie? - zapytał, a ja starałam się sobie przypomnieć jak to się stało, że wylądowałyśmy na podłodze.

Cóż, nie do końca pamiętam.

- Tu jest wygodniej - mruknęłam, powoli odplątując się z koca.

Ziewnęłam głośno, przeciągając się przy tym jak kot. Kingston uniosła się na łokciach i także spojrzała na Nicholasa.

- Która jest godzina? - zapytała, mrużąc oczy.

- Godzina później niż ta, na którą umówiłaś się z Axelem - oznajmił, co sprawiło iż brunetka się zerwała.

- Co?! - jej mózg chyba jeszcze nie do końca się obudził, bo potknęła się trzy razy - Sloane, dlaczego mnie nie obudziłaś?

- A skąd miałam wiedzieć, że umówiłaś się z Axelem? - jęknęłam, opadając na dywan trochę mocniej niż miałam zamiar - Kurwa - wymamrotałam. Chyba myślałam, że leżę na łóżku.

- A umówiłam się? - zdezorientowana Vee kilkakrotnie pomrugała.

- Nie wiem, strzelałem - Nick wzruszył ramionami, a ja nie mogłam powstrzymać krótkiego śmiechu jaki opuścił moje usta.

- Za dużo czasu spędzasz ze Sloane. Zaczynasz zachowywać się jak ona - burknęła Kingston, a potem zabrała koc z podłogi i szczelnie się nim owinęła - Dobranoc - a potem rzuciła się na kanapę.

- Dlaczego zakłócasz nasz spokój? - zapytałam Nicholasa, powoli wstając z podłogi.

- Po waszej ostatniej akcji wolałem się upewnić, że nie pojechałaś na miesiąc miodowy - oznajmił, kiedy do niego podeszłam.

- Już wróciłam - wzruszyłam ramionami - Jesteś głodny? Została nam pizza.

- Zawsze jestem - odparł, a ja przewróciłam oczami.

Wzięłam opakowanie ze stolika i ruszyłam do kuchni, w drodze wyłączając telewizor, aby Vee lepiej się spało. Podgrzałam Nicholasowi dwa kawałki Pepperoni, a kiedy jadł, ja przygotowywałam dla siebie kawę. Za oknem już się ściemniało, więc musiało być jakoś między piątą a szóstą.

- Co dzisiaj robiłeś? - zapytałam udając się ze swoim kubkiem do wyspy kuchennej.

Stanęłam na przeciwko siedzącego przy niej Hortona i oparłam się łokciami o blat.

- Byłem załatwić kilka rzeczy w firmie, ogarnąłem mieszkanie i przyjechałem. A ty? - Wgryzł się w kawałek pizzy, a ja nie mogłam przestać zachwycać się jego wyrazistą szczęką, która poruszała się gdy przeżuwał jedzenie.

Przełknęłam ciężko ślinę, a potem wzruszyłam ramionami i napiłam się kawy.

- Uczelnia i seriale z Vee - odparłam zwyczajnie, czując nagłe wyrzuty sumienia.

Powinnam z nim porozmawiać i powiedzieć mu o rozmowie z Jakiem. Nie chcę nic ukrywać przed Hortonem, ale potrzebuję jeszcze chwili normalności. Takiej, jak ta.

- Nadal nie wierzę w to, że prowadzisz firmę - fuknęłam cicho pod nosem - Jeszcze to do mnie nie dotarło.

Nicholas się uśmiechnął, biorąc do ręki kolejny kawałek. Nawet nie zdążyłam przyswoić kiedy zjadł tamten.

- Jak będziesz grzeczna, to kiedyś cię zabiorę. Może wtedy uwierzysz - powiedział niby od niechcenia, a potem oblizał wargi.

Hm. Czy jest coś pyszniejszego niż ten widok? Pizza, którą kocham, a raczej Nicholas jedzący pizzę którą kocham, w tej swojej czarnej koszulce, która opina jego ramiona. Nie, nie ma nic pyszniejszego.

Chyba, że Nicholas na pizzy.

No i z tego wszystkiego zrobiłam się głodna.

- Zawsze jestem grzeczna - mruknęłam, nie odrywając od niego wzroku.

- Mogę ci przypomnieć kilka sytuacji, w których nie byłaś - jego głos zabrzmiał mocno dwuznacznie, co sprawiło iż kącik moich ust lekko uniósł się w górę.

- Porzygam się - usłyszałam zniesmaczony głos z salonu.

Ach, no tak. Zapomniałam, że Vee tutaj jest.

- Śpij tam - nakazałam, a potem spojrzałam na rozbawionego Hortona.

Odwzajemniłam jego uśmiech, a zaraz dopiłam swoją kawę i włożyłam pusty kubek do zmywarki. W międzyczasie Horton skończył jeść, więc byłam już tak dobra, żeby wziąć od niego talerz.

- Następnym razem się rusz i włóż do zmywarki - warknęłam, czując nagłą potrzebę, żeby zajść mu trochę za skórę.

Głównie dlatego, że wiem, jak się to kończyło w większości przypadków. Bo przecież nie mogę zachowywać się jak zdrowy na umyśle człowiek i po prostu go pocałować, kiedy mam na to ochotę. Nie. Wolałam prowokować go do momentu kiedy w końcu pęknie i sam wciśnie mi w usta pocałunek, mając już dość mojego gadania.

- Sama zabrałaś mi talerz. Nie zdążyłem nawet przełknąć - zmarszczył brwi, a ja zamknęłam zmywarkę i zaraz się wyprostowałam.

- Czy wyglądam, jakby mnie to interesowało? - wskazałam gestem dłoni na swoją poważną twarz, co sprawiło że Nick także spoważniał.

Ale w ten swój specyficzny sposób, kiedy miał mnie dość. Nie w ten surowy sposób, ani nie w ten zmartwiony. Nie mam pojęcia jakim cudem jestem w stanie rozróżnić jego emocje po samym wyrazie twarzy, ale zdecydowanie uważam, że to jeden z moich większych talentów. Przynajmniej dzięki temu jestem w stanie oszacować potencjalne zagrożenie. To na prawdę przydatne.

- Mam ci powiedzieć jak wyglądasz? - uniósł wyzywająco brwi.

- Nie musisz. Nasłuchałam się już dzisiaj komplementów - machnęłam ręką, a Nicholas wstał z miejsca.

- Tak? Ciekawe od kogo. Twojej wyobraźni? - parsknął cicho.

- Jeśli to cię pocieszy - zrobiłam charakterystyczną dla siebie minę, która sprawiła iż Horton zmrużył oczy.

Patrzył na mnie jakby stawiał mi wyzwanie, a ja bez wahania je przyjmowałam. Wpatrywałam się w niego z taką samą mocą i wyrazem twarzy. Nawet nie wiem jak to się stało, że Nicholas stał zaledwie krok ode mnie.

- Wiesz co to są szare komórki? - Nick spojrzał na mnie z politowaniem, więc odpłaciłam się mu tym samym. 

- Wiem, bo codziennie modlę się, żebyś je wyhodował - westchnęłam ostentacyjnie, a potem bez słowa więcej wyminęłam jego sylwetkę, po drodze delikatnie klepiąc jego tors. 

Wróciłam do salonu żeby zabrać puste butelki i kieliszki. Horton przyglądał mi się, kiedy sprzątałam, a fakt że się nie odzywał, oznaczał, że wygrałam. Jak ja uwielbiałam wygrywać. A szczególnie z nim. Veronica już smacznie sobie spała, a ja mimo iż niedawno się obudziłam, czułam się wyjątkowo pobudzona. 

Dokończyłam ogarniać kuchnię i salon, a następnie podłożyłam pod głowę Kingston wygodniejszą poduszkę i ruszyłam do swojego pokoju. Horton oczywiście wszedł zaraz za mną. Oparłam się pośladkami o swoje biurko, obserwując jak brunet zamyka drzwi na klucz, który zaraz chowa do kieszeni spodni. 

- Co robisz? - zapytałam ze zmarszczonymi brwiami, obserwując jego wyprostowaną sylwetkę. 

Nie odpowiedział, a zamiast tego ruszył w moją stronę. Oparł ręce na biurku obok moich bioder, tym samym nachylając się bliżej mojej twarzy. Zadarłam głowę, wpatrując się w jego czekoladowe tęczówki. 

- Chyba ostatnio trochę się zapomniałaś - mruknął, poważnie na mnie patrząc - Przestań mnie prowokować, bo źle się to skończy. 

- Prowokować? - zmarszczyłam twarz, jakbym nie miała pojęcia o czym mówił - Przecież normalnie z tobą rozmawiam. Muszę chyba czasem cię wyprostować. Ktoś musi nosić spodnie w tym związku - odchrząknęłam, starając się nie roześmiać. 

Miałam na prawdę dobry humor. Nicholas zamknął na moment oczy i zacisnął szczękę, jakby starał się uspokoić. W końcu nasze spojrzenia znów się spotkały, a jego tęczówki zrobiły się ciemniejsze. A potem się uśmiechnął

- Tak? - wyprostował się nieco, a potem wsunął palce za gumkę moich spodni i szarpnął nimi na tyle mocno, że odpadł mi guzik a rozporek się popruł. 

Musiałam oprzeć się dłońmi o biurko, aby nie spaść, a z mojego gardła wydobył się cichy pisk. Nie zdążyłam jakkolwiek zareagować na jego nagły ruch, ponieważ moje spodnie leżały już gdzieś na podłodze a Nick sunął dłońmi po moich nagich udach. 

- Jak na moje oko, tylko jedno z naszej dwójki ma teraz na sobie spodnie i radzę ci dobrze to zapamiętać - warknął nisko. 

Przełknęłam ciężko ślinę, czując narastającą we mnie adrenalinę. Nie mogłam jednak nic poradzić na uśmiech, który uformował się na mojej twarzy. 

- Jeśli chciałeś, żebym zaczęła nosić dla ciebie spódnice, to mogłeś po prostu powiedzieć - przeniosłam dłonie na jego ramiona, obserwując jak jego złość powoli znika. 

Poruszył szczęką, a kącik jego ust uniósł się dosłownie na sekundę. Mimo to zachował powagę, co niestety nie udało się mnie. Nadal szczerzyłam się jak głupia, próbując jakoś to ukryć. 

- Trochę dramaturgii nigdy nie zaszkodzi - mruknął, a potem wcisnął w moje usta pocałunek. 

Cel osiągnięty.

Przyciągnęłam go bliżej siebie za kark, pogłębiając pocałunek, ale Nicholas sprawnie złapał za moje nadgarstki i delikatnie się ode mnie odsunął. Cmoknął językiem, kręcąc przy tym głową.

- Chyba nie myślałaś, że poddam się tak łatwo - zaśmiał się krótko - Dam ci czas na przemyślenie swojego zachowania. Idę do samochodu po kilka rzeczy.

Horton delikatnie uszczypnął moje udo, a potem wyszedł z mojego pokoju, gwiżdżąc pod nosem. Prychnęłam cicho, zeskakując z biurka. Muszę podrasować swoją taktykę, bo jak widać Nick już trochę się na mnie poznał. Nie mogę pozwolić, żeby psuł mi zabawę. 

Chociaż w sumie bawiłam się dobrze. 

Wyciągnęłam z szafy czystą piżamę oraz bieliznę, a potem poszłam do łazienki aby wziąć prysznic. Nie zajęło mi to długo, ponieważ nie myłam włosów, więc już zaraz stałam przed lustrem i zmywałam resztki makijażu. Słyszałam głosy dobiegające z salonu, co oznaczało że Vee pewnie wstała, a Nick wrócił do mieszkania. Umyłam jeszcze zęby, a potem wyszłam z łazienki i dołączyłam do tej nieszczęsnej dwójki. Horton robił sobie kawę, a Kingston piła swoją przy wyspie kuchennej. 

- Co tam, znów mnie obgadujecie? - zapytałam, z westchnieniem zajmując miejsce obok mojej przyjaciółki. 

- Są ciekawsze tematy - mruknął Nicholas, co sprawiło iż ostrzegawczo uniosłam brew.

Wiem, że wcześniej trochę go rozdrażniłam i teraz mi się odpłacał. 

- Nie w twoim życiu - odgryzłam się, odgarniając włosy z twarzy.

Nicholas nie zdążył nic odpowiedzieć, ponieważ przerwał mu dzwonek do drzwi. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się kto to mógł być, bo nie przypominam sobie żebym kogoś zapraszała. Mój puls przyspieszył kiedy powoli schodziłam ze stołka, ponieważ bałam się, że to ktoś z Rooks, a przecież była u mnie Vee. Westchnęłam ostentacyjnie, aby odwrócić uwagę Kingston i Hortona od tego, że się stresowałam. Brunet zmrużył lekko oczy, a potem zatrzymał mnie gestem dłoni i sam ruszył do drzwi. Nie miałam jednak zamiaru zostawać w kuchni, dlatego podążałam tuż za jego plecami. Z mocno bijącym sercem. 

Nicholas otworzył drzwi. Jego sylwetka momentalnie się wyprostowała, a mięśnie napięły. Powoli wyłoniłam się zza jego pleców, dostrzegając niezapowiedzianego gościa. 

- Co tutaj robisz, Harvey? - zapytał Nick, mierząc chłopaka nieprzyjemnym spojrzeniem.

Jake wyglądał na niewzruszonego, mierząc stojącego naprzeciw niego chłopaka z porównywalną niechęcią. 

- Przyszedłem porozmawiać z Harmon. To chyba jej mieszkanie, tak? - Harvey skinął na mnie głową, choć nie zerwał kontaktu wzrokowego z Nicholasem. 

Chryste, ale robiło się niezręcznie. 

- O co chodzi? - zdecydowałam się na dołączenie do tej rozmowy, chcąc nieco załagodzić mocno napiętą atmosferę. 

- Zajmę tylko chwilę. Chciałem też.. - zatrzymał się na moment, cmokając językiem - Jest u ciebie Vee? 

Chciałam odpowiedzieć, ale nie zdążyłam, ponieważ brunetka wyszła z kuchni i już zaraz stanęła obok mnie. Jake patrzył na nią z wielkim żalem, jakby było mu na prawdę cholernie smutno, że wszystko tak epicko zepsuł. Z jednej strony było mi go szkoda, ale nie mogłam też pozwolić swoim ludzkim odruchom na przyćmienie tego co w ostatnim czasie robił. Przynajmniej nie tak szybko. Rozumiałam jednak, że głównie zjawił się tutaj dlatego, że wiedział iż Kingston jest w mieście. Chciał ją zobaczyć. 

- Cześć - moja przyjaciółka przerwała dłuższą chwilę ciszy. 

- Przepraszam Vee - Jake zrobił krok w jej stronę, ale nadal pozostawał w bezpiecznej odległości - Wiem, że czasu nie cofnę, ale chciałbym żebyście wiedziały, że myślę o was codziennie i postaram się zrobić wszystko, żeby naprawić nasze relacje. Nawet jeśli będę musiał czekać wieki. 

Kątem oka widziałam jak Horton przewraca oczami. Nie wierzył Jake'owi, co nie trudno było zauważyć. Mój żołądek nieprzyjemnie się ścisnął i na prawdę nie wiedziałam co powinnam zrobić w kwestii Harveya. To było cholernie skomplikowane. Tym bardziej, że łączyły nas lata wspólnych wspomnień. Takich, które będę pamiętać do końca życia, a które zakopałam gdzieś daleko w swojej podświadomości, bo zważając na aktualną sytuację, raniły mnie podwójnie. 

Przełknęłam ciężko ślinę, obejmując się ramionami. Odchrząknęłam cicho, spoglądając na Kingston. 

- W porządku, ale łatwo nie będzie. Ostatnio tego wszystkiego było za dużo i jeśli będziesz kontynuował takie zachowania, czy robił jakieś głupie sugestywne żarty, to wierz mi, że nic z tego nie będzie - burknęła Vee, powoli tracąc cierpliwość. 

Widziałam jak zaciskała dłonie w pięści, co oznaczało że ledwo hamowała się przed wybuchem. Jake zacisnął usta w wąską linię, posyłając mi spojrzenie. 

- Zrozumiałem - odparł nieco ciszej, na co Kingston skinęła głową, a potem bez słowa wróciła do kuchni, chyba nie chcąc testować swojej cierpliwości. 

- To na razie - Nick chciał zamknąć Harveyowi drzwi przed nosem, ale ten w ostatniej chwili go powstrzymał. Spojrzał w moje oczy, a potem szybko zlustrował wzrokiem moją sylwetkę. 

- Wtedy na uczelni - odezwał się, znów nawiązując ze mną kontakt wzrokowy - To nie był żart - a potem obrócił się na pięcie, pozwalając Nicholasowi zamknąć za nim drzwi. 

Stanęłam jak wryta, wbijając wzrok w ciemną, drewnianą powłokę. Jego słowa odbijały się echem w mojej głowie. Przez moment nawet nie mogłam się ruszyć. 

- O co mu chodziło? - zapytał Horton, tym samym wyrywając mnie z amoku. 

- Czy on powiedział to, co ja myślę że powiedział? - Vee pojawiła się przy nas w ekspresowym tempie. 

- Mhm - mruknęłam, a potem ciężko przełknęłam ślinę. Nie, to nie może być prawda. On właśnie tego nie powiedział. 

Przesłyszałam się, prawda? A może nawiązywał do jakiegoś innego żartu? Może nie mówił o dzisiejszej rozmowie na uczelni? Kurwa. 

- Nie wierzę, że przyszedł przeprosić, a na koniec wyskoczył z takim tekstem! - oburzyła się Kingston. 

Potrząsnęłam głową, unosząc wzrok na Nicholasa, który przyglądał mi się ze zmarszczonymi w ciekawości brwiami. 

- O co mu chodziło, Sloane? - powtórzył swoje pytanie, kładąc nacisk na moje imię. Nie było już odwrotu. W takiej sytuacji musiałam mu powiedzieć. 

- Tak jakby.. wyznał mi, że coś do mnie czuje. Nie powiedział tego dosłownie, a potem stwierdził, że żartował. Z tym że teraz twierdzi, że to nie był żart - powiedziałam cicho, patrząc w czekoladowe tęczówki. 

Nicholas wydawał się niebywale spokojny, a jego twarz pozostawała niewzruszona. 

- Powiedział ci coś jeszcze? - zapytał, chcąc się upewnić. 

- Trochę się kłóciliśmy. O to, że skłamał na twój temat. Potem wszedł także na temat Rooks, na koniec zaczął mówić te rzeczy i... - wstrzymałam swoją wypowiedź, bojąc się powiedzieć mu o tym, co mogłoby najbardziej go zdenerwować. 

- I? - Nicholas nadal był spokojny, co tylko bardziej mnie stresowało. 

Spojrzałam na Kingston, która podszczypywała paznokciami swoją wargę. Dała mi jednak niemy znak, że powinnam kontynuować. Powróciłam spojrzeniem do Nicholasa, poruszając nieco szczęką. 

- Powiedział, że z nim byłoby mi lepiej - oznajmiłam, czując okropną suchość w gardle. 

I cisza. 

Horton nie powiedział ani słowa. Patrzył prosto w moje oczy, jakby ta informacja nie zrobiła na nim wrażenia. Dopiero po około piętnastu sekundach, zobaczyłam jak jego głowa lekko przekręciła się w bok. Po dwóch sekundach obrócił się, aby spojrzeć na drzwi, a kolejnej sekundy nawet nie zarejestrowałam. Nicholas zniknął z mojego pola widzenia. 

- Czy myślisz, że on.. - Vee zmrużyła oczy, patrząc to na mnie, to na drzwi, aż w końcu nawiązałyśmy kontakt wzrokowy. 

- Myślisz? - zmarszczyłam brwi, a potem jak na zawołanie obydwie wyszłyśmy z mieszkania. 

Winda była wolna, co oznaczało, że Nicholas jej nie użył. Z szybko bijącym sercem czekałam, aż zjedziemy na sam dół. Horton jest nieprzewidywalny, więc wole mieć go na oku. Tym bardziej, jeśli wyszedł za Jakiem. Niemal pobiegłam do drzwi frontowych budynku, a kiedy tylko postawiłam stopę na chodniku, zobaczyłam jak Nicholas wymierza mocny cios, prosto w szczękę Jake'a, który upadł na asfalt. 

- Osz kurwa - bąknęła Vee - Będzie bolało. Posłałam jej spojrzenie, na co dziewczyna jedynie wzruszyła ramionami, a potem ruszyłam w kierunku chłopaków. 

Nie miałam zamiaru interweniować, bo wiedziałam że Nick miał więcej niż jeden powód, żeby uderzyć Harveya. Stanęłam w bezpiecznej odległości, przyglądając się sytuacji. 

- Jeden ruch w jej stronę, a sprawię że śmierć stanie się twoim marzeniem - głos Nicholasa był lodowaty, ale spokojny. 

Przełknęłam ciężko ślinę, patrząc jak Nicholas powoli obraca się w moją stronę. Zmarszczył lekko brwi, jakby nie spodziewał się mnie tutaj zobaczyć. 

- A ty czego tu szukasz? - westchnął ciężko - Wracaj do środka, raz dwa - skinął głową na budynek, a ja nie wiedząc czemu, ledwo zwalczyłam...uśmiech. 

Zacisnęłam usta w wąską linię, co nie umknęło jego uwadze. No co? Nie moja wina że wyglądał tak cholernie dobrze, kiedy pokazywał, że jestem jego. I chociaż nie byłam fanką przemocy, to nic nie mogłam poradzić na reakcje mojego ciała i duszy. Nicholas pokazywał mi tak wiele rzeczy, o których w życiu bym nie pomyślała. I chociaż już nie raz stawał w mojej obronie, to chyba nigdy do końca nie przyzwyczaję się do tego faktu. Bo takie gesty były dla mnie na prawdę ważne. Nawet jeśli dla osoby trzeciej, mogły być niczym. 

Horton uniósł brew, jakby czekał aż łaskawie się ruszę. Uniosłam ręce w obronnym geście, a potem posłusznie wróciłam do budynku. Oczywiście razem z Vee momentalnie stanęłyśmy przy najbliższym oknie, które dawało nam widok na chłopaków. Co prawda ograniczony, ale widok. 

- Przyjechałam tu na trzy dni, a czuję się jakbym była w tej telenoweli co najmniej miesiąc - oznajmiła Kingston. 

- Cieszę się, że zapewniam ci tak wielką rozrywkę - mruknęłam sarkastycznie, jednocześnie obserwując jak Jake podnosi się z chodnika i mówi coś do Nicholasa. 

- Nie udawaj, że nie podobało ci się jak Horton zrobił się zazdrosny - szturchnęła mnie łokciem. 

- Kiedy masz ten lot powrotny? - mruknęłam, na co brunetka się zaśmiała. 

I wtedy zobaczyłam jak Nick powoli oddala się od Harveya, co oznacza że zaraz wróci do środka. Wymieniłam się spojrzeniami z Vee i szybko ruszyłyśmy do windy, aby brunet nas nie zobaczył. 

Gdy tylko wylądowałyśmy na odpowiednim piętrze, równie sprawnie przebyłyśmy drogę do drzwi, a kiedy weszłam do mieszkania omal nie dostałam zawału, bo Nicholas stał na korytarzu, ze skrzyżowanymi na piersi ramionami. Pisnęłam cicho, stając w miejscu, co sprawiło iż Kingston obiła się o moje plecy. 

- Jesteście za wolne - oznajmił jak gdyby nigdy nic i poszedł do kuchni. 

- Pieprzony ninja - mruknęłam do Vee, na co brunetka pokiwała głową. 

- I słuch też mam nie najgorszy - usłyszałam jego głos, a moje ramiona bezwiednie opadły. 

Nie no nie mogę. Ten człowiek jest niemożliwy. 

Weszłam do kuchni, gdzie brunet opierał się o blat i popijał swoją kawę. Nie miałam już weny żeby jakoś mu dogryźć, więc po prostu wystawiłam w jego stronę środkowy palec, ozdabiany przez długi czarny paznokieć. Nie zrobiło to na Nicholasie wrażenia, a jego brwi się uniosły, podkreślając tym swoje zażenowanie. Pokręcił powoli głową i ruszył w moją stronę. Przeszedł blisko mnie, ale nie na tyle aby w jakikolwiek sposób mnie dotknąć. Zwyczajnie wyminął moją sylwetkę, usiadł na kanapie i włączył telewizor. Spojrzałam na Vee, która uśmiechała się pod nosem. 

- Co? - zmrużyłam na nią oczy, a brunetka wzruszyła ramionami.

- Ależ nic. Ja będę się zbierać, muszę spakować walizkę. Spotkamy się jutro po południu, a potem odwozisz mnie z Axelem na lotnisko, tak? - Kingston nadal się uśmiechała, a ja nie mogłam zrozumieć powodu jej nagłej radości. 

- Tak - odparłam, nie ukrywając swojej podejrzliwej miny. 

- To do jutra - podeszła do mnie aby ucałować mój policzek, a potem znów posłała mi ten swój cholerny uśmieszek i wyszła z mieszkania. 

Fuknęłam pod nosem, a potem głośno westchnęłam i obróciłam się w stronę siedzącego na kanapie Nicholasa. Powoli stanęłam za jego plecami, opierając łokcie po dwóch stronach jego głowy. Przez dłuższy czas nie reagował, aż w końcu uniósł głowę, aby na mnie spojrzeć. I właśnie wtedy ujęłam dłońmi jego policzki, a potem wcisnęłam pocałunek w jego malinowe wargi. Gdy się odsunęłam, Nick odłożył kubek z kawą na stolik, a potem uniósł ręce i w sposób dla mnie niemożliwy złapał moje boki, aby zaraz podnieść moje ciało i pociągnąć je wprost na siebie. Jakimś cudem wylądowałam bokiem na jego kolanach, a chłopak pchnął mnie tak, że zaraz moje plecy uderzyły w oparcie, a on sam się przekręcił, aby w jakiś sposób nade mną górować. 

- Chciałeś mnie zabić? - zdmuchnęłam kosmyk włosów, który opadł mi na twarz.

Nicholas nie odpowiedział, a jego twarz pozostała poważna. Zmarszczyłam brwi, ponieważ nie była to jego klasyczna, cyniczna i narcystyczna powaga. Ułożyłam dłoń na jego policzku, czując jak szczęka chłopaka bardziej się uwydatnia. Przełknęłam ślinę, czując nieprzyjemne uczucie w brzuchu. Aż z tego wszystkiego zaczęłam się stresować. 

Jego twarz przybliżyła się do mojej, a nasze nosy prawie się stykały. Spojrzałam w jego czekoladowe tęczówki, które przeszywały mnie na wskroś.

- Jeśli Harvey zrobi do ciebie jakiś ruch, masz mi powiedzieć - oznajmił stanowczo - I to się tyczy każdego. Nawet jak ktoś krzywo na ciebie popatrzy.

Przewróciłam oczami, a moje ciało ogarnął wewnętrzny spokój. Myślałam, że coś się stało że był taki poważny.

- Ty czasem krzywo na mnie patrzysz - odparłam, odpychając go lekko w tył.

Nicholas zmrużył oczy, mocniej przyciskając mnie do kanapy. Nie powiedział już nic więcej, a jego usta wylądowały na moich. 

No w końcu.





*

Do następnego!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro