Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5. Czy ty jesteś normalny?

Obudziłam się, czując jakbym właśnie dostała w głowę. To było tak nagłe i niespodziewane, że potrzebowałam kilku sekund aby do siebie dojść. Poczułam coś ciężkiego na szyi, więc sięgnęłam do niej ręką. Próbowałam złapać ten przedmiot, ale wtedy zdałam sobie sprawę że nic na niej nie było. Otworzyłam gwałtownie swoje oczy i zaczęłam brać głębokie oddechy. Jednak każdy z nich wydawał się być tak strasznie płytki. Przełknęłam ślinę, wciąż czując ten denerwujący ucisk. Jakby samoistnie się zaciskał odcinając mi dopływ powietrza.

Szybko złapałam za butelkę wody i wzięłam kilka łyków. Nie pomogło. Jak oparzona wstałam z łóżka, czując narastający we mnie niepokój. Próbowałam brać jak najgłębsze oddechy, ale żaden z nich nie wydawał się docierać tam gdzie trzeba. Podeszłam do drzwi balkonowych, gwałtownie je otwierając. Zaciągnęłam się chłodnym porannym powietrzem, które przyjaźnie podrażniło moją skórę. Miałam wrażenie, że już jest lepiej kiedy nagle moim ciałem zawładnęły dziwne spazmy lęku.

Przetarłam twarz dłońmi, w panice schodząc na dół. Moje ciało zaczęło drżeć, a ja nie byłam w stanie tego opanować. W mojej głowie panował chaos, którego nie rozumiałam.Nie miałam pojęcia co robić.

Trzęsącymi się dłońmi wstawiłam wodę na herbatę, a potem wyjęłam torebkę rumianku i wrzuciłam ją do pierwszego lepszego kubka jaki miałam pod ręką. Kiedyś czytałam, że dobrze działa na uspokojenie i chociaż nie byłam pewna, to więcej opcji nie miałam. Zrobiło mi się niedobrze, a moje ciało nadal się trzęsło. Wszystko przez to, że kontrolę przejęły stres i panika. Spojrzałam na godzinę, która wyświetlała się na mikrofali. Była szósta trzydzieści.

Przeszukałam w razie czego całą szafkę z lekami, ale nie znalazłam w niej nic pożytecznego. Wciąż oddychałam ciężko i głośno, czując ten cholerny ucisk. O co do cholery chodziło?

Przechadzałam się po kuchni, dopóki woda na herbatę się nie zagotowała. W końcu zalałam napój, który w mojej głowie miał mi jakoś pomóc, ale nie miałam pojęcia jakim do cholery cudem miałby to zrobić. Gęsia skórka pokryła moje ciało, które wciąż niekontrolowanie drżało. Z kubkiem w ręce wróciłam do pokoju, po drodze zostawiając kilka kropel na podłodze. Weszłam do łóżka, przykrywając się pod szyję jednak pozostałam w pozycji siedzącej. Spazmy, które władały moim ciałem z czasem zaczęły się uspokajać, a ucisk w moim gardle się zmniejszył, chociaż wciąż go czułam. Wgapiałam się pusto w przestrzeń przed sobą, czekając aż moja herbata się zaparzy.

Nie miałam pojęcia co się ze mną działo i to przerażało mnie najbardziej.

Czułam się obco we własnym pokoju. Obco we własnym ciele i we własnej głowie. Nie wiem jak długo patrzyłam na ścianę przed sobą, kiedy w pewnym momencie mój wzrok powędrował na telefon. Wzięłam urządzenie do ręki i spojrzałam na godzinę. Szósta pięćdziesiąt dwa. Czy to są jakieś żarty? Kiedy niby zleciało tyle czasu?

Złapałam za kubek herbaty, którą powoli piłam czując jak promienie słoneczne padają na moją twarz. Z każdym łykiem moje ciało bardziej się rozluźniało, a głowa zaczęła mi ciążyć tak jak powieki. Wypiłam prawie całą zawartość kubka, który zaraz odłożyłam na stolik. Bezwiednie opadłam na poduszki, czując jak powoli odpływam.

Moje oczy znów gwałtownie się otworzyły, tym razem na dźwięk budzika. Jak z automatu dotknęłam najpierw swojej szyi, na której nie czułam już niekomfortowego ucisku. Wyłączyłam alarm i głośno odetchnęłam. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam czegoś takiego. Nie wiem czy minęło chociaż piętnaście minut odkąd zasnęłam, a wszystko nagle magicznie ustało. To było tak cholernie dziwnie.

Potrząsnęłam głową, odganiając od siebie natarczywe myśli. Wszystko było już dobrze.Wstałam z łóżka i zaczęłam szukać jakiś ciuchów na dzisiaj. Zdecydowałam się na czarne obcisłe jeansy które były nieco postrzępione na dole, a do tego ciemnoczerwoną przyciętą bluzę z kapturem. Poszłam do łazienki gdzie przepłukałam twarz wodą i umyłam zęby, a potem ubrałam się w przygotowane ubrania. Dopiero wtedy raczyłam spojrzeć na swoją twarz. Moje oczy były podkrążone, a usta suche. Rozczesałam swoje długie włosy, pozwalając im jak zwykle ułożyć się w fale. Wróciłam do pokoju, gdzie zabrałam się za nakładanie makijażu. Trochę podkładu, beżowego cieniu do powiek, żel do brwi i mascara. Potem machnęłam się jeszcze na zwieńczenie pudrem, a na usta nałożyłam arbuzowy błyszczyk. I mogłam starać się z całych sił, ale pod moimi oczami nadal było widać wory i lekko zasinione kąciki.

No cóż.

Założyłam jeszcze na palce swoje ulubione pierścionki, a do przebitych uszu włożyłam małe srebrne kolczyki. Nie wiem czemu mam wrażenie, że z tymi dodatkami wyglądałam jak zupełnie inna osoba.

Spakowałam do czarnej torby wszystkie potrzebne mi na dzisiaj rzeczy, a potem wcisnęłam na stopy czarne adidasy. Złapałam za telefon, który wcisnęłam do tylnej kieszeni spodni i ruszyłam na dół. Weszłam do kuchni, zastanawiając się co robić. Moje gardło wciąż było lekko spięte, ale nie tak źle jak wcześniej. Ostatecznie zdecydowałam się nie jeść nic. Nie mam dzisiaj dużo zajęć, a do długiej przerwy nie będę musiała czekać nie wiadomo ile. Wzięłam kolejny głęboki oddech i wyszłam z domu, zamykając za sobą drzwi na klucz. Jake już czekał na mnie w swoim Mercedesie, którego silnik był odpalony.

- Hej - przywitałam się, zajmując miejsce pasażera.Przeciągnęłam przez siebie pas bezpieczeństwa, a kiedy usłyszałam kliknięcie poprawiłam go i wygodniej się oparłam.

- Fajne sińce pod oczami - skomentował, na co posłałam mu spojrzenie.

- Próbuję ci dorównać, ale nie idzie mi najlepiej - nawiązałam do śliwy, którą jeszcze kilka dni temu miał.

- Ale jesteś zabawna - prychnął pod nosem, a potem ruszył wzdłuż ulicy.

- Wiem - odpowiedziałam, a potem zaczęłam szukać w torebce moich okularów przeciwsłonecznych.

Już myślałam, że ich nie zabrałam ale ku mojej wielkiej radości zaraz poczułam je pod moją dłonią. Założyłam je na swój nos, głośno wzdychając.

- Jeszcze nie weszłam do szkoły, a już chcę wyjść - wymamrotałam pod nosem, opierając łokieć o drzwi samochodu.

- Wiesz, zawsze możemy olać tą budę - poruszył brwiami kiedy na niego spojrzałam.

- Mów dalej - zachęciłam go ruchem dłoni.

- Cóż możesz kupić sobie piwo, a ja będę prowadził. I tak miałem zwinąć się wcześniej ze szkoły bo muszę jechać do Hortona więc może.. - nawet nie dokończył swojej wypowiedzi, ponieważ szybko mu przerwałam.

- Nie - mój głos był trochę bardziej ostry niż się spodziewałam.

I jak kochałam pierwsze słowa które wypowiadał, tak druga część sprawiła że coś we mnie przeskoczyło. Nie chcę słyszeć o tamtym idiocie, a co dopiero go widywać.

- Ale nie dałaś mi dokończyć - powiedział oburzonym tonem.

- Usłyszałam wystarczająco - poprawiłam się na siedzeniu, unikając jego spojrzenia.Jednak dobrze czułam jak Jake się na mnie patrzy, a potem powoli przenosi spojrzenie na drogę. Zmarszczył swoje brwi, a jego palec wskazujący zaczął lekko stukać o kierownicę.

- Chodzi ci o Hortona? - zapytał podejrzliwie, co skomentowałam głośnym westchnieniem i niczym więcej.

Wciąż wpatrywałam się w widok za oknem pozostawiając jego pytanie bez odpowiedzi.

- Rozumiem. Ta sytuacja pod szkołą była trochę nie na miejscu. Ale Nick to na prawdę w porządku gość - brunet skręcił w lewo, posyłając mi przy tym przelotne spojrzenie.

- Może być nawet archaniołem, ale nawet to nie zmieni mojej decyzji - burknęłam pod nosem.
Na prawdę nie chciałam go widzieć.

Naoglądałam się go już wystarczająco przez tę większość czasu kiedy był dupkiem. Nie mam zamiaru w jakikolwiek sposób się z nim spoufalać po tym wszystkim co miało miejsce.

- Dlaczego w ogóle nagle zacząłeś o nim gadać? - spojrzałam gwałtownie na swojego przyjaciela, który wydawał się lekko zaskoczony moją postawą. - Chodzi mi o to, że do momentu kiedy pojawił się pod szkołą nie słyszałam o nim ani słowa. Nawet nie wiedziałam, że z kimś takim się trzymasz a teraz zachowujesz się jakby to był twój najlepszy kumpel, który swoją drogą sprezentował ci śliwę pod okiem.

Skończyłam swoją wypowiedź, odgarniając włosy z twarzy. Nie wiem skąd ta nagła bojowa postawa, ale temat tego chłopaka jakoś wyprowadził mnie z równowagi. I miałam jak największe prawo zadać Jake'owi to pytanie, ponieważ przyjaźnię się z nim cholernie długo i nagle okazuje się, że nic o nim nie wiem. Bo znałam wszystkich jego dobrych kumpli, a o Hortonie nie miałam pojęcia.

- To trochę skomplikowane - mruknął pod nosem, zbity z tropu.

- Nie, Jake. To w ogóle nie jest skomplikowane - pokręciłam głową, obracając swoje pierścionki na palcach. - Po prostu nie chcesz mi powiedzieć.

Kątem oka widziałam jak Jake przeciera twarz dłonią, zaraz zatrzymując się pod domem Vee której samochód był u mechanika.

- Na prawdę chcę - obrócił głowę w moją stronę, przez co i ja to zrobiłam. - Tylko nie wiem jak.

I dwie sekundy później drzwi z tyłu zostały otwarte, a szczupła brunetka wgramoliła się na siedzenia z głośnym jękiem irytacji.

- Pieprzony budzik. Dlaczego zawsze się wyłącza kiedy ja klikam drzemkę! - oburzyła się, a ja przerwałam swój kontakt wzrokowy z Jakiem.

- Może dlatego, że jesteś ślepa i zawsze go wyłączasz - mruknęłam w jej stronę.

- Hej, gdyby można było spać w soczewkach, to bym to robiła - oznajmiła, na co lekko pokręciłam głową.

- Żebyś tylko pamiętała że nie można, po tym jak się schlejesz do upadłego - odpyskowałam z zaczepnym uśmieszkiem na twarzy.

- Suka - Vee kopnęła lekko w mój fotel, na co krótko się zaśmiałam.

- Dziękuję - poprawiłam okulary na swoim nosie.

- Jake, czy możemy.. - zaczęła brunetka, ale chłopak jej przerwał.

- Nie. Nie będę zawracał po kawę - posłał jej spojrzenie w lusterku.

- Ale Jake, posłuchaj.. - Kingston rozpoczęła swój monolog, starając się przekonać chłopaka do swoich racji.

Jednak ja kompletnie wyłączyłam się z ich rozmowy, ponieważ znów odczuwałam lekki dyskomfort w swoim gardle. Wbiłam paznokcie w spód swoich dłoni, nie pozwalając sobie na kolejny atak. Przecież do cholery wszystko było okej. Nie było potrzeby znowu panikować.

- Sloane powiedz mu coś! - głos mojej przyjaciółki przywrócił mnie do rzeczywistości.

- Może przestań się drzeć to zobaczysz, że ta droga nie prowadzi do szkoły - oznajmiłam, przekręcając swoje ciało w jej stronę.

- Nie znoszę was - wymamrotał pod nosem Jake, na co zadowolona brunetka ucałowała jego policzek omal nie uderzając mnie przy tym łokciem w czoło.

Idioci. Ale moi idioci.

***

Kończyłam właśnie jeść swoje frytki, a Vee była w toalecie. Wybrałyśmy się po zajęciach do McDonalda co było jedną z lepszych decyzji jakie w swoim życiu podjęłam. Teraz czułam się znakomicie, klepiąc się po brzuchu. Oparłam się wygodniej na skórzanej kanapie i czekałam aż moja przyjaciółka wróci. Złapałam za duży biały kubek, w którym zostało jeszcze trochę coli i wsunęłam słomkę do ust. Była lekko zmiękczona, ponieważ zamienili je na to papierowe badziewie które prawie odgryzłam. Okej szanujemy środowisko, ale to było obrzydlistwo.

- Idziemy? - Vee pojawiła się tuż obok stolika i zabrała z siedzenia swoją torebkę.

- Tak - kiwnęłam głową, a potem wstałam ze swojego miejsca. - Jake już po nas jest?

Brunetka skinęła głową i razem opuściłyśmy restaurację. Tak, ja nazywam McDonalda restauracją, ponieważ jest dla mnie najbardziej prestiżowym lokalem na świecie i nic tego nigdy nie zmieni.

Szłam za Kingston w stronę parkingu, ponieważ zdawała się wiedzieć gdzie Jake na nas czeka. Zawiesiłam swój wzrok na niebie, które zaczynało się robić lekko pomarańczowe. Wyglądało pięknie. Zrobiłam kolejny krok, obijając się o plecy mojej przyjaciółki która właśnie się zatrzymała.

- Ostrzegaj jak masz zamiar zrobić coś takiego - wymamrotałam pod nosem.

I wtedy spojrzałam ponad jej ramieniem. Zamiast klasycznego Mercedesa, na miejscu parkingowym stał inny samochód. Jake siedzący na miejscu pasażera obniżył szybę i strzelił nam pijacki uśmiech. Pięknie. Nie dość, że schlał się w cztery dupy to jeszcze dobrze wiedział że nie chcę mieć z Hortonem nic wspólnego, a teraz jakby nigdy nic siedzi sobie w czarnym Chevrolecie z zadowoloną miną. Skrzyżowałam ręce na brzuchu, językiem dźgając wewnętrzną stronę swojego policzka. To że byłam wściekła, w tym momencie było wielkim niedopowiedzeniem.

- Psst - szepnął Jake, a potem zaczął zginać swojego palca wskazującego tym gestem informując nas, abyśmy się przybliżyły.

Vee posłała mi porozumiewawcze spojrzenie pełne politowania i irytacji, a ja odpowiedziałam jej tym samym. A potem brunetka przewróciła oczami i nachyliła się w jego stronę z pytającym wyrazem twarzy.

- Chcecie trochę? - uniósł delikatnie butelkę whisky, a moje ręce opadły wzdłuż tułowia.Boże, jaki on był głupi. I nie dlatego, że proponował nam alkohol. Po prostu wyglądał jakby obserwowało go FBI kiedy próbował w jakiś tajemniczy sposób pokazać nam butelkę z trunkiem.

- Ile wypił? - Vee zwróciła się teraz do siedzącego w wozie Nick'a.

- To już będzie trzecia butelka - usłyszałam jego głos, ale nawet nie popatrzyłam w tamtą stronę. - Wsiadajcie.

Przygryzłam mocno swoją wargę, rozważając czy przypadkiem nie przejść się do domu na nogach. Mój wzrok powędrował w kierunku ulicy, kiedy usłyszałam jak Vee otwiera drzwi. Przez kilka sekund patrzyłam w przestrzeń przed sobą ogromnie się wahając. A potem zaczęłam w głowie przeklinać samą siebie. Zacisnęłam powieki ostatecznie się poddając i okrążyłam samochód, aby także do niego wsiąść. Nie chciałam robić scen, bo później moi przyjaciele zaczęliby zadawać mi niewygodne pytania na które nie mam ochoty odpowiadać. Nie rozumiałam też skąd to przyjazne nastawienie Kingston do tego idioty i chyba nawet nie chcę wiedzieć.

- Jedziemy imprezować! - krzyknął Jake, a potem pociągnął z butelki zdrowy łyk.

- Jest po piętnastej - skomentowałam, a mój wzrok spoczywał na samochodzie który zaparkowany był obok tego, w którym siedzieliśmy.

- I co z tego! - machnął ręką, podczas gdy Horton zaczął wyjeżdżać z parkingu.

- Róbcie co chcecie, ale najpierw zawieźcie mnie do domu - oznajmiłam, nagle czując na sobie spojrzenia moich przyjaciół.

- Nie ma mowy - Jake energicznie pokręcił głową.

- Sloane, proszę. Ja też nie chcę siedzieć nie wiadomo ile - Kingston lekko mnie szturchnęła, a ja obróciłam głowę w jej stronę.

Przez chwilę panowała cisza, a ja toczyłam bitwę na spojrzenia to z Vee to z Jakiem. Ostatnie na co miałam ochotę to siedzenie w towarzystwie największego idioty na tej planecie. Zacisnęłam mocno szczękę, a potem moja głowa opadła na zagłówek.

- Nie znoszę was - mruknęłam pod nosem.

To jak zaczęli się cieszyć tylko bardziej mnie denerwowało. Pokręciłam głową przenosząc teraz swój wzrok na przednią szybę. Mimowolnie moje oczy powędrowały do lusterka, w którym odbijały się brązowe tęczówki. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, a ja poczułam narastającą we mnie irytację. Złapałam za swoje okulary przeciwsłoneczne, spoczywające na czubku mojej głowy i nasunęłam je na nos w ten sposób przerywając nasz kontakt wzrokowy. A potem obróciłam głowę w stronę Vee.

- Gdzie wy w ogóle chcecie jechać, co? - zapytałam, głośno przy tym wzdychając.

- Do mnie - głos Hortona rozniósł się po samochodzie, a moja dłoń automatycznie zacisnęła się w pięść.

Nie minęły nawet dwadzieścia cztery godziny odkąd postanowiłam sobie, że całkowicie zerwę kontakt zarówno z nim jak i z Annie a teraz siedzę z jego samochodzie i jadę do jego mieszkania. Boże, muszę popracować nad swoją silną wolą.

Godzinę później i dwa drinki później czułam się już trochę lepiej. Byłam zadowolona, że ucisk w moim gardle zniknął albo zwyczajnie zaczęłam go ignorować. Tego jeszcze nie byłam pewna. Jedyne na czym się skupiałam, to żeby pokonać Vee w Tekkena. Siedziałam na miękkim dywanie, plecami opierając się o kanapę i wykręcałam swoje ciało, myśląc że w ten sposób trzymany przeze mnie pad będzie kierował grą trzy razy bardziej skutecznie. Jake co chwilę mnie kopał, ponieważ siedział tuż za mną ale nie dałam się zbić z tropu. Kingston wcześniej nie grała w tą grę, ale za to ja już nie raz strzelałam sobie partyjkę z Harveyem dlatego rozumiałam o co chodzi i co powinno się robić. Przynajmniej mniej więcej.

- Nie! - ręce Vee opadły na jej kolana, kiedy pokonałam ją trzeci raz.

Zaczęłam głośno się śmiać, a potem podałam Jake'owi pada i złapałam za szklankę, w której znajdował się świeżo nalany drink. Upiłam dwa łyki, nieco się poprawiając.

- To niemożliwe, że znów wygrałaś. Mój pad musi być zepsuty - brunetka skrzyżowała ręce na brzuchu, wyglądając jak naburmuszone dziecko.

- Następnym razem możemy się zamienić, mi to nie przeszkadza - posłałam jej zaczepny uśmiech, na co dziewczyna wyciągnęła w moją stronę środkowego palca.

- Sloane, zrobisz mi drinka? - Jake lekko trącił mnie stopą w bok, na co wywróciłam oczami.

- Wstań sobie - wzruszyłam ramionami, na co zaczął mocniej mnie kopać.

Zaczęłam go wyzywać i się odsuwać, aż w skończyłam po drugiej stronie kanapy obijając się o nogi Nick'a. Zdając sobie z tego sprawę lekko posunęłam tyłek w przeciwną stronę, abym żadną częścią ciała nie dotykała jego.

- Dobra, taka jesteś - fuknął Jake - chodź Vee, zrobię ci specjalnego, lepszego drinka niż wcześniej zrobiłem dla Harmon.

Posłałam mu oburzone spojrzenie, kiedy wstawał i złapał brunetkę za rękę aby pociągnąć ją w stronę kuchni. Odetchnęłam z rezygnacją, biorąc do ręki szklankę która wciąż była na podłodze niedaleko mnie. Już miałam się napić, kiedy zostałam lekko pociągnięta za włosy przez co moja głowa spoczęła na kanapie, a kilka kropli drinka wylądowało na mojej bluzie.

- Czy ty jesteś normalny? - warknęłam w stronę Nick'a, którego palce wciąż były zaplątane w moje włosy.

- A ty? - odpowiedział pytaniem na pytanie, patrząc na mnie z góry.

Zaraz wstanę i rozbiję szklankę na jego głowie, przysięgam.

- Puść mnie - powiedziałam przez niemal zaciśnięte zęby, ale brunet nic sobie z tego nie zrobił.

- Nie odpisałaś mi wczoraj - brzmiał na lekko podirytowanego, co zaczęło irytować i mnie.

- No i? - uniosłam brew, posyłając mu spojrzenie. - Nie mam takiego obowiązku.

Odłożyłam szklankę na podłogę, a potem złapałam za jego rękę która była w moich włosach aby ją stamtąd wyplątać. Nick łatwo mi na to pozwolił, więc gdy tylko upewniłam się że już mnie nie dotyka, wstałam z podłogi. Nie będę z nim tutaj siedzieć. Wolę iść powyzywać się z pijanym Jakiem.

I wtedy zostałam pociągnięta za nadgarstek. Poleciałam prosto na Hortona, w ostatniej chwili umieszczając dłonie na oparciu kanapy po dwóch stronach jego głowy, a moje kolano wylądowało na jego udzie. Posłałam mu rozdrażnione spojrzenie i już miałam odbić się od mebla aby odejść, ale dłoń chłopaka wylądowała na moich plecach.

- Chcesz powtórkę spod szkoły czy o co ci chodzi? - zapytałam, nawiązując do tego jak dostał ode mnie wtedy w twarz.

Zobaczyłam jak jego szczęka mocno się zacisnęła, podczas gdy jego plecy odsunęły się od oparcia kanapy. Nasze twarze były blisko siebie, a ja poczułam jak brunet mocniej łapie materiał mojej bluzy zaciskając tam dłoń w pięść.

- A może to ty chcesz powtórkę z wczoraj, co? - na początku nie zrozumiałam o co mu chodzi, dopóki jego druga dłoń nie wylądowała na mojej szyi.

Spojrzałam na niego ostro spod rzęs. Teraz to wyprowadził mnie z równowagi i dobrze o tym wiedział ponieważ jego usta zakręciły się aroganckim uśmieszku. Nasze nosy prawie się stykały, a moja klatka piersiowa zaczęła gwałtownie się unosić. Czy to normalne, że jestem na niego niebywale wściekła i mam ochotę go uderzyć, ale jednocześnie czuję jak moje podbrzusze przyjemnie się kurczy? Cóż, zdecydowanie nie.

- Powtórzę ostatni raz. Puść mnie - spojrzałam prosto w jego brązowe tęczówki, które powodowały że czułam się jakby poraził mnie prąd.

- Czemu mi nie odpisałaś? - zapytał, na co zmarszczyłam brwi.

- Na prawdę? Jeszcze pytasz? - prychnęłam pod nosem, a potem zdjęłam jego dłoń ze swojej szyi i się wyprostowałam na co o dziwo mi pozwolił.

A potem podniósł się z kanapy i stanął na równe nogi, nieco nade mną górując.

- Tak - staliśmy blisko siebie, ale nasze ciała w żaden sposób się nie dotykały.Pokręciłam głową i cmoknęłam językiem.

On na prawdę był niemożliwy. Słyszałam śmiechy moich przyjaciół dobiegające z kuchni, ale miałam je teraz niepodważalnie gdzieś. Na moment przerwałam kontakt wzrokowy z Hortonem, ale zaraz zadarłam głowę do góry znów spotykając się z jego tęczówkami.

- Nie mam pojęcia czego ty w ogóle oczekujesz. Dwa razy pomogłam twojej siostrze, a za tym drugim podstępem wyciągnąłeś mnie z domu i nawet nie raczyłeś mi podziękować - warknęłam w jego stronę. - Jakby było mało, wczoraj zrobiłeś głupotę a ja mimo to nie powiedziałam o tym Annie. A potem ty znów na mnie plujesz jadem chociaż nie zrobiłam nic złego poza wyświadczeniem ci kolejnej przysługi. Jeżeli myślisz, że tak to wszystko działa to jesteś w wielkim błędzie, a jeśli tak samo traktujesz swoich przyjaciół, to szczerze im współczuję.

Jego żuchwa zacisnęła się tak mocno, że przez moment wydawało mi się iż przebije się przez skórę. Bez tego była mocno zarysowana, ale teraz przechodziła samą siebie. Jego ładne brązowe tęczówki utkwione były w moich. Ani na sekundę jego wzrok nie powędrował w inne miejsce. Wydawało mi się, że stoimy tak wieczność, a było to może pięć sekund. Postanowiłam nie marnować więcej czasu i bez słowa więcej skierowałam się do kuchni. Vee siedziała na blacie i obserwowała jak Jake bawi się w barmana. Z tym że większość alkoholu zalewała podłogę zamiast wpadać do szklanki.

- Okej, daj mi to - podeszłam do Harveya i zabrałam od niego butelkę.

- Ale dobrze mi idzie! - Jake wydął wargi, na co posłałam mu mordercze spojrzenie.

Co za sierota.

- Jake, idź stąd i najlepiej napij się wody zanim zrobisz sobie krzywdę własnymi rękami - zakręciłam butelkę i odłożyłam ją na blat.

Potem złapałam za ręcznik papierowy i zaczęłam sprzątać bałagan jaki zostawił mój przyjaciel. W międzyczasie do kuchni wszedł Nick, który zaraz zwyczajnie zaczął rozmawiać sobie o czymś z moimi przyjaciółmi. Ale ja kompletnie się wyłączyłam, ponieważ samo przyswajanie jego głosu działało mi teraz na nerwy.

Kiedy skończyłam sprzątać umyłam swoje ręce, a potem głośno odetchnęłam. Wróciłam do salonu, gdzie złapałam za drinka który wciąż był na podłodze i wypiłam jego zawartość do dna. Odłożyłam szklankę na mały stolik do kawy, a potem złapałam za swoją torbę i wróciłam do kuchni.

- Ja będę lecieć - oznajmiłam, co zwróciło uwagę śmiejącej się trójki.

- Co? Czemu? - Vee wyglądała na niepocieszoną, a Jake chyba średnio kontaktował co się dzieje.

- Po prostu muszę iść - po tych słowach poczułam na sobie ciemne tęczówki, które uporczywie starałam się ignorować.

- Ale Sloane, przecież.. - nie dałam Vee skończyć, ponieważ uniosłam dłoń ku górze.

- Nie mówię, że macie iść ze mną - posłałam jej delikatny uśmiech. - Bawcie się.

Cholera niech on się tak nie gapi, bo zaraz coś mnie trafi. Poprawiłam swoje włosy a potem przysunęłam się do Vee aby ucałować jej policzek. Kiedy podeszłam do Jake'a, owinął wokół mnie swoje ręce i na moment mnie podniósł. Zaśmiałam się na ten gest, ponieważ zaczął obracać się w koło.

- Jake przestań! Zaraz się przewrócimy! - pisnęłam, wciąż się śmiejąc ponieważ zaczął mnie łaskotać.

Już zaczynało brakować mi oddechu, kiedy brunet w końcu postanowił się nade mną zlitować. Jednak w momencie kiedy mnie odstawił, łokciem zachaczyl o szklankę która roztrzaskała się na płytkach tuż obok moich nóg. Gwałtownie się skuliłam, wydając z siebie cichy jęk bólu, kiedy poczułam odłamek szkła wbijający się w miejsce tuż za moją kostką przy samym ścięgnie.

- Kurwa - mruknęłam pod nosem.

- O Boże - Jake kucnął, aby zobaczyć co się stało.

Próbował złapać mnie za nogę, ale szybko się odsunęłam robiąc kilka kroków do tyłu co tylko nasiliło ból. Nie lubiłam kiedy ktoś dotykał moich ran. Zawsze się bałam, że wtedy będzie bolało bardziej niż kiedy sama pogorszyłabym sprawę. Poza tym Jake nie jest teraz w najtrzeźwiejszym stanie umysłu.

- Sloane - mój przyjaciel podszedł bliżej mnie - przepraszam, nie chciałem..

Jego twarz wyrażała czyste zmartwienie i stres, jakby stało się coś strasznego.

- Nic mi nie jest. Nie zrobiłeś tego specjalnie - natychmiast mu przerwałam, machając ręką.

To był zwykły wypadek, nic takiego. Nie rozumiem dlaczego Jake tak panikował.

- Co za oferma - odezwała się Vee - lepiej pomóż mi to posprzątać, zanim ktoś jeszcze się zrani.

Brunetka spojrzała na Harveya, który pokiwał głową i obydwoje zabrali się za sprzątanie bałaganu. Zacisnęłam mocno zęby, czując w swojej skórze szkło które akurat trafiło w niezbyt wygodne miejsce. Każdy najmniejszy ruch mojej stopy sprawiał, że ból się nasilał. Wypuściłam powietrze z płuc, a potem powoli zrobiłam krok. I to był raczej mały błąd, ponieważ odłamek szkła wbił się nieco bardziej, lub po prostu to niefortunne miejsce wywoływało więcej bólu niż jakiekolwiek inne. Uniosłam stopę do góry i złapałam się blatu.

Może i miałam zamiar skakać na jednej nodze aż nie znajdę się w łazience, a może nie.

I wtedy poczułam dużą dłoń, która znalazła się na mojej talii. Nick mocno przyciągnął mnie do swojego ciała, zaciskając palce na mojej skórze.

- Chodź - mruknął pod nosem, a potem powoli zaczął mnie prowadzić.

Kiedy znaleźliśmy się już w łazience, usiadłam na brzegu wanny oddychając przy tym z ulgą. Spojrzałam na swoją ranę, której widok zaraz zasłoniła mi twarz Hortona.

- Co ty robisz? - zapytałam, przełykając ślinę.

- Pomagam ci - odparł z irytacją.

Na jego twarzy wciąż widniał grymas, jakby był z czegoś bardzo niezadowolony. Jeśli ma mi robić łaskę, to podziękuje.

- Nie - popatrzyłam na niego spod rzęs. - Nie chcę twojej pomocy.

- Bo mnie to interesuje - wymamrotał pod nosem, a potem zobaczyłam jak odkręca małą butelkę z wodą utlenioną.

Zacisnęłam dłonie na brzegu wanny, w myślach puszczając wiązankę przekleństw.

- Ktoś tu ma milion humorków na minutę - powiedziałam to bardziej do siebie, ale i tak wiem że to usłyszał ponieważ zaraz poczułam nieprzyjemny ból.

Nick zwinnym ruchem wyjął mały odłamek szkła z mojej stopy, następnie przyciskając w tamto miejsce wacik pełen wody utlenionej. To było to, czego nienawidziłam najbardziej. Nie znoszę kiedy ktoś dotyka moich ran. Jestem raczej samowystarczalna.

- Mogłabyś się nie ruszać? - posłał mi ostre spojrzenie, a ja nawet nie zdałam sobie sprawy że w ogóle poruszyłam nogą.

- Mógłbyś przestać być dupkiem? - syknęłam, kiedy docisnął do mojej rany kolejny wacik.

Jednak tym razem kącik jego ust powędrował na moment do góry. Z pewnością cieszył się, że sprawiał mi ból. Na szczęście nie było dużo krwi, więc liczę na to że zaraz wyjdę z tego mieszkania i będę mieć spokój.

Chwilę później na mojej kostce pojawił się niewielkich rozmiarów plasterek. Nie mogłam nie parsknąć śmiechem, kiedy zobaczyłam że miał on na sobie rysunki Spidermana.

- Już - oznajmił, następnie zbierając wszystkie rzeczy i podnosząc się do góry posłał mi spojrzenie.

- No co ty - westchnęłam, odgarniając włosy z twarzy.

Nick schował wszystkie rzeczy do szafki pod umywalką, a potem się o nią oparł.

- Możesz wstać? - jego twarz była obojętna, ale zarazem ostra. Była tak precyzyjnie wyrzeźbiona, jakby był greckim posągiem.

Przewróciłam oczami, a potem powoli odepchnęłam się od zimnej powierzchni wanny. Stanąłem na równych nogach, lekko poruszając kostką którą zraniłam. Widziałam jak Horton skinął głową, a potem bez słowa wyszedł z łazienki.

Przestąpywałam z nogi na nogę, aby w jakoś sposób ocenić poziom bólu. Nie było tak źle, chociaż im częściej poruszałam stopą tym bardziej mnie bolało. Ruszyłam do drzwi, a kiedy dotarłam do progu, zderzyłam się tam z czyjąś klatką piersiową. Horton stał przede mną w dłoni trzymając moją czarną torbę. Nie zdążyłam nawet wypowiedzieć jednego słowa, ponieważ brunet przerwał ciszę.

- Odwiozę cię - spojrzał na mnie z góry, następnie podając mi moją własność.

- Czemu? - zmarszczyłam lekko swoją twarz, zarzucając torbę na ramię.

Nawet nie zauważyłam kiedy mi się z niego zsunęła.

Nick oparł obydwie dłonie o framugi drzwi i popatrzył na mnie w dół. Przełknęłam ślinę, zdając sobie sprawę że to już nie pierwszy raz kiedy zasycha mi przy nim w gardle. Ale cóż mogę poradzić na tę jego górującą nade mną sylwetkę i napięte mięśnie.

A potem miętowy oddech owiał moją twarz.

- Zaczynam spłacać swój dług.






*

xx. B

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro