48. Był sztuką samą w sobie.
Zaciągnęłam się powoli powietrzem, słysząc za oknem mocny deszcz. Przejechałam językiem po spierzchniętych wargach, powoli wybudzając się z głębokiego snu. Poruszyłam się na łóżku, ale kiedy chciałam się przeciągnąć przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny prąd. Ramiona i plecy intensywnie mnie bolały, nie wspominając o nadgarstkach. Otworzyłam oczy, zdając sobie sprawę iż leżałam sama na środku materaca. Na szafce nocnej stała szklanka wody, na widok której od razu poczułam suchość w gardle. Udało mi się przeczołgać po materacu na łokciach, aby zaraz wyzerować całą zawartość szklanki. Odetchnęłam z ulgą, znów opadając na poduszkę. Włosy zasłoniły mi niemal całą twarz, a ja byłam zbyt leniwa żeby je odgarnąć.
W mieszkaniu było dziwnie cicho, przez co zaczęłam się zastanawiać czy to wszystko mi się przypadkiem nie przyśniło. Leżałam bez ruchu przez kolejne kilkanaście minut, aż w końcu zdecydowałam się wstać. Z grymasem na twarzy powędrowałam do kuchni. Zobaczyłam swój telefon leżący na blacie, więc od razu go podniosłam i usiadłam przy wyspie kuchennej. Ziewnęłam głośno, sprawdzając powiadomienia. Pierwsze co przykuło moją uwagę, to wiadomość od nieznanego numeru. Weszłam w konwersację i jak się okazało, był to ten sam nadawca który już kiedyś do mnie pisał, ale myślałam że to żart. Przełknęłam ślinę, a moje ciało nieco się spięło kiedy odczytałam wiadomość.
Od: Nieznany
Nie ma za co
Wiadomość została wysłana przed północą. Oznaczało to, że było to jakoś zaraz po tym jak wydostałam się z magazynu.
A raczej ktoś mnie wydostał.
Czy to możliwe, żeby osoba ukrywająca się pod tym numerem mnie uwolniła?
Odpowiedziałam dwoma pytajnikami, czując się coraz mniej komfortowo. Odłożyłam telefon starając się nawet na niego nie patrzyć, kiedy wstałam aby przygotować sobie kawę. Telefon zawibrował kiedy upijałam pierwszy łyk. Stanęłam przy wyspie, a kubek zastygł mi w dłoni tuż przy wargach. Stałam nieruchomo mając w głowie miliony różnych opcji. Najbardziej prawdopodobne było to, iż pomógł mi ktoś z Rooks. Ktoś, kto znał plan Mavericka, ale nie do końca się z nim zgadzał. Nie było opcji, żeby ktokolwiek inny jakimś cudem wiedział gdzie się znajdowałam. Raczej nikt z nudów nie chodzi po opuszczonych i starych magazynach. W sumie na świecie są różni ludzie, ale nie mnie to osądzać. Chryste, mój mózg pracował na najwyższych obrotach, a możliwe że odpowiedź miałam tuż przed sobą. Zestresowana odblokowałam ekran, tylko po to aby zobaczyć iż było to powiadomienie z banku, o treści „oszuści znowu atakują".
Odetchnęłam głęboko, odkładając kubek na blat. Uniosłam wzrok ku niebu, w duchu kpiąc z samej siebie.
Sekundę później usłyszałam jak drzwi się otwierają, a zaraz do kuchni wszedł Nicholas. Trzymał w dłoni reklamówkę z charakterystycznymi dla mojej ulubionej restauracji logo. Czy zrobiło mi się z tego powodu ciepło na sercu? Być może.
Jednak bardziej cieszył się teraz mój żołądek.
- Chińszczyzna na śniadanie. Czemu zawdzięczam ten zaszczyt? - oparłam się dłońmi o blat, prostując ręce w łokciach.
Nicholas bezwstydnie zmierzył mnie wzrokiem, a potem położył na wyspie reklamówkę.
- Wiesz, że jest już prawie druga? - ciemnowłosy głośno westchnął, nachylając się aby mnie pocałować.
Cholerne skrzydlate potwory zrobiły sobie rundkę po moich wnętrznościach, kiedy miękkie wargi chłopaka odnalazły moje. Był to krótki pocałunek, ale i tak poczułam go aż po czubki palców. Przełknęłam ślinę, udając że wcale nie zrobiło to na mnie wrażenia a potem zaczęłam rozpakowywać jedzenie. Zapach makaronu dotarł do moich nozdrzy, przez co tylko zrobiłam się bardziej głodna.
- Kiedyś jadałam śniadania o czwartej - wzruszyłam ramionami, wyciągając kartonowe opakowania na blat.
- Jakoś mnie to nie dziwi - skomentował, następnie spotykając się z moim wrogim spojrzeniem.
Jak zwykle nie zrobiło ono na nim żadnego wrażenia, czego się spodziewałam. Wyrzuciłam reklamówkę, a potem wzięłam z szuflady metalowe pałeczki. Usiadłam przy blacie i podałam jedną parę ciemnowłosemu. Podczas gdy on odpakowywał swoją porcję, ja piłam jeszcze kawę.
- Jak się czujesz? - zapytał, mieszając pałeczkami makaron.
Nie patrzył na mnie. Trochę mnie to zdziwiło, ponieważ Nicholas uwielbiał wlepiać we mnie te swoje duże czekoladowe oczy, a już szczególnie kiedy zadawał mi takie pytania. Tym razem unikał kontaktu wzrokowego, skupiając swoją uwagę na wnętrzu kartonowego opakowania.
- Normalnie - wzruszyłam ramionami, łapiąc kubek dwiema dłońmi.
Obserwowałam jego profil kiedy jadł, czekając aż się zdenerwuje. Po prostu chciałam, żeby na mnie popatrzył. Był cierpliwy przez dokładnie dwie minuty, aż w końcu odetchnął i odłożył opakowanie na blat. Powoli obrócił głowę w moją stronę. Jego twarz nie wyrażała absolutnie niczego. Był jak posąg.
- Jedz, bo zaraz będzie zimne - skinął głową w kierunku mojej porcji, nie zrywając ze mną kontaktu wzrokowego.
- Zacznę jeść jak powiesz mi co się dzieje - odparłam, odkładając kubek.
Ułożyłam łokieć na blacie, przekręcając się nieco bardziej w jego stronę. Przecież nie byłam głupia i widziałam, że coś go gryzło. Prawdopodobnie miało to związek z Maverickiem. Wczorajsze nowości z pewnością go dotknęły, czego oczywiście nie chciał pokazać. Ostatnimi czasy Nicholas był nieco bardziej wokalny. Przyznawał, kiedy coś go drażniło, irytowało lub gdy coś mocno mu się podobało. Właśnie dlatego patrząc teraz na jego pustą twarz, nie potrafiłam zrozumieć dlaczego się to zmieniło. Z pewnością się obwiniał, bo robił to zawsze kiedy działo się coś złego pod jego nieobecność. Ostatnim razem był wściekły. Nawet kiedy rozmawialiśmy tej nocy, widziałam iż był zły. Teraz przypominał mi początki naszej znajomości, kiedy nasza komunikacja była bezbarwna.
- A co się ma dziać? - westchnął ze zrezygnowaniem, co sprawiło iż poruszyłam lekko szczęką.
Jasne. Możemy udawać.
- Ależ nic - machnęłam ręką - masz rację. Wszystko jest w jak najlepszym porządku - uśmiechnęłam się szeroko, następnie biorąc się za odpakowywanie swojego pudełka.
Nick obserwował moje dłonie, a potem jego brwi się zmarszczyły. Podążyłam za jego wzrokiem, zdając sobie sprawę iż patrzył na moje nadgarstki, a raczej fioletowo-żółtą skórę i wgłębienie od sznurka. Tak, nie wyglądało to przyjemnie, nie wspominając iż bolało jak diabli. Postanowiłam jednak zachowywać się tak jak on, dając mu posmakować tej samej goryczy. Teraz to on przyglądał mi się kiedy jadłam, z tym że ja twardo walczyłam aby na niego nie spojrzeć.
Zrobiłam to dopiero kiedy przyciągnął do siebie stołek na którym siedziałam. Westchnęłam głośno, obdarzając go spojrzeniem.
- Jedz, bo zaraz będzie zimne - powtórzyłam jego słowa z taką samą obojętnością, o ile nie stukrotną.
Nicholas przewrócił oczami. Jego dłoń znalazła się przy mojej twarzy, kiedy swoim kciukiem wytarł kącik moich ust. Zaraz po tym oblizał swój opuszek palca, wbijając we mnie spojrzenie. Znów dziwne uczcie pojawiło się w moim wnętrzu. Robił to, żeby mnie rozproszyć.
- Obwiniasz się - stwierdziłam po chwili ciszy, z trudem wyrywając się spod jego uroku.
Horton przewrócił oczami, na moment zrywając ze mną kontakt wzrokowy.
- No co ty. Jak miałbym się obwiniać za to, że na prośbę mojego ojca zgodziłem się pojechać do Charlotte w Karolinie Północnej żeby załatwić jedną rzecz, a on w międzyczasie zrobił ci krzywdę, bo wiedział że jakbym był w pobliżu to postawiłbym istnienie Rooks pod znakiem zapytania? - Ciemnowłosy wzruszył obojętnie ramionami, pokazując ten swój cholerny cynizm.
- Nie powinieneś się obwiniać. To ja stworzyłam ten cały bałagan. Jeśli ktoś tutaj jest winny, to jestem to ja - wypowiedziałam na głos słowa, które ciążyły mi już od dłuższego czasu.
Nicholas momentalnie zmarszczył twarz, patrząc na mnie niezrozumiale.
- Ty? - pokręcił powoli głową - Raczysz wytłumaczyć?
Mój apetyt wyparował, a wszystko dookoła stało się trochę bardziej szare. Już od dawna bałam się przyznać przed samą sobą, bojąc się iż mnie to złamie. Ciągle miałam to gdzieś z tyłu głowy, ale nie chciałam tam zaglądać. Była to jednak prawda. Czy tego chciałam, czy nie.
- To ja zdecydowałam się dołączyć do Rooks. Przypominam, że chciałeś mnie od tego odwieść, ale nie posłuchałam. Pozwoliłam na to, żeby mnie zmanipulowali. Może i groźby które składali były wystarczającym powodem żebym im na to pozwoliła, ale może były to też puste słowa na które dałam się nabrać? Tego nigdy się nie dowiem, bo weszłam do tego świata zanim wszystko szczegółowo przeanalizowałam. Postąpiłam bezmyślnie - odchrząknęłam, poprawiając się nieco na stołku. Najgorsza część mojej wypowiedzi właśnie nadchodziła - A do tego wciągnęłam w to jeszcze ciebie. Tak, byłeś już w Rooks, ale to ja byłam tą która dodawała ci problemów i sprawiała iż piętrzyły się one z prędkością światła. Gdyby nie ja, Josh byłby dla ciebie pół mniejszym problemem, nie miałbyś całej rady na ogonie, a twój ojciec... - tutaj się zatrzymałam.
Nie byłam w stanie dokończyć tego zdania. Bolało mnie to za bardzo. Zacisnęłam usta w wąską linię, patrząc gdzieś w bok. Mentalnie zbierałam się w sobie, aby kontynuować co teraz wcale nie było łatwe. Nie, kiedy w głowie nadal miałam obraz mieszkania Nicholasa oraz jego pokiereszowanego ciała.
- Po prostu uważam, że wiele złych rzeczy stało się z mojej winy i to niesprawiedliwe, kiedy myślisz na odwrót - zakończyłam swój monolog, patrząc w jego piękne czekoladowe tęczówki bez żadnego wyrazu.
Nicholas patrzył na mnie ze zmarszczonymi brwiami, dokładnie analizując każdy centymetr mojej twarzy. Wiedziałam, że miałam rację. Już nie raz plułam sobie w brodę, że nie rozegrałam tego wszystkiego inaczej, ale czas aby to naprawić już nie istniał. Było za późno. Wszystko zabrnęło za daleko.
- Harmon, ale wiesz że ja nie mam piętnastu lat? - zapytał, ciężko przy tym wzdychając - To nie tak, że kazałaś mi to wszystko robić. Jestem jak najbardziej świadomy swoich wyborów. Gdybyśmy mogli cofnąć się w czasie, to i tak podjąłbym te same decyzje. Dla ciebie warto czasem pobrudzić sobie ręce krwią - patrzył prosto w moje oczy, a ja spijałam każde jedno jego słowo niczym najsłodszy z miodów.
Za każdym razem kiedy myślałam, że wszystko się rozpadnie on sprawiał iż wierzyłam, że istniało coś takiego jak szczęśliwe zakończenie.
Nie wierzyłam jednak, że mogło ono przytrafić się mnie.
- O nie - ciemnowłosy mruknął pod nosem, niemal całkowicie się załamując.
- Co? - zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc jego nagłej zmiany postawy.
- Widzę, że myślisz bo masz tą swoją bolącą minę, a to nie może wróżyć nic dobrego - Nick wciągnął powietrze przez zęby, a potem wcisnął mi do rąk pudełko z makaronem - Masz, zajmij się czymś innym.
Na jego twarzy malował się ten pełen samozadowolenia uśmiech, który miałam ochotę brutalnie z niego zedrzeć. Cóż to, albo jego ubrania. Nie podjęłam jeszcze decyzji.
- Wiesz, Nick. Chciałam zauważyć, że ja też nie mam piętnastu lat. Może zamiast dawać mi swoje złote rady, daj je sobie samemu i zacznij się ich słuchać - oznajmiłam, wkładając makaron do buzi, a później zaczęłam wciągać go na tyle mocno aby pochlapać sosem siedzącego przede mną bruneta.
Zmarszczył twarz i przetarł policzek wierzchem dłoni, co oznaczało iż go trafiłam.
- Racja, ty to nawet nie wiem czy masz piętnaście - mruknął Horton, patrząc na mnie z zażenowaniem, chociaż w jego oczach widziałam zaczepne iskry.
- To chyba niedobrze dla ciebie - bąknęłam, następnie przełykając makaron.
- A to dlaczego? - Nick nachylił się lekko w moją stronę, patrząc na mnie jakbym miała powiedzieć coś głupiego.
Oblizałam wargi z sosu, także nachylając się w jego stronę. Dokładnie tak samo, jak ciemnowłosy zrobił to przed chwilą.
- Biorąc pod uwagę to co razem robiliśmy, mógłbyś trafić za kratki - odparłam, wciągając powietrze przez zęby.
Chryste, ależ ja uwielbiałam powtarzać przy nim jego własne zachowania. To było na prawdę zabawne, obserwować jak chłopak doskonale zdaje sobie z tego sprawę i ledwo się kontroluje. Na przykład tak jak teraz, kiedy uśmiechał się w ten swój groźny ale zarazem rozbawiony sposób, językiem przejeżdżając po zębach. Mogłabym wpatrywać się w niego godzinami. Czy był poważny, śmiał się, prowadził samochód a nawet kiedy spał. Był sztuką samą w sobie, a ja nie potrafiłam nakarmić się nią do syta. Ciągle było mi mało. Chciałam więcej i więcej.
- Skoro i tak skończę za kratkami, to nie zaszkodzi jeśli zrobię to - Nick pochylił się jeszcze bardziej, oplatając ramieniem moje ciało.
Zacisnął palce na moim boku, jednocześnie wciskając w moje usta pocałunek. Omal nie spadłam z tego pieprzonego stołka, ale ciemnooki mocno mnie trzymał. Nie pozwolił mi upaść. Po kilkunastu bardzo intensywnych sekundach oderwał się od moich warg, nosem zahaczając o ten mój. Zmarszczyłam go lekko, opierając wyprostowane ręce na jego barkach. Patrzyłam w jego hipnotyzujące czekoladowe tęczówki. Przez niego już nigdy nie zjem czekolady w spokoju. Zawsze będzie mi o nim przypominać.
Horton złapał tył moich ud, a później podniósł mnie do góry, wstając ze stołka razem z moim ciałem. Podrzucił mnie nieco, aby było mu wygodniej. Rozejrzał się dookoła, mrużąc oczy.
- Co ty robisz? - zmarszczyłam lekko brwi, obserwując jego skupioną twarz.
- Zastanawiam się gdzie zjeść deser - odparł, a zanim zdążyłam o cokolwiek zapytać Nick ruszył do salonu i usiadł na kanapie.
Jego usta przyssały się do mojej szyi, którą obdarowywał mokrymi pocałunkami. Krótkimi, długimi. Jego oddech sprawiał iż robiła mi się gęsia skórka. Moje ciało rozpływało się w jego ramionach. Trzymał mnie mocno i pewnie, a kiedy zrobiłam się niecierpliwa i chciałam go pocałować, ciemnowłosy zwinnie zakrył mi usta dłonią.
- Kto nie zjadł obiadu, ten nie zasługuje na deser - powiedział śmiertelnie poważnie, następnie łapiąc za moje włosy.
Pociągnął je do tyłu aby unieruchomić moja głowę w górze. Nie pozwolił mi nią ruszać, wracając pocałunkami do mojej szyi i szczęki. Zacisnął dłoń na moim pośladku, a jego oddech z każdą chwilą stawał się cięższy. Czułam go pod sobą coraz intensywniej. Przejeżdżałam palcami przez jego włosy oraz kark, momentami mocniej zaciskając paznokcie na jego skórze. Puścił w końcu moje włosy, a jego dłonie zaczęły wędrówkę po moim ciele.
- Nick - odetchnęłam ciężko, kiedy mocno przyssał się do miejsca tuż pod moim uchem.
W końcu nie wytrzymałam i pchnęłam go na oparcie kanapy. Jego włosy były potargane, a źrenice rozszerzone. Malinowe wargi Nicholasa były opuchnięte i tak bardzo spragnione pocałunków. Mimo iż to on był pode mną, patrzył na mnie w taki sposób że czułam się jakbym była na jego miejscu. Ten człowiek owinął mnie sobie wokół palca i dobrze o tym wiedział. Ale i ja zrobiłam z nim to samo. Co chwilę się poruszał, jakby nie chciał odsuwać warg od mojej skóry ani na jedną chwilę. Trzymałam go mocno i zawzięcie, wbijając paznokcie w barki chłopaka. Wiedziałam, że zaraz przegram z nim tą bitwę. Już zaczynał się denerwować moim droczeniem się z nim, kiedy to przysuwałam się do niego bliżej, ale zaraz znów odsuwałam się w tył. Wiedział, że robiłam to specjalnie. Nie wyglądał jednak jakby był w humorze na moje żarty. W końcu mu odpuściłam i poruszyłam biodrami, tym samym przysuwając się bliżej. Nicholas wciągnął mocniej powietrze, zaciskając palce na moich udach. Nachyliłam się aby złączyć razem nasze wargi, spotykając się z Hortonem gdzieś w połowie drogi. Oderwał swoje plecy od kanapy, jeszcze bardziej zmniejszając między nami odległość.
Był niecierpliwy tak samo jak ja. Nie potrafiłam się nim nasycić.
Nawet nie wiem kiedy moje ciało zostało rzucone na łóżko w sypialni. Nicholas obserwował mnie z pożądaniem, kiedy podparłam się na łokciach patrząc na chłopaka spod rzęs. Skanował mnie uważnie od stóp do głów. Jego wzrok skupił się bardziej na moich nogach, a ja zadałam sobie sprawę że to przez to iż miały sporo zadrapań i siniaków. Spojrzał na mnie pytająco kiedy wszedł na materac i oparł dłonie po bokach mojej głowy. Chciałam go pocałować, ale mi na to nie pozwolił, co oznaczało że musiałam odpowiedzieć, bo inaczej nie będziemy kontynuować. Westchnęłam męczeńsko, zahaczając palec o srebrny łańcuszek ciemnowłosego.
- Rozwaliłam krzesło - oznajmiłam, co nieco zaciekawiło Hortona.
- Krzesło? - zapytał, marszcząc brwi.
- Później ci opowiem - mruknęłam, przyciągając go za kark do pocałunku.
Nie chciałam zepsuć chwili opowieściami o tym co działo się ze mną w tamtym magazynie.
Nicholasowi jak na razie to wystarczyło. Przyległ do mnie całym swoim ciałem, wślizgując się pomiędzy moje nogi. Było mi coraz goręcej. Traciłam dech w piersiach kiedy tak mnie całował i dotykał. Mój mózg był całkowicie pochłonięty tym chłopakiem. Nie potrafiłam myśleć o niczym innym. Każda komórka mojego ciała i każdy centymetr mojej skóry krzyczały jego imię.
Ale nigdy nie mogło być zbyt pięknie. Ktoś nieustannie dzwonił do mieszkania. Na prawdę miałam to gdzieś przez długi czas, ignorując te irytujące dźwięki. Nicholas także nie reagował, kiedy przyssał się do mojej szyi. Już myślałam, że ten ktoś sobie odpuści, dopóki nie usłyszałam dzwonka do drzwi co oznaczało, że ta osoba jakimś cudem dostała się do budynku. Jęknęłam męczeńsko, podczas gdy Horton z wielką niechęcią się ode mnie oderwał. Położył się płasko na plecach, ściskając palcami skrzydełka nosa.
- Nie wiem kto to, ale zabiję go - warknął, a ja złożyłam jeszcze szybkiego buziaka na jego szczęce i wyszłam z sypialni.
Poprawiłam swoją piżamę oraz włosy, zastanawiając się kto zechciał zniszczyć mi popołudnie. Słyszałam, że Nick za mną szedł ale nie do samych drzwi. Obróciłam na moment głowę, widząc jak opiera się bokiem o ścianę przy wejściu do kuchni. Otworzyłam drzwi, mocno otwierając drewnianą płytę. Nie ukrywałam swojego lekkiego zirytowania, ale kiedy zobaczyłam kto przede mną stał, niemal odebrało mi mowę. W progu był nie kto inny jak Maverick Horton.
- Witaj Sloane - skinął głową, delikatnie się uśmiechając.
Miałam ochotę go uderzyć, ale chyba mi nie wypadało. Że też miał czelność się tutaj zjawić po tym wszystkim. Zmarszczyłam brwi, patrząc na niego pytająco.
- Wpadłem tylko na chwilę. Mogę wejść? - zapytał, co sprawiło iż głośno się zaśmiałam.
- Nie - odparłam, już prawie zatrzaskując mu drzwi przed nosem, ale zatrzymał je swoją dłonią.
- Przyszedłem przeprosić - oznajmił, co sprawiło iż wyrzuciłam bezradnie ręce w powietrze.
To chyba były jakieś żarty. Zarówno mój mózg jak i cały organizm nie potrafiły zrozumieć tak idiotycznego zachowania. Czułam jak coś wypalało mnie od wewnątrz, nie wspominając iż dosłownie zadrżałam ze złości.
- Ja się chyba przesłyszałam - zmrużyłam oczy, odchodząc o krok.
Spojrzałam w stronę Nicholasa, który nadal stał w tej samej pozycji. Miał założone ręce na piersiach, a wzrok jakim obdarowywał swojego ojca był okropnie zimny, ale i władczy. Nie wyglądał jednak na zaskoczonego, co odrobinę mnie zdziwiło. Tym razem spojrzałam na Mavericka, który także obserwował swojego syna.
- Nie przesłyszałaś się. Przyszedłem przeprosić, za zostawienie cię w tym magazynie. Nie wiem jak udało ci się wyjść, ale muszę przyznać że pozytywnie mnie to zaskoczyło - moja twarz kompletnie zmieniła wyraz. To miały być przeprosiny, tak? - Wybacz, nie sugerowałem, że nie byłabyś w stanie - mężczyzna nieco się plątał, a ja nie rozumiałam kompletnie nic.
Cała ta sytuacja była dla mnie cholernie surrealistyczna. Do tego coś nieprzyjemnie zakuło mnie w brzuchu, ponieważ to nie on wysłał swojego człowieka żeby mnie stamtąd zabrał. Ktoś inny to zrobił, a ja nie miałam pojęcia kto.
- Jeszcze raz przepraszam. Taka sytuacja już się nie powtórzy - dodał, a ja usłyszałam ciche chrząknięcie z tyłu.
Nicholas patrzył na ojca z uniesionymi brwiami, jakby czekał na dalszy ciąg wypowiedzi. Maverick zacisnął na moment wargi, a później znów przeniósł na mnie spojrzenie.
- I nie będę już więcej stawał wam na drodze. Nie mogę zabronić ci się spotykać z moim synem - Pan Horton wyglądał jakby mówił szczerze, chociaż miałam nieodparte wrażenie iż te słowa pochodziły od Nicholasa.
- Ale.. - chciałam coś powiedzieć, jednak mężczyzna znów przerwał mi uniesieniem dłoni.
- Nic nie mów. Nie oczekuję przyjęcia przeprosin. Nie będę wam już przeszkadzał. Miłego dnia - Maverick skinął głową, a Nicholas pomachał do niego palcami.
Zamrugałam kilkakrotnie, na moment się zawieszając. Mężczyzna zniknął z mojego pola widzenia, a ja zamknęłam powoli drzwi i obróciłam się do Hortona.
- Co ty zrobiłeś? - zapytałam, obserwując jego zadowoloną z siebie twarz.
- Ależ nic - wzruszył ramionami, powoli do mnie podchodząc.
Sięgnął za moje plecy aby zamknąć drzwi, a potem ułożył dłonie na moich biodrach aby mnie w je wcisnąć. Przekręcił głowę w bok, obserwując mnie z takim samym głodem jak wcześniej.
- Nicholas - powiedziałam ostrzegawczo, chociaż to co robił cholernie mnie rozpraszało, a skurcze w moim brzuchu potroiły siły.
Zjechał dłońmi na moje pośladki, a potem uniósł mnie w górę. Owinęłam go nogami, zaplatając palce na jego karku.
- Nie musisz się niczego obawiać, Harmon. Już nigdy więcej - jego głos był niski i pewny, podczas gdy tak ładnie patrzył w moje oczy - Prędzej piekło zamarznie, niż stanie ci się krzywda - ujął moją twarz w swoje wielkie dłonie - Dopóki żyję, dopilnuję tego.
Przełknęłam ciężko ślinę, kiedy pocałował delikatnie moje czoło. Uwierzyłam mu. Te zwykłe słowa sprawiły, iż jeden z kilkunastu kamieni spadł z mojego serca.
- A teraz, jeśli pozwolisz, chciałbym kontynuować to co zostało nam przerwane - mruknął, a opuszki jego kciuków kreśliły kształty na mojej szczęce.
Rozpływałam się. Stałam przed tym chłopakiem nie potrafiąc znaleźć jakichkolwiek słów, a zawsze miałam tyle do powiedzenia. Czułam jakby woda z ogniem walczyły w moim wnętrzu. Było mi gorąco, ale miałam dreszcze. Moje wnętrzności zwijały się w konwulsjach boląco przyjemnych i bałam się, że się od tego uzależnię. Źrenice Hortona były tak duże, że ledwo widziałam czekoladowy kolor jego tęczówek. Zaczęłam oddychać ciężej. Było mi tak gorąco, a miałam na sobie niewiele. Złapałam za nadgarstki Nicholasa i zaczęłam sunąć nimi niżej. Zrozumiał iż w ten sposób dawałam mu nieme pozwolenie, dlatego nawet się nie zawahał. Mocno i pewnie ścisnął moje boki, jednocześnie wciskając mi w usta pocałunek. Wplotłam palce w jego miękkie włosy, podczas gdy chłopak ruszył do salonu. Sprawnie pozbywał się zarówno moich jak i swoich ubrań, starając się w tym czasie nie przerywać pocałunków. Jego usta bez przerwy były w kontakcie z moją skórą. Powietrze przecinały jedynie nasze głośne oddechy, sapanie oraz jęki. Momentami moje nogi nie dawały już rady kiedy to ja przejmowałam kontrolę, ale zazwyczaj działo się to tylko na kilka sekund. Bo przecież to on musiał dominować i to nie tylko w tej kwestii. Brakowało mi tchu. Moje paznokcie zostawiły na nim wiele śladów, za co zawsze dziękował mi cholernie gorącym mruknięciem. Nasze splecione ze sobą ciała dawały sobie tak wiele przyjemności. Takiej, która pozostawiała ślad na ludzkiej duszy.
Moją ten człowiek oznaczył i zniszczył już doszczętnie.
***
Siedziałam w fotelu z kubkiem kawy w dłoniach, obserwując śpiącego na kanapie Nicholasa. Leżał na brzuchu przykryty kocem do połowy, co dawało mi całkiem dobry widok na jego umięśnione plecy. Blade światła świeczki oraz lampy oświetlały pomieszczenie, a w powietrzu unosił się zapach cynamonu, jabłek i kawy którą piłam. Miałam lekkie deja vu ponieważ już kiedyś obserwowałam ciemnowłosego kiedy spał. Teraz jednak czułam się komfortowo i spokojnie, chociaż momentami negatywne myśli wpadały do mojej głowy próbując pokonać te dobre. Tym razem było ich zbyt wiele, aby się poddać. Mogłabym patrzyć na niego godzinami, o ile nie całymi wiekami a i tak by mi się to nie znudziło. Czy to możliwe, żeby wszystko w końcu zaczęło się układać? Żebyśmy mogli złapać oddech i cieszyć się chwilą, zamiast czekać na jej koniec?
Cholernie bałam się, że zaraz coś się stanie i wszystko runie. Często miałam takie sytuacje w życiu. Z czegoś dobrego mogłam czerpać radość maksymalnie kilka godzin, leżąc na łóżku z uśmiechem na ustach. Niestety później okazywało się, że leżałam na detonatorze.
Po cichu podeszłam do wyspy kuchennej aby wziąć swój telefon. Miałam ochotę zrobić Nicholasowi zdjęcie, ponieważ wyglądał cholernie dobrze w moim salonie. Dopiero kiedy odblokowałam ekran i zobaczyłam nową wiadomość, przypomniałam sobie o nieznanym numerze i tajemniczej wiadomości. Odpowiedź na którą oczekiwałam w końcu widniała na ekranie. Wpatrywałam się w nią ze zmarszczonymi brwiami, w głowie mając miliony myśli na minutę.
Od: Nieznany
Wyjaśnię, gdy się spotkamy. Do zobaczenia.
Pomrugałam kilkakrotnie, czując narastający we mnie stres. Kim do cholery była osoba po drugiej stronie? Szybko wystukałam odpowiedź chcąc dowiedzieć się czegoś więcej, ale gdy tylko kliknęłam wyślij, na ekranie pojawił się komunikat iż nie mogę wysłać wiadomości ponieważ numer nie jest już aktywny. Przeklęłam pod nosem, odkładając urządzenie na blat. Musiałam się dowiedzieć. Ciekawość zżerała mnie od środka.
Powinnam także powiedzieć o tym Nicholasowi. Nie chcę mieć przed nim tajemnic, a poza tym jestem pewna że i tak wróci do tematu mojego pobytu w tamtym magazynie. W końcu to Horton. Musi wiedzieć wszystko bo inaczej wybuchnie.
Poszłam do sypialni po paczkę papierosów, a później wyszłam na balkon aby zapalić. Chciałam oczyścić umysł i trochę ukoić nerwy, a raczej ciekawość. Skoro ten tajemniczy ktoś mi pomógł, to chyba nie powinnam się obawiać? No chyba że zrobili to żeby dopaść mnie później, chociaż nie miałoby to sensu. Mogliby zabrać mnie już wtedy. Moją teorią jest, że to ktoś z Rooks. Ktoś, kto nie darzy Mavericka sympatią, lub może ktoś kto chciałby obalić system.
Byłam w trakcie palenia drugiego papierosa, kiedy usłyszałam jak drzwi balkonowe się uchylają i ktoś wychodzi na zewnątrz.
- Chcesz się przeziębić? - westchnął ciemnowłosy, wkładając papierosa do swoich warg.
Był w pełni ubrany, podczas gdy ja miałam na sobie cienką piżamę. Jesienne powietrze było przyjemne, a ja czasem lubiłam czuć chłód.
- Przecież mam długi rękaw - oznajmiłam, wiedząc iż to żaden argument gdyż materiał nie należał do tych cieplejszych.
- Wstań - Nicholas kiwnął głową, stając przy krześle na którym się znajdowałam.
Posłuchałam go, a później pozwoliłam aby usiadł i wciągnął mnie na swoje kolana. Chryste, to było tak surrealistyczne ale tak dobre. Czułam się jak we śnie, z którego nie chciałam się budzić. Oparłam się wygodniej o ciemnookiego, a on mocniej zacisnął dłoń na moim biodrze, obejmując mnie ciasno ramieniem. Paliliśmy w komfortowej ciszy, przyglądając się miastu. Czy mogłam się ośmielić i stwierdzić, że w tym momencie byłam szczęśliwa? Nawet jeśli tylko to ten ułamek sekundy, moje wnętrzności były zrelaksowane niemal całkowicie. Nie zdarzało się to zbyt często.
- Sloane? - głos chłopka był lekko zachrypnięty, ale i delikatny.
Symfonia dla moich uszu.
- Tak? - obróciłam głowę w bok, aby móc na niego spojrzeć.
Patrzyłam w jego oczy, które wyglądały tak pięknie. To jak na mnie patrzył przesyłało dreszcze wzdłuż mojego kręgosłupa.
Jednak Nicholas nic nie powiedział. Uśmiechnął się krótko, następnie powracając spojrzeniem do panoramy miasta i swojego papierosa.
Miałam nieodparte wrażenie, że chciał coś powiedzieć.
Coś, czego nigdy się nie dowiem.
*
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro