47. Czułam, kiedy Nicholas.
Zawsze czułam się obco w tym świecie. Wydawało mi się, że coś w moim wnętrzu było zepsute. Kiedy byłam mała, pamiętam że często płakałam o największą głupotę, nie wstydząc się wtedy własnych łez. Odkąd skończyłam trzynaście lat, wszystko zaczęło się zacierać. Nie reagowałam emocjonalnie praktycznie na nic. Mimo tego iż potrafiłam zrozumieć jak ktoś się czuł, to ja sama nie potrafiłam tego poczuć. Wszystko miałam w głowie, ale nie w swoim wnętrzu. Kiedy sąsiedzi opowiadali o śmierci kogoś z rodziny, czy kiedy ktoś z okolicy zmarł wskutek podeszłego wieku bądź innych czynników, zawsze obserwowałam ludzki płacz. Każdy wyglądał na szczerze zmartwionego i współczującego. Łzy płynęły po policzkach, ciało doznawało spazm. Głos grzązł w gardle. Tak bardzo chciałam wtedy dołączyć do tych osób. Bałam się, że ci którzy doznali straty będą na mnie źli, że nie współczułam im wystarczająco. Chciałam zrobić coś miłego, bądź powiedzieć coś co doda im otuchy, ale nie potrafiłam. Byłam otępiała na prawdziwe tragedie. Kiedyś płakałam jak zgubiłam zabawkę, a później nie potrafiłam uronić łzy gdy Vee płakała w moich ramionach z powodu jakiegoś głupiego chłopaka. Owszem, czułam się wtedy okropnie, ale musiałam być dla niej silna za nas dwie.
Czy to przez to? Czy przyzwyczajenie do faktu iż zawsze musiałam być silną zabrało mi cząstkę duszy? A może to wszystko było w mojej głowie?
Nawet przemierzając budynek SunTrust Banks wyglądając przy tym jak milion dolarów nie docierała do mnie waga sytuacji. Stresowałam się, jakbym szła na rozmowę o pracę lub miała przed sobą wystąpienie publiczne niczym w podstawówce. Mój mózg wypierał, iż miałam spotkać się z osobą odpowiedzialną za setki przekrętów, okradanie miasta, okradanie Rooks, sprzedaż narkotyków dzieciakom i dwa morderstwa na rękach. Nie potrafiłam tego przetworzyć. Mój organizm zaczął kompletnie wygłuszać jakiekolwiek emocje, a najgorsze w tym wszystkim było to, że tak czułam się lepiej. Szkoda, że nie potrafiłam wygłuszyć pieprzonych napadów lękowych, czy ataków paniki. Czy w ten sposób moje ciało odreagowywało, chcąc po prostu coś poczuć?
Ale ja czułam. Czułam, kiedy nie było to potrzebne. Kiedy nie powinnam.
Nie czułam, kiedy Josh trzymał moją głowę pod wodą, ale czułam kiedy Nicholas. Nie jest to niedopowiedzenie, czy urwane zdanie. Zawiera ono o wiele więcej, o ile nie wszystko.
Tak. Czułam, kiedy Nicholas...
Bo co by nie zrobił, ja i tak byłam całkowicie pochłonięta jego osobą.
I to było w tym wszystkim najgorsze. Bo teraz, siedząc w jakimś starym magazynie przywiązana do krzesła, ja myślałam o nim. Myślałam o Hortonie, bo jego ojciec stał teraz przede mną, obracając pistolet w dłoni. Przechadzał się po betonowej posadzce, kiedy ja starałam się odzyskać kontakt z rzeczywistością. Głowa niemiłosiernie mi pulsowała i bolała od uderzenia. Nie mogłam poruszyć dłońmi, ponieważ były związane zbyt mocno. Każdy najmniejszy ruch sprawiał iż obcierałam skórę. Ale ja myślałam o nim, bo jego ojciec był potworem i wiem, że jakiś czas temu to Nick był na moim miejscu. Przywiązany do krzesła dokładnie tak, jak ja teraz.
- No w końcu - Maverick mruknął pod nosem, podchodząc nieco bliżej mnie.
- Co się dzieje? Czemu jestem związana? - zapytałam, już prawie odzyskując stabilny obraz przed oczami.
- Świetne pytanie - mężczyzna schował swoją broń za pasek - Bo widzisz mamy pewien problem, a mianowicie taki, że nie podoba mi się twój wpływ na Nicholasa.
Westchnęłam ze zrezygnowaniem, odchylając się lekko na krześle. Tak, zdecydowanie najlepszym sposobem na rozmowę było ogłuszenie mnie i zaciągnięcie do jakiegoś zimnego miejsca rodem z horroru.
- Mój wpływ? - patrzyłam na niego całkowicie obojętnie, a moja irytacja zaczynała się potęgować.
- Zanim się pojawiłaś był o wiele lepszym synem. Wykonywał rozkazy bez mrugnięcia okiem. Był godnym następcą, a ty go zepsułaś - Maverick cmoknął językiem z niezadowoleniem - Zaczął się stawiać. Walczyć z własnymi ludźmi. Tak nie powinno być.
- Czyli problemem jest to, że zaczął mieć swoje zdanie? - gdy tylko wypowiedziałam te słowa, od razu pożałowałam że nie ugryzłam się w język.
Maverick w dwóch krokach się przy mnie znalazł, mocno łapiąc moją szczękę. Widziałam po jego twarzy, że był wściekły.
- Jak pierwszy raz cię poznałem, byłem prawie pewny że Katherine się co do ciebie myliła. Jednak to ja się pomyliłem. Jak widać matka wie najlepiej - mężczyzna puścił moją twarz, znów się przechadzając - Dam ci wybór - stwierdził nagle, pocierając brodę - Albo przestaniesz spotykać się z moim synem, albo.. cóż. Dla własnego dobra po prostu wybierz pierwszą opcję. Dopóki nie powróci Nicholas sprzed kilku miesięcy, nie chcę cię przy nim widzieć.
Niestety, ale nie potrafiłam utrzymać kontroli nad śmiechem jaki się ze mnie wydobył. To było tak głupie, że nie mogłam się nie roześmiać. Nicholas jest dorosły. Wszyscy jesteśmy. Decydowanie o znajomościach kończyło się dla rodziców na poziome podstawówki.
Oczekiwałam, że Maverick wybuchnie albo mnie uderzy. Jednak nic takiego się nie stało. Mężczyzna zwyczajnie się uśmiechnął, jakby podzielał moje rozbawienie. Z tym że jego oczy wręcz krzyczały, jak mocno starał się nie stracić kontroli i nie władować mi kulki między oczy.
- To jasne, że jeszcze nie zrozumiałaś czym tak na prawdę jest Rooks i co wiążę się z byciem jego częścią. Ale spokojnie, sprawię że zrozumiesz. Nawet jeśli zajmie mi to miesiące - Maverick schował dłonie do kieszeni swoich garniturowych spodni - Nie martw się, wszystkie twoje nieobecności będą usprawiedliwione.
Zmarszczyłam brwi, a milion pytań przewinęło się przez moje myśli. Chciałam zadać chociażby jedno, ale mężczyzna nie marnował czasu. Wyszedł z pomieszczenia, zostawiając mnie samą. Po kilkunastu sekundach wszystkie światła zgasły, a w pomieszczeniu zrobiło się ciemno. Czarno. Nie widziałam kompletnie nic. Czułam jak chłodny powiew dostaje się do środka przez wentylację. To wszystko.
Mijały kolejne minuty, a ja czułam się coraz dziwniej. Myślałam, że Maverick lub ktoś z jego ludzi zaraz wróci, ale nic takiego się nie stało. Nadgarstki cholernie mnie bolały i ledwo mogłam się poruszyć.
Po kolejnym upływie czasu zaczęłam wołać. To robiło się żałosne, a ja nie miałam czasu tutaj być.
A potem zdałam sobie sprawę, że nikt nie ma zamiaru przyjść. Nikogo tutaj nie było.
Mijały kolejne godziny. Cisza. Powietrze było coraz chłodniejsze, co sprawiło iż gęsia skórka zaczęła pokrywać moje ciało. Dygotałam z zimna na pieprzonym krześle, z którego nie mogłam się nawet podnieść.
W końcu zaczęłam tracić poczucie czasu. Nie miałam pojęcia ile godzin mogło minąć. Kilka razy zdarzyło mi się zasnąć, ale nie wiedziałam na jak długo. Był dzień, czy noc? Nie miałam pojęcia. Miałam nadzieję, że podsłuch jaki założył mi Axel nadal działał dlatego czasem starałam się dać mu jakieś informacje. Nie miałam ich wiele, a i on sam nie mógł się ze mną skontaktować.
Coraz bardziej kręciło mi się w głowie. Ciemność mocno mnie spowijała i dekoncentrowała. Niby się do niej przyzwyczaiłam, ale poza moją osobą i krzesłem na którym siedziałam nie było tu nic innego. Ściany i betonowa podłoga. Nie byłam w stanie dojrzeć żadnego zarysu. Jedna wielka ciemna plama, przez co starałam się mieć zamknięte oczy wyobrażając sobie że po prostu leżałam w łóżku.
Czas mijał, ale ja nie wiedziałam jak go mierzyć. Moje ciało było coraz słabsze. Było mi niedobrze, a zawroty występowały coraz częściej. Mięśnie niemal całkowicie się zastały, chociaż starałam się jakoś ruszać. Wszystko mnie bolało.
Potem pamiętam już tylko sen. Spałam, ale nie śniłam o niczym. Ciągle miałam przed oczami ciemność.
Moje ciało się zerwało kiedy poczułam spływającą po sobie wodę. W pomieszczeniu nadal było ciemno, a lodowata woda okalała moje ciało. Gdzieś w suficie musiały znajdować się zraszacze, ponieważ słyszałam ten cholerny dźwięk który drażnił moje uszy. Był zdecydowanie głośniejszy niż normalnie. Ubrania przyklejały się do mojego ciała, a włosy do twarzy. Moja broda drżała, a zęby o siebie stukały.
Przeklinam dzień, w którym dowiedziałam się o Rooks.
W końcu zaczęłam się zastanawiać jak bardzo wytrzymałe jest to krzesło na którym siedzę. Było mi już wszystko jedno i cholernie chciałam się ruszyć. Ledwo czułam palce u dłoni, ale i tak zaczęłam w jakiś sposób się ruszać. Próbowałam skakać razem z krzesłem, z nadzieją, że jakoś się rozwali. Mocno zaciskałam powieki, szamotając się coraz bardziej. Lodowata woda nadal się lała. Postanowiłam nie dawać za wygraną. Próbowałam pokonać to krzesło przez dobrą godzinę o ile nie dłużej. Już miałam się poddać, kiedy nagle usłyszałam trzask a potem mocno runęłam na beton. Krzyknęłam boleśnie, czując jak moje ciało obiło się o twardą posadzkę, a rozwalone drewno poharatało moją skórę.
Przez kolejną godzinę ledwo mogłam się poruszyć. Po długich męczarniach udało mi się całkowicie uwolnić od krzesła, za co mocno podziękowały moje ramiona. Jakimś cudem udało mi się doczołgać do ściany, aby się o nią oprzeć. Ciężko mi było wstać, ale jakoś się w sobie spięłam. Znalezienie drzwi zajęło mi cholernie długo. Nacisnęłam na klamkę, ale płyta nie ustąpiła. Czy próbowałam je wyważyć? Oczywiście. Kopałam i rzucałam się na nie, ale przyniosło mi to upragnionych skutków. Co prawda odrobinę się poluzowały, ale byłam za słaba żeby całkowicie je pokonać.
I nagle światłość.
Padło na mnie światło tak rażące, że mogło wypalić mi oczy. Zaciskałam je tak mocno jak tylko się dało. Głowa niemiłosiernie mnie bolała. Czułam jak ktoś podnosi moje ciało i wyprowadza mnie z pomieszczenia. Ledwo mogłam przekładać nogami, a do tego nie miałam zamiaru otwierać oczu więc nawet nie wiedziałam kto mnie prowadzi i dokąd zmierzałam.
Poczułam niewyobrażalną ulgę, kiedy moje nadgarstki zostały uwolnione. Kilkanaście kroków później ta okropna jasność zniknęła, co sprawiło iż otworzyłam oczy. Była noc. W oddali widziałam centrum miasta, co oznacza iż nie miałam daleko do swojego mieszkania. Problemem było jednak to, że klucze oraz mój telefon miał Axel. Pomrugałam kilkakrotnie, rozglądając się. Byłam sama. Przez chwilę miałam całkowite zawieszenie, zastanawiając się kto do cholery mnie stamtąd wyprowadził. Myślałam, że to ludzie Mavericka, ale dookoła nie widziałam żadnych samochodów ani żywych istot. To było cholernie dziwne, ale postanowiłam jak na razie nie zaprzątać sobie tym głowy. Musiałam się stąd wydostać.
Zanim ruszyłam z miejsca, przeciągnęłam się kilka razy a moje kości przyjemnie strzeliły. Świeże powietrze dotleniło mi mózg, a ja sama poczułam się lepiej chociaż nadal słabo widziałam i trochę kręciło mi się w głowie. Moim pierwszym instynktem było udanie się do kamienicy Nicholasa. Nie wiedziałam jednak czy było to mądre posunięcie. W końcu siedziałam w tym pieprzonym magazynie, bo Maverick zarządził iż nie powinnam spotykać się z jego synem i do tego chciał dać mi lekcje. Z jednej strony miałam to całkowicie w poważaniu, bo nikt nie będzie decydował za mnie. Jednak drugi aspekt sprawiał, iż odrobinę się wahałam. Bałam się, że znów mnie tam zamknie. Bałam się, że spróbuje dotrzeć do mnie inaczej, a mianowicie poprzez zrobienie krzywdy Nicholasowi. Na to pozwolić nie mogłam.
Właśnie dlatego udałam się w kierunku rezydencji Mavericka. Szłam przed siebie, potykając się o własne stopy. Po dwudziestu minutach zdjęłam swoje wysokie buty, boso przemierzając dalszą część drogi. Przez to iż moje mięśnie były mocno zastane, co chwilę doznawałam skurczy.
Jednak mimo to jakoś przeżyłam, chociaż czułam się jak śmierć. Dotarłam do tej pieprzonej bramy i weszłam do środka. Ochroniarze mocno mi się przyglądali, ale gdy chociażby jeden z nich patrzył na mnie dłużej niż trzy sekundy, gromiłam go spojrzeniem na tyle skutecznie, że odwracał wzrok. Nie byłam w nastroju na gierki.
Kilka sekund po wejściu do wnętrza usłyszałam krzyk. Powoli uniosłam wzrok na stojącą przede mną dziewczynę, która oblała się właśnie płatkami z mlekiem. Nadal mrużyłam oczy, nie mogąc całkowicie przyzwyczaić się do świateł jakie dawały lampy, obserwując zszokowaną twarz Annie.
- Sloane? - brunetka zmarszczyła brwi, podchodząc nieco bliżej - Cholernie mnie wystraszyłaś. Myślałam, że jestem tutaj sama - oznajmiła, oddychając z ulgą - Co ci się stało?
Oblizałam spierzchnięte wargi, rzucając buty na podłogę.
- Twój ojciec - syknęłam wściekle - Gdzie on jest?
- Nie ma go w mieście od dwóch dni. Nie wiem gdzie pojechał - odparła szczerze, co trochę mnie zdziwiło.
- Przecież dopiero co się z nim widziałam - wiem, że byłam w zamknięciu dość długo ale obstawiałam jakoś dwadzieścia godzin, nie więcej.
- Sloane, co się stało. Wyglądasz...
- Nawet nie kończ. Domyślam się - przerwałam jej, unosząc dłoń.
- Zadzwonię do Nicka - brunetka sięgnęła do kieszeni swoich dresów, a mi serce podeszło do gardła.
- Nie - zaprotestowałam - Nie dzwoń do niego.
Chociaż nie było osoby na tym świecie, którą w tym momencie wolałabym zobaczyć, to wiedziałam że nie powinnam była tego robić. Poza tym i tak był teraz w Karolinie Północnej, więc nie było sensu go ściągać bez powodu.
- Jest już po północy. Odwiezie cię do domu - dziewczyna nalegała, mówiąc do mnie tka kojąco jakbym była małym dzieckiem.
- Przecież Nick jest w innym stanie - powiedziałam pewnie, patrząc na zdezorientowaną Annie.
- Był tam raptem dwa dni. Wrócił kilkanaście godzin temu - pomrugałam kilkakrotnie, kręcąc głową.
- Annie, jaki jest dzisiaj dzień? - przełknęłam ciężko ślinę, bojąc się odpowiedzi.
- Technicznie rzecz biorąc jest Sobota, ale dopiero od piętnastu minut - jej słowa sprawiły, iż musiałam złapać się ściany.
Dziewczyna momentalnie się przy mnie znalazła w razie gdybym upadła, ale udało mi się utrzymać na nogach. Z Maverickiem spotkałam się w SunTrust Banks w środę o godzinie jedenastej wieczorem. To oznaczało, że siedziałam w zamknięciu przez jakieś czterdzieści osiem godzin.
Chyba zaraz zemdleję.
- Muszę napić się wody - oznajmiłam, kierując się do wielkiej kuchni.
- Pójdę z tobą - Annie ruszyła tuż za mną, a ja słyszałam jak łyżka obijała się o ściankę jej miski.
Byłam bardziej wrażliwa na dźwięki niż myślałam. Nie powinnam się jednak temu dziwić. Dwa dni siedziałam w ciszy i ciemności. Dwa pierdolone dni.
Weszłam do środka, a chwilę później usłyszałam kliknięcie i w pomieszczeniu rozbłysło więcej świateł.
- Nie! - pisnęłam, zasłaniając twarz dłońmi.
Kucnęłam, czując cholerny ból głowy oraz lekkie zawroty. Znów zrobiło mi się niedobrze.
- Przepraszam! - nie trudno było stwierdzić, iż brunetka była spanikowana. Ton jej głosu wyrażał całkiem sporo - Sloane, już zgasiłam. Zostawiłam tylko jedną lampkę - powiedziała cicho, co sprawiło iż odsunęłam dłonie od oczu.
Faktycznie teraz nie było najgorzej.
- Usiądź, dobrze? Ja podam ci wodę - zaproponowała Annie, na co zgodziłam się skinieniem głowy.
Zajęłam miejsce przy blacie, głośno oddychając. Czułam się okropnie.
- Mogę pożyczyć twój telefon? - zapytałam, na co brunetka skinęła głową.
Podała mi szklankę wody, a później wyjęła telefon z kieszeni. Zanim podała mi urządzenie najpierw zmniejszyła jasność, za co byłam jej bardzo wdzięczna. Patrzyła na mnie tak, jak często robił to jej brat. Starała się przeanalizować co mogło mi się stać i dlaczego się tak zachowywałam. Starałam się ją ignorować, kiedy wybierałam numer do Axela. Normalnie nie byłam dobra w zapamiętywaniu numerów, ale odkąd robiło się coraz dziwniej, postanowiłam się kilku nauczyć w razie czego. Jak widać dobrze zrobiłam.
Przyłożyłam telefon do ucha, w międzyczasie wypijając całą szklankę wody. Odłożyłam ją na blat, oddychając z ulgą. Nie wiedziałam, że aż tak tego potrzebowałam.
- Halo? - usłyszałam znajomy głos po drugiej stronie słuchawki.
- To ja, Sloane. Przyjedziesz po mnie do rezydencji? - nie wiem dlaczego nagle poczułam coś ciężkiego na klatce piersiowej.
- Chryste. Szukałem cię pierdolone dwa dni. Gdzie ty się podziewałaś?! - krzyknął, a ulga mieszała się z jego nerwami - Powiedzieli mi, że wszystko poszło zgodnie z planem i że Maverick odstawił cię do mieszkania. Uznałem to za dziwne i próbowałem się z tobą skontaktować, ale miałem twój telefon a mieszkanie było puste.
- To długa historia - machnęłam dłonią, chociaż nie mógł tego zobaczyć.
- Będę po ciebie za dziesięć minut - Axel się rozłączył, więc oddałam Annie telefon, biorąc głęboki oddech.
Tak strasznie chciałam być już w swoim mieszkaniu. Potrzebowałam wziąć prysznic i coś zjeść. Było mi niedobrze i bałam się, że wszystko zwrócę, ale to z pewnością przez to iż nie jadłam przez czterdzieści osiem godzin. Musiałam odzyskać siły, żeby stawić czoła Maverickowi. Jeśli myśli, że ujdzie mu to na sucho to grubo się mylił. Nie obchodziło mnie, że był jednym z założycieli Rooks. Po tym co zrobił, dla mnie był zupełnie nikim. Jeśli chce, może władować mi kulkę, ale najpierw wysłucha co mam do powiedzenia.
A mam cholernie dużo.
- Dzięki Annie, ja będę się zbierać. Axel po mnie jedzie - zeszłam ze stołka, starając się utrzymać równowagę.
- Dlaczego nie pozwoliłaś mi zadzwonić do Nicka? - zapytała, co sprawiło iż zamknęłam na moment powieki.
Powodów miałam teraz wiele. I tak będę musiała z nim porozmawiać, ponieważ z doświadczenia wiem iż nie dało się go skutecznie ignorować. Miał też klucz do mojego mieszkania, więc nie zdziwiłoby mnie gdybym już go tam zastała. Nie chciałam jednak aby mnie taką zobaczył. Poza tym, to jego ojciec był tym który zamknął mnie na dwa dni. Nicholas był porywczy, a przede wszystkim nienawidził Mavericka. Bałam się że zrobi coś głupiego. Nie chciałam go okłamywać, ale nie chciałam też mówić mu prawdy. To było tak cholernie skomplikowane i męczące, że na samą myśl opadałam z sił. W końcu odważyłam się spojrzeć na Annie, poddając się.
- Nie chcę, żeby zobaczył mnie w takim stanie - przyznałam szczerze - Będę wdzięczna, jeśli zachowasz to dla siebie.
Widziałam jej pełne współczucia spojrzenie, co wcale mi nie pomagało. Nie znosiłam współczucia i nie lubiłam, kiedy ktoś mi je okazywał w tak oczywisty sposób.
Już miałam wyjść, kiedy usłyszałam za plecami jej głos.
- Przepraszam Sloane - powiedziała cicho, a ja wiedziałam co te słowa oznaczały.
Powie mu.
Pociągnęłam nosem i pchnęłam wielkie drzwi. Po drodze zgarnęłam swoje buty i wyszłam na zewnątrz. Chłodne powietrze uderzyło w moje ciało kiedy usiadłam na wielkich schodach przed rezydencją. Tak bardzo chciałam o wszystkim zapomnieć. Po prostu zapomnieć.
Siedziałam tak przez kilka minut, aż w końcu podjechał samochód. Axel pobiegł w moją stronę, patrząc na mnie ze zmarszczonymi brwiami. Przeskanował moją sylwetkę od góry do dołu, a następnie potarł swoją szczękę dłonią.
- Kurwa, Sloane - kucnął przede mną, biorąc do ręki moje buty. Włożył je pod pachę, a później wślizgnął dłonie na moje plecy oraz pod kolana aby zaraz podnieść mnie do góry - Jak się czujesz?
Zamknęłam oczy, kładąc głowę na jego ramieniu.
- Jak śmierć - mruknęłam, kiedy wkładał mnie do wnętrza swojego samochodu.
- Horton mnie zabije. Obiecałem, że będę cię pilnować - Axel był wyraźnie zestresowany. Sama bałam się rozmowy z brunetem - Cały dzień do mnie wydzwania. Powiesz mi co się stało?
Wzięłam głęboki oddech, jednocześnie sięgając do butelki wody która była między siedzeniami.
- Maverick zamknął mnie w jakimś magazynie na dwa dni. Siedziałam w pieprzonych ciemnościach i ciszy, bez wody i bez żywej duszy. Nawet nie wiem kto mnie stamtąd wyciągnął bo zanim otworzyłam oczy, nikogo już nie było - powiedziałam na jednym wydechu, a potem przytknęłam butelkę do ust.
Axel patrzył na mnie w całkowitym szoku, nie potrafiąc przez moment znaleźć słów.
- Co?! - pomrugał kilkakrotnie, obracając się w moją stronę.
- Tak. Nie było żadnego Davida Wallace'a. Maverick chciał mi przekazać, że mam zły wpływ na Nicka i powiedział że mam się z nim nie spotykać - prychnęłam, pociągając nosem - A potem mnie tam zostawił.
Mój głos lekko się załamał na końcu, co nie umknęło uwadze blondwłosego. Znów potarł swoją szczękę, a potem twarz.
- Powiesz mu o tym? - zapytał cicho, na co tylko wzruszyłam ramionami - Chryste Sloane, tak bardzo cię przepraszam. Powinienem był wejść tam z tobą.
- To nie twoja wina. Skąd mogłeś wiedzieć, że zrobią coś takiego i to sam Maverick - odparłam, posyłając mu spojrzenie - Nie winię cię.
Axel pokręcił jedynie głową, odpalając silnik. Im dalej od rezydencji byliśmy, tym lepiej się czułam. Blondyn dał mi mój telefon, ale bałam się sprawdzać powiadomienia. Było ich całkiem sporo.
- Myślisz, że Nick będzie w moim mieszkaniu? - zapytałam cicho, na co Axel westchnął.
- Jestem na dziewięćdziesiąt dziewięć procent pewny, że już tam jest - oznajmił, a ja pokiwałam powoli głową.
Stresowałam się jak jasna cholera, kiedy stałam w windzie razem z Axelem. Kiedy szłam korytarzem do drzwi mieszkania i kiedy przekraczałam jego próg. Serce waliło mi jak młotem. Po cichu weszłam do salonu, nikogo w jego wnętrzu nie zastając. Odetchnęłam z ulgą, a odrobina ciśnienia ze mnie zeszła.
Tak było, dopóki nie otworzyłam drzwi do sypialni. Zapaliłam małą lampkę na komodzie, niemal schodząc na zawał kiedy zobaczyłam śpiącego na moim łóżku Nicholasa. Jego brązowe włosy były roztrzepane, a policzki zaczerwienione. Oddychał równomiernie, leżąc na plecach. Uśmiechnęłam się słabo na jego widok. Najciszej jak potrafiłam, wyjęłam świeże ubrania i wyszłam z pokoju.
- Nick śpi u mnie w pokoju - powiedziałam do Axela, który stał w kuchni - Idę pod prysznic.
- Wiesz, że muszę go obudzić? Znając życie martwi się nawet we śnie - odparł chłopak.
- Wiem - powiedziałam cicho, znikając za drzwiami łazienki.
Wzięłam głęboki oddech, czując się tak cholernie surrealistycznie. Jakbym była poza własnym ciałem, którym ledwo poruszałam. Kiedy podeszłam do lustra, omal nie krzyknęłam. Moje włosy wyglądały jakby strzelił je piorun. Tusz do rzęs spłynął na fioletowe sińce pod moimi oczami, a oczy miałam cholernie przekrwione. Moje wargi były suche, a powieki spuchnięte. Boże, teraz rozumiem dlaczego Annie tak się mnie wystraszyła. Zdjęłam swoje ubranie, w lustrze obserwując wiele zadrapań i kilka drzazg w skórze. Powoli je wyjęłam, a potem skupiłam wzrok na fioletowych paskach jakie odznaczały się na moich nadgarstkach. Do tego moje uda były czerwone. Wyziębione, tak samo jak policzki i dłonie. Chryste, wyglądałam tragicznie.
Weszłam powoli pod prysznic, a kiedy spłynęła na mnie ciepła woda poczułam się jak w niebie. Stałam pod strumieniem wody dobre kilkanaście minut zanim zaczęłam myć włosy i ciało. Zapach cynamonu i wanilii przesiąkł przez moją skórę chyba na wylot. Ogoliłam się, a potem wsmarowałam w siebie tonę balsamu. W końcu poczułam się dobrze.
Osuszyłam ciało ręcznikiem i ubrałam się w przygotowane wcześniej rzeczy. Nałożyłam także krem na oczyszczoną już twarz, a także serum na sińce pod oczami które wcześniej zakropiłam. Wyglądałam już zdecydowanie żywiej. Na całe szczęście Nicholas nie zobaczył mnie wcześniej. Nie zmieniało to jednak faktu, iż bałam się wyjść z łazienki. Osuszyłam włosy, a potem wzięłam kilka głębokich wdechów. Co ja mu miałam powiedzieć? Jak miałam mu powiedzieć?
W końcu odważyłam się wyjść z pomieszczenia. Ruszyłam powoli do salonu, zastając na kanapie zarówno Axela jak i Nicholasa. Siedzieli i cicho rozmawiali, ale kiedy stanęłam nieco bliżej obydwoje zamilkli. Blondyn odwrócił głowę, co sprawiło że zrobił to także Horton. Ciemnowłosy od razu wstał, wzrokiem badając każdy centymetr mojego ciała. W końcu spojrzał na moją twarz, a jego szczęka mocno się zacisnęła. Coś w jego oczach dziwnie błysnęło. Nie było to raczej przyjemne.
- Cześć - powiedziałam pierwsza, nie wiedząc od czego zacząć.
Gardło trochę mnie bolało. W końcu było wyziębione, a przed chwilą wzięłam gorący prysznic. Zmiana temperatur zawsze powodowała u mnie dyskomfort.
- O czym rozmawiacie? - kontynuowałam, spoglądając na Axela.
- Musiałem trochę mu powiedzieć, żeby mnie nie zabił. Z góry przepraszam za świeczkę, ale trochę pękła - blondyn posłał mi pełne skruchy spojrzenie, a ja wróciłam wzrokiem do Nicholasa.
- Uderzyłeś go? - zapytałam, marszcząc brwi.
- Popchnąłem - ciemnowłosy mnie poprawił, a potem wzruszył ramionami jakby było to normalne.
Pokręciłam powoli głową, zwilżając usta językiem.
Moje stopy były opuchnięte zważając na to iż większość czasu spędziłam w szpilkach, a potem szlam boso po chodniku okazyjnie stając na jakimś kamieniu który był na mojej drodze. Stojąc na zimnej posadzce, czułam się jakbym była na jakiejś platformie.
- Zostawię was samych - odchrząknął Axel, obchodząc kanapę dookoła - Będziemy w kontakcie.
- Dzięki - skinęłam lekko głową, a chłopak posłał mi uśmiech tuż przed tym jak wyszedł z mojego mieszkania.
Nicholas nie odrywał ode mnie wzroku, ale i ja nie pozostawałam mu dłużna. Patrzyłam prosto w jego czekoladowe tęczówki, kiedy powoli zmierzał w moją stronę. Zatrzymał się może kilka centymetrów ode mnie, przez co musiałam unieść głowę. Ujął swoją wielką dłonią moją twarz, kciukiem jeżdżąc po moim policzku. Skanował każdy centymetr mojej twarzy, tym razem unikając moich oczu.
- Coś ci zrobił? - zapytał, jakby bał się odpowiedzi.
- Nie - odparłam, a zaraz po tym jego twarz odrobinę się zrelaksowała - Co powiedział ci Axel?
- Że mój ojciec zabrał cię do jakiegoś magazynu, wcześniej kłamiąc o spotkaniu z Wallacem. Zostawił cię tam i się ulotnił - Nicholas odgarnął moje mokre włosy do tyłu, odklejając je od mojej szyi.
Łatwiej byłoby, gdyby Axel powiedział mu wszystko ze szczegółami. Wiedział jednak, że niektóre rzeczy musiałam powiedzieć mu sama.
- Byłam tam dwa dni - powiedziałam cicho, co sprawiło że wzrok Nicholasa momentalnie spoczął na moich oczach.
- Słucham? - jego twarz znacznie stężała.
- Byłam tam od środy. Cóż, można powiedzieć że od czwartku bo było to koło północy - mój oddech przestał nadążać, co trochę mnie irytowało - Sama myślałam, że minął maksymalnie dzień. Nie wiedziałam, że byłam tam drugie tyle. Było strasznie ciemno i zimno. Możliwe, że większość czasu przespałam.
Nick zamknął oczy po mojej krótkiej opowieści, a jego klatka piersiowa unosiła się i opadała w nierównomiernym tempie. Skorzystałam z momentu iż na mnie nie patrzył i pozwoliłam mojej brodzie drgnąć.
- Dlaczego cię tam zabrał? - zapytał brunet, otwierając oczy.
Pytanie którego tak bardzo się bałam właśnie padło z jego malinowych warg. Patrzył na mnie tak, jakby znał już odpowiedź. Jego jabłko Adama co chwilę się poruszało. Nie chciałam go katować i nie chciałam robić tego sobie, więc po prostu to z siebie wyrzuciłam.
- Bo mam na ciebie zły wpływ - odparłam cicho, czując jak kręci mi się w głowie.
Nicholas zastygł niemal całkowicie. Nie mrugał, nie ruszał się. Patrzył pustym wzrokiem prosto na mnie, bez jakiejkolwiek reakcji. Dłonie chłopaka opadły z mojego ciała. Ramiona mu opadły, jakby właśnie spadł na niego wielki głaz.
- To nie twoja wina - powiedziałam niemal szeptem, na co chłopak się roześmiał.
Z tym że ten śmiech należał do najbardziej gorzkich, jakie w życiu słyszałam.
- Nick, proszę - mój głos był nieco słabszy - Nie wiem ile jeszcze mogę udźwignąć. Nie chcę dodawać twojego obwiniania się na szczyt piramidy.
Ciemnooki nie powiedział nic więcej. Patrzył na mnie jeszcze przez chwilę, a potem najdelikatniej jak potrafił objął mnie ramionami. Jego usta dotknęły mojej skroni. Zamknęłam oczy, roztapiając się pod wpływem jego dotyku. Tak bardzo tego potrzebowałam.
Potrzebowałam jego.
Chryste, nienawidziłam się za to. Nie powinnam była tak się do niego przywiązywać. To z pewnością nie skończy się dobrze.
Bo czułam, kiedy Nicholas...
- Coś cię boli? - zapytał, na co pokręciłam głową.
- Chcę po prostu iść spać - oznajmiłam, odrobinę się od niego odsuwając.
- Jadłaś? - zmarszczył brwi, zniżając przy tym głowę aby bardziej mi się przyjrzeć.
- Nie. Nie dam rady - głos na moment ugrzązł mi w gardle gdyż na samą myśl zrobiło mi się niedobrze.
- Musisz wysuszyć włosy - stwierdził bawiąc się moim koszykiem, na co męczeńsko jęknęłam.
- Nie mam siły. Nie przeszkadza mi mokra poduszka - wzruszyłam ramionami, ale brunet nie dawał za wygraną.
- Idź usiąść na łóżku. Nie kładź się jeszcze - polecił, a ja go posłuchałam.
Moje ciało robiło się coraz bardziej wiotkie, marząc o wypoczynku na miękkim materacu. Nicholas wszedł do pokoju z suszarką w dłoni. Nie zdążyłam nawet otworzyć ust, bo chłopak włączył urządzenie i zaczął suszyć moje włosy. Muszę przyznać iż było to całkiem przyjemne. Lubiłam, kiedy ktoś bawił się moimi włosami.
- Warkoczyki też mi zrobisz? - zapytałam na wpół śpiąco kiedy skończył.
- Do łóżka - mruknął, wychodząc aby prawdopodobnie odłożyć suszarkę.
Weszłam pod ciepłą kołdrę, czując nie tylko zapach świeżego prania ale także jego perfum. W końcu jeszcze nie tak długo temu spał właśnie w tym miejscu.
Już praktycznie nie kontaktowałam kiedy Nicholas wsunął się obok mnie, układając moją głowę na swoim ciele. Objął mnie szczelnie ramionami, jakby bał się że ucieknę. Dopiero teraz mogłam w pełni odetchnąć z ulgą, bo byłam właśnie tam, gdzie czułam się najbezpieczniej.
- Przepraszam Nick - wymamrotałam, zaciągając się jego unikalnym zapachem.
- Za co? - jego głowa trochę się przesunęła, jakby chciał na mnie spojrzeć.
- Kazał mi trzymać się od ciebie z daleka, ale nie mogę go posłuchać - czułam jak prawie odpływam. Nie kontrolowałam już własnych słów w stu procentach.
- Zajmę się tym - Horton pocałował moją głowę, przyciągając mnie jeszcze bliżej - Już o nic nie musisz się martwić.
Ostatkiem sił podsunęłam się wyżej aby złożyć pocałunek na jego szczęce.
A potem zasnęłam, słuchając bicia jego serca.
Czy wiedział, że moje biło dla niego?
*
Do następnego...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro