46. Mamy mały problem.
Minęły dwa tygodnie odkąd wróciliśmy znad jeziora. Vee wyjechała, starałam się ogarnąć tą całą sytuację z Rooks i moją nową pracą, pomagałam Annie jakoś przetrawić czym tak na prawdę zajmuje się jej ojciec, a do tego zaczęłam studia.
Ledwo mogłam złapać pieprzony zakręt.
Czasu miałam tyle co nic. Sypiałam maksymalnie po cztery godziny, żyjąc praktycznie na samej kawie. Ciągle zapominałam zrobić zakupy do mieszkania i kończyło się to tak, że w drodze powrotnej kupowałam bajgle z sąsiedniej budki na ulicy.
I takim oto sposobem na kalendarzu widniał już dwunasty październik. Na całe szczęście nie miałam jakoś specjalnie dużo zajęć i zazwyczaj kończyłam około pierwszej po południu.
Aktualnie była prawie północ i starałam się ogarnąć dokumenty jakimi obdarzyła mnie moja matka. Musiałam przejrzeć wiele firm które oczywiście ukrywały swoją prawdziwą działalność i dowiedzieć się niemal wszystkiego o każdym jednym pracowniku. Plusem było to, że nie musiałam tych informacji szukać, tylko je zapamiętać. Dobrze, że jutro mam na dziewiątą. Jak uwinę się z jeszcze jednym plikiem dokumentów w miarę szybko, to może pobije rekord i uda mi się przespać pięć godzin.
Za oknem padał deszcz, a salon oświetlała świeczka, niewielka lampka i mój laptop. Mimo tego iż odwalałam brudną robotę największej kanalii tego miasta, kraju, czy też świata, to czułam się wyjątkowo dobrze. To pewnie dlatego, że wyobrażałam sobie iż moja praca polegała na czymś zupełnie innym. Poza tym jesienna atmosfera była moją ulubioną i miałam zamiar czerpać z niej przyjemność w każdej sekundzie. Nawet jeśli przez większość czasu czułam się jak zombie.
Moją rutynę przerwał dzwoniący telefon. Chyba byłam trochę zbyt zadowolona, kiedy na wyswietlaczu pojawiło się imię Nicholasa. Przesunęłam palcem po ekranie, odbierając połączenie.
- Nie powinieneś już spać? - zapytałam, odkładając laptopa z moich kolan na stolik.
- Nie mam czasu spać - odparł głos po drugiej stronie.
Cóż, rozumiem to jak nikt inny.
W ostatnim czasie nie miałam zbyt wiele czasu dla Hortona, a i on nie miał go dla mnie. Jakimś cudem udało mu się rozwiązać sytuację z Joshem. Nie mam pojęcia jak to zrobił, ale Brooks nie pisnął ani słowa. Maverick także nie wydawał się być niezadowolony, więc wywnioskowałam iż ostatnie najście Josha było po prostu kolejną głupią grą w jego wykonaniu. Lub grą mojej matki.
- Czemu zawdzięczam ten telefon? - ziewnęłam cicho, opierając się o zagłówek.
- Przed chwilą wróciłem do mieszkania, więc stwierdziłem że zadzwonię. Muszę cię sprawdzać żebyś nie wykorkowała - głos Nicholasa był lekko zachrypnięty.
Nie trudno było wywnioskować, iż był zmęczony. Jednak mimo to, zadzwonił. Martwił się o mnie tak samo jak ja o niego. Szkoda tylko, że ostatnio większość naszych rozmów odbywała się przez telefon.
- Jeszcze żyję. Co dziś robiłeś? - podniosłam się z kanapy, w celu zaparzenia sobie herbaty.
- Cały dzień siedziałem z Annie, a później byłem na siłowni z Axelem. Kingston nieźle owinęła go sobie wokół palca. Jak jeszcze raz usłyszę coś o jej oczach albo uroczym śmiechu to zamienię się miejscem z workiem treningowym - Nick głośno westchnął, a ja miałam ochotę się roześmiać.
- Czy mówimy o tym samym Axelu? Jakoś nie mogę sobie wyobrazić żeby takie słowa padały z jego ust - włączyłam wodę w czajniku, następnie wspinając się na palcach aby znaleźć odpowiedni kubek.
Vee miała swój urok. Nie dziwię się, że Axel tak o niej mówił chociaż było to do niego niepodobne. Pewnie tęsknił za nią równie mocno co ja.
- Niestety - mruknął męczeńsko - Nowa piżama?
Zmarszczyłam brwi, nieco się gubiąc. Odłożyłam kubek na blat prawie go rozbijając, kiedy zdałam sobie sprawę iż ktoś stoi obok mnie. Serce na moment mi stanęło, a telefon wypadł z mojej dłoni na podłogę. Nicholas stał właśnie przede mną, obracając na palcu wskazującym plik kluczy. Wciąż trzymał swój telefon przy uchu, ale kiedy zobaczył że ja już swojego nie trzymałam, zakończył połączenie i schował swojego iPhone'a do kieszeni. Serce waliło mi jak szalone.
- Czy ty już kompletnie zwariowałeś?! - krzyknęłam, schylając się po telefon aby odłożyć go na blat - Pieprzony idiota. Muszę cię sprawdzać żebyś nie wykorkowała - przedrzeźniłam jego wcześniejsze słowa - Chyba pomagasz mi wykorkować! - Wyrzuciłam ręce w powietrze, czując jak moje ciało buzuje - Skąd w ogóle masz klucze do mojego mieszkania?
- Skończyłaś? - zapytał, męczeńsko wzdychając.
Potarłam powoli swoje skronie, starając się uspokoić. Jedyne co w tym momencie czułam, to chęć mordu.
- Zabiję cię - warknęłam, na co ciemnowłosy się uśmiechnął i podszedł bliżej.
Nachylił się aby mnie pocałować, czego kompletnie się nie spodziewałam. Miałam ochotę uderzyć go w ten pusty łeb czymś tak tępym jak on, ale złość całkowicie ze mnie wyparowała. Po pierwsze, pocałował mnie tak ładnie, a po drugie wyglądał na cholernie zmęczonego.
- Nienawidzę cię - westchnęłam, całkowicie się poddając - Chcesz herbaty?
Sięgnęłam dłonią do jego lekko wilgotnych włosów, aby je poprawić. Deszcz nie dawał dzisiaj za wygraną. Brunet skinął głową, więc wyjęłam drugi kubek i wrzuciłam do niej woreczek z herbatą. Nick oparł się o blat, obserwując jak przygotowywałam gorące napoje. Dodałam do środka imbir i pomarańcze, żeby trochę wzbogacić smak. Wciąż czułam na sobie jego wzrok, co było nieco krępujące.
- Co? - zapytałam podejrzliwe, mrużąc oczy.
- Dobrze wyglądasz - oznajmił, szczypiąc lekko mój policzek.
Przewróciłam oczami, kręcąc przy tym głową żeby w jakiś sposób ukryć fakt jak mi się to spodobało. Nikt nigdy się tak wobec mnie nie zachowywał, już nie wspominając że nie miałam makijażu a moje włosy wyglądały jakbym dopiero wstała z łóżka. Cieszę się jednak, że docenił jeden z moich ulubionych kompletów piżamy.
- Zawsze dobrze wyglądam - wzruszyłam ramionami, upijając łyk swojej herbaty.
Nicholas przejechał językiem po swoich zębach i skinął głową, gestem się za mną zgadzając. Chyba nigdy nie przywyknę do takich zachowań z jego strony. Usiedliśmy razem na kanapie, a ja przerzuciłam nogi przez te jego, siadając bokiem. Horton położył jedną z dłoni na mojej łydce, w drugiej trzymając herbatę. Obydwoje byliśmy zmęczeni.
Mój telefon zawibrował na stoliku, więc zdecydowałam się po niego sięgnąć, jednocześnie odkładając kubek. Na wyswietlaczu pojawiło się kilka wiadomości od Jake'a, co trochę mnie zdziwiło bo ostatnio zbyt wiele nie rozmawialiśmy. Odciął się niemal całkowicie, co trochę mnie zastanawiało. Kilka razy do niego pisałam, tak samo Vee, ale raczej nas zbywał. Kliknęłam w załącznik jaki mi wysłał, a zaraz moim oczom ukazało się zdjęcie. Dwie osoby grały razem w bilarda. Potem następne zdjęcie. Dwie osoby rozmawiały w kuchni w L'oasis z jak mniemam drinkami w dłoni. I wszystko byłoby okej. Gdyby nie fakt, że tymi osobami były Nicholas i Tess.
Przełknęłam ciężko ślinę, czując jak kręci mi się w głowie. Pomrugałam kilkakrotnie, modląc się że tylko mi się przywidziało.
Niestety tak nie było.
- Coś się stało? - momentalnie spojrzałam na Nicholasa, jak z automatu blokując ekran.
- Nie, to tylko Jake - machnęłam ręką, czując nieprzyjemne uczucie w brzuchu.
Przetarłam twarz dłońmi, czując się trochę niestabilnie. Ta wariatka chciała przejechać mnie samochodem i do tego zabiła niewinną dziewczynę, a on pił z nią drinki i grał w bilarda.
Ten żart nie był zabawny.
Miałam tak wielką ochotę coś powiedzieć, ale nie byłam pewna czy powinnam. Nawet nie wiem skąd Jake miał te zdjęcia, a poza tym nie potrafiłam wykrztusić z siebie ani słowa.
Chyba mi niedobrze.
Spojrzałam na profil ciemnookiego. Światło jakie dawała świeczka ładnie padało na jego twarz. Powieki Nicholasa były coraz cięższe. Nie chciałam panikować, ale wiedziałam iż nie było opcji że zasnę po otrzymaniu takich zdjęć. Właśnie dlatego postanowiłam przemówić, nawet jeśli moje ciało w pełni odrzucało taką możliwość.
- Widziałeś się ostatnio z Tessą? - zapytałam, sięgając po swój kubek.
Czułam się jakby raził mnie prąd, kiedy oczekiwałam na jego odpowiedź. Horton zamknął na moment oczy, ale zaraz je otworzył kierując na mnie swoje spojrzenie.
- Tak. Skąd wiesz? - jego twarz była w pełni zrelaksowana.
Nie wiedziałam czy to dobrze, czy źle.
- Czy to ma znaczenie? - uniosłam lekko brew, a chłopak wzruszył ramionami.
- W sumie to nie - westchnął - Muszę trochę się przy niej pokręcić. Ostatnio bywa w L'oasis coraz częściej, a mój ojciec wie że spiskuje z Brooksami.
Cóż, miało to sens. Przyjaciół trzymaj blisko, a wrogów jeszcze bliżej.
Pokiwałam powoli głową, upijając łyk herbaty. Była pyszna.
- Uroczo wyglądasz jak jesteś zazdrosna - kącik jego ust powędrował do góry, podczas gdy natychmiastowo zgromiłam go wzrokiem.
- Nie jestem zazdrosna. Przypominam, że to coś zabiło niewinnego człowieka i chciało przejechać mnie samochodem - oznajmiłam, podczas gdy Nick zaczął poruszać palcami na skórze mojej łydki.
Patrzył na mnie z politowaniem jakby kompletnie mi nie wierzył, więc zdecydowałam że mądrym posunięciem będzie kopnąć go w udo. Muszę jednak przyznać, że jego słowa i postawa nieco mnie uspokoiły, bo oczywiście, byłam zazdrosna. Nie znaczyło to jednak, że musiał o tym wiedzieć. Może i czułam się spokojniejsza, ale nie aż tak jakbym chciała. W końcu ta dziewczyna jest zdecydowanie niepoczytalna. Nie chcę, żeby Nicholas się do niej zbliżał, nawet jeśli jest to coś, co musiał robić. Nie mogłam jednak o tym decydować i coś mi się wydaje, że sam Nick nie miał takiego przywileju.
- Skurcz - mruknęłam pod nosem, kiedy nie dawał za wygraną prześwietlając mnie z pozoru groźnym spojrzeniem.
Horton napił się herbaty, a potem odłożył kubek na stolik. Nie skomentował mojego zachowania. Zamiast tego zabrał i mój kubek, kładąc go na szklanej powierzchni obok swojego.
- Za trzy godziny muszę jechać do Karoliny Północnej - Nicholas westchnął ociężale, przecierając oczy - Pomyślałem, że mnie przenocujesz. Od ciebie mam bliżej do autostrady.
- Ale nie pomyślałeś żeby zapytać jak normalny człowiek, tylko wolałeś zachować się jak psychopata? - uniosłam zaczepnie brew - A w ogóle, jakim cudem masz klucze do mojego mieszkania? - skrzyżowałam ręce na piersiach, uważnie przyglądając się brunetowi.
- Dorobiłem sobie - odparł jakby nigdy nic.
- Nicholas - warknęłam, bardziej się prostując.
Ufałam temu człowiekowi cholernie mocno. Nie zmienia to jednak faktu iż powinien zapytać lub przynajmniej w jakiś sposób mnie poinformować, że dorabia sobie klucze do mojego mieszkania. Są granice, których przekraczać się nie powinno. Może i nie miałam nic przeciwko temu, żeby mnie odwiedzał lub miał możliwość wejścia kiedy zdarzy się jakaś sytuacja wymagająca tego aby ktoś zabrał coś lub zostawił. Jednak ważnym elementem jest dyskusja na taki temat.
- Wyluzuj. Odebrałem je od znajomego dosłownie pół godziny temu. Jeśli chcesz, mogę ci je oddać, ale nie zaprzeczam że w razie czego wolałbym mieć je przy sobie - odparł zwyczajnie, przekręcając głowę w moją stronę.
- W razie czego? - zmarszczyłam brwi, wyłapując jak oczy chłopaka lekko drgnęły.
Czegoś mi nie mówił.
- Niech cię o to główka nie boli - poklepał lekko moją łydkę.
- Nie chcesz testować mojej cierpliwości, Nicholas - byłam kompletnie poważna, nie wspominając już iż miliony niepotrzebnych myśli zaczęły kłębić się w mojej głowie.
- Lubię jak wymawiasz moje pełne imię - ciemnowłosy wciągnął na moment dolną wargę między zęby, aby zaraz ją wypuścić.
Nie spuszczał ze mnie wzroku i może zrobiłoby to na mnie wrażenie, gdyby nie fakt iż miałam ochotę go zamordować. Chyba w końcu postanowił się nade mną zlitować, ponieważ cicho westchnął, przysuwając się do mnie na kanapie.
- Czasami zapominasz, że należysz do Rooks. Doświadczyłaś wiele złych rzeczy, które mimo wszystko pochodziły od wewnątrz. Nie wiesz co dzieje się poza organizacją i jacy ludzie są w to wszystko zamieszani - jego dłoń spoczęła teraz na moim udzie, a on sam całkowicie spoważniał - Nie mówię, że jesteś w wielkim niebezpieczeństwie, ale teraz kiedy nie mieszkasz z Katherine pod jednym dachem, może to przyciągnąć niewłaściwe osoby.
Jego słowa zaczęły nabierać coraz więcej sensu, tym bardziej że Axel już kilka razy wspominał iż musi mnie pilnować. Do tego ten chłopak na imprezie który mnie zaatakował stwierdził, iż pewne osoby polują na moją głowę. Zdaje się, że bagatelizowałam całkiem spory problem. Być może to przez to, iż nie czułam presji zagrożenia. Myślałam tylko o mojej matce i o Joshu, bo to oni przerażali mnie najbardziej. Całkiem zapomniałam o kwestiach formalnych, takich jak idea i zasady Rooks. Głowa dosłownie mi parowała. Nie wiedziałam w co włożyć ręce, a wszystko tylko się piętrzyło. Jeszcze trochę i postradam zmysły.
- Masz rację. Kompletnie o tym zapomniałam - potarłam czoło ze zmęczeniem, zerkając na stos papierów widniejący na stoliku obok laptopa. Powróciłam wzrokiem do ciemnowłosego, kiwając głową - Chcę, żebyś miał te klucze. Na wszelki wypadek. Ale masz zawsze mi mówić kiedy planujesz się pojawić - uniosłam palec wskazujący, celując nim w jego twarz.
- Oczywiście - Nicholas złapał mojego palca między zęby ale szybko go wypuścił.
- A teraz idź się położyć, bo wyglądasz jak śmierć. Ja skończę jeszcze jedną rzecz i potem przyjdę - nakazałam, na co chłopak powoli skinął.
Chryste, on był na prawdę bardzo zmęczony. Wyglądał jakby ciągle walczył aby nie zamknąć oczu.
- Tylko się pospiesz - mruknął a później powoli wstał z kanapy, wcześniej zdejmując z siebie moje nogi.
Gdy chłopak zniknął za ścianą ja sięgnęłam po plik kartek. Sama nie tryskałam energią, ale chciałam chociaż raz przeczytać te dokumenty żeby mieć mniej na jutro. Nie jestem pewna ile mi to zajęło, bo nie patrzyłam na czas. Posprzątałam kubki ze stolika i trochę ogarnęłam w salonie wszystkie teczki i kartki jakie miałam tam rozłożone.
Kiedy weszłam do swojej sypialni Nicholas już spał. Zawsze podczas tej czynności wyglądał tak błogo i chłopięco, że na mojej twarzy samoistnie pojawiał się uśmiech. Jego ubrania leżały złożone na komodzie, a nagi umięśniony tors wyłaniał się spod mojej czarnej pościeli. Wzięłam głęboki oddech, przez chwilę na niego patrząc. Ufałam mu. Tak. Ufałam mu bardzo. Dlaczego więc miałam to okropne uczucie w żołądku, a przed moimi oczami wciąż pojawiały się fotografie wysłane przez Jake'a. Co jeśli miałam rację i on także niedługo odejdzie? Przygryzłam paznokcia tak mocno, że niemal pękł mi wpół ale w ostatniej chwili się powstrzymałam. Potarłam ramiona, cicho ziewając a później powoli wsunęłam się na miejsce obok ciemnowłosego.
Tej nocy pierwszy raz trudno mi było zasnąć przy w jego obecności.
***
- Masz szczęście - moja matka rzuciła plik dokumentów na biurko Mavericka, upewniając się iż mężczyzna nie słyszał jej jadowitego syku jaki do mnie skierowała.
W tym czasie pan Horton odebrał telefon, jednocześnie przerywając nasze spotkanie. Miałam już tego wszystkiego serdecznie dość. Siedzieli i przepytywali mnie z najgłupszych szczegółów o firmie SunTrust Banks. Rozumiem, że swojego wroga trzeba znać na wylot, ale niektóre rzeczy były moim zdaniem kompletnie niepotrzebne. Nie obchodzi mnie pieprzony rozmiar buta każdego pracownika.
Siedziałam z nimi chyba godzinę. Czułam jak chęci do życia ulatują ze mnie z każdą sekundą. W końcu Maverick skończył rozmawiać i zwrócił się w naszą stronę.
- Mamy mały problem. Trzeba się tym zająć szybciej niż myślałem. SunTrust planuje fuzję ze wschodem - mężczyzna warknął pod nosem, pocierając swoją szczękę.
Katherine nerwowo poruszyła się na swoim miejscu, marszcząc brwi. Mi nic to nie mówiło, ale historia pokazała że mieć wroga w Chińczykach to nic dobrego. Chryste, chyba za dużo naczytałam się o Triadach.
No i oczywiście to, że coś psuje się kiedy mam rozpocząć tą w cudzysłowu pracę, kompletnie mnie nie dziwi.
- No nic, trzeba będzie spotkać się z nimi dzisiaj - stwierdził Maverick, przenosząc na mnie swój wzrok - Wiele milionów dolarów spoczywa teraz na twoich barkach, Sloane. Bądź tego świadoma.
Przełknęłam ślinę, czując jak wzbiera się we mnie stres. Po prostu cudownie.
- Nie wiem, czy jest na to gotowa. Może wszystko zepsuć - odezwała się moja matka, co sprawiło iż zagotowała się we mnie krew.
Poruszyłam szczęką, parskając cicho pod nosem co sprawiło iż obydwoje na mnie spojrzeli. Postanowiłam jednak dalej nie komentować, bo każdy scenariusz jaki mogłam teraz odegrać kończył się raczej nieprzyjemnie, o ile nie tragicznie.
Maverick wstał ze swojego miejsca. Stanął przy biurku po stronie gdzie siedziałam, a później odpiął guzik garnituru i usiadł na meblu. Był przerażająco podobny do Nicholasa, ale nie wyglądał ani trochę przyjemnie.
- Sloane z pewnością wykaże się umiejętnościami. Każdy kiedyś przez to przechodził - Maverick wbił we mnie swoje przenikliwe spojrzenie, mrużąc przy tym oczy - Poradzisz sobie, prawda?
Szczerze mówiąc, to nie miałam pieprzonego pojęcia. Nie wiedziałam jak w ogóle podejść do sprawy, a do tego Nicholasa nie było w mieście. Nie mogłam jednak pokazywać żadnych oznak słabości czy zawahania jeśli chciałam mieć cokolwiek do powiedzenia. A chciałam. Musiałam uważać, gdyż na szali zawsze będzie wisieć bezpieczeństwo moich bliskich.
- Tak - odparłam, zadzierając głowę.
Moja matka pomasowała skronie, a później podniosła się z fotela. Przygładziła swoją sukienkę, następnie zarzucając torebkę na ramię.
- W takim razie nie ma na co czekać. Niech Sloane zjedzie na dół, gdzie zrobią z nią porządek. O północy złoży wizytę Davidowi - Katherine posłała mi kpiące spojrzenie z góry - Tylko nie przynieś nam wstydu.
- Nie śmiałabym - ułożyłam teatralnie dłoń na klatce piersiowej.
Również wstałam i pożegnałam się z Maverickiem, kierując się w kierunku windy. Moja matka nawet na mnie nie popatrzyła, kiedy z uniesioną głową wychodziła z budynku. To żałosne. Gdy tylko nasze drogi się rozeszły, wyjęłam telefon i zaczęłam pisać.
Do: Axel
Gdzie jesteś?
Szczerze mówiąc, byłam trochę zdzwiona że jeszcze go nie spotkałam. Zazwyczaj gdzieś się kręcił. W końcu tutaj pracował. Przydałoby mi się teraz jego doświadczenie, a poza tym powinniśmy ułożyć jakiś plan na wieczór. Nie miałam pojęcia jak powinnam, że tak powiem, zaatakować. Westchnęłam głośno i wsiadłam do windy, wciskając przycisk w kształcie trójkąta. Zastanawiałam się też, czy nie napisać do Nicholasa, ale z pewnością był zajęty. Kiedy obudziłam się rano, chłopaka już nie było. Wysłał mi tylko wiadomość, iż nie chciał mnie budzić i że wróci za kilka dni. Nie chciałam w żaden sposób go rozpraszać. Każdy z nas ma swoje obowiązki, a poza tym Axel będzie moimi plecami. Tylko najpierw muszę go znaleźć.
Gdy winda się otworzyła od razu skierowałam się do znajomych drzwi. Chwilę później w progu stanęła Ada, witając mnie szerokim uśmiechem.
- Cześć Sloane! Wieki cię nie widziałam - wskazała dłonią abym weszła do środka, co zresztą zrobiłam.
- Cóż, trochę minęło - przyznałam, ciężko wzdychając - Przyszłam, żebyś zrobiła mnie na bóstwo.
Blondynka klasnęła dłońmi w ekscytacji, a później tylko obserwowałam jak szybko porusza się po pomieszczeniu zabierając z niego różne rzeczy. Ta dziewczyna musiała szczerze kochać swoją pracę. Zazdroszczę.
- Co porabiałaś przez te ostatnie tygodnie? Myślałam, że będziesz pracować tu na dole na stałe - zapytała Ada, kiedy zajęłam miejsce na jednym z krzeseł.
Prawie zapomniałam, że dla niej ten cały świat był zupełnie normalny. Hazard, pranie brudnych pieniędzy, narkotyki czy cokolwiek innego nie było dla niej czymś obcym bądź nadzwyczajnym. W takiej rodzinie się wychowała. Momentami to ja czułam się jak wyrzutek, chociaż nie mam powinnam. W końcu to wszystko wcale nie było normalne i nie mogłam zacząć tego normalizować. Bałam się jednak, że koniec końców będzie to moja jedyna opcja, żeby nie zwariować.
- W sumie to nic ciekawego. Zaczęłam studia, a co do pracy, to plany trochę się zmieniły - wzruszyłam ramionami, obserwując swoje odbicie w lustrze.
- Oni zawsze coś wymyślą - machnęła obojętnie ręką - W sumie teraz twoja praca nie będzie taka nudna.
Zmarszczyłam brwi, podczas gdy dziewczyna zaczęła zmywać mój makijaż, który zrobiłam dziś rano.
- Wieści szybko się rozchodzą - oznajmiła, zanim zdążyłam zapytać.
Cudnie.
- Poradzisz sobie. Czasem dosłownie wystarczy błysnąć dekoltem i sprawy same się rozwiązują - Ada wzruszyła ramionami - Może nie jest to zbytnio moralne, ale tutaj nic takie nie jest więc nie warto oczekiwać cudów.
Chryste, w co ja się wpakowałam.
Na własne życzenie.
- Chciałabym już mieć to za sobą - mruknęłam, kątem oka sprawdzając czy nie dostałam przypadkiem nowej wiadomości.
- Wszystko się uda, zobaczysz - blondynka posłała mi ciepły uśmiech, który jakoś udało mi się odwzajemnić.
Przez następną godzinę dziewczyna robiła mój makijaż i włosy, a później zaczęła szukać ubrań. Znowu wyglądałam jak nie ja, ale może to i lepiej. Dzisiaj nie było miejsca na moje codzienne przemyślenia czy problemy. Musiałam się spiąć i poprowadzić sprawę do końca. Zdecydowanie nie chciałam się później użerać z moją matką na temat tego jak bardzo zawaliłam i jak to wolałaby mieć syna.
- Masz, załóż to - Ada podała mi czarne ubrania, a na wierzchu położyła naszyjnik z pereł.
Weszłam do przymierzalni i zaczęłam zdejmować swoje ubrania. Czułam się trochę surrealistycznie, kiedy ubierałam marynarkę, która tak na prawdę była sukienką a potem wysokie czarne kozaki ze skóry. Zawiązałam na talii pasek, co sprawiło iż materiał nieco się podwinął. Moje falowane włosy kaskadami opadały mi na plecy, a dwie perłowe spinki sprawiały iż blond kosmyki nie leciały mi na twarz. Wzięłam głęboki oddech, następnie wychodząc zza zasłony. Ada patrzyła na mnie z uśmiechem satysfakcji, co trochę dodało mi pewności siebie.
- Dzięki Ada - powiedziałam szczerze, a następnie podeszłam do krzesła w którym wcześniej siedziałam i zabrałam swoją torebkę oraz telefon.
Nadal nie dostałam żadnej wiadomości od Axela, co trochę mnie stresowało. Przełknęłam ciężko ślinę, czując się trochę wiotko. Może ktoś u góry będzie wiedział gdzie mogłabym go znaleźć.
- Będę trzymać kciuki - dziewczyna poklepała lekko moje ramię, a później zabrała się za sprzątanie podczas gdy ja udałam się do windy.
Była prawie jedenasta. Za niecałe półtora godziny miałam jechać do Davida Wallace'a. Nie wiedziałam nawet gdzie powinnam się udać. To wszystko działo się zdecydowanie zbyt szybko.
Kiedy tylko znalazłam się na parterze, moim oczom os razu ukazał się Axel czekający na końcu korytarza. Poczułam jak moje ciało się rozluźnia, a stres nieco ze mnie uchodzi.
- Gdzie byłeś? Myślałam że będę musiała iść tam sama - mruknęłam, zatrzymując się o krok od chłopaka.
- Spokojnie, miałem coś do załatwienia. Gotowa na pierwsze rodeo? - Axel uniósł zaczepnie brew, co sprawiło iż przewróciłam oczami.
- To nie jest zabawne. Nie wiem co robić - przyznałam, poprawiając torebkę na ramieniu.
- Odwiedzimy Davida w jego biurze. Ma tam zostać do pierwszej jak co noc. Ochrona o tej porze już nie pracuje, więc powinno pójść gładko. Dobrze, że na pierwszy raz trafiły ci się takie okoliczności - Axel wskazał dłonią w kierunku drzwi, a później razem ruszyliśmy do wyjścia.
- Tak, szczęściara ze mnie - burknęłam pod nosem - Zdaje się, że będę musiała improwizować. W sumie dobrze, bo cokolwiek zaplanuje kończy się porażką.
- Czyżbyś znalazła pozytyw? - blondwłosy zachłysnął się w szoku powietrzem, posyłając mi godne nagrody aktorskiej spojrzenie.
Im częściej go widywałam, tym bardziej zdawałam sobie sprawę iż przypominał mi Vee. I właśnie dlatego zamiast starać się zabić go spojrzeniem, uśmiechnęłam się.
Przez całą drogę do siedziby SunTrust, Axel wdrażał mnie w plan. Kierował mnie krok po kroku, dzieląc się swoim doświadczeniem. Byłam mu za to cholernie wdzięczna, ponieważ w dużej mierze mi to pomogło. Musiałam być twarda, nieugięta i sprawiać wrażenie jakbym miała władzę nad całym światem. Cóż, miło będzie poudawać ponieważ we własnym życiu nie miałam nawet piętnastu procent kontroli.
W końcu samochód zaparkował przed wieżowcem, co sprawiło iż poczułam przypływ adrenaliny. Obserwowałam budynek niczym sokół, starając się wszystko sobie poukładać zanim wysiądę z samochodu.
- Będę w budynku, ale nie mogę wejść z tobą do jego biura. Musisz zrobić to sama - zaraz po tych słowach chłopak wziął moją rękę i przypiął złoty guzik do wewnętrznej części mojego rękawa.
- Co to jest? - zmarszczyłam brwi, z ciekawością obserwując urządzenie.
- Podsłuch. Gdyby coś było nie tak, od razu się pojawię - stwierdził, a później zobaczyłam jak sięga dłońmi do tylu i poprawia coś za paskiem swoich spodni.
- Czy to jest...
- Tak, Sloane. To jest pistolet - przerwał mi, uważnie obserwując moją reakcję - Lepiej przyzwyczajaj się do ich widoku.
- Świetnie - odetchnęłam, opierając się o zagłówek.
Czułam się jakbym należała do FBI. Niestety w tym całym bałaganie byłam raczej po stronie złoczyńców. Co za pieprzona ironia.
- Cóż, powodzenia. Postaraj się nie umrzeć - Axel posłał mi uśmiech, co sprawiło iż parsknęłam śmiechem.
- Myślałeś może, żeby zostać motywatorem? - zagadnęłam, starając się nieco rozluźnić.
- Tak, ale wtedy wielu psychologów straciłoby pracę. Nie jestem aż tak okrutny - blondyn wzruszył ramionami, a potem pociągnął za klamkę aby wyjść na zewnątrz.
Ja także to zrobiłam, wcześniej zostawiajac na siedzeniu torebkę i telefon. Nie czułam się zbyt pewnie, ale nie mogłam pozwolić wątpliwością zawładnąć moim umysłem. Nie teraz. Skinęłam głową do Axela, następnie ruszając w stronę budynku. Stukot moich szpilek słychać było chyba na całą ulicę. Szłam dumnie przed siebie, próbując wczuć się w rolę. Użyłam kodu na drzwiach, a potem do windy. Budynek był opustoszały. Nie było w nim ani jednej żywej duszy. David musiał cenić sobie prywatność, a do tego najwyraźniej nie ufał nikomu, oprócz siebie.
Winda zatrzymała się na właściwym pietrze, na które powoli wyszłam. Wszystkie biura były przeszklone, więc nie trudno było ocenić które z nich było zajęte gdyż świeciły się w nim światła. Widziałam tył skórzanego fotela, który powoli się ruszał. Im bliżej byłam tym wyraźniej widziałam męską posturę odzianą w garnitur. Cóż, może nie posturę a zaledwie ramię czy nogę, w zależności od tego jak ruszał się fotel. Miałam dziwne przeczucie, że David spodziewał się mojej wizyty, o ile na nią nie czekał.
Pewnym krokiem weszłam do biura, zatrzymując się tuż przy biurku. Zadarłam głowę i wyprostowałam sylwetkę, następnie cicho odchrząkując.
- Witam panie Wallace - powiedziałam pewnie, w myślach przytaczając wszystko co przekazał mi Axel.
A później fotel się obrócił.
Z tym że nie siedział w nim David Wallace.
Maverick patrzył na mnie z tak wielkim chłodem, że prawie cofnęło mnie o krok.
- Nie rozumiem - zmarszczyłam brwi, starając się przetworzyć sytuację - Co się tutaj...
A później poczułam mocne uderzenie w tył głowy. Obraz obracał mi się przed oczami jak karuzela, aż w końcu całkowicie straciłam kontakt z rzeczywistością, upadając na podłogę.
*
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro