Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

45. Czułam się jak rollercoaster.

- Vee, czy ty przygotowywałaś się na ten wypad miesiąc? - patrzyłam na stojący przede mną przenośny grill, na którym brunetka właśnie robiła ser pleśniowy oraz bagietkę czosnkową.

Przysięgam, że zaraz wyciągnie piekarnik i zacznie robić pizzę.

- Trzy dni - odparła dumnie, oblizując palec z przypraw.

Ta kobieta była niemożliwa.

- Najgorsze siedemdziesiąt dwie godziny mojego życia - skomentował Axel, niemal od razu spotykając się z zabójczym spojrzeniem Kingston.

- Cisza - mruknęła złowrogo - Ciesz się, że w ogóle zostałeś zaproszony.

- Zaszczyt - bąknął blondyn, co sprawiło iż brunetka zwęziła oczy.

Usta chłopaka zakręciły się w uśmiechu, kiedy obserwował jej twarz z czymś tak szczerym, że prawie i ja się uśmiechnęłam.

- Już wiem kto nie dostanie bagietki - Kingston obróciła się do niego plecami, poprawiając jej kawałki na grillu.

Pokręciłam z rozbawieniem głową, nagle czując jak coś na nią opada. Zmarszczyłam brwi, kiedy pod moimi palcami wyczułam materiał. Spojrzałam na Nicholasa który złapał za daszek i przekręcił go bardziej na prosto.

- Co ty robisz? - zapytałam, nie rozumiejąc co właśnie się działo.

- Ratuje twoje życie - powiedział jakby to było oczywiste.

- Ah tak? Niby jak? - patrzyłam na chłopaka z zażenowaniem, podczas gdy on zwyczajnie westchnął.

- Cóż, słońce mocno przygrzewa, a obydwoje wiemy że myślenie to dla ciebie wielki wysiłek. Nie chcę, żebyś dostała udaru - odparł, opierając łokcie o kolana kiedy porządnie usiadł.

Rozchyliłam usta w niedowierzaniu, patrząc na tego zadowolonego z siebie narcyza. Miałam ochotę zdzielić go po głowie. Zamiast tego zacisnęłam mocno usta, cicho parskając.

- Cóż - zawinęłam język, cicho cmokając - Masz rację. Dzięki temu mogę lepiej myśleć i akurat wpadła mi do głowy taka myśl, że jak wrócę do mieszkania to muszę opróżnić szufladę przy łóżku.

Teraz to Nick zwęził oczy, podczas gdy toczyliśmy niemą bitwę.

- Czemu? - zapytała zupełnie nieświadoma Vee.

- Właśnie Sloane, czemu? - Horton posłał mi wyzywające spojrzenie, wzruszając ramionami.

Gdybym umiała pływać, to skoczyłabym teraz do jeziora bez żadnego zawahania. Jak ja uwielbiałam stawiać siebie samą w niezręcznych sytuacjach. Byłam w tym mistrzynią. Powoli obróciłam głowę w stronę mojej przyjaciółki, wzdychając ze zmęczeniem.

- Pilnuj lepiej sera - wskazałam na grillujący się przysmak - Swojego nosa przy okazji też.

Kingston ułożyła dłoń na klatce piersiowej, ale zaraz parsknęła śmiechem.

- To miał być miły wypad, a jak na razie każdy po sobie jedzie - zaśmiała się cicho, kręcąc głową.

W sumie miała racje. Można było się tego spodziewać, odkąd cztery ciężkie charaktery znalazły się w jednym miejscu. Każdy z nas był specyficzny, tego ukryć się nie dało. Wszyscy na moment zamilkliśmy, wymieniając się spojrzeniami. No cóż.

- Dla Axela jestem miła - odparłam z uniesioną głową, czując się z tego powodu niebywale dumnie.

- Dzisiaj - mruknął pod nosem blondyn - Jak na razie.

- Dobra, skończcie wszyscy - urwałam temat, głośno wzdychając - Jesteście głodni i przez to marudzicie - pokręciłam głową, łapiąc za kawałek bagietki którą momentalnie upuściłam bo była cholernie gorąca

Los tak chciał, że spadła ona na nogę Nicholasa, który zmarszczył nos krzywiąc się nieco na wysoką temperaturę. Złapałam bagietke długimi paznokciami, co powinnam zrobić wcześniej, ale najwyraźniej nie potrafiłam dzisiaj myśleć. Horton patrzył na mnie z politowaniem, a ja wcale mu się nie dziwiłam.

- Chciałam ci podać - powiedziałam, następnie dmuchając pieczywo - Gorące, uważaj.

- Nie powinnaś zamoczyć bagietki w serze? - ciemnowłosy zdecydowanie nie ukrywał swojego załamania moją osobą.

A, właśnie.

- Ależ ty jesteś niecierpliwy. Przecież właśnie chciałam to zrobić - prychnęłam krótko pod nosem, zamaczając kawałek w Camembercie.

Zaraz po tym przysunęłam bagietkę do ust chłopaka, który bez wahania włożył całość do buzi. Trochę sera zostało mi przez to na palcu, więc oblizałam go językiem czujac na sobie jego baczny wzrok.

Telefon zawibrował mi przy udzie, więc otrzepałam dłonie aby zaraz podnieść urządzenie. Wskazywało ono wiadomość od mojego lepszego rodzica.

Od: Tata
Dostałaś niespodziankę?

Zmarszczyłam brwi, kompletnie nie rozumiejąc o co mogło mu chodzić.

Do: Tata
Niespodziankę?

Od: Tata
Razem z mamą załatwiliśmy ci pracę u Mavericka. Papierkowa robota z pewnością zapewni ci doświadczenie i poznasz jak działa firma od wewnątrz

Chryste, on nie miał pojęcia w co jego ukochana żona mnie wpakowała. Zdecydowanie nie jest to papierkowa robota, a poza tym to wszystko jest już przesadą. Okłamywanie ojca o przynależności do Rooks to jedno, ale jak mam oszukiwać go każdego dnia odnośnie tego gdzie jestem i co robie, czy też wymyślania historyjek jak to nasiedziałam się nad fakturami i innym gównem, kiedy tak na prawdę miałam wykonywać brudną robotę. Zaczęłam już rozważać w głowie, czy nie powinnam się poddać i po prostu z nim porozmawiać. Nie mogłam jednak zrobić tego od tak, bo zaraz moja matka wraz z całym Rooks zrujnowaliby najpierw moich najbliższych, a potem mnie. Nigdy nie zrozumiem jak Katherine może bez żadnych oporów okłamywać swojego męża. To chore.

A potem przyszła kolejna wiadomość.

Od: Tata
Do tego możesz ułożyć sobie godziny pracy jak tylko dostaniesz grafik. Gdybyś czegoś potrzebowała, to dzwoń

No i jak ja mam spojrzeć mu w oczy, kłamiąc jak z nut. Tak nie mogło być.

- Wszystko dobrze? - Nicholas przysunął się bliżej mojego boku.

- Tak - mruknęłam pod nosem, szybko wystukując odpowiedź.

Do: Tata
Dziękuję:)

Odlożyłam telefon, a póżniej spojrzałam na bruneta obok. Patrzył na mnie z lekko ściągniętymi brwiami, a ja zdecydowałam pobawić się w jego ironiczne odbicie lustrzane. Nicholas szybko zrezygnował, ale widziałam po wyrazie jego twarzy iż nie odpuści tematu. Po prostu daje mi ten czas spokoju, którego zażądałam. Staralam się nie myśleć o tym, że ta bańka pęknie jutrzejszego wieczora i szło mi całkiem dobrze, dopóki nie dostałam wiadomości od taty.

- Czy mamy coś mocniejszego? - zwróciłam się do Vee - Może jak w coś zagramy, to staniemy się magicznie mili.

- Ach, magia alkoholu - Kingston zaciągnęła się powietrzem, jakby wręcz wyczuwała ją w powietrzu - Myślałaś, że zaplanuje grilla ale nie pomyślę, żeby zabrać ze sobą grubszy asortyment? Nie jestem amatorką.

Brunetka pokręciła głową, a póżniej zniknęła gdzieś z mojego pola widzenia. Popatrzyłam najpierw na Nicholasa, a potem na Axela który opierał się luźno na dłoniach.

- Ona tylko czekała aż ktoś zapyta - oznajmił niewzruszony.

- Powiesz mi o co chodzi? - spojrzałam na blondyna, który starał się nie nawiązywać ze mną jakiegokolwiek kontaktu dzisiejszego wieczoru.

Już wczoraj gdy Vee zaproponowała ten wyjazd, przeczuwałam że to tylko przykrywka. Przygotowała się do niego tak, jakby zależało od tego jej życie. Do tego Axel traktował mnie inaczej niż zwykle, a sama brunetka momentami wydała się być myślemi gdzieś indziej. Znałam Veronicę zbyt dobrze, aby tego nie zauważyć. Chciałam skorzystać z chwili jej nieobecności, żeby nie zrujnować jej ciężkiej pracy i dobrego humoru.

- Co masz na myśli? - Axel był nieustępliwy, ale i tak już domyślałam się o co chodziło.

Ledwo udało mi się przełknąć gulę w gardle. Opcja była tylko jedna. Aktualnie nie było nic innego, co zbliżało sie tymi cholernie wielkimi krokami wraz z nadejściem jesieni, która datowo była już z nami gdyby zignorować pogodę.

- Ona wyjeżdża, prawda? - gdy tylko wypowiedziałam te słowa, coś nieprzyjemnie zakuło mnie w brzuchu.

Ciężko było powiedzieć to na głos. Teraz już rozumiałam dlaczego brunetka tak długo zwlekała.

Axel nie odezwał się ani słowem, a jedynie spuścił wzrok. Trzy sekundy póżniej wróciła Vee z butelką Tequili w dłoni. Mojej ulubionej. Bardzo drogiej. I chyba nie potrzebowałam już innego potwierdzenia. Ona wyjeżdżała, a reasumując jej wszystkie starania mogłam wywnioskować, iż uniwersytet na który się dostała jest przynajmniej tysiące mil ode mnie.

- Kto ma ochotę na szoty? Mam nawet limonkę i sól - Kingston dumnie się uśmiechała, siadając na miejscu obok Axela.

Przełknęłam ciężko ślinę, a potem obdarzyłam brunetkę uśmiechem. Mocno starałam się, aby nie wyglądał on podejrzliwie i miałam nadzieję, że mi się udało.

- Zdecydowanie ja. To moja ulubiona - wskazałam palcem na trzymaną przez nią butelkę.

- Wiem - Vee cmoknęła językiem z satysfakcją, a ja miałam ochotę się rozpłakać.

To by było na tyle z mojego ostatniego dnia zanim uderzy rzeczywistość.

- Ja pierwsza - potarłam dłońmi swoje uda, gdy usiadłam na łydkach.

Być może przejechałam po skórze paznokciami trochę mocniej niż musiałam, ale nic nie mogłam na to poradzić. Miałam ochotę wyć, bo najważniejsza w moim życiu osoba wyjeżdżała. U kogo będę siedzieć całymi dniami, pić kawę litrami, jeść aż lodówka będzie pusta i spać jakbym miała zapaść w sen zimowy? Z nikim nie czułam się aż tak komfortowo, jak z Vee. Mogłam powiedzieć jej wszystko i wiedziałam, że nawet jakbym kogoś zamordowała to by mnie nie osądzała. Zawsze kiedy było źle, mogłam na nią liczyć. Czasem nie musiałyśmy nawet rozmawiać, bo sama jej obecność w jakiś sposób mi pomagała. Ale z drugiej strony, będąc daleko ode mnie, będzie daleko od Rooks. Będzie bezpieczna.

- Tak myślałam - Kingston wzięła do ręki kieliszek, co sprawiło iż przestałam się już zastanawiać gdzie ona pochowała te wszystkie rzeczy.

Czułam się trochę jak w amoku, kiedy po kolei pozbywałam się soli, Tequili i limonki. Oblizałam usta, czując słony smak na języku. Bez żadnego zawahania, wzięłam butelkę od dziewczyny i wypełniłam kieliszek.

- Teraz twoja kolej - obróciłam się bardziej w stronę Nicholasa, tak aby być plecami do Vee - Pomogę ci.

- Wiem jak pije się... - zaczął brunet, ale momentalnie się zatrzymał widząc jak pojedyncza łza spływa po moim policzku - W sumie z tobą nie ma sensu się kłócić.

Sama nie powiedziałam nic więcej, gdy sypałam sól na jego rękę i podawałam mu wszystko po kolei, walcząc z cisnącymi mi się do oczu łzami. Zaczynałam już robić się wściekła, że nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Musiałam zająć czymś myśli, żeby odzyskać kontrolę.

- To chyba ja muszę ci pomóc, jeśli chodzi o picie Tequili - Nick wziął plasterek limonki z mojej dłoni, a potem przybliżył go do moich warg - Otwórz usta.

Trochę mnie tym zaskoczył, ale posłusznie złapałam skórkę zębami, a brunet zdjął swoją czapkę z mojej głowy. Ledwo zarejestrowałam to co robił, ponieważ za bardzo skupiałam się na jego czekoladowych oczach. Zawsze kiedy na mnie patrzył, czułam jakby przez moje żyły przepływał prąd. Ku mojemu zdziwieniu nasypał sól na limonkę którą trzymalam, a potem przejechał po niej językiem. Zaraz po tym wypił kieliszek i bez wachania przyssał się kwaśnego owocu pomiędzy moimi wargami, dłońmi tapiąc a moją twarz. Jego kciuki przejechały po mojej linii wodnej, zabierając pojedyncze tzy które wcześniej wypłynęły z moich oczu. Nicholas zrobił to sprawnie i szybko, ale dla mnie trwało to jak pieprzona wieczność. Ten człowiek nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać, a już szczególnie kiedy pomaga mi w tak śliczny sposób.

- Wiecie, że tutaj jesteśmy? - głos Vee wyrwał mnie z amoku.

Usiadłam tak jak wcześniej, wzruszając jedynie ramionami na jej zaczepkę. Kieliszek poruszał się w koło dość szybko, a butelka już niemal się skończyła. Powoli zaczęło się też ściemniać, co znaczyło że najwyższy czas wracać. Nie chciałam tego robić, ponieważ bawiłam się całkiem dobrze. Brzuch bolał mnie od śmiechu, a w głowie szumiało mi coraz bardziej przez alkohol. Był już prawie październik, ale Atlanta od zawsze rządziła się swoimi prawami. Nie zdziwiłabym się, gdyby za dwa dni temperatura była o jakieś piętnaście stopni niższa.

Gdy tylko Axel zacumował łódź, umówiliśmy się że spotkamy się w salonie żeby zjeść kolacje i jeszcze trochę się wprawić. Najpierw jednak musiałam wziąć prysznic żeby zmyć z siebie całodniowy pobyt na słońcu. Byłam zmęczona i marzyłam o śnie, ale chciałam też spędzić więcej czasu z Vee.

Po odświeżeniu się, wciągnęłam na siebie czarne spodenki które z przodu wyglądały jak spódnica a do tego w tym samym kolorze top na nieco grubszych ramiączkach. Miał kwadratowy dekolt, który idealnie pokazywał całość mojego naszyjnika z odwróconym półksiężycem. Na stopy wsunęłam swoje czarne sandały, które bardziej przypominały klapki dzięki czemu były najwygodniejszymi butami na ciepłe dni. Zdecydowałam się nie nakładać makijażu, tym bardziej że moja skóra robiła się ładnie opalona co zdecydowanie polepszyło moją cerę. Przeczesałam jedynie nieco swoje brwi, a włosy na szybko wyprostowałam. Może i nigdzie nie wychodziliśmy i mieliśmy spędzić czas jedynie w czwórkę, ale jakoś miałam ochotę ogarnąć się trochę ładniej po całym dniu nad wodą.

Kiedy wyszłam z łazienki zobaczyłam leżącego na łóżku Nicholasa. Był ubrany w czarne jeansy i w tym samym kolorze podkoszulek, przez co byliśmy dopasowani. Gdy tylko mnie zobaczył odłożył swój telefon na materac obok, zakładając ręce za głowę.

- Myślałem, że już nigdy się nie doczekam - mruknął pod nosem, lustrując mnie wzrokiem.

- Ile razy mam ci powtarzać, że myślenie to nie jest twoja mocna strona? - westchnęłam ciężko, zamykając za sobą drzwi.

- Nie zaczynaj - odparł, podnosząc się z łóżka.

Z każdym jego krokiem mogłam poczuć coraz bardziej intensywny zapach tych charakterystycznych dla niego perfum. Były cholernie ładne. Przysięgam, że mogłabym je wdychać całymi dniami. Dłonie chłopaka znalazły się na moich biodrach, co sprawiło iż zmarszczyłam podejrzliwie brwi.

Ostatnio wszystko było dla mnie jak jeden długi sen. Takie zachowania z jego strony jednocześnie mnie dziwiły, ale nie dziwiły. Ciężko było się w tym wszystkim połapać. W tym momencie na przykład, cała ta interakcja była zbyt intymna. Jego uważny wzrok skupiony tylko na moich oczach i ciepłe dłonie dotykające mojego ciała. On chciał coś ze mnie wyczytać. Był nienasycony. Chciał zburzyć wszystkie moje ściany i zakopać się jeszcze głębiej. Może i nie powiedział tego wprost, ale jego usta nie musiały mówić nic, gdyż robiły to jego oczy. Te piękne czekoladowe oczy, które ozdabiał wachlarz gęstych czarnych rzęs.

Ten chory surrealizm coraz bardziej zachodził mi za skórę. Musiałam w końcu dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodziło, bo przecież jakiś powód musiał istnieć. Nie żyłam w bajce, żeby myśleć że ktoś od tak będzie chciał przy mnie być. Oglądać mnie niemal codziennie, całować mnie, spać ze mną czy siedzieć w ciszy. Nigdy tak nie było, a zważając na to jaką jestem osobą, nigdy tak nie będzie. Miałam tylko Vee. To była jedyna szczera relacja w którą wierzyłam i o którą nie musiałam się martwić. Nawet jeśli teraz wszystko się utrudni, to i tak wiem, że nigdy nie przestaniemy się przyjażnić.

- Co tam? - zapytałam bruneta, czując się trochę niekomfortowo.

Chryste, móg mózg kochał mnie sabotować. Nie mogłam jednak nic poradzić na to, że w mojej głowie było teraz cholernie głośno.

- Dasz radę? - Nicholas zmrużył lekko oczy, skanując moją twarz.

- A czemu miałabym nie dać rady? - skrzywiłam się lekko, jakbym kompletnie nie rozumiała zadanego przez chłopaka pytania.

Pokręciłam lekko głową, sprawnie go wymijając. Mogłam odetchnąć dopiero kiedy się od niego odsunęłam. Wiem, że chciał mnie wesprzeć bo wiedział jak ważna jest dla mnie Vee. Rozumiem to i jestem mu wdzięczna. Nie mogę jednak nic poradzić na to, że całe życie kiedy pojawiała się jakaś trudność, to żeby przez nia przejść musiałam odizolować się od wszystkiego i wszystkich. Taka już byłam i nie potrafiłam inaczej, chociaż ten chłopak sprawiał że często to kwestionowałam. I tak za każdym razem żałowałam wylanych przy nim łez, nawet jeśli w danym momencie czułam się z tym dobrze. Później zawsze zbierały się nade mną czarne chmury. Tego rodzaju chmur nikt nie jest w stanie odgonić.

Nicholas przez chwilę nic nie mówił, a ja wzięłam z szafki kolczyki które wcześniej tam zostawiłam i stanęłam przed lustrem aby je założyć. Czułam jak ciemnowłosy mnie obserwuje, ale nie miałam zamiaru w żaden sposób tego komentować. Po prostu założyłam te cholerne kolczyki, a potem obróciłam się w jego stronę.

- Idziemy? - zapytałam, na co Horton skinął jedynie głową, chociaż widziałam po nim że chciał coś powiedzieć.

Otworzył dla mnie drzwi, czekając aż przejdę przez próg. Razem ruszyliśmy na dół, gdzie czekała Vee z Axelem. Obydwoje byli ubrani bardziej elegancko, chociaż nie przesadnie. W mojej głowie ciągle pojawiało się to cholerne pojęcie podwójnej randki. Momentami faktycznie tak to wyglądało. Jedyne co łagodziło sprawę, to te momenty kiedy byliśmy dla siebie niemili lub kiedy dużo rozmawiałam z Vee. Teraz zaczęło robić się dziwnie, a już szczególnie kiedy wyszłam na patio. Na stole paliły się świece, a zastawa stołowa była równo ułożona. Przełknęłam gulę w gardle, czując się coraz bardziej wiotko. Usiadłam na jednym z krzeseł, podczas gdy dyskomfort w moim ciele zaczynał dawać o sobie znać.

- Zamówiłam Chińszczyznę. Sloane, dla ciebie oczywiście z krewetkami - Vee posłała mi uśmiech.

Jej usta ładnie błyszczały, a włosy kaskadami opadały na ramiona i plecy. Obdarzyłam ją krótkim uśmiechem, starając się jakoś wpasować, co nie było łatwe. Axel odsunął dla niej krzesło, a Nicholas zajął miejsce obok mnie. Zwilżyłam spierzchnięte wargi językiem, ignorując to cholernie dziwne uczucie w brzuchu. Nalałam sobie wody do szklani, opróżniając jej zawartość niemal jednym haustem. Mój wzrok przykuły papierosy Vee, leżące na stole. Bez wahania po nie sięgnęłam, a gdy tylko zaciągnęłam się nikotyną, moje ciało poczuło minimalną ulgę. Zawsze coś.

- Wiedzieliście o tym, że Vee w tamtym tygodniu przejechała swój telefon kosiarką? - spojrzałam na rozbawionego, ale jednocześnie załamanego Axela, który patrzył na profil mojej przyjaciółki.

Na początku zakrztusiłam się lekko dymem, a póżniej po prostu zaczęłam się śmiać. Kingston patrzyła na blondyna z oburzeniem, ale jej wargi i tak drgnęły w uśmiechu. Nicholas chyba za to zwątpił już całkowicie, chociaż na jego ustach także pojawił się mały uśmiech.

- Od kiedy ty w ogóle kosisz trawę? - zapytałam zaczepnie, strzepując popiół z papierosa.

- Tata chciał żebym na chwilę go wymieniła, no i cóż - brunetka odchrząknęła, kładąc przede mną obklejony diamencikami telefon z klapką - Utknęłam z tym do jutra.

Nie mogłam nie parsknąć śmiechem. Pamiętam, jak obklejałyśmy go w podstawówce.

- Lalka mojej siostry miała taki telefon - skomentował Horton, opierając się łokciem o stół - Ostatni raz widziałem go dziesięć lat temu.

Kingston posłała mu wrogie spojrzenie, które oczywiście nie zrobiło na ciemnowłosym większego wrażenia.

- Wygląda jakby zwymiotował na niego jednorożec - dodał Axel, a tym razem oburzyłam się ja.

- Wypraszam sobie, razem z Vee spędziłyśmy dużo czasu żeby tak estetycznie go obkleić w trzeciej klasie - uniosłam dumnie głowę, gasząc swojego papierosa aby móc wziąć do ręki telefon brunetki - Każdy go zazdrościł.

- Nie wątpię - mruknął Nick, co spowodowało iż gwałtownie obróciłam głowę w jego stronę.

- Co tam szemrzesz pod nosem? - warknęłam, patrząc na niego wrogo spod rzęs.

Chłopak momentalnie się wyprostował, patrząc na mnie z góry a ja poczułam skurcz w podbrzuszu. Nie wiem dlaczego kręciła mnie ta jego władcza postawa, która wręcz krzyczała żebym przestała pyskować zanim wstanie z miejsca. Moje hormony i emocje pracowały dzisiaj na najwyższych obrotach. Raz byłam załamana i miałam ochotę wyć, raz wściekła, albo w ogóle tak jak teraz, miałam ochotę po prostu rzucić się na bruneta przede mną. Czułam się jak rollercoaster, a nienawidziłam parków rozrywki.

Nicholas nie odpuszczał wciąż gromiąc mnie spojrzeniem. Zamrugałam dwa razy, starając się udawać niewinną aby jakoś go udobruchać. Nie mogłam jednak długo udawać i zaraz moje oczy się zwęziły, kradnąc szybkie spojrzenie na wargi bruneta.

- Przeproś - powiedziałam, co sprawiło że Horton uniósł brwi.

- Słucham? - parsknął śmiechem, który zignorowałam.

- Bardzo się napracowałyśmy z Vee, żeby ten telefon tak wyglądał a ty się naśmiewasz - odgarnęłam włosy z twarzy, gestem dłoni zachęcając go aby przeprosił.

- Właśnie - Kingston poparła moje słowa, a Axel z rozbawieniem patrzył na Nicholasa.

- Przypomnijcie mi, żebym następnym razem nie zgadzał się na żaden wypad z wami - westchnął ciemnowłosy, wyjmując z kieszeni swoje papierosy.

Uśmiechnęłam się do siebie pod nosem, znów upajając się faktem iż zaszłam mu za skórę.

- Nie ma sprawy, następnym razem pojedziemy bez ciebie, tylko weżmiemy jakiegoś chłopaka dla Slo - stwierdziła Vee, a póżniej zaczęła odpakowywać porcje Chińszczyzny - Mam już w sumie jednego kandydata. Wysoki, jasne włosy i mocno zielone oczy. Po prostu typ Harmon jak wyjęty z okładki.

Nicholas mocno zaciagnął się nikotyną, następnie wbijając w Kingston sztylety swoim spojrzeniem. Miałam ochotę zacząć się śmiać, ale nie wypadało. Brunetka dobrze wiedziała, że to nie był mój typ ale fakt iż przedstawiła kontrast Nicholasa był tym płomykiem którego brakowało aby wzniecić ogień. Horton zgasił papierosa i wstał z miejsca.

- Dzięki za kolacje Vee, ale chyba zjemy trochę póżniej - Nick bez wahania podnióst mnie z krzesła, a zaraz moje ciało zawisło na jego braku w akompaniamencie mojego pisku.

Nie wiedziałam co się działo ponieważ widziałam tylko podłogę, ale słyszałam w tle coraz bardziej przytłumione śmiechy.

- Ale Nick, ja jestem głodna - próbowałam jakoś się wyrwać, co oczywiśnie nie przyniosło upragnionych skutków.

- Dzisiaj zjesz coś innego - warknął ciemnowłosy, mocniej zaciskając dłoń na moim udzie.

Osz kurwa. No to się wkopałam.

Nie żeby to był mój cel, czy coś.

Przecież to byłoby głupie.

Moje plecy mocno zetknęły się z materacem łóżka w pokoju, w którym zostawaliśmy. Uniosłam się na łokciach, obserwując stojącego nade mną Nicholasa. Patrzył na mnie tak stanowczo i wygłodniale, że dosłownie zaschło mi w gardle, a moim ciałem zawładnął dreszcz tak lodowaty, że aż parzył. Nic nie mówiłam, bo słowa nie były potrzebne. Zamiast tego obserwowałam jak brunet odpina pasek od swoich spodni i boleśnie powoli przeciąga go przez szlufki, nie zrywając ze mną kontaktu wzrokowego. Przełknęłam ślinę, czując jak temperatura mojego ciała wzrasta, a oddech staje się głębszy. Nicholas rzucił swój skórzany pasek gdzieś na bok, a później zawisnął nad moim ciałem. Zadarłam głowę do góry, wpatrując się w jego oczy z taką samą mocą jak on w moje.

- Musisz zawsze mnie prowokować? - zapytał, przekręcając lekko głowę w bok.

- Ale ja nic nie robię - zahaczyłam delikatnie nosem o ten jego, jednocześnie uginając nogi w kolanach aby zrobić mu więcej miejsca.

Nicholas poruszył szczęką, a jego powieki zrobiły się nieco cięższe. Poczułam jak jego dłoń mocno wplata się w moje włosy. Pocałował mnie tak intensywnie, że niemal zakręciło mi się w głowie. Odetchnęłam w jego wargi, co tylko zachęciło go do pogłębienia pocałunku. Chciałam go dotknąć, ale wiedziałam że jeśli uniosę chociażby jedną rękę to stracę równowagę.

- Nick?! Sloane?! - z dołu dobiegło nas głośne wołanie Vee.

Jęknęłam z dezaprobatą, podczas gdy Horton wyglądał jakby zaraz miał zdemolować ten pokój.

- Co?! - krzyknęłam, mając nadzieje że Kingston odpowie i wywalczymy jeszcze chwilę dla siebie.

Brunetka nie odpowiedziała, ale za to usłyszałam kroki na schodach. Nicholas zacisnął mocno wargi, walcząc z samym sobą aż w końcu się ode mnie odsunął. Sama mogłam ledwo się podnieść, czując miękkie kolana. Sekundę później drzwi się otworzyły, a moje serce na moment stanęło.

- No witam witam - w progu pomieszczenia stał Josh razem z chłopakiem, który jakiś czas temu prawie wyrzucił mnie przez okno na imprezie u Jake'a.

Sylwetka Nicholasa znacząco się wyprostowała, a mięśnie napięły. Ja sama całkowicie zmieniłam posturę, przygotowując się na najgorsze.

- Co tutaj robisz, Brooks? - Horton był absolutnie wkurzony, czego zdecydowanie nie ukrywał.

- Przyjechaliśmy z Dawsonem po Sloane. Jest potrzebna - oznajmił zwyczajnie, wzruszając ramionami.

- Nigdzie z wami nie pójdę - parsknęłam wściekle pod nosem.

- Oczywiście, że pójdziesz. No chyba że chcesz żeby twojej kochanej przyjaciółce stała się krzywda - Josh szeroko się uśmiechnął, a we mnie zawrzała krew.

Ruszyłam w jego kierunku gotowa zmieść go z powierzchni Ziemi, ale w ostatniej chwili przytrzymał mnie Nick.

- Spróbuj tylko coś jej zrobić - syknęłam, a moje ciało zadrżało ze złości.

- Ja nic jej nie zrobię - uniósł ręce w obronnym geście - Ale nie odpowiadam za chłopaków na dole.

Poczułam wzrastającą we mnie panikę. Jeśli ją skrzywdzą, to nigdy sobie tego nie wybaczę.

- Masz dziesięć sekund żeby zabrać stąd swoich ludzi i się wynieść. W przeciwnym razie będą wynosić cię medycy - Nicholas zasłonił mnie swoim ciałem, a jego dłonie zacisnęły się w pięści.

- Oczywiście, nie obeszłoby się bez zgrywania bohatera, co Horton? - Brooks krótko się zaśmiał, kręcąc głową - Gdzie moje maniery. Nick, tylko ty z tego pomieszczenia nie poznałeś jeszcze Dawsona.

Moje serce przyspieszyło rytm, kiedy brunet ukradkiem na mnie spojrzał.

- Nie interesują mnie imiona twoich żałosnych kolegów - odparł Nicholas - Twoje dziesięć sekund już minęło, więc radziłbym się zbierać.

- Ale przecież tak miło nam się rozmawia. Dawson, pamiętasz Sloane, prawda? - z trudem przełknęłam ślinę, przypominając sobie jak zwisałam z okna a płuca błagały o tlen.

- Takiej twarzy nie mógłbym zapomnieć. Kiedy Harvey robi kolejną imprezę? Koniecznie muszę wpaść - Dawson oblizał wargi, a ja miałam ochotę zwymiotować.

Nicholas obrócił głowę w moją stronę, marszcząc brwi. Patrzył na mnie przez chwilę, aż w końcu jego twarz momentalnie stężała. Zaraz po tym obrócił się w stronę chłopaków, robiąc jeden krok.

- To byłeś ty? - głos Nicholasa był tak przerażający, że na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka.

Zdaje się, że brunet połączył fakty. W końcu byliśmy na imprezie u Jake'a dwa razy, z czego za pierwszym razem było mniejsze grono, a za drugim... cóż. Nicholas wiedział, że coś mi się stało bo przecież o tym rozmawialiśmy. Nie sądziłam, że będzie o tym pamiętał ale najwyraźniej się myliłam.

Dawson szeroko się uśmiechnął i tyle wystarczyło. Nawet nie wiem czy zdążyłam mrugnąć, a ciało chłopaka upadło na podłogę pod wpływem mocnego uderzenia. Josh chciał wykorzystać moment i ruszył w moją stronę, ale nie było mu dane zrobić dwóch kroków. Na białych drzwiach pojawiły się krople krwi, które uleciały z jego rozciętej już wargi. Huk jaki towarzyszył  tej interakcji sprowadził tylko więcej kłopotów. Usłyszałam coraz więcej kroków, a moim ciałem zawładnęła adrenalina. Do pokoju weszło kolejnych dwóch mężczyzn, którzy niemal rzucili się na Nicholasa. Jak z automatu ruszyłam do przodu, odpychając jednego z nich.

Następnych kilku minut nawet nie zarejestrowałam. Nie pamiętałam ich. Wszystko działo się tak cholernie szybko. Bolały mnie plecy i głowa. Leżałam płasko na podłodze, a mój obraz wirował. Szumiało mi w głowie tak głośno, że ledwo byłam w stanie odróżnić dźwięki jakie mnie dobiegały. Wszystko było jak za cholerną mgłą, aż w końcu poczułam jak ktoś podnosi moje ciało. Powoli zaczęłam łapać ostrość, chociaż ciężko było mi ustać na nogach.

- Pójdziesz po dobroci, albo zobaczysz jak moi ludzie łamią twojemu chłopakowi ręce - głos Josha echem odbijał się w mojej głowie.

Spojrzałam w kierunku komody, gdzie Dawson i jeden z obcych mężczyzn trzymali Nicholasa w taki sposób iż samo patrzenie mnie bolało. Widziałam grymas bólu na jego twarzy, co sprawiło iż zadrżała mi broda. Nawiązałam kontakt wzrokowy z Hortonem. Przeskanował oczami moje ciało i twarz, a później zobaczyłam jak jego szczęka się zaciska. Już miałam powiedzieć, że z nimi pójdę, kiedy nagle Nick wykonał ruch. Komoda gwałtownie się przesunęła, a lampa roztłukła na podłodze. W jednej chwili Dawson i ten drugi zostali mocno znokautowani, a ja musiałam zamknąć na moment powieki. Nicholas otrzepał dłonie, podchodząc w naszym kierunku. Poczułam jak Josh poluźnia swój ucisk na mojej skórze.

- Dam ci wybór, Brooks. Zabierzesz ich stąd, albo do nich dołączysz - ciemnooki zrobił jeden krok, który wystarczył aby Josh całkowicie się ode mnie odsunął.

- Maverickowi się to nie spodoba - zacmokał Josh - To on poprosił, żeby ściągnąć Sloane. Zdaje się, że właśnie zafundowałeś sobie interwencje. Powaliłeś trzech członków Rooks. Wiesz co to oznacza.

W mojej głowie pojawił się obraz mieszkania Nicholasa. Drewniane krzesło stojące w jego salonie. Szkło i krew.

Josh zrobił to specjalnie. Sprowokował go, żeby jako pierwszy zaatakował Dawsona. Jestem pewna, że po to go tutaj przyprowadził. Chciał, żeby zrobił się bałagan, za który Nick może słono zapłacić. Karmił się tym.

- Zaraz do kolekcji dodam czwartego - warknął Horton.

- Myślę, że zrobiłeś wystarczająco - Brooks szeroko się uśmiechnął, a potem podszedł do pozostałych chłopaków - Zwijamy się - pomógł im wstać na równe nogi, co nie było łatwym zadaniem.

Sekundę później w pomieszczeniu pojawił się Axel. Jego łuk brwiowy był rozcięty tak samo jak i warga. Rozejrzał się po pomieszczeniu, a jego ciało się napięło. Wyglądał jakby dopiero co odzyskał przytomność i domyślam się, że tak też było.

- Vee? - zapytałam, patrząc w jego oczy.

- Nic jej nie jest. Kazałem jej się zamknąć w łazience jak tylko się pojawili - patrzył na mnie kojąco, a jego słowa znacząco mnie uspokoiły.

Była bezpieczna. Dzięki Bogu.

Nicholas także odetchnął, poruszając lekko głową a na jego twarzy pojawił się grymas.

- Chętnie odprowadzę was do drzwi - Axel niemal wypchnął każdego po kolei, mrucząc pod nosem niezbyt miłe słowa.

Zaraz po tym skinął głową do Hortona, który najpierw spojrzał na mnie, upewniając się, że wszystko gra. Machnęłam tylko ręką, dając mu znak iż sobie poradzę. Obydwoje ruszyli za chłopakami, żeby wyprowadzić ich z domu. Gdy tylko zostałam sama, niemal upadłam na podłogę. Jakimś cudem udało mi się dojść do łóżka, żeby usiąść na materacu. Chwilę później usłyszałam szybkie kroki, a zaraz w pokoju stanęła Vee. Najpierw uważnie obejrzała otoczenie, a potem ruszyła w moją stronę.

- Chryste - szepnęła pod nosem, momentalnie siadając obok mnie aby objąć mnie ramionami.

Jej kwiatowy zapach unosił się w powietrzu, co koiło moje nerwy. Trzymała mnie mocno i szczelnie. Zamknęłam oczy, czerpiąc siły z jej obecności.

- Już po wszystkim - powiedziała cicho, masując moje ramie - Jak twoja głowa?

Otworzyłam oczy, delikatnie się od niej odsuwając.

- Moja głowa? - zapytałam, patrząc na nią z dezorientacją.

- Masz rozciętą skroń - oznajmiła, obserwując mój lewy profil.

- Jeszcze nic nie czuje - odparłam, dotykając boku mojej głowy.

Skóra zapiekła mnie pod wpływem dotyku, a gdy spojrzałam na swoją dłoń zobaczyłam krew na palcach. Westchnęłam ciężko, przecierając czoło wierzchem dłoni.

- I jak ja mam cię tutaj zostawić samą? - jej głos zadrżał, a nasze oczy się spotkały - Wiem, że już się domyśliłaś. Znam cię nie od dziś.

Zaraz zacznę ryczeć.

- Kalifornia? - zapytałam, pusto patrząc w jej szare tęczówki.

- Waszyngton - odparła, a w jej oczach pojawiły się łzy.

Skinęłam głową, nie potrafiąc wydusić z siebie ani słowa. Spodziewałam się, że będziemy po dwóch stronach kraju.

- Chodźmy zaczerpnąć powietrza - brunetka złapała za moją dłoń, a potem razem ruszyłyśmy na zewnątrz.

Kingston poprowadziła mnie na pomost nad jeziorem. Usiadłyśmy na samym końcu, a nasze stopy zanurzyły się w wodzie. Vee wyjęła paczkę papierosów. Zanim któraś z nas się odezwała, wypaliłyśmy po dwa.

- Nie tak to miało wyglądać. Chciałam powiedzieć ci po kolacji - jej głos był słaby, ale nadal tak samo melodyjny - Chciałam żeby był tutaj Nick, bo wiedziałam że będziesz go potrzebować. Wiem, że wam na sobie zależy. Cieszę się, że będziesz go tutaj mieć. Dzięki temu będę stresować się trochę mniej. Jest na prawdę w porządku i nie wątpię w to, że zapewni ci bezpieczeństwo.

Oparłam głowę o jej ramię, czując jak pieką mnie oczy.

- Jak widać słowo bezpieczeństwo jest w tej całej chorej sytuacji, pojęciem względnym. Jednak mimo to, fakt że będzie zawsze przy twoim boku dodaje mi otuchy - kontynuowała, kładąc policzek na czubku mojej głowy - Tak strasznie nie chcę cię tutaj zostawiać - jej ciało zadrżało, tak samo jak i moje.

- Wiem, Vee - powiedziałam cicho - Jakoś to przetrwamy. Przeszłyśmy razem już tak wiele, że nic nie jest w stanie nas złamać.

- Kocham cię, Sloane - brunetka złapała za moją dłoń. Jej głos się załamał.

- Też cię kocham, Vee - zacisnęłam palce na jej skórze, czując jak łzy wydostają się spod moich powiek.

Siedziałyśmy tak dobrą godzinę wpatrując się w wodę, dopóki nie przerwali nam Axel i Nick. Poczułam jak ciepły koc otula moją zziębniętą skórę. Może i dzień był upalny, ale noc do takich nie należała. Byłam cholernie zmęczona, a oczy same mi się zamykały.

- Potrzebujecie czegoś? - zapytał Axel, którego głos ledwo słyszałam.

Pokręciłam głową, czego prawdopodobnie nie widział. Vee także nie była w stanie nic powiedzieć. Przez dłuższą chwilę panowała cisza. Obydwie byłyśmy całkowicie wyprane. Łzy zaschły na moich policzkach, przez co bardziej czułam opuchliznę oczu. Powoli podniosłam głowę z ramienia mojej przyjaciółki. Spojrzałam na jej równie zapłakaną twarz. Uśmiechnęła się do mnie słabo, czego niestety nie byłam w stanie odwzajemnić. Wszystko mnie bolało. Na zewnątrz i wewnątrz. Vee była moim domem. Nie wiem co zrobię bez niej.

- Powinnyśmy się zbierać - zachrypnięty głos Kingston przeciął powietrze - Harry Potter nie obejrzy się sam.

Kingston puściła mi oczko. Wiedziała, że to była nasza rzecz i jak bardzo uwielbiałam to uniwersum. Często oglądałyśmy wszystkie części razem, wplatając cytaty nawet w zwykłych konwersacjach. Tym razem uśmiech zagościł na mojej twarzy. Brunetka poklepała delikatnie moje udo, a później powoli wstała z pomostu.

- Pójdę wszystko przygotować - oznajmiła, na co skinęłam głową.

Słyszałam jak powoli się oddalała. Kilka sekund później poczułam jak ktoś za mną siada. Znajomy zapach dotarł do moich nozdrzy, a zaraz poczułam za sobą sylwetkę Nicholasa. Oparłam się o niego, kiedy otoczył mnie ramionami. Poczułam jak jego usta dotykają mojej kości policzkowej na kilka sekund. Odetchnęłam ciężko, pociągając nosem. Znowu przy mnie był, kiedy tego potrzebowałam. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby go tutaj nie było. Vee miała rację. Nie zmieniało to jednak faktu, iż cholernie bałam się tego co do niego czuję. Nawet nie potrafiłam tego nazwać. Wszystko skomplikowało się jeszcze bardziej.

- Mocno cię poobijali? Coś cię boli? - jego głos był tak delikatny, że niemal go nie poznałam.

- Nic mi nie będzie - odparłam - Bardziej martwię się o ciebie.

Nawet nie czułam oporu, żeby wypowiedzieć te słowa. Martwiłam się jak cholera. Nie chcę, żeby jego ojciec znowu mu coś zrobił. Nie wiem, czy byłabym w stanie to przeżyć.

- Wszystko będzie dobrze, Sloane - przyciągnął mnie mocniej do siebie, opierając brodę na moim ramieniu.

Tak bardzo chciałam uwierzyć w jego słowa.

Tyle że nie mogłam.

Bo wiedziałam że najgorsze dopiero przed nami.






*
Do następnego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro