Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

42. To przeze mnie, prawda?

- Nie, Vee. Nie mogę wybrać pomiędzy tą dwójką - mruknęłam pod nosem, wkładając do ust widelec z częścią mojego makaronu.

Przewróciłam oczami, obserwując podobną reakcję mojej przyjaciółki na małym ekranie mojego telefonu. Oblizałam usta z pozostałości sosu, następnie wtykając widelec do kartonowego pudełka. Byłam już prawie pełna, ale ten makaron był tak dobry, że nie chciałam go wyrzucać.

- Ale to tylko czysto hipotetyczne pytanie - nadal próbowała dopiąć swego, doprowadzając mnie tym do szału.

Nie mogę uwierzyć, że w ogóle miała czelność pytać mnie, który z seriali bym wybrała gdybym mogła oglądać tylko jeden do końca życia. Do tego zestawiła ze sobą Supernatural oraz Peaky Blinders dobrze wiedząc, że darzyłam szczególną sympatią obydwa. W sumie to bez wahania mogłabym wybrać ten pierwszy, ale nie chciało mi się rozpoczynać dyskusji, gdyż wiedziałam że brunetka wybrałaby drugi.

- A co jeśli, czysto hipotetycznie, zrobiłabym inwazję twojej sypialni i zniszczyła wszystkie rzeczy związane z koreańskimi zespołami? - wbiłam wzrok w jej oburzoną twarz, kiedy uniosła swój telefon wyżej i zmarszczyła brwi.

- Nie śmiałabyś - warknęła, zważając oczy.

- Na twoim miejscu nie testowałabym moich granic - uśmiechnęłam się wrednie pod nosem, odkładając pudełko z resztką makaronu na szafkę nocną.

Jednak nie było opcji, abym go wcisnęła.

Otrzepałam swoje ręce, a potem spojrzałam na wyświetlający się pasek powiadomień na ekranie mojego IPhone'a, który informował o słabej baterii. Rozmawiałam z Vee na FaceTime chyba dobre dwie godziny. Żadnej z nas nie chciało się ruszać z domu, ponieważ pogoda była dobijająca. Może i mieszkałyśmy blisko siebie, ale nasze spotęgowane lenistwo tym razem wygrało. Westchnęłam głośno, przesuwając palcem po wyswietlaczu, aby usunąć przeszkadzające mi powiadomienie.

- Zaraz padnie mi bateria - oznajmiłam, poprawiając telefon, który oparty był o moje uda.

- Mi też - Veronica głośno westchnęła, a potem zobaczyłam jak wstaje z łóżka. - Chyba pójdę zrobić coś do jedzenia. Zrobiłam się głodna, oglądając jak obżerasz się makaronem.

Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu, biorąc telefon do ręki. Zaraz po tym głośno ziewnęłam, czując jak moje oczy zrobiły się lekko wilgotne.

- Nie ma za co. Ja za to chyba pójdę zaraz spać - mruknęłam pod nosem, sięgając po kabel od ładowarki.

- Tak będzie najlepiej. Wyglądasz jak zombie - mruknęła Kingston, co sprawiło iż wydęłam wargi, udając wzruszenie.

- Dziękuję - odetchnęłam z radością, a zaraz po tym się pożegnałyśmy, więc mogłam odłożyć już telefon aby naładował się podczas mojej drzemki.

Zwinęłam się w swoją czarną pościel, wdychając przyjemny zapach wanilii. Ostatnio miałam na jej punkcie obsesję i powoli zaczęła przyćmiewać arbuz. Nie mogłam jednak ot tak z niego zrezygnować, ale na moje szczęście te dwie rzeczy dość przyjemnie się ze sobą komponowały.

Była jednak jedna rzecz, która odrobinę mnie martwiła. Może i minęły tylko dwa dni, ale nieco gryzło mnie to, że przez te czterdzieści osiem godzin nie rozmawiałam z Hortonem. Normalnie nie miałabym z tym większego problemu, ale tak się składa że dzwoniłam do niego jakieś trzy razy. Nie odbierał telefonu, ani nie raczył nic mi napisać. Wiedziałam, że wczoraj siedział z Jakiem, ale to wszystko. Czułam się z tym trochę dziwnie, a nieprzyjemne uczucie gościło w moim brzuchu. Pewnie tylko wyolbrzymiałam, lecz nie zmieniało to faktu, iż ten człowiek mocno zaprzątał mi głowę. Kusiło mnie żeby po prostu do niego pojechać, ale jakoś nie mogłam się do tego zebrać. Nie chciałam mu się narzucać, tym bardziej że ostatnio spędzaliśmy razem sporo czasu. Może potrzebował ode mnie przerwy? Ludzie często znikali z mojego życia bez śladu. Wierzyłam jednak, że on by tego nie zrobił.

Nie zrobiłby, prawda?

Potrząsnęłam głową, mocniej wtulając się w poduszkę. Nie chciałam dłużej o tym myśleć, bo jeszcze popadłabym w paranoję. Próbowałam zasnąć aby jakoś się wyłączyć, ale mimo zmęczenia, nie potrafiłam tego robić. Warknęłam kilka przekleństw pod nosem, ze złością podnosząc się z łóżka. Musiałam zająć czymś myśli.

I wtedy zaczęłam sprzątać. Cały dom. Niemal każdy pieprzony kąt. Pominęłam jednak garaż, który był prywatną oazą mojego taty, a także sypialnię rodziców. Sprzątałam ile wlezie, po trzy razy przecierając lśniące już miejsca. Gdy skończyłam, wzięłam prysznic, ogarnęłam się i poszłam na zakupy. Minęły dobre cztery godziny, a słońce zaczęło zachodzić. Przez cały ten czas nie zbliżałam się nawet do mojego telefonu. Nie chciałam widzieć, że nie ma na nim żadnych powiadomień, które by mnie interesowały.

A potem zaczęłam gotować. Upiekłam tartę jabłkową, ciastka dyniowe, a także przyrządziłam sałatkę grecką i szparagi owijane bekonem. Podczas całego tego szaleństwa, mój tata postanowił, że zaproszą swoich znajomych gdyż była sobota. Patrzył na mnie jak na wariatkę gdy krzątałam się po kuchni i stwierdził, że aby to zjeść potrzebne będzie co najmniej pół miasta. Chyba pierwszy raz nie przeszkadzało mi, że moi rodzice mieli gości. Bezproblemowo podawałam im jedzenie i przyrządzałam napoje. Nawet moja matka wyjątkowo mnie dzisiaj nie denerwowała, ale to pewnie ze względu na gości. No i dzięki temu, że nie musiała nic przygotowywać ani sprzątać. Mimo tego iż przyrządziłam wiele rzeczy, sama zjadłam może ze dwie szparagi. Nie byłam głodna, a do tego wypiłam trzy kawy. Czułam się taka...otępiała. Działałam na najwyższych obrotach jak zaprogramowany robot, nie odczuwając kompletnie nic. Często odpływałam, nie myśląc o niczym. Zdaje się, że osiągnęłam swój upragniony cel. Szkoda tylko, że przez to byłam nijaka.

W końcu wróciłam do pokoju, czując się nieco oderwana od rzeczywistości. Moje dłonie z niewiadomego mi powodu były lodowate, więc naciągnęłam na nie rękawy bluzy. Wzięłam do ręki swój telefon, który nie informował o żadnych wiadomościach, czy nieodebranych połączeniach. Odrzuciłam go więc na bok, kładąc się wygodnie na plecach. Odetchnęłam głęboko, odczuwając nagle ogromne zmęczenie. Być może moje dzisiejsze szarżowanie zaczęło już dawać się we znaki, a może po prostu odzywało się moje lenistwo. Mój obraz zrobił się lekko zamazany, więc przetarłam oczy aby jakoś go poprawić. Przełknęłam ślinę, czując jakby w moim gardle było mniej miejsca niż zazwyczaj. Zmarszczyłam brwi, czując chwilowy niepokój. Usiadłam prosto na materacu, ponawiając wcześniejszą czynność. Nie potrafiłam jednak oszacować, czy było lepiej, czy gorzej. Pokręciłam głową, starając się oderwać od dziwnych myśli, napływających do mojej głowy. Odchrząknęłam cicho, czując jak moje ręce zaczynają się pocić. Serce zakołatało w mojej piersi, wysyłając tym samym nieprzyjemny prąd wzdłuż mojego kręgosłupa.

Proszę nie.

Mój oddech robił się coraz płytszy, a potęgujący się stres zawładnął moim umysłem oraz ciałem. Kilka razy sprawdziłam swój puls, starając się go jakoś uspokoić, ale nie mogłam. Wstałam na równe nogi, od razu kierując się do łazienki. Obraz co chwilę mi się zamazywał, przez co musiałam przytrzymywać się ściany oraz mebli. Zakręciło mi się w głowie, a serce chciało niemal wyskoczyć z mojej piersi. Wyrwać się, rozrywając tym samym moje wnętrzności. Weszłam w końcu do kabiny prysznicowej, po omacku włączając wodę. Lodowata ciecz uderzyła w moje ciało, kiedy klęczałam na czworaka, starając się brać głębsze oddechy. Było mi niedobrze. Dusiłam się i dławiłam, walcząc o tlen. Łzy napłynęły do moich oczu, mieszając się z wodą skapującą mi po twarzy.

Chciałam, żeby to już się skończyło. Jednak jedyne co mogłam zrobić, to czekać. Nienawidziłam tego.

Starałam się myśleć o pozytywnych rzeczach, ale mój mózg od razu je modyfikował, rozwalając każdy dobry moment. Moje ciało zaczęło drżeć, a zimne dreszcze kompletnie mnie pochłonęły. W końcu udało mi się zakręcić wodę, która tym razem odmawiała pomocy. Ubrania przykleiły się do mnie, ciążąc mi niczym druga skóra. Zakaszlałam nieco mocniej, ledwo utrzymując się na rękach, które mocno się trzęsły. Bałam się. Cholernie się bałam, a nawet nie wiedziałam czego.

A potem wszystko ustało. Ledwo czułam swoje kończyny, ale za to wielki głaz został zdjęty z mojej klatki piersiowej, a gardło zaczęło się rozkurczać. Odetchnęłam z ulgą, powoli podnosząc się z zimnej posadzki. Zaczęłam zdejmować z siebie mokre ubrania, co było cholernym wyzwaniem, ale w końcu mi się udało. W międzyczasie zamknęłam drzwi od łazienki, a potem wzięłam szybki prysznic, starając się zmyć z siebie pozostałości napadu lękowego. Szorowałam swoją skórę o wiele mocniej niż miałam w zwyczaju, chcąc jakoś wyzbyć się swoich frustracji. Byłam na siebie wściekła, że tak łatwo poddawałam się tej pieprzonej dysfunkcji mojego mózgu. Dlaczego musiał mnie sabotować?

Po wzięciu prysznica wróciłam do pokoju, ubierając na siebie granatową bluzę Nike oraz czarne spodenki. Wyglądałam jak siedem nieszczęść, ale miałam to gdzieś. Potrzebowałam snu, aby wyleczyć się z tego okropnego stanu. Dłonie nadal lekko mi drżały, a do tego co chwilę miałam dreszcze. Aby jakoś odciągnąć swoją uwagę od tych wszystkich nieprzyjemności, postanowiłam włączyć na telefonie losowe odcinki Modern Family. Ten serial zawsze mnie rozluźniał, a zasypianie do głosu Phila Dunphiego było jedną z moich ulubionych rzeczy. I po kilku dwudziestominutowych kadrach, dokładnie tak się stało.

***

Nie wiem co się ze mną działo przez te ostatnie kilka dni, ale czułam się cholernie osłabiona. Oczy same mi się zamykały, a umysł odpływał. Momentami wydawało mi się, że ledwo egzystowałam i zwyczajnie unosiłam się nad ziemią, zamiast po niej stąpać. Żyłam praktcznie na samej kawie, a łóżka nie opuszczałam na dłużej niż dziesięć minut. Nie wiem dlaczego czułam się tak dziwnie, ale nie miałam nawet siły aby się nad tym zastanawiać. Poza tym, to były moje ostatnie dni wakacji zanim rozpocznę studia, więc powinnam dobrze je wykorzystać zamiast leżeć do góry tyłkiem. Chociaż w sumie takie celebrowanie wolnego lubiłam najbadziej.

Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, że to właśnie w przeciągu tych gorszych dni podjęłam decyzję gdzie pójdę na studia. Bardzo chciałam się stad wyrwać i wszystko za sobą zostawić, ale mimo wszystko coś podpowiadało mi, że im dalej ucieknę tym większą wojnę rozpętam. Oczywiście zanim cokolwiek zdecydowałam, porozmawiałam z tatą. Musiałam się upewnić, że nasza dawna umowa jest aktualna i będę mogła przenieść się do mieszkania w centrum. Na szczęście ta oferta nadal stała, ale pod warunkiem że będę pracować. Tata zaproponował mi płatny staż w firmie, ale nie byłam pewna czy powinnam go przyjąć. Chciałam przez chwilę porobić coś innego, zanim będę musiała stawić czoła ciężkiej pracy i to w towarzystwie rodziców. Najpierw potrzebowałam czegoś swojego. Spokojnego zajęcia, które nauczy mnie odpowiedzialności. Mój ojciec jak zwykle był wyrozumiały, przystając na moje warunki. Mam jeszcze dać mu decyzję, a jeśli na pierwszy ogień wybiorę inną pracę, to zgodził się przez pierwszy rok studiów dokładać się do opłat mojego mieszkania, gdyż jego zdaniem pensja lokalnego pracownika nie będzie wystarczająca na życie oraz czynsz przez pierwsze miesiące. Nie wiem czym zasłużyłam sobie na takiego ojca, chociaż patrząc na to jaka trafiła mi się matka, to nie powinnam się dziwić.

Aktualnie był jeden z tych rzadszych momentów, kiedy nie okupowałam łóżka. Robiłam sobie właśnie kawę, przeglądając powiadomienia na telefonie. Przełknęłam ciężko ślinę i weszłam w wiadomości. Dwa dni temu postanowiłam nieco przekroczyć swoją barierę, co wiązało się z tym iż napisałam do Nicholasa. Zapytałam tylko czy wszystko było w porządku, ale na odpowiedź czekałam jak conajmniej na wyrok śmierci. Nie wiem dlaczego tak się tym wtedy przejmowałam, tym bardziej, że jego odpowiedź była zwyczajna. I taka...sucha.

Od: Horton
tak

Zgadza się. To było wszystko co mi napisał. Jedno krótkie i głupie słowo, przez które zachodziłam w głowę czy aby przypadkiem nie zrobiłam czegoś, co sprawiło że nie chciał mnie widzieć ani ze mną rozmawiać. Minął tydzień jak nie lepiej, a jedyne co od niego otrzymałam to pierdolone „tak". Miałam ochotę cisnąć telefonem o ścianę, ale ostatecznie się powstrzymałam.

Wyszłam z konwersacji z tym idiotą i zablokowałam urządzenie, wciskając je do kieszeni bluzy. Poprawiłam włosy, wzięłam swój kubek z gotową już kawą, a potem wróciłam na piętro. Rozsiadłam się wygodnie na łóżku, popijając kawę w akompaniamencie piosenek Arctic Monkeys. Nie miałam nawet ochoty na oglądanie, co było dziwne jak na mnie, chociaż czasami dobrze było po prostu posiedzieć bez celu. Zamknęłam powieki aby odrobinę się zrelaksować i właśnie wtedy usłyszałam dźwięk wiadomości. Z wielkim oporem sięgnęłam po urządzenie, odczytując powiadomienie.

Od: Jake
możesz do mnie przyjechać? Teraz

Zmarszczyłam lekko brwi, zastanawiając się o co mogło chodzić. Nie za bardzo miałam ambicje aby wychodzić z domu. Już miałam mu odmówić, ale wtedy zaczęłam się nad tym zastanawiać. W ostatnim czasie nie widywaliśmy się jakoś specjalnie dużo. Do tego niedługo studia, a ja nawet nie wiedziałam gdzie Harvey się wybierał. Mimo wielu kłótni oraz nieprzyjemności, nadal był moim przyjacielem i mocno go kochałam. Nie chciałam go zbywać, dlatego wystukałam odpowiedź.

Do: Jake
Niedługo będę

Wyszłam z łóżka, przeciągając się tak mocno że strzeliły mi kości. Zadzwoniłam po taksówkę, a później zaczęłam się ubierać. Na zewnątrz nie było zbyt przyjemnie, dlatego postawiłam na luźniejsze jeansy z dziurą na kolanie, biały top na ramiączkach oraz czarny rozpinany sweter. Żeby nie wyglądać bardzo tragicznie rozprowadziłam na twarzy korektor i pomalowałam rzęsy. Przejechałam także pomadką nawilżającą po ustach, czując delikatny posmak granatu.

Dwadzieścia minut później stałam już przy drzwiach frontowych domu Jake'a, czekając aż mi otworzy. Założyłam kosmyk włosów za ucho, następnie ciaśniej obejmując się ramionami kiedy mocniej zawiało. Nie czekałam długo, ponieważ mój przyjaciel stanął przede mną po zaledwie siedmiu sekundach. Wyglądał na zmartwionego, co ani trochę mi się nie podobało.

- Hej - powiedziałam jako pierwsza, obserwując jego twarz.

- Hej. Wejdź - Jake odsunął się na bok, abym mogła swobodnie przedostać się do wnętrza.

Zatrzymałam się na korytarzu, obracając się w stronę ciemnowłosego. Trzymał ręce na biodrach, patrząc na mnie przepraszająco.

- Słuchaj, nie wściekaj się że nie powiedziałem ci wcześniej, ale ten matoł jest strasznie uparty - Harvey głośno westchnął, a ja nadal byłam zdezorientowana. - Zadzwonił do mnie dwa dni temu i zapytał czy może u mnie chwilę pomieszkać. Nie wiedziałem czemu, ale nie wnikałem i się zgodziłem. Nadal nie jestem pewny jak to się stało, ale nie jest z nim za dobrze.

- Jake, przejdź do rzeczy - wyprostowałam się nieco, a moje serce przyspieszyło swoje bicie, ponieważ domyślałam się iż mówił o Nicholasie.

- Już wcześniej chciałem po ciebie zadzwonić, ale upierał się i w sumie to nawet mi groził. Mam już tego dość i nie wiem co robić, więc musiałem cię tutaj ściągnąć. Musisz się jednak trochę przygotować, bo jego widok nie będzie zbytnio przyjemny - Jake potarł swoje skronie, a potem ciężko westchnął. - Nick jest w pokoju gościnnym. Nie wyszedł z niego od dobrych dwudziestu godzin. Nie wiem jak z nim rozmawiać.

Przełknęłam ciężko ślinę, bojąc się chociażby ruszyć. Z jednej strony chciałam pobiec prosto do pokoju gościnnego, wszystkiego się dowiedzieć i spróbować mu pomóc. Z drugiej strony, skoro nie chciał mnie widzieć to oznaczało że tej pomocy ode mnie nie chciał oraz nie potrzebował. Nie miałam pojęcia co robić.

- Jake, ale...

- Słuchaj, nie wiem co między wami jest, ale jestem w przynajmniej stu procentach pewny, że jesteś jedyną osobą której posłucha - mój przyjaciel przerwał nerwowy monolog który ledwo co zaczęłam, nie pozwalając mi go skończyć. - Słyszałem co zrobił Brooksowi. Wiedziałaś, że był w szpitalu?

Cholernie dziwne uczucie zagościło w moim żołądku, o ile nie w całym ciele. Dosłownie mnie sparaliżowało.

- W szpitalu? - powtórzyłam cicho, nie poruszając się nawet o milimetr.

- Tak. I wydaje mi się, że to może być częścią kłopotów w jakie wpakował się Horton - Harvey patrzył na mnie przepraszająco, wiedząc że ta wiadomość tylko sprawi iż poczuje się gorzej.

Jeżeli cokolwiek wydarzyło się z mojego powodu, to nigdy sobie tego nie wybaczę.

- Pójdę do niego - zdecydowałam, a później wzięłam głęboki oddech.

- Będę czekał w kuchni razem z Whisky. Myślę, że będziesz potrzebowała drinka - pomasował lekko moje ramię, chcąc tym samym dodać mi otuchy.

Pokiwałam powoli głową, a potem boleśnie powolnym krokiem ruszyłam na piętro. Pod drzwiami, które dzieliły mnie i Nicholasa, stałam dobre trzy minuty. Uporczywie wpatrywałam się w drewnianą płytę, a moja dłoń zadrżała kiedy uniosłam ją aby złapać za klamkę. Musiałam jednak coś zrobić, zamiast bezczynnie stać. Właśnie dlatego w końcu otworzyłam drzwi, pewnym krokiem wchodząc do środka.

- Ile razy mam ci powtarzać, żebyś odpuścił? - ciemnowłosy stał przy oknie, patrząc na ulicę.

Trzymał dłonie w kieszeniach czarnych jeansów, a jego plecy odziane były koszulką w tym samym kolorze. Głos Nicholasa był zachrypnięty, a on sam nawet nie raczył się obrócić. Po prostu stał niczym posąg.

- W sumie to jeszcze mi tego nie mówiłeś - odezwałam się nie do końca przyjemnie.

Nie wiem skąd nagle wezbrało się we mnie tyle irytacji i złości. Być może to przez to, że nie widzieliśmy się dość długo, a do tego nic mi nie mówił. Oprócz napisania głupiego „tak". Drażnił mnie jego widok, a wszystko przez to iż się ode mnie odsunął, kiedy nie powinien. Widziałam jak jego ciało lekko się spięło, jakby ktoś poraził go prądem. Mimo to, nadal się nie poruszył.

- Po co tu przyszłaś? - zapytał chłodno, nie ukrywając swojej niechęci.

Jeśli chce się mnie stąd pozbyć, musi postarać się bardziej.

- Właśnie po to, żebyś zadał mi to pytanie - odparłam, zamykając za sobą drzwi.

Usłyszałam jak parsknął cicho pod nosem, a potem obserwowałam jak lekko kręci głową. Ruszyłam pewnym krokiem w jego stronę, mentalnie przygotowując się na nieprzyjemną rozmowę.

- Lepiej do mnie nie podchodź - oznajmił, ale miałam to gdzieś.

Zrobiłam dokładnie na odwrót, już zaraz stając przodem do jego lewego boku. Jego profil jak zwykle dobrze się prezentował, a ciemne roztrzepane włosy tylko kompletowały niepowtarzalną aparycję tego chłopaka. Spojrzał na mnie kątem oka, a potem głośno westchnął.

- Wiedziałem, że mnie nie posłuchasz - mruknął pod nosem, a potem stanął przodem do mnie.

Miałam właśnie ochotę rozpaść się na kawałki.

W przeciwieństwie do jego lewego profilu, prawy był niemal nie do poznania. Od góry do dołu jego skóra pokryta była siniakami, rozcięciami, a niewielka opuchlizna oka nadal była widoczna. Gdybym zobaczyła najpierw tę stronę, pomyślałabym, że to nie jest Nick. Przeskanowałam uważnie jego twarz, czując na swojej jego spojrzenie. Musiałam udawać, że wcale nie ruszył mnie ten widok, chociaż nie szło mi to najlepiej. Nieprzyjemnie ssało mnie w klatce piersiowej, a głowa sama przekręciła się w bok. Pomrugałam kilkakrotnie, starając się opanować reakcje mojego ciała. Odchrząknęłam cicho, zmuszając się aby znów na niego spojrzeć.

- Masz zamiar milczeć? - zapytałam, zadzierając głowę.

- Myślę, że tak będzie najlepiej - wzruszył ramionami, nieznacznie się przy tym krzywiąc, co nie umknęło mojej uwadze.

- Myślenie to nie jest twoja mocna strona, więc możesz sobie to darować - odparłam, starając się skupić na tej stronie jego twarzy która nie była zmasakrowana, co było cholernie ciężkie gdyż miałam ochotę się rozpłakać. - Im szybciej zaczniesz mówić, tym szybciej skończysz. Zaoszczędzisz wszystkim nerwów i czasu.

Nick patrzył na mnie z góry z ogromnym chłodem oraz obojętnością, sprawiając przy tym wrażenie znudzonego. Mimo to, wiem że było zupełnie inaczej. Po prostu chciał się mnie stąd pozbyć, aby nie musieć rozmawiać o tym co mu się przydarzyło. Oznaczało to więc dwie rzeczy. Było to okropne, a do tego ja stanowiłam część powodu dla którego się to stało. W końcu rozmawialiśmy o wielu rzeczach. Myślę, że gdyby nie miało to związku ze mną to Horton zachowywałyby się zupełnie inaczej.

- Nie urodziłem się po to, aby uszczęśliwiać innych - przewrócił oczami, nie zmieniając swojej postawy. - Poza tym nic mi nie jest, więc przestańcie się zachowywać jakbym umierał. Niepotrzebnie do wszystkiego się przypierdalacie.

Zaśmiałam się, następnie głośno wzdychając. Nick nadal nieprzyjemnie na mnie patrzył, ale nie miałam zamiaru ułatwiać mu zadania.

- Podnieś ręce do góry - nakazałam, w momencie poważniejąc.

Widziałam, jak lekko krzywił się lub wstrzymywał oddech przy nawet najmniejszym ruchu. Nie było opcji, że ucierpiała tylko połowa jego twarzy.

- Co? - patrzył na mnie ze zmarszczonymi brwiami.

- Skoro nic ci nie jest, to podnieś ręce do góry. No dalej - ponagliłam go, na co ciemnowłosy parsknął śmiechem.

- Nie bądź śmieszna - pokręcił z rozbawieniem głową, ale mi do śmiechu nie było.

- Ty nie bądź śmieszny - syknęłam, stając tak blisko niego że nasze ciała niemal całkowicie się zetknęły.

Nicholas zacisnął wargi, pociągając przy tym nosem. Patrzyłam na niego pewnie, tym samym przekazując mu iż dobrze wiem że stało mu się coś jeszcze.

- Sama tego chciałaś - powiedział te słowa jak ostrzeżenie, a potem zamiast podnosić ręce do góry, złapał za materiał swojej koszulki i podciągnął go na wysokość barków.

Moim oczom ukazało się mnóstwo siniaków. Fioletowych, czerwonych. Otarcia oraz strupki. Niemal ścięło mnie z nóg, kiedy badałam wzrokiem każdy centymetr jego ciała, dopóki nie zasłonił mi widoku swoją koszulką która wróciła na miejsce.

- Szczęśliwa? - zapytał, głośno przy tym wzdychając.

Nie wiedziałam, że wnętrzności mogły boleć tak bardzo. Czułam się jakby pod moją skórą ktoś zamontował jej drugą warstwę, która chciała przedrzeć się na zewnątrz, zastępując tą pierwszą. Czułam jak mój tułów chciał sam zgiąć się wpół, co uporczywie starałam się powstrzymać.

- To przeze mnie, prawda? - zapytałam, z trudem łapiąc powietrze.

Nie patrzyłam nawet na jego twarz, ponieważ byłam pewna iż wtedy upadnę i rozsypie się w drobny mak.

- Zrób mi przysługę i wyjdź z tego pokoju - mruknął nieprzyjemnie, co sprawiło iż lekko się wzdrygnęłam.

- Właśnie odpowiedziałeś na moje pytanie - mój głos zadrżał, a zaraz po tym Nick uderzył w ścianę, co sprawiło iż momentalnie na niego spojrzałam.

- Powiedziałem, żebyś stąd poszła - patrzył na mnie wściekle, podczas gdy nasze nosy niemal się stykały gdyż zrobił gwałtowny krok w moją stronę.

No teraz, to mnie zdenerwował. Nie dość, że jest cały obolały to jeszcze wali ręką w ścianę. Aż miałam ochotę go pchnąć, ale wiedziałam iż nie mogę tego zrobić. Zamiast tego, postanowiłam zdenerwować go trochę inaczej.

- Już idę. Jake czeka na mnie w kuchni z drinkami - oznajmiłam, hardo patrząc w jego czekoladowe tęczówki. - Napijemy się razem, pogadamy. Pewnie będę tak pijana, że zostanę na noc - jego oczy lekko się zmrużyły, ale ja nie zamierzałam przestawać. - Będę musiała z nim spać, bo zajmujesz mi pokój gościnny, ale to nic. To nie tak, że nigdy nie spałam z nim w jednym łóżku - wzruszyłam ramionami, robiąc krok do tylu. - A ty sobie tutaj siedź i nie psuj nam zabawy. Nie będę wyciągać do ciebie ręki, skoro chcesz mi ją jedynie odciąć.

Nie chciałam już dłużej na niego patrzeć, dlatego sprawnie obróciłam się na pięcie i wyszłam z pokoju. Byłam tak nabuzowana złością i smutkiem, że omal nie wywróciłam się na schodach, gdyż moje kończyny mocno drżały. Wzięłam głęboki oddech aby nieco się uspokoić, a potem weszłam do kuchni. Złapałam za butelkę Whisky która stała na blacie, ignorując przy tym patrzącego na mnie Jake'a. Wyrzuciłam zakrętkę gdzieś na bok, a potem przytknęłam szyjkę do ust, spijając kilka ogromnych łyków alkoholu.

- Aż tak źle? - zapytał, czego nawet nie skomentowałam.

Z hukiem odłożyłam butelkę na blat, następnie zaciskając palce na jego kantach. Wzięłam głęboki oddech, a potem spojrzałam na Jake'a.

- Przykro mi, ale nic tutaj nie zdziałam - powiedziałam przepraszająco, chcąc się stąd ulotnić.

Nie mam zamiaru siedzieć w tym samym budynku co Nicholas. Nie będę na siłę starać się do niego dotrzeć. Okej, prawda była taka, że wróciłabym po pięciu minutach, dlatego nie było opcji iż moja noga postanie poza obszarem tego domu. Ale nie miałam zamiaru się do tego przyznawać.

- Jesteś pewna? Może zostaniesz i...

- Mieliście zamiar pić beze mnie? - zszokowana twarz Jake'a w momencie obróciła się w kierunku Nicholasa, który właśnie wszedł do kuchni.

Nie miałam jednak na tyle odwagi, aby na niego spojrzeć. Przed oczami miałam widok jego poobijanego torsu, który sprawiał iż szczypało mnie pod powiekami. Jednocześnie odczuwałam taką małą, drobną satysfakcję, ponieważ byłam w dziewięćdziesięciu procentach pewna iż moja prowokacja sprawiła, że Nick wyszedł z pokoju. Już kiedyś jawnie pokazywał iż nie podobała mu się moja relacja z Jakiem, gdyż uważał iż mój przyjaciel darzy mnie mocniejszymi uczuciami niż ja jego. Wiedziałam, że to go zdenerwuje i tak też się stało.

- Stary, już myślałem, że nigdy stamtąd nie wyjdziesz - Jake odetchnął z ulgą, a ja znów złapałam za butelkę Whisky. - Powinieneś coś zjeść, a potem pogadamy o alkoholu.

- Masz rację - odezwał się Nick. - W takim razie skocz po coś do jedzenia.

Zacisnęłam mocno szczękę, czując na sobie wzrok Hortona.

- Możemy coś zamówić, ale mam też...

- Chętnie zjadłbym burgera z Ocean's Drive, ale wiesz że nie mają dowozu. Sam nie mogę poprowadzić - Nick od razu mu przerwał, nadal patrząc tylko na mnie.

Cmoknęłam językiem, upijając po tym łyk alkoholu. Jake nawiązał ze mną kontakt wzrokowy, analizując nieco sytuację. Wzruszyłam ramionami, cicho odchrząkując, więc Harvey powoli skinął głową.

- Okej, pojadę. Wrócę za pół godziny - wyjął kluczyki od samochodu ze swojej kieszeni, a potem jeszcze raz na mnie spojrzał, jakby chciał się upewnić że dam sobie radę.

Przymknęłam zapewniająco powieki, dając mu znak iż dam radę, chociaż szczerze nie byłam tego taka pewna. W końcu zostawił nas samych, a po zamknięciu drzwi frontowych zapanowała absolutna cisza. I tak było przez dobre kilkanaście sekund, aż w końcu ciemnooki się odezwał.

- Musiałaś użyć tej broni? - zapytał, na co wzruszyłam ramionami.

- Jakiej broni? Nie mówiłam nic, poza prawdą - odparłam, co sprawiło iż chłopak znalazł się przy mnie niemal w sekundę.

- Przestań, Sloane - powiedział ostrzegawczo, na co krótko parsknęłam śmiechem.

- Jeśli dobrze pamiętam, powiedziałam żebyś został w pokoju i nie psuł nam zabawy - warknęłam ostro, nie chcąc być z nim już dłużej sam na sam.

Tym bardziej, że wiedziałam co zaraz się stanie. Nie chciałam znowu przy nim płakać, a sam jego zapach sprawiał iż miałam ochotę to zrobić. Stał tuż za mną, a kiedy tylko skończyłam mówić złapał za moje biodra i przekręcił mnie przodem do siebie. Nie patrzyłam na niego, a gdzieś w bok, gdy wyjmował butelkę alkoholu z mojej dłoni.

- Popatrz na mnie - oparł się o blat za mną, przysuwając swoją twarz do mojej.

- Nie chcę - zacisnęłam mocniej zęby, mocno ze sobą walcząc.

- Sloane. Popatrz na mnie - jego głos był o wiele bardziej delikatny, co przyjemnie kontrastowało z jego wcześniejszym zachowaniem.

- Nie zrobię tego - pociągnęłam nosem, starając się uspokoić drżenie w mojej klatce piersiowej.

- Dlaczego? - zapytał, odrobinę odsuwając twarz aby lepiej mi się przyjrzeć.

- Bo jak to zrobię, to się rozpłaczę - powiedziałam szczerze, nie siląc się nawet na głupie wymówki.

Miałam już dość. Nie chciałam przy nim płakać, ale wiedziałam że jest to nieuniknione. To co mu zrobili, było moją winą. Byłam tego pewna. Pobił Josha przeze mnie. Jeśli ktoś z rady się o tym dowiedział, to nie powinnam być zaskoczona że się do niego dorwali. Szkoda tylko, że nie mogłam jakoś temu zapobiec.

A potem poczułam jak jego wargi przyciskają się do mojej skroni. Były tam przez dłuższą chwilę, aż w końcu Nick położył dłoń na boku mojej głowy i przycisnął mnie do swojego ciała. Zacisnęłam mocno powieki, godząc się na to aby mnie przytulił. Byłam już zmęczona i nie chciałam dłużej walczyć. Kilka razy zadrżałam w jego ramionach, wypuszczając przy tym niechciane łzy. Chryste, dlaczego to wszystko musiało być takie trudne?

- To nie twoja wina - wyszeptał w moje włosy, starając się mnie uspokoić.

Pokręciłam głową, odsuwając się odrobinę od jego ciała. Spojrzałam w jego piękne oczy, gdy kciukami wycierał moje łzy.

- To mój ojciec - powiedział, a tym razem to jego głos zadrżał. W momencie spoważniałam, podczas gdy brunet pociągnął nosem. - Tak, dowiedział się o tym co stało się w Plush i nie był zadowolony, ale to nie było powodem dla którego to zrobił.

- Nick.. - wymówiłam jego imię niemal szeptem, ale od razu pokręcił głową.

- Proszę, nie rozmawiajmy o tym dzisiaj - zwilżył wargi językiem. - Okej?

Pokiwałam powoli głową, czując się jeszcze gorzej.

Ponieważ jego ojciec był za to odpowiedzialny. Skrzywdził własnego syna.

A ja nie miałam zamiaru tak tego zostawić.









*
Do następnego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro