39. Piąty raz był tym najgorszym.
- Nie mogę uwierzyć, że coś takiego zrobiłaś. Dama nie powinna mieć tak poobijanych rąk - moja oburzona rodzicielka co chwilę posyłała mi karcące spojrzenie, jednocześnie skupiając się na prowadzeniu samochodu.
- Sama chciałaś, żebym trenowała - mruknęłam pod nosem, głośno wzdychając.
Na szczęście ta pożal się Boże kolacja dobiegła już końca, ale z drugiej strony byłam skazana na towarzystwo mojej matki. Z deszczu pod rynnę.
Na dodatek przerwała mi rozmowę z Hortonem, wysyłając po mnie jakiegoś kelnera. O to, że odeszłam od stołu także otrzymałam już reprymendę. Byłam raczej niepocieszona faktem iż nam przerwano, kiedy dopiero co zaczynało robić się ciekawie. Później nie zamieniłam już z Nicholasem ani słowa, ale za to dużo na niego patrzyłam. Widziałam jak mocno martwił się o swoją siostrę, a przez to ja martwiłam się o niego. Zamiast być łatwiej, problemy tylko się piętrzyły. Jak widać ten rok nie jest zbytnio pochlebny ani dla mnie, ani dla niego.
- Chyba masz swój mózg, Sloane. Ciekawe jak wytłumaczysz się ojcu - Katherine fuknęła ze złością, kręcąc przy tym głową.
Chryste, jak ona działała mi na nerwy.
- Nie wiem. Może powiem że musiałam nauczyć się bronić w razie gdyby moja matka znowu kogoś na mnie nasłała - warknęłam, nie kontrolując swoich słów.
Jednak miałam już dość siedzenia cicho. Co prawda kierowcy nie powinno się rozpraszać i denerwować, ale ona sama się o to prosiła.
- Wystarczy tej dziecinady. Nic ci się przecież nie stało - powiedziała jakby była to największa błahostka na świecie.
Jasne, nic mi się nie stało. Tylko prawie wypadłam przez okno i skręciłam kark. To nic takiego.
- Nigdy nie zrozumiem taty. Jak można dobrowolnie związać się z takim człowiekiem jak ty? - syknęłam, a zaraz po tym rodzicielka wzięła ostry zakręt i zatrzymała samochód, przez co pasy mocno wbiły się w moje ciało.
- Wysiadaj - huknęła, nawet na mnie nie patrząc.
- Z wielką przyjemnością - w ekspresowym tempie się odpięłam, a potem wyszłam z samochodu, mocno trzaskając za sobą drzwiami.
Nienawidzę jej.
Odjechała wzdłuż ulicy z piskiem opon, podczas gdy ja niemal drżałam ze złości. Miałam ochotę krzyczeć, ale ostatecznie się powstrzymałam. Wzięłam głęboki oddech, a potem ruszyłam chodnikiem w stronę swojej ulicy. Dzięki temu, że zawsze jeździłam tędy z Axelem na treningi, to znałam drogę do domu. Zostało mi jeszcze jakieś piętnaście minut spaceru, więc było znośnie. Na szczęście wcześniej przebrałam się w rzeczy które ubrałam po treningu, więc było mi wygodnie. Jednak czasem potrafiłam użyć mózgu.
Po kilku minutach drogi telefon w mojej dłoni zawibrował. Nie miałam niestety kieszeni i musiałam cały czas go trzymać. Spojrzałam na ekran, gdzie widniała jedna nowa wiadomość. Odblokowałam urządzenie, czytając krótką, ale cholernie przerażającą treść.
Od: Nieznany
Odwróć się
Moje serce zabiło szybciej, a nieprzyjemny dreszcz zawładnął moim ciałem. Nie wiedziałam czy ktoś robił sobie żarty, czy była to pomyłka ale nic na to nie wskazywało, ponieważ był to ten sam nadawca który jakiś czas temu do mnie napisał. Całkiem o tym zapomniałam i nie usunęłam wcześniejszych wiadomości, a więc miałam na nie wgląd. Przełknęłam ciężko ślinę, cholernie bojąc się obrócić. Przyspieszyłam kroku, słysząc jak głośno biło moje serce.
Nie, spokojnie. To nic takiego. Ktoś musi sobie po prostu żartować. Tak, to z pewnością nic groźnego. Najlepiej po prostu to zignorować. Do domu nie zostało mi dużo drogi.
Ale potem mój telefon zawibrował ponownie.
Od: Nieznany
Powiedziałem, że masz się odwrócić
Moje nogi niemal odmówiły mi posłuszeństwa, a żołądek podszedł do gardła. Panika w momencie zawładnęła moim ciałem, niemal pozbawiając mnie tlenu. Nie miałam pojęcia co powinnam zrobić. Ulica nie była zbytnio ruchliwa, ale gdy tylko zobaczyłam kilka samochodów zmierzających w moją stronę, postanowiłam zaryzykować.
Obróciłam lekko głowę do tyłu, sprawdzając czy przypadkiem ktoś za mną nie szedł. Odetchnęłam z ulgą, gdy moim oczom ukazały się jedynie jakieś trzy młode dziewczyny, które rozmawiały. Znów spojrzałam przed siebie, potrząsając głową. Popadałam w paranoję. Pewnie ktoś chciał mnie tylko nastraszyć. Może jakieś małolaty pisały do losowych numerów? Kto wie. Ludzie mają różne rzeczy w głowie.
W każdym razie przyspieszyłam kroku i resztę drogi do domu pokonałam niemal biegiem. Odetchnęłam z wielką ulgą, kiedy opadłam na łóżko w swoim pokoju. Leżałam płasko przez dobre kilkanaście minut, aż w końcu podniosłam się po to aby zmyć makijaż.
I nagle w momencie uświadomiłam sobie, że byłam sama.
Cisza stawała się tak głośna i przytłaczająca, że moje dłonie zaczęły drżeć. Byłam pewna, że wszystkie ściany się do mnie zbliżają i wysyłają powietrze z pomieszczenia. Wysysały powietrze ze mnie. Wróciłam do sypialni, po czym otworzyłam drzwi balkonowe aby zaciągnąć się świeżym powietrzem. Moje powieki robiły się coraz cięższe, a ja sama czułam się jakby moje ciało ważyło tonę. Cała waga piętrzących się problemów w końcu na mnie spadła. Nie miałam gdzie uciec, a nawet jeśli bym chciała, to upadłabym po drodze.
Usiadłam na podłodze, plecami opierając się o łóżko. Czułam jak łzy same wydostają się spod moich powiek, chociaż nie płakałam. One po prostu opadały, jedna po drugiej, mocząc moje policzki oraz szyję. Patrzyłam w jeden punkt, całkowicie odpływając. Wszystko co odczuwałam, wydawało mi się być jednym z moich napadów lękowych. Z tym że zamiast strachu, czułam spokój. Moje tętno było regularne. Moje ciało próbowało wydobyć ze mnie jakąkolwiek reakcję. Chciało pobudzić moją psychikę, z którą niestety szło w zaparte. Nie mogłam dopuścić do siebie tej całej chmary myśli, które kłóciły się właśnie o pierwszeństwo. Nie mogłam pozwolić na to, aby którakolwiek z nich wygrała. Nie wiem, czy byłabym w stanie to wytrzymać.
Resztkami sił ruszyłam do swojej komody, aby zaraz wyjąć z niej swoją ratunkową butelkę Tequili. Poszłam razem z nią do łazienki, zamykając za sobą drzwi na klucz. Usiadłam w kabinie prysznicowej, żałując że nie miałam tutaj wanny. Puściłam trochę wody, aby zagłuszyć ciszę, która chciała mnie zabić. Wypiłam duszkiem kilka łyków alkoholu, modląc się aby pomógł mi jak zawsze. Tylko na to mogłam teraz liczyć.
Nuciłam pod nosem jedną z piosenek Cigarettes After Sex, wpatrując się w ścianę. Stopniowo robiłam się coraz bardziej senna, a każda kolejna dawka alkoholu tylko pogłębiała ten stan. Z tym że nie chciało mi się ruszać.
Po jakimś czasie w końcu wyłączyłam wodę. Tym razem o dziwo się nie zmoczyłam, ponieważ usiadłam jak najbliżej szklanej ścianki, do której woda nie dosięgała. Skuliłam się w kącie jak dziecko, szukając jak najwygodniejszej pozycji. Było to raczej trudne, ale niekoniecznie o to dbałam. W tej chwili moim celem było jedynie dokończenie Tequili oraz pójście spać.
Ale znowu było cicho, co strasznie mnie drażniło. Musiałam się czymś zająć.
Resztkami sił zmusiłam się aby wstać. Podeszłam z Tequilą do umywalki, przy której ostrożnie zaczęłam zdejmować swoje opatrunki. Rany najlepiej goiły się, gdy miały dostęp do tlenu. Przepłukałam je pod chłodną wodą, a potem w końcu zdecydowałam się wrócić do pokoju, głośno przy tym ziewając. Na zewnątrz było już ciemno, co trochę mnie zdziwiło.
Myślałam, że byłam w łazience jakieś piętnaście minut. Zdaje się, że zajęło mi to nieco dłużej.
Wypiłam ostatni łyk Tequili, następnie wchodząc na swoje łóżko. Byłam wyczerpana psychicznie i fizycznie. Sen był jedynym dobrym rozwiązaniem wszystkich moich problemów, dlatego też postanowiłam odciąć się od rzeczywistości w najskuteczniejszy i najprzyjemniejszy ze sposobów.
***
- Mam wrażenie, że nie widziałam cię co najmniej kilkanaście lat - Vee postawiła przede mną kubek wypełniony kawą, a potem usiadła na stołku przy wyspie kuchennej tuż obok mnie.
- Ale wiesz, że widziałyśmy się dwa dni temu? - uniosłam zaczepnie brew, następnie upijając łyk mojego ulubionego napoju.
Wczorajszy dzień był dniem cholernie ciężkim. W całości spędziłam go we własnym łóżku, okazjonalnie wstając do łazienki lub do kuchni. Przez większość czasu spałam bądź leżałam w ciszy całkowicie odpływając. Skończyło się tak iż włączyłam serial The Summer I Turned Pretty, który oglądałam już kilka razy, ale do tej pory mi się nie znudził. Potrzebowałam w jakiś sposób się zregenerować, chociaż uważam że dwadzieścia cztery godziny to zdecydowanie za mało. Potrzebowałam co najmniej tygodnia, na co niestety nie mogłam sobie pozwolić. Życie toczyło się nadal i chociaż miałam ochotę odwrócić się do niego plecami, postanowiłam tego nie robić. Już nie raz popadałam w te okropne depresyjne stany, z których ciężko mi było wyjść. Właśnie dlatego tym razem postanowiłam zepchnąć wszystko w najmroczniejsze zakamarki mojej podświadomości i kontynuować swoją marną egzystencję w cichym cierpieniu. Moim najlepszym lekarstwem na cały ten syf, była Vee.
- Nie bądź już taka mądra - brunetka przewróciła oczami, głośno wzdychając. - Masz sporo to wytłumaczenia. Myślisz, że zdążysz w tym życiu?
Kingston napiła się swojej kawy. Jej długie różowe paznokcie kolorystycznie zgrywały się z kubkiem, który trzymała w dłoni. Uważnie mi się przyglądała, dzięki czemu nie trudno było mi zobaczyć kryjące się w jej szarych oczach zmartwienie.
- A mogłybyśmy jeszcze przez chwilę posiedzieć w stanie wyparcia? - zapytałam ze zmęczeniem, na co dziewczyna odpowiedziała mi smutnym uśmiechem.
- Chyba już tego wystarczy. Zdaje się, że ostatnio bez przerwy tkwimy w tej fazie. Chyba najwyższy czas porozmawiać - jej odpowiedź nie była dla mnie w żadnym stopniu satysfakcjonująca.
Miałam nadzieję, że po okropnym dniu jaki wczoraj przeżyłam, będę mogła w końcu odetchnąć i rozproszyć swoją uwagę. Jednak z drugiej strony Vee miała całkowitą rację. Praktycznie za każdym razem kiedy się widziałyśmy, starałyśmy się nie wchodzić na poważniejsze tematy, a jedynie tkwiłyśmy w swojej własnej bańce. Poza tym brunetce zdecydowanie należały się wyjaśnienia. Dobrze, że ukrywanie emocji oraz tuszowanie ich sarkazmem bądź żartem, miałam opanowane do perfekcji.
- Ta dziewczyna, Tess, współpracuje z Joshem - oznajmiłam, obracając kubkiem w dłoniach. - Po moim ostatnim spotkaniu z nią poznałam Emery - odchrząknęłam cicho, następnie zwilżając wargi językiem. - Tess ją zabiła.
Spojrzałam na Vee, która mocno wyprostowała się na stołku, a jej oddech przyspieszył. Patrzyła na mnie z niedowierzaniem, powoli mrugając. Panowała między nami cisza przez dobre dwie minuty. Moja przyjaciółka przyswajała do siebie informację, która do najprostszych nie należała. Była brutalna oraz surrealistyczna, ponieważ takie sytuacje do tej pory widziałyśmy jedynie na ekranie. Owszem, słyszało się to i owo w Atlancie, gdzie przestępców nie brakowało, ale takie rzeczy nigdy nie działy się wokół nas. Przynajmniej nie na tyle blisko, aby obawiać się wyjścia z domu.
- Ta wariatka powinna być zamknięta w placówce psychiatrycznej lub w więzieniu. Właściwie, to powinna dzielić pokój z Brooksem - stwierdziła Vee, przebiegając dłonią przez włosy. - Nie mogę w to uwierzyć. Jak można zrobić coś takiego?
Pokręciłam głową, gryząc nerwowo swoją wargę. Ledwo otworzyłam temat aby wyjaśnić sytuację jaka miała miejsce w ogrodzie Vee gdzie dwa dni temu wtargnęła Tess, a już czułam się całkowicie pozbawiona sił. Nie lubiłam tego uczucia, które zresztą towarzyszyło mi ostatnio zbyt często. Mój leżący na blacie telefon zawibrował, ale kiedy zobaczyłam że dzwoniła do mnie moja matka, od razu zignorowałam połączenie i schowałam telefon do kieszeni. Ostatnie na co miałam ochotę, to konfrontacja z tą kobietą.
- Ci ludzie są zdolni do bestialskich rzeczy, Vee - zacisnęłam na moment usta, ale zaraz znów je rozchyliłam. - Nie wiem czego się spodziewać.
Już miałam na końcu języka słowa uważaj na siebie, ale nie mogłam ich wypowiedzieć. Nie chciałam jej stresować, czy straszyć, tym bardziej że nie miałam pewności iż mogła być w niebezpieczeństwie. Samo wyobrażenie, że coś mogłoby jej się stać sprawiało, że moje gardło boleśnie się zaciskało. Przełknęłam ślinę, starając się jakoś rozluźnić. Zaraz po tym wzięłam głęboki oddech, siłując się z samą sobą, aby pozbyć się natrętnych wyobrażeń z mojej głowy.
- Myślę, że kawa jest za słaba na okoliczności - Kingston zeszła ze stołka, aby zaraz wyjąć butelkę wódki z szafki pod blatem.
Obydwie szybko dopiłyśmy swoją kawę, a potem dziewczyna przygotowała kieliszki oraz sok pomarańczowy. Siedziałyśmy w ciszy co najmniej dwadzieścia minut. Jedyne co było słychać, to dźwięk obijania się szkła o posadzę blatu, kiedy uzupełniałyśmy naczynia palącą cieczą, aby zaraz wlać ją do gardła. Z każdym kieliszkiem czułam się psychicznie coraz gorzej. Mocno sobie nie radziłam.
- Boisz się? - Vee spojrzała prosto w moje oczy, nieco zaskakując mnie tym pytaniem.
Czy się bałam? Cholernie.
- Nie - pokręciłam głową, patrząc na dziewczynę z całkowitą powagą. - Jestem po prostu tym wszystkim zmęczona.
- A jesteś chociaż bezpieczna? Czy bycie w Rooks daje ci jakikolwiek immunitet? - brunetka nalewała kolejną porcję wódki, ukradkiem rzucając mi spojrzenia.
Ostatnio prawie wypchnęli mnie z okna na życzenie mojej własnej matki, więc raczej podważałabym kwestię swojego bezpieczeństwa. Może formalnie panowały pewne zasady, ale nie miałam pewności, że każda kanalia będzie się do nich stosować.
- Nie musisz się o mnie martwić - machnęłam ręką, następnie biorąc do niej kieliszek, który szybko przechyliłam. - Poza tym Axel nauczył mnie kilka rzeczy, więc teraz to mnie powinni się bać - odgarnęłam dumnie włosy do tyłu, posyłając jej dumny uśmiech.
Szkoda tylko, że wewnątrz miałam ochotę wyć. Jednak pokazując się z takiej, a nie innej strony, oszczędzałam mojej przyjaciółce nerwów. Było to dla mnie ważniejsze, niż jakiekolwiek męki.
- I to mówi osoba, która kiedyś rozwaliła kubek wchodząc z nim we framugę drzwi? - Vee parsknęła śmiechem, na co i ja szczerze się zaśmiałam.
- Lepsze to, niż zjechanie ze schodów na wrotkach - wytknęłam jej, co sprawiło iż brunetka kolejny raz zaszczyciła mnie melodyjnym śmiechem.
- I tu mnie masz - pokręciła z rozbawieniem głową, a potem znów się napiłyśmy.
Zaraz po tym w kuchni rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Vee od razu ruszyła w ich kierunku, zostawiając mnie na moment w pomieszczeniu. Odetchnęłam głośno, mimo okoliczności czując się trochę lepiej. Wystarczyło tylko kilka sekund szczerego śmiechu z Kingston aby nieco odciążyć umysł.
- Dlaczego ode mnie nie odbierasz? - do kuchni weszła moja matka, a ja pomrugałam kilkakrotnie mając nadzieję, że to tylko halucynacje.
Spojrzałam na nią, a potem na stojącą za nią Vee, która była równie zdziwiona co ja. Katherine rozejrzała się po pomieszczeniu, zatrzymując swój wzrok na dłużej w miejscu, gdzie była wódka. Chryste, czy ja nie mogłam mieć chociażby chwili spokoju?
- Nie zauważyłam, że dzwoniłaś - wzruszyłam ramionami, wiedząc iż byłam już na przegranej pozycji.
- W takim razie dobrze, że przyjechałam. Mamy coś do załatwienia, więc pożegnaj się z Vee - ton jej głosu był sympatyczny, chociaż patrzyła na mnie z pogardą wykorzystując fakt, iż moja przyjaciółka była za jej plecami.
Typowo.
- Świetnie - mruknęłam pod nosem, sztucznie się uśmiechając.
- Jedziemy - kobieta skinęła głową w kierunku drzwi, a potem pożegnała się z Vee i przekroczyła próg.
Podeszłam do mojej przyjaciółki, posyłając jej przepraszające spojrzenie.
- Nie musisz nic mówić. Skoro aż tak się fatygowała, to pewnie stało się coś ważnego - Kingston pomasowała lekko moje ramię. - Napisz mi później czy wszystko okej.
- Tak zrobię - zasalutowałam, a potem ruszyłam do samochodu który stał na podjeździe Vee.
Nie był to pojazd jakim poruszała się moja matka. Sama siedziała na miejscu pasażera, więc zajęłam miejsce z tyłu. Za kierownicą siedział starszy mężczyzna ubrany w garnitur.
- Twoje zachowanie mnie załamuje - ledwo wsiadłam, a moja matka już się odpaliła. - Nic nie zmądrzałaś. Dobrze zrobiłam, przyjeżdżając po ciebie. To co zobaczyłam tylko uświadczyło mnie w mojej decyzji.
- A co takiego zobaczyłaś? - westchnęłam ze znudzeniem, wygodniej rozsiadając się w fotelu.
Katherine postanowiła zupełnie mnie zignorować, co tylko sprawiło że moja krew zawrzała. Chciałam zapytać co takiego się stało, że wyciągnęła mnie od Vee, ale byłam pewna że i na to nie dostanę odpowiedzi. Pewnie znowu będzie jakieś spotkanie członków Rooks czy coś w tym stylu. Oni uwielbiają niezapowiedziane zajmowanie ludziom czasu.
Jakieś pół godziny później zobaczyłam znak oznaczający wyjazd z Atlanty. Lekko mnie to zdziwiło, chociaż nie wiem czy powinno, zważając na to iż ostatnim razem wylądowałam w Brazylii. Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, że wpływ alkoholu na mój umysł oraz ciało, jaki wcześniej odczuwałam, już niemal całkowicie wyparował. Będę musiała znosić ten cyrk na trzeźwo, co zdecydowanie mnie nie pociesza.
Po kilku minutach samochód zaparkował pod dosyć pokaźną posesją. Wysiadłam tuż za moją matką, która dumnie maszerowała po asfalcie, głośno stukając swoimi szpilkami. W końcu obydwie stanęłyśmy przy drzwiach frontowych i wtedy kobieta obróciła się w moją stronę.
- Już od dłuższego czasu znoszę twoje humorki, ale najwyższy czas położyć temu kres. Musi do ciebie dotrzeć, że należysz do Rooks. Dziecinada już dawno powinna była się skończyć - moja matka patrzyła na mnie z dezaprobatą, unosząc hardo głowę.
- O czym ty znowu mówisz? - zmarszczyłam brwi, patrząc na nią jak na wariatkę.
- A o tym, że kiedyś potrafiłaś się zachować. Właśnie dlatego tutaj jesteśmy - mama zapukała do drzwi dwa razy, a zanim zdążyłam zarejestrować co się działo, moim oczom ukazała się trójka chłopaków.
- Nie - zrobiłam krok do tyłu, podczas gdy Brad z uśmiechem zaczął iść w moją stronę ze swoim kolegą, którego nie znałam.
- No nie bądź taka. Chodź, powspominamy - Cowell puścił mi oczko, a ja miałam ochotę zwymiotować.
Zaczęłam cofać się do tyłu, chociaż wiedziałam iż byłam na przegranej pozycji. Ledwo zrobiłam kilka kroków, a czarnowłosy już znalazł się tuż przy mnie. Złapał mnie wraz z drugim chłopakiem, mocno zaciskając palce na moim ciele.
- Puszczajcie! - krzyknęłam, mocno się szarpiąc.
Nikt jednak nie zważał na moje wołania. Oboje bez większych problemów ciągnęli mnie w stronę domu, tym samym zbliżając mnie do mojego największego koszmaru. Josh stał w progu z uśmiechem na ustach, patrząc na mnie z lekko przekręconą głową.
- To miłe, że zadzwoniłaś Katherine. Rozumiem, że martwisz się o córkę - zwrócił się do mojej matki, co sprawiło iż mój żołądek zacisnął się w supeł.
Ona do niego zadzwoniła.
- Byłeś jedyną osobą, która potrafiła utrzymać ją w pionie. Nadeszła pora, aby znów ją wyprostować - Katherine odgarnęła włosy z twarzy, beznamiętnie obserwując jak dwóch chłopaków szarpało moim ciałem, wpychając mnie do wnętrza siłą, ignorując moje krzyki i wołania.
W końcu udało mi się wyszarpać jedną z rąk. Bez zawahania uderzyłam Brada w szczękę swoim łokciem, a potem starałam się odepchnąć tego drugiego. Robiłam co mogłam, pomagając sobie nogami, ale mimo wszystko ich przewaga fizyczna dawała o sobie znać. Udało mi się kilka razy skutecznie ich znokautować, ale wszystkie moje nadzieje zostały pogrzebane kiedy poczułam dłoń na swojej szyi, a zaraz moja głowa uderzyła w ścianę.
- Przestań się szarpać. No chyba że chcesz, aby znajomi nie poznali już twojej twarzyczki - Josh syknął prosto w moje wargi, odcinając mi dopływ powietrza do płuc.
Trzymał mnie przy tej ścianie dobre kilkanaście sekund, a moje stopy niemal całkowicie odkleiły się od podłoża. Walczyłam o każdy najmniejszy oddech, podczas gdy chłopak przyglądał mi się z uśmiechem godnym psychopaty. Moje ciało przeszył strach, kiedy zaczynało mi brakować tlenu. I wtedy Josh puścił moje ciało jak szmacianą lalkę. Upadłam na kolana z głośnym hukiem, kaszląc i krztusząc się własną śliną. Nie miałam jednak zbyt wiele czasu aby odetchnąć. Znów zostałam szarpnięta, co zmusiło mnie abym stanęła na nogi. Powłóczyli moim ciałem wzdłuż korytarza, wpychając mnie do łazienki gdzie zostałam posadzona na krześle. Próbowałam się wyrwać, ale straciłam jakiekolwiek nadzieje gdy poczułam owijające się wokół moich kostek oraz nadgarstków sznury.
- To na wypadek, gdybyś próbowała uciec. Słyszałem, że trenujesz, więc wolę nie ryzykować - Josh usiadł na krawędzi dużej wanny, kiwając głową do swoich kolegów, którzy opuścili pomieszczenie gdy tylko skutecznie przywiązali mnie do krzesła.
Moje serce waliło jak szalone, a wnętrzności paliły. Nie mogłam jednak pokazać mu, jak bardzo byłam w tym momencie przerażona. Tylko bym go tym nakarmiła.
Jakimś cudem udało mi się opanować drżenie mojego ciała. Moje nadgarstki były na tyle mocno związane, że dłonie powoli zaczynały mi drętwieć.
- Dlaczego to robisz? - warknęłam, patrząc w jego oczy.
Kąciki jego ust uniosły się ku górze, a następnie odkręcił kurek z wodą, która zaczęła wlewać się do wanny.
- Zagramy w moją ulubioną grę - oznajmił, sprawdzając temperaturę lejącej się cieczy. - Jeśli będziesz współpracować, nic złego się nie stanie. Wszystko zależy od ciebie.
Przełknęłam ciężko ślinę, obserwując jego poczynania. Boże błagam, aby nie stało się to, czego się domyślam.
- W nic nie będę z tobą grać. Rozwiąż mnie - wypowiedziałam te słowa ze stoickim spokojem, czym zaskoczyłam samą siebie.
- Ależ będziesz - odparł z zadowoleniem, gwiżdżąc pod nosem podczas gdy wanna napełniała się wodą.
Moja szczęka lekko zadrżała, czego chłopak na szczęście nie widział.
- Moja gra nazywa się mów albo toń - blondyn wstał z krawędzi, a następnie złapał za krzesło na którym siedziałam i przyciągnął je bliżej wanny.
- Nie zrobisz tego - oznajmiłam pewnie. - No chyba że chcesz mieć kłopoty z radą.
Na moje słowa Josh głośno się zaśmiał. Zakręcił kurek, ponieważ woda już niemal zaczęła wylewać się z czarnej marmurowej wanny, a potem znów na niej usiadł.
- Twoja matka dała mi wolną rękę. Chciała, żebym postawił cię do pionu i dokładnie to zamierzam zrobić - chłopak zaczął podwijać rękawy swojej koszuli. - Z tym że pozwolę sobie nieco zmienić obrót spraw i wykorzystam sytuację, aby czegoś się dowiedzieć.
Moje serce biło tak szybko, że zaczynałam martwić się iż zaraz wyrwie się z mojej piersi. W momencie zrobiło mi się słabo, a lodowaty dreszcz przeszył moje ciało.
- Pytanie pierwsze. Jak Nicholas planuje pozbyć się mnie z Rooks? - oczy Josha w momencie pociemniały, a po uśmiechu nie było już śladu.
- A skąd ja mam to niby wiedzieć? - zmarszczyłam brwi, patrząc w jego niebieskie tęczówki.
- Och proszę cię. Wiem, że jesteście blisko - Brooks przewrócił oczami. - Na pewno coś ci zdradził.
- Jesteś stuknięty - pokręciłam głową, patrząc na niego z niedowierzaniem. - Myślisz, że poświęciłam chociażby minutę swojego czasu na to, aby rozmawiać z Nickiem właśnie o tobie?
W zasadzie, to nie kłamałam. Autentycznie nie wchodziliśmy na temat Josha.
- Ach, kłamstwa - chłopak głośno westchnął, zakładając mi kosmyk włosów za ucho. - Musiał mocno namieszać ci w głowie, że starasz się go chronić. Pozwól, że pomogę ci się otrząsnąć z jego wpływów.
Ledwo zdążyłam nabrać powietrza do płuc, kiedy Josh zaplątał dłoń w moich włosach a potem zwinnym ruchem szarpnął moim ciałem do przodu. Zanurzył moją głowę w lodowatej wodzie bez najmniejszego zawahania. Krzesło trzymało się teraz jedynie na dwóch nóżkach, podczas gdy ja mocno wstrzymywałam oddech. Sznur mocniej wbijał się w moją skórę, a ja sama kręciłam się pod taflą, gdyż moje płuca zaczynały błagać o tlen.
I wtedy krzesło wróciło na swoje miejsce. Zachłysnęłam się powietrzem, błogosławiąc tym samym moje narządy. Oddychałam ciężko i szybko, a lodowata woda sprawiła iż moje ciało drżało z zimna. Włosy przyklejały się do mojej twarzy, prawie zasłaniając mi pole widzenia. Pojedyncze łzy wydostały się spod moich powiek, mieszając się z kroplami wody które skapywały mi z włosów.
- A teraz? Może coś ci się jednak przypomniało? - patrzył na mnie ze sztuczną troską, czerpiąc ogromną radość ze swojej gry.
Moje gardło było tak mocno zaciśnięte, że nie byłam w stanie nic z siebie wydusić. Pozostawałam cicho, co dla Josha było jedynie zaproszeniem. Znów znalazłam się pod wodą.
Drugi raz.
Trzeci raz.
Czwarty raz.
Nie rejestrowałam nawet co działo się dookoła mnie. Lodowata woda całkowicie mnie otępiła. Moje ciało nawet przestało się już trząść z zimna, a tętno znacznie spowolniło. Ledwo czułam własne dłonie. Gardło bolało mnie od kaszlu, a płuca piekły z powodu braku tlenu. Łzy wypływały spod moich powiek strumieniami, ale nawet nie było ich widać. Nie wiedziałam co było gorsze. Wrócić na powierzchnię, czy zostać pod wodą.
Piąty raz był tym najgorszym. Byłam już zmęczona wstrzymywaniem powietrza oraz kaszlem. Wyplułam z siebie sporo wody, chociaż miałam wrażenie że już dawno się w niej rozpłynęłam. Nie miałam już siły, aby walczyć.
- Nie umiesz się bawić - głos Josha dotarł do moich uszu. - Myślałem, że programy tak dłużej, a ty już nie dajesz rady.
Blondwłosy pokręcił głową z rozczarowaniem, cmokając przy tym językiem. Wstał z wanny, a już zaraz poczułam jak jego palce majstrują przy moich węzłach.
- Mam nadzieję, że chociaż czegoś się nauczyłaś. W końcu o to prosiła mnie Katherine - zaczęłam powoli odzyskiwać czucie w swoich kończynach, co przyjemnie bolało.
- Obyś zgnił w piekle - mój głos był tak mocno zachrypnięty, że ledwo go poznałam.
- Uważaj co mówisz. To brzmiało, jakbyś stęskniła się za wodą - ostrzegł mnie, a potem rozwiązał ostatni ze supłów i szarpnął mną do góry abym wstała.
Podał mi do rąk mój telefon, który ledwo złapałam. Nawet nie zauważyłam kiedy mi go odebrali.
- Możesz wrócić do domu. Znaj moją łaskę - westchnął głośno, patrząc na mnie z góry. - Szepnij mamie dobre słówko na mój temat. Widzimy się niedługo - przejechał dłonią po moim policzku, a zaraz drzwi od łazienki się otworzyły.
Brad i jego kolega niemal wyrzucili mnie z domu, gwałtownie szarpiąc moim ciałem w drodze do wyjścia. Potknęłam się gdy już znalazłam się na zewnątrz, ale na szczęście jakoś utrzymałam równowagę. Spojrzałam przed siebie na pustą ulicę, oświetlaną przez latarnie. Moja szczęka zadrżała, a moja bluzka sprawiała iż każdy najmniejszy powiew wiatru mroził moje ciało.
Na wiotkich nogach ruszyłam przed siebie. Dopiero gdy byłam na tyle daleko aby nie wiedzieć już tego domu, zatrzymałam się. Usiadłam na krawężniku, starając się opanować drżenie mojego ciała. Oparłam czoło na swoich kolanach, walcząc ze sobą aby się nie rozpłakać. Mona gardło było już tak zdarte, że nie zniosłoby jeszcze płaczu.
Siedziałam tak dobre pół godziny, starając się odzyskać panowanie nad własnym ciałem oraz zapobiec zbliżającemu się napadowi. Na prawdę nie wiem jakim cudem udało mi się opanować. Być może to przez to, że byłam cholernie śpiąca.
Wzięłam telefon do ręki, mocno rozważając co powinnam zrobić. Wpatrywałam się w ekran przez dłuższy czas, aż w końcu weszłam w kontakty. Kliknęłam na numer Axela, a duchu modląc się aby zgodził się po mnie przyjechać. Wiedział do czego była zdolna moja matka, więc liczyłam iż mi pomoże. Nie mogłam zadzwonić do Vee, gdyż kilka godzin temu powiedziałam jej że nie musi się o mnie martwić. Jake był zły że dołączyłam do Rooks, więc nie chciałam aby mnie taką zobaczył. Nicholas miał aktualnie swoje własne problemy, zważając na to iż Annie miała stać się częścią świata, którym tak bardzo gardził. Poza tym jeszcze niedawno powiedział mi iż jest na siebie zły, że zawsze gdy dzieje mi się coś złego, nie ma go tam aby temu zapobiec. Nie chciałam dopisywać kolejnej sytuacji na jego listę, która ostatnio znacznie się wydłużała.
Ale przede wszystkim nie chciałam do niego dzwonić, ponieważ cholernie go teraz potrzebowałam. Dawał mi poczucie spokoju. Przy nim się nie bałam. Nie mogłam jednak zwalać na niego tak wielkiej odpowiedzialności. Nie chciałam obarczać go swoimi problemami, podczas gdy sam nie miał lekko. Był dobrym człowiekiem, a ja nie chciałam go zepsuć.
- Halo? - Axel odebrał po kilku sygnałach, na co odetchnęłam z ulgą.
- Możesz po mnie przyjechać? - zapytałam, nadal trzymając czoło na kolanach.
- Co się stało z twoim głosem? - chłopak był lekko zmieszany, na co cicho westchnęłam.
- Przyjedziesz? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, zbywając temat.
Moje powieki robiły się coraz cięższe, a ja musiałam walczyć aby nie zasnąć.
- Mam sprawę do załatwienia, ale coś wymyślę. Wyślij mi swoją lokalizację - odetchnęłam z ulgą na jego słowa, w duchu krzycząc ze szczęścia.
- Dziękuję, już wysyłam - rozłączyłam się, a potem weszłam na naszą konwersację aby zrobić to co mi polecił.
Zaraz po tym zablokowałam urządzenie i schowałam je do tylnej kieszeni spodni. Objęłam się ciaśniej ramionami, aby w jakiś sposób się ogrzać. Czułam się strasznie źle i marzyłam o tym, aby się położyć.
Za każdym razem gdy już prawie zasypiałam, wyjmowałam telefon aby sprawdzić ile minęło czasu odkąd wysłałam Axelowi lokalizację. W głowie starałam się przeliczyć ile mogłaby zająć mu droga, ale nie było to zbytnio obiektywne gdyż szukałam jakiejkolwiek luki, która świadczyłaby o krótkim czasie jego przyjazdu. Z tym że nie wiedziałam czy takowa istniała. W końcu wcześniej jechałam tutaj około pół godziny. Zważając na stan w jakim obecnie się znajdowałam, trzydzieści minut było wiecznością.
Nie jestem pewna ile czasu minęło dokładnie kiedy usłyszałam ryk silnika, ponieważ co jakiś czas przysypiałam. Nie byłam nawet pewna czy to Axel, gdyż jedyne co potrafiłam zarejestrować to jasne reflektory. Podniosłam głowę ze swoich kolan, starając się wyostrzyć wzrok. Gdy samochód podjechał bliżej i już prawie zatrzymał się obok mnie, zdałam sobie sprawę iż nie był to Axel.
Tego czarnego Chevroleta z lat siedemdziesiątych rozpoznam wszędzie.
Odchrząknęłam i poprawiłam włosy, następnie powoli podnosząc się z krawężnika. Obserwowałam jak Nicholas wysiada ze swojego samochodu, a zaraz podchodzi w moją stronę. Mała zmarszczka widniała pomiędzy jego brwiami, kiedy patrzył na moją twarz. Miał na sobie czarne jeansy i czerwoną bluzę, która dobrze na nim wyglądała. Zakręciło mi się w głowie, ale jakoś utrzymałam równowagę. Jego czekoladowe tęczówki były skupione ma moich, a potem na moment zjechały na moją szyję oraz mokre ubranie. Skanował mnie całą niczym rentgen, podczas gdy ja coraz bardziej odpływałam.
- Co tutaj robisz? - zapytałam, raniąc sobie gardło samym użyciem głosu.
Nie umknęło to jego uwadze, gdyż zmarszczył swoje równe brwi jeszcze bardziej.
- Axel do mnie zadzwonił - oznajmił, na co skinęłam głową w zrozumieniu.
Zrobiłam krok do przodu znów nieco się chwiejąc. Nicholas w momencie znalazł się przy mnie, asekuracyjnie kładąc dłoń na moich plecach.
- Wszystko dobrze? - zapytał, przejeżdżając kciukiem wolnej dłoni tuż pod moim okiem.
Najpierw pod jednym, a potem pod drugim, zmieniając jedynie asekurującą mnie rękę. Jego twarz lekko mi się zamazywała.
- Trochę mi słabo - oznajmiłam, co sprawiło że złapał mnie mocniej.
Chwilę później moje stopu nie dotykały już asfaltu. Nicholas sprawnie mnie podniósł, przyciskając moje ciało do swojego torsu. Moje oczy były na wpół otwarte kiedy układał mnie na skórzanym siedzeniu w swoim samochodzie. Rejestrowałam wszystko przez pół, a do tego szumiało mi w głowie. Zaciągnęłam się zapachem jabłek, kawy oraz męskich perfum, dzięki czemu moje ciało zrelaksowało się jeszcze bardziej.
A później po prostu odpłynęłam.
*
Do następnego!
Id.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro