Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

38. Wszystko się ułoży.

Siedziałam na zimnych balkonowych płytkach, paląc papierosa. Wpatrywałam się w jego tlącą się końcówkę, wykorzystując chwilę dla siebie. Nicholas brał właśnie prysznic w mojej łazience, co także nie działało zbyt pochlebnie na moje nerwy. Targały mną wyrzuty sumienia, a strach jedynie dodawał negatywnych uczuć. Najgorsze jednak w tym wszystkim było to, że obecność bruneta sprawiała iż momentami to wszystko znikało. Odczuwałam spokój, zupełnie jakbym nie musiała niczym się przejmować. Jednak fakt, że reagowałam tak niemal za każdym razem gdy się na mnie popatrzył był najbardziej przerażający. Może to przez to, że gdy tylko działo mi się coś złego, to zawsze się pojawiał aby w jakiś sposób mnie z tego wyciągnąć?

Zdecydowanie nie powinnam i nie mogłam na nim tak mocno polegać. Z pewnością się na tym przejadę, tak jak przejechałam się na każdej jednej osobie w moim życiu. Jedynym wyjątkiem była Vee. Bardzo chciałabym teraz posiedzieć z nią dachu mojego domu i wypalić całą paczkę papierosów, starając się znaleźć rozwiązanie dla wszystkich moich problemów. Tylko że bałam się, iż coś stanie się także jej. Bałam się, że jeśli ktoś z Rooks pojawi się w moich progach, to nie będę w stanie jej uratować.

A przede wszystkim obawiałam się, że próbowałaby mi pomóc. Zważając na to w co się wplątałam, nie skończyłoby się to dobrze dla nikogo.

Byłam tak pochłonięta myślami, że nie zauważyłam nawet iż mój papieros już dawno się wypalił. Gorący popiół opadł na moje nagie udo, mocno mnie przy tym parząc. Skrzywiłam się nieznacznie, od razu go otrzepując. Wyrzuciłam niedopałek do szklanej popielniczki a potem odsunęłam ją na bok.

Podniosłam się z podłogi, poprawiłam spodenki od piżamy i wróciłam do pokoju. Zamknęłam drzwi balkonowe, wchodząc w głąb pomieszczenia. Wewnątrz świeciła się jedynie moja kurtyna świetlna, ale i tak wszystko było dobrze widać. Nie lubiłam zbyt dużej ilości światła. Ceniłam sobie moją ciemnicę.

Odłożyłam paczkę papierosów wraz z zapalniczką na komodę, a potem obróciłam się w stronę drzwi do łazienki gdyż usłyszałam jak się otwierają.

- Przez ciebie będę pachniał arbuzami - Nicholas stał w progu w samych jeansach, a woda skapywała z jego wilgotnych włosów na opaloną skórę.

Przełknęłam ciężko ślinę, patrząc na jego wyrzeźbione ciało oraz przystojną twarz. Jak dalej tak pójdzie, to trzeba będzie wzywać egzorcystę, ponieważ moje myśli były teraz wybitnie nieczyste.

- Jeszcze trochę i zamienisz się we mnie - uniosłam delikatnie kącik ust.

- Boże zachowaj - spojrzał na moment w górę, a potem w moje oczy, robiąc przy tym kilka kroków w moim kierunku.

Chłonęłam jego aparycję jak najlepszy napój. Przesiąkł już moją skórę, wtłoczył się w krew i zawładnął moim umysłem. Każda najmniejsza komórka mojego ciała przyjemnie mrowiła, co było całkiem relaksującym uczuciem.

- Jeśli chcesz mogę dać ci jakieś rzeczy Jake'a. Mam trochę jego koszulek i jestem pewna, że znajdę też dresy - nawet nie wiem czemu chciałam zadbać o jego komfort, skoro zdecydowanie nie przeszkadzał mi jego nagi tors.

Nicholas zatrzymał się dwa kroki ode mnie, przewracając oczami. Zmarszczyłam lekko brwi, uważniej mu się przyglądając.

- Co? - zapytałam zdezorientowana, nie rozumiejąc dlaczego się tak zachował.

- I skąd te jego ubrania się tutaj wzięły? - westchnął ze znudzeniem, patrząc na mnie z góry.

Przekręciłam lekko głowę w bok, napawając się jego drobnym okazem zazdrości. Mógł maskować to uczucie obojętnością, ale ja widziałam jak jego szczęka drgnęła a ramiona znacznie się wyprostowały. I nie powinnam była wykorzystywać tego faktu, ale nic nie mogłam poradzić na to iż cholerna pokusa zamroczyła mój umysł. Poza tym, trochę napompował tym aktem moje ego.

- Chyba umiesz dodać dwa do dwóch, Horton - westchnęłam ciężko, wzruszając ramionami.

Brunet zacisnął usta w wąską linię, powoli kiwając głową. Cmoknął językiem, następnie przejeżdżając nim po wnętrzu policzka. Chryste, dlaczego ja się tak tym karmiłam? Nie chciałam jednak zbyt długo go katować, chociaż nie byłam do końca pewna co sobie teraz myślał. Może był po prostu zdziwiony a ja wyolbrzymiałam? Tak czy tak, czułam potrzebę sprostowania.

- Jestem raczej niezdarna i mnóstwo razy coś na siebie wylałam jak u niego byłam. Ostatnim razem wycisnęłam na siebie ketchup - pokręciłam głową na to wspomnienie. Nie potrafiłam ani jeść, ani poprawnie korzystać z podstawowych rzeczy - Dobry z niego przyjaciel.

- A czy on o tym wie? - Nicholas zmrużył lekko swoje oczy - Że jest tylko przyjacielem?

Nie mogłam nic poradzić na to, że na moje usta wkradł się lekki uśmiech.

- Nie dałam mu powodów, żeby myślał inaczej - odchrząknęłam, poważniejąc - Dlaczego pytasz?

Ciemnowłosy wzruszył ramionami zbliżając się jeszcze o krok, co sprawiło iż niemal całkowicie zamknął między nami przestrzeń.

- Czasami przeprowadzam wywiady środowiskowe - zjechał wzrokiem na moje wargi, a potem spojrzał mi w oczy - Lubię, kiedy zadowalają mnie wyniki.

- Ah tak? - zadarłam lekko głowę do góry - Ile osób już tak przepytałeś?

Tym razem to jego usta wygięły się w lekkim uśmiechu. Patrzył na mnie w ten swój magnetyzujący sposób, niemal pozbawiając mnie oddechu. Bycie tak pieprzenie atrakcyjnym powinno być zabronione.

- Cóż, dzisiaj jest twój szczęśliwy dzień - dłonie bruneta wkradły się na moje biodra. - Jesteś pierwsza.

Moje serce zabiło nieco szybciej kiedy tonęłam w jego czekoladowych oczach.

Pokusa w rzeczy samej była słodka.

- Co za zaszczyt - ułożyłam dłoń na swojej klatce piersiowej, ironizując zachwyt.

Nicholas uszczypnął lekko mój bok, przez co wyrwałam się z jego objęć z cichym piskiem. Chciałam mu oddać, ale moje starania były zbędne. Jego przewaga fizyczna wyraźnie dawała o sobie znać, kiedy przyciskał mnie do swojej klatki piersiowej, jednocześnie blokując moje ręce. Szarpałam się z nim jeszcze chwilę, aż w końcu postanowiłam zagrać nieczysto.

- Cholera, Nick. Przestań - syknęłam z bólem w głosie, wykrzywiając twarz w grymasie cierpienia.

Horton momentalnie mnie puścił, co dało mi szansę na zawinięcie nogi wokół jego łydki a już zaraz ciemnowłosy leżał płasko na panelach mojej podłogi, a ja siedziałam na nim. Trzymałam dłoń na jego szczęce podczas gdy chłopak patrzył na mnie z szokiem.

Jednak treningi z Axelem na coś się przydały.

- No weź, to było za łatwe - cmoknęłam językiem, przejeżdżając dłońmi po jego nagim torsie podczas gdy te jego wylądowały na moich udach.

Ledwo zdążyłam mrugnąć, a już za chwilę to ja leżałam na podłodze pod jego umięśnionym ciałem. Przyciskał mnie mocno do zimnej powierzchni, zakładając jedną z moich nóg na swój bark. Myślałam, że coś powie. Że skomentuje moją nieudolną próbę dominacji. Ale zamiast tego przycisnął swoje wargi do moich, mocno podtrzymując przy tym moją żuchwę. Nawet nie protestowałam. Oddawałam każdy jego pocałunek z taką samą mocą i zachłannością. Przejechałam delikatnie paznokciami po jego plecach, na co mruknął z aprobatą w moje usta. Ciało przyjemnie mnie mrowiło, gdy jego miękkie wargi zajmowały się moimi.

Za chwilę jednak zdjął moją nogę ze swojego barku, stopniowo uspokajając budujące się między nami pożądanie. Jego pocałunki stawały się coraz bardziej delikatne, a palce nie zaciskały się już na mojej skórze. Zamiast tego kojąco ją masował. Podniósł mnie z podłogi i przysunął nas do mojego łóżka. Oparł się plecami o jedną z jego krawędzi, wsuwając mnie pomiędzy swoje nogi. Poprawił moją piżamę która gdzie nie gdzie się podwinęła, następnie przekładając moje nogi przez swoje udo. Siedziałam bokiem, opierając się o jego tors kiedy owinął wokół mnie ramiona. Pocałował mnie jeszcze raz, a potem oparł policzek na czubku mojej głowy która spoczywała na jego barku. Mimo że byłam w pełni ubrana, poczułam się w tym momencie zupełnie naga. Trzymał mnie niemal w taki sam sposób jak wtedy w Rio. Skuliłam się w jego objęciach, tym razem mocno walcząc aby ani jedna łza nie wydostała się spod mojej powieki. Nicholas wiedział jak cholernie przeżywałam ostatnie zdarzenia, dlatego zwolnił kiedy sprawy miedzy nami przybrały na sile a pożądanie niemal całkowicie nas zaślepiło.

Tylko że ja tego chciałam.

Chciałam o wszystkim zapomnieć i kompletnie się w nim zatracić. Potrzebowałam odwrócenia uwagi od tego całego syfu. Tylko że prawdopodobnie kilka sekund po fakcie dokonanym zaczęłabym pluć sobie w brodę, nienawidząc się za to że go wykorzystałam aby sobie ulżyć. Chociaż nie znałam go długo, miałam wrażenie że przejrzałam go już niemal na wylot, tak samo jak i on przejrzał mnie. Właśnie dlatego Nicholas zwolnił. Wiedział, że ja tego nie zrobię.

Po prostu chciałam się ukarać. Chciałam czuć się jeszcze gorzej, niż teraz. Zawsze gdy cierpiałam, jako karę chciałam to cierpienie zwielokrotnić. A najgorsze było to, że byłam tego świadoma a mimo to nie byłam chętna na szukanie innego rozwiązania. Zachowywałam się toksycznie oraz brutalnie wobec samej siebie.

Po dłuższej chwili wyswobodziłam się z objęć Hortona, aby zaraz podejść do swojej komody w celu wyjęcia spomiędzy ubrań w połowie pełnej butelki Tequili. Miałam ją tutaj już od jakiegoś czasu, sięgając po palący napój jak po ostatnią deskę ratunku. Odkręciłam czerwoną zakrętkę i przytknęłam butelkę do ust. Zdążyłam jednak wziąć jedynie jeden łyk, ponieważ Nick niespodziewanie odebrał mi alkohol.

- Co ty robisz? - zmarszczyłam brwi, obserwując jak zakręca butelkę i odkłada ją do mojej komody.

- Alkohol i kofeina sprawiają że napady lękowe pojawiają się częściej, o ile nie ze zdwojoną siłą - oznajmił, odgarniając włosy z mojego ramienia - to ostatnie czego teraz potrzebujesz.

Zacisnęłam dłonie w pięści, odwracając od chłopaka wzrok.

Chciałam żeby stąd poszedł. Wiedział zdecydowanie zbyt wiele. Jeśli będzie mnie tak kontrolować, to kiedyś w końcu wybuchnę.

- Skoro taki z ciebie dobry lekarz, to sprawdź czy nie potrzebują cię na oddziale - mruknęłam pod nosem, głośno przy tym wzdychając.

I dwie sekundy później zostałam pstryknięta w czoło. Skrzywiłam się nieznacznie, patrząc z niedowierzaniem na Hortona. Patrzył na mnie stanowczo z góry, ze skrzyżowanymi na piersi rękami, uwydatniając przy tym swoje mięśnie.

Ciężko było mi się na niego wściekać, kiedy wyglądał tak niebiańsko.

- Jesteś bardziej irytująca niż dwulatka - oznajmił ze zmęczeniem.

- To mamy coś wspólnego - odbiłam pałeczkę, tylko bardziej go tym irytując.

Sekundę później Nicholas pochylił się aby zaraz podnieść moje ciało na swoim barku. Pisnęłam cicho, a w mojej głowie już formowały się liczne wulgaryzmy. Z tym że nie zdążyłam nic powiedzieć, bo brunet sprawnie rzucił mnie na łóżko. Zaraz po tym zobaczyłam jak odpina pasek swoich spodni, utrzymując ze mną kontakt wzrokowy. Przełknęłam ciężko ślinę, obserwując jak odpina rozporek. Gorąc zawładnął moim ciałem, a serce waliło mi jak młotem. Chryste jak on wyglądał. Dosłownie się rozpływałam.

Horton zdjął swoje jeansy, które rzucił na komodę a potem odchylił kawałek kołdry aby zaraz pod nią wejść. Nakrył nasze ciała, nie przerywając ze mną kontaktu wzrokowego.

- Lepiej idź już spać. Wtedy przynajmniej nic nie mówisz - ułożył się wygodnie obok mnie, zamykając swoje powieki.

Jeszcze pożałuje tego zagrania.

Obserwowałam jak długie rzęsy Nicholasa rzucały cień na policzki. Uśmiechnęłam się pod nosem, a potem przekręciłam ciało aby wyłączyć światełka. Teraz pokój oświetlał jedynie księżyc. Ja również weszłam pod kołdrę, obracając się na bok twarzą do Hortona. Leżał na plecach jeszcze przez chwilę, ale zaraz nasze buzie dzieliły już tylko centymetry. Otworzył swoje powieki, patrząc prosto w moje oczy. Tkwiliśmy w takiej pozycji tak długo, że straciłam rachubę. Mój oddech był spokojny tak samo jak i umysł. Patrzyłam w ten piękny odcień czekolady, który był nieco ciemniejszy zważywszy na światło. Z każdą kolejną chwilą robiłam się coraz bardziej senna, a moje kończyny zaczęły się rozluźniać.

- Wszystko się ułoży - powiedział cicho, a jego dłoń powoli przesuwała się po materacu.

Pokiwałam głową, jakimś cudem szczerze wierząc w jego zapewnienie. Nick zaplótł swój mały palec razem z moim. Czułam jak powieki robiły się coraz cięższe, aż w końcu całkowicie opadły.

To, jak ten człowiek potrafił niemal kompletnie zrelaksować moje ciało oraz umysł, było cholernie przerażające.

Dlatego zasnęłam z myślą, iż musiałam przestać mu na to pozwalać.

***

- Wszystko dobrze? - uniosłam wzrok na trzymającego worek treningowy Axela, który patrzył na mnie ze zmartwieniem wymalowanym na twarzy.

- Dobrze - mruknęłam gniewnie pod nosem, kontynuując wymierzanie ciosów.

Nie potrafiłam przestać uderzać w ten cholerny worek. Byłam cała mokra od potu, a płuca niemal odmawiały mi posłuszeństwa. Jednak mimo to, nie przestawałam. Używałam całej siły jaką w sobie miałam, już jakiś czas temu porzucając rękawice. Moje dłonie były owinięte jedynie specjalną taśmą, która w niektórych miejscach ubrudzona była na czerwono. Nawet nie czułam bólu, gdyż adrenalina całkowicie mną zawładnęła. Jedyne czego chciałam, to sobie ulżyć. Musiałam w jakiś sposób odreagować.

Dzisiaj rano obudziłam się przyciśnięta do torsu Nicholasa. Czułam jego gorący oddech tuż przy swoim uchu, podczas gdy mocno oplatał mnie ramieniem. Przez kilka minut po przebudzeniu czerpałam z tamtej chwili jak najwięcej się dało. Po tym jak już wyswobodziłam się z jego objęć, siedziałam w fotelu z podkulonymi pod brodę nogami, obserwując jak spał. Moja czarna satynowa kołdra zakrywała pół jego ciała, co dawało mi doskonały widok na jego wyrzeźbiony tors. Twarz Hortona była wtedy taka spokojna i łagodna, a roztrzepane włosy oraz lekko zaczerwienione policzki dodawały mu chłopięcego uroku. Przyglądałam mu się bardzo długo. Zrobił dla mnie tak wiele. Zawsze był obok i wiedział co powiedzieć lub zrobić, żebym poczuła się lepiej. Były także momenty gdzie wkurzał mnie niemiłosiernie lub sprawiał iż miałam ochotę wyć. Jednak mimo wszystko wiedziałam, że był dobrym człowiekiem. Za to ja byłam zepsuta. Sprowadzałam zło w najczystszej postaci, które podążało za mną jak wierny pies. Ktoś przeze mnie zginął. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby coś złego stało się także jemu. Dlatego nie mogłam dopuszczać go zbyt blisko. Było to jednak ironią, ponieważ kiedy o tym pomyślałam, ciemnowłosy leżał właśnie w mojej pościeli. Zrobiłam dla niego kawę, którą wlałam do kubka termicznego aby nie wystygła i zostawiłam ją na szafce nocnej wraz z notką iż musiałam udać się na trening. Byłam tchórzem, bo po tym wszystkim nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Stał się dla mnie kimś tak ważnym, że sama myśl o jego krzywdzie pozbawiała mnie oddechu. Brzuch cholernie mnie wtedy bolał, nie wspominając już o nudnościach. Nie byłam w stanie znieść tylu emocji jednocześnie. Dlatego katowałam ten Bogu ducha winny worek treningowy.

- Stop - blondwłosy chłopak pchnął mnie lekko w tył, układając dłonie ma moich ramionach. - Zaraz zedrzesz sobie skórę.

- Już zdarłam - wzruszyłam ramionami, patrząc na moje dłonie, których ubrudzone krwią palce lekko drżały.

- Idź się umyć, a potem zajmiemy się ranami - słowa Axela brzmiały jak rozkaz, któremu nawet nie chciałam się sprzeciwiać gdyż zjazd po adrenalinie dawał powoli o sobie znać.

Bez słowa więcej wyminęłam jego sylwetkę i ruszyłam do szatni. Zamknęłam dokładnie drzwi, a potem wzięłam potrzebne rzeczy pod prysznic. Stałam bez ruchu pod strumieniem wody przez dłuższy czas. Dopiero później zaczęłam myć ciało oraz włosy. Moje ruchy były wolne, o ile nie opóźnione. Wszystko przychodziło mi z wielkim trudem, a dłonie odmawiały posłuszeństwa.

W końcu udało mi się doprowadzić do porządku, chociaż najlepiej to ja nie wyglądałam. Ubrałam na siebie czarną bluzę z kapturem oraz sportowe spodenki z Nike, które przylegały do mojego ciała. Powoli zdjęłam taśmę ze swoich dłoni, nie chcąc robić tego wcześniej aby żel nie dostał się do ran. Wymamrotałam ciche przekleństwo pod nosem, kiedy zobaczyłam w jakim stanie były moje ręce. Z każdej jednej kostki zdarta była skóra. Świeża krew co chwilę się pokazywała, a do tego kolor moich dłoni miał czerwono-fioletowy odcień. Mój oddech lekko zadrżał, ale musiałam się spiąć. Sama chciałam się ukarać, więc nie miałam teraz prawa się nad sobą użalać.

Gdy wyszłam z szatni, Axel już na mnie czekał. Gdy tylko mnie zobaczył odbił się od ściany, aby do mnie podejść. Zabrał torbę z mojego ramienia, zawieszając ją zaraz na swoim.

- Lepiej ci? - zapytał, co sprawiło iż lekko zbił mnie z tropu.

- Co? - zmarszczyłam w konsternacji brwi.

- Czy czujesz się lepiej po tym, jak niemal zabiłaś worek treningowy - sprostował, na co westchnęłam ze zmęczeniem.

- W sumie to nie - odparłam szczerze, nie mając nawet sił aby kłamać.

- Więc wyciągnij wnioski. Mogłaś poważnie się uszkodzić - Axel patrzył na mnie z dezaprobatą - pokaż dłonie. Musimy się nimi zająć.

Przełknęłam ciężko ślinę, poruszając lekko palcami. Okropny ból przeszył moje kończyny, które ukrywałam pod rękawami bluzy.

- Nic mi nie jest. Po prostu już chodźmy - przewróciłam oczami, ruszając do drzwi.

- I tu jest właśnie mały problem - zatrzymał mnie jego głos.

Obróciłam się w stronę Axela, który patrzył na mnie z lekkim grymasem na twarzy. Ten wzrok nie świadczył o niczym dobrym, co dobijało mnie jeszcze bardziej.

- Twoja matka tutaj jest - oznajmił, na co ciężko westchnęłam - Miałem ci przekazać, że na piętrze czekają na ciebie ubrania. Masz się przebrać i zejść do sali głównej.

- A czy nie jest przypadkiem dziewiąta rano? Chyba za wcześnie na takie przedsięwzięcia - burknęłam naburmuszona, mając cholernie dość takich niespodzianek.

Chciałam tylko w spokoju wrócić do domu.

- Tak właściwie, to jest po dwunastej - jego słowa sprawiły iż w szoku zamrugałam.

Przecież przyjechaliśmy tutaj po siódmej rano. To niemożliwe, że minęło aż tyle godzin.

- Wyżywałaś się na worku dobre dwie godziny, a wcześniej także dość dużo spędziliśmy na rozgrzewce oraz technice - Axel cicho westchnął - patrząc na dzisiejszy nakład pracy, nie będziemy trenować przez najbliższe kilka dni, żebyś nie uszkodziła mięśni.

- Och - było wszystkim, co potrafiłam z siebie wydusić.

Nie miałam pojęcia, że odleciałam aż tak mocno. Całkowicie straciłam poczucie czasu, zatracając się w odmętach swoich najgorszych myśli.

- Jedź na pierwsze piętro. Trzecie drzwi po lewej. Zadzwoń do mnie jak skończysz, to zajmiemy się twoimi dłońmi - oznajmił, na co skinęłam głową.

Nie chciałam nawet się wykłócać. Musiałam zaakceptować tą niemiłą niespodziankę. W końcu sama zgodziłam się dołączyć do Rooks, a moim obowiązkiem było słuchać rozkazów. Byłam jak pionek na szachownicy. Nie mogłam przesunąć się na inne pole bez wiedzy tego, kto prowadził rozgrywkę.

Zrobiłam dokładnie to, co mi kazano. Udałam się do odpowiedniego pomieszczenia, gdzie czekała na mnie krwistoczerwona sukienka wyglądająca jak marynarka oraz czarne szpilki. Ostatnie na co miałam ochotę to bawić się w ten teatrzyk, ale niestety nie miałam zbyt wiele do powiedzenia. Posłusznie ubrałam się w przygotowane rzeczy, uważając aby nie pobrudzić niczego krwią. Moje włosy zdążyły już prawie całkiem wyschnąć, naturalnie się falując. Zadzwoniłam także do Axela, który chwilę później zapukał już do drzwi. Ruszyłam aby je otworzyć, a wtedy w progu pojawił się nie tylko blondyn.

- Cześć Sloane - siostra Nicholasa stała przede mną z dużą torebką przewieszoną przez ramię. Ona także była ubrana w długą sukienkę, a jej włosy upięte były w elegancki kucyk - przyniosłam kilka rzeczy do makijażu oraz rękawiczki.

Nie wiedziałam do końca co powiedzieć, kiedy dziewczyna weszła do wnętrza pokoju wraz z Axelem. Pomrugałam ze zdezorientowaniem, obserwując jak powoli wyciąga kosmetyki na komodę.

Nie widziałam jej dobre dwa miesiące.

- Siadaj, zaraz trochę cię podmalujemy. Osobiście uważam, że nie potrzebujemy makijażu żeby jeść ale nie będę wykłócać się z zasadami tego durnego domu - Annie ciężko westchnęła, przenosząc na mnie swój wzrok - usiądź, to ci pomogę.

Odchrząknęłam cicho, a później spoczęłam na eleganckiej pościeli, pozwalając aby brunetka zabrała się za malowanie mojej twarzy. Ostatni raz widziałam ją na bankiecie w hotelu, gdzie sprawy przyjęły raczej nieprzyjemny obrót. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, więc wybrałam milczenie.

- Swoją drogą, przepraszam za tą ostatnią sytuację - znów się odezwała - Byłam raczej niezbyt miła, bo ślepo wierzyłam Josh'owi - spojrzałam w czekoladowe oczy dziewczyny, które przypominały trochę te, które tak lubiłam - dopiero później wszystkiego się dowiedziałam. W każdym razie, szczerze cię przepraszam. Mam nadzieję, że między nami nie ma jakiegoś dziwnego napięcia?

- Cóż, już nie - stwierdziłam, lekko się uśmiechając na co brunetka cicho się zaśmiała.

- Całe szczęście - odetchnęła z ulgą, kontynuując malowanie mojej twarzy.

Wiem, że zauważyła także to jak wyglądały moje dłonie i byłam jej wdzięczna że tego nie skomentowała. Zamiast tego opowiadała mi o tym jak zazwyczaj wyglądają tutaj obiady oraz inne dziwne zwyczaje. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się że będzie tak bardzo zafiksowana Rooks. Szybko wyłapałam iż nie znała całej prawdy, ale to nie ja powinnam ją oświecić w czym także upewnił mnie Axel, który pokręcił głową gdy tylko załapałam z nim kontakt wzrokowy.

Annie znała tych wszystkich ludzi jako współpracowników ojca. Udziałowców L'oasis, którzy nie mieli co robić z pieniędzmi i bawili się w Wielkiego Gatsby'ego. Osobiście uwielbiałam tą powieść, ale wiedziałam iż nie miała ona nic wspólnego z tym, co faktycznie miało miejsce. Było mi cholernie szkoda, że Annie nie miała pojęcia o mrocznej historii jej rodziny, ale jednocześnie jej tego zazdrościłam.

- No i gotowe - uśmiechnęła się dumnie, następnie podkładając lusterko pod moje oczy.

Makijaż był delikatny, z czego zdecydowanie się cieszyłam. Zazdrościłam jej także tego iż umiała robić tak perfekcyjne kreski. Ja niestety nie miałam do tego ręki.

- Dziękuję - spojrzałam na nią wdzięcznie.

- Nie ma sprawy - brunetka machnęła ręką, a potem położyła obok mnie czarne rękawiczki z satynowego materiału - załóż je, jak Axel już skończy. Tez ubiorę podobne, żeby nikt nic nie podejrzewał.

- Annie...

- Nic nie mów - brunetka od razu mi przerwała - spotkamy się na dole.

Skinęłam jedynie głową, obserwując jak dziewczyna zbiera swoje rzeczy a potem wychodzi z pokoju. Westchnęłam głośno, przenosząc spojrzenie na Axela który właśnie przede mną kucnął aby zaraz zacząć oczyszczać moje rany. Zaciskałam mocno zęby gdy woda utleniona dostawała się w niechciane miejsca. Na szczęście blondyn szybko się z tym uwinął, a zaraz pomógł mi założyć rękawiczki, za co od razu mu podziękowałam.

- Powodzenia - posłał mi lekki uśmiech.

- Przyda się - mruknęłam pod nosem, a potem razem wyszliśmy z pokoju.

Axel odprowadził mnie pod drzwi do sali głównej, gdzie nasze drogi się rozeszły. Niepewnym krokiem weszłam do środka, od razu zauważając moją matkę która rozmawiała właśnie z Maverickiem. Po jej drugiej stronie siedział pan Brooks, a co za tym szło, Josh. Miałam ochotę rzucić się w przepaść, ale na to było już za późno gdyż cała czwórka mnie zauważyła.

Poprawka. Cała szóstka.

Annie odwróciła głowę w moją stronę, tak samo jak i jej brat który siedział na przeciwko swojego ojca na drugim końcu wielkiego stołu. Moje serce zabiło szybciej na widok Nicholasa. Nie wiem dlaczego umknął mi fakt, iż go tutaj spotkam. Poza osobami które znałam, było tutaj także sporo innych gości których widziałam chyba pierwszy raz.

- No w końcu - odezwała się moja matka, gdy zbliżałam się do stołu.

Postanowiłam tego nie skomentować i zajęłam jedyne wolne miejsce, które jak na złość było pomiędzy Annie, a Nicholasem. Czułam jak brunet niemal pożerał mnie wzrokiem, przez co poczułam się milion razy bardziej skrępowana. Musiałam także mocno zacisnąć zęby gdy poprawiałam się na krześle gdyż ból z każdym ruchem dawał o sobie znać.

- Przepięknie wyglądasz, Sloane - uniosłam wzrok na Josha, który przyglądał mi się z uśmiechem.

Miałam ochotę wbić mu widelec w oko.

Czułam jak matka patrzy na mnie z surową miną, przekręcając subtelnie głowę tym samym przekazując mi niemy rozkaz.

- Dziękuje - odparłam niechętnie, co musiałam dobrze ukryć.

Gdy tylko to powiedziałam moja rodzicielka się uśmiechnęła, prawdopodobnie ciesząc się iż jej uległam. Zaraz potem spojrzałam na Annie, która słabo się do mnie uśmiechnęła. Już prawie zapomniałam, że nie byłam jedyną dziewczyną którą ten sadysta krzywdził.

A potem popatrzyłam na Nicholasa. Miał na sobie czarną elegancką koszulę i marynarkę z satynowymi wstawkami, którą tak lubiłam. Oczywiście kilka guzików jego ubrania było odpiętych, a ciemne włosy układały się w ten sam sposób co zwykle. On także przyjrzał się mojej kreacji oraz twarzy, następnie zwilżając wargi językiem.

I jak ja niby miałam trzymać go na dystans? Dopiero co prawie zabiłam worek treningowy, jak mantrę powtarzając sobie iż będę trzymać się od niego z daleka, a teraz proszę. Siedzieliśmy obok siebie w jadalni domu jego ojca. Co prawda wiedziałam, że zważywszy na Rooks będę spędzać z nim czas, ale nie sądziłam że nastąpi to aż tak szybko.

Następna godzina minęła okropnie. Starałam się wcale nie odzywać i robiłam to tylko wtedy, gdy ktoś skierował pytanie bezpośrednio do mnie. Ciężko było mi jeść, a na dodatek matka obserwowała mnie jak sęp, czekając aż tylko zrobię coś źle. Co chwile gestami upominała mnie abym się wyprostowała, poprawiła włosy lub żebym się uśmiechała. Miałam już tego serdecznie dość.

Złapałam za szklankę z wodą w celu napicia się, ale wtedy promieniujący ból przeszył moją dłoń co sprawiło, że upuściłam naczynie. Zimna ciecz oblała moje uda, a szklanka z moich kolan potoczyła się na podłogę, gdzie na całe szczęście się nie rozbiła. Rozejrzałam się dookoła, zdając sobie sprawę iż dzięki Bogu nikt nie zauważył co się stało, ponieważ każdy był pochłonięty rozmową z Maverickiem. Odetchnęłam z ulgą i już miałam schylić się po szklankę, ale wtedy zobaczyłam jak Nicholas stawia ją przy moim talerzu.

- Dziękuję - powiedziałam, patrząc na jego zamyśloną twarz.

Jego brwi były lekko zmarszczone, kiedy z zaciekawieniem mi się przyglądał. Posłałam mu pytające spojrzenie, udając iż moja mała wpadka nie była niczym nadzwyczajnym, a jedynie skutkiem mojej niezdarności. Nasz kontakt wzrokowy został przerwany przez Mavericka, który stuknął sztućcem o swoją szklankę, stając na równe nogi u szczytu stołu.

- Moi drodzy. Zebraliśmy się tutaj, ponieważ podjąłem pewną decyzję - mężczyzna odszedł powoli ze swoje miejsca, aby zaraz ruszyć do przeciwnej strony stołu, przy której siedziałam - Co prawda moja córka, Annie, nie ma jeszcze dziewiętnastu lat, ale zdecydowałem że jesienią stanie się jedną z nas - stanął za krzesłem brunetki, klepiąc jego oparcie.

Dziewczyna była mocno zdezorientowana, a ja także nie spodziewałam się czegoś takiego. Zmarszczyłam lekko brwi, patrząc na Mavericka który z dumą obserwował siedzącą obok mnie dziewczynę.

- Nie - głos Hortona echem odbijał się od ścian pomieszczenia. Był tak lodowaty, że aż przeszedł mnie dreszcz - nie ma mowy.

- Nick, co się dzieje? - Annie patrzyła na niego niepewne, podczas gdy Maverick głośno westchnął.

Każda jedna osoba tutaj patrzyła teraz prosto na siedzącego obok mnie chłopaka. Ciekawskie pary oczu skakały od jednego członka rodziny Hortonów, do drugiego.

- To nie było pytanie, Nicholas. Nie rób scen - skarcił go ojciec, na co brunet jedynie parsknął śmiechem, poprawiając się na swoim wielkim krześle.

- Chyba wyraziłem się jasno - brunet wyprostował swoje barki, przyjmując dominującą postawę.

A ja wcale mu się nie dziwiłam. Wiedziałam jak bardzo kochał swoją siostrę.

- Tato? - siedząca obok mnie Annie przekręciła się w stronę swojego ojca, aby lepiej na niego spojrzeć.

- Nie musisz o nic się martwić. To nic groźnego. Sama przyjemność - uśmiechnął się do niej czule, a mnie aż skręciło w żołądku.

To było co najmniej chore. Jak mógł mówić coś takiego, skoro dobrze wiedział iż jego słowom do prawdy było daleko? Kłamał jej w żywe oczy, jakby wcale nie interesowało go jej bezpieczeństwo, a własna chwała.

Przypominał mi teraz moją matkę.

- Chętnie ją wprowadzę - Josh mruknął cicho pod nosem, co sprawiło że krew się we mnie zagotowała.

I nie tylko we mnie.

Nicholas zacisnął szczękę, momentalnie wbijając w chłopaka wzrok. Bez wahania położyłam dłoń na kolanie bruneta, ściskając ją najmocniej jak potrafiłam aby nie ruszył się z miejsca. Miałam wrażenie, że palce zaraz odpadną mi przez ból, ale byłam skłonna to wytrzymać. Horton nie myślał w tym momencie trzeźwo, ponieważ zaślepiała go złość. Wiedziałam też, że jeśli zrobiłby coś Josh'owi na oczach całej rady Rooks oraz reszty rekinów, wpakowałby się w porządne kłopoty. Ja sama miałam ochotę dać Brooks'owi w twarz, za to że miał czelność w ogóle się odzywać po tym wszystkim, co jej zrobił. Musiałam jednak wziąć pod uwagę obecną sytuację i zachować zimną krew zanim to wszystko zabrnie za daleko.

- Uważam, że to świetny pomysł Mavericku - odezwała się kobieta której nie znałam, a reszta gości zaczęła jej wtórować.

Spojrzałam na Nick'a, który patrzył już z ostrzeżeniem w moje oczy.

- Puść mnie - warknął cicho, na moment przenosząc wzrok na moją dłoń która aktualnie spoczywała na jego udzie.

- Nie - odparłam stanowczo, zadzierając głowę.

Nie było mowy, że pozwolę mu na zrobienie czegoś, co później sporo by go kosztowało.

- Powiedziałem puść - Nicholas złapał za moją dłoń, chcąc zabrać ją ze swojego ciała.

Momentalnie spięłam wszystkie swoje mięśnie, jęcząc z bólu na tyle cicho na ile potrafiłam. Nie mogłam jednak nic poradzić na reakcje mojego ciała, które zgięło się wpół, a nieprzyjemny grymas pojawił się na mojej twarzy. Horton zmarszczył swoje brwi, podczas gdy ja wyrwałam rękę z jego uścisku, następnie poprawiając się na krześle. Przymknęłam na moment powieki, biorąc przy tym głęboki oddech w oczekiwaniu, aż ból nieco się uśmierzy.

- Dziękuję wam - Maverick skinął wdzięcznie głową, obserwując gości - Na wszystko przyjdzie jeszcze czas, ale nie mogłem już dłużej ukrywać tej nowiny. Chciałem, żebyście zarezerwowali czas na końcówkę września - pan Horton powoli wrócił na swoje miejsce, gdzie niemal od razu został zaatakowany pytaniami oraz pochlebstwami.

- Co to miało kurwa być? - Nicholas pochylił się w moją stronę, ale zignorowałam go cicho odchrząkując i przysuwając się do stołu.

Chyba mu się to nie spodobało, ponieważ sekundę później złapał za nóżkę od mojego krzesła które zaraz przyciągnął bliżej siebie. Moje serce szybciej zabiło na ten niespodziewany gest. Nie chciałam ściągać na siebie niepotrzebnej uwagi, dlatego postanowiłam ostatecznie spojrzeć na bruneta.

- Nie wiem o czym mówisz - wzruszyłam ramionami, patrząc na niego z powagą.

Horton ścisnął na moment skrzydełka swojego nosa, znajdując się już niemal na skraju wybuchu. Ta sytuacja z jego ojcem oraz Annie zdecydowanie go podminowała, a moje sprzeciwianie mu się którego tak nie lubił, jak widać nie pomagało.

- Wychodzimy. Już - brunet podniósł się z krzesła i poprawił poły marynarki, a potem wskazał dłonią w kierunku drzwi.

Teraz zdecydowanie nie był na to właściwy moment, ale ta jego dominująca postawa cholernie mnie kręciła. Nie wspominając już o tym jak moje wnętrzności skręcały się na jego widok w tym cholernym garniturze.

Chryste, potrzebowałam terapii.

Z gracją podniosłam się ze swojego krzesła, zamierzając odprawić się od stołu jak przystało na posłuszną marionetkę. Tyle że nikt nie zwracał nawet na nas uwagi, a Maverick był raczej zajęty chełpieniem się swoją władzą.

W sumie niech wszyscy się jebią.

Poprawiłam sukienkę i ruszyłam do wyjścia jako pierwsza, słysząc za sobą kroki Nicholasa. Gdy tylko zamknął za nami wielkie złote drzwi, stanął ze mną twarzą w twarz utrzymując całkowitą powagę.

- Rękawiczki - w jego głosie słychać było rozkaz.

- Czapka - odparłam, na co zdezorientowany chłopak zmarszczył brwi.

Czasami nie myślałam, ale zdaje się że taki już był mój urok.

- Co? - Nick szybko pomrugał, czekając aż wytłumaczę.

- A to nie wymieniamy części garderoby zimowej? - odchrząknęłam, drapiąc lekko swój obojczyk.

Brunet wyglądał jakby chciał mnie zabić, podczas gdy ja byłam rozbawiona przez własną głupotę. Że też akurat teraz zebrało mi się na żarty.

- Przysięgam, że zaraz...

- Dobra, Boże - przerwałam mu, unosząc ręce.

Zdjęłam sprawnie materiał, ukazując swoje poobijane dłonie. Nie wyglądały wcale jakoś bardzo tragicznie, ale to w dużej mierze przez okrywające rany bandaże.

- Trochę mnie poniosło na treningu - przyznałam, ani trochę nie mijając się z prawdą.

- Chyba żartujesz - Nicholas uważnie taksował wzrokiem moje ręce, a jego szczęka mocniej się zacisnęła - jeśli tak mają wyglądać te twoje treningi, to już więcej nie pójdziesz.

- Ale ja..

- Nie - tym razem to on mi przerwał - od dzisiaj to ja będę cię trenował. Tak powinno być od początku.

Brunet przetarł dłońmi swoją twarz, a następnie głośno westchnął. Jak widać mój plan ograniczenia z nim kontaktu stopniowo upadał. Mogłam w sumie się sprzeciwić i wygrać tą kłótnię, ale z jakiegoś dziwnego powodu nie chciałam tego robić. Uzależniłam się od uczucia jakiego przy nim doznawałam.

- Dobrze dzisiaj wyglądasz, wiesz? - cmoknęłam cicho językiem, przejeżdżając wzrokiem po jego sylwetce, aż w końcu spojrzałam w czekoladowe tęczówki chłopaka.

Nie wiem nawet dlaczego mu to powiedziałam. Może chciałam w jakiś sposób oderwać jego myśli od tego, co jeszcze przed chwilą wydarzyło się za złotymi drzwiami? Nie miało to jednak znaczenia, gdyż osiągnęłam swój cel na dzisiaj. Nick się uśmiechnął. Oczywiście zrobił to w ten swój narcystyczny sposób, wyglądając diabelnie dobrze. Nie do końca wyszło mu jednak ukrycie faktu iż spodobało mu się to, co powiedziałam.

- Myślisz, że coś tym ugrasz? - Horton zmrużył lekko swoje oczy, podejrzliwie na mnie patrząc.

- Myślę, że jakbym chciała coś ugrać, to zrobiłabym to - podeszłam do niego o krok i stanęłam na palcach, aby zaraz złożyć soczysty pocałunek na jego szyi, tuż przy linii szczęki.

Zaraz po tym spojrzałam prosto w jego oczy, a gdy znów na jego twarz wkradł się charakterystyczny dla niego uśmieszek, a potem przejechał językiem po górnym rzędzie zębów, moja klatka piersiowa lekko się skurczyła.

Nie było opcji, że dam radę trzymać się od niego z daleka. To kurewsko trudne.

- Radzę ci przestać - wyprostował nieco swoje barki, patrząc na mnie z góry.

- A to dlaczego? - uniosłam brwi, stanowczo mu się przyglądając.

- Bo jeśli tego nie zrobisz, to zaraz będziesz zbierać resztki swojej sukienki z podłogi.

Och.

W taki sposób.









*

Do następnego kochani

Id.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro