37. Nie zostawię cię samej.
To, że byłam w pieprzonym szoku, było jednym wielkim niedopowiedzeniem. Chodziłam jak w zegarku, poświęcając może maksymalnie dziesięć minut aby porozmawiać ze znajomymi przy stole. Bez przerwy coś przynosiłam, upewniając się że każdy ma to czego potrzebuje, lub stałam przy grillu.
Chyba byłam w fazie wyparcia.
Nie docierało do mnie to, iż dziewczyna która kilka godzin temu zaczepiła mnie na ulicy, teraz była martwa. Co jakiś czas prychałam cicho pod nosem, wmawiając sobie iż nie mogła to być prawda, a ludzie w telewizji mówili głupoty. Nie było takiej opcji, że Emery została zamordowana. Kto chciałby skrzywdzić tak uprzejmą istotę? To było zwyczajne nieporozumienie. Media kłamały.
- Myślałem, że pilnujesz grilla - ładny baryton dotarł do moich uszu, co sprawiło iż podniosłam wzrok na stojącego obok mnie bruneta.
Nicholas jak zwykle prezentował się bezbłędnie. Miał na sobie białą koszulkę i jasne jeansy. Chyba nigdy nie widziałam, aby nie był ubrany w coś czarnego, ale dzisiaj mnie zaskoczył. Jego roztrzepane włosy oraz zarumieniona od słońca twarz, sprawiały iż miałam ochotę ucałować te jego zaczerwienione policzki, ale tą myśl pozostawiłam dla siebie.
- Przecież pilnuję - uniosłam lekko brew, na co Horton jedynie odchrząknął, a potem zabrał z mojej ręki srebrne szczypce.
Przewrócił mięso na drugą stronę, udowadniając mi tym samym iż były na tyle spieczone, że za moment kolor mógłby zmienić się w czerń. Nick posłał mi to swoje pełne politowania spojrzenie, co sprawiło iż przewróciłam oczami.
- No co? Nikt nie lubi surowego mięsa - broniłam swego, chociaż prawda była taka, że moje myśli pochłonęły mnie do takiego stopnia, iż zapomniałam że faktycznie pilnowałam jedzenia.
- Ani spalonego - odbił pałeczkę, a kiedy wszystkim już się zajął, potarł ręce i na mnie spojrzał.
Zmrużył delikatnie swoje powieki, patrząc na mnie w dziwny sposób. Jakby był cholernie podejrzliwy, zaciekawiony, ale i także zmartwiony. Muszę przyznać, że czułam się dziwnie pod jego spojrzeniem. Takiej mieszanki nie widziałam u niego nigdy. Starałam się unikać jego oczu, ale fakt iż zawzięcie starał się wyłapać mój wzrok, nie pomagał.
- No co? - zapytałam, poddając się.
Już zaczynało mnie to irytować, więc wolałabym mieć tą rozmowę za sobą.
- Dziwnie się dzisiaj zachowujesz - stwierdził, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Tylko dziś? To sukces - uśmiechnęłam się dumnie, ale Nicholas tego nie kupił.
- Coś się stało? - nadal był poważny, a jego czekoladowe tęczówki bacznie mi się przyglądały.
Byłam pod wrażeniem, że tak łatwo potrafił wszystko ze mnie wyczytać, ale jednocześnie nie do końca mi się to podobało. Mimo wszystko wiedziałam, że mogłam mu ufać a poza tym powinnam także wspomnieć mu o Tess. Odetchnęłam męczeńsko, poprawiając swoje włosy.
- Możemy porozmawiać później? Nie chcę psuć sobie imprezy, ani nikomu innemu - odzyskałam od niego srebrne szczypce, którymi jeszcze przed chwilą przerzucał mięso na drugą stronę.
Nie spodobała mu się moja odpowiedź, ale i tak uszanował moją prośbę. Skinął głową, ale nie sprawiło to iż przestał prześwietlać mnie tymi swoimi oczami.
- Przydaj się i zrób mi drinka - kącik moich ust lekko drgnął w uśmiechu, kiedy widziałam jak jego brew unosić się w górę.
- Ja zrobię ci drinka, a ty mi potem coś innego - nachylił się w moją stronę, szepcząc mi te słowa do ucha.
Parsknęłam śmiechem, odsuwając się od niego na bezpieczną odległość.
- Jedyne co ci mogę zrobić, to krzywdę - uśmiechnęłam się sztucznie, na co brunet skinął głową.
- Nie wiedziałem, że kręcą cię takie rzeczy - odparł, kompletnie mnie tym zaskakując.
Momentalnie na niego spojrzałam, ciężko przełykając ślinę. Dlaczego on zawsze musiał rzucić jakimś dwuznacznym tekstem?
- Odejdź - zbyłam go, poprawiając mięso na grillu.
Posłuchał mnie, a ja uśmiechnęłam się pod nosem gdy zniknął już z mojego pola widzenia. Zdaje się, że na moment zapomniałam o tym co tak cholernie mnie dręczyło. Ale to tylko na moment.
Nie wiem czy minęło dziesięć sekund od tego jak zostałam sama, a przy moim boku pojawił się ciemnowłosy chłopak. Tylko że tym razem był to Jake. Spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem, ale kiedy zobaczyłam wyraz jego twarzy to mina momentalnie mi zrzedła. Wyglądał na ostro wkurzonego, co sprawiło że lekko się zestresowałam. Jeśli stało się coś jeszcze, to nie wiem czy moje serce to wytrzyma.
- No witam - skrzyżował ręce, patrząc na mnie z góry. - Miałaś zamiar mi powiedzieć, że dołączyłaś do Rooks po to, żeby się ode mnie odwalili?
Och.
Przełknęłam ciężko ślinę, patrząc na niego z lekkim poczuciem winy. Właściwie, to mogłam mu o tym powiedzieć, ale z drugiej strony nie chciałam tego robić bo wiedziałam jak zareaguje. Jak widać tak czy tak doczekałam się tej sceny.
- Chcesz hamburgera? Smażę tutaj jednego specjalnie dla ciebie - uśmiechnęłam się szeroko, ale widząc jak Jake powoli tracił cierpliwość, poddałam się. - Nie. Nie miałam zamiaru ci powiedzieć.
Westchnęłam ciężko, patrząc prosto w jego oczy. Zacisnął usta w wąską linię, informując mnie tym samym iż nie był zadowolony z mojej wypowiedzi. Przykro mi, ale nie miałam zamiaru kłamać mu w twarz. Prawda była taka, że odpowiadała mi jego niewiedza. Może nie odnośnie tego, że dołączyłam do Rooks ale raczej jaki był tego powód. W mojej głowie było tak naprawdę dosyć sporo czynników które pchnęły mnie aby to zrobić, ale nie ukrywam że Harvey był tym najmocniejszym.
- Dlaczego to zrobiłaś? Co ty sobie w ogóle myślałaś? - wyrzucił ręce w powietrze, ukazując tym samym swoją frustrację.
- Nie ma sensu tego roztrząsać, Jake. To wszystko jest bardziej skomplikowane niż myślisz - odłożyłam srebrne szczypce, następnie wycierając dłonie w spodnie. - Proszę, nie kłóćmy się o to.
Chłopak momentalnie się oburzył, a ja mogłam dostrzec za jego plecami Nicholasa, który zmierzał w naszym kierunku z moim drinkiem w ręku. Cholera.
- Chyba sobie ze mnie żartujesz - fuknął Jake - Czy ty masz w ogóle pojęcie jak bardzo są niebezpieczni?
- Wiem - odparłam krótko, nerwowo zerkając na Hortona, który właśnie zatrzymał się obok nas.
- Co się tu dzieje? - spojrzałam na chłopaka o czekoladowych oczach.
Wyciągnął rękę ze szklanką w moją stronę, chociaż wzrok miał utkwiony w Harvey'u. Zabrałam od bruneta naczynie, następnie starając się jakoś zaprzepaścić ten temat.
- Nic się nie dzieje - mruknęłam pod nosem w momencie, gdy Jake także zaczął mówić.
- Sloane postanowiła dołączyć sobie do Rooks jakby nigdy nic, nie wspominając już że zrobiła to aby mnie od nich uwolnić - Jake trzymał dłonie na swoich biodrach, oznajmiając Nicholasowi fakty. Ale gdy tylko to powiedział, jego twarz przybrała całkiem inny wyraz, gdy wbił ostre spojrzenie w swojego kolegę. - A ty o tym wiedziałeś.
Przełknęłam ciężko ślinę, zastanawiając się czy powinnam coś powiedzieć.
- Wiedziałem - Horton bez zawahania się przyznał. - Ale żaden z nas nie byłby w stanie tego zatrzymać. Prędzej czy później zostałaby do tego zmuszona.
Tym razem to ja byłam nieco skonsternowana. Przecież Nick dosłownie się na mnie wydarł, że nie poinformowałam go o dołączeniu do Rooks, a więc wywnioskowałam że gdyby wiedział to starałby się mnie od tego odwieść. Właśnie dlatego zaskoczyło mnie to, co powiedział.
- O czym ty mówisz, stary? - Jake był tak samo zdziwiony co ja.
- O jej matce - tym razem Nicholas spojrzał prosto na mnie, dając mi jednocześnie znak że w każdej chwili mogłam mu przerwać.
Tylko czego ja chciałam?
- A co ma do tego wszystkiego pani Harmon? - Harvey patrzył na ciemnowłosego jakby gadał od rzeczy.
Wzięłam głęboki oddech, czując na sobie spojrzenia ich dwójki. Milczałam przez pewną chwilę, co sprawiło iż Jake zaniepokoił się jeszcze bardziej.
- Moja matka jest w radzie - oznajmiłam, następnie wypijając pół zawartości mojej szklanki.
Harvey mocno zakrztusił się powietrzem, patrząc na mnie jakby wyrosła mi druga głowa. Wiedziałam, że nie chciał w to uwierzyć ale im dłużej nic nie mówiłam, tym bardziej zaczynał rozumieć, iż nie był to żart.
- Dlaczego mówisz mi to dopiero teraz? - Jake położył dłoń na moim ramieniu, a w jego oczach pojawiła się troska.
- Sama jeszcze tego nie przetrawiłam - przyznałam, upijając kolejny łyk drinka.
Swoją drogą był bardzo smaczny. Nie wiedziałam co w nim było, ale Nicholas zdecydowanie się postarał.
Harvey objął mnie ramionami, czego totalnie się nie spodziewałam i omal nie wylałam mojego drinka. Ułożył swoją dłoń na tyle mojej głowy, przyciskając mnie bliżej siebie.
- Cholera - wymamrotał pod nosem. - Sloane, tak mi przykro. Słyszałem do czego jest zdolna, więc jeśli próbowała na tobie tych samych sztuczek to.. - zawiesił się, przytulając mnie jeszcze mocniej. - Obiecaj że będziesz na siebie uważać.
Przymknęłam na moment oczy, przypominając sobie wszystko co do tej pory się wydarzyło. Wiedziałam, że nie powinnam mu niczego obiecywać. Byłam w stu procentach przekonana, że nawet gdybym wybitnie się starała to i tak nie będę w stanie przed niczym się ochronić. Zawsze przyciągałam kłopoty, a w towarzystwie Rooks z pewnością nie będzie ich brakować.
Właśnie dlatego użyłam techniki z przedszkola.
- Obiecuję - skrzyżowałam palce u jednej z dłoni najmocniej jak potrafiłam.
Teraz się nie liczyło, prawda?
Jake głośno odetchnął, odsuwając się ode mnie na krok. Spojrzałam na stojącego obok Nicholasa, który patrzył na mojego przyjaciela niezidentyfikowanym wzrokiem. Zupełnie jakby chłopak czymś go zdenerwował.
- Nawet nie wiesz jak cholernie mi ciężko - głos mojego przyjaciela sprawił iż oderwałam oczy od Hortona. - Z jednej strony tak strasznie się o ciebie martwię, a z drugiej nawet nie masz pojęcia jak bardzo jestem ci wdzięczny, że w końcu mogę uwolnić się od tego syfu.
Uśmiechnęłam się smutno, ale wdzięcznie, jednocześnie gładząc dłonią jego policzek.
- O mnie się nie martw - machnęłam ręką, a potem napiłam się swojego drinka i odchrząknęłam. - Okej myślę, że większość z tych rzeczy na grillu już będzie.
Zmieniłam taktycznie temat, biorąc szczypce do ręki aby poprzekładać mięsa na wielki talerz. Kiedy skończyłam, wcisnęłam go w ręce mojego przyjaciela, następnie wysyłając go do stołu. Sama powinnam tam wrócić, chociaż szczerze mówiąc nie czułam się najlepiej. Wolałabym wrócić do domu i się położyć, ale nie chciałam zwieść Vee. W końcu obiecałam jej pomóc, a dziewczyna bardzo cieszyła się na tą imprezę.
Ledwo zdążyłam złapać oddech, kiedy nagle usłyszałam znajomy głos. Ten sam, który jeszcze kilka godzin temu drażnił moje uszy. Miałam ochotę wydłubać sobie wnętrzności.
- Witajcie! - głos Tess rozniósł się po podwórku.
Moja przyjaciółka stała obok czarnowłosej z dezorientacją na twarzy. Nie miała pojęcia kim dziewczyna w ogóle była, więc wcale się jej nie dziwiłam. Ja sama chciałabym się dowiedzieć skąd ta miotła się tutaj wzięła.
- Co do kurwy - wymamrotałam pod nosem, od razu ruszając w jej stronę.
Tess była cholernie z siebie zadowolona, a ja miałam ochotę zetrzeć jej ten uśmieszek. Nie miała prawa pojawiać się u moich znajomych. Nie była tutaj ani zaproszona, ani miłe widziana. Jej obecność cholernie mnie zaskoczyła.
- Ktoś mi wytłumaczy kim ona jest? - Vee głośno westchnęła, krzyżując ręce na brzuchu podczas gdy stanęłam tuż przed dziewczynami. - Nick?
Zmarszczyłam lekko brwi, a zaraz poczułam obok siebie obecność bruneta. Spojrzałam na niego do góry, kiedy nieprzyjemnie mierzył czarnowłosą wzrokiem.
A co on miał z tym wspólnego?
- Powiedziałam że znam Nick'a, ale akurat przyszłam do Sloane - Tess sztucznie się uśmiechnęła, a ja poczułam na sobie intensywny wzrok brązowookiego.
- Po co? Znowu chcesz mnie przejechać samochodem? - odparłam ze znudzeniem.
- Słucham? - Nicholas zrobił krok do przodu, a Vee wbiła we mnie baczne spojrzenie.
Zaraz obok nas pojawił się Jake, a ja zobaczyłam jak do ogrodu wchodzi Axel. Więcej was mama nie miała?
- Cóż, ja cię nie zabiłam ale za to ty kogoś tak - zadowolona Tess patrzyła na mnie z wyższością, krzyżując ręce na brzuchu.
- O czym ty znowu mówisz? Bo nie mam już do ciebie siły - zacisnęłam mocniej palce na szklance z drinkiem, modląc się aby dziewczyna powiedziała co chce i zniknęła.
Nie miałam ochoty na jej durne gierki.
- Albo jeszcze nie słyszałaś, albo dobrze grasz - zrobiła dwa kroki w moją stronę.
Na jej twarzy malował się psychopatyczny uśmiech, który zaczynał działać mi na nerwy. Do tego zebrało się obok nas tyle osób, że czułam się jak małpa w cyrku. Niestety Tess nie była na tyle dorosła, aby odbyć prywatną rozmowę bez zbędnych tłumów.
- Słuchaj, nie mam czasu na —
- Dla Emery też nie miałaś zbyt wiele czasu - przerwała mi, sprawiając że krew w moich żyłach pokryła się lodem.
Zamilkłam. Wszyscy patrzyli prosto na mnie, a ja czułam jak zaczyna kręcić mi się w głowie. Skąd do cholery ona wiedziała o Emery? O tym że ją poznałam i że została zamordowana. Przecież to się nawet nie kleiło. Ja sama znałam ją kilka godzin.
Uśmiech Tess powiększał się z każdą kolejną sekundą mojej ciszy.
A potem coś zaskoczyło.
- To byłaś ty? - moje serce przyspieszyło, a krew całkiem odpłynęła z mojej twarzy.
- Ależ jak możesz tak mnie oskarżać? - ułożyła dłoń na klatce piersiowej, jakby była urażona moim pytaniem.
Ale ja i tak widziałam to w jej oczach. Nie mogłam uwierzyć, że posunęła się do czegoś aż tak brutalnego. Odebrała życie drugiemu człowiekowi. Nie dręczyły ją wyrzuty sumienia, a wręcz przeciwnie. Karmiła się tym, patrząc na mnie kpiąco oraz dumnie. Cieszyło ją to.
- Jesteś chora - syknęłam, zaciskając dłonie w pięści.
Mój oddech był coraz płytszy, a od starcia uśmiechu z jej twarzy dzielił mnie jeden krok.
Ona ją zabiła.
- Może gdybyś nie weszła wtedy do jej domu, wszystko potoczyłoby się inaczej - Tess wzruszyła ramionami, oglądając paznokcie u swojej dłoni. - To twoja wina. Zapamiętaj to sobie i na przyszłość uważaj. Nigdy nie wiadomo kto siedzi ci na ogonie.
I tyle wystarczyło, żebym straciła cierpliwość.
Bez wahania stanęłam tuż przed nią aby zaraz wymierzyć jej mocny cios prosto w twarz. Głowa dziewczyny odleciała w bok, a moje knykcie zabolały. Zaraz po tym poczułam jak ramię Hortona owija się wokół moje ciała, odciągając mnie do tyłu. Tess chciała mi oddać, ale i ona została zablokowana. Axel sprawnie ją unieruchomił, podczas gdy czarnowłosa syczała w moją stronę masę przekleństw oraz wyzwisk.
- Puść mnie - warknęłam, chociaż mój głos załamał się tak jakbym zaraz miała się rozpłakać.
Byłam rozchwiana emocjonalnie. Nie miałam pojęcia co działo się właśnie w moim wnętrzu. Jedyne co wiedziałam, to że cholernie mnie bolało. Miałam ochotę zgiąć się wpół i runąć na ziemię. Nie wiem jakim cudem jeszcze trzymałam się na nogach. Być może to zasługa Nicholasa który ani trochę nie poluźnił swojego uścisku, przyciągając moje ciało do swojego torsu. Zaciskałam mocno palce na jego przedramieniu, jednocześnie starając się wyszarpać.
Chciałam stamtąd uciec. Wrócić do domu i zamknąć się w pokoju.
Gdyby Emery mnie nie spotkała, nadal by żyła.
To moja wina. Ja jej to zrobiłam.
Dlaczego zawsze musiałam wszystko niszczyć? Nawet cudze życie.
- W końcu pokazałaś pazur, gratulacje - Tess wbiła we mnie swoje spojrzenie. - Przyda ci się do tego, co dla ciebie przygotowaliśmy.
Moje serce waliło niemiłosiernie szybko, a oddech był krótki i przerywany. Byłam tak wściekła, rozbita i zrozpaczona, że nie potrafiłam wydusić z siebie ani słowa. Robiło mi się biało przed oczami, przez co zaczęłam się zastanawiać czy zaraz nie zejdę na zawał.
- Wynoś się z mojego domu zanim wyszarpię ci te sztuczne kłaki - Vee zbliżyła się do dziewczyny, wzrokiem tnąc ją na części. - I najlepiej zamilcz. Twój skrzeczący głos zaraz rozbije mi okna.
Tess szeroko się uśmiechnęła, patrząc to na mnie to na Kingston. W końcu wbiła we mnie swoje spojrzenie, przekręcając głowę w bok.
- Spokojnie, już sobie idę. Miałam tylko przekazać Sloane, że Josh zostawił jej w pokoju małą niespodziankę oraz złożyć najszczersze kondolencje - zaraz po tym spojrzała intensywnie na Axela, który nijak nie zareagował na jej cichą prośbę o zabranie z niej rąk.
Zamiast tego szarpnął jej ciałem w kierunku wyjścia. Gdy tylko czarnowłosa zniknęła z mojego pola widzenia, poczułam jak kolana się pode mną ugięły. Nicholas mocniej mnie do siebie przycisnął, w momencie kiedy opadłam z sił. Puściłam jego przedramię gdzie widniały ślady po moich palcach, zwieszając głowę w dół. Wplotłam dłonie we włosy, starając się jakoś uspokoić moje szalejące tętno.
- Sloane, co się stało? O co jej chodziło? - delikatny głos Vee dotarł do moich uszu.
Pokręciłam jedynie głową, gdyż nadal nie byłam w stanie nic z siebie wykrzesać.
Moja mama miała rację. Byłam słaba.
- Zabiorę ją do domu - oznajmił Nick, następnie upewniając się czy dam radę stanąć sama.
Trzymał dłoń na dole moich pleców dla asekuracji, podczas gdy ja przeniosłam wzrok na swoją przyjaciółkę.
- Przepraszam - wyszeptałam ledwo słyszalnie, obserwując jej lekko zaszklone tęczówki.
Przełknęłam ciężko ślinę, a potem na miękkich nogach ruszyłam do wyjścia. Czułam na sobie baczny wzrok Nicholasa który ciągle sprawdzał czy nie miałam problemów z tym, aby samodzielnie iść. Moje nogi niosły mnie jak najdalej stąd, chociaż czułam się jakbym miała zemdleć. Co za ironia.
Gdy tylko znalazłam się już we wnętrzu jego samochodu, mogłam głęboko odetchnąć. Zapach kawy oraz jabłek pomieszany z jego wodą kolońską nieco mnie uspokoił. Oparłam głowę o siedzenie, przymykając powieki. Horton zajął miejsce kierowcy, a zaraz odpalił silnik i ruszył z podjazdu.
- Zapnij pasy - jego głos był przerażająco spokojny, co sprawiło iż otworzyłam oczy aby zaraz wykonać jego polecenie.
Spojrzałam na jego zarysowany profil, oświetlany przez promienie słońca. Na jego nosie znajdowały się okulary przeciwsłoneczne, a ja nawet nie wiem kiedy zdążył je założyć. Patrzył ze skupieniem na drogę, podczas gdy ja patrzyłam na niego. Uspokajało mnie patrzenie na jego twarz. Było w niej coś cholernie magnetyzującego.
Do tego byłam mu cholernie wdzięczna, że nie pytał. Nie starał się wyciągnąć ze mnie odpowiedzi, tym samym pozwalając mi zdecydować. Mogłam wybrać moment w którym wszystko mu powiem, lub mogłam nie mówić mu tego wcale. Tylko że obydwoje dobrze wiedzieliśmy, iż nie ukrywałabym przed nim czegoś tak poważnego. Tym bardziej, że Tess i jemu nie jest obca, a poza tym stanowi zagrożenie dla Hortonów.
Nicholas włączył muzykę, dzięki czemu moje myśli na moment oderwały się od rzeczywistości. W samochodzie rozbrzmiała piosenka O Children, wprawiając mnie w nieco nostalgiczny oraz melancholijny humor. Przemierzaliśmy ulice Atlanty, pozwalając aby wiatr orzeźwiał wnętrze rozgrzanego samochodu. Niebo przybierało więcej pomarańczowych barw z każdą kolejną sekundą. Obserwowałam je, szukając odpowiedzi. Kiedyś wszystko wydawało się łatwiejsze. Znów chciałabym być tą małą dziewczynką, która martwiła się że dostanie ochrzan od mamy kiedy znów wróci do domu z zielonymi od trawy jeansami. Tą, która zasypiała na wieczornych seansach Harry'ego Pottera, a tata zanosił jej drobne zmęczone ciało do łóżka. Co by powiedziała, widząc mnie w tym momencie?
Pomrugałam kilkakrotnie, czując napływające do oczu łzy. Chciałam jakoś je odgonić, ale nie byłam pewna czy mi się to uda. W końcu ktoś przeze mnie zginął. Czułam się jak w transie, a szanse na obudzenie się były marne.
Przekręciłam głowę w stronę bruneta, opierając się o zagłówek. Patrzyłam na niego jeszcze przez chwilę, chcąc w ten sposób nieco poprawić sobie humor poprzez napawanie się jego aparycją. Trochę pomagało. Zdjął swoje okulary przeciwsłoneczne, rzucając je na deskę rozdzielczą a potem przejechał dłonią przez swoje włosy. Jak zazwyczaj za kółkiem bym totalnie wyluzowany, tak dzisiaj siedział jak na szpilkach. Spojrzał na mnie, skupiając całą swoją uwagę na moich oczach. Jego dłoń mocniej zacisnęła się na kierownicy, a szczeka lekko się poruszyła.
- Nawaliłam, Nick - mój głos był lekko zachrypnięty, kiedy wypowiadałam te słowa.
Jego brwi były lekko ściągnięte gdy tak na mnie patrzył. Po chwili jednak musiał oderwać ode mnie spojrzenie, aby skupić się na drodze. Wtedy zauważyłam iż zjechał nieco z trasy, chwilę później zatrzymując się na poboczu. Zgasił silnik, następnie przekręcając się nieco bardziej w moją stronę. Chciał, żebym mówiła.
- Już jakiś czas temu podsłuchałam jak Tess rozmawiała z Joshem. Pracują razem i jestem pewna, że robią wszystko aby zepchnąć ciebie i twojego ojca na drugi tor - oznajmiłam, ciężko wzdychając. - Powinnam była powiedzieć ci wcześniej.
- Nic się nie dzieje - zapewnił mnie, nie odrywając ode mnie spojrzenia. - Wiedziałem o tym już od dłuższego czasu.
Pokiwałam powoli głową, czując lekką ulgę. Nie zmieniało to jednak faktu, że dobrze by było gdybym mu o tym w porę napomknęła.
- Spotkałam dzisiaj Tess i Leo w całodobowym niedaleko mojego domu - odchrząknęłam, bawiąc się pierścionkami na moich palcach. - Nie byłam jakoś szczególnie miła, co poskutkowało tym że Tessa chciała przejechać mnie samochodem - parsknęłam krótko śmiechem, a obraz lekko mi się zamazał więc utkwiłam swój wzrok we własnych dłoniach. Było mi coraz ciężej mówić. - Widziała to jakaś dziewczyna i wybiegła z domu. Wtedy rozwaliła mi się siatka z zakupami, więc zaoferowała mi pomoc. Była bardzo uprzejma, a nawet dała mi piwo żartując że należy mi się po tym jak uniknęłam śmierci - zaśmiałam się gorzko na wspomnienie, czując jak pojedyncza łza toczyła się po moim policzku. - Widziałam ją pierwszy raz w życiu, ale od razu ją polubiłam - przyznałam, czując jak moje gardło lekko się kurczy. - Miała na imię Emery.
Moje dłonie zaczęły lekko drżeć, gdy nerwowo obracałam swoją biżuterią. Czułam się coraz gorzej i ledwo byłam w stanie znieść ten natłok emocji. Chciałam jednak już to z siebie wyrzucić. Potrzebowałam tego.
Czułam na sobie jego wzrok, ale bałam się na niego spojrzeć.
Bałam się, że gdy to zrobię to całkiem się rozpłaczę.
- Kilka godzin temu znaleziono ją martwą we własnym domu. Dwie rany kłute i jedna postrzałowa - przełknęłam ciężko ślinę - a to wszystko przez to, że rozwaliłam tą cholerną siatkę.
Zacisnęłam mocno zęby, niemal doszczętnie je krusząc. Wierzchem dłoni wytarłam kolejną łzę, która wymknęła się spod mojej powieki. Byłam zła, że nie potrafiłam ich kontrolować. Zawsze robiłam to perfekcyjnie, a teraz zwyczajnie mi to nie wychodziło. Jak na złość, znów nie wychodziło mi to przy nim.
- Popatrz na mnie, Sloane - jego głos był nieco bardziej cichy niż zazwyczaj.
Mimo tego iż kazał mi na siebie spojrzeć to i tak nie czekał, aż sama to zrobię. Palec wskazujący Hortona wślizgnął się pod moją brodę, sprawnie obracając moją twarz w jego kierunku.
- To nie jest twoja wina - wypowiedział to zdanie jakby w stu procentach wierzył w jego prawdziwość.
Z tym że ja nie wierzyłam.
Nachylił się bardziej w moją stronę, dłonią ujmując moją twarz. Patrzył w moje tęczówki z tak wielką mocą, że aż poczułam skurcz w brzuchu.
Jego oczy były takie piękne.
- Rozumiesz? - zapytał, ale nie otrzymał odpowiedzi.
Tępym wzrokiem wpatrywałam się w jego oczy, nie mrugając ani razu. Czułam się źle. Cholernie źle.
- Ludzie tacy jak Tess czy Josh nie znają skrupułów. Ich mózgi działają inaczej. Są kompletnie pozbawieni człowieczeństwa. Nie mogłaś zrobić nic, aby ich powstrzymać. Uwierz mi - jego kciuk przetarł linię wodną mojego oka, pozbywając się kolejnej łzy. - Chcą ci wmówić że miałaś coś wspólnego z tym co zrobili, żeby zagrać na twojej psychice. Nie pozwól im na to.
Może i miał racje. Może nie byłam winna.
Ale tak się czułam.
To ja sprowokowałam Josha wtedy w klubie. Gdybym wiedziała kiedy siedzieć cicho, to nic by się nie stało.
- Zabili ją - szepnęłam, czując fizyczny ból podczas wypowiadania tych słów.
Twarz Nicholasa wykręciła się w dziwnym grymasie, a zaraz poczułam jak opiera swoje czoło o moje. Tkwiliśmy w całkowitym bezruchu przez dobre kilkadziesiąt sekund. Napawałam się jego bliskością, dzięki której nie postradałam jeszcze zmysłów. Trzymał mnie nad powierzchnią wody, upewniając się iż nie zatonę. Bo tak się właśnie czułam. Jakbym miała wpaść w wodny wir i dać już do reszty mu się pochłonąć.
- Nie będzie łatwo, Sloane - poczułam jego gorący oddech na swojej twarzy, a zaraz jego wargi znalazły się na moim czole gdzie przycisnęły się na równą sekundę.
Moja broda zadrżała, a ciało niemal całkowicie się poddało. Moja samokontrola wisiała na bardzo cienkiej nitce, która zaczynała się urywać.
- Jedźmy już - mruknęłam pod nosem, pozwalając na to aby się ode mnie odsunął.
Bez słowa więcej wykonał moje polecenie, odpalając silnik i wracając na drogę główną. Poruszałam nerwowo nogą, zaciskając zęby na swojej dolnej wardze. Potrzebowałam pieprzonego snu. Mój organizm całkowicie się poddawał.
Po kilku minutach poczułam dłoń Nicholasa na moim udzie. Przycisnął moją nogę do podłoża, zatrzymując jej ruchy. Myślałam, że zaraz ją zabierze ale nic takiego się nie wydarzyło. Jego ładna opalona dłoń z uwydatnionymi żyłami swobodnie leżała na materiale moich spodni. Niewiele myśląc złapałam ją w swoje dwie, traktując jego rękę jak ostatnią deskę ratunku. Horton zacisnął palce na mojej skórze, pozwalając na to abym go trzymała. Wpatrywałam się w jego dłoń jakby była moim talizmanem.
Nie chciałam już nigdy jej puszczać.
Moje myśli całkowicie odleciały, przez co straciłam rachubę. Ocknęłam się dopiero gdy samochód bruneta zatrzymał się na moim podjeździe. Na szczęście nie było tam innych wozów, co oznaczało iż moich rodziców nie było w domu.
Dzięki Bogu.
A potem nadszedł ten moment, kiedy musiałam go puścić. Była to jedna z najtrudniejszych rzeczy, jakie musiałam w życiu zrobić, przysięgam.
Razem wysiedliśmy z samochodu, a ja nawet nie protestowałam kiedy chłopak podążał za mną do domu. Gdy weszliśmy do środka zamknęłam za nami drzwi, a potem udaliśmy się na piętro. Zatrzymałam się przed moją sypialnią, bojąc się nacisnąć klamkę. Nie wiedziałam co mnie tam czekało, a sama świadomość że był tam Josh sprawiała iż mnie mdliło.
- Wejdę pierwszy - oznajmił Nick, następnie wchodząc przede mnie.
Otworzył drzwi od mojego pokoju, pewnym krokiem wchodząc do środka. Widziałam jak się rozgląda a także jak przechadza się po pomieszczeniu, podczas gdy ja stałam w bezruchu.
- Możesz wejść - powiedział, co sprawiło iż lekko się uspokoiłam.
Przekroczyłam próg, a moim oczom od razu ukazał się ogromny bukiet białych tulipanów. Leżał na moim łóżku obok czarnej kartki. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam w stronę Nicholasa, który przyglądał się temu co znajdowało się na materacu. Podniosłam tekturową kartkę, obracając ją w palcach aby zobaczyć treść. Na samym środku drukowanymi literami widniał napis „Do trzech razy sztuka". Przez chwilę zastanawiałam się o co mogło chodzić Brooks'owi, ale już zaraz zrozumiałam.
Emery była numerem jeden.
Numerem trzy, miałam być ja.
Oznaczało to, że zamierza skrzywdzić jeszcze kogoś.
Z ogromną mocą zaczęłam targać kawałek papieru na miliony małych części. Zaraz po tym zaczęłam rozrywać kwiaty, rozrzucając je niemal po całym pokoju. Miałam ochotę wyć najgłośniej jak potrafiłam. Chciałam, aby emocje rozerwały moje wnętrzności, kładąc im kres.
Nie chciałam już więcej niczego czuć.
- Chodź do mnie - już drugi raz dzisiaj poczułam jak ramiona Nicholasa owijają moje ciało.
Przyciągnął mnie mocno do swojego torsu, szczelnie zamykając mnie w swoich objęciach. Mój oddech był rozchwiany oraz szybki, czego uporczywie starałam się pozbyć. Zaciskałam palce na materiale jego białej koszulki, w duchu modląc się aby to wszystko już się skończyło.
Horton przytulał mnie bardzo długo. Nie miałam pojęcia przez ile tak staliśmy, ale zauważyłam iż na zewnątrz zaczynało robić się coraz ciemniej.
A on mnie nie puszczał.
Siła jego uścisku nie zmniejszyła się ani trochę. Przyciskał mnie do siebie cholernie mocno, tworząc tym samym podporę nie tylko dla mojego ciała ale także dla umysłu oraz serca. Robił to, czego ja nie potrafiłam.
Trzymał mnie w jednym kawałku, kiedy chciałam się rozsypać.
- Nie zostawię cię samej - wymruczał w moje włosy, pocierając dłońmi moje plecy.
I w tym momencie wiedziałam, że przepadłam już całkowicie.
Bo nigdy nie będę w stanie oddychać bez niego.
*
Wiem, że minęło stanowczo zbyt wiele czasu co wytłumaczyłam na Twitterze. Postaram się powrócić do wcześniejszych zasad czyli maksymalnie 2tyg odstępu pomiędzy rozdziałami.
Dziękuje za cierpliwość
Kocham i do następnego
Id.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro