36. Mam nawet lepszy widok, niż wcześniej.
Leżałam wygodnie na trawie, która momentami łaskotała moją skórę. Moja klatka piersiowa unosiła się i opadała przy każdym jednym oddechu tak jak i momentami moja głowa. Wpatrywałam się w gwieździste niebo, czując wewnętrzny spokój. Było po prostu dobrze. Próbowałam odnaleźć wzrokiem konstelacje, ale prawda była taka że nie wiedziałam o nich zbyt dużo. Dlatego nie poczułam rozczarowania, kiedy już któryś raz z kolei widok zasłoniła mi dłoń z papierosem między palcami. Sprawnie go zabrałam, aby zaraz znalazł się w moich wargach. Moja głowa leżała na brzuchu Nicholasa, podczas gdy za jego poduszkę robiła piłka do koszykówki. Paliliśmy razem chyba trzeciego papierosa, napawając się kompletną ciszą. Najpierw oczywiście odbyliśmy małą kłótnię, ponieważ brunet nie chciał mi pozwolić na położenie głowy na trawie, twierdząc, iż będzie mi niewygodnie i potem będę mu narzekać całą drogę do domu na bolący kark.
I kłócił się ten, który teraz leżał na piłce. Nie wiem w jakim aspekcie miało to być wygodne, ale jak próbowałam przedstawić swój argument to zatkał mi buzię dłonią więc zwątpiłam.
Wypuściłam dym spomiędzy warg, a po trzecim zaciągnięciu się papierosem wystawiłam rękę do góry, aby mu go podać. Nadal nie mieliśmy na sobie bluzek, ale było tak cholernie ciepło i przyjemnie że nawet nie myślałam o tym, aby się ubrać. Alkohol już niemal całkowicie ze mnie wyparował, co było dobre i złe jednocześnie. Dobre, bo mogłam w pełni napawać się tą chwilą i zapamiętywać każdą jedną sekundę. Złe, bo trzeźwe myśli chciały wydostać się z ukrycia aby rozszarpać mnie na strzępy. Przekręciłam głowę, aby wzrokiem odnaleźć twarz Nicholasa. Chyba wyczuł iż chciałam na niego spojrzeć, ponieważ jego czekoladowe tęczówki już czekały na moje. Patrzyłam na niego dobre kilkanaście sekund, aż w końcu podniosłam się na rękach i przekręciłam tak, aby teraz leżeć na brzuchu przy jego boku. Nasze twarze były teraz bliżej siebie, co było moim celem ponieważ chciałam obserwować jego przystojną buzię z jak najmniejszej odległości.
- Nick? - mój głos był lekko zachrypnięty, kiedy wypowiedziałam jego imię. Skinął głową, dając mi znak abym kontynuowała. - Czemu tu przyjechaliśmy?
To pytanie kłębiło się w mojej głowie już od jakiegoś czasu, ale nie byłam pewna czy powinnam w ogóle je zadawać. W końcu było teraz tak przyjemnie, a ja nie chciałam zepsuć tej chwili. Jednak fakt iż zabrał mnie właśnie tutaj, gdzie wiele wydarzeń odcisnęło na nim bolesne piętno, sprawiał iż chciałam aby mi o tym opowiedział. Żebym poznała go jeszcze trochę. Nie wiem dlaczego czułam wewnętrzną potrzebę aby być jego oparciem. To było głupie, ale u mnie głupota przewyższała zawsze.
- Długo się zbierałaś, żeby zapytać - Nicholas głośno westchnął, a potem uniósł lekko swoją brew.
- A skąd wiedziałeś, że chciałam? - zmrużyłam na niego oczy.
Popatrzył na mnie jakbym była najbardziej tępą istotą na świecie, a jego dłoń powędrowała do moich włosów co trochę mnie zaskoczyło. Owinął kosmyk moich włosów wokół swojego palca, zwyczajnie się nim bawiąc.
- Bo jesteś kurewsko ciekawska? - było to bardziej pytanie niż stwierdzenie, ale w sumie się nie mylił. - A poza tym miałaś to wypisane na twarzy, odkąd tylko zaparkowałem.
To przerażajace, że potrafił z głupiej mimiki twarzy wyczytać tak wiele. Nie byłam do tego przyzwyczajona. Ludzie raczej mieli głęboko gdzieś ro czy mrugniesz raz czy dwa razy, albo czy przez sekundę twoje usta wygną się w grymasie. Każdy patrzył na siebie. Tylko nie on.
Ale i ja patrzyłam na niego.
- Więc? - ponagliłam go, a Nicholas zostawił moje włosy i spojrzał w niebo.
- Przychodzę tu, kiedy chcę się ukarać. To miejsce jest dla mnie jak dla ciebie Plush - stwierdził bez ogródek, wprawiając mnie w lekkie zaskoczenie.
- Skąd ty —
- Harmon, no weź - uniósł lekko swoją brew, obdarzając mnie pełnym politowania spojrzeniem. - Ten klub wręcz krzyczy Josh Brooks. A poza tym, już drugi raz kiedy coś się stało poszłaś właśnie tam. Nie trzeba filozofa, żeby się domyślić.
Skinęłam głową, wydymając przy tym wargi w geście przyznania mu racji. Urwałam kawałek trawy, bawiąc się nim między palcami a potem mój wzrok znów spoczął na Hortonie.
- Dlaczego chciałeś się ukarać? - mój głos był delikatny, gdyż bałam się że moja natarczywość go odstraszy.
Ale wcale tak nie było.
- Spójrz tylko na swoją szyję - zaśmiał się gorzko, a jego wzrok od razu tam powędrował. - Zdaje się, że za każdym razem gdy dzieje ci się krzywda, to nie potrafię temu zapobiec. Nienawidzę tego uczucia.
Moje serce zabiło szybciej, kiedy z szokiem wpatrywałam się w jego twarz. Martwił się o mnie. Był zły, ale jednocześnie rozczarowany kiedy jeden z opuszków jego palca przejechał po siniakach na mojej szyi. Nie chciałam aby się tak czuł. Przecież to nie jego wina, że przytrafiały mi się złe rzeczy. Tym bardziej, że później zawsze przy mnie był. Za każdym pieprzonym razem. Nikt nie jest w stanie kontrolować takich rzeczy, tym bardziej kiedy przychodzą niespodziewanie. Na przykład tak, jak dzisiaj.
- To nie jest powód, żeby się karać - stwierdziłam.
Chciałam powiedzieć więcej, ale przerwał mi jego głos.
- I tak już nie mogę - westchnął męczeńsko. - Za każdym razem jak będę patrzył na to boisko to w głowie będę mieć twoje cycki.
Nie mogłam powstrzymać swojego melodyjnego śmiechu, kiedy tylko wypowiedział te słowa. Ale jednocześnie byłam też z siebie dumna, ponieważ chciałam aby to miejsce przestało źle mu się kojarzyć. Nie sądziłam jednak, że moje cycki będą tego powodem.
- W sumie dobrze, że tak się teraz ustawiłaś - Nicholas skinął głową na mój dekolt. - Mam nawet lepszy widok, niż wcześniej.
Spojrzałam w dół na swoje uwydatnione w tej pozycji piersi, a potem rozchyliłam szeroko usta w niedowierzaniu aby zaraz zacisnąć je w wąską linię. Uderzyłam lekko jego tors, a potem poprawiłam swoje włosy tak aby opadły mi na dekolt na co ciemnowłosy wydął smutno wargi.
- Mogłem nie mówić - mruknął pod nosem, a ja walczyłam ze sobą aby się nie uśmiechnąć.
Przekręciłam się na plecy rozciągając się jak kot, kiedy głośno ziewnęłam. Moje powieki robiły się coraz cięższe, a organizm zdecydowanie się poddawał.
- Dobra, jedźmy zanim będę musiał cię stąd zbierać - Nicholas podniósł się ze swojego miejsca, a potem wystawił w moją stronę ręce, oferując pomoc.
Złapałam za jego dłonie, które zaraz pociągnęły mnie w górę. Zaczęliśmy się ubierać, a kiedy ja wiązałam buty Nicholas zdążył jeszcze kilka razy rzucić piłką do kosza. W końcu stanęłam na równe nogi i razem ruszyliśmy do jego samochodu. Horton odpalił silnik i zaraz wyjechał już na ulicę. Gdy byliśmy w drodze zobaczyłam jak sięga po coś do kieszeni, a potem wyciągnął do mnie dłoń w której trzymał mój telefon.
- Skąd go masz? - zabrałam od niego urządzenie, a na ekranie od razu wyświetliło się kilka powiadomień.
- Axel mi go podrzucił zanim po ciebie pojechałem - Nick poprawił się na siedzeniu, trzymając jedną dłoń na górze kierownicy, podczas gdy druga swobodnie leżała na jego nodze. - To było bardzo mądre, żeby go zostawić. Bardzo.
- Dziękuję - odparłam, jakbym faktycznie była mu wdzięczna za ten sarkastyczny komentarz.
Brunet pokręcił głową, a ja odblokowałam telefon aby sprawdzić powiadomienia. Gdy tylko weszłam w spis połączeń moje brwi powędrowały do góry, ponieważ jak się okazało Nicholas dzwonił do mnie aż dziewięć razy. I to w przeciągu kilku minut. Vee także próbowała się ze mną skontaktować, dlatego weszłam w wiadomości aby jej odpisać że wszystko gra. Ujrzałam tam także wiadomość od Nick'a, na którą pewnie kliknęłam.
Od: Horton
masz odebrać, już
Od: Horton
jadę, nie rób nic głupiego
Czy on wiecznie musiał mi rozkazywać? Nawet przez wiadomości. Ten to dopiero miał wyobrażenia.
Niewiele myśląc kliknęłam w pasek aby wprowadzić odpowiedź, a potem wystukałam wiadomość i od razu ją wysłałam.
Do: Horton
ok
Byłam bardzo zadowolona z tego co napisałam, ale ukrywałam to jak mogłam tym bardziej, kiedy telefon Nicholasa wydal z siebie dźwięk wiadomości a brunet sięgnął do kieszeni aby sprawdzić powiadomienie. Patrzyłam przed siebie z kamienną miną, czując jego spojrzenie na swojej twarzy. W końcu się poddałam i skierowałam na niego wzrok, podczas gdy chłopak ciężko westchnął.
- Co? - zapytałam zdziwiona, a zaraz moje usta i tak rozciągnęły się w delikatnym uśmiechu.
Horton pokręcił głową mając mnie już ewidentnie dość, a potem skupił się na drodze. Niecałe pół godziny później wjeżdżał już na moją ulicę, przez co mój dobry humor nieco się rozproszył. Chciałam zrobić coś, aby raz na zawsze zamknąć krytykujące i wścibskie usta mojej rodzicielki, z tym że nie miałam pojęcia co.
- Dzięki za podwózkę - obróciłam się w stronę bruneta, obdarzając go wdzięczny uśmiechem.
W końcu wyszło na dobre, że zabrał mnie z klubu. Nie byłam w najlepszym stanie, nie wspominając iż byłam o krok od tknięcia narkotyków, czego nie wybaczyłabym sobie nigdy.
- Lepsze to niż malowanie twoich paznokci - kącik jego ust drgnął w uśmiechu, kiedy nawiązał do początków naszej znajomości.
- Nie myśl sobie, że cię to ominie - pogroziłam mu palcem, na co Horton przewrócił oczami ale i tak widziałam, że chciał się uśmiechnął.
Wyszłam z jego samochodu, uważając aby nie strzelić drzwiami a potem ruszyłam w kierunku ogrodu. Nie miałam zamiaru wchodzić przez drzwi frontowe, a więc pozostawało wspięcie się na drzewo.
Odetchnęłam dopiero kiedy moje ciało bezwiednie opadło na czarną pościel ze wzorem marmuru, która pachniała lawendą. Nie miałam siły się przebierać ani myć, już nie wspominając, że ledwo przeżyłam swoją wspinaczkę na wpół śpiąco. Nie polecam nikomu czegoś takiego. Zdjęłam z siebie jedynie spodnie, które rzuciłam gdzieś w kąt i wślizgnęłam się pod kołdrę, mrucząc z satysfakcją pod nosem.
Oby jutrzejszy dzień nie przyniósł niepotrzebnych wrażeń.
***
- Musisz bardziej zamaszyście przekręcić ciało. Wtedy cios będzie bardziej skuteczny - Axel gestem zachęcił mnie, abym spróbowała jeszcze raz.
Wypuściłam ciężko powietrze z płuc, a potem ustawiłam się we właściwej pozycji. Ugięłam lekko nogi w kolanach i zgięłam ręce w łokciach, poruszając lekko głową aby rozciągnąć odrobinę bolący mnie mięsień. Posłuchałam wskazówki blondwłosego, mocniej przekręcając ciało kiedy wymierzałam cios.
- Lepiej - skinął głową, a ja jeszcze kilka razy powtórzyłam ten ruch.
Przeleżałam cały wczorajszy dzień, aby zregenerować umysł i teraz czułam się o niebo lepiej. Wstałam już o szóstej rano, gotowa na trening. Nie rozmawiałam z Axelem o tym co stało się na imprezie, z czego zdecydowanie się cieszyłam. Nie chciałam wracać do tamtej niefortunnej sytuacji, na którą już nigdy w życiu nie pozwolę. Do dzisiejszego treningu przykładałam się sto razy bardziej, niż zazwyczaj. Chciałam opanować jak najwięcej umiejętności w jak najkrótszym czasie, żeby czuć się bezpieczniej. Świadomość, że mogłam poradzić sobie z każdym potencjalnym napastnikiem zdecydowanie mnie uspokajała. Nie chciałam, aby kiedykolwiek przytrafiło mi się coś takiego jak na tej przeklętej imprezie.
- Dobra, na dzisiaj koniec - Axel otarł krople potu z czoła, a potem wystawił do mnie odzianą w rękawice bokserską dłoń. - Dobra robota.
Zrozumiałam co miał na myśli i bez wahania stuknęłam swoją rękawicą o tą jego, a potem zębami pomogłam sobie odczepić jej rzep, aby zaraz ją zdjąć. Pozbierałam wszystkie swoje rzeczy i zeszłam z ringu, na którym dzisiaj trenowaliśmy, ruszając za chłopakiem w kierunku szatni. Całkiem dobrze mi się dzisiaj z nim współpracowało, a nawet momentami doprowadzał mnie do śmiechu. Do tego przychodząc na imprezę do Jake'a miał szczere intencje, a potem jeszcze odebrał mój telefon, dzięki czemu Horton wiedział gdzie mnie szukać i powstrzymał mnie przed popełnieniem głupoty. Chciałam w jakiś sposób mu się za to wszystko odwdzięczyć, a pierwszym krokiem było przestać traktować go jak potencjalnego wroga, ponieważ pracował dla mojej matki. Właśnie dlatego zdecydowałam się wykonać pierwszy krok.
- Moi znajomi robią dzisiaj grilla - oznajmiłam, co sprawiło iż Axel na mnie spojrzał. - Chcesz przyjść?
Zatrzymaliśmy się przy wejściu do szatni, a chłopak posłał mi zdezorientowane spojrzenie.
- Dlaczego mnie zapraszasz? - przyglądał mi się badawczo, podczas gdy ja odkręcałam butelkę wody, którą trzymałam w dłoni.
- A dlaczego nie? - odbiłam pałeczkę, upijając porządny łyk.
- Możesz też po prostu powiedzieć słowo dziękuje, i będziemy mieć to z głowy - uśmiechnął się zaczepnie, przez co miałam ochotę cofnąć swoje zaproszenie.
- Albo możesz bez zbędnych komentarzy podziękować, że cię zaprosiłam i po prostu przyjść - odparłam, co sprawiło że chłopak zmrużył podejrzliwie oczy.
Chwilę tak na siebie patrzyliśmy, aż w końcu Axel cmoknął językiem i męczeńsko westchnął.
- Okej. Ale jak twoi znajomi będą mnie wkurzać to wyciągnę colta - wyraz jego twarzy był poważny, ale za to ja parsknęłam śmiechem.
- To lepiej weź więcej naboi. Vee lubi dużo mówić - wzruszyłam ramionami. - Wyślę ci później adres, tylko musisz podać mi swój numer.
Axel szeroko się uśmiechnął, a potem stanął obok mnie tylko po to aby zarzucić rękę na moje ramiona i nachylić się nieco w moją stronę, jednocześnie przyciskając mnie bliżej do swojego ciała.
- Jeśli chciałaś mój numer, mogłaś po prostu poprosić - powiedział wprost do mojego ucha, a ja szybko się od niego odsunęłam, uderzając jego ramię, na co cicho się zaśmiał.
- Idiota - mruknęłam pod nosem. - Ostatni raz gdzieś cię zapraszam.
- Tak sobie wmawiaj - poruszył zabawnie brwiami, a potem wystawił dłoń w moją stronę. - Daj telefon.
Bez słowa więcej podałam mu moje urządzenie, wcześniej je odblokowując aby mógł wpisać swój numer. Ten człowiek cholernie działał mi na nerwy i właśnie dlatego myślę, że się polubimy. Miał twardy charakter, był bezpośredni i znał się na mojego rodzaju żartach. Szanowałam takich ludzi.
- Wyzbierasz się w dziesięć minut? Muszę coś załatwić, a zrobiło się późno - oddał mi mój telefon, a potem przeczesał dłonią spocone włosy.
- Wyzbieram - odparłam pewnie, a potem nasze drogi rozeszły się do przeciwstawnych szatni.
Zamknęłam za sobą drzwi, chociaż wiedziałam że byłam tutaj sama, ale i tak nie chciałam kusić losu. Niby była to prywatna siłownia w rodzinnym domu Nicholasa, ale kręciło się tutaj wiele osób a ja uwielbiałam swoją prywatność. Pod prysznic wskoczyłam dosłownie na chwilę, oddychając z ulgą kiedy strumienie wody zetknęły się z moją rozgrzaną skórą. Kilka minut później w pomieszczeniu zaczął unosić się arbuzowy zapach, a ja na szybko zaczęłam wycierać swoje włosy i ciało. Ubrałam na siebie czystą bieliznę, krótkie sportowe spodenki z Nike oraz biały top na cienkich ramiączkach. Usłyszałam pukanie do drzwi w momencie, kiedy sznurowałam już swoje buty. W pośpiechu wrzuciłam resztę swoich rzeczy do sportowej torby, a potem zgarnęłam telefon z ławki i ruszyłam do wyjścia.
- Znowu nakapiesz mi na siedzenia - Axel spojrzał z grymasem na moje mokre włosy, kiedy otworzyłam już drzwi.
- Są skórzane. Wystarczy, że je przetrzesz - wzruszyłam ramionami, na co chłopak posłał mi ostrzegawcze spojrzenie.
Zabrał torbę z mojego ramienia i zawiesił ją na swoim własnym, a potem ruszyliśmy do wyjścia z siłowni. Bardzo doceniałam jego małe gesty, które świadczyły o dobrym wychowaniu. W dzisiejszych czasach mało kto zwracał uwagę na takie rzeczy jak przepuszczanie kobiet w drzwiach, czy podawanie im ramienia gdy szły w wysokich butach po nierównej powierzchni. Za to kobiety zdecydowanie zwracały uwagę na tych, którzy to robili.
Axel podwiózł mnie pod dom, a ja podziękowałam mu kiedy zabierałam torbę z tylnych siedzeń. Całą drogę przebyliśmy w ciszy, bo byłam zbyt zmęczona żeby cokolwiek z siebie wydusić. Blondyn także wyglądał na zmęczonego, czemu kompletnie się nie dziwiłam. Dzisiejszy trening był znacznie bardziej intensywny, niż pozostałe.
Gdy tylko weszłam do domu, który jak się okazało był pusty, odetchnęłam głośno z ulgą. Moi rodzice byli w pracy, a ja miałam cały dom dla siebie. Obiecałam Vee, że przygotuję kilka rzeczy na grilla którego organizowała, co oznaczało iż musiałam niedługo pójść na zakupy. Rzuciłam swoją torbę na blat kuchenny, a potem sięgnęłam do szafki po duży szklany kubek ze słomką, ponieważ miałam kurewską ochotę na kawę mrożoną. Oczywiście nie byłam zbyt kreatywna, a moja wersja była nieco bardziej uboga gdyż składała się głównie z mleka i kostek lodu. Kiedy skończyłam przyrządzać swój napój, upewniłam się że miałam telefon w kieszeni sportowych spodenek, a potem wyszłam do ogrodu. Była prawie dziesiąta, co wyraźnie dało się odczuć po intensywnej temperaturze. Usiadłam przy stole ogrodowym, z zadowoleniem popijając swoją kawę, kiedy wykładałam na powierzchnie swoje nogi. Odetchnęłam głośno, rozkoszując się spokojem jaki panował w okolicy. Zimna kawa i piękna pogoda. Dla takich chwil żyłam.
Ruszyłam się z miejsca po dobrych kilku godzinach, które spędziłam na bezsensownym przeglądaniu internetu. Włosy już dawno zdążyły mi wyschnąć na tym słońcu, a moja skóra przybrała nieco bardziej brązowego koloru. Z wielkim oporem ruszyłam się z miejsca, a moje plecy strzeliły kiedy wstałam, ponieważ ciągle siedziałam w tej samej pozycji. Wróciłam do pokoju gdzie podłączyłam telefon do ładowania, wrzuciłam portfel do torebki a potem zarzuciłam ją na ramię i wyszłam z domu. Kierowałam się powoli na Woodward, gdzie znajdował się sklep całodobowy aby znaleźć coś smacznego na grilla. Nie byłam pewna ile osób zaprosiła Vee, ale nie miało to znaczenia ponieważ Jake był w stanie zjeść dziesięć kiełbasek i do tego jeszcze cztery hamburgery plus przekąski. Najważniejsze było to, aby kupić jak najwięcej i zapłacić jak najmniej. Standardowa technika.
Kiedy stałam już przy lodówkach w sklepie, przez moment miałam wrażenie iż usłyszałam znajomy głos. Rozejrzałam się dookoła, ale nie widziałam nikogo szczególnego, więc kontynuowałam zakupy.
- Jesteś pewny, że mieszka w tej okolicy? A co jak spieprzymy - kobiecy głos obił mi się o uszy kolejny raz, a ja byłam w stu procentach pewna że znałam tą osobę.
- Uspokój się, nic nie spieprzymy - ten męski baryton także był mi znany - Zawsze możemy kogoś zapytać.
Pomrugałam kilkakrotnie, aby bardziej się skupić. Stanęłam na palcach aby zobaczyć ponad półką, co okazało się sukcesem ponieważ udało mi się przez moment zobaczyć znajome twarze. Podeszłam bliżej regału, aby słyszeć ich leszcze lepiej gdyż zastanawiało mnie co robili w moich okolicach.
- Zgoda. Bierz już tego swojego energetyka i chodźmy - dziewczyna warknęła pod nosem. - Jeśli nie zdążymy na czas, to Brooks nas zabije.
I tyle wystarczyło, żebym pewnym krokiem ruszyła w kierunku alejki skąd dobiegały mnie głosy. Z uśmiechem na ustach oparłam się o jeden z regałów, głośno przy tym odchrząkując co zwróciło ich uwagę. Obydwoje znacznie się spięli, zdecydowanie się mnie nie spodziewając a ich wyraz twarzy wręcz krzyczał, że zostali przyłapani.
- Cześć - przekręciłam lekko głowę w bok, z satysfakcją obserwując ich miny.
- Oo, cześć Sloane - Leo posłał mi uśmiech, drapiąc się po karku. - Dawno nie widziałem cię w L'oasis, co słychać?
Wybrnął z sytuacji całkiem zgrabnie, ale niech sobie nie myśli że zbije mnie tym z tropu.
- Właściwie, to byłam tam dziś rano - odbiłam się od regału i podeszłam w ich stronę. - Wszystko u mnie dobrze. A wy co tutaj robicie?
Leo wziął pierwszego lepszego energetyka bez wcześniejszego patrzenia na ich nazwy, a potem machnął nim w moją stronę.
- Zakupy - odparł, wciąż się uśmiechając.
- W tej okolicy? - udawałam szczerze zdziwioną. - Kilka przecznic dalej jest przecież supermarket. Tutaj nie ma zbyt dużego wyboru.
- Nic ci do tego - tym razem głos zabrała Tess.
Czarne włosy okalały jej twarz, kiedy wbijała we mnie nieprzyjemne spojrzenie. Dopiero kiedy mój wzrok spoczął na jej twarzy, przypomniałam sobie o sytuacji jaka wydarzyła się w L'oasis ponad dwa tygodnie temu. Kompletnie o niej zapomniałam, tak samo jak o tym iż powinnam była powiedzieć Nicholasowi, że dziewczyna pracowała dla Brooksa. Miałam ochotę sama dać sobie w twarz, ponieważ przez ten czas dziewczyna mogła dowiedzieć się czegoś, czego nie powinna co skutkowałoby w sukcesie Brooks'ów, a w porażce Hortonów. Cholera, przez to całe zamieszanie kompletnie zapomniałam o czarnowłosej. Obym tylko tego nie żałowała.
- Ah, jest i nasz promyczek szczęścia - sarknęłam, rozciągając usta w jeszcze szerszym uśmiechu. - Przykro mi, ale nie sprzedają tutaj organów.
Dziewczyna zmarszczyła twarz, patrząc na mnie w niezrozumieniu tak samo jak i jej towarzysz. Chryste, czy im na prawdę trzeba wszystko tłumaczyć? Westchnęłam głośno i przełożyłam koszyk z zakupami z jednej ręki do drugiej.
- Miałam na myśli mózg. Skoro nie zrozumiałaś, to widocznie potrzebujesz go bardziej niż myślałam - cmoknęłam językiem, co sprawiło iż dziewczyna zamaszyście ruszyła w moją stronę, ale w ostatniej chwili zatrzymał ją Leo. - Spokojnie, Tessie. To był tylko żart, nie musisz tak się denerwować - uniosłam dłoń w obronnym geście, starając się wyglądać jak najbardziej przekonująco.
Tak na prawdę, to nie był to żart. Ona poważnie potrzebowała pomocy specjalisty, ale zabrakłoby mi czasu ma świecie gdybym miała jej skutecznie to uświadomić.
- Fajnie się gadało, ale muszę lecieć - ostatni raz się do nich uśmiechnęłam, machając im w drodze do kasy.
Tess wyglądała, jakby miała mnie zabić a Leo chyba sam się powstrzymywał aby czegoś nie powiedzieć, z tym że kompletnie nie interesowało mnie to co mieliby do powiedzenia. Kasjer dosyć sprawnie zajął się moimi zakupami, a ja szybko mu zapłaciłam i wyszłam. Nie miałam zbyt wiele czasu, gdyż obiecałam Vee że pomogę jej wszystko ogarnąć zanim przyjdą goście, dlatego przyspieszyłam kroku aby szybciej znaleźć się w domu.
Ledwo przeszłam dziesięć metrów, a mój żołądek nieprzyjemnie się skurczył. Miałam nieodparte wrażenie, że ktoś mnie śledził. Zdecydowałam się zwolnić, momentalnie żałując iż zostawiłam telefon w domu. Mogłabym sprawdzić przez jego wyświetlacz czy ktoś za mną nie szedł, ale niestety nie miałam aktualnie takiej opcji.
A potem usłyszałam donośny warkot silnika. Słyszałam jak samochód zbliżał się z wielką prędkością, co sprawiło iż zdecydowałam się odwrócić. Zatrzymałam się na środku chodnika, a pojazd z piskiem opon stanął obok mnie.
- Może cię podwieźć? - Tess słodko się uśmiechnęła, mierząc moje ciało wzrokiem od góry do dołu.
- Nie dzięki - mruknęłam pod nosem i zaczęłam iść.
- Ależ nalegam - czarnowłosa nadepnęła na gaz, a ja ledwo zdążyłam zatrzymać swoje ruchy.
Dziewczyna bez żadnych oporów wjechała na chodnik tuż przede mną, torując mi tym samym drogę. Odskoczyłam w bok, z niedowierzaniem wpatrując się w tył jej samochodu.
- Co do kurwy?! - krzyknęłam, z oburzeniem wymijając jej samochód.
Zacisnęłam dłoń na reklamówce, czując przepełniającą mnie złość. Nie wiem za kogo ona się uważała, ale to już była definitywna przesada. Mało brakowało, a mogła we mnie przecież wjechać.
- Nie złość się słoneczko - sarknęła, gdy stanęłam przy drzwiach kierowcy. - Miłej drogi do domu.
Już miałam coś odpowiedzieć, ale dziewczyna niespodziewanie ruszyła przed siebie, zostawiajac po sobie jedynie dym. Miałam ochotę potraktować ten jej samochód kijem baseballowym. Nie wiem kto dał jej prawo jazdy, ale z pewnością nie była to osoba zdrowa psychicznie.
- Co do chuja? - obróciłam się w stronę dobiegającego mnie głosu.
Dziewczyna na oko w moim wieku wychodziła właśnie z domu, spoglądając w kierunku ulicy którą pojechała Tess. Brunetka zeszła po schodach na swój podjazd, a potem zatrzymała się obok mnie na chodniku.
- Co to była za dziewczyna? - zmarszczyła brwi, z niedowierzaniem kręcąc głową.
Spojrzałam na odrobinę wyższą ode mnie ciemnowłosą, która trzymała w dłoni butelkę piwa.
- Wolałabym nie przyznawać się, że ją znam - mruknęłam pod nosem. - Musiała w dzieciństwie mocno uderzyć się w głowę.
- Skoro się znacie, to czemu chciała cię przejechać? - brunetka posłała mi spojrzenie, a potem wyciągnęła w moją stronę dłoń. - Tak w ogóle, jestem Emery.
- Nie pałamy do siebie sympatią - westchnęłam, a potem uniosłam rękę aby uścisnąć szczupłą dłoń dziewczyny - Sloane.
Emery skinęła głową w momencie, kiedy moja siatka z zakupami się rozerwała. Cała jej zawartość wysypała się na chodnik, a ja w duchu przeklinałam dzisiejszy dzień. Tylko ja mogłam mieć tak wielkie szczęście jednego dnia.
- Świetnie - wymamrotałam pod nosem, schylając się aby wszystko pozbierać.
- Czekaj, pomogę ci - brunetka kucnęła obok mnie, podnosząc produkty. - Weźmy wszystko do środka. Dam ci reklamówkę.
- Dziękuję, na prawdę - spojrzałam na nią wdzięcznie, a gdy już wszystko zebrałyśmy, ruszyłam za Emery do jej domu.
Dziewczyna pomogła mi wszystko spakować do dużej siatki jaką mi dała, a potem zobaczyłam jak podchodzi do lodówki i wyciąga z niej piwo. Zmarszczyłam brwi patrząc jak Emery machała butelką przed moim nosem.
- Weź. Przyda ci się - uśmiechnęła się do mnie zaczepnie. - W końcu udało ci się uniknąć potrącenia przez samochód.
Zaśmiałam się krótko, kręcąc z rozbawieniem głową. Mimo wszystko złapałam za butelkę, unosząc ją na znak toastu.
- Dzięki, Emery - dziewczyna machnęła jedynie ręką, a potem odprowadziła mnie do drzwi.
A więc mili ludzie jeszcze gdzieś istnieli.
***
- Krzywo to układasz - skarciła mnie Vee, podczas gdy rozkładałam jedzenie na stole.
- Ty jesteś krzywa - wymamrotałam pod nosem, nadal trzymając się swego. - Nikt nie lubi kiedy wszystko jest ustawione co do centymetra. Poza tym, masz kwadratowe miski, więc lepiej wyglądają lekko przekręcone.
Szarooka stanęła obok mnie, przyglądając się moim ruchom. Zmrużyła lekko swoje oczy, analizując rozstawienie na stole. Nie wiem dlaczego tak przywiązywała do tego uwagę. Przecież to tylko zwykły grill.
- Niech będzie - westchnęła głośno, a zaraz sięgnęła do kieszeni aby wyjąć z niej paczkę papierosów. - Mogłabyś podłączyć głośniki w salonie i puścić muzykę?
Skinęłam głową na jej prośbę, śmiało kierując się do wnętrza jej domu. Najpierw wzięłam pilot aby włączyć telewizor, a gdy już kliknęłam właściwy przycisk kucnęłam z jego prawej strony, aby znaleźć kabel od głośników. Na szczęście wiedziałam jak wszystkim operować, ponieważ uruchamiałam już to cholerstwo milion razy. Nie oznaczało to jednak, że nie było to utrapieniem, ponieważ trzeba było odnaleźć właściwy kanał a często ten właściwy się zacinał.
Vee weszła do salonu w momencie kiedy stanęłam już na równe nogi, gotowa do znalezienia odpowiedniej muzyki.
- Widziałaś gdzieś mój telefon? - zapytała, rozglądając się po salonie.
- A nie zostawiłaś go przy grillu? - zmieniłam kanał, posyłając jej ukradkowe spojrzenie.
Kingston już miała coś powiedzieć, ale w tym samym momencie rozległ się dzwonek do drzwi. W sumie była już prawie dwudziesta, więc najwyższy czas aby ludzie zaczęli przychodzić. Brunetka ruszyła do drzwi frontowych, a ja zastygłam, wbijając wzrok w ekran telewizora. Na początku wydawało mi się iż miałam omamy, ale kiedy skojarzyłam dom znajdujący się w mojej okolicy a kobieta informująca o zdarzeniach podała dokładną nazwę ulicy, całkowicie zamarłam.
- Ciało dwudziestolatki zostało znalezione niespełna godzinę temu. Aktualnie wiadomo o dwóch ranach kłutych oraz jednej postrzałowej, która przeszła na wylot - ciemnoskóra kobieta energicznie wypowiadała kolejne słowa do mikrofonu, a moje serce waliło jak młotem. - Młoda kobieta została zaatakowana we własnym domu, a policja stara się odnaleźć sprawcę tego brutalnego aktu. Składamy kondolencje na ręce pogrążonej w żałobie rodziny Wilcox.
Przełknęłam ciężko ślinę, błagając aby to nie było to, o czym myślałam. Moja szczęka zadrżała, gdy na ekranie pojawiło się czarno-białe zdjęcie dziewczyny. Pilot wypadł mi z ręki, z hukiem odbijając się od podłogi. Zakryłam usta dłonią, a moje ciało lekko zgięło się wpół.
Emery.
Zrobiło mi się niedobrze. Przecież rozmawiałam z nią jeszcze dzisiaj. Pomogła mi i odprowadziła mnie do drzwi. A teraz była martwa. Nie było jej już na tym świecie.
- Sloane? Wszystko dobrze? - usłyszałam głos Vee, która dotknęła delikatnie mojego ramienia.
Ale ja nic nie słyszałam. Zakręciło mi się w głowie, a obraz kompletnie się zamazał. Czułam ucisk w klatce piersiowej, a oddychanie przychodziło mi z coraz większym trudem. Nie byłam w stanie nic z siebie wydusić.
- Co się dzieje? - ledwo byłam w stanie zarejestrować kolejne głosy, których z każdą sekundą przybywało.
- Nie, nic - pokręciłam głową, odsuwając się o krok od mojej przyjaciółki.
Pomrugałam kilkakrotnie, obracając się w stronę całej reszty. Każdy patrzył prosto na mnie, co wcale mi nie pomagało.
- Na co tak patrzycie? - odchrząknęłam, starając się zachować trzeźwość umysłu.
Poprawiłam dłonią swoje włosy, a potem schyliłam się po pilot który wcześniej mi wypadł. Podałam go mojej przyjaciółce, przybierając znudzony wyraz twarzy.
- Ty włącz muzykę, a ja pójdę zobaczyć czy alkohol się schłodził, okej? - Vee przez chwile podejrzliwie na mnie patrzyła, ale zaraz skinęła głową i zabrała ode mnie urządzenie.
Uśmiechnęłam się jeszcze do wszystkich, a potem ruszyłam do kuchni. Jednak gdy tylko znalazłam się przy wyspie kuchennej, weszłam tuż za nią a potem opadłam na podłogę, opierając się o nią plecami. Podciągnęłam kolana do siebie, biorąc coraz głębsze wdechy. Zamknęłam oczy, starając się uspokoić swoje szalejące tętno.
Miała tylko dwadzieścia lat. To przecież jedynie rok więcej niż ja.
Była taka młoda. Taka ładna.
Pomogła mi.
A teraz już jej nie było.
*
Do następnego kochani
~ Id.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro