Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

35. Wiem co robisz i nie mam zamiaru ci na to pozwolić.

Całą drogę do domu w samochodzie Axela, milczałam. Wiedział, że coś było nie tak i nawet kilka razy starał się to ze mnie wyciągnąć, ale nie miałam ochoty rozmawiać. Noc była piękna i gwieździsta, a księżyc który był dzisiaj w pełni, oświetlał drogę. Wpatrywałam się w niebo, podczas gdy przyjemny wiatr owiewał moją twarz i włosy. Napawałam się nocą, chcąc jednocześnie wyprzeć z siebie wszystkie wspomnienia dzisiejszego wieczoru. Z tym że to wcale nie pomagało.

Gdy tylko Axel zaparkował na moim podjeździe, nieprzyjemna gula pojawiła się w moim gardle. Patrzyłam na swój dom z żalem i niechęcią. Nie chciałam tam już dłużej mieszkać. Nie z kobietą, która była skłonna świadomie wyrządzić krzywdę swojej córce. Najpierw robiła to sama przez wiele lat, chcąc kompletnie zrujnować moją psychikę i poczucie własnej wartości. Ale teraz posunęła się do bardziej drastycznego środka. Takiego, przez który całe życie przeleciało mi przed oczami, a ja byłam pewna iż umrę. Nieprzyjemny dreszcz przeszył moje ciało, kiedy w moich myślach pojawiła się twarz mojej matki. Nie chciałam jej widzieć.

- Wiedziałeś o tym? - zapytałam Axela, wciąż patrząc przed siebie.

Słyszałam jak ciężko westchnął, a jego dłonie mocniej zacisnęły się na kierownicy.

- Myślałem, że jeśli się tam pojawię to wszystkiego unikniesz - na jego słowa, momentalnie obróciłam do niego głowę.

- Co? - zmarszczyłam brwi, przyglądając się jego twarzy.

Rysy jego szczęki były nieco ostrzejsze, a kosmyki blond włosów spoczywały na jego czole.

- Może i nie do końca za sobą przepadamy, ale kiedy dowiedziałem się co planuje twoja matka to aż sam się zdziwiłem - oznajmił spokojnie. - Chciałem nieco uspokoić sytuacje, ale Sloane - tym razem spojrzał na mnie ze współczuciem. - Nie masz pojęcia ilu ludzi z Rooks było na tej imprezie. Nawet nie wiedziałem na którym z nich zawiesić oko.

Moje serce zabiło znacznie szybciej, kiedy przeanalizowałam jego słowa. Oni byli u Jake'a w domu. Przecież matka obiecała iż mój przyjaciel będzie bezpieczny i odetną go od tego świata. Ale czego mogłam się spodziewać. Teraz byłam już niema pewna iż karmiła mnie kłamstwami, dopóki nie osiągnęła swojego celu. Udało jej się. Zrujnowała mnie.

- Zawieź mnie do Plush - postanowiłam, posyłając mu stanowcze spojrzenie.

- Nie wydaje mi się, żeby —

- Zawieź mnie do Plush - powtórzyłam, tym razem nieco ostrzej.

Axel zacisnął usta w wąską linię, ale posłusznie wyjechał spod mojego domu.

A ja byłam gotowa zrujnować się jeszcze bardziej. Nie pozwolę mojej matce mieć tej satysfakcji, iż to ona doprowadziła mnie do takiego stanu. Ja sama potrafiłam zniszczyć się najlepiej.

Gdy kilkanaście minut później wysiadałam już z samochodu, odwróciłam się do Axela jeszcze na moment zanim zamknęłam drzwi. Położyłam mój telefon na siedzeniu pasażera, posyłając mu ostatnie spojrzenie.

- Weź go - i zanim miał szansę odpowiedzieć, ja zniknęłam już z jego pola widzenia.

Wzięłam głęboki oddech, a potem bez wahania ruszyłam korytarzem klubu aby zaraz znaleźć się w jego centrum. W końcu dotarłam do baru po długiej drodze przepychania się przez ludzi. Usiadłam na stołku, rozglądając się za kimś kto mógłby mnie obsłużyć. Nadal byłam lekko wstawiona, ale nie miało to dla mnie znaczenia ponieważ chciałam napić się Tequili. Stukałam paznokciami w blat, kiedy nagle z zaplecza wyłonił się Arwin. Już prawie zapomniałam, że tak wyglądał. Ciemniejsza karnacja, czarne włosy i kolczyk w wardze. W sumie to widziałam go tylko raz w życiu i akurat tak wyszło, że wypił szota z mojego ciała. Gdy tylko nawiązaliśmy kontakt wzrokowy, chłopak szeroko się uśmiechnął i ruszył w moją stronę.

- Proszę, proszę - jego brew lekko się uniosła. - Myślałem, że już więcej cię nie zobaczę.

- Oto jestem - odparłam żartobliwym tonem. - A teraz poproszę o butelkę Tequili. Najlepiej na rachunek Josha Brooksa.

Arwin zmrużył lekko oczy, a potem parsknął śmiechem. Za to ja pozostałam niewzruszona.

- No co? Wiem, że sporo osób pije na jego koszt bo zawsze tak było. Więc? - westchnęłam głośno, obserwując ciemnoskórego.

Wyglądał jakby przez moment się wahał, ale za chwile skinął głową i sięgnął po właściwą butelkę.

- Ale wiesz, że zawsze musimy go informować za kogo płaci? - zapytał, odsuwając na moment Tequile w momencie, kiedy chciałam złapać za jej szyjkę.

- Ależ wiem - odparłam, poruszając palcami dłoni na znak iż ma mi podać alkohol.

Arwin w końcu uległ, a potem ustawił obok mojej butelki długi kieliszek.

- Więc - zaczął, podczas gdy sięgnął po limonkę - co cię tutaj sprowadza?

Odrzuciłam zakrętkę Tequili gdzieś na bok, następnie wlewając odrobinę jej zawartości do kieliszka. Westchnęłam ciężko, odkładając butelkę na blat a potem bez wahania wlałam palącą ciecz do gardła. Oblizałam swoje wargi, z hukiem odstawiając szkło.

- Chcę po prostu dobrze się bawić - wzruszyłam ramionami, a moje ciało lekko się odprężyło.

Ciemnoskóry postawił przede mną talerz z pokrojoną limonką, a ja wzięłam jeden plasterek i od razu złapałam go między wargi.

- To dobrze trafiłaś - Arwin wyszczerzył zęby w uśmiechu, a potem nachylił się nieco bliżej opierając łokcie na barze. - Gdybyś potrzebowała czegoś mocniejszego, to wiesz gdzie mnie znaleźć.

Zmrużyłam oczy, analizując jego słowa. Wiedziałam jakim miejscem był Plush i co można było tutaj dostać. Wiem, bo Josh podawał mi dziesiątki przeróżnych substancji chociaż nie byłam tego świadoma. Cóż, nie byłam świadoma wtedy. Teraz mogłabym sama zadecydować. Gdybym to zrobiła, przebiłabym nawet Josha w rankingu rujnowania mojego życia. Matkę miałam już prawie za sobą. Wspinałam się po szczeblach na pierwsze miejsce. Teraz miałam szansę upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, a mój otępiały pod wpływem alkoholu mózg tylko namawiał mnie do złego. Chciałam poczuć coś dobrego, albo nie czuć w ogóle nic. Moim marzeniem było, aby ciążący mi na klatce piersiowej głaz w końcu rozpadł się na kawałki i zniknął. Czy to tak wiele?

Arwin przed samym odejściem do innego klienta, znacząco do mnie mrugnął. Pokręciłam głową i nie marnowałam już nawet czasu, aby nalać Tequile do kieliszka. Pociągnęłam długi łyk prosto z butelki, a podczas wykonywania tej czynności poczułam jak oczy zapiekły mnie od łez, których zdecydowanie nie chciałam. To świadczyłoby o mojej słabości, a dzisiaj nie miałam zamiaru być słaba.

Nie wiem ile minęło, ale obstawiam że dobre czterdzieści minut, w przeciągu których popijałam alkohol przy barze. Bawiłam się pustym kieliszkiem, czując mrowienie w całym ciele. W głowie co jakiś czas pojawiały mi się słowa Arwina. Z każdą kolejną sekundą byłam coraz bardziej skłonna poprosić go o coś, co zniszczy mnie doszczętnie. Co prawda tylko na kilka godzin, ale lepsze to niż nic.

- Myślałem, że jak już wzięłaś coś na mój koszt to chociaż będzie to tego warte - znienawidzony przeze mnie głos szeptał właśnie do mojego ucha.

Przewróciłam oczami nie siląc się nawet na bardziej ambitną reakcję. Mogłam się spodziewać, że Josh się tutaj pojawi gdy tylko dowie się iż otworzyłam sobie na niego rachunek.

- Dla mnie jest. Za to nie zamawiałam twojego towarzystwa, więc - spojrzałam na niego ukradkiem, ale tylko na sekundę.

- Nie wyglądasz najlepiej - skomentował, zajmując miejsce obok mnie.

- Możesz już iść? - westchnęłam ze zmęczeniem, pociągając kolejny łyk.

Obraz coraz bardziej mi się zamazywał, a w głowie delikatnie się kręciło. Wiedziałam, że nie powinnam więcej pić ale nie chciałam się zatrzymywać. Nie chciałam przestawać.

- Albo wiesz co? Nie idź - odezwałam się zanim zdążył mi odpowiedzieć. - W sumie się nudzę i chętnie powyzywam taką kanalię jak ty.

Proszę, daj się sprowokować.

W mojej głowie ta myśl pojawiła się niespodziewanie. Zrobiła to z takim impetem iż moja krew zawrzała. W końcu było coś, czego nienawidziłam najbardziej na świecie i co wracało do mnie w koszmarach. I ta właśnie osoba siedziała obok mnie. Josh Brooks. Najsolidniejszą karą za bycie słabą, była droga po wspomnieniach. Droga do najmroczniejszych zakamarków mojej duszy.

- Od kiedy z ciebie taka żyleta, co? - Josh parsknął śmiechem. - Stawiasz się zdecydowanie zbyt dużo. O wiele bardziej wolałem twoją uległą wersję. Cudowne czasy - rozmarzył się, a ja zacisnęłam jedną z dłoni w pięść.

Wiedziałam do czego nawiązywał. Mówił o tych czasach, gdzie dosłownie bałam się wyjść z domu bez jego wiedzy. Kiedy ze strachu zgadzałam się z każdym jego słowem, bo nie potrafiłam inaczej.

- Za to ty zrobiłeś się miękki - odparłam z kpiącym uśmieszkiem. - Ludzie dyktują ci warunki, a ty jak posłuszny piesek wykonujesz każdy rozkaz. Z tym że jedyne co ci wychodzi, to zbędne szczekanie.

Nie wiem czy minęła sekunda podczas której Josh mocno szarpnął za moje włosy, przez co omal nie spadłam ze stołka. Patrzył na mnie wściekle, podczas gdy ja szeroko się uśmiechałam. W końcu osiągnęłam swój cel, więc byłam zadowolona. Alkohol na dobre pochłonął moje uczucia, a ja w końcu czułam się wolna. Nawet wtedy, gdy Josh sięgnął za poły swojej marynarki i wyjął czarnego colta, którego mocno przycisnął do mojej skroni. Roześmiałam się, czując na skórze chłodny metal.

- No dalej. Zastrzel mnie i zobacz co się stanie - znów go prowokowałam. - Tatuś nie byłby z ciebie zadowolony. Jestem pewna, że Maverick wtedy z łatwością wygryzłby go z biznesu a potem wszyscy spotkalibyśmy się w piekle - uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, a moje policzki lekko zabolały.

Wiedziałam, że w tej sytuacji miałam przewagę. Zdaje się, że pierwszy raz moja przynależność do Rooks faktycznie zapewniała mi ochronę. Josh pociągnął nosem, następnie przekręcając lekko głowę w bok. Przesunął pistoletem po mojej szczęce, obserwując mnie jakbym była lalką z porcelany. Przestałam się uśmiechać, kiedy tak mi się przyglądał. Spoważniałam, chcąc spojrzeniem przekazać mu jak bardzo nim gardziłam.

- Może i nie mogę cię zabić, ale zawsze mogę odrobinę się zabawić - zwilżył usta językiem. - Jak za starych dobrych czasów.

- Chciałbym zobaczyć jak próbujesz - znajomy głos w momencie naelektryzował moje ciało. - A teraz odłóż swojego żałosnego colta i się od niej odsuń.

Zapach drogich perfum, papierosów i jabłek unosił się w powietrzu, doszczętnie przejmując kontrolę nad moim ciałem i umysłem. Miałam już całkowicie w poważaniu to, że dzisiejszy wieczór spędzał z inną dziewczyną. Kompletnie się to dla mnie nie liczyło, ponieważ teraz był tutaj. Zupełnie jakby wiedział, że go potrzebowałam.

- Musisz przerywać każdą naszą zabawę? - Brooks głośno westchnął, ale i tak odłożył swój pistolet a jego dłoń puściła moje włosy.

Czy ja właśnie w myślach przyznałam, że potrzebowałam Hortona? Chryste, alkohol mącił mi w głowie.

- Jeszcze raz cię przy niej zobaczę, a nie skończy się to dobrze - głos Nicholasa był ostry jak brzytwa, a ja dopiero teraz obróciłam się w jego stronę aby mu się przyjrzeć.

- W takim razie lepiej dobrze jej pilnuj - Josh stanął na równe nogi, poprawiając swoją marynarkę. - Do zobaczenia, Horton.

A potem pod bacznym spojrzeniem Nicholasa zszedł z mojego pola widzenia. Dopiero kiedy całkiem zniknął, brunet obrócił mój stołek przodem do siebie i intensywnie spojrzał w moje oczy. Uśmiechnęłam się szeroko, przygryzając przy tym wargę i jednocześnie oparłam się łokciami o bar za mną.

- Wiesz, że w tym świetle twoje oczy wyglądają jakby się błyszczały? - zapytałam, machając stopami nad podłogą.

Odgrywałam przerażająco dobry humor, ale Nicholas chyba nie podzielał mojego entuzjazmu. Wyglądał jakby był zły, ale też zmartwiony. To połączenie było intrygujące, a ja nie mogłam oderwać wzroku od jego twarzy. Czekoladowe tęczówki chłopaka były takie piękne. Nie chciałam żeby wiedział jak czułam się na prawdę, więc zdecydowałam się iż najlepszą opcją będzie unikanie tematu.

- Jestem pewna, że smakowałaby jak najlepsza czekolada. W końcu taki mają kolor - kontynuowałam swój wywód na temat jego oczu, którymi zachwycałam się już od dawna.

- Dlaczego tu przyszłaś? - jego głos był matowy, a on sam przybliżył się do mnie jeszcze o krok. - Dzwoniłem do ciebie milion razy. Gdyby Axel nie odebrał to..  - zawiesił się na moment, kręcąc głową. - Chodź. Zabiorę cię stąd.

Im dłużej na niego patrzyłam, tym bardziej chciałam z nim pójść. Już niemal całkowicie się poddałam, ale wtedy w mojej głowie znów pojawiła się inwazja myśli. Jeżeli stąd wyjdę i zostanę z nim sama, to w końcu pęknę. Nie mogę tego zrobić. Dzisiaj miałam nie być słaba. Wyprostowałam się na krześle i głośno westchnęłam. Moja dłoń powędrowała do jego twarzy, aby pogładzić kciukiem jego policzek i szczękę. Nic nie powiedziałam, a jedynie pokręciłam przecząco głową informując go, iż nie miałam zamiaru się stąd ruszać.

- Nic mi nie jest - moje usta wciąż były rozciągnięte w uśmiechu, co było nie lada wyzwaniem gdyż ten gest był ostatnim, na jaki miałam teraz ochotę. - Dopiero przyszłam i nigdzie się nie wybieram.

Obróciłam się na stołku do baru i znów sięgnęłam po Tequilę. Moja mina szybko zrzedła kiedy przymknęłam powieki modląc się, aby zostawił mnie samą. Smak alkoholu znów odcisnął się na moich wargach, a kiedy chciałam wziąć kolejny łyk butelka z mojej dłoni została zabrana. Ledwo byłam w stanie zarejestrować co się działo, gdyż zaraz byłam w stanie zobaczyć jedynie podłogę lub ewentualnie plecy Nicholasa. Brunet bez zbędnych ceregieli uniósł moje ciało, ustawiając je na swoim barku i ruszył gdzieś wgłąb klubu. Pisnęłam cicho, nie spodziewając się takiego ruchu. Kręciło mi się w głowie bardziej niż wcześniej, podczas gdy Horton trzymał jedynie moje nogi pod kolanami. W pełni zwisałam z jego ciała, kurczowo trzymając się koszulki którą na sobie miał.

Moje stopy stanęły płasko na asfalcie dopiero kiedy byliśmy przed klubem. Odstawił mnie na ziemię, a ja spojrzałam na niego spod rzęs.

- Już się pobawiłeś w ochroniarza? - prychnęłam krótko. - To super, ale ja wracam do środka.

Już miałam go wyminąć, ale jego dłonie mocno zamknęły się na mojej talii a on sam pchnął mnie lekko w tył.

- Jesteś urocza jeśli myślisz, że masz w tej kwestii coś do powiedzenia - jego oddech owiał moją twarz. - Wsiądziesz ze mną do samochodu po dobroci, albo sam cię tam włożę.

Zmrużyłam na niego oczy, nie dowierzając słowom jakie właśnie opuściły jego różowe usta.

- A to niby dlaczego? - przekręciłam lekko głowę w bok. - Jakie niby masz prawo, żeby decydować o tym kiedy mam kończyć imprezę i kiedy mam wrócić do domu? Co cię to w ogóle obchodzi?

Miałam już dość tego, że bez przerwy ktoś decydował za mnie. Chciałam w końcu móc podjąć decyzję samodzielnie, a w tym momencie miałam ochotę wrócić do klubu.

- Wiem co robisz i nie mam zamiaru ci na to pozwolić - odparł nieco ciszej. - Do samochodu. Już.

Wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił. Był teraz wściekły i stanowczy, a jego wyprostowana sylwetka wręcz krzyczała że to on tutaj dominował. Zapadła między nami cisza, podczas której uważnie obserwowałam jego czekoladowe oczy. Chryste, jak on mnie denerwował.

- Kim ty myślisz że jestem, żeby mi rozkazywać? - pchnęłam go lekko do tyłu, a jego dłonie opadły z mojego ciała. - Jeśli będę chciała, to upije się do nieprzytomności a tobie nic do tego.

Nicholas pokiwał powoli głową, a jego szczęka drgnęła. Uniósł dłonie w geście obronnym, robiąc krok do tyłu.

- Masz rację. Droga wolna - wskazał dłonią w kierunku wejścia do klubu, co trochę mnie zaskoczyło.

Odetchnęłam głośno, unosząc złożone ręce do góry.

- W końcu - powiedziałam z głową uniesioną ku niebu, a potem ruszyłam przed siebie.

Jednak gdy tylko to zrobiłam, Nicholas stanął mi na drodze cmokając językiem. Uśmiechnął się szeroko, patrząc na mnie z politowaniem.

- Na prawdę myślałaś, że ci odpuszczę? - parsknął śmiechem, a potem znów mocno złapał moje ciało z łatwością podnosząc je do góry i ruszył do stojącego niedaleko samochodu.

- Debil - warknęłam pod nosem, a brunet przesunął dłoń na moje udo które zaraz mocno ścisnął.

Chwilę później siedziałam już w jego Chevrolecie z założonymi na brzuchu rękami. Przez płynący w mojej krwi alkohol ciężko było mi zdecydować czy byłam zła, czy wdzięczna że wyciągnął mnie z klubu. Zapach jabłek i jego wody kolońskiej także nie pomagał, ponieważ mieszał mi w głowie. Zresztą sama obecność Nicholasa miała na mnie taki wpływ i wcale mi się to nie podobało.

- Otwórz schowek - odezwał się, po tym jak odpalił silnik.

Westchnęłam męczeńsko, ale i tak go posłuchałam. Gdy tylko wykonałam jego polecenie moim oczom ukazało się kilka arbuzowych lizaków. Obróciłam głowę w jego stronę, wciąż promieniując wrogim nastawieniem. Horton uniósł swoje brwi, a ja powróciłam wzrokiem do słodyczy jakie ze sobą miał następnie biorąc jeden z nich. Odpakowałam lizaka i włożyłam go do ust, w ciszy napawając się słodkim smakiem mojego ulubionego owocu. Zamknęłam schowek i poprawiłam się na miejscu, wciąż na niego nie patrząc. Ale wtedy jego dłoń złapała moją żuchwę, przekręcając moją głowę do siebie. Moje usta spomiędzy których wystawał biały patyczek lekko się wydęły, a jego tęczówki na moment na nich spoczęły zanim znów nie popatrzył w moje oczy.

- A teraz bądź dobrą dziewczynką i zapnij pasy, żebym mógł w końcu ruszyć z miejsca, tak? - głos bruneta był lekko zachrypnięty i znacznie niższy, a ja poczułam skurcz w podbrzuszu.

Powiedz to jeszcze raz.

Patrzyłam w jego oczy spod wachlarza rzęs, a potem obróciłam lizaka językiem aby przełożyć go na lewą stronę. Nicholas opuszkiem palca zahaczył o moją wargę, a potem zabrał swoją dłoń bacznie obserwując moje kolejne ruchy. Odchrząknęłam cicho i poprawiłam się na siedzeniu, następnie sięgając po pas aby go zapiąć. Nie patrzyłam na niego, ale kątem oka widziałam jak się uśmiechnął zanim wyjechał na ulicę.

- Nie chcę wracać do domu - oznajmiłam kiedy byliśmy już w drodze.

Nie byłam do końca pewna gdzie Horton się kierował, ale na wszelki wypadek chciałam aby był świadomy. Nie było takie opcji, że wrócę dzisiaj do domu. Nie mogłam patrzeć na moją rodzicielkę i nie chciałam tego robić. Potrzebowałam przerwy od tej kobiety i to cholernie długiej. Najchętniej nie wracałabym już nigdy.

- A czy powiedziałem, że cię tam zabieram? - westchnął ciężko, prostując palce na kierownicy kiedy brał zakręt.

- W takim razie gdzie mnie zabierasz? - moja ciekawość nieco wzrosła, ale starałam się brzmieć obojętnie.

Nie otrzymałam jednak odpowiedzi. Przez dłuższy czas jeździliśmy po mieście, a Nicholas wcisnął mi butelkę wody do wypicia. Nawet nie protestowałam. W ciszy przemieszczaliśmy się po mieście bez żadnych przystanków, oczywiście dopóki nie musiałam skorzystać z toalety gdyż po takiej ilości alkoholu i wody jaką spożyłam, mój pęcherz nie domagał. Więc dlatego zatrzymaliśmy się jakieś trzy razy w przeciągu godziny. Wniosek z tego wszystkiego był taki, że Horton wyglądał na prawdę uroczo kiedy się denerwował lub załamywał moją osobą. Robił wtedy taką minę, która uwydatniała jego dziurki w policzkach chociaż wcale się nie uśmiechał. Aż miałam ochotę poprosić go aby podjechał na kolejną stację benzynową tylko po to żeby znów ją zobaczyć.

Chwilę później brunet zaparkował samochód obok ładnie zrobionego boiska do koszykówki. Przez jakiś czas po prostu na nie patrzył, a ja obserwowałam jego profil. Przypomniałam sobie co kiedyś powiedziała mi Choni, ale nie byłam pewna czy powinnam poruszać ten temat. Wiedziałam, że ten sport miał dla niego znaczenie, lecz także skrywał wiele nieprzyjemnych wspomnień. A już szczególnie to miejsce. Byłam niemal pewna, że to tutaj odbył się turniej o którym opowiedział mi w Rio. Na samą myśl o tym co się wtedy stało, coś nieprzyjemnie kurczyło się w moim brzuchu. Nie byłam pewna dlaczego przyjechaliśmy akurat tutaj, ale moim ciałem zawładnęła dziwna determinacja. Bo chciałam dać mu z tego miejsca dobre wspomnienia. Takie, które sprawią że za każdym razem gdy będzie męczyć go trauma z przeszłości to zaraz zastąpi ją coś, co sprawi że w sekundzie o niej zapomni.

Niewiele myśląc złapałam za klamkę i otworzyłam drzwi Chevroleta, zaraz stając na asfalcie. Podeszłam kilka kroków bliżej rozglądając się za piłką, a wtedy usłyszałam że Nicholas także wyszedł samochodu.

- Co robisz? - zapytał, podchodząc bliżej mnie.

- Chcę zagrać - oznajmiłam, następnie wchodząc na boisko.

Nie wiem czy to był znak od Boga, czy zwyczajne szczęście głupiego, ale pod jednym z koszy leżała pomarańczowa piłka z Wilsona.

- Nie wiem czy to taki dobry pomysł - usłyszałam za sobą głos Nicholasa, ale kompletnie go zignorowałam.

Zamiast tego wzięłam piłkę i stanęłam przed koszem, celowo nie trafiając do środka. Westchnęłam męczeńsko z lekką przesadą, a potem obróciłam się w stronę chłopaka i zaczęłam zdejmować swoje buty.

- Co ty robisz? - podszedł nieco bliżej, kiedy ja odrzuciłam obuwie w bok.

- Nie znasz zasad? - nasze spojrzenia się skrzyżowały - Kto nie trafia do kosza, musi zdjąć z siebie część garderoby.

Horton zmrużył lekko oczy, patrząc na mnie z zaciekawieniem. Jego głowa lekko przekręciła się w bok, a potem zrobił kilka kroków w moją stronę. Przygryzł na moment swoją wargę, którą zaraz wypuścił spomiędzy zębów a jego czekoladowe tęczówki wwierciły się prosto w moje. Powoli zjechał wzrokiem moje ciało, nie szczędząc sobie czasu. Przełknęłam ciężko ślinę, czując jak samo jego spojrzenie sprawiało iż moja skóra mrowiła.

- Cóż. Skoro tak stawiasz sprawę - wzruszył ramionami, a potem poszedł po piłkę i ustawił się przed koszem.

I nie trafił. Westchnął ciężko, a zaraz i jego buty podzieliły los tych moich. Musiałam bardzo się starać, aby się nie uśmiechnąć ponieważ byłam pewna iż zrobił to specjalnie.

- Gramy do dziesięciu - oznajmiłam, zgarniając piłkę.

- Pokaż co potrafisz - oparł dłonie na swoich kolanach, posyłając mi wyzywające spojrzenie.

Odwzajemniłam się tym samym, kiedy zaczęłam kozłować i ruszyłam w jego stronę. Oczywiście udawałam iż potrafię rozgrywać sytuacje jeden na jeden, imitując zwody które widziałam w telewizji oraz podczas rozgrywek na konsoli. Wiedziałam, że nie potrafiłabym przejść przez Hortona, dlatego w końcu zwyczajnie się zatrzymałam i wycelowałam prosto do kosza, a piłka wpadła przez obręcz. Nicholas zmarszczył brwi, widząc mój rzut a jego brew lekko się uniosła. Można by rzec, że widziałam w jego oczach lekkie uznanie.

- I Harmon trafia za trzy punkty - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu, patrząc na jego zaskoczoną twarz.

Ukłoniłam się jak baletnica, a zaraz w podskokach pobiegłam po piłkę. Ledwo wróciłam na wcześniejszą pozycję, a Nicholas już znalazł się przy mnie wybijając Wilsona z moich dłoni. Rozchyliłam szeroko usta obserwując jak z dwutaktu zdobywa dwa punkty. I być może była to jedna z bardziej atrakcyjnych rzeczy jakie widziałam, a może nie. Nie moja wina, że miałam słabość do koszykarzy która rozpoczęła się od Troy'a Boltona.

- No ładnie dziki kocie - nie mogłam się powstrzymać aby to powiedzieć.

Nicholas przewrócił oczami, ale jego usta rozciągnęły się w uśmiechu. Wiedziałam, że oglądał High School Musical.

Ustawiliśmy się do kolejnej rozgrywki, a ja uporczywie starałam się zatrzymać bruneta ciężarem swojego ciała, co oczywiście nie przyniosło upragnionych skutków. Ale wtedy Horton mocno uderzył piłką w bok tablicy, a potem jego ręce opadły z bezsilności.

- A niech to - udawał rozczarowanie, a potem bez żadnych oporów zdjął swoją koszulkę.

I ja również nie miałam oporów, kiedy mój wzrok powędrował na jego nago tors, ramiona czy mięśnie brzucha. Podziwiałam każdy jeden centymetr jego skóry, podczas gdy na jego twarzy zawitał uśmiech. W końcu spojrzałam w jego oczy, a chłopak pokręcił z rozbawieniem głową.

Gra toczyła się dalej, a ja starałam się jak mogłam aby trafić do kosza. Pozbyłam się jeszcze swoich skarpetek, tak samo jak i brunet. Znów byłam przy piłce i chciałam rzucić za kolejne trzy punkty. Jednak gdy tylko piłka znalazła się w powietrzu, wiedziałam że nic z tego nie będzie. Horton biegiem ruszył do kosza, a potem złapał lecącą w kierunku obręczy piłkę i zablokował ją o tablicę. Przebiegły sukinsyn. Wzruszył ramionami obracając piłkę w dłoniach, a ja przewróciłam oczami a potem złapałam za swój top i przeciągnęłam go przez głowę, tym samym pozostając w białym koronkowym staniku. Moje włosy lekko się przez to naelektryzowały, kaskadami opadając mi na plecy i ramiona. Rzuciłam cienki materiał na koszulkę Nick'a, a potem poprawiłam niesforne kosmyki włosów i na niego spojrzałam. Jego tęczówki taksowały moje ciało z uwielbieniem, co sprawiało iż się rozpływałam bo nikt nigdy tak na mnie nie patrzył. Ruszyłam powoli w stronę bruneta, a jego jabłko Adama wyraźnie się poruszyło. Coś w jego oczach błysnęło, zanim pociemniały, w momencie kiedy zatrzymałam się tuż przed nim, patrząc na niego spod rzęs. Opuszkiem palca przejechałam po jego obojczyku, ramieniu, aż w końcu dotarłam do dłoni w której trzymał piłkę. Zwinnym ruchem zabrałam ją z jego rąk, a potem biegiem ruszyłam w kierunku kosza robiąc dwutakt. Skoczyłam najwyżej jak mogłam, mając nadzieję że magicznie doskoczę do obręczy, zrobię wsad i na niej zawisnę. Jednak nic takiego się nie wydarzyło, ale przynajmniej trafiłam.

- To miał być twoim zdaniem wsad? - usłyszałam jego kpiący głos za plecami, co sprawiło że w momencie się do niego obróciłam.

Już miałam coś odpowiedzieć, ale wtedy Nicholas zgarnął piłkę, wziął rozpęd a potem skoczył i jedną dłonią wykonał perfekcyjny wsad podczas gdy mięśnie jego pleców się uwydatniły. Chryste, jeszcze chwila a będę potrzebowała dla siebie wody święconej.

Horton stanął przede mną i ukłonił się prześmiewczo dokładnie tak, jak ja wcześniej co sprawiło iż przewróciłam oczami. Brunet podał mi do rąk piłkę, a ja spojrzałam na niego pytająco.

- No chodź, zrobimy ten twój wsad jak trzeba - skinął głową w kierunku kosza, a ja ruszyłam za nim z lekką dezorientacją.

Zatrzymałam się obok niego, a wtedy chłopak mnie okrążył aby stanąć tuż za mną.

- Wyprostuj się i trzymaj równowagę - jego gorący oddech owiał mój policzek.

- Co —

Nie zdążyłam dokończyć, ponieważ poczułam jak jego włosy łaskoczą moje uda które zaraz oparły się o ramiona chłopaka. W sekundzie wykonałam jego polecenie, piszcząc krótko kiedy Horton podniósł się z moim ciałem do góry. Piłka omal nie wypadła mi z rąk, kiedy oderwałam się od asfaltu a palce bruneta zacisnęły się na moich udach.

- Kurwa Nick, ostrzegaj jak chcesz zrobić coś takiego! - odetchnęłam głośno, słysząc bicie własnego serca.

Prawie dostałam zawału kiedy tak mnie podniósł, bo po pierwsze wcale się tego nie spodziewałam a po drugie mogłam łatwo spaść. Tym bardziej, że trzymałam piłkę i nie miałam czego się złapać.

- Nie przesadzaj. Przecież cię trzymam - na potwierdzenie swoich słów poruszył lekko palcami, które zaciskał na mojej skórze. - A teraz rzucaj i złap się obręczy.

Z uśmiechem na ustach wykonałam jego polecenie, a potem mocno złapałam za metalowe koło. Nick puścił moje ciało, a ja mogłam w końcu poczuć się jak zawodowy koszykarz. Zaśmiałam się głośno, czując jak każda komórka mojego ciała buzowała ze szczęścia. Nawet nie wiem dlaczego sprawiło mi to aż tak wiele radości. Nie potrafiłam przestać się uśmiechać, a kiedy spojrzałam w dół na stojącego tuż pode mną Nicholasa, przygryzłam mocno wargę. Wyglądał tak dobrze, że to aż nie realne.

- Uwaga, bo skaczę - oznajmiłam, czekając aż chłopak się odsunie.

Ale parsknął tylko śmiechem, a potem złapał za moją talię i dosłownie zdjął mnie z obręczy a ja owinęłam nogi wokół jego bioder. Dłonie Hortona złapały za moje pośladki, kiedy lekko podrzucił mnie w górę aby było mu wygodniej mnie trzymać. Moje ręce owinęły się wokół jego karku i nie musiałam dłużej czekać, gdyż jego usta szybko odnalazły moje. Jego palce wślizgnęły się pod materiał moich spodenek gdzie mocno zacisnął palce na mojej skórze, tym samym dociskając mnie jeszcze bliżej siebie na co omal nie jęknęłam w jego wargi. Jego język sprawnie odnalazł mój, ale nie na długo gdyż brunet swoje pocałunki przeniósł na mój dekolt. Wplotłam palce w jego ciemne kosmyki, okazyjnie za nie pociągając kiedy nie masowałam skóry jego głowy. Ale potem role się zamieniły. To ja wcisnęłam go w metalowy słup i wargami przyssałam się do jego zarysowanych mięśni, pozostawiając po sobie sporo malinek. Horton ściskał w pięści moje włosy, a kiedy spojrzałam na niego spod rzęs podczas tworzenia jednego z moich dzieł, jego wargi się rozchyliły a głowę oparł o słup. Za to ja się uśmiechnęłam, ponieważ utwierdziło mnie to w przekonaniu iż podobało mu się to co robiłam. Nawet jeśli musiałam nieco podrażnić swoje kolana, ustawiając się w średnio komfortowych pozycjach aby dostać tam gdzie chciałam.

Kiedy skończyłam, obdarowałam każdą malinkę krótkim buziakiem a potem podniosłam się z asfaltu. Nicholas od razu przyciągnął moją twarz do soczystego pocałunku, który topił moje serce. Uśmiechnęłam się do niego, delikatnie przygryzając przy tym wargę, podczas gdy brunet przewrócił oczami starając się ukryć swój własny uśmiech.

I w tym momencie zdałam sobie sprawę, że żadne używki otępiające mój mózg nie były mi potrzebne. Nie musiałam się truć, żeby coś poczuć. Żeby doznać euforii.

Nie musiałam, dopóki miałam jego.







*
rozważam maraton, ale to nie takie proste

zapraszam was na mojego Twittera @youmademyday7x gdzie mam zamiar wrzucać cytaty, lub małe spojlery dotyczące książki, możemy także po prostu tam sobie rozmawiać

Jeśli ktoś z moich czytelników był na koncercie Harry'ego Styles'a w Krakowie to błagam podsyłajcie mi jakieś zdjęcia lub filmiki, bo to że nie mogłam tam być boli bardziej niż bym chciała

niedługo pojawi się kilka nowych informacji, także bądźcie ze mną na bierząco

do następnego!

~ Id.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro