34. Baw się dalej, w końcu to impreza.
Ostatni tydzień do najlepszych nie należał.
Co drugi dzień chodziłam na treningi z Axelem i co drugi dzień odpoczywałam po tym wcześniejszym. Jednak po spędzeniu kilku kolejnych dni w jego towarzystwie stwierdziłam, że jednak jest całkiem znośny i dzięki temu ćwiczenia nie były aż takie złe. Bardzo mnie motywował, a poza tym w trakcie rozmawialiśmy o serialach w których jak się okazało gustujemy podobnie.
Jednak nie zmieniało to faktu jak wycieńczona byłam. Nie miałam ochoty wychodzić ani z nikim się widywać. Rozmawiałam kilka razy przez telefon z Vee lub wymieniłam wiadomości z Jakiem.
Mojej mamie także zachciało się dręczyć mnie bardziej niż zazwyczaj, rzucając jakimiś tekstami które sprawiały iż miałam ochotę skoczyć z okna. Coraz gorzej czułam się przez nią w swoim ciele i nie chciałam aby ktokolwiek mnie oglądał. Nawet Axel był zdziwiony że nie miałam siły być niemiłą. Widocznie ostatnio doświadczyłam tego zbyt wiele na swojej skórze i nie chciałam sprawiać aby inni czuli się tak samo podle. Wiedziałam, że w porównaniu z ostatnimi dwoma latami moje ciało się zmieniło, ale do tej pory kompletnie mi to nie przeszkadzało. Nie było to dla mnie szczególnie ważne czy zauważalne, ale im więcej komentarzy a propos mojego wyglądu słyszałam tym większe ubrania na siebie zakładałam i mniej jadłam. Czy tego chciałam? Nie. Ale za każdym razem kiedy moja rodzicielka zwracała uwagę na temat tego jak to kiedyś byłam szczuplejsza i lepiej wyglądałam, tak zaczęłam myśleć o tym iż nie jest jedyną osobą która takie rzeczy zauważała. Poza tym ciężko jest być tą jedną osobą wśród swoich znajomych która nie wygląda tak dobrze jak reszta. A co było jeszcze gorsze? Słyszeć jak takie osoby mówią iż powinny schudnąć, albo że wyglądają okropnie. Bo skoro tak postrzegają siebie, to jak widzą mnie?
Aktualnie piłam trzecią kawę dnia i oglądałam Keeping Up With The Kardashians. Moje samopoczucie było nijakie, ponieważ nie odczuwałam kompletnie nic. Pusto wpatrywałam się w ekran laptopa co jakiś czas śmiejąc się z mojego ulubionego reality show. Pogoda na zewnątrz była fatalna dzięki czemu lepiej mi się oglądało. Do tego nie czułam się winna, że znów spędzam cały dzień w domu. W końcu mocno padało, więc nie było sensu nic robić.
- Uwaga, przybywam! - usłyszałam głośne wołanie z korytarza, a zaraz moje drzwi zamaszyście się otworzyły i w progu stanęła Vee.
- O Boże, nie - wymamrotałam żartobliwie pod nosem, chociaż wcale nie dziwiła mnie ta sytuacja ponieważ to ja ją tego nauczyłam.
- Wiem, że się cieszysz bo mnie kochasz - brunetka wzruszyła ramionami, a potem zamknęła za sobą drzwi i rzuciła się na łóżko obok mnie w większości swoje ciało wywalając na moje.
Leżałyśmy tak przez kolejne dwa odcinki, aż w końcu Veronica zaczęła coraz bardziej nerwowo się poruszać. W końcu podniosła się do pozycji siedzącej i spojrzała na mnie swoimi wielkimi szarymi oczami. Wyraz jej twarzy wcale mi się nie podobał i już wiedziałam, że nie przyszła tutaj bez powodu.
- Mów, zanim zrzucę cię z łóżka - zamknęłam laptopa i odłożyłam go na podłogę a potem spojrzałam na Kingston.
- To nie jest takie proste - wymamrotała pod nosem.
- Po prostu to z siebie wyduś - ponagliłam ją, także podciągając się nieco wyżej.
Brunetka wzięła głęboki oddech i zaczęła bawić się swoimi palcami, a potem w końcu na mnie spojrzała.
- Bo byłam wczoraj na imprezie i widziałam Nicholasa - oznajmiła, a ja uniosłam brew czekając jaki to miałoby mieć związek ze mną. - No i był tam z jakąś dziewczyną. Raczej wydawali się być...
- No jacy? - dopytałam ze zmęczeniem, domyślając się odpowiedzi.
- Zdecydowanie w bardziej niż przyjacielskiej relacji - odchrząknęła. - A że byłam tam z Jakiem to zdecydowałam go zapytać. Powiedział wtedy, że nie wie co to za laska ale Horton ma co tydzień kogoś nowego i sam już stracił rachubę.
Patrzyłam na przyjaciółkę pustym i obojętnym wzrokiem, a potem głośno westchnęłam.
- I co? - powiedziałam, poprawiając się na materacu.
W końcu byłam świadoma tego jak Nicholas wyglądał i raczej jasne było, że kręciło się przy nim dziewczyn na zaś. Do tego był wolnym człowiekiem i mógł robić co mu się żywnie podobało. To nie tak, że między nami było coś wielkiego. Byliśmy znajomymi którzy czasami ze sobą flirtowali i robili inne niezbyt przyjacielskie rzeczy, ale to wszystko.
- Nie jesteś, nie wiem, zła? - Vee zmarszczyła swoje równe brwi, patrząc na mnie ze zdziwieniem.
- Ale o co miałabym być zła? - westchnęłam ciężko. - Niech sobie robi co chce, to że robiliśmy ze sobą rzeczy nie wiąże nas na zawsze.
- No tak, ale —
- Nie ma żadnego ale, Vee - przerwałam jej. - Doceniam to że mi o tym powiedziałaś, ale poważnie wszystko jest okej.
Brunetka skinęła głową, a potem jej twarz nieco bardziej się rozpromieniła chociaż mimo wszystko na ustach grał ten zadziorny uśmiech.
- Czyli pójdziesz ze mną dzisiaj na imprezę do Jake'a?
Moja głowa bezsilnie opadła na poduszki, a ja jęknęłam niezadowolona. Ostatnie na co miałam ochotę to pieprzona impreza, ale z drugiej strony czułam iż musiałam coś udowodnić Vee o ile i nie przeciwstawić się samej sobie. Poza tym miałam pewne założenia i chciałam sprawdzić, czy pokrywały się z rzeczywistością.
- Wiem, że chcesz - brunetka zabawnie poruszyła brwiami, a ja rzuciłam w jej twarz poduszką.
- Niech ci będzie - wymamrotałam pod nosem, a potem Kingston mi oddała i chwilę tak się podrażniłyśmy aż w końcu wstałam.
Nie miałam ochoty się stroić ani jakoś specjalnie malować. Wszystko było mi całkowicie obojętne co powoli zaczynało mnie przerażać. Ubrałam na siebie jeansowe spodenki, biały top na cienkich ramiączkach i do tego czarną bluzę z Nike której zdecydowałam się nie zapinać. Moje włosy lekko się pofalowały po wcześniejszym prysznicu ale nie miałam siły ich prostować, dlatego po prostu zostawiłam je jak były. Na twarz dałam jedynie trochę korektora, tusz do rzęs i karmelowy błyszczyk. W tym czasie Vee ogarniała taksówkę i poprawiała swój makijaż moimi kosmetykami. Moje oczy były nieco przekrwione ze zmęczenia ostatnimi dniami, ale to nic. Poza tym wszystko za bardzo mnie przytłaczało, a więc jedyną odpowiedzią w tej chwili był dla mnie alkohol. Czasami zastanawiałam się dlaczego pije dosyć często. A potem to zrozumiałam. Tylko będąc w stanie upojenia jestem zdolna czuć więcej i czuć coś miłego. Wszystko widzę w pozytywnym świetle, a do tego spycham najgorsze myśli na sam dół i skupiam się na chwili która trwa. Nie zastanawiam się wtedy czy dobrze wyglądam albo czy nie mówię głupot. Po prostu żyję.
Nie minęło dziesięć sekund odkąd razem z Vee weszłyśmy do domu Harvey'a, a ciemnowłosy już z impetem się na nas rzucił. Przytulał nas długo i mocno, mamrocząc coś pod nosem ale nie zrozumiałam kompletnie nic. Jednak mimo wszystko zdawało się iż potrzebowałam tak porządnie się z kimś przytulić, a więc Jake niespodziewanie i nieświadomie poprawił mi humor.
- Jesteś pijany jak szpadel - oznajmiła Kingston, klepiąc delikatnie chłopaka po policzku.
- Wy też zaraz będziecie, nie martwcie się - chciał chyba stuknąć nas palcem w czubek nosa, ale na mojej twarzy sobie nie trafił bo prawie włożył mi palec do oka, na co nieznacznie się skrzywiłam.
- Dobra, lepiej zaprowadź mnie do alkoholu zanim stracę przez ciebie oko - uśmiechnęłam się delikatnie, kiedy Jake z wielkim entuzjazmem pociągnął mnie do salonu.
I nie wiem dlaczego, ale nie chciałam nawet rozglądać się dookoła. Udawałam iż byłam bardzo pochłonięta moim przyjacielem, który nalewał mi drinka i bez przerwy coś do niego mówiłam obserwując jego ruchy. Zdaje się, że nie chciałam patrzeć. Bo nie chciałam zobaczyć jego. A raczej nie chciałam zobaczyć go z kimś innym co było głupie z mojej strony, ponieważ nie miałam do tego prawa i sama się zarzekałam że nie darzyłam go większymi uczuciami. Więc dlaczego to wszystko sprawiało mi taki problem? W końcu nie powinno.
Wzięłam od Jake'a szklankę, a pierwszy łyk niemal wysłał mnie na inną planetę. Może nie powinnam była zgadzać się aby to on robił mi drinka, ale z drugiej strony w sumie miałam ochotę poczuć coś mocniejszego co całkowicie pochłonie moje myśli.
- I jak, smakuje? - Harvey zrobił dumną minę, a ja delikatnie skrzywiłam się po łyku jednocześnie i tak przybierając uśmiech.
- Jak to wódka z wódką - odparłam, czując ostry smak w przełyku.
Chyba jednak przeceniłam samą siebie i jak trochę tego upije, to doleje sobie więcej soku. No chyba że chciałam, aby był to mój pierwszy i zarazem ostatni drink.
A potem mimowolnie mój wzrok spoczął właśnie na nim. Siedział na kanapie w koszulce o odcieniu zgniłej zieleni i czarnych spodenkach za kolano. Jego włosy były roztrzepane jak zwykle, a oczy delikatnie przekrwione. Złapaliśmy kontakt wzrokowy, kiedy uniósł butelkę z piwem aby zaraz pociągnąć z niej łyk. Patrzyłam na niego dobre kilka sekund, za co w głowie skarciłam samą siebie i momentalnie powróciłam do mojego przyjaciela.
- Idziesz zapalić? - zapytałam, gdy przypomniałam sobie iż przed samym wejściem wetknęłam swoją paczkę i zapalniczkę do tylnej kieszeni spodenek.
- Dla ciebie. Zrobię. Wszystko - wbił lekko swój palec w mój policzek.
Uwielbiałam kiedy Jake był wstawiony w ten swój jeden ze szczególnych sposobów, podczas których był taki uroczy i uwielbiał wszystkich komplementować.
- A wypijesz dla mnie szklankę wody? - zapytałam wyzywająco, starając się rozegrać to jakbym toczyła z nim pojedynek.
Zaczął mocno to rozważać, ale nie wyglądał na zbytnio przekonanego dlatego wpadłam na inny pomysł.
- Zróbmy tak. Jeśli wypijesz szybciej szklankę wody niż ja swojego drinka, to.. - i szczerze nie miałam pojęcia jak dokończyć swój cudowny pomysł.
Zmrużyłam lekko oczy starając się coś wymyślić, ale w mojej głowie panowała kompletna pustka. Czy miałam coś, co mogłam mu w ogóle zaoferować jako nagrodę? Kreatywność doszczętnie ze mnie wyparowała i nie wiedziałam co powiedzieć.
- Nie tak prędko. Ja coś wymyślę - przerwał mi w momencie kiedy już miałam podzielić się z nim moją improwizacją.
- To może najpierw zagrajmy, a pomyślimy później? - zaproponowałam, obserwując jego przekrwione oczy.
- Zgoda - odparł, a ja lekko się uśmiechnęłam ponieważ istniało więcej niż siedemdziesiąt procent szans, że nie będzie nawet tego pamiętał.
Vee zadbała o jego szklankę z wodą, a ja postanowiłam w międzyczasie niezauważalnie upić trochę swojego drinka aby dolać sobie soku. Nie było opcji żeby w ogóle podejść do tego zadania pijąc niemal samą wódkę.
Razem z Jakiem ustawiliśmy się przodem do siebie, wyzywająco patrząc sobie w oczy. Wiedziałam, że prawdopodobnie popełniałam błąd ponieważ jeśli tak szybko wypije drinka, to złapie mnie cztery razy szybciej. Ale cóż, dzisiaj był jeden z dni kiedy nie chciałam czuć absolutnie nic. Właśnie dlatego kiedy Vee odliczyła od trzech w dół, posłałam przyjacielowi szeroki uśmiech a potem z mocą przytknęłam szklankę do ust. Zacisnęłam mocno powieki kiedy każdy kolejny łyk trafiał do mojego żołądka, pozostawiając po sobie ostry posmak. W duchu modliłam się aby Jake już zaczął krzyczeć ze szczęścia oraz wygranej, ale trochę musiałam na to zaczekać. W końcu usłyszałam jego okrzyk i z ulgą odsunęłam od siebie niemal pustą szklankę. Wystawiłam na moment język, a moje ciało przeszedł dreszcz.
- Dałam ci fory - ogłosiłam, odkładając szklankę na stolik.
Chyba muszę iść zapalić, aby pozbyć się tego posmaku z ust.
- Tak mówi każdy przegrany - Harvey dumnie się uśmiechnął. - Jestem głodny, zadzwonię po pizzę.
A potem zniknął gdzieś za rogiem, co skomentowałam krótkim śmiechem.
- Dobra z ciebie przyjaciółka - usłyszałam głos Wiley, która jak się okazało siedziała na kanapie po drugiej stronie stolika, gdzie zaraz spojrzałam. - Jak nic nie będzie tego pamiętał, ale założę się że ta szklanka wody uratuje mu dzisiaj to pijackie dupsko.
- Też tak uważam - skinęłam głową, czując jak robiło mi się coraz bardziej gorąco. - Poza tym zrobiłam to bardziej dla siebie. Miałam ochotę się napić - uśmiechnęłam się szeroko, a potem machnęłam paczką papierosów którą wyjęłam z kieszeni. - Zaraz wrócę.
Blondynka skinęła głową, a ja razem z Vee ruszyłam do wyjścia na taras gdzie zebrał się już spory tłum. Wyjęłam jednego papierosa i zaraz go odpaliłam, a szarooka po chwili zrobiła to samo. Zaciągnęłam się nikotyną niemal od razu czując ulgę. Nie wiem skąd wezbrało się we mnie tyle sprzecznych emocji, ale papieros zawsze mi pomagał i zrobił to także teraz.
- Ej Slo, czy to nie jest ten typ co był ostatnio u ciebie na kolacji? - brunetka skinęła głową za mnie, a na obróciłam się w tamtym kierunku ze zmarszczonymi brwiami.
I miała racje. Axel stał w tłumie i rozmawiał z ludźmi z mojego liceum, a kiedy zobaczył iż na niego patrzę przeprosił ich gestem aby zaraz skierować się w naszą stronę. Skrzywiłam się nieznacznie zastanawiając się, co on tutaj do cholery robił.
- No jest - wymamrotałam pod nosem, znów się zaciągając.
Blondyn zatrzymał się tuż przy nas, wyjmując z kieszeni paczkę papierosów a potem jakby nigdy nic się uśmiechnął.
- No witam - powiedział, wyjmując fajkę z kartonowego pudełka.
- Co ty tutaj robisz? - zapytałam, badawczo mu się przyglądając.
- Jak to co? - odpalił papierosa, a potem na mnie spojrzał. - Pilnuje cię.
Słysząc jego wypowiedź parsknęłam głośnym śmiechem, a potem pokręciłam z niedowierzaniem głową.
- Moja matka kazała ci mnie śledzić, czy co? - fuknęłam, a mój humor nieco się zmienił.
Chciałam od wszystkiego odpocząć, a jego obecność tylko przypominała mi o tym iż należałam do organizacji która na każdym kroku mnie ubezwłasnowolniała.
- O to się nie martw. Nie mam zamiaru psuć ci zabawy, ale fakt faktem muszę tutaj być - oznajmił, wypuszczając biały dym spomiędzy warg.
- Świetnie - wypuściłam ciężko powietrze z płuc.
- W takim razie ktokolwiek kazał ci niańczyć moją przyjaciółkę, powiedz żeby się wypchali - wtrąciła Vee, mierząc Axela nieprzyjemnym spojrzeniem. - Sama lepiej jej przypilnuje.
Blondyn przeniósł na nią swój pełen politowania wzrok, a potem ze zmęczeniem westchnął.
- Z pewnością - sarknął, znów się zaciągając.
- Czyżbym słyszała sarkazm? - brunetka nieco się ożywiła, przestępując z nogi na nogę. - Nie żeby coś, ale moja obecność przynajmniej nie wzbudza podejrzeń. Ty jakoś nie wpasowujesz się w tłum.
- Wiem - wzruszył ramionami. - Nigdy nie miałem potrzeby się wpasować.
Jego cicha aluzja sprawiła iż Vee się zaśmiała, a potem strzepnęła popiół z papierosa i znów wbiła w niego obojętne spojrzenie.
- No proszę. Kolejny mądry się znalazł - mruknęła. - Prawdziwy nadczłowiek, no spójrz tylko Slo, pilnuje cię primabalerina.
Zacisnęłam wargi aby się nie zaśmiać, podczas gdy Axel zmarszczył brwi z zaciekawieniem przyglądając się mojej przyjaciółce.
- Skoro już powiedziałeś swoje to możesz sobie iść. W końcu miałeś nie psuć zabawy - nawiązała do jego wcześniejszych słów, a potem wzrokiem powróciła do mnie kompletnie go ignorując.
Tak. Veronica Kingston była kimś, kogo całym sercem uwielbiałam.
- Jakby coś się działo, od razu mnie szukaj - Axel nachylił się w moją stronę, a potem zniknął gdzieś w tłumie ludzi pozostawiając słowa Vee bez komentarza.
Za to ja z rozbawieniem patrzyłam na moją przyjaciółkę, która wciąż wydawała się lekko oburzona jego osobą chociaż maskowała to obojętnością i chłodem.
- No co? - zapytała, widząc że jej się przyglądam.
- Nie, nie. Nic - uniosłam ręce w obronnym geście wciąż się uśmiechając.
- I dobrze. A teraz chodźmy się napić - zgasiła papierosa w popielniczce, co za chwilę zrobiłam i ja.
- No i to rozumiem - wsunęłam rękę na jej przedramię i razem wróciłyśmy do środka.
Oczywiście bez żadnego zawahania zgodziłam się pić kieliszki, ponieważ miałam ochotę szybko się wprawić. Usiedliśmy w salonie razem z resztą, z czego Jake niebywale się ucieszył jakby myślał, że znajdziemy sobie innych znajomych. Z zadowoleniem przysunął nam krzesła abyśmy się zmieściły, a pech jak zwykle chciał tak, że po drugiej stronie stolika zaraz naprzeciw mnie siedział akurat Horton. Główny powód mojego emocjonalnego rozchwiania.
Za każdym razem kiedy przechylałam kieliszek, czułam na sobie jego wzrok. Kilka razy napiliśmy się razem, utrzymując kontakt wzrokowy co wcale mi się nie podobało. Za każdym razem kiedy nasze tęczówki się spotykały miałam wrażenie, iż atmosfera między nami gęstniała. Albo to tylko moja wyobraźnia.
Jake zgasił niektóre światła, zastępując wszystkie pozostałe kolorowymi żarówkami aby było bardziej klimatycznie. Gdy tylko to zrobił odetchnęłam z ulgą, ponieważ nie lubiłam światła a za to preferowałam ciemność. Nie liczyłam ile kieliszków lądowało w moim żołądku, ale czułam się raczej dobrze pomijając lekkie szumienie w głowie. Wiedziałam, że nie potrzebowałam wiele aby w końcu poczuć błogi stan, ale nie chciałam także przesadzać. W końcu czasem jeden kieliszek przesądzał los.
- Cześć - usłyszałam nagle męski głos, a wysoki czarnowłosy chłopak postawił krzesło tuż obok mnie tym samym wciskając się przed Jake'a. - Jestem Dawson - wystawił dłoń w moją stronę, kiedy już wygodnie się rozsiadł.
Miał bardzo duże niebieskie oczy, co normalnie by mnie onieśmieliło ale że byłam już lekko podpita, to nic nie robiło mi różnicy.
- Sloane - uścisnęłam jego dłoń, odwzajemniając uśmiech.
- Wybacz że tak się tutaj wpycham, ale chciałem cię poznać - oznajmił, przyglądając się mojej twarzy.
Zmarszczyłam lekko brwi z zaciekawieniem, ponieważ takie sytuacje raczej mi się nie przytrafiały. Jeśli już, to chłopcy podchodzili do Vee. Poza tym nie raz słyszałam iż dużo osób nawet nie próbuje do mnie podchodzić ponieważ wyglądam na sukę. Cóż, nie zaprzeczę ale po co być aż tak przesądnym.
- A to dlaczego? - zapytałam czarnowłosego.
- Bo jesteś tutaj najciekawszą osobą - stwierdził bez żadnego zawahania. - Nie jesteś przesadnie wystrojona jak inne dziewczyny, a żeby dobrze wyglądać jak widać nie musisz się starać. Bije od ciebie taka naturalność, nikogo nie udajesz. No i oczywiście masz przepiękny uśmiech.
Wypowiadał te słowa z lekkim uśmiechem, podczas gdy ja zastanawiałam się czy to nie omamy. W końcu nigdy nie usłyszałam tylu komplementów jednocześnie, a jeśli już ktoś mówił coś podobnego to w mojej głowie od razu włączały się trybiki. Po prostu uważałam, że jeżeli ktoś jest dla mnie miły to oznacza że będzie czegoś chciał. Bo tak było zawsze.
- Cóż, sam nie wyglądasz najgorzej - wzruszyłam ramionami, a kącik moich ust uniósł się w górę.
Dawson błysnął swoimi zębami, a potem sięgnął po butelkę wódki i kieliszek.
- Najpierw ja, potem ty? - zapytał, a ja skinęłam głową zgadzając się.
Chłopak napił się jako pierwszy, następnie podsuwając mi szklane naczynie po brzegi wypełnione alkoholem. Bez żadnego problemu opróżniłam kieliszek, popijając ostrą ciecz sokiem pomarańczowym. Dawson później przedstawił się reszcie, nawiazując z nimi rozmowę. Wydawał się być w porządku, a ja nie miałam nic przeciwko jego obecności. Do tego był bardzo przystojny, co tylko odznaczało kolejny plus. Rozmawiałam z nim dosyć dużo w zasadzie o niczym szczególnym. Trochę o liceum i nauczycielach, trochę o muzyce i filmografii. Podczas tego piłam odrobinę mniej aby źle nie skończyć, a z każdą sekundą robiło mi się coraz cieplej. Od takiej ilości ludzi robiło się duszno.
- Zaraz wrócę, pójdę odwiesić sobie bluzę - poinformowałam Dawsona, a potem wstałam z krzesła i ruszyłam na piętro.
Podczas takich imprez nie lubiłam zostawiać swoich rzeczy gdzie popadnie, a że byłam w domu mojego przyjaciela to mogłam pozwolić sobie na zostawienie bluzy w jego szafie. Bez żadnych oporów weszłam do pokoju Jake'a przez co stojąca przy łóżku para momentalnie na mnie spojrzała. Stanęłam w bezruchu, starając się wszystko jakoś poskładać w całość. W końcu byłam pewna, że siedział cały ten czas naprzeciwko mnie a tymczasem stał w sypialni Harvey'a bez koszulki i z dziewczyną która trzymała palce za paskiem jego spodni. Spojrzałam w czekoladowe oczy bruneta które z obojętnością wpatrywały się w moje. Czułam się jakby ogromny głaz zatonął właśnie w moim brzuchu, a potem kilkakrotnie pomrugałam i potrząsnęłam głową.
- Oh, przepraszam - wymamrotałam szybko. - Już znikam.
Rzuciłam swoją bluzę na krzesło obok biurka, a potem w mgnieniu oka opuściłam pokój i zamknęłam za sobą drzwi o które zaraz na moment się oparłam. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam po schodach na dół, czując się nieco dziwniej. Z trudem przełknęłam ślinę przyspieszając, kiedy nagle ktoś złapał mnie za nadgarstek. Dawson zatrzymał mnie w połowie schodów, patrząc na mnie z zaciekawieniem.
- Gdzie tak pędzisz? - zapytał, a ja momentalnie otrząsnęłam się z transu.
- W sumie to myślałam żeby nieco odetchnąć - odparłam, na co chłopak pokiwał głową.
- Chcesz gdzieś posiedzieć? - skinął głową w kierunku piętra, a ja się zgodziłam.
Miałam już pewne podejrzenia co do jego zamiarów, ale w tym momencie nawet mnie to nie obchodziło. Poprowadziłam go do pokoju gościnnego, ponieważ pokój Harvey'a był właśnie okupowany przez kogoś innego. Nie spojrzałam nawet na znane mi drzwi kiedy szybko je mijałam. Gdy weszliśmy już do pomieszczenia podeszłam do okna i usiadłam na parapecie. Było ono otwarte, a ja potrzebowałam nieco ochłonąć i odetchnąć świeżym powietrzem.
- Ale ulga - powiedziałam, kiedy wiatr owiał moje plecy.
Obserwowałam jak Dawson powoli się do mnie zbliżał, aż w końcu oparł dłonie na parapecie po dwóch moich bokach. Zapach jego perfum dotarł do moich nozdrzy, a kiedy przejechał palcami po moim udzie zdecydowałam się wyłączyć myślenie. Jego usta szybko odnalazły moje, na co nie protestowałam. Całowaliśmy się namiętnie i żarliwie, a ja przejechałam dłonią po jego gęstych włosach. Czarnowłosy naparł na mnie bardziej, wślizgując się pomiędzy moje nogi. Jego ręka przejechała po moich plecach i piersi aż dotarła do szyi, gdzie zacisnął palce. I przez kolejne kilka sekund wszystko było dobrze, aż jego uścisk zrobił się tak mocny że ledwo mogłam oddychać. Już miałam coś powiedzieć gdy nagle złapał mocniej moją nogę pod kolanem a potem pchnął mnie do tyłu przez co górna część mojego ciała znalazła się po drugiej stronie okna. Nie całowaliśmy się już, a ja poczułam jak kręci mi się w głowie kiedy zdałam sobie sprawę iż w sekundzie mógł wyrzucić mnie przez to okno.
- Co ty.. - ledwo wysapałam, kiedy mnie dusił.
- Cicho - potrząsnął moim ciałem jak szmacianą lalką. - Trochę mi szkoda, bo w sumie cię polubiłem ale nie mogę lekceważyć rozkazów bo dużo mi płacą.
Nie. Proszę, nie.
- Byłem na twoich urodzinach, wiesz? - zaśmiał się krótko. - Myślałaś, że to na co się piszesz to tylko bajeczka i formalności?
Mimo iż trzymał moją nogę abym nie spadła, to jego druga dłoń napierała na mnie tak mocno iż straciłam kontrolę nad ciałem. Jeśli chciałabym wybronić się nogami, to wypadłabym z okna. Bezskutecznie zaciskałam palce na nadgarstku dłoni którą trzymaliby mojej szyi, licząc iż za moment przyniesie mi to ulgę. Ale nic takiego się nie działo. Czułam jak szumi mi w uszach jeszcze mocniej, a sama ledwo łapałam oddech. Mimo tego, że często czułam się słaba i bezużyteczna, to nie chciałam jeszcze umierać. Nie mogłam zostawić Vee.
- Licz się z tym, że każdy poluje na twoją głowę a ja z łatwością mógłbym teraz ich wszystkich prześcignąć - a potem jakby nigdy nic podciągnął mnie do góry, puszczając moje ciało na podłogę.
Zaczęłam kaszleć tak ostro, iż raniło to moje gardło. Moje płuca na nowo zaczęły przyzwyczajać się do większych dawek powietrza podczas gdy moje ciało ze stresu drżało. Klęczałam na ciemnej podłodze pokoju gościnnego, trzymając dłoń na klatce piersiowej i dławiąc się własną śliną.
- Masz szczęście, że nie jestem jednym z nich bo byłabyś już martwa - stwierdził, a ja uniosłam na niego wzrok. - Twoja matka nie będzie zadowolona ze słabości jaką okazałaś. Nie martw się, nie wspomnę o tym że się całowaliśmy bo to nie do końca należało do moich obowiązków. Wybacz tę brutalność, ale musisz być do takich sytuacji przygotowana.
Do oczu napłynęły mi łzy, a ciałem nadal władały dreszcze i niekontrolowane drżenia. Byłam pewna, że zginę. Że zrzuci mnie z tego pieprzonego okna albo udusi. A tymczasem co? Ten pomysł należał do mojej matki, której doskonale wychodzi gnębienie mnie nawet na odległość. Już nie miałam takiego miejsca, do którego mogłabym od niej uciec. Zabrała mi już wszystko.
- Tylko nie zacznij się mazać. Wstań i baw się dalej, w końcu to impreza - westchnął ciężko, a potem opuścił pokój gwizdając coś pod nosem.
Zostałam tylko ja i przytłumione odgłosy imprezy. Oddychałam nierównomiernie, czując jak każda komórka ciała odmawiała mi posłuszeństwa. Cały świat mi wirował i ledwo byłam w stanie się poruszyć.
Z podłogi podniosłam się po dobrych kilkunastu minutach. Stanęłam na równe nogi, czując ból zarówno karku jak i szyi. Samo przełykanie śliny także sprawiało mi nie mały dyskomfort, przypominając mi o tym co przed chwilą się stało. Wbiłam mocno paznokcie w swoje dłonie, biorąc przy tym głębokie i powolne oddechy aby się uspokoić. Byłam na skraju płaczu, ale nie mogłam dać mojej matce tej chorej satysfakcji nawet jeśli byłam zamknięta w czterech ścianach, a ona sama nie mogła mnie teraz zobaczyć.
Opuściłam pokój gościny i udałam się do łazienki na piętrze, zamykając za sobą drzwi. Podeszłam do umywalki i mocno zacisnęłam dłonie na jej kantach. Powoli podniosłam wzrok na swoje odbicie w lustrze, a moje brwi wystrzeliły w górę widząc odbicia palców na mojej skórze. Były czerwone, a w niektórych miejscach żółte i fioletowe. Na samo wspomnienie mocy z jaką zaciskał na mojej szyi swoje kończyny, robiło mi się niedobrze. A jeszcze gorsze było to, że jedyna rzecz która mogła pomóc mi chociaż trochę zasłonić ślady leżała właśnie w pokoju, gdzie Horton pewnie właśnie obmacuje się z tamtą dziewczyną. Zdecydowanie nie miałam zamiaru tam wchodzić.
Parsknęłam gorzko pod nosem, a potem pokręciłam głową i odepchnęłam się od umywalki. Miałam dość. Moje życie już od dawna było popieprzone i choć teraz jest jeszcze bardziej, tak nie mam zamiaru chować się po kątach. Zejdę na dół z tymi malowniczymi siniakami i pójdę się napić, bo co tak właściwie innego mi pozostało? Poprawiłam swoje włosy a potem bez zawahania wyszłam z łazienki i skierowałam się na dół. Kolorowe światła działały na moją korzyść, bo dzięki temu ślady na mojej skórze nie rzucały się tak w oczy. Wróciłam do salonu gdzie oczywiście nie zastałam już Dawsona, a jedynie moich przyjaciół. Usiadłam na krześle jakby nigdy nic i sama nalałam sobie kieliszek wódki, aby szybko go wypić. Od razu poczułam się o niebo lepiej, a zważając na to iż gardło piekło mnie już wcześniej nawet nie czułam smaku alkoholu. Boże, wszystko było mi już tak bardzo obojętne.
A potem stwierdziłam iż mądrym posunięciem będzie zabranie całej butelki wódki na prowizoryczny parkiet. Wiele osób zaczęło tańczyć, więc dlaczego miałabym do nich nie dołączyć? I to z najlepszym kompanem. Wcisnęłam się gdzieś pomiędzy ludzi i zaczęłam tańczyć, jednocześnie uważając aby nic nie rozlać. Co jakiś czas upijałam łyk wódki a osoby które to zauważały jedynie mi przyklaskiwały lub wiwatowały. Poruszałam biodrami do piosenki Yonce, kompetnie wyłączając jakiekolwiek emocje. I to właśnie uwielbiałam najbardziej. Tylko ja, dudniąca mi w uszach muzyka i alkohol. Odrzuciłam włosy do tyłu, przejeżdżając wolną dłonią od ramienia do ramienia, zahaczając paznokciami o wystające obojczyki. Wszystko w końcu było dobrze chociaż na moment, dopóki ktoś nie zabrał mi butelki z dłoni. Spojrzałam na jak zwykle obojętnego bruneta, który wcisnął komuś moją własność.
- Wystarczy - mruknął pod nosem, stając tuż przede mną.
- Nie ty o tym decydujesz - wychrypiałam, na co Nicholas zmarszczył lekko brwi.
- Co z twoim głosem? - zapytał zaciekawiony, a ja w odpowiedzi jedynie machnęłam ręką.
Odwróciłam się od niego i kontynuowałam tańczenie, mając go głęboko w poważaniu. Ale przecież to on musiał mieć ostatnie zdanie w każdej kwestii, czy dosłownie czy w przenośni. Złapał mnie za łokieć i obrócił w swoją stronę, a moje ciało wpadło prosto na jego tors. Spojrzałam na niego spod rzęs, nie mając siły chociażby podnieść bardziej głowy ponieważ alkohol buzujący w mojej krwi coraz bardziej przejmował nade mną kontrolę.
- Może chodźmy..
- Nie - przerwałam mu, a potem nieco zbyt gwałtownie wyrwałam się z jego uścisku i ruszyłam do wyjścia na zewnątrz, trącając przy tym parę osób.
Nie miałam ochoty na jego mądrości czy cokolwiek innego. Ledwo zaczęłam dobrze się bawić, a on już wszystko zrujnował. Wyszłam na taras i usiadłam na jednym z leżaków przy basenie, które akurat nie były okupowane. Wyjęłam z jeansów papierosy, aby zaraz jeden z nich znalazł się pomiędzy moimi wargami. Odpaliłam fajkę i mocno się zaciągnęłam, ignorując fakt iż prawdopodobnie zaraz gardło będzie boleć mnie jeszcze bardziej.
- O co ci chodzi? - znów ten jego ładny wkurzający głos.
Już nie można posiedzieć w spokoju.
- Ale o co ma mi znowu chodzić? - zapytałam, znów się zaciągając.
Patrzył na mnie z góry stojąc tuż przy moich nogach, a ja nawet nie raczyłam obdarzyć go spojrzeniem. Może i zachowywałam się głupio, ale chciałam chociaż na chwilę o wszystkim zapomnieć a jego widok mi nie pomagał. Do tego przerwał moją chwilę, kiedy tańczyłam. To była moja terapia.
- Dziwnie się zachowujesz - stwierdził.
- Zawsze się tak zachowuję - wzruszyłam ramionami, wypuszczając dym z ust.
- Popatrz na mnie - brzmiało to jak rozkaz, który oczywiście skomentowałam głośnym westchnieniem.
Nie będzie mi mówił co mam robić.
- Harmon - mruknął.
Miał ładny głos, a jeszcze ładniejszy kiedy tak go obniżał. Niech mówi dalej.
- Sloane - tym razem użył ostrzejszego tonu, a ja w końcu się poddałam i spojrzałam na jego twarz.
- No słucham - odparłam ze zmęczeniem, przyglądając się jego zmrużonym oczom i ściągniętym brwiom.
Patrzył na mnie w ten swój niby specyficzny sposób, ale inny. Jakby starał się odczytać każde jedno słowo jakie kłębiło się w mojej głowie. Oj nie radzę, nie jest w niej kolorowo. Minęło dobre kilkadziesiąt sekund kiedy tak mi się przyglądał, aż w końcu miałam dość i stanęłam na równe nogi.
- Skoro nic nie mówisz, to ja sobie idę - zaciągnęłam się ostatni raz, a potem zgasiłam papierosa i wyrzuciłam go gdzieś za ogrodzenie bo nie chciało mi się szukać popielniczki.
- Dobra, poddaje się - westchnął ze zrezygnowaniem. - Pogadamy jak ci przejdzie.
Chryste, on kurewsko mnie denerwował.
Obróciłam się powoli w jego stronę. Stał teraz w odległości dwóch kroków ode mnie, trzymając dłonie w kieszeniach spodni. Chciałam mu coś powiedzieć. Nie wiedziałam co, ale Bóg jeden wie że byłam zdeterminowana do kłótni, której powodu nawet nie znałam. Patrzyłam tak na niego, aż w końcu obróciłam głowę w bok żeby pozbierać myśli lub ewentualnie odejść. Już prawie zrobiłam to drugie, kiedy nagle znalazł się tak blisko mnie że niemal zakręciło mi się w głowie. Nachylił się lekko, trzymając dłoń na moim barku, a ja z powodu zaskoczenia wstrzymałam na chwilę oddech.
- Jezu, co ty robisz? - zapytałam, a moje ciało zaczęło się rozluźniać po chwilowym zawale.
- Kto ci to zrobił? - jego głos był chłodny jak góra lodowa.
Oh. No tak.
Zaśmiałam się krótko, odsuwając się o krok a on sam zabrał rękę z mojego ramienia. Patrzył na mnie stanowczym wzrokiem, jego ciało znacznie się napięło a ramiona wyprostowały.
- A no wiesz - machnęłam ręką. - Podobno ludzie polują na moją głowę, więc mamusia funduje mi obóz przetrwania - parsknęłam gorzkim śmiechem.
Czułam jak kręci mi się w głowie, a alkohol zdaje się uderzył we mnie bardziej po zapaleniu papierosa.
- Zapytałem, kto ci to zrobił? - ponowił swoje pytanie, a jego dłonie zacisnęły się w pięści.
- Czy to ważne? I tak już sobie poszedł - westchnęłam głośno. - To nie ma znaczenia.
- Kiedy? - kolejne pytanie. - Czemu nic nie mówiłaś? Mógłbym się nim zająć.
Był na mnie zły i wciąż zadawał pytania. Nie przypominam sobie, żebym zgadzała się na wywiad.
- A czemu miałabym coś powiedzieć? - moja twarz nie wyrażała ani jednej emocji. - Miałeś wtedy ręce pełne roboty.
Najpierw dziwnie na mnie spojrzał, ale w końcu dotarło do niego o czym mówiłam. Jego szczęka wyraźnie się poruszyła, a potem pociągnął nosem.
- Nie przejmuj się, nic mi nie jest. Gdybym jednak wypadła z tego okna to pewnie byś mnie usłyszał, a tak to ciężko było mi krzyczeć jak się dusiłam - wybełkotałam, a płynący w mojej krwi alkohol odbierał mi wszelkie hamulce. Mówiłam o tym jak o pogodzie. - Ale wiesz co może następnym razem się uda. To na razie.
A potem zanim zdążył cokolwiek powiedzieć ja ruszyłam do wnętrza domu tak szybko, że omal nie potknęłam się o własne stopy. Gdzieś na środku salonu wpadłam na czyjąś sylwetkę, a kiedy podniosłam głowę i zobaczyłam Axela, spadła na mnie fala ulgi.
- Zabierz mnie do domu.
*
Do następnego!
xx. B
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro