27. Bem vindo de volta.
Po wypiciu trzech drinków postanowiłam że pójdę się zdrzemnąć. Moja mama i Maverick żywo dyskutowali o uroczystości jaka miała się odbyć oraz o swoich partnerach „biznesowych". Nie wyglądali na zmęczonych, podczas gdy ja czułam się jakby przejechał mnie walec. Miałam nadzieję, że alkohol poprawi mi humor i magicznie sprawi że Nicholas stanie się bardziej znośny, ale nic takiego się nie wydarzyło. Cały dzień sprzątania, pakowania się i gotowania właśnie dał o sobie znać. Poruszyłam delikatnie palcami u dłoni, która nadal była lekko obolała ale postanowiłam jej nie zawijać aby szybciej się wygoiła. Świeże powietrze zawsze miało pozytywny wpływ na jakiekolwiek rany na moim ciele tak samo jak i zwykła woda.
Niezgrabnie poruszyłam się w fotelu aby trochę rozprostować kości, a potem zwyczajnie się z niego podniosłam. Minęła dopiero godzina, a ja czułam się jakbym siedziała w miejscu conajmniej sześć. Podczas tego czasu nie zamieniłam z Hortonem ani słowa co z jednej strony całkowicie mi odpowiadało, ale z drugiej strony było dla mnie utrapieniem. Nie miałam dziś cierpliwości do jego towarzystwa, a fakt iż siedział naprzeciw mnie był nie do zniesienia.
- Jestem zmęczona, pójdę teraz spać - oznajmiłam, podchodząc do fotela mojej rodzicielki. - Obudźcie mnie jak będziecie chcieli się położyć.
- To dobry pomysł. Musisz być wypoczęta ponieważ czeka cię nieco bardziej intensywny dzień niż nasz - Maverick posłał mi uśmiech, a potem napił się swojego whisky.
- W porządku Sloane, idź odpocząć - moja mama skinęła głową, a za chwile powróciła do rozmowy z Maverickiem.
Za to ja ruszyłam wzdłuż korytarza, a automatyczne drzwi otworzyły się zanim zdążyłam pomyśleć jak się z nimi uporać. Po ich drugiej stronie znajdowała się dosyć przestrzenna jak na prywatny odrzutowiec sypialnia. Były tam dwa duże łóżka i niewielki dywan na środku. Zdjęłam swoją czapkę a potem bez oporów rzuciłam się na materac, wygodnie się rozkładając. Oczywiście miałam zamiar spać na brzuchu, ponieważ w takiej pozycji zasypiałam najszybciej a do tego moje plecy mogły się rozluźnić po całym dniu nadmiernej pracy. To było trochę nieprzemyślane. Zamknęłam oczy zaciągając się zapachem świeżej pościeli, a prawą nogę zgięłam w kolanie i podciągnęłam nieco wyżej. Wzięłam głęboki oddech, czując jak powoli odlatuję.
Kiedy otworzyłam oczy, miałam chwilowego laga mózgu. Nie byłam w stanie pojąć tego gdzie się znajdowałam, jaki był dzień i w ogóle rok. Dopiero po około pięciu minutach udało mi się pozbierać myśli i wszystko do siebie przyswoić. Oblizałam spierzchnięte wargi, czując ogromne pragnienie. W kabinie było już jasno, a kiedy obróciłam się w stronę drugiego łóżka musiałam mocno się skupić aby ogarnąć co się działo. Ponieważ oprócz tego na którym leżałam były jeszcze dwa.
Podniosłam się na łokciach aby zrozumieć sytuację. Dopiero po szczegółowym przeanalizowaniu zdałam sobie sprawę, że było to chowane łóżko które wysuwało się ze ściany. Musiałam kilkakrotnie pomrugać, aby upewnić się czy przypadkiem nadal nie śniłam. Na materacu leżała moja mama, a na łóżku po drugiej stronie spał Maverick. Przeciągnęłam się z wielką mocą, czując jak moje kości strzelają. Odetchnęłam cicho, a potem powoli wyszłam z kabiny aby napić się wody którą miałam w torbie. Kiedy weszłam do środka, pierwsze co przykuło moją uwagę to śpiący w fotelu Nick. Jego pozycja nie wyglądała na najwygodniejszą i byłam pewna iż będzie narzekać na kark jeśli zaraz z tym czegoś nie zrobi. Zacisnęłam usta w wąską linię, a potem podeszłam do swoich rzeczy bijąc się ze sobą w myślach. Sprawdziłam godzinę w telefonie, która wskazywała ósmą. Z tego co wiem, to lądować mieliśmy około południa, a więc pozostały cztery godziny. Wyjęłam butelkę wody, a potem sprawnie ją odkręciłam i upiłam kilka łyków. Wciąż czułam się średnio przytomna ponieważ dopiero co się obudziłam, ale było do przeżycia. Jednak i tak mam zamiar zwalić to co zaraz zrobię, na chwilowe zaćmienie mózgowe spowodowane nagłym wybudzeniem.
Podeszłam do fotela w którym spał Nicholas i nachyliłam się nad jego sylwetką. Wyglądał tak spokojnie, a jego twarz była zrelaksowana. Oczywiście nadal byłam na niego zła, ale nie byłam aż tak nieczułą osobą na jaką mogłam się wydawać. Dlatego ułożyłam delikatnie swoją dłoń na jego ramieniu, zniżając się jeszcze odrobinę.
- Nick - wypowiedziałam jego imię pewnie, ale nie zbyt głośno aby go nie wystraszyć.
Tak ja się spodziewałam, nie otrzymałam żadnej reakcji przez co przewróciłam oczami i lekko odchrząknęłam.
- Nick - tym razem delikatnie poruszyłam jego ramieniem, zaciskając na nim palce.
Ciało bruneta się poruszyło, a on sam zaciągnął się powietrzem biorąc głęboki oddech. Zamruczał cicho przekręcając głowę, a potem jego powieki lekko się uchyliły. Przetarł jedno oko wierzchem dłoni, aby zaraz lepiej na mnie spojrzeć. Musiałam toczyć w głowie pieprzoną wojnę, ponieważ to jak uroczo teraz wyglądał chciało na zawsze wryć się w mojej pamięci. A ja nie mogłam na to pozwolić.
- Coś się stało? - poranny, zachrypnięty głos bruneta sprawił że moje wnętrzności oszalały.
Jego roztrzepane włosy i rumieniec na jednym policzku który powstał od opierania go na ramieniu, dodawały mu tylko większego uroku. Wyglądał jak zwyczajny chłopiec. Zwyczajny, zmęczony chłopiec.
- Nie, nic - mój głos był delikatniejszy niż się spodziewałam. - Idź się położyć, ja już nie będę spać. Jeśli tu zostaniesz to zniszczysz sobie kręgosłup.
Nie wiem dlaczego czułam potrzebę aby upewnić się, iż jest mu wygodnie i komfortowo. Po przebudzeniu wyglądał tak bezbronnie, że nie potrafiłam być dla niego niemiła. Nieważne jak bardzo dotknęła mnie nasza nieprzyjemna interakcja z zeszłej nocy.
- Jesteś pewna? - zapytał, poruszając nieco ramionami.
Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę iż moja dłoń nadal dotykała jego ciała dlatego powoli ją zabrałam, prostując się.
- Tak, jestem pewna - odsunęłam się od niego, aby usiąść w fotelu naprzeciwko.
Nick powoli podniósł się z miejsca i podszedł do drzwi, które zaraz się rozsunęły. Jednak zanim wszedł do środka, obrócił się w moją stronę a nasze spojrzenia się spotkały. Wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie zwątpił znikając ze wielkimi drzwiami. Westchnęłam ciężko, opierając głowę o siedzenie. Nie chciałam żeby nasza relacja tak wyglądała, szczególnie nie teraz kiedy potrzebowałam jakiegoś rodzaju oparcia. Coraz mocniej docierało do mnie to, co się działo i w duchu modliłam się aby mieć to już za sobą i wrócić do domu. Chciałam znaleźć się we własnym łóżku i obejrzeć Supernatural. Czy to aż tak wiele?
Jednak z drugiej strony czułam się odrobinę podekscytowana, co cholernie mnie przerażało. Pamiętam jak adrenalina i poczucie kontroli buzowały w moim ciele kiedy byłam z Hortonem w L'oasis. Drogie kreacje i elegancki wygląd były czymś odmiennym od mojej codzienności, co sprawiało że czułam się jak inna osoba. Jak ktoś, kto jest ważny i ma swoje ostatnie zdanie. Przestawałam wtedy być tą dziewczyną która miewała ataki paniki, bała się konfrontacji z duchami przeszłości i nie potrafiła zbyt dobrze radzić sobie podczas rodzinnych kłótni. Nie myślałam wtedy o tym, że to co robiłam mogło być nie do końca zgodne z prawem. Właściwie, to nie myślałam o żadnych konsekwencjach a mój umysł stawał się wolny. I tego właśnie bałam się najbardziej. Bo jeśli faktycznie to polubię, to stanę się tym wszystkim czym jeszcze nie tak dawno gardziłam.
Nawet nie zdałam sobie sprawy kiedy czas tak szybko zleciał. Pustym wzrokiem wpatrywałam się w okno, dopóki mojego letargu nie przerwał ubrany w czarny uniform mężczyzna.
- Za dziesięć minut będziemy lądować - oznajmił zdawkowo, na co skinęłam głową.
Później mężczyzna udał się do drugiej kabiny, prawdopodobnie w celu wygłoszenia takiej samej informacji. Cierpliwie czekałam aż wszyscy się obudzą, ponieważ nie miałam pojęcia co mieliśmy w planie. Pierwszą osoba jaka do mnie dołączyła była moja matka. Spojrzała na zegarek na swoim nadgarstku, a potem na mnie.
- Więc? - zapytałam, podnosząc się z fotela. - Jak to wszystko ma wyglądać?
- Za półtorej godziny jesteśmy umówieni na śniadanie z członkami zarządu, więc musimy się sprężać - jej włosy i jak i twarz wciąż wyglądały bez zarzutu, podczas gdy ja prawdopodobnie przypominałam wrak człowieka. - Potem zaczynają się przygotowania i wychodzimy na bankiet oraz lunch. Wszystko jest już przygotowane.
Skinęłam jedynie głową, bez zbędnego wnikania w szczegóły. Potrzebowałam kawy bardziej niż czegokolwiek na świecie i nie mogłam się doczekać aż w końcu będę mogła się jej napić. Chwilę później dołączyli do nas także Hortonowie, a potem wszyscy usiedliśmy w fotelach przygotowując się na lądowanie. Nick bez żadnego słowa przesunął czarną czapkę z daszkiem po powierzchni dzielącego nas stolika. Zmarszczyłam na moment brwi, ale potem zdałam sobie sprawę iż musiałam zostawić nakrycie głowy na łóżku.
- Dzięki - wymamrotałam cicho pod nosem, zakładając czapkę na głowę.
Moje włosy lekko się falowały, co nie do końca lubiłam. Wolałam kiedy były proste jak druty, ponieważ czułam się wtedy lepiej. Naciągnęłam rękawy bluzy na dłonie, czując się trochę niekomfortowo. Z niewiadomego powodu nie lubiłam kiedy samoloty lądowały. Do tego Nicholas nie spuszczał wzroku z mojej twarzy, którą uporczywie starałam się zasłonić daszkiem mojej czapki. Sekundę później poczułam jak materiał jego czarnych dresów dotyka mojej łydki, przez co lekko się spięłam. Wślizgnął swoje kolano pomiędzy dwa moje tuż pod stołem, co sprawiło iż momentalnie na niego spojrzałam. Jednak tym razem nie patrzył już na moją twarz, a jego skupione spojrzenie pozostawało utkwione w błękitnym niebie.
Kompletnie go nie rozumiałam i nawet nie wiem czy chciałam go zrozumieć. Nie mam zamiaru sobie dokładać. Dzisiejszy dzień i tak będzie wystarczająco skomplikowany. I chociaż bardzo chciałam żeby wszystko było normalnie, to wciąż nie potrafiłam wyrzucić z siebie tego okropnego uczucia jakiego doznałam zeszłej nocy. Nie miałam pojęcia iż Nicholas uważał mnie za osobę bezbronną i zbyt niedojrzałą na ten świat oraz związane z nim okoliczności. Od jakiegoś czasu był dla mnie kimś, przy kim czułam się swobodnie. Nie wiedziałam, że w ułamku sekundy stanie się kimś przy kim będę zakładać kolejne maski bojąc się, że ponownie będę postrzegana jako rozczarowanie.
Po wylądowaniu Nick odsunął swoją nogę, a potem sprawnie wstał i ruszył do wyjścia. Ja zrobiłam to nieco wolniej tak samo jak i moja mama oraz Maverick. Kiedy wyszliśmy z samolotu, a ja mogłam zaciągnąć się świeżym powietrzem i stanąć na gruncie od razu poczułam się lepiej. Poprawiłam torbę na ramieniu, kiedy nagle podjechała duża czarna limuzyna, podobna do tej którą wczoraj jechałam. Wysiadło z niej dwóch mężczyzn i ruszyło w naszym kierunku.
- Bem vindo de volta! - odezwał się jeden z nich. - Senhora Harmon, Senhor Horton - pochylił lekko swoją sylwetkę na znak powitania.
Stałam w miejscu z rozchylonymi ustami, przyswajając do siebie obecną sytuację. Przecież oni mówili po portugalsku, a my mieliśmy być w Norwegii. Spojrzałam na swoją matkę, która z uśmiechem patrzyła na witających nas mężczyzn.
- Bem vindos amigos. Wszystko już gotowe? - na jej słowa wysoki barczysty mężczyzna skinął głową.
- Jak najbardziej - uśmiechnął się, a potem jego wzrok wylądował na mnie. - Senhorita Sloane. Witamy w Rio de Janeiro.
- Co? - było pierwszą rzeczą jaką powiedziałam, a potem zamaszyście obróciłam się w stronę mojej matki której usta były rozciągnięte w uśmiechu.
- Niespodzianka! - podeszła do mnie aby mnie uścisnąć, co było dziwne jak na nią. - Zawsze z ojcem oglądaliście te filmy gdzie ścigali się samochodami, więc pomyślałam że będzie to idealne miejsce na twoją uroczystość.
O Boże, ale ona była podekscytowana. Bardziej niż ja, to z pewnością.
- Szybcy i wściekli - wymamrotałam pod nosem, przypominając sobie piątą część filmu.
Byłam cholernie zbita z tropu i nie wiedziałam jak się zachować. Do tego byłam w pieprzonym Rio de Janeiro, o czym marzyłam odkąd pierwszy raz zobaczyłam to miasto w telewizji. To wszystko było dla mnie nadzwyczaj nierealne. I że niby moja matka przywiązała uwagę do czegoś związanego ze mną? Chryste, świat się kończy.
- Czas zacząć dzień! - kobieta lekko pchnęła mnie w kierunku limuzyny, do której posłusznie wsiadłam.
Usiadłam wygodnie na skórzanej kanapie, zdejmując czapkę z głowy aby nieco poprawić włosy. Katherine zajęła miejsce obok mnie, a Maverick i Nick na przeciw nad. Dwie minuty później limuzyna ruszyła, a kiedy opuściliśmy lotnisko i wjechaliśmy na ulice miasta nie mogłam się powstrzymać. Wyszłam kolanami na siedzenie, obracając się przodem do okna aby móc obserwować widoki. Przeniosłam ciężar ciała na oparcie, z uśmiechem przyglądając się malowniczym krajobrazom. Niebo było przepiękne tak jak i pogoda, a klimat towarzyszący temu miastu był nie do opisania. Czułam się jak we śnie. Wyjęłam telefon z torby aby zrobić kilka zdjęć, kiedy nagle zobaczyłam wyświetlający się na ekranie pasek wiadomości.
Od: Horton
możesz usiąść normalnie?
Przewróciłam oczami, pospiesznie wystukując odpowiedź.
Do: Horton
nie
Kontynuowałam fotografowanie obrzeży miasta, kiedy ekran mojego telefonu znowu został w pewnej części zasłonięty.
Od: Horton
nie mogę się skupić
Zmarszczyłam brwi, kolejny raz czytając wiadomość. I dopiero kiedy przeczytałam ją czwarty raz dotarło do mnie o czym mówił. No tak, w końcu wypinałam się prosto w jego stronę. Cóż, to nie moja wina że Rio samo prosi się o fotografie. Niech idiota poćwiczy sobie samokontrolę.
Do: Horton
nie mój problem
Po wysłaniu wiadomości udawałam iż muszę ustawić się pod innym kątem w celu uchwycenia właściwego kadru tylko po to, aby nieco mocniej wygiąć swoje plecy, jednocześnie dając Nicholasowi lepszy widok. W końcu byłam dzieckiem, tak? Więc mogłam zachowywać się jak dziecko, które zagra z jego nerwami. Słyszałam jak odchrząknął, przez co drobny uśmiech satysfakcji pojawił się na moich ustach. Po zrobieniu kilku kolejnych zdjęć zajęłam już właściwą pozycję, krzyżując nogi. I wtedy moje spojrzenie spotkało się z tym jego. Miał mocno zaciśniętą szczękę a jego źrenice były rozszerzone. Patrzył prosto na mnie pożerającym wzrokiem, co sprawiło że zrobiło mi się nieco cieplej a serce przyspieszyło swoje bicie. Uniosłam pytająco brew, udając iż nie miałam pojęcia o co mu chodziło. W końcu oderwał ode mnie wzrok, kręcąc przy tym głową a ja starałam się ukryć uśmiech.
Po kilku minutach dojechaliśmy na miejsce, a moim oczom ukazał się ogromy budynek, na którym widniał napis Miramar Hotel. Sprawnie weszliśmy do środka, a ja byłam kompletnie zachwycona bogatym i luksusowym wnętrzem. Każdy z nas otrzymał kartę hotelową, a pracownicy zajęli się bagażami. Szłam wzdłuż wielkiego korytarza jak w amoku, nadal lekko nie dowierzając temu wszystkiemu. Kiedy byliśmy już przy windzie oznajmiłam jednemu z pracowników iż poradzę sobie z jedną walizką, nie chcąc dodatkowo go kłopotać. Poza tym nie spakowałam tam zbyt wiele, ponieważ mieliśmy tutaj być na ledwie dwa dni. Gdybym wiedziała, że to Rio to spakowałabym więcej potrzebnych rzeczy chociażby takich jak strój kąpielowy czy więcej krótkich spodenek. Pogoda tutaj była obłędna.
Kiedy winda zatrzymała się na ósmym piętrze, złapałam za swoją walizkę i wyszłam na korytarz. Gdy tylko odstawiłam ją na podłogę aby wysunąć rączkę, moja własność została mi sprzątnięta spod nosa. Uniosłam zdenerwowany wzrok na Hortona, który sprawnie trzymał dwie walizki w dłoniach.
- Umiem sama nieść własne rzeczy - mruknęłam nieprzyjemnie, co zbył przewróceniem oczu.
- Jaki masz numer pokoju? - zapytał, głośno wzdychając.
Miałam ochotę kopnąć go w kostkę.
- Nie udawaj gentlemana, nikt nie patrzy - wyciągnęłam dłoń po moją własność, ale Nick zwinnie się odsunął.
- Nie mam całego dnia, Harmon - mruknął zirytowany, nieprzyjemnie patrząc na mnie z góry.
- Dobra, Boże. Sześćset dwadzieścia osiem - westchnęłam, poddając się.
Nie miałam siły na kłócenie się z nim. Chciałam już znaleźć się w pokoju i odświeżyć ciało po podróży.
Nick bez słowa więcej ruszył wzdłuż korytarza, a ja powędrowałam tuż za nim. Patrzyłam na poszczególne numery pokojów, aż w końcu moim oczom ukazał się ten właściwy. Brunet położył moją walizkę tuż przy drzwiach, a potem to samo zrobił ze swoją tyle że po drugiej stronie korytarza.
No nie.
- Błagam, powiedz że to nie jest twój pokój - mój głos przepełniony był irytacją i rozczarowaniem, co tylko sprawiło iż Horton szeroko się uśmiechnął.
- Ależ jest - odparł, przykładając kartę hotelową do czytnika, a zielona lampka zabłysła wraz z towarzyszącym jej dźwiękiem dostępu.
Jak to się działo, że kiedy chciałam widzieć go możliwe jak najmniej to los rzucał mi go pod nogi?
Fuknęłam pod nosem, a potem otworzyłam drzwi do swojego pokoju i szybko do niego weszłam. Sekundę później zaparło mi dech w piersiach. Tuż przy ogromnym łóżku na długości całej ściany rozciągało się okno z widokiem na Atlantyk.
O Boże, byłam w niebie.
A potem mój telefon zawibrował, informując o nowej wiadomości.
Od: Mama
Za pół godziny masz być w lobby
Okej, czyli jednak do nieba było jeszcze daleko.
***
Byłam w trakcie wciągania czarnych spodni na tyłek, kiedy ktoś zaczął dobijać się do mojego pokoju. Włosy nadal miałam wilgotne i byłam pewna że spóźniałam się dobre kilkanaście minut. Na szczęście materiał tych spodni był przyjemny a nogawki nieco szersze więc ubrałam je szybciej niż zrobiłabym to ze zwykłymi jeansami. Poprawiłam swój granatowy wiązany top i na szybko wciągnęłam na stopy adidasy. Zgarnęłam jeszcze kartę hotelową i telefon a potem ruszyłam do drzwi zamaszyście je otwierając. Pierwsze co zobaczyłam to odziany w czarną koszulkę tors oraz wytatuowane przedramiona. Dopiero potem moje oczy powędrowały nieco wyżej, spotykając się z niebieskimi jak morskie fale oczami i burzą ciemnych blond włosów układających się w jakąś formę artystycznego nieładu. Pomrugałam kilkakrotnie zastanawiając się czy przypadkiem nie wyobraziłam sobie stojącego przede mną Boga greckiego.
- Uh - odchrząknęłam, doprowadzając się do porządku. - W czym mogę pomóc?
Stojący przede mną blondyn lekko się uśmiechnął, a moje kolana niemal zmiękły.
- Jesteś Sloane, prawda? - mocny Brytyjki akcent dotarł do moich uszu, a także w inne miejsca. - Jestem Axel. Twoja prywatna eskorta - kącik jego ust wygiął się w uśmiechu, co sprawiło że uniosłam zaczepnie brew.
- Nie przypominam sobie abym płaciła za taką usługę - wyszłam z pokoju, używając karty hotelowej aby zamknąć drzwi.
- Pierwszy raz zawsze jest za darmo - westchnął, a potem wskazał dłonią w kierunku windy. - Panie przodem.
Skinęłam wdzięcznie głową, ruszając wzdłuż korytarza. Uniosłam wzrok w górę, mentalnie gratulując Bogu że stworzył tak piękną istotę jak idący za mną chłopak. Dzięki temu mój humor nieco się poprawił, a cały ten wyjazd już wydawał się bardziej znośny.
- Stresujesz się? - Axel posłał mi przelotne spojrzenie, kiedy drzwi windy się przed nami otworzyły.
- Czym? - zapytałam, wchodząc do środka.
- Dzisiejszą ceremonią - oznajmił, wciskając odpowiedni przycisk a metalowa powłoka zaczęła powoli się zasuwać. - Oficjalne przedstawienie, obcy ludzie i miliony oczekiwań.
- Jeszcze nie zdecydowałam - odparłam, chowając kartę hotelową za obudowę telefonu. - A ty się stresowałeś?
Poczułam na sobie jego spojrzenie, co sprawiło że i ja uniosłam głowę aby na niego popatrzeć.
- Skąd ta pewność, że do nich należę? - zmrużył lekko swoje oczy. - Może jestem jedynie ochroniarzem?
- Oh, błagam. Z tym zarozumiałym uśmiechem? Nie ma mowy - parsknęłam krótko śmiechem, kręcąc przy tym głową.
- A więc podoba ci się mój uśmiech - odparł z zadowoleniem, co sprawiło iż przewróciłam oczami.
- Nie powiedziałam że mi się podoba, tylko że jest zarozumiały - sprostowałam, następnie odwracając od niego wzrok.
- Oczywiście - jego głos był dokładnie taki sam jak uśmiech.
Zarozumiały.
Mimo wszystko puściłam jego słowa mimo uszu, a potem winda się otworzyła uwalniając mnie z klatki z lwem. Czułam się lekko skrępowana w jego towarzystwie, chociaż słowa wychodzące z moich ust mówiły co innego.
Axel poprowadził mnie do restauracji, a mój apetyt zniknął dosłownie w mgnieniu oka kiedy tylko zobaczyłam znajdujące się przy stoliku osoby. Oczywiście spodziewałam się tam Nicholasa, ale to nie jego widok tak na mnie zadziałał. Większym problemem był siedzący naprzeciw niego Josh wraz ze swoim ojcem. Moja matka oraz Maverick siedzieli na szczytach stołu, a więc mi przypadło miejsce obok Hortona. Zmarszczyłam lekko brwi, nie widząc większej ilości miejsc siedzących kiedy dotarliśmy do stolika.
- Dziękuję, Axel. Możesz odejść - moja mama skinęła głową do stojącego obok mnie blondyna.
Momentalnie obróciłam głowę w jego stronę, a on posłał mi zadowolone z siebie spojrzenie.
- Mówiłem - puścił mi oczko, a potem lekko się ukłonił i skierował do wyjścia pozostawiając mnie w lekkim szoku.
Okej, czyli jednak był jedynie ochroniarzem.
Odchrząknęłam cicho, zajmując swoje miejsce pod bacznym spojrzeniem mojej rodzicielki która znajdowała się po mojej prawej stronie.
- Postaraj się więcej nie spóźniać - powiedziała nieco ciszej, powracając po tym do swojego śniadania.
Dosłownie dwie sekundy później przy moim boku pojawiła się kelnerka, stawiająca przede mną filiżankę kawy oraz tosty z avocado i łososiem. Podziękowałam jej i przysunęłam się nieco do stołu, starając się nie zwracać uwagi na osoby które przy nim siedziały.
- Ah, właśnie. Sloane, myślałaś już kto będzie towarzyszył ci na bankiecie? - zapytała moja mama, co lekko zbiło mnie z tropu.
- Co? - wzięłam do rąk filiżankę, posyłając jej zdezorientowane spojrzenie.
- Cóż, solenizantka nie powinna wchodzić na bankiet sama. Potrzebny jest do tego odpowiedni partner - blondynka patrzyła na mnie jakbym jakimś cudem miała doskonale o tym wiedzieć.
Już rozchyliłam usta aby coś powiedzieć, ale zostałam uprzedzona.
- Josh z pewnością byłby zaszczycony, gdyby mógł cię wyprowadzić - głos Jeffersona pobudził każdy nerw mojego ciała, rozpalając ogień nienawiści.
Ludzie tacy jak on powinni mieć zaszyte usta.
Westchnęłam ciężko, podnosząc na niego swój wzrok. Kątem oka spojrzałam także na Nicholasa, który pojawił się w mojej głowie jak tylko mama wspomniała o osobie towarzyszącej. Jednak nasze stosunki nie były w najlepszej kondycji przez co nie byłam pewna jak mógłby zareagować, gdybym teraz go o to poprosiła.
- Obejdzie się bez, dziękuję - mój głos był niesamowicie uprzejmy, chociaż tylko głupi nie wyłapałaby mojego zniesmaczenia.
- Ale dlaczego? W końcu jeszcze nie tak dawno tworzyliście taką piękną parę - moja dłoń zastygła w drodze po filiżankę, dokładnie tak samo jak całe ciało siedzącego obok mnie Nicholasa.
Moje serce doznało właśnie palpitacji, związanych ze stresem a także samym faktem wiążącym się z wypowiedzianymi przez mężczyznę słowami. Nie lubiłam kiedy ktoś wspominał cokolwiek na temat mojego związku z Joshem, a do tego dochodził jeszcze jeden pieprzony szkopuł. Nicholas nie miał pojęcia, a ja chciałam aby tak pozostało. Jednak to wszystko w sekundzie runęło, a ja nie miałam odwagi chociażby się poruszyć. Czułam jak twarz siedzącego obok mnie bruneta zabójczo powoli przekręciła się w moją stronę, a jego tęczówki wypalały dziurę w moim lewym profilu.
- Właśnie. Kiedyś. Nie ma co roztrząsać przeszłości - odchrząknęłam, pocierając dłońmi swoje uda.
Z każdą sekundą coraz bardziej brakowało mi powietrza, co przysparzało mnie o zawroty głowy. Zaczęłam nerwowo bawić się swoimi palcami, czując jak moje płuca stopniowo się kurczyły.
- Czemu nie? - głos Josha dotarł do moich uszu, co sprawiło iż podniosłam na niego wzrok. - Chętnie powspominam - zwilżył swoje wargi językiem, a mi zrobiło się niedobrze.
Obróciłam głowę w bok, tym samym dostrzegając spojrzenie jakim Horton obdarowywał Brooksa. Jeśli wzrok mógłby zabijać, to właśnie tak by wyglądał.
- Cóż, nie zaszkodziłoby ci się zgodzić Sloane - przytaknęła moja matka, zwracając tym samym moją uwagę.
Wbiłam mocno paznokcie w wierzch swojej dłoni, starając się unormować oddech. Już któryś raz dzisiaj odchrząknęłam, starając się poskładać swoje myśli w jedno. Czułam się osaczona pod ich natarczywymi spojrzeniami, którymi starali się zmusić mnie do wyrażenia zgody. A potem poczułam dłoń zaciskającą się na moim kolanie. Dopiero wtedy zorientowałam się iż jeszcze przed chwilą poruszałam nerwowo nogą nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Drżenie mojej kończyny ustało, kiedy Horton mocniej przycisnął ją do podłoża, a potem jego kciuk zaczął kojąco poruszać się na materiale moich spodni. Spojrzałam na jego profil, a coś w moim brzuchu dziwne się zacisnęło kiedy dostrzegłam ja mocno jego szczeka była uwydatniona. Wyglądał jakby zaraz miał zmiażdżyć własne zęby, chociaż wyraz jego twarzy był przerażająco spokojny.
- Nie rozumiem dlaczego miałaby się zgodzić, skoro już wcześniej ustaliliśmy że to ja ją zabiorę - oznajmił przenosząc na mnie swoje spojrzenie. - Prawda, Sloane?
Jego tęczówki przeszywały mnie na wylot, a palce chłopaka mocniej zacisnęły się na moim udzie. Muszę przyznać, że trochę mnie zaskoczył. Zapadła głucha cisza i dopiero kiedy brunet uniósł ze zniecierpliwieniem brew zdałam sobie sprawę iż powinnam była się odezwać.
- Tak - odparłam, nie do końca dowierzając temu co właśnie się działo. - To prawda.
- To czemu nie mówiłaś? - zapytała moja matka, tym samym uwalniając mnie od oczu Hortona, które powoli wypalały każdy centymetr mojej skóry.
- Ledwo daliście mi dość do głosu - wymyśliłam na szybko i założyłam kosmyk włosów za ucho, posyłając kobiecie zmęczone spojrzenie.
Moja matka głośno westchnęła, a Nicholas zabrał dłoń z mojej nogi pozostawiając po swoim dotyku ciążącą mi pustkę. Chciałam w jakiś sposób mu podziękować, ale kiedy patrzyłam na jego twarz nawet nie raczył obdarzyć mnie widokiem swoich ciemnych oczu. Wiedział, że na niego patrzyłam ale pozostawał nieugięty zaciskając mocniej swoją żuchwę. Nie miałam pojęcia co teraz działo się w jego głowie i nie byłam pewna czy chciałam ową wiedzę posiadać.
Właściwie, to nie byłam pewna już niczego.
*
Do następnego!
Pomyślałam sobie, że im więcej komentarzy będzie tym szybciej wpadnie rozdział. Uwierzcie, że nic mnie tak nie motywuje do pisania jak wasz odzew.
Miłego wieczoru!
xx. B
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro