Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

26. W skali od jeden do dziesięć jak bardzo pijana jesteś?

- Sloane - jego szept dotarł do moich uszu, gdzieś zza moich pleców przez co zatrzymałam swoje ruchy. - To moje ramię, a nie gałąź.

Poczułam lekkie uszczypnięcie w łydkę, a potem obróciłam głowę aby spojrzeć na niego w dół. Mój but spoczywał na ramieniu Hortona, a on sam patrzył na mnie z lekkim zirytowaniem.

- Ah, faktycznie - odparłam, zabierając z niego swoją nogę.

Podciągnęłam się wyżej, a potem przeszłam przez kilka gałęzi aż dotarłam na grubszy konar który prowadził do mojego balkonu. W mojej głowie nadal lekko się kręciło, ale nie na tyle aby nie być w stanie wspiąć się na drzewo. Powoli ruszyłam do barierki, a potem przełożyłam przez nią nogę. Już prawie dotarłam do celu, ale zahaczyłam stopą o wystającą gałąź i przez to z impetem spadłam na swój balkon, tłukąc sobie biodro.

- Auć - syknęłam pod nosem, powoli się podnosząc.

- No ładnie, pocahontas - Nick parsknął śmiechem, a potem sprawnie znalazł się tuż przy moim boku.

- Nie śmiej się, bo zaraz ty będziesz leżał - pstryknęłam go palcami w nos, następnie krzyżując ręce na brzuchu.

- Jeśli chcesz, chętnie się położę. Twoje łóżko wygląda na wygodne - odparł jakby nigdy nic, wsuwając ręce do kieszeni spodni.

Przewróciłam na niego oczami, a potem otworzyłam drzwi i weszłam do pokoju. Myślałam, że Nick już sobie pójdzie ale kiedy wszedł do pomieszczenia tuż za mną ta myśl prędko mnie opuściła.

- Dotarłam do pokoju. Do widzenia - uśmiechnęłam się zadziornie, posyłając mu spojrzenie.

- Jesteś zabawna - jego dłonie znalazły się na moich biodrach, a on sam przyciągnął mnie bliżej przez co fala ciepła rozeszła się po moim ciele.

- Co ty robisz? - zapytałam, opierając dłonie na jego torsie.

- Stoję - wzruszył ramionami, nie zmieniając swojej pozycji nawet o milimetr.

- Puść mnie - rozkazałam, lekko klepiąc jego ramię.

- Chcesz zobaczyć jak na prawdę powinien wyglądać shot z ciała? - zapytał, a jego kciuki lekko poruszyły się na moim ciele, wkradając się tym samym pod bluzkę.

Zmrużyłam lekko oczy, intensywniej mu się przyglądając. Wyglądał na kompletnie niewzruszonego, a jego palce nieco mocniej przycisnęły się do mojej skóry. Mój mózg zaczął działać na najwyższych obrotach, a serce lekko przyspieszyło swoje bicie. Czy to możliwe, że w jakiś sposób drażniło go to co zobaczył w klubie?

- Nie mam Tequili - odparłam, tym samym nie zaprzeczając jego propozycji.

- Obejdzie się bez - wzruszył ramionami, przeszywając mnie swoimi czekoladowymi tęczówkami.

- Hmm - przybliżyłam swoje usta do tych jego, nosem muskając skórę jego policzka. - Wiesz co, chyba chce mi się spać.

Brunet uniósł swoją brew, kiedy sprawnie wywinęłam się z jego objęć. Karmiłam się drażnieniem go. Jednak to nie był powód, dla którego się odsunęłam. Nie byłam dzisiaj w najlepszym stanie, a moje huśtawki nastroju wcale nie pomagały. Po tym co powiedziała moja matka rzuciłam się w alkoholowy wir i dałam się ponieść swojej imprezowej duszy. Starałam się o tym wszystkim nie myśleć najmocniej jak potrafiłam. Jednak odkąd tylko moja stopa wyszła poza klub, rzeczywistość powróciła mocniej niż bym chciała. Wiedziałam, że jest przede mną sporo trudnych chwil i decyzji i chęciach chciałam to wszystko ignorować, to nie potrafiłam. Natarczywe myśli i tak wypływały na powierzchnię. Tęsknię za czasami kiedy miałam słabą głowę do alkoholu i potrafiłam szybko odpłynąć. Po imprezie szlam prosto do łóżka i zasypiałam bez problemu. Jednak teraz czułam się tylko wstawiona i szumiało mi w głowie, a sen nie wydawał się opcją chociaż byłam zmęczona. To był ten stan, kiedy kładziesz się spać wyczerpana po całym dniu, ale mimo wszelkich starań nie potrafisz zasnąć. Przewracasz się z boku na bok, błagając o błogi sen. Czułam się teraz trochę jak wrak i nie chciałam używać Hortona jako formy odwrócenia uwagi od targających mną emocji. Poza tym czułam się trochę winna. Ślepy by zauważył jak bardzo ten chłopak nie chce mieć nic wspólnego z Rooks i jak cholernie tym gardzi, w głębi duszy katując się że nie potrafi z tego wyjść. Cóż, może jednak faktycznie jest to niezauważalne ale ja jestem pewna swego. I właśnie dlatego nie mam odwagi jakkolwiek się z nim spoufalać ponieważ kiedy dowie się że mam zamiar dołączyć do tego cyrku to nie będzie zadowolony. Tym bardziej że ewidentnie nie był skory do chociażby wprowadzenia mnie w ten temat a co dopiero abym stała się częścią tego wszystkiego.

Mój pokój oświetlany był jedynie przez światło księżyca, z czego się cieszyłam. Zbyt jasne oświetlenie zawsze mnie drażniło, a poza tym nie chciałam aby Nicholas mógł uważniej mi się przyjrzeć. Zawsze kiedy czułam się źle dostawałam jakiejś paranoi i bałam się że ktoś zacznie magicznie zwracać uwagę na szczegóły a potem zasypie mnie pytaniami. A pytań, to ja nie znosiłam.

- Musisz być senna, skoro wypiłaś połowę asortymentu w barze - Nicholas skrzyżował dłonie na torsie z głośnym westchnieniem, patrząc na mnie z góry niczym nadopiekuńczy ojciec.

Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu wyglądając przy tym pewnie jak małe dziecko. Zrobiłam krok do tyłu aby usiąść na łóżku, ale problem był taki że nigdy nie spotkałam się z materacem. Opadłam tyłkiem na dywan, mocniej zaciągając się powietrzem.

- Whoa, Nick. Nic ci nie jest? - zapytałam, unosząc na niego wzrok.

Teraz widziałam tylko zarys jego sylwetki, ale mogłabym przysiąc że usłyszałam jego cichy śmiech. Horton złapał za moje dłonie a potem podciągnął mnie do góry. Będąc bliżej niego miałam okazję zobaczyć jego szczery uśmiech. Był bardzo ładny i zaraźliwy, więc i ja nie mogłam powstrzymać swoich warg których kąciki wygięły się ku górze.

- Jesteś zagrożeniem dla własnego życia - oznajmił z głośnym westchnieniem, wciąż trzymając moje dłonie.

- I twojego - mruknęłam pod nosem, wygodniej się ustawiając.

- Nie wątpię - parsknął krótko pod nosem, kręcąc z rozbawieniem głową. - Co zrobiłaś w rękę?

Zmarszczyłam lekko brwi początkowo w ogóle nie łapiąc. Dopiero po kilku sekundach zdałam sobie sprawę iż mówił o moim drobnym wypadku. Drobnym celowym wypadku. Bandaż wciąż owinięty był wokół rany i chociaż jeszcze kilka godzin temu było w niej pełno szkła, to nie czułam bólu. Po czasie każdy przyzwyczaja się do swoich ran, ignorując ich istnienie.

- Czasem jak się wkurzam to w coś uderzam, więc uważaj - uniosłam zaczepnie brew, lekko przekręcając przy tym głowę.

Nick odchylił głowę do tyłu, parskając przy tym śmiechem i pokazując swoje białe ząbki. Zaraz jego wzrok znów spoczął na mnie, kiedy lekko poruszył szczęką.

- Już się boję - odparł beznamiętnie. - W skali od jeden do dziesięć jak bardzo pijana jesteś? - trochę zaskoczył mnie tym pytaniem, co sprawiło że podejrzliwie zmrużyłam oczy.

- Dlaczego pytasz? - skrzyżowałam ręce na brzuchu, tym samym wyślizgując swoje dłonie z tych jego.

- Po prostu odpowiedz - przewrócił oczami.

Mogłam się z nim jeszcze podrażnić, ale lepiej żebym nie testowała jego cierpliwości. Cóż, przynajmniej nie dziś.

- Nie wiem, może mocna piątka - wzruszyłam ramionami.

- Patrząc na to, że jeszcze przed chwilą leżałaś na podłodze to nie byłbym taki pewny - skrzyżował ręce, stając w takiej samej pozycji co ja.

- W takim razie skoro wydaje ci się że wiesz lepiej niż ja, to dlaczego pytasz? - tym razem osobą która przewróciła oczami byłam ja, lekko się niecierpliwiąc ponieważ chciałam aby przeszedł już do sedna.

- Wcześniej w klubie chciałaś się jeszcze napić, więc pomyślałem że mógłbym ci potowarzyszyć - powiedział to takim tonem jakby miał wielkie opory co do tej decyzji, ale zdradzała go przesadność w jego głosie.

Jak byłam mała to często biegałam za motylami, aby je złapać. Nigdy nie przypuszczałam, że kiedyś dostanę je za darmo właśnie od niego.

- Ah - ułożyłam dłoń na klatce piersiowej. - Jakiś ty dobroduszny - westchnęłam, udając krótki płacz, na co Horton oblizał wargi aby zaraz ścisnąć je w wąską linię. - Złoty człowiek o wielkim sercu - kontynuowałam - anioł w ludzkiej postaci, prawdziwy..

A potem przeszkodziła mi jego duża dłoń która zasłoniła moje usta. Zmarszczyłam brwi niczym małe dziecko, obdarzając go obrażalskim spojrzeniem.

- Wolę kiedy nie mówisz - pozornie zgrywał zirytowanego.

Dłoń bruneta powoli odsłoniła moją buzię, dzięki czemu mogłam się odezwać.

- Jeśli chcesz mogę przestać poruszać ustami. Jednak myślę, że byłaby to dla ciebie duża strata - poklepałam lekko dłonią tors Hortona, a potem po omacku odnalazłam włącznik światełek które wisiały na ścianie za moim łóżkiem.

Pokój nieco się rozjaśnił dzięki czemu miałam lepszy widok na bruneta. Oczy Nicholasa były lekko przymrużone kiedy z ciekawością, oraz czymś na kształt zachwytu, obserwował moją twarz. Mój wzrok padł na leżącą w fotelu obok bluzkę, a pewna myśl niespodziewanie wpadła do mojej głowy. Podeszłam do siedzenia i złapałam za swoje ubranie tylko po to, aby zaraz rzucić je w stronę Hortona. Złapał je prezentując tym samym swój dobry refleks, a kiedy tylko to zrobił znowu się odezwałam.

- Możesz pozbierać do niej swoją szczękę jak już zbierzesz ją z podłogi - przedrzeźniłam słowa które kiedyś do mnie wypowiedział, a potem pomrugałam w przesłodzony sposób.

Jego usta momentalnie rozciągnęły się w uśmiechu, kiedy przejeżdżał językiem po wnętrzu swojego policzka a brwi chłopaka uniosły się i opadły. Wyraz jego twarzy zwiastował jedynie kłopoty, a ja byłam ich największą fanką. Wyglądał, jakby z każdą sekundą tracił swoją cierpliwość. Zdecydowanie nie podobało mu się, iż to ja miałam ostatnie zdanie.

- Nie wiem czy się zmieści - odezwał się nagle, poważniejąc. - Wolałbym zebrać ją do tej bluzki, którą masz na sobie.

Coś w moim brzuchu niebezpiecznie się zacisnęło, kiedy jego tęczówki bezwstydnie przejechały po całej długości mojego ciała nie szczędząc przy tym czasu. Cokolwiek się tutaj działo, powoli zaczęło wymykać się spod kontroli.

Horton zrobił kilka kroków w moją stronę, a potem jego wzrok spoczął na podłodze gdzieś na mną. Zmarszczył swoje brwi, a jego sylwetka w momencie się wyprostowała kiedy zaczął skanować wzrokiem przestrzeń za moimi plecami. Nie musiałam się obracać, aby wiedzieć na co właśnie patrzył. Kilka sekund później jego oczy znów znalazły się na moich, a zmarszczka pomiędzy jego brwiami oraz bardziej uwydatniona szczęka nie świadczyły o niczym dobrym. Tym bardziej, kiedy obserwując mnie zdał sobie sprawę iż doskonale wiedziałam o tym co działo się za mną. Setki o ile nie tysiące kawałków szkła leżało na podłodze, a szafa na której niegdyś było lustro nie była już taka ładna. Atmosfera między nami zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni.

- Co tu się stało? - zapytał, chociaż znał odpowiedź ponieważ na krótką chwilę spojrzał na moją zabandażowaną dłoń.

Przełknęłam powoli ślinę, a potem pociągnęłam nosem i odwróciłam od niego wzrok. Objęłam się ciaśniej ramionami, czując nagły dyskomfort. Jeszcze jak na złość stał tylko dwa kroki ode mnie, co zdecydowanie nie pomagało.

- Sloane, przysięgam że zaraz..

- Jutro w nocy wylatuję do Oslo, wiedziałeś? - przerwałam mu, stopniowo czując się coraz gorzej. Wypowiadałam te słowa tak, jakbym chciała podzielić się z nim ekscytującą nowiną. - Ukochana mamusia chce wyprawić tam dla mnie imprezę urodzinową. Cóż, dla mnie czy dla siebie. Co za różnica - zaśmiałam się gorzko, wciąż się uśmiechając. - Grunt, że będzie mogła zaprezentować swoje trofeum przed największymi szychami.

Przygryzłam wnętrze swojego policzka, a potem głośno odetchnęłam. Zacisnęłam szczelniej palce na swojej skórze, jakby miało mi to dać jakiś rodzaj bezpieczeństwa. Tyle że jakoś go nie czułam.

- Wiem - Nicholas cicho westchnął, robiąc krok w moją stronę.

Moje oczy znalazły się na tych jego z prędkością światła, a potem zrobiłam krok do tyłu nie chcąc chociażby stać blisko niego.

- Jak to wiesz? - moje tętno nieco przyspieszyło, przepełniając moje ciało złością.

- Sloane - wypowiedział ostrzegawczo moje imię, na co tylko pokręciłam głową.

Mocno zaciskał swoją szczękę, a jego ramiona znacznie się spięły. Za to jego twarz była jedyną partią całej jego aparycji, z której niczego nie potrafiłam wyczytać.

- Nawet nie próbuj - uniosłam palec wskazujący w górę. - Od jak dawna wiedziałeś?

- Od wczoraj - oznajmił, a rozczarowanie rozlało się w moich wnętrznościach.

Czyli przez cały wczorajszy dzień kiedy byliśmy razem w L'oasis, całowaliśmy się w jego mieszkaniu i spędzaliśmy wspólnie czas razem z Jakiem i Vee, to on ukrywał przede mną to że będę zmuszona to wylotu poza Amerykę? Wiedział to przez cały ten czas i nic mi nie powiedział. Zamiast tego wolał czekać aż ta wiadomość spadnie na mnie niczym głaz pod którym rozpadnę się na drobne kawałki. Czy wyolbrzymiałam? Możliwe. Ale wydawało mi się, że po tym wszystkim co się wydarzyło to nie był w stosunku do mnie całkowicie obojętny. Myślałam, że chciał mi pomóc, a informacja tak wielka jak to byłaby cholernie przydatna. W końcu miałam stanąć przed członkami Rooks z całego świata. Przed kryminalistami i Bóg jeden wie kim jeszcze. Myślałam, że...

Nieważne.

- Oh - mój głos zamienił się w lekki szept, ale szybko odchrząknęłam. - Cóż. W każdym razie - zwilżyłam wargi językiem, odrobinę gubiąc się we własnych myślach. - Jutro muszę wcześnie wstać, a zrobiło się późno. Do tego pasuje żebym trochę tu ogarnęła, więc najlepiej będzie jak już się pożegnamy.

Nie chciałam robić awantury. Przecież nie musiał mówić mi wszystkiego. Mój mózg zaczął działać na zbyt dużych obrotach i już sama nie wiedziałam co powinnam teraz czuć, a nie chciałam już więcej się w tym plątać. Jego wyjście z tego pokoju było teraz najlepszą opcją.

- Przestań - powiedział nieco ostrzej, przez co lekko się wzdrygnęłam.

Boże, przy nim byłam jednym wielkim wrakiem emocjonalnym a energia pomiędzy nami drastycznie się zmieniała. Jak jeszcze przed chwilą czułam się rozczarowana i w pewien sposób przygnębiona, tak teraz złość zawładnęła całym moim ciałem. Jeszcze trochę i zacznę wrzeć z nerwów.

- Nie tym tonem - syknęłam. - A poza tym, co niby mam przestać? Jestem już tym wszystkim zmęczona, Nick. Nikt nic mi nie mówi, ale oczekuje że ja będę chodzić jak w zegarku na każde zawołanie. Mam już tego wszystkiego serdecznie dość.

Frustracja jaka się we mnie zbierała stawała się coraz bardziej uciążliwa. Miałam ochotę wrzeszczeć i wyć aby pozbyć się tego cholernego uczucia, które wypalało mnie od środka.

- Za każdym razem ukrywasz to co czujesz na prawdę, a to cholernie działa mi na nerwy - przejechał dłonią przez swoje miękkie brązowe kosmyki. - Nie jestem głupi, Sloane. Więc przestań mnie tak traktować.

Na jego słowa gorzko się zaśmiałam, robiąc krok w jego stronę.

- A ty? - wbiłam palec wskazujący w jego tors. - Kiedy przestaniesz traktować mnie jak małe bezbronne dziecko i zaczniesz w końcu mówić mi co się dzieje? - syknęłam. - Najpierw nic mi nie mówisz a potem zachowujesz się właśnie tak jak teraz! Myślisz, że jak niby mam reagować skoro kompletnie nic nie rozumiem! - fuknęłam, popychając go lekko do tyłu a potem obróciłam się na pięcie mając ochotę coś rozwalić.

Zrobiłam ledwo krok, a potem znów obróciłam się w jego stronę zanim zdążył jakkolwiek zareagować.

- Nie wiem komu ufać i w co wierzyć, bo cały czas ktoś mną manipuluje. A ty jesteś kompletnym chujem, wiesz? - odetchnęłam głośno, wciąż się wściekając. - Robisz to specjalnie? Sprawia ci to przyjemność? - pytałam z wyrzutem, czując się coraz gorzej ale wciąż jak na dobicie patrzyłam w jego oczy. - Celowo wyprowadzasz mnie z równowagi, a potem oczekujesz jakiś wielkich emocjonalnych reakcji. Przykro mi, Nick ale mam zamiaru być dla ciebie jakiegoś rodzaju atrakcją. Mnie to nie bawi.

- Skończyłaś już? - westchnął ze zmęczeniem, wkładając dłonie do kieszeni jeansów.

- Wyjdź stąd - warknęłam, a potem ruszyłam w kierunku swojej szafy aby zajść czymś moje myśli.

Dlatego zaczęłam zbierać kawałki szkła, nie zwracając uwagi na stojącego obok mojego łóżka bruneta. Miał pieprzony tupet żeby tak się zachowywać. Aż miałam ochotę wypchnąć go przez ten balkon, żeby walnął tą pustą głową w drzewo.

- Skoro nie chcesz żebym traktował cię jak małe bezbronne dziecko, to przestań się tak zachowywać. Masz prawie dziewiętnaście lat, czas dorosnąć - i z tymi słowami opuścił mój pokój.

Zaraz kurwa coś rozwalę.

Z wielkim zamachem rzuciłam wszystkimi pozbieranymi kawałkami szkła w podłogę, następnie zamaszyście podchodząc do balkonowych drzwi którymi mocno trzasnęłam. Zamknęłam je, a potem uderzyłam otwartą dłonią w ich szybę.

Ja mam dorosnąć? Poważnie? Nie moja wina, że jeszcze dwa miesiące temu byłam nastawiona na cudowne wakacje a potem rozpoczęcie studiów. Miałam prowadzić normalne życie jak każdy człowiek, martwić się że w domu nie ma mleka do kawy a nowy sezon serialu wyjdzie dopiero za kilka miesięcy, a nie zastanawiać się czy przypadkiem osoba z którą rozmawiam nie powinna siedzieć za kratkami. Nie zastanawiać się, czy znowu ktoś nie zaciągnie mnie w szemrane miejsce aby potraktować mnie w psychopatyczny sposób zostawiajac cięcia na mojej skórze.

Ale jasne, wszystko zawsze było moją winą niezależnie od okoliczność i faktów. Horton chce, abym wydoroślała? Nie ma problemu.

Już niedługo sam się przekona.

***

Kolejnego dnia zdecydowałam się nie iść do pracy. Kiedy tylko mój tata wyszedł z domu około siódmej rano, ja udałam się na pogawędkę z mamusią. Oznajmiłam jej iż nie mam zamiaru iść do L'oasis ponieważ musiałam przygotować się na podróż oraz upewnić że wszystko było dopięte na ostatni guzik. Moja matka pierwszy raz od wielu lat rozmawiała ze mną jak cywilizowany człowiek, zachwycając się każdym kolejnym pytaniem jakie zadawałam jej o Rooks.

Po południu zaczęłam swoje kompulsywne sprzątanie. Wpadłam w cug i nie mogłam przestać, dopóki każdy kąt mojego pokoju oraz łazienki dosłownie nie lśnił. Potem zabrałam się za pakowanie walizki, w której przekładałam rzeczy przynajmniej z cztery razy. Miałam paranoję i zwyczajnie nie mogłam przestać. Wyłączyłam swój telefon, nie chcąc z nikim się kontaktować. Nie fatygowałam się nawet aby poinformować Vee czy Jake'a. Moje nastawienie było dosyć nieprzyjemne odkąd tylko wstałam z łóżka i na prawdę miałam wszystko i wszystkich głęboko w poważaniu. W mojej głowie powstał zupełnie nowy plan, który miałam zamiar zrealizować bez żadnych przeszkód. Pierwszym punktem było dołączenie do Rooks i zebranie jak największej ilości informacji w tym temacie. Potem miałam zamiar zapisać się na treningi bokserskie z profesjonalistami, aby być w stanie się bronić. Oczywiście w grę wchodziła także strzelnica. Musiałam być w pełni przygotowana na wszelkie okoliczności tak aby nic nie było w stanie mnie zaskoczyć. Musiałam w końcu przejąć kontrolę nad własnym życiem i to w tym momencie było moim priorytetem.

Cały dzień chodziłam jak na szpilkach, wkładając ręce w cokolwiek się dało. Pomogłam nawet mojemu tacie w garażu kiedy naprawiał coś w samochodzie, a także przygotowałam dla niego obiad na jutro oraz upiekłam ze sto ciasteczek. Oczywiście moja mama powiedziała ojcu iż zabiera mnie na wycieczkę z okazji urodzin aby zacieśnić więzi, ponieważ nie chce abyśmy ciągle się kłóciły. Czyż nie jest ona wspaniałomyślna?

Aktualnie była północ i za jakieś piętnaście minut miałyśmy wyruszyć w drogę na lotnisko. Po szybkim prysznicu ubrałam się w wygodne sportowe szorty oraz tank top a potem z wciąż wilgotnymi włosami wyszłam na balkon, wcześniej zabierając ze sobą paczkę papierosów i zapalniczkę. Uparłam łokcie o barierkę, a potem powoli odpaliłam papierosa który spoczywał już w moich ustach. Obserwowałam gwieździste niebo, rozważając każdy możliwy scenariusz dotyczący jutrzejszego wieczoru. To jak potrafiłam zmienić swój sposób myślenia o sto osiemdziesiąt stopni było imponujące. Jak wcześniej chciałam trzymać się z daleka, tak teraz byłam w stu procentach gotowa aby się temu poddać. Wiedziałam, że wyjdzie to na dobre wszystkim. Jake będzie bezpieczny. Nie będę musiała się martwić iż ktoś skrzywdzi moich bliskich. Przestanę czuć się taka bezbronna i słaba jak niegdyś przy Joshu. Wszystko zmieni się na lepsze.

Prawda?

Jak tylko skończyłam palić papierosa, wróciłam do pokoju. Spryskałam się arbuzową mgiełką do ciała, a potem narzuciłam na siebie krótką bluzę z kapturem która sięgała mi nad pępek. Założyłam na głowę czapkę z daszkiem, a potem parsknęłam krótko śmiechem. Byłam ubrana cała na czarno i każda jedna rzecz poza bielizną była z firmy Nike. Powinnam wysłać aplikację aby dołączyć do kampanii reklamowej. Kilka sekund później nastało pukanie do drzwi, w których zaraz pojawiła się moja mama.

- Gotowa? - zapytała, przyglądając mi się.

Ona także miała na sobie wygodne ubrania, a jej włosy były nieco krótsze niż rano. Złapałam torbę która leżała na łóżku a potem cicho westchnęłam, zatrzymując się tuż przed kobietą.

- Prowadź - oznajmiłam, a potem obydwie ruszyłyśmy na dół.

Jednak zamiast taksówki, pod domem stała duża czarna limuzyna a dwóch mężczyzn w garniturach kończyło właśnie pakować nasze rzeczy do bagażnika. No ładnie, nie wiedziałam że moja mama była aż tak bogata.

Obydwie wsiadłyśmy do wnętrza, gdzie czekało kilka lampek szampana. Skórzane wnętrze w odcieniu kości słoniowej oświetlane było białymi oraz niebieskimi światłami. Ułożyłam się wygodniej i odchyliłam głowę na oparciu, kiedy nagle usłyszałam głos mojej rodzicielki.

- Chcesz szampana? - zapytała, a kiedy na nią spojrzałam trzymała już w obydwu dłoniach kieliszki.

Bez słowa zabrałam od niej naczynie, wypijając jego zawartość jednym haustem. Katherine głośno westchnęła, a potem lekko nachyliła się w moją stronę.

- Kiedyś wszystko zrozumiesz. Zresztą po czasie sama się przekonasz, że dołączenie do Rooks to odpowiednia decyzja - oznajmiła, a potem opadła na skórzane oparcie.

Resztę drogi przebyłyśmy w ciszy, aż w końcu dotarliśmy na lotnisko. Myślałam, że polecimy normalnym samolotem ale kiedy wjechaliśmy na wielki plac gdzie znajdował się biało-brązowy prywatny odrzutowiec to całkowicie zwątpiłam. Czy jeszcze coś mnie dzisiaj zaskoczy?

Gdy tylko wysiadłam z limuzyny postanowiłam zapalić, mając w poważaniu to co powie na to moja matka. I tak jestem tutaj wbrew własnej woli, więc nie mam zamiaru ograniczać się jeszcze bardziej. Nikotyna przyjemnie rozeszła się po moich płucach, poprawiając nieco moje samopoczucie. Moja rodzicielka rozmawiała z kimś tuż przy dużych białych schodkach prowadzących na pokład, więc miałam czas aby na spokojnie wypalić papierosa. Jednak gdy po jakimś czasie blondynka posłała mi spojrzenie, przewróciłam oczami a potem wyrzuciłam niedopałek i ruszyłam w jej stronę. Weszłyśmy do wnętrza aby dostać się do właściwej kabiny, a kiedy tylko uniosłam swój wzrok miałam ochotę dosłownie się zabić. Po dwóch stronach znajdowały się stoliki oraz dwa skórzane fotele. W jednym z nich siedział Maverick Horton, a w drugim jego syn który był powodem moich nerwów i makabrycznych wizji morderstwa.

- Co oni tu robią? - zapytałam mojej matki, która posłała mi pełne dezaprobaty spojrzenie.

- Bądź miła. To ich odrzutowiec, więc okaz trochę szacunku - burknęła nieco ciszej, a potem z uśmiechem obróciła się w ich stronę.

- Witajcie - odezwał się Maverick. - Wszystkiego najlepszego Sloane! Zapraszam na urodzinowego drinka.

Ah, no tak. Przecież było po północy a więc oficjalnie rozpoczął się czwarty sierpień. Dzień, który będę przeklinać już do końca życia.

- Dziękuje - uprzejmie się uśmiechnęłam, pod bacznym spojrzeniem mojej mamy.

Katherine zajęła miejsce naprzeciw Maverick'a, tym samym skazując mnie na towarzystwo Nicholasa. Usiadłam w skórzanym fotelu kompletnie go ignorując, przekręcając moje ciało w stronę starszych.

- To bardzo miłe z twojej strony, Marv - moja mama wdzięcznie się uśmiechnęła, na co mężczyzna machnął ręką.

- To nic takiego. A właśnie! - Maverick uniósł w górę dłoń. - Musiałem wziąć dzisiaj mniejszy odrzutowiec, stąd mamy jedną sypialnię więc będziemy wymieniać się po pięciu godzinach aż dolecimy na miejsce. Odpowiada wam to?

Sypialnię???

- Ja mogę spać nawet tutaj - wzruszyłam ramionami.

Nie miałam problemu z zasypianiem w każdym możliwym miejscu.

- Nonsens! - odezwał się Maverick. - Każdy musi trochę wypocząć przed uroczystością.

Postanowiłam tego nie komentować, a zaraz przed moim nosem pojawił się nadmiernie kolorowy drink. Wolałabym czystą whisky lub tequile, ale nie chciałam wybrzydzać dlatego przyjęłam naczynie z wdzięcznym skinieniem.

- Przepraszam jeśli przekroczę granicę, ale mam pytanie - zwróciłam się do Mavericka, który zaraz na mnie spojrzał. - Czy Annie także do nas dołączy? Dobrze byłoby zobaczyć znajomą twarz podczas imprezy.

Kątem oka zauważyłam jak Nick się spina, a jego brew lekko drgnęła kiedy poprawiał się na siedzeniu.

- Niestety. Annie będzie mogła we wszystkim uczestniczyć dopiero za kilka lat - Maverick posłał mi uśmiech. - Ale przecież znacie się z Nicholasem, więc nie będziesz czuła się nieswojo.

- Ah, racja - powiedziałam to tak, jakbym kompletnie zapomniała o jego obecności a potem upiłam łyk drinka. - Mm, świetny wybór.

Maverick szeroko się uśmiechnął, a moja mama posłała mi spojrzenie które o dziwo nie wyrażało negatywnych emocji.

Za to Nick patrzył na mnie jakby miał ochotę mnie udusić. I vice versa.

To będzie długi lot.






*

Do następnego!
xx. B

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro