24. Musisz częściej się uśmiechać.
Siedziałam na długim parapecie z papierosem w ręku. Wyciągnęłam na brązową powierzchnię jedną stopę, aby oprzeć brodę o swoje kolano. Dzisiejsza noc była ciepła i przyjemna, dzięki czemu nieco łatwiej było mi oczyścić umysł i wszystko powoli do siebie przyswoić. Przełknęłam ciężko ślinę, podczas gdy papieros który trzymałam powoli się wypalał. Nie zaciągnęłam się nim ani razu. Nie miałam ochoty palić, czując dyskomfort w brzuchu i gardle. Nie wiem dlaczego w ogóle go odpaliłam. Dla zasady? Często paliłam kiedy działo się coś złego lub stresującego, więc może to tylko kwestia przyzwyczajenia. Może myślałam, że jak będę trzymać go w ręce to pomoże mi tak samo jak wtedy gdy go paliłam. Ale tym razem nie było to takie łatwe.
Gdy tylko przekroczyliśmy próg mieszkania Hortona, czułam że wszystko zaraz się zmieni. I miałam rację. Przez dobre dwie godziny Jake starał się wszystko precyzyjnie wyjaśnić. Jego słowa wciąż odbijały się gdzieś z tyłu mojej głowy. Każde jedno.
- Nie przypuszczałem, że uzależnię się od tego syfu. Nie chciałem tego robić, tym bardziej po tym kiedy powiedziałaś mi co robił Brooks - Jake posłał mi spojrzenie, a jego dłonie lekko zadrżały. - Nie chciałem już tego brać, ale nie potrafiłem inaczej. Codziennie musiałem coś dla nich załatwiać i zawsze jakimś cudem udawało się im mnie przekonać żebym coś zażył. A mi tak było łatwiej - westchnął głośno, na moment zaciskając usta w linię. - Kiedy byłem na haju, nie myślałem o tym w co się wpakowałem. Nie myślałem o tym, że robię coś złego i głupiego. Nie odczuwałem wyrzutów sumienia ani poczucia winy. Nic. I tak było prościej. Bo pamiętam co działo się z moją siostrą i nigdy tego nie zapomnę. Zarzekałem się i kląłem na narkotyki, a teraz wychodzę na największego hipokrytę. Ale inaczej już nie potrafię.
Przekręciłam głowę, aby oprzeć policzek na kolanie. Przymknęłam powieki, napawając się ciszą jaka wokół panowała. Na parapecie obok mojej nogi wibrował telefon, który kompletnie ignorowałam. Czułam się jak w transie i ledwo mogłam się poruszyć. Cholernie nie znosiłam, kiedy coś złego działo się moim najbliższym. Nigdy nie byłam w stanie do końca tego przetrawić. Było mi niedobrze i miałam ochotę zwymiotować. Dobrze pamiętam dzień, kiedy Ruby wylądowała w szpitalu omal nie przedawkowując i pamiętam co wtedy działo się z jej bratem. Jake o mało co sam nie zszedł przy jej boku. Zaczął szukać zemsty, która źle się na nim odbiła. A on tylko kochał swoją siostrę i chciał chronić ją najlepiej jak potrafił. Nie zasługiwał na to całe gówno, jakie mu się przytrafiało. Fakt, że przyznał się do uzależnienia zabolał bardziej niż myślałam. Tym bardziej iż wiedział, że się niszczy ale był w tej kwestii bezradny. Bezsilny. I tak czuł się przez większość czasu, a mnie przy nim nie było. Zamiast tego nie chciałam się do niego odzywać, bo byłam zła i dotknięta z powodu Wiley i Seana. Bo miał innych przyjaciół o których nie wspominał, a im nie wspominał o mnie i Vee. Nie chciałam z nim rozmawiać, bo nie chciał wytłumaczyć dlaczego Devon znalazł się wtedy w jego mieszkaniu i chciał ze wszystkiego nas wykluczać. Miał wiele tajemnic. Ale kto nie miał? Byłam największą hipokrytką w tym temacie. To ja trzymałam przed nim i przed Kingston tak wiele, że gdyby to usłyszeli to nigdy nie wybaczyliby mi że tak wstrętne rzeczy zachowywałam dla siebie i nie dawałam sobie pomóc.
A Jake wszystko robił dla nas. Dla mnie, Vee i swojej siostry Ruby.
- Bałem się, że jak się czegokolwiek dowiecie to się do was dobiorą. A jak już kogoś sobie upatrzą, to nie ma drogi powrotnej.
Nawet nie zauważyłam kiedy podczas tego wszystkiego, po moich policzkach potoczyły się łzy. Nie płakałam, ale czułam jak mimowolnie wydostają się spod moich powiek. Nie pamiętam kiedy ostatnio było ich tak dużo, ale najwyraźniej każdy z nas miał swoje granice. A moją słabością, byli moi przyjaciele. Tylko ich krzywda sprawiała, że byłam w stanie się złamać. Byli dla mnie ważniejsi niż ja sama. Więc dlaczego tak ich traktowałam? Dlaczego nie próbowałam dotrzeć do Jake'a? Dlaczego nie powiedziałam im co działo się kiedy byłam z Joshem? Boże, nigdy nienawidziłam siebie bardziej niż w tym momencie.
A potem usłyszałam ciche skrzypnięcie okna. Ktoś wyszedł na zewnątrz, ale nie byłam pewna kto ponieważ moje twarz zwrócona była w przeciwnym kierunku.
- Siedzisz tu już dobrą godzinę - kojący głos Vee rozszedł się w powietrzu. - Wszystko dobrze?
Oparłam brodę na kolanie, głośno wzdychając. Ciaśniej objęłam swoją nogę, a potem powoli przeniosłam swoje spojrzenie na Vee. Oświetlały nas jedynie uliczne lampy i światło księżyca, ale i tak wiedziałam iż zauważyła moje łzy. Moment realizacji na jej twarzy już chyba na zawsze wyryje mi się w duszy. Widziałam, że ją to bolało i widziałam że jednocześnie była w szoku. Bo zdała sobie sprawę, że musiało być źle. Musiało, bo nigdy wcześniej nie widziała moich łez.
- A czy cokolwiek jeszcze może być dobrze? - zapytałam zachrypniętym głosem.
Godzina bez mówienia zrobiła swoje, przez co musiałam odchrząknąć. Wystarczyło kilka sekund w towarzystwie Vee, a wszystko ustało. Moje emocje zeszły na drugi plan. Łzy już nie zbierały się pod moimi powiekami, a cokolwiek do tej pory czułam zniknęło bez echa. Przetarłam dłońmi mokre policzki a potem oparłam się o okno które się za mną znajdowało. Moje głowa wygodnie ustawiła się na szkle, a noga zjechała w dół przez co obydwie unosiły się nad metalową posadzką.
- Nie mam pojęcia jak mu pomóc, Slo - jej głos lekko się załamał, kiedy siadała obok mnie.
A ja wiedziałam. Wiedziałam już co zrobię chociaż mi się to nie podobało. Jake nie zasługiwał na to wszystko. Był dobrą osobą. Dlatego byłam w stanie się dla niego poświęcić. Chciałam się dla niego poświęcić. Dla mnie i tak nie było już ratunku. Wszystko było zaplanowane lata temu i nie liczyło się w tej kwestii moje zdanie. Ono nigdy się nie liczyło.
- Coś wymyślimy - oznajmiłam pewnie, chcąc dodać jej otuchy.
- Hej - obróciłam głowę w kierunku okna, skąd dotarł męski ładny głos. - Nie chcę przerywać, ale muszę chwile pogadać ze Sloane.
Zmarszczyłam lekko brwi, patrząc na Nicholasa. Jego zblazowany wyraz twarzy niczego nie zdradzał, co tylko bardziej zbijało mnie z tropu. Nie miałam pojęcia o czym chciałby rozmawiać, ale miałam kilka przypuszczeń. Vee lekko się uśmiechnęła, a potem zeszła z parapetu i podeszła do okna.
- Jasne - skinęła głową. - Wezmę Jake'a do sklepu i kupimy coś do jedzenia. Coś chcecie?
- Ja dziękuję - odparłam uprzejmie.
Za to Nick nachylił się do ucha Vee i szepnął jej kilka słów. Brunetka parsknęła śmiechem, następnie zostawiajac nas samych. Byłam trochę ciekawska, muszę przyznać. Ale nie miałam zamiaru pytać.
Horton ruszył w moją stronę, aż w końcu zatrzymał się tuż przede mną. Jego duże dłonie w sekundzie znalazły się na moich bokach, a potem niespodziewanie pociągnął mnie abym wstała przez co wydałam z siebie cichy pisk. Kiedy już staliśmy twarzą w twarz, brunet bardziej się do mnie nachylił bacznym wzrokiem badając moją twarz. Jego palec wskazujący wślizgnął się pod mój podbródek, a kciuk zatrzymał się na brodzie. Uniósł nieco moją twarz, którą zaraz przekręcił w bok.
- Co ty ro—auć! - skrzywiłam się lekko kiedy przycisnął opuszki palców do mojej kości policzkowej.
Nie zrobił tego mocno, ale moja twarz nadal była obolała od uderzenia Jeffersona. Chwila. O kurwa. Jak on się dowiedział?
Spojrzałam na niego lekko wystraszona, ponieważ cholernie mnie zaskoczył a ja byłam pewna, że się o tym nie dowie. Jego szczęka mocno się zacisnęła, a potem poruszył lekko głową w bok i zaciągnął nosem.
- A więc to prawda - cmoknął językiem, patrząc na mnie z dezaprobatą.
- Skąd ty—
- Ada - gwałtownie mi przerwał. - Zadzwoniła zapytać czy wszystko z tobą w porządku.
No i pięknie. Dziękuję wszystkim za wtrącanie się w nie swoje sprawy.
- Więc powiedz jej, że wszystko w porządku - odparłam nieco intensywniej, czując lekki uścisk w gardle.
Boże, co ze mną dzisiaj było nie tak? Ledwo poruszył temat, a ja już byłam na skraju płaczu. Objęłam się ciaśniej ramionami, wbijając paznokcie w swoją skórę aby się uspokoić.
- A od kiedy to co się stało, jest w porządku? - zapytał stanowczo, patrząc na mnie z góry.
Wzięłam głęboki i powolny oddech, zamykając powieki. Moja broda lekko zadrżała, ale szybko przejęłam kontrolę nad swoim ciałem.
- Nie mam siły się dzisiaj kłócić, Nick - mój głos był trochę cichszy, a ja traciłam wszelkie siły na tą rozmowę.
Czułam się jak wulkan, który był kilka sekund od wybuchu. Wszystko zaczęło się kumulować, a ja nie byłam pewna ile jeszcze mogłam znieść. Rozmowa z Harvey'em wystarczająco na mnie wpłynęła. Nie byłam w stanie poruszać teraz tematu Jeffa, Rooks czy czegokolwiek innego. Zaszumiało mi w głowie, a nogi zrobiły się nieco bardziej wiotkie.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś, Sloane? - zapytał miękko, co rozbrajało mnie jeszcze bardziej.
Z tej całej pieprzonej bezsilności, moje czoło powoli opadło na jego twardy tors. Zacisnęłam palce na materiale jego czerwonej bluzy tuż nad dużą kieszenią jaka znajdowała się z przodu. Zaciągnęłam się jego niepowtarzalnym zapachem, który nieco ukoił moje nerwy. Nie odezwałam się ani słowem. Nicholas owinął ramię wokół moich pleców aby przyciągnąć mnie bliżej siebie. Jego druga ręka otoczyła mój bark, a duża dłoń wplątała się w moje włosy, gdzie jego palce kojąco masowały skórę mojej głowy. Słyszałam bicie jego serca i mój przerywany oddech. Nie płakałam, chociaż czułam się tak wyprana jakbym robiła to godzinami. Horton oparł brodę na czubku mojej głowy, mocniej mnie w siebie wciskając. To był pierwszy raz, kiedy mnie przytulał. Nagła intymność tej chwili zaczęła mnie przytłaczać ponieważ za bardzo w tym momencie się przy nim odsłoniłam. A obiecałam sobie, że już nigdy nie popełnię takiego błędu.
Jednak w tej chwili czułam się zbyt dobrze i swobodnie. Pierwszy raz czułam się tak, jakby nic mi nie groziło i jakbym mogła spokojnie odetchnąć. I to kurewsko mnie przerażało. Od takiego uczucia łatwo się było uzależnić, a ja nie mogłam sobie na to pozwolić.
Dlatego dałam sobie jeszcze chwile, zanim z wielką niechęcią wyswobodziłam się z jego uścisku. Nicholas także nie wyglądał na zadowolonego, a jego dłonie zaplotły się na dole moich pleców podczas gdy moje nadal trzymały materiał jego bluzy. Nie miałam odwagi na niego spojrzeć, dlatego zaczęłam bawić się sznurkami jego ubrania obracając je w palcach. Dosłownie kilka sekund później poczułam jak opiera swoje czoło o moje. Przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie o ile było to w ogóle możliwe, a moje dłonie jakby żyjąc własnym życiem powędrowały na kark bruneta. Moje oddechy były coraz cięższe tak samo jak te jego. Czułam coraz większy ucisk w brzuchu, kiedy głowa Hortona lekko się przekręciła a jego nos musnął mój policzek. Moje serce waliło jak młotem kiedy i ja poruszyłam głową aby ustawić się w linii do jego ust. Ust, które odnalazły moje bardzo szybko. Przycisnął mnie jeszcze mocniej do siebie, a ja stanęłam na palcach kiedy moje plecy lekko się wygięły. Pocałował mnie z taką mocą, że moje ciało przeszedł dreszcz. Jego wargi odrywały się od moich tylko po to, aby zaraz na nowo je poznawać. I tak w kółko, aż z przyjemności i intensywności kręciło mi się w głowie. Ja sama złapałam za jego policzki, oddając każdy jeden pocałunek z takim samym zapałem. Dłonie Nicholasa błądziły po całej długości moich pleców, aż w końcu byłam tak mocno nachylona do tyłu że moje nogi zaczęły odklejać się od metalowego podłoża. Dopiero wtedy Nick znacznie się wyprostował i odsunął ode mnie swoją twarz. Otworzyłam powoli oczy, które spotkały się z jego czekoladowymi tęczówkami. Mimowolnie przejechałam kciukiem po jego dolnej wardze, która była teraz nieco opuchnięta i mocno różowa. A jego oczy były takie piękne.
Przełknęłam mocno ślinę, a potem moje dłonie zjechały z jego twarzy na ramiona.
- Może.. - mój głos był zachrypnięty, dlatego szybko odchrząknęłam. - Ja pójdę sprawdzić, czy już wrócili.
Sprawnie wyślizgnęłam się z jego objęć i złapałam za swój telefon który był na parapecie. Nick także odchrząknął i poprawił materiał swojej bluzy.
- Tak. Dobry pomysł - mruknął pod nosem, a potem obydwoje weszliśmy do środka.
I myślałam, że wejdę tutaj sama ale jak widać Horton miał nieco inne plany. Nie było to zbyt mądre ponieważ gdy tylko znaleźliśmy się w pustym salonie, atmosfera dookoła nas mocno zgęstniała. Oddychałam tak ciężko, jakbym przebiegła maraton a moje ciało mrowiło. Odłożyłam swój telefon na stolik do kawy, a potem przeczesałam włosy dłońmi. Mój wzrok mimowolnie powędrował w stronę Nick'a, który już patrzył na mnie spod rzęs a jego klatka piersiowa unosiła się i opadała.
W trzy sekundy znowu znaleźliśmy się przy sobie. Nasze usta spotkały się już w połowie drogi, kiedy jego dłonie mocno chwyciły moją talię a moje wplątały się w jego włosy. Bez większego trudu podrzucił mnie do góry na co niemal zachłysnęłam się powietrzem, a potem owinęłam wokół niego swoje nogi. Brunet mocno zacisnął palce na moich pośladkach a chwilę później leżałam już pod nim na kanapie. Te pocałunki znacznie różniły się od tych, które dzieliliśmy na schodach przeciwpożarowych. Te, były znacznie bardziej zachłanne i agresywne jakbyśmy toczyli walkę o dominację. Pchnęłam go do tyłu aby usiadł, a ja sprawnie znalazłam się na jego kolanach. Przeniosłam pocałunki na jego szczękę i szyję podczas gdy cała jego uwaga skupiała się na moich pośladkach za które nagle mocno docisnął mnie do swoich dolnych partii. Westchnęłam nieco głośniej, kiedy poczułam go pod sobą i mimowolnie poruszyłam biodrami na co Nick jęknął w moją szyję.
- Kurwa - mruknął pod nosem. - Zaraz nie będziemy w stanie przestać.
- Wiem - odetchnęłam głośno, lekko odchylając się od jego torsu aby usiąść nieco dalej na jego kolanach.
Oparł głowę na zagłówku kanapy, a jego policzki były nieco zarumienione. Oddychał ciężko, patrząc wprost na mnie a ja miałam ochotę paść przed nim na kolana i złożyć mu pokłon, za to jak cholernie był atrakcyjny i piękny.
- Musisz częściej zakładać skórzane spodnie - oznajmił, kiedy kącik jego ust cwanie uniósł się do góry a dłonie mocno przejechały wzdłuż moich ud.
- Musisz częściej się uśmiechać - wymsknęło mi się, przez co moje ciało mocno się spięło. Nick uważnie na mnie patrzył, skanując moją twarz. - Uh, i musisz częściej nie zakładać nic. Tak.
Jego usta rozciągnęły się w uśmiechu. Piękny.
- Ciężko ci odmówić, kiedy na mnie siedzisz - oznajmił, na co przewróciłam oczami a potem nachyliłam się aby delikatnie musnąć zębami jego nos.
Brunet uroczo go zmarszczył a potem udawał, że był obrzydzony i zepchnął mnie z kolan. Poprawiłam się z zadowoleniem na kanapie, podczas gdy Horton wstał z mebla i podszedł do wyspy kuchennej o która oparł dłonie i lekko schylił głowę. Brał głębokie oddechy, co widziałam po jego poruszających się ramionach.
- Co ty robisz? - zapytałam z ciekawością, na co chłopak ciężko westchnął.
- Próbuję się uspokoić - oznajmił, na co zmarszczyłam brwi.
- Ale-Ohhh - przeciągnęłam kiedy zdałam sobie sprawę o czym mówił.
Z cwanym uśmiechem podniosłam się z kanapy i do niego podeszłam. Stanęłam po drugiej stronie wyspy kuchennej i oparłam się o nią łokciami aby wyrównać z nim poziom. I tak, byłam świadoma że moja bluzka miała wiązanie pomiędzy piersiami, a w takiej pozycji prawdopodobnie uwydatniły się bardziej ponieważ nie miałam na sobie stanika.
- Jak mogę pomóc? - zapytałam niewinnie, kiedy Nick podniósł głowę a zaraz jego wzrok powędrował na mój dekolt.
Zacisnął mocno szczękę i ulokował wzrok gdzieś na ścianie obok. Zabójczo powoli odsunął się od mebla, a potem dźgnął językiem wnętrze policzka i ruszył w moją stronę. Ja również odepchnęłam się od wyspy kuchennej, a potem poczułam jego dłoń na swojej szyi za którą mocno przyciągnął mnie do pocałunku. Zanim w ogóle ogarnęłam co się działo, jego palce sprawnie odpięły guzik moich spodni do których zaraz się wślizgnęły. Nabrałam więcej powietrza do płuc na nagły kontakt z jego skórą, którego zdecydowanie się nie spodziewałam. Zacisnął palce na mojej szyi tak, jak wiedział że lubię a potem nieco mną szarpnął kiedy oderwał ode mnie swoje wargi.
- Gwarantuję ci - wymruczał, podczas gdy jego palce zaczęły się poruszać przesyłając prąd rozkoszy po moim ciele. - Że za takie zagrania, potraktuje cię twoją własną trucizną, słońce.
Przejechał wargami wzdłuż linii mojej szczęki, a potem zwyczajnie się ode mnie odsunął wcześniej wyjmując rękę z moich spodni które sprawnie zapiął. Umieścił swoje dłonie na wyspie kuchennej po dwóch moich bokach i nachylił się aby na moment złapać w zęby moją dolną wargę.
Cholera, chyba się roztopiłam.
Przyjemny skurcz w podbrzuszu nadal mnie drażnił. Teraz to ja musiałam się uspokoić, a to wszystko jego wina. Ale także i moja.
- Touché, Horton - skinęłam głową, na co poruszył stanowczo brwiami a potem drzwi od jego mieszkania się otworzyły.
- Ładne rumieńce - szepnął do mojego ucha na odchodne, a potem ruszył w stronę korytarza.
Momentalnie złapałam za moje policzki, które zdecydowanie były nieco cieplejsze. Odetchnęłam głośno, a potem poprawiłam włosy i ruszyłam w stronę dobiegających mnie głosów.
- Wróciliśmy!
***
No i wszystko się utrudniło.
Na początku było dobrze. Kiedy Jake i Vee wrócili ze sklepu przez długi czas siedzieliśmy i rozmawialiśmy w salonie. Pograliśmy trochę na konsoli, zjedliśmy tortille które zrobiłam razem z Kingston. Leżałam właśnie płasko na plecach na dywanie, odpoczywając po posiłku. Jedyne światło w pomieszczeniu padało z wielkiego telewizora, gdzie leciał mecz koszykówki. Jake i Nick także zajmowali miejsce na podłodze, a ich plecy opierały się o kanapę. Ręka bruneta co jakiś czas lądowała na mojej łydce którą powoli masował, wszystko utrudniając. Atmosferę pomiędzy naszą dwójką można by było kroić nożem. Co chwile rzucaliśmy sobie spojrzenia pełne pożądania i tęsknoty z nadzieją, że w końcu zostaniemy sami. Ale tak jak mówiłam, wszystko się utrudniło ponieważ Jake stwierdził że odwiezie mnie do domu i po drodze jeszcze pogadamy. I jak bardzo go kocham i nie miałam zupełnie nic przeciwko, tak w tym momencie jedyne czego chciałam to zostać z Hortonem. Czułam się podekscytowana jak szesnastolatka, a wizje tego co moglibyśmy robić niemiłosiernie zaprzątały mi głowę.
- A właśnie! Zapomniałabym - Vee nagle zerwała się z miejsca, przez co zmarszczyłam brwi.
Poszła gdzieś na korytarz, co postanowiłam zignorować. Zamiast tego podniosłam się z dywanu i położyłam na kanapie która była wolna. Nie rozumiem dlaczego każdy z nas wolał leżeć lub siedzieć na podłodze, chociaż w sumie była dość wygodna.
- Nick? - zawołała Kingston, co sprawiło że brunet wstał i także zniknął gdzieś w ciemności, a ja spojrzałam w tamtym kierunku.
Stop. Nie interesuje cię to.
Mój telefon już któryś raz dzisiaj zaczął głośno dzwonić. Jęknęłam niezadowolona, a potem wyjęłam go z tylnej kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz. Oczywiście, dzwoniła moja mama. Przez ostatnie dni udawało mi się jej unikać, ale zdaje się iż zatęskniła za uprzykrzaniem mi życia. Odkąd dowiedziałam się o istnieniu Rooks nie zamieniłam z nią ani słowa.
W momencie kiedy wstałam z kanapy Vee i Nick wrócili do salonu. Sprawnie ich wyminęłam i ruszyłam do pokoju bruneta aby mieć trochę prywatności. To na wszelki wypadek, gdyby moja rodzicielka zaczęła krzyczeć tak głośno że aż byłoby ją słychać przez urządzenie. Otworzyłam drzwi do jego sypialni, jednocześnie odbierając telefon.
- Halo? - zamknęłam za sobą drewnianą płytę i ruszyłam w kierunku okna, przez które światło księżyca oświetlało pomieszczenie.
- Mogłabyś w końcu wrócić do domu? - jej głos był podenerwowany jak zwykle.
Aż miałam ochotę dosłownie w coś walnąć.
- Po co? - westchnęłam, pusto obserwując widoki za oknem.
- Żartujesz? Dobrze wiesz, że mamy gości - warknęła, na co zmarszczyłam brwi.
- Gości? - dopytałam, ponieważ był to pierwszy raz kiedy w ogóle gadałam z nią od kilku dni i nic o tym nie wiedziałam.
- Nie wygłupiaj się. Masz piętnaście minut - a potem się rozłączyła.
Sprawdziłam powiadomienia na telefonie, dopiero teraz dostrzegając wiadomość. Napisaną osiem minut temu.
Od: Rodzicielka
mamy gości, wracaj
Przewróciłam oczami, następnie prychając śmiechem. Ależ ona była przekomiczna. Uniosłam wzrok na pięknie prezentujący się księżyc cicho błagając go o litość. A może jednak powinnam błagać o siłę? Zdaje się, że będę jej potrzebować najbardziej aby przeżyć dzisiejszy wieczór i najbliższe lata.
Obróciłam się na pięcie i ruszyłam w kierunku drzwi, kiedy nagle zahaczyłam o coś nogą i z hukiem oraz piskiem upadłam na podłogę. Usłyszałam także jak kilka przedmiotów wysypało się na podłogę. Dłoń w której miałam telefon trzymałam jak najdalej od podłogi się dało. Kosztował tak dużo, że już wolałam złamać siebie niż urządzenie. A potem drzwi do pokoju się otworzyły i rozbłysło światło. Uniosłam głowę na stojącego w progu Hortona. Mial skrzyżowane ręce na piersiach i patrzył na mnie z góry z uniesionymi brwiami. Tymczasem ja wyszczerzyłam zęby w uśmiechu, udając że nic się nie stało.
- No co tam? - zapytałam, wciąż leżąc w dziwnej pozycji i z ręką w górze.
- Nawet nie chcę wiedzieć, Harmon - westchnął ze zrezygnowaniem, nie ruszając się z miejsca.
Podniosłam się do pozycji siedzącej, a mój wzrok przykuło pudełko które najwyraźniej było obok jego łóżka. Było przewrócone a pełno złotych pucharów walało się po podłodze. Patrzyłam na nie z zaciekawieniem, a potem podniosłam jeden z nich aby baczniej się przyjrzeć. Obserwowałam każdy po kolei z rozchylonymi ustami, ponieważ były one za osiągnięcia sportowe z conajmniej trzech dyscyplin.
- To wszystko twoje? - zapytałam, unosząc na niego wzrok.
Ku mojemu zaskoczeniu znajdował się tuż przy mnie, a potem kucnął wyrównując nasze poziomy. Pomógł mi zbierać nagrody, a jego szczęka mocniej się zacisnęła podczas gdy on pozostawał cichy. Podniósł puchar za osiągniecie w koszykówce, który zaraz powoli obrócił w palcach. Jego palce pobielały od siły z jaką go ściskał, co lekko mnie przeraziło.
- Nick? - delikatnie położyłam dłoń na jego ramieniu, uważając aby go przy tym nie spłoszyć.
Brunet nawet nie drgnął. Nie poruszył się ani o milimetr, a jego wzrok wciąż świdrował złotą figurkę. Coś w jego postawie drastycznie się zmieniło przez co poczułam ukłucie zmartwienia.
- Nick.. - powtórzyłam nieco ciszej lekko się przybliżając, co zdawało się jakoś wybudzić go z transu.
- Skończ - mruknął nieprzyjemnie strącając moją dłoń ze swojego ramienia, przez co poczułam nieprzyjemny skurcz w brzuchu. - To tylko zwykłe śmieci. Następnym razem patrz pod nogi - wrzucił puchar do pudełka który odbił się z hukiem od pozostałych rzeczy.
- Przepraszam, nie chciałam ja.. - zaczęłam pospiesznie wkładać pozostałe przedmioty do pudełka, ale szybko mnie zatrzymał łapiąc mój nadgarstek.
- Zostaw. Po prostu już idź - ton jego głosu był oschły i nieco głośniejszy, a ja wolałam więcej nie ingerować.
Nie chciałam przekraczać żadnych granic, chociaż nie mogłam nic poradzić na to że poczułam się źle. Miałam wrażenie, że dotarłam do granicy przez którą Nicholas nie miał zamiaru nikogo przepuszczać. Dlatego bez żadnego słowa więcej wstałam, wyślizgnąć rękę z jego uścisku i zostawiłam go w jego sypialni. Z lekkim ukłuciem w sercu wróciłam do salonu, obejmując się ramionami. Stanęłam przy kanapie i spojrzałam na Harvey'a.
- Jake? Możemy jechać? - zapytałam, zwracając rym jego uwagę.
- Już? - był lekko zdziwiony.
- Tak, muszę wrócić do domu. Mama dzwoniła - odparłam krótko.
Nie sądziłam, że ta kobieta kiedykolwiek nieświadomie zrobi mi przysługę ponieważ po tym co przed chwilą się wydarzyło raczej nie chciałam działać już Hortonowi na nerwy.
- Dobra, już się zbieram - zaczął powoli wstawać z podłogi i poprawił swoje spodnie.
Vee także wstała i przeciągnęła się jak kot, prostując kości.
- Co się przed chwilą stało? Słyszeliśmy huk z pokoju - spojrzała na mnie, podczas gdy brała swoją torebkę do ręki.
- Przypadkiem kopnęłam w jakieś pudło i się wywaliłam - wzruszyłam ramionami, także zbierając moje rzeczy.
- To brzmi jak ty - skomentowała, na co wystawiłam jej środkowy palec z zabójczą miną.
Stałam już przy drzwiach frontowych, kiedy Nick pojawił się w korytarzu. Zmarszczył lekko brwi, obserwując nas.
- Już jedziecie? - zapytał, a Jake skinął głową.
- Tak, Sloane musi lecieć - powiedział, a wzrok Hortona momentalnie na mnie wylądował. Tymczasem ja patrzyłam na własne buty. - Możesz jechać z nami, to potem gdzieś pojedziemy.
Nick się zgodził, a potem wszyscy udaliśmy się do samochodu Jake'a. Zajęłam miejsce z przodu, aby nie siedzieć obok Hortona ponieważ miałam nieodparte wrażenie że zrobiłam coś nie tak. Nie chciałam wchodzić mu w drogę. Zdaje się także, że Jake chyba zapomniał że mieliśmy pogadać jeszcze w drodze do domu, ale w tej chwili było mi to na rękę.
Piętnaście minut później Jake zatrzymał się obok mojego podjazdu, na którym gościły dwa nieznane mi samochody. Pospiesznie się pożegnałam ponieważ mój telefon znów zaczął dzwonić i byłam pewna, że ro moja rodzicielka. Wysiadłam z samochodu i powędrowałam do domu najszybciej jak się dało. Po przekroczeniu progu okazało się, iż wewnątrz nikogo nie było ale dobiegały mnie różne głosy z ogrodu. Odstawiłam swoją torebkę na krzesło przy wyspie kuchennej, a potem lekko się ogarnęłam i ruszyłam w stronę salonu aby zaraz przekroczyć próg i znaleść się na zewnątrz.
- Dobry wieczór - powiedziałam uprzejmie, podchodząc bliżej plecionego białego stołu przy którym siedziało kilka osób.
A potem ich głowy obróciły się w moją stronę, a ja zastygłam w miejscu.
- Witaj, Sloane.
*
Stwierdziłam, że nie będę robić z tej książki dwóch części ale za to możecie spodziewać się masy rozdziałów. Myślę, że od 60-100.
Prawdopodobnie będzie przeskok czasowy, ale to jeszcze nie jest pewne, jak dojdziemy do pewnego momentu to sama was zapytam jak wolicie.
Do następnego!
xx. B
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro