Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

21. Nie musisz pytać dwa razy.

Moje plecy zamaszyście uderzyły w ceglaną ścianę przesyłając tym samym okropny ból wzdłuż mojego kręgosłupa. W pustym pomieszczeniu stało czterech facetów łącznie z Devonem, który z uśmiechem mi się przyglądał. Dwójka z nich przyciskała mnie za ramiona do ściany, podczas gdy on był w trakcie palenia papierosa.

- Teraz już nie jesteś taka odważna, co? - zapytał, podchodząc nieco bliżej mnie. - Jaka szkoda.

Blondwłosy wydął usta w prześmiewczym grymasie, zmierzając moją sylwetkę od góry do dołu przez co zrobiło mi się niedobrze.

- Czego ode mnie chcesz? - mruknęłam pod nosem, nawiazując z nim kontakt wzrokowy.

Wciąż się wierzgałam, co niestety nie było zbytnio pomocne zważając na to jak silni byli nieznani mi mężczyźni.

- Z tobą chciałbym zrobić wiele, uwierz mi - oblizał swoje wargi, co sprawiło że coś skręciło się w moim żołądku. - Ale rozkazy to rozkazy.

Wyrzucił swojego papierosa a potem stanął tuż przede mną i oparł dłonie po dwóch stronach mojej głowy. Obróciłam twarz w bok, nie chcąc nawet na niego patrzeć.

- Powiedz mi, Sloane. Jakie zlecenie dał ci Maverick? - przejechał opuszkiem palca po moim policzku.

- Zlecenie? - zmarszczyłam brwi, patrząc na Devona z zażenowaniem. - Masz na myśli serwowanie śniadania?

Blondyn się uśmiechnął, a potem jego dłoń wylądowała na mojej szczęce którą szarpnął w górę powodując tym samym zderzenie mojej głowy ze ścianą.

- Nie mam czasu na twoje żałosne zagrania. Nasi ludzie widzieli cię w L'oasis z Nick'iem. Przeurocza z was para - wydął prześmiewczo wargi, wciąż mocno trzymając moją twarz.

I wtedy to ja się zaśmiałam. Patrzyłam prosto w jego oczy, które mnie przerażały ale nie mogłam zachowywać się jak spłoszone zwierzę. Musiałam coś wymyślić żeby się stąd wydostać, a czas mnie gonił. Powiedziałam Vee, że jadę do domu więc nikt nie będzie podejrzewać mojego zniknięcia. Sama wpakowałam się na minę, nawet o tym nie wiedząc.

- Para? Dobre sobie - prychnęłam pod nosem.

Kiedy tylko to się stało, na twarzy Devona pojawiło się zrozumienie. Teraz to on zaczął głośno się śmiać i puścił moją twarz. Patrzyłam na niego jak na chorego psychicznie, ponieważ tak właśnie się zachowywał. Zaczął głośno klaskać, a potem wyjął kolejnego papierosa aby zaraz zaciągnąć się nikotyną.

- Nicholas, Nicholas, Nicholas - mruczał pod nosem, kręcąc głową. - On na prawdę nic ci nie powiedział, co?

- O czym ty mówisz? - znów się szarpnęłam, łudząc się że tym razem coś wskóram chociaż na darmo.

- Po pierwsze kochanie, czytaj swoje kontrakty. A po drugie, naucz się jakie zasady panują w L'oasis zanim wkopiesz się jeszcze bardziej. Taka moja złota rada - znów się zaciągnął, a potem na mnie spojrzał. - A mogłaś być po stronie Brooksa. Wtedy wszystko byłoby łatwiejsze. Taka śliczna dziewczyna jak ty u naszego boku. To dopiero by było.

Devon wyrzucił kolejnego papierosa, a potem do mnie podszedł i poklepał dłonią mój policzek. Jego dłonie przejechały po mojej klatce piersiowej aż w końcu zacisnął je na moich biodrach.

- Nie dotykaj mnie, świrze - warknęłam, szarpiąc się.

Czułam jak palce dwóch trzymających mnie facetów mocniej zacisnęły się na moich ramionach i przycisnęły mnie do ceglanej posadzki. Nogami zahaczyli o moje dwie, całkowicie pozbawiając mnie możliwości ruchu. Zaczęłam wierzgać się jeszcze bardziej, już prawie nie czując jak bardzo bolały mnie miejsca w których mnie trzymali. Ja chciałam tylko się stamtąd wydostać.

- Trzech facetów na jedną dziewczynę? Widać nie każdy słyszał o wyrafinowaniu - syknęłam, a Devon posłał mi uśmiech.

Sięgnął do tylnej kieszeni swoich spodni, a moim oczom ukazał cię nóż motylkowy. Blondyn zaczął obracać nim między palcami, obserwując moje ciało z góry do dołu.

- Hmm, gdzie mógłbym zostawić wiadomość dla Nicholasa, jak myślisz? - moja broda lekko zadrżała, a coś w gardle zaczęło odcinać mi dopływ powietrza. - Niech sobie nie myśli, że wyjdziesz z tego bez szwanku. Jednak czasami niewiedza nie okazuje się być ratunkiem.

Palcem wskazującym zahaczył o mój top, a potem wsunął pod niego ostrze przecinając materiał od góry do dołu. Dwóch mężczyzn mocniej przycisnęło mnie do ściany, pozbawiając mnie jakiejkolwiek możliwości ruchu. Moje tętno maksymalnie przyspieszyło, a łzy zaczęły zbierać się pod moimi powiekami kiedy obserwowałam jak ostrze noża delikatnie jeździ po mojej skórze. Najpierw po szyi, potem po obojczykach aż w końcu wzdłuż mojego mostku pomiędzy piersiami. Cholernie bałam się, że przetnie także górę od stroju kąpielowego ale tego nie zrobił. I już miałam powiedzieć mu żeby przestał. Że wszystko mu powiem. Byłam w stanie wymyślić jakąś bajeczkę i go nią nakarmić, ale nie zdążyłam. Jego dłoń wyładowała na moich ustach, a ostrze noża delikatnie wbiło się w moją skórę, przeciągając się po długości mojego lewego boku tuż pod żebrem. Krzyknęłam gardłowo, co zostało nieco zagłuszone przez jego rękę. Okropny ból rozszedł się po moim ciele, a krew powoli zaczęła spływać po moim biodrze. Pojedyncze łzy wydostały się spod moich powiek podczas gdy blondyn patrzył na mnie z uśmiechem. Był tak samo psychiczny jak Josh, widziałam to w jego oczach.

- Muzyka dla moich uszu - wziął głęboki oddech i wypuścił powietrze z płuc, jakby napawał się najpiękniejszym zapachem na świecie.

A potem mój telefon zaczął dzwonić.

- Ah, spójrzmy kto to - Devon schował swój nóż, a potem powoli sięgnął do tylnej kieszeni moich spodni przejeżdżając dłońmi po moim ciele, przez co kolejne łzy spłynęły po moich policzkach.

Obrócił urządzenie w moją stronę, aby pokazać mi wyświetlającą się na ekranie nazwę, a potem odebrał połączenie i włączył tryb głośnomówiący.

- Sloane? Słyszałem od Vee, że wyszłaś z imprezy. Proszę, wróć. Obiecuję, że wszystko ci wyjaśnię - usłyszałam zmartwiony głos Jake'a.

I chociaż w jakiś sposób cieszyłam się, że go słyszę to jednocześnie miałam ochotę tylko bardziej się rozryczeć. Bo był tak daleko. A ja byłam tak blisko upadku.

- Sloane nie ma teraz czasu - powiedział zadowolony Devon. - Możesz przekazać Hortonowi, że raczej nie będzie w stanie już u niego pracować kiedy jej buźka przestanie być taka śliczna.

Panika jaka się we mnie zbierała w końcu dała o sobie znać. Nie mogłam już więcej udawać, że nic mi się nie dzieje. Oddychałam szybko i niemiarowo, a ból jaki odczuwałam był okropny i niewygodny. Czułam jak kręciło mi się w głowie i prawdopodobnie spadłabym już dawno, gdyby dwóch mężczyzn wciąż nie przyciskało mnie do ściany.

- Spróbuj chociażby jej dotknąć, to odetnę ci ręce - warknął Jake, a w tle słyszałam inne głosy i szum.

- Za późno - westchnął Devon. - Dopiero się rozkręcam. Chcesz ją usłyszeć?

Moja broda zadrżała, a ja sama zaczęłam dyszeć ze strachu kiedy Devon znów do mnie podszedł. I bez żadnego wahania przycisnął palce do mojej rany mocno przejeżdżając po całej jej długości. Jęknęłam z bólu, a mój głos był tak zachrypnięty że sama się go przestraszyłam. Wszystko mnie bolało i nie mogłam się ruszyć. Czułam więcej krwi, która zaczęła wydobywać się z rozcięcia. Patrzyłam jak jej krople wędrowały w dół, brudząc moje białe spodenki i udo. Robiłam się coraz bardziej zmęczona i szumiało mi w głowie.

- Jake.. ja—

Chciałam coś do niego powiedzieć. Cokolwiek. Ale wtedy coś ciężkiego i metalowego mocno zderzyło się z moją skronią przez co zrobiło mi się biało przed oczami. Świat zaczął wirować a ja powoli opadałam w dół.

A potem moje powieki bezwiednie opadły i wszystko w końcu ucichło.

Do moich uszu dotarł szum ulicy oraz mijanych samochodów. Poruszyłam się nieznacznie, co było pieprzonym błędem ponieważ ostry ból rozprzestrzenił w moim ciele i głowie. Mruknęłam cicho pod nosem, który wtulony był w czyjś twardy tors. Uchyliłam powoli powieki i uniosłam głowę, spotykając się z ciemnymi oczami Jake'a Harvey'a.

- Jake? - zapytałam zachrypniętym głosem, co sprawiło mi kolejną dawkę bólu.

Moje gardło tak strasznie bolało. Widziałam przed oczami mgłę. Czy ja śniłam? Proszę, ja nie chcę żeby to był sen.

- Shh, wszystko będzie dobrze - był cholernie zestresowany, a jego oczy były opuchnięte od płaczu. - Zabierzemy cię do Hortona, tam będziesz bezpieczna. Vee powiedziała twojej mamie że zostajesz u niej na noc. Wszystko będzie w porządku.

Czułam jak przyciskał jakiś materiał do mojego boku, prawdopodobnie starając się zatamować krew.

- Tak bardzo cię przepraszam, Sloane - jego głos się załamał, a ja poczułam jak pojedyncza łza opadła na moją skórę.

A potem znów odpłynęłam.

Obudziłam się, kiedy poczułam piekący ból. Pierwszym co zobaczyłam, były duże poplamione krwią dłonie które zajmowały się moją raną. Srebrny sygnet był niemal cały czerwony, a kiedy uniosłam wzrok zobaczyłam jego zmęczoną twarz. Nie zauważył, że się obudziłam ponieważ był za bardzo skupiony na tym co robił. Nick precyzyjnie przyklejał plastry ściągające, marszcząc brwi w skupieniu. Jego przystojna twarz była blada, a żuchwa uwydatniona jakby przez cały ten czas zaciskał szczękę. Spojrzał na moją twarz dopiero po kilku minutach, kiedy skończył mnie opatrywać. Jego spięte do tej pory mięśnie nieco się rozluźniły, jakby uspokoił go fakt że oprzytomniałam. Poruszyłam się nieznacznie, aby wygodniej się ustawić a jego dłonie momentalnie się uniosły w razie gdyby w jakiś sposób miał mnie asekurować.

- Nic mi nie jest - mruknęłam pod nosem.

Wciąż miałam chrypkę, chociaż było nieco lepiej niż wcześniej. Nicholas zacisnął wargi w wąską linię, a potem pociągnął nosem i nieco się poprawił.

- Zachowujesz się, jakbyś wstydziła się bólu - odezwał się w końcu, nie spuszczając ze mnie wzroku.

- Nie prawda - odparłam stanowczo, próbując nieco się podnieść.

Nie było to łatwe, ponieważ gdy napinałam swoje mięśnie to wszystko mnie bolało. Nienawidziłam tego, że miał rację. Wstydziłam się, że widział mnie w takim stanie. W końcu zawsze byłam taka odważna i twarda, a teraz nawet nie potrafiłam sama usiąść.

- Nie ma w tym nic złego - jego głos był taki kojący, że niemal mu uwierzyłam.

W moich oczach pojawiły się łzy spowodowane bólem jaki właśnie odczuwałam, starając się podnieść. Wciąż miałam kamienny wyraz twarzy, ale to nie zmieniało faktów. I chociaż bardzo tego nie chciałam, to musiałam to zrobić. Udawanie z czasem stawało się męczące.

- Proszę, pomóż mi wstać - wychrypiałam cicho, pozbawiając się tej całej fasady kiedy na mojej twarzy pojawił się grymas bólu.

Nicholas momentalnie wślizgnął przedramię pod moje plecy i powoli podniósł mnie do góry. Był szczególnie ostrożny jeśli chodziło o jakikolwiek kontakt z moim zranionym bokiem, kiedy ustawiał mnie do pozycji siedzącej. Poczułam jak czarny materiał opadł na moje ciało. Dopiero teraz zauważyłam, że miałam na sobie granatowy bezrękawnik ze znaczkiem Nike po lewej stronie. I dobrze wiedziałam, do kogo to ubranie należało. Kiedy zmarszczyłam lekko brwi, poczułam piekący ból na lewej skroni oraz lekką opuchliznę.

- Gdzie są Jake i Vee? - zapytałam, odchrząkując.

Horton wstał na równe nogi, patrząc na mnie z góry ze ściągniętymi brwiami. Widziałam, że był zmartwiony nieważne jak bardzo chciał to ukryć.

- Rozmawiają - skinął głową w stronę okna. - Jak się czujesz? - potarł dłonią swój kark, a potem spojrzał w moje oczy wsuwając dłonie do kieszeni spodni.

I zdecydowanie nie spodziewałam się takiego pytania z jego strony. Chociaż właściwie, nigdy nie wiedziałam czego się po nim spodziewać.

- Nie wiem - odparłam.

Bo nie wiedziałam. Zawsze byłam w fazie wyparcia przez dobre kilka godzin kiedy przytrafiało mi się coś złego. Czułam wewnątrz siebie pustkę i jeszcze nie do końca kontaktowałam. Oparłam dłonie na kanapie żeby zaraz dźwignąć się do góry. Wciągnęłam więcej powietrza do płuc czując lekkie pieczenie promieniujące od rozcięcia. Nick w ekspresowym tempie znalazł się tuż przy moim boku, a jego dłoń delikatnie spoczęła na dole moich pleców dla asekuracji.

- Jest okej. Mogę stać - oznajmiłam, posyłając mu szybkie spojrzenie.

- Sloane! - głos Vee wypełnił pomieszczenie, a zaraz zobaczyłam jak razem z Jakiem szybko do nas podchodzą. 

- O mój Boże - Kingston odetchnęła z ulgą. - Nawet nie wiesz jak się o ciebie bałam. Jak się czujesz? Przywiozłam ci twoje rzeczy.

- Sloane, na prawdę przepraszam. To moja wina, że wszystko się tak potoczyło. Bardzo cię boli? Zrobili ci coś jeszcze? - tym razem odezwał się Jake.

Czułam się jak pod ostrzałem z każdej strony dostając innym pytaniem. Rozumiałam że obydwoje bardzo się martwili ale ostatnie na co miałam ochotę, to rozmowa o tym co się stało. Nie byłam zbyt dobra w takich rzeczach i miałam spore problemy, żeby mówić o tym kiedy działa mi się krzywda. Poza tym tak jak mówiłam, nadal byłam w stanie wyparcia i nie było mowy o jakiejkolwiek rozmowie. Patrzyłam to na Vee, to na Jake'a nie wiedząc co powiedzieć i za co się zabrać. Zakręciło mi się w głowie, aż w końcu lekko przekręciłam się w stronę Hortona aby bardziej się o niego oprzeć, umieszczając dłoń na jego twardym torsie. Wciąż asekurował moje plecy, ale gdy tylko wyczuł mój najmniejszy ruch owinął wokół mnie swoje ramię. Czułam jego baczny wzrok, jakby sprawdzał czy zaraz nie będzie musiał interweniować. Każda taka najmniejsza reakcja z jego strony sprawiała, że wszystko bolało mnie mniej. A to przez to, że ciepłe i przyjemne uczucie rozlewało się w moim brzuchu chociaż na chwile zabierając jakąś część bólu, zanim znów wracała.

- Ja nie.. - westchnęłam ciężko, odrywając od nich spojrzenie. - Wybaczcie mi, ale muszę odpocząć.

I jak na zawołanie na obydwu ich twarzach pojawiło się zrozumienie. Vee zacisnęła usta w wąską linię, a Jake przejechał językiem po wewnętrznej części swojej dolnej wargi. Wiedzieli, że kłamałam i zwyczajnie nie chciałam z nimi o tym rozmawiać. Wiedzieli także, że nie było to tymczasowe. Ponieważ ja w ogóle nie chciałam z nimi o tym rozmawiać. Nigdy.

- W porządku - Kingston posłała mi uśmiech. - Potrzebujesz czegoś jeszcze?

- Nie trzeba - oznajmiłam szczerze. - Odpocznijcie i zobaczymy się jutro, okej? Dziękuje za wszystko.

Mój głos był tak cholernie łagodny i delikatny, że sama siebie nie poznawałam. Brzmiałam jak ktoś zupełnie obcy. Potrzebowałam zostać w końcu sama żeby jakoś się pozbierać i wszystko przetworzyć.

- Dobrze słońce - Vee w końcu się poddała, chociaż widziałam jak nurtowało ją aby coś powiedzieć. - W razie czego dzwoń.

Jake nie odezwał się ani słowem, a jedynie posłał mi pełne skruchy i zmartwienia spojrzenie starając się przy tym uśmiechać.

- Pójdę się umyć, okej? - spojrzałam na Hortona, który cały czas miał wzrok utkwiony w mojej twarzy.

Mimo wszystkiego co się wydarzyło, czułam się jakbym nadużywała jego gościnności. W końcu się mną zajął i jeszcze miałam tutaj spać. Czułam się po prostu dziwnie i niekomfortowo. Nie chciałam być ciężarem, nawet jeśli trochę z jego powodu dzisiaj przytrafiło mi się coś paskudnego. Mimo wszystko prawda była taka, że to mój tata namawiał mnie do podjęcia się pracy u jego znajomego. To, że wylądowałam w L'oasis nie było winą Nick'a.

Brunet dziwnie na mnie spojrzał, a potem nieco się odsunął chociaż jego dłoń pozostała na moich plecach.

- Chyba nigdy cię nie rozszyfruje - oznajmił cicho, a potem upewnił się że mogę stać sama i poszedł po coś do kuchni.

Nie miałam pojęcia o co mu chodziło, ale postanowiłam to zignorować. W międzyczasie Jake i Vee się zebrali i stanęli przy drzwiach gdzie na nas czekali. Nick wrócił z moją torebką w dłoni, a potem obydwoje ruszyliśmy wzdłuż małego korytarza. Pożegnaliśmy się z nimi co nie obeszło się bez zmartwionych spojrzeń, a potem brunet otworzył drzwi do łazienki i zaświecił w środku światło. Położył torbę na blacie łazienkowym i oparł się o niego aby zaraz na mnie spojrzeć.

- Ręczniki są na półce. Dasz sobie radę? - zapytał, i chociaż było mi miło że tak się wobec mnie zachowywał to powoli zaczynało mnie drażnić, że traktował mnie jak piórko. Jakby jedno dmuchnięcie miało zmieść mnie z powierzchni Ziemi.

To było ostatnie czego w tej chwili potrzebowałam.

- A co, chciałbyś mi pomóc się umyć? - uniosłam zaczepnie brew, na co kącik jego ust lekko się uniósł.

Chciałam, żeby chociaż przez chwile było normalnie. O ile nasze interakcje można nazwać normalnymi.

- Nie musisz pytać dwa razy - a potem zobaczyłam jak sprawnym ruchem zdjął z siebie koszulkę.

Rozchyliłam szeroko oczy, a moje usta nieco się rozchyliły. To on jednak nie wiedział, że żartowałam? Zrobił krok w moją stronę, a ja musiałam przełknąć ślinę ponieważ widok jego umięśnionego brzucha i ramion sprawiał że zasychało mi w gardle.

- Nick, co ty—

- Wyluzuj - mruknął rozbawiony, kiedy stał już krok ode mnie a zaraz jego koszulka odbiła się od mojej twarzy i w refleksie złapałam ją do rąk. - Możesz wziąć na pamiątkę. Włożysz do niej swoją szczękę jak już pozbierasz ją z podłogi.

I jakby nigdy nic wyszedł z łazienki zamykając za sobą drzwi. Spojrzałam na trzymany przeze mnie materiał, przejeżdżając językiem po wnętrzu swojego policzka.

Co za mała menda.

Ale i tak się uśmiechnęłam.

Ten uśmiech jednak szybko spełzł mi z twarzy, kiedy zobaczyłam swoje odbicie w lustrze. Moje oczy były podkrążone i opuchnięte. Na skroni znajdował się plaster, wokół którego moja skóra miała fioletowy kolor. Na moich ramionach odznaczało się pełno siniaków w kształcie niemal całej dłoni. Potrząsnęłam głową i zignorowałam swoje odbicie, pewnym krokiem podchodząc do swojej torebki. Robiło mi się niedobrze, kiedy na siebie patrzyłam.

Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to mała biała karteczka jaką miałam w torebce. Wyjęłam ją i rozłożyłam, odczytując krótką notatkę.

Boże, pobłogosław dzień w którym S zostawiła u mnie tą piżamę i pobłogosław jej gust. Pobłogosław także silną wolę Nicka albo wcale jej nie błogosław.
Nie ma za co.
Twoja ukochana jedyna i najlepsza V.

Ze zmarszczonymi brwiami zaczęłam wyjmować rzeczy, aż w końcu trafiłam na mój biały komplet. Biały materiałowy top na ramiączkach z wycięciem na dekolcie, który otoczony był paskiem koronki. Na środku znajdowała się wiązana kokardka a od piersi w dół materiał lekko się falował i był nieco luźniejszy. Spodenki także posiadały na środku gumki wiązanie a wierzch ozdabiał taki sam koronkowy pasek jak na topie. Cały materiał był cholernie miękki i wygodny, co było powodem dla którego kupiłam tą piżamę. Odetchnęłam głośno, jeszcze przez chwilę patrząc na ubrania. Parsknęłam krótko pod nosem przypominając sobie notatkę od Vee, którą zaraz wcisnęłam gdzieś na dno torebki. Wyjęłam z niej swój żel, szampon i dezodorant a potem powoli zaczęłam się rozbierać. Dobrze, że wszystkie potrzebne rzeczy spakowałam do Kingston oprócz oczywiście piżamy, ponieważ nie planowałam u niej nocować a nawet jeśli to posiadała już kilka moich rzeczy.

Puściłam wodę pod prysznicem zanim całkowicie się rozebrałam, aby zdążyła się ogrzać. Musiałam uważać na opatrzone rany, przez co moje mycie się było nieco problematyczne. Także aby umyć włosy musiałam pochylić się do przodu, w ten sposób kontrolując aby szampon nie dostał się do rany na skroni. Wszystko robiłam powoli i delikatnie, kompletnie się przy tym nie spiesząc. Arbuzowy zapach moich kosmetyków nieco mnie uspokajał. Kilka razy zrobiło mi się słabo i musiałam odczekać zanim kontynuowałam, ale na szczęście nie straciłam przytomności.

Kiedy skończyłam się myć sięgnęłam po jeden ze złożonych na półce ręczników. Dokładnie wytarłam nim swoje włosy i ciało, a potem zaczęłam się ubierać. Miałam na sobie tylko różowe koronkowe majtki kiedy usłyszałam pukanie do drzwi, przez co znacznie się wzdrygnęłam. Ponieważ zdałam sobie sprawę, że zapomniałam zamknąć drzwi.

- Jeszcze chwila! - krzyknęłam, na wszelki wypadek przyciskając ręcznik do klatki piersiowej.

- Wszystko dobrze? - słyszałam jego przytłumiony przez drzwi głos.

- Tak. Zaraz wyjdę - odparłam, czując się spokojniej kiedy usłyszałam jego kroki gdy odchodził od drzwi.

Boże, prawie zeszłam na zawał.

Szybko wciągnęłam na siebie piżamę, regulując ją sznurkami aby dobrze się trzymała. Na szybkości umyłam także zęby i spakowałam swoje rzeczy. Położyłam torebkę obok szafki w kącie, decydując się aby ją tam zostawić.W końcu i tak jutro będę się tutaj przebierać, a nie miałam w niej nic innego oprócz ubrań. Obydwie jego koszulki w których posiadaniu byłam wrzuciłam do kosza na pranie, odetchnęłam głośno i potem wyszłam z łazienki kierując się w stronę kuchni skąd dochodziły mnie dźwięki naczyń. Nicholas stał tyłem do mnie, krojąc coś na desce. Wciąż nie miał na sobie koszulki co jednak mi się podobało. Dzięki temu moje myśli były skupione na tym, a nie na wydarzeniach z dzisiejszego dnia. Potrzebowałam jeszcze trochę odwrócenia uwagi, zanim wszystko się skumuluje i wybuchnę.

- Masz może suszarkę? - zapytałam, co sprawiło że Nicholas powoli obrócił się w moją stronę.

Spojrzał na mnie z opóźnionym refleksem, a potem upuścił nóż na deskę i w pełni się do mnie odwrócił. Zlustrował moje ciało od góry do dołu, nawet nie ukrywając jak uważnie przyglądał się każdemu skrawkowi mojego ciała. Jego jabłko Adama znacznie się poruszyło, a potem odchrząknął i ruszył w moją stronę. Stałam w bezruchu kiedy przede mną stanął i zadarłam głowę do góry, aby spojrzeć w jego czekoladowe tęczówki. Odetchnął głośno w momencie, kiedy jego dłoń wślizgnęła się na mój bok. Uniosłam brew, posyłając mu pytające spojrzenie. Poruszył lekko szczęką, następnie cmokając językiem.

- Musisz wszystko utrudniać? - zapytał, z wielkim oporem zabierając dłoń z mojego ciała.

- Suszarka to aż tak wielki problem? Hm - wydęłam na moment wargi. - Może twoi sąsiedzi mają, to pójdę zapytać.

Horton szeroko się uśmiechnął, przejeżdżając językiem po górnym rzędzie swoich zębów. Patrzył na mnie w ten swój specyficzny sposób, podczas gdy ja udawałam że mówiłam kompletnie poważnie.

- Nie jesteś zabawna - mruknął pod nosem.

- Nie próbuję być - wzruszyłam ramionami kiedy bacznie mi się przyglądał.

A potem jakby nigdy nic obrócił się w stronę blatu, a zaraz położył na małej wyspie kuchennej talerz pełen pokrojonych owoców oraz kubek z gorącą herbatą. Zmarszczyłam lekko brwi kiedy znów do mnie podszedł.

- To wszystko ma zniknąć. Idę pod prysznic a potem dam ci tą cholerną suszarkę - przewrócił oczami, a potem sprawnie mnie wyminął.

I przez moment wszystko było dobrze, dopóki sprawnie nie usiadłam na stołku przy blacie zapominając o ranie na moim boku. Syknęłam cicho pod nosem przeklinając. Spojrzałam w dół na rząd plastrów ściągających, a w moim gardle coś się ścisnęło. Pokręciłam głową i wzięłam do rąk kubek z herbatą, aby się jej napić. Jednak nic nie mogłam poradzić na to, że moje myśli uciekały do niechcianych wspomnień. Zastanawiało mnie co wydarzyło się po tym jak straciłam przytomność. Nie wiedziałam nawet jak oni mnie znaleźli i skąd wiedzieli gdzie byłam. Nie miałam o niczym pojęcia, co trochę mnie stresowało. Byłam nieprzytomna w obecności czterech facetów przez nie wiadomo jak długo. Moje serce zaczęło bić szybciej, a stres zaczął narastać w ekspresowym tempie. Przez moją głowę przeminęło milion scenariuszy tego jak wszystko się potoczyło. Na samo wspomnienie rąk Devona na moim ciele robiło mi się niedobrze, a moja skóra wrzała. Nieprzyjemne uczucie pojawiło się w moim brzuchu kiedy wszystko w sekundzie zaczęło na mnie spadać. Czułam się jakbym tonęła. Ciężki głaz opadł na moją klatkę piersiową, ciągnąć mnie w dół. Moje dłonie zadrżały, a kubek wypadł mi z rąk prosto na blat. Na całe szczęście się nie rozwalił, ale za to wylałam trochę herbaty.

Powoli zeszłam ze stołka i wzięłam ręcznik papierowy aby wytrzeć ciecz która powoli kapała na podłogę. Robiłam to cholernie powoli, czując się jak w letargu. Wyrzucałam brudny papier do kosza w momencie kiedy w kuchni pojawił się Nick. Spojrzał na nietknięty talerz jedzenia, a potem na mnie.

- Wszystko dobrze? - zapytał podejrzliwie, analizując całe otoczenie.

- Tak. Tylko wylałam trochę herbaty - wzruszyłam ramionami.

- Nic nie zjadłaś - zmarszczył brwi kiedy obserwował moją twarz.

- Zamyśliłam się - odgarnęłam wilgotne włosy do tyłu, a potem powróciłam do blatu aby wziąć kubek z końcówką herbaty.

Jednak moja dłoń za bardzo drżała, dlatego musiałam użyć ich dwóch aby w ogóle go podnieść. Telepiące się naczynie w końcu dotarło do moich ust a ja pociągnęłam ostatni łyk i powoli odłożyłam je na blat pod bacznym spojrzeniem bruneta. I to by było na tyle z mojego suszenia włosów, bo nawet jakbym chciała to urządzenie wypadłoby mi z ręki. Byłam na siebie zła, że nie potrafiłam dłużej utrzymać wszystkiego w najciemniejszych zakamarkach mojej głowy. Byłam zła, że nie potrafiłam już dłużej udawać, a szczególnie przy nim. Ile ja bym dała, żeby znów o tym zapomnieć.

- Muszę dokładnie wiedzieć co ci zrobił, Sloane - stanowczy głos Nicholasa wypełnił przestrzeń i wszystko runęło.

Objęłam się ciasno ramionami, jakby w jakiś sposób miało mnie to ochronić i odwróciłam od niego wzrok. Pociągnęłam nosem i zacisnęłam mocno swoje wargi.

- Chodź - zobaczyłam kątem oka jak wyciągnął rękę w moją stronę.

Spojrzałam najpierw na nią, a potem na jego twarz. Włosy Hortona były wilgotne i roztrzepane, a pojedyncze krople opadały na jego tors który pozostawał nagi. Na jego biodrach luźno zwisały czarne dresy, a zapach jego żelu pod prysznic dotarł do moich nozdrzy. Niepewnie złapałam za jego dłoń, którą brunet pewnie ścisnął a potem poprowadził mnie do swojej sypialni. Kiedy weszłam do jej wnętrza, zdałam sobie sprawę że już kiedyś tutaj byłam ale nie miałam szansy aby lepiej się jej przyjrzeć. Ściany jego pokoju były w odcieniu jasnej szarości, co kontrastowało z bardzo ciemną a nawet niemal czarną podłogą. Na środku ściany po lewej stronie znajdowało się wielkie czarne łóżko z wysokim zagłówkiem, nienagannie pościelone. Znajdował się na na nim granatowy komplet pościeli oraz trzy poduszki. Łóżko było na prawdę bardzo szerokie czego od razu mu pozazdrościłam. Naprzeciwko niego znajdowała się duża czarna szafa, a nieopodal biurko na którym widniał zamknięty laptop. Było tutaj także kilka roślin oraz stojąca na biurku świeczka, ale ani razu jej nie zapalił. W pokoju unosił się zapach jego drogich perfum i kawy. Podobało mi się tu.

Nick wskazał ręką na swoje łóżko a więc usiadłam na jego boku, podwijając jedną nogę podczas gdy druga zwisała na podłogę. Brunet usiadł w tej samej pozycji naprzeciw mnie i spojrzał na moją twarz. Nerwowo bawiłam się swoimi palcami, nie do końca chcąc z nim rozmawiać. Z jednej strony bardzo chciałabym wiedzieć co wydarzyło się później, ale z drugiej i ja musiałam opowiedzieć swoją część. Strasznie mnie to stresowało.

- Znaleźliśmy cię niemal od razu. Jake miał twoją lokalizację, a Devon sam dał nam wskazówki gdzie cię szukać - Nicholas zaczął rozmowę, a jego słowa chociaż odrobinę mnie uspokoiły.

Chociaż też nieco zdziwiły.

- Dlaczego dał wam wskazówki? - zapytałam spokojnie, na co Nick głośno westchnął.

- W kółko powtarzał, że to miało być tylko ostrzeżenie. Wiadomość dla mnie - brunet pokręcił głową, a potem przetarł twarz dłońmi. - Ja nie..

- To nic - zatrzymałam go wpół słowa, przez co gwałtownie uniósł na mnie wzrok. - To nie ty załatwiłeś mi pracę u swojego ojca. Nie ty wpisałeś mi w grafik pracę w klubie.

- Ale się kurwa na to zgodziłem - zacisnął na moment szczękę. - Wtedy, kiedy rozmawialiśmy z moim ojcem. Ostatecznie się zgodziłem, dobrze wiedząc jak to wszystko wygląda. Nie pofatygowałem się żeby wszystko ci wyjaśnić zanim w to wejdziesz bo myślałem, że tak będzie lepiej. Właśnie kurwa widać jak jest lepiej - zacisnął mocno usta, kręcąc głową.

Patrzyłam na niego z niepewnością, widząc jak denerwował się z każdym kolejnym słowem. Jego mięśnie były mocno napięte, a twarz mimo koncentracji wyrażała cholernie wiele emocji. Chyba pierwszy raz widziałam go w takiej odsłonie.

- W L'oasis słowo partnerzy, znaczy o wiele więcej niż współpracownicy. Odkąd tylko weszłaś ze mną do klubu każdy pomyślał że jesteśmy razem. Tam wszystko tak działa. Albo jesteś kogoś, albo należysz do wszystkich. Wiem, że nie znamy się jakoś długo ale mimo wszystko nie jestem aż takim chujem aby wprowadzić jakąkolwiek kobietę prosto do klatki z wygłodniałymi wilkami. Postąpiłbym tak niezależnie od tego czy kogoś znam dzień czy pół życia - powoli podniósł na mnie swój wzrok, podczas gdy uważnie obserwowałam jego twarz.

Ta rozmowa coraz bardziej przestawała mi się podobać. Z każdą kolejną sekundą coraz mniej chciałam w niej uczestniczyć. Nicholas miał rację. Nie znaliśmy się długo. Na moim miejscu mógł być ktokolwiek inny, a postąpiłby tak samo. W takim razie nie było sensu aby dłużej się oszukiwać i wyobrażać sobie, że między nami powstawała jakakolwiek relacja. To były tylko głupie interesy, nad którymi nawet on nie miał kontroli.

- Tak, rozumiem - mój głos zamienił się w delikatny szept, chociaż starałam się ukryć to co w tej chwili czułam.

A czułam się cholernie źle. Już wystarczy, że moja matka uważała mnie za swój obowiązek i okropny ciężar który był jej kulą u nogi. Nie chciałam być tym samym dla Hortona, który z racji na swój charakter zdecydował się nieco mi pomóc. To, że siedziałam w jego mieszkaniu było całkowicie niepotrzebne. Nie zdziwiłabym się, gdybym dla niego też była tylko obowiązkiem czy kwestią przyzwyczajenia. Boże, nie znosiłam analizować każdej najmniejszej sytuacji i każdego wypowiedzianego słowa, ale nie mogłam się powstrzymać. Bo już kiedyś okazałam się być jedynie zabawką w dłoniach. Miałam ochotę mocno zdzielić się po twarzy za myślenie iż ktoś widywał się ze mną z innych powodów niż wyrzutów sumienia, powinności czy korzyści.

- Dlaczego moje nazwisko jest tam u was takie znane? - zapytałam bez zawahania.

Najwyższy czas żebym dowiedziała się i tego. Ludzie traktowali mnie w L'oasis jak kogoś conajmniej ważnego. Nicholas na moment się spiął, a na jego twarzy pojawił się lekki grymas. Przez dobre kilkanaście sekund widziałam jak walczył sam ze sobą. Wyglądał, jakby nie chciał mi tego powiedzieć. Ścisnął skrzydełka swojego nosa, a potem pomrugał i uniósł na mnie swój wzrok.

- Twój ojciec jest współwłaścicielem L'oasis. Zajmuje się raczej sprawami zewnętrznymi podczas gdy mój pilnuje porządku wewnątrz. Jednak obydwoje są tak samo ważni - oznajmił, przepraszająco na mnie patrząc. - Członkowie pewnej organizacji zgodnie z tradycją przekazują wszystkie informacje w chwili ukończenia dziewiętnastego roku życia. Dlatego nie powinienem mówić ci tego ja.

Poczułam jakby ktoś uderzył mnie w głowę, a wszystko stało się przez pół cichsze. Każdy najmniejszy odgłos dookoła mnie wydawał się być przytłumiony. Pomrugałam kilkakrotnie, zdając sobie sprawę że wszystkie moje obawy stały się prawdziwe.

- Czyli mój ojciec należy do Rooks? - zapytałam, a moje serce zabiło szybciej.

- Skąd o nich wiesz? - Nicholas zmarszczył brwi, a potem spojrzał z mocą w moje oczy.

Ach, no tak.

- Dowiedziałam się przypadkiem - odparłam, a przed moimi oczami pojawiły się białe plamki. - Więc?

Nie zemdlej idiotko.

- Twój ojciec nie należy do Rooks - oznajmił stanowczo, na co odetchnęłam z ulgą. - Ale twoja matka tak.

Gdy tylko to powiedział, moje serce niemal się zatrzymało. Wiedziałam, że to ona była wtedy na bankiecie u Hortonów ale nie udało mi się jej odnaleźć w tłumie. Teraz jej wszystkie nagonki na perfekcyjność i opinię nabrały dużo więcej sensu. Nie zmieniało to jednak faktu, który z potrójną siłą uderzył mnie w twarz.

- To ona poznała ze sobą naszych ojców. Twój nie ma pojęcia że ona do nich należy. Dla niego L'oasis to zwyczajnie dobra inwestycja - wyjaśnił, przysuwając się nieco bliżej mnie. - Wiem, że to dużo informacji ale..

I gdy był w trakcie mówienia coś szybko zaświeciło się w mojej głowie. Czerwona lampka rozbłysnęła aż za bardzo, kiedy znów zaczęłam wszystko ze sobą sklejać. I dlatego szybko mu przerwałam.

- Wiedziałeś o tym jak się nazywam, kiedy mnie poznałeś? - hardo uniosłam na niego wzrok, od razu spotykając się z jego ciemnymi tęczówkami.

Nabrał więcej powietrza do płuc, a potem lekko poruszył szczęką i pusto na mnie spojrzał.

Błagam, nie.

- Wiedziałem kim jesteś jeszcze przed naszym pierwszym spotkaniem.

Poczułam jak krew odpływa z mojej twarzy, a obraz na moment mi się zamazał. Patrzyłam na niego wypranym z emocji wzrokiem aż w końcu bez żadnego zawahania uderzyłam go w policzek, a jego głowa odleciała w bok. On także wiedział, że zaczynałam łączyć koniec z końcem dlatego jedynie pokiwał głową a potem znów na mnie popatrzył.

- Zasłużyłem - ton jego głosu był mi w tym momencie obcy.

To nie było tak, że poznaliśmy się przypadkiem. On chciał mnie poznać. Coraz częściej się pojawiał i wszystko po kolei się jebało. Moja matka należała do Rooks, a odkąd trwał między nimi podział Hortonowie na sto procent starali się przeciągnąć na swoją stronę kogo się dało. Boże, jak dobrze że Wiley wszystko mi powiedziała zanim dałam się nabrać na kolejne kłamstwa ze strony Nicholasa.

Do tego ta cała kwestia dziewiętnastych urodzin, które będę obchodzić za tydzień, czwartego sierpnia. I znowu poczułam się okropnie, kiedy kolejne myśli zaczęły napływać do mojej głowy. Kiedy się poznaliśmy, to doskonale wiedział kim jestem. Znał moje nazwisko, a jedna jedyna osoba z mojej rodziny należała do Rooks. I tylko ona jedna była w stanie zrobić coś na tyle podłego aby podstępem uwięzić mnie z nią już na zawsze.

- Czy moja matka maczała palce w tym, że się poznaliśmy? - chrypka w moim głosie nie świadczyła o niczym dobrym.

Nicholas obrócił głowę w bok. Nawet nie chciał spojrzeć w moje oczy, co tylko utwierdziło mnie w tym przekonaniu. Kolejny głaz spadł prosto na mnie i tym razem nie wiem czy będę w stanie go udźwignąć. Robiło się coraz gorzej i nie jestem pewna czy poradzę sobie z kontynuacją tej rozmowy.

- Wiedziałeś o mnie i Joshu? - zadałam to pytanie, zanim zdążyłam pomyśleć.

W końcu moja matka uwielbiała mojego byłego i w kółko mi o nim mówiła. Dziwne by było, gdyby nie wspomniała o tym że byliśmy razem. Właściwie, to pomyślałabym że była po stronie Brooks'ów, ale skoro chciała abym poznała się z Nicholasem nie miałam pojęcia co siedziało z tyłu jej głowy.

- O tobie i Joshu? - w końcu raczył na mnie spojrzeć, a jego oczy nieco pociemniały.

Okej, czyli nie wiedział.

- Wiesz co, nieważne - mruknęłam pod nosem, a potem wstałam z jego łóżka.

Nie miałam ochoty przebywać z nim w jednym pomieszczeniu. Chciałam wyjść, ale Nick mnie zatrzymał sprawnie łapiąc za mój nadgarstek i stając na równe nogi.

- Sloane, poczekaj. Musimy to dokończyć - jego głos był łagodny ale nie mogłam w kółko nabierać się na jego sztuczki. - Nie wiesz wszystkiego.

- Nie - pokręciłam głową. Mojej gardło nieco się ścisnęło, kiedy wyszarpałam się z jego uścisku a rana na moim boku dała o sobie znać. - W tym momencie na prawdę żałuję, że Devon nie przebił mnie tym nożem na wylot. Zdecydowanie wszystko by tym ułatwił - zaśmiałam się gorzko.

Mój głos się załamał, ale miałam to wszystko głęboko gdzieś. Czułam się okropnie i podle. Jak wyprana ze wszystkich emocji. Całe życie wpajano mi kłamstwa. Moja matka należała do jakiejś pojebanej organizacji z którą nie chciałam nawet mieć do czynienia ale jak widać nie była to kwestia wyboru. Jakby było mało, osoba którą prawie obdarzyłam zaufaniem okazała się być tylko pionkiem w grze tej toksycznej suki jaką była moja rodzicielka.

Chciałam zniknąć z powierzchni Ziemi.

- Sloane.. - jego głos był pełen sprzecznych emocji, kiedy starał się mnie zatrzymać.

- Wiesz co, Nick? Jeśli znów przydarzy mi się coś takiego jak dzisiaj to zrób mi przysługę - stanęłam prosto przed nim i spojrzałam w jego oczy. Oczy, w których kryło się także poczucie winy. - Nie szukaj mnie.

A potem wyszłam z jego sypialni.











*

Cóż.
Do następnego.

xx. B

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro