Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. Twój kot cię chyba nie lubi.

Do moich uszu dotarł śpiew ptaków, co było nawet przyjemne. Nie pamiętam kiedy ostatni raz słyszałam tą melodię, ale zdecydowanie miło mi było otworzyć do niej oczy. Moja twarz oświetlana była przez pierwsze promyki słońca, na które lekko się skrzywiłam gdy uchyliłam swoje powieki. Wciąż byłam w moich ubraniach z wczoraj, przez co odczuwałam teraz cholerny dyskomfort. Co jak co, ale nienawidziłam zasypiać w jeansach.

Wyjęłam z kieszeni swój telefon spotykając się z wielkimi białymi liczbami, które informowały mnie o wczesnej godzinie. Pieprzona piąta dwadzieścia trzy. Jęknęłam męczeńsko pod nosem odrzucając urządzenie na materac. Chyba jeszcze nigdy nie obudziłam się tak wcześnie.

Podniosłam się z łóżka i podeszłam prosto do swojej komody. Z szuflady wyjęłam ciemno-fioletowy komplet bielizny i czarne skarpetki, a potem ruszyłam do łazienki. Zamknęłam za sobą drzwi i odłożyłam rzeczy na blat. Nie czułam się zmęczona, ale nie miałam też za bardzo popędów do produktywności. Głośne westchnienie opuściło moje usta, a później zdjęłam swoje ciuchy i wrzuciłam je do kosza na pranie. Weszłam do kabiny prysznicowej, a kiedy poczułam strumienie wody na swojej skórze od razu się rozluźniłam. Wycisnęłam na myjkę dość dużo arbuzowego żelu pod prysznic, który taki ładnie się pienił. Absolutnie go uwielbiałam i wykupiłam chyba każdy kosmetyk o tym zapachu.

Pół godziny później wycierałam już swoje ciało miękkim ręcznikiem. Zważając na to, że był to pierwszy poranek kiedy mam tak dużo czasu potraktowałam także swoją skórę arbuzowym balsamem, a na moje włosy nałożyłam odżywkę. Ubrałam się w komplet bielizny, na który zarzuciłam czarny satynowy szlafrok. Dostałam go od Vee na urodziny i od tamtej pory się z nim nie rozstaje. Kiedy myłam zęby moją uwagę przykuły czerwone szramy na dekolcie, które wystawały spod połów szlafroka. Były blade, ale w niektórych miejscach mogłam dostrzec nieco głębsze rany oraz zaschniętą krew. Pod wpływem złości nie potrafiłam kontrolować siły jakiej używałam, aby w jakiś pokręcony sposób sobie ulżyć.

Gdy tylko wróciłam do pokoju wzięłam do ręki swój telefon który wypadało podładować. Odblokowałam urządzenie i zaczęłam sprawdzać powiadomienia. Miałam nieodebrane połączenie od numeru który pierwszy raz widziałam na oczy, a także standardowo kilka wiadomości od Vee. Za to żadnej od Jake'a. Postanowiłam zignorować fakt, że ktoś do mnie dzwonił. Raczej wychodzę z tego przekonania, że jeśli to coś ważnego to ta osoba zadzwoni drugi raz. Nigdy nie oddzwaniam. Nie chcę ryzykować, że odbierze jakaś denerwująca pani z banku lub sieci komórkowej i będzie zawracać mi głowę.

Kolejną godzinę z hakiem spędziłam na ogarnianiu się. Robiłam dziś wszystko bardzo powoli ponieważ wiedziałam, że mam czas.

Jednak moje przepełnione ironią życie jak zwykle dało o sobie znać.

Zaczęło się od tego, że wylałam na siebie kawę i musiałam się przebrać. Potem opierając się o blat przypadkiem włączyłam płytę kuchenną i oparzyłam sobie dłoń. A na sam koniec zdałam sobie sprawę, że Jake nic mi nie pisał więc muszę pewnie iść na autobus.

I takim oto sposobem spóźniłam się na pierwszą lekcję.

- Jak dobrze, że postanowiłaś się w końcu pojawić Harmon - głos pani Rush zaszczycił dziś moje bębenki. - Zdążysz jeszcze napisać kartkówkę.

Moja szczęka opadła niemal do samej podłogi. Że co proszę? Cholera przecież to jest matematyka, a ja bez wcześniejszych ćwiczeń i filmików z rozwiązaniami poszczególnych zadań i ich schematów nie potrafiłam niczego ruszyć. Pisałam głupstwa albo jeszcze gorzej. Kiedyś napisałam, że trzy plus trzy to dziewięć, bo ten mały cholerny plus pomylił mi się ze znakiem mnożenia.

- Kartkówkę? - zapytałam, oblizując spierzchnięte wargi.

- Tak, Harmon. Kartkówkę - ciemnowłosa kobieta skinęła w kierunku ławek, gdzie każdy uzupełniał druk.

Mój wzrok powędrował na wiszący na ścianie zegar, a później wypuściłam swój słowotok.

- Ale w sumie spóźniłam się szesnaście minut, to już chyba nieobecność. Więc skoro tak to zaakceptuje swój los i.. - nie dokończyłam, ponieważ pani Rush zdjęła swoje okulary i posłała mi ostrzegawcze spojrzenie.

- Weź kartkę z biurka i siadaj. Czas leci - oznajmiła, a moje ramiona opadły na znak kapitulacji.

Zgarnęłam kawałek papieru z powierzchni mebla i powędrowałam do swojej ławki z tyłu sali. Przysięgam, że jeśli to zaliczę to zacznę być miła.

Okej, przesadziłam. Może zacznę od czegoś prostego i wyniosę wszystkie kubki z pokoju.

Na szczęście skończyłam ten koszmar szybciej niż myślałam i byłam pewna, że spieprzyłam trzy czwarte tego testu ale trudno. Nie byłam z tych osób, które ubolewały nad złymi ocenami. I tak zaraz będą egzaminy, które mają największe znaczenie.

Gdy tylko rozbrzmiał dzwonek oznajmiający koniec lekcji, myślałam że ze szczęścia zacznę się unosić nad ziemią. Spakowałam swoje rzeczy i ruszyłam do drzwi, przy których czekała na mnie Vee. Przywitałam się z brunetką buziakiem w policzek, a potem obydwie wyszłyśmy z sali.

- Mam ochotę rzucić się w przepaść - Veronica z naburmuszoną miną szła żwawo przed siebie.

- Ktoś tutaj ma dobry dzień - mruknęłam sarkastycznie pod nosem, przez co ostro na mnie spojrzała.

- Jak poszła ci ukochana matematyka? - zapytała z przekąsem.

Rozchyliłam z oburzeniem wargi jednocześnie posyłając jej mordercze spojrzenie. Zaraz zacisnęłam usta w wąską linię i bez słowa kontynuowałam drogę do swojej szafki. Gdzieś w środku drogi ja i Vee musiałyśmy się rozstać, ponieważ brunetka swoje rzeczy zostawiła w samochodzie. Otworzyłam metalowe drzwiczki i sięgnęłam do podręcznika od matmy, kiedy nagle moje ciało lekko podskoczyło słysząc głos tuż przy swoim uchu.

- Hej - i nawet w zwykłym przywitaniu mogłam wyczuć poczucie winy.

Obróciłam się w stronę stojącego tuż obok mnie Jake'a, głośno wzdychając.

- Musisz tak straszyć ludzi? Twoja twarz już wystarczająco daje radę - warknęłam w jego stronę, wpychając podręcznik do szafki i zabierając z niej duży czerwony zeszyt.

Zatrzasnęłam drzwiczki, o które zaraz się oparłam stając przodem do chłopaka. Jego warga była lekko spuchnięta, a pod okiem wciąż dobrze malował się fioletowy siniak. Mimo tego wyglądał zwyczajnie, a humor chyba mu dopisywał.

- Dzwoniłem wczoraj do ciebie - oznajmił, a ja zmarszczyłam brwi po chwili przypominając sobie nieodebrane połączenie od randomowego numeru. - Rozwaliłem swój telefon, więc pożyczyłem od kumpla.

Przynajmniej to wyjaśnia dlaczego dzisiaj mnie nie poinformował, że nie przyjedzie.

- A dzwoniłeś, ponieważ? - uniosłam wyczekująco brew, podczas gdy chłopak lekko się zawahał.

- Ponieważ zalałem się w trupa i chciałem wytłumaczyć sytuację spod szkoły - brunet głośno odetchnął, krzyżując ręce na klatce piersiowej. - W sumie lepiej, że nie odebrałaś. Prawdopodobnie nie zrozumiałabyś ani jednego słowa.

Przewróciłam oczami, parskając krótkim śmiechem. Typowy Jake. Pokręciłam z rozbawieniem głową, a potem odbiłam się od szafki i stanęłam prosto na nogach.

- Więc o co z tym chodziło? - zapytałam, a ciekawość zaczęła przybierać na sile.

Jake nerwowo przestąpił z nogi na nogę, a potem oblizał swoje wargi. Wziął głęboki oddech, jakby próbował w jakiś sposób przygotować się do wypowiedzi. W końcu potrząsnął głową i odchrząknął, a ja uważnie obserwowałam każdy jego ruch. Skoro tak reagował, to nie mogło znaczyć nic dobrego.

- Powiedzmy, że chciałem zrobić coś głupiego. Nie myślałem trzeźwo - jego tęczówki skrzyżowały się z moimi - dlatego przyjechał Nick. Chciał mnie powstrzymać, a raczej musiał to zrobić i zrobił to tak, aby do mnie dotarło.

Zwęziłam nieco swoje oczy, próbując przeanalizować słowa które właśnie wypowiedział. Coś w żołądku niebezpiecznie mnie zabolało, a nagła fala niepokoju rozlała się po moim ciele. To uczucie było mi bardzo dobrze znane, ale wiedziałam że tym razem znaczy co innego.

- Co chciałeś zrobić, Jake? - dokładnie w momencie kiedy zadałam pytanie, w budynku rozbrzmiał dźwięk dzwonka.

- Potrzebuję trochę czasu, żeby ci powiedzieć dlatego proszę, żebyś mi zaufała - na jego słowa przygryzłam mocno wargę, ponieważ nie miałam pojęcia co się działo, a ja nienawidziłam żyć w niewiedzy.

- Jake.. - zaczęłam, ale chłopak mi przerwał.

- Proszę.

Wzięłam głęboki oddech, powoli się uspokajając. Ostatecznie skinęłam głową, godząc się na jego warunki. Ruszyliśmy w kierunku sali bez żadnego słowa więcej. Dopiero kiedy usiadłam w swojej ławce zdałam sobie sprawę, że zadałam mu wcześniej złe pytanie.

***

- No weź. Jestem pewna, że wyglądałabyś w tym zniewalająco! - Vee poruszała bordowym materiałem tuż przed moimi oczami.

Skrzywiłam się lekko na jej wybór, ponieważ pomalowałam już swoje usta na czerwono i bordowy top jakoś nie spełniał dziś moich oczekiwań. Poza tym był on bardzo wyzywający i większość materiału prześwitywała.

Zwinnym ruchem zabrałam ubranie z rąk brunetki i wrzuciłam je do swojej szafy, w której wnętrzu zobaczyłam inne ubranie. Przewróciłam oczami z irytacją, sięgając po czarny materiał. W ten sposób podkreślałam swoją kapitulację, ponieważ bluzka którą miałam zamiar ubrać także nie należała do tych powściągliwych. Posłałam mojej przyjaciółce sztuczny uśmiech, a potem wciągnęłam na siebie czarny materiał. Był to gorsetopodobny, przylegający top. Posiadał welurowe paski które należało zawiązać, aby zrobiły się z nich ramiączka. Gdy tylko sprawnie założyłam na siebie materiał zdjęłam z siebie swój czarny stanik, ponieważ top był lekko utwardzany w biuście a więc górna bielizna nie była mi potrzebna. Lubiłam tą bluzkę, ponieważ sprawiała, że moje piersi wyglądały ładnie i krągle chociaż były raczej średniego rozmiaru. I mimo że nie miałam absolutnie nikogo, komu chciałabym na tej imprezie zaimponować to i tak lubiłam czasem ubierać coś takiego. Dodawało mi to pewności i podnosiło moją samoocenę, która i tak nie była w najwyższych rangach. Głównie ubierałam się dla siebie.

- Okej, zmieniam zdanie - Vee uniosła ręce w obronnym geście, na co krótko się zaśmiałam.

Podeszłam do lustra, aby ostatni raz się w nim przejrzeć. Moje nogi były opięte przez zwykłe czarne jeansy z dziurami, a na stopach miałam białe adidasy. Poprawiłam także mój pasek, który lekko się przekręcił i zdjęłam również czarną jeansową kurtkę z ramy lustra gdzie wcześniej ją powiesiłam. Zarzuciłam materiał na plecy, następnie wyciągając długie blond włosy zza kołnierza. Dzisiaj były proste jak druty, choć naturalnie lekko mi się falowały. Poza czerwoną szminką mój makijaż był delikatny. Podkreślone brwi i rzęsy, a na powiekach śladowe ilości złotego brokatu. Było w porządku.

Na moim dekolcie rozciągało się kilka śladów, które wczoraj zostawiły na skórze moje paznokcie. Jednak dosyć dobrze zamaskowałam je korektorem, a Vee powiedziałam, że po prostu za mocno się podrapałam. W zasadzie, to nie skłamałam.

- Za ile ma być po nas Jake? - zapytałam, obracając się w stronę Kingston.

Szarooka miała na sobie skórzaną spódnicę i świecący krótki top, który odsłaniał trochę jej brzucha. Wyglądała ślicznie jak zawsze, chociaż jej makijaż był mocniejszy niż ten standardowy. Nie każdemu to pasuje, jednak ona nosi ciemne kolory jak gwiazda.

- Jakieś trzy minuty - odparła, ubierając czarną ramoneskę.

Na szczęście moja mama była dziś cały dzień w pracy, a ja powiedziałam jej że będę u Vee i wrócę późno, na co się zgodziła. Obydwie skierowałyśmy się do wyjścia, uprzednio upewniając się że mamy ze sobą wszystkie potrzebne rzeczy. Jake podjechał dokładnie w momencie, kiedy zamykałam za nami drzwi frontowe. Harvey zaoferował nam bycie kierowcą jako rekompensatę za ostatnią akcję na szkolnym parkingu. Jak dla mnie cudownie, chociaż jeśli myśli że w ten sposób nas udobrucha i nie odbędziemy poważnej rozmowy to się grubo myli.

- A co wy takie odwalone, co? - rzucił zaczepnie, gdy zajęłyśmy już miejsca.

- Żeby ludzie nie kojarzyli, że przyszłyśmy z tobą - odparła Vee, zapinając swój pas na co moje usta drgnęły w uśmiechu.

- Bardzo zabawne - fuknął Jake, a potem ruszył wzdłuż ulicy.

Chłopak, u którego miała odbywać się impreza wcale nie mieszkał daleko. Jazda samochodem zajęła nam jakieś dziesięć minut. W całości spędziliśmy ją na śpiewaniu piosenek, co trochę podbiło moją ochotę na tą imprezę, do której z początku byłam raczej sceptycznie nastawiona.

- Kierunek najebanie! - krzyknęła głośno moja przyjaciółka, ciągnąc mnie za rękę do wejścia.

Przewróciłam oczami na jej zachowanie, ale zaraz i tak głośno się zaśmiałam. Gdy tylko przekroczyłyśmy próg zrobiło się mniej miejsca. Była tutaj przynajmniej połowa szkoły, a chyba co poniektórzy dotarli już do swoich alkoholowych granic. Muzyka głośno dudniła w całym domu mieszając się z głośnymi rozmowami i krzykami. Nie marnując czasu skierowałyśmy się do kuchni w poszukiwaniu czegoś do picia.

- Co pijemy? - zapytała szarooka, obserwując wyspę kuchenną na której stały chyba wszystkie możliwe rodzaje alkoholu.

Nie żebym narzekała, ale w takich chwilach denerwowało mnie że mam taki wybór ponieważ nie potrafiłam się zdecydować. Najchętniej wzięłabym wszystko jednocześnie. Podeszłam jak najbliżej blatu, a później zamknęłam oczy i delikatnie przesuwałam swoją dłoń wzdłuż alkoholi, dotykając jedynie ich zakrętek. W końcu zatrzymałam swoje ruchy. Owinęłam palce wokół szyjki butelki jeszcze nieznanego mi alkoholu. Podniosłam ją do góry, a później otworzyłam oczy.

- Bacardi, mówisz? - Vee stuknęła palcem wskazującym swoją brodę, a później wzruszyła ramionami i sięgnęła po dwa czerwone kubeczki.

Wypełniłam obydwa niemal po brzegi z ogromnym uśmiechem na twarzy. Później pozwoliłam sobie wyjąć z lodówki cytrynę, której trochę wcisnęłam do środka, na co Veronica posłała mi niepewne spojrzenie.

- Zaufaj mi - puściłam jej oczko, a potem uniosłam swój kubek i przybliżyłam go w stronę brunetki, czekając aż zrobi to samo.

- W takim razie na zdrowie - szarooka delikatnie stuknęła kubkiem o mój, a później obydwie przytknęłyśmy plastik do ust pociągając zdrowy łyk.

Alkohol przyjemnie podrażnił moje kubki smakowe, co sprawiło że oblizałam usta z szerokim uśmiechem aby później znów zamoczyć w nim swoje wargi.

- Hej, to jest dobre - Vee z zaskoczeniem wpatrywała się w kubeczek, a ja zrobiłam zadowoloną z siebie minę.

Kiedy życie podsuwa ci cytryny, zrób z nich lemoniadę. Albo dobrego drinka.

A później poszło już szybko. Bacardi się skończyło tak samo jak i wódka. Razem z Kingston wlałyśmy w siebie pieprzenie spore ilości alkoholu. Jake zabrał nasze kurtki do swojego samochodu, żebyśmy ich nie zgubiły a później zniknął na dłuższy czas. Za to zastąpili go inni chłopcy którzy pili z nami szoty. Czułam błogi stan otępienia, kiedy razem z Vee i ludźmi ze szkoły tańczyłyśmy pośród tłumów wydzierając się i śmiejąc. Aż w końcu wszystko się skumulowało, a ja potrzebowałam ochłonąć i skorzystać z toalety. Nawet nie liczę jak sporo płynów dzisiaj w siebie wlałam.

Chwiejnym krokiem ruszyłam na piętro w poszukiwaniu łazienki. Było tam znacznie mniej osób, więc z góry założyłam że nie będzie kolejki. I miałam rację. Zamknęłam się w pomieszczeniu i wykonałam swoją potrzebę. Umyłam ręce truskawkowym mydłem, które stało na umywalce a potem osuszyłam je ręcznikiem. Spojrzałam na siebie w lustrze, obawiając się że mój makijaż jest katastrofą. Jednak mimo wszystko wciąż było dobrze więc nie musiałam się martwić.

Wyszłam z łazienki i nie patrząc przed siebie ruszyłam w kierunku schodów. I wtedy właśnie na kogoś wpadłam, przez co lekko zatoczyłam się do tyłu. Zresztą tak samo jak dziewczyna przede mną. Już chciałam powiedzieć jej, że przepraszam i odejść, ale jej widok zmroził krew w moich żyłach a ja sama poczułam się trzeźwiejsza. Jej twarz była mokra od łez, a makijaż rozmazany. Policzek dziewczyny był strasznie czerwony, a ona sama miała problemy z oddychaniem.

- Hej, wszystko dobrze? - podeszłam do niej trochę bliżej, delikatnie dotykając jej ramienia.

Odrobinę niższa ode mnie brunetka rozchyliła usta, jednak żadne słowo nie mogło przez nie przejść. Bez chwili zawahania złapałam ją za rękę i poprowadziłam do łazienki, w której jeszcze przed chwilą byłam. Zamknęłam za nami drzwi, a później opuściłam klapę od sedesu i poinstruowałam dziewczynę aby tam usiadła.

- Popatrz na mnie - powiedziałam, kucając przed jej ciałem. - Oddychaj razem ze mną, okej?

A później zaczęłam brać głębokie wdechy i czekałam, aż dziewczyna także to zrobi. Na całe szczęście zaczęła ze mną współpracować. Dzięki temu jej ciało po pewnym czasie przestało drżeć, tak samo jak łzy przestały spływać po policzkach. Brunetka otarła dłońmi mokrą twarz, a później na mnie spojrzała.

- Dziękuję - jej głos był wyczerpany jakby co najmniej przebiegła maraton. - Przepraszam, ja..

- Nic się nie dzieje - przerwałam jej, delikatnie pocierając jej ramię.

A później mój wzrok powędrował na jej zaczerwienioną twarz. Na jej lewym policzku widniały ślady palców.

- Ktoś cię uderzył, tak? - mój głos był tak lekki jak unoszące się w powietrzu piórko.

Brunetka pokiwała głową, zaciskając dłonie w pięści aby powstrzymać kolejne łzy.

- Już jest dobrze. Nic ci nie będzie - posłałam jej ciepły uśmiech, który odwzajemniła. - Jestem Sloane. Jak się nazywasz?

- Annie Horton - dziewczyna przełknęła ślinę, a zaraz potarła swoje uda dłońmi.

Wciąż się denerwowała, co łatwo było dostrzec.

- Jesteś tu ze znajomymi? - zapytałam, chcąc pomóc jej odnaleźć bliskich.

- Nie - pokręciła głową. - Muszę stąd wyjść.

Jednak gdy tylko próbowała wstać, poleciała do tyłu znów upadając na swoje miejsce. Wyprostowałam się i powoli pomogłam dziewczynie się podnieść.

- Dobrze się czujesz? - zapytałam, coraz bardziej się stresując.

Co ja mam robić? A jak ona zemdleje?

- Muszę wrócić do domu. Ja.. muszę - jej ciało znów zaczęło drżeć.

Nie było czasu, żebym znalazła Jake'a. Nie mogłam jej tu zostawić w takim stanie. Myśl idiotko, myśl. Nie mam pojęcia ile dziewczyna wypiła, albo czy przypadkiem nie była pod wpływem czegoś innego. Nie wyglądała za dobrze.

Wyciągnęłam telefon z tylnej kieszeni jeansów i szybko wybrałam numer na taksówkę, ponieważ szanse że ktoś z moich przyjaciół usłyszy dzwonek telefonu były marne. Z tego co pamiętam za obudową telefonu mam jakieś dwadzieścia dolców i na prawdę mam nadzieję, że to wystarczy aby zabrać dziewczynę do domu. Kobieta odebrała po drugim sygnale, a ja szybko wydukałam adres.

- Przepraszam, jak długo będę czekać? - zapytałam.

- Jestem niedaleko, więc jakieś pięć minut - odpowiedział głos po drugiej stronie słuchawki.

- Dobrze, dziękuję - i po tym się rozłączyłam.

- Masz ze sobą jakieś rzeczy? Cokolwiek? - spojrzałam na Annie, która z każdą sekundą wydawała się odpływać coraz bardziej.

Pokręciła głową, a ja wzięłam głęboki oddech starając się trochę ogarnąć. W końcu byłam dość mocno pijana i nie wiem jakim cudem teraz sobie radziłam. Zawsze miałam w sobie dziwny przełącznik, kiedy widziałam że ktoś potrzebował pomocy.

- Zabiorę cię do domu, chodź. Pomogę ci - złapałam dziewczynę pod ramię. - Musisz ze mną współpracować. Wszystko będzie dobrze.

Annie pokiwała głową, a później pozwoliła mi się prowadzić. Droga na dół była dość kłopotliwa, ponieważ dziewczyna co chwilę się potykała a mi ciężko było przepchać się przez tłumy. Modliłam się w duchu, aby wzrokiem odnaleźć Jake'a lub Vee, ale moje modły nie zostały wysłuchane. W końcu w nasze zgrzane ciała uderzyło chłodniejsze powietrze, przez co moją skórę pokryła gęsia skórka. Jednak chłodny wiaterek nieco orzeźwił uwieszoną na mnie brunetkę, która sprawniej zaczęła przeplatać nogami.

- Annie, musisz teraz podać mi adres - powiedziałam do niej, gdy dotarłyśmy do taksówki prowadzonej przez dosyć młodą kobietę.

- Brighton Road dwanaście - wydukała, a później pomogłam jej wejść do środka.

Powtórzyłam adres kobiecie, która całą drogę próbowała nawiązać rozmowę. Była bardzo uprzejma, a ja na prawdę starałam się jej odpowiadać, chociaż było to ciężkie ponieważ stresowałam się stanem brunetki obok mnie oraz swoim własnym. Bałam się, że mimo prób nie dam rady jej pomóc.

Na szczęście bez szwanku udało nam się dotrzeć do celu. Przejażdżka kosztowała mnie dziesięć dolców, ale nawet nie czekałam aż kobieta wyda mi resztę. Wyciągnęłam Annie z samochodu, zatrzymując się przed sporych rozmiarów kamienicą. No pięknie.

- Mieszkasz tutaj? - zapytałam, na co brunetka pokręciła głową.

- Tak jakby - wymamrotała pod nosem, więc postanowiłam nie wnikać. - Drugie piętro. Ten blok.

Dziewczyna wskazała palcem na budynek obok nas, więc bez zbędnych ceregieli ruszyłam w tamtym kierunku. Było mi bardzo ciężko iść, ale nie narzekałam.

Przeklęłam pod nosem kiedy okazało się, że winda jest zepsuta. Musiałam mocno się spiąć, aby wprowadzić i siebie i dziewczynę po schodach. W pewnym momencie zakręciło mi się w głowie, ale to uczucie zaraz przeszło. W końcu udało nam się dotrzeć na drugie piętro, co było nie lada wyzwaniem.

- Które to drzwi? - zapytałam, widząc przed sobą trzy różne drewniane płyty.

Dziewczyna nagle dźwignęła się nieco wyżej, wciąż się na mnie podpierając. Wskazała palcem na te, które znajdowały się najbliżej nas. Dzięki Bogu.

Nie było dzwonka, więc musiałam zapukać. Jeden raz. Drugi raz. Cisza.

- Czy jest ktoś w mieszkaniu? - spojrzałam na Annie, która jedynie pociągnęła nosem i starała się powstrzymać od płaczu.

Zacisnęłam szczękę, mocniej obejmując dziewczynę. Zapukałam trzeci raz, ale tym razem zdecydowanie mocniej. Usłyszałam szmery dochodzące zza drzwi oddychając z ulgą, gdy ktoś przekręcał klucz w zamku. Już się bałam, że będziemy musiały spędzić noc na podłodze, na co wcale nie miałam ochoty.

I wtedy brązowa płyta gwałtownie się uchyliła. Podniosłam wzrok na wysokiego chłopaka, który stał w progu. Czarne dresy luźno zwisały z jego bioder, odsłaniając delikatnie biały pasek bokserek. Roztrzepane ciemnobrązowe włosy oraz lekko opuchnięte oczy, świadczyły o tym że spał. Mój wzrok spoczął na jego wyrzeźbionej klatce piersiowej i ramionach dosłownie na chwilę, a później nasze spojrzenia się skrzyżowały. Brązowe tęczówki, które już wcześniej widziałam wpatrywały się we mnie z konsternacją, ale kiedy spoczęły one na brunetce którą trzymałam, błysnęły w nich troska i zrozumienie.

- Annie? - przyjemny baryton rozszedł się lekkim echem po klatce schodowej.

- Cześć, Nick - powiedziała cicho a ja mocno przygryzłam wargę.

To on ostatnio tak pięknie urządził mojego przyjaciela na szkolnym parkingu. A teraz stałam przed wejściem do jego mieszkania, pomagając jego siostrze. Los od zawsze kochał ze mną pogrywać, ale teraz przechodzi samego siebie.

- Co tym razem zrobiłaś, co? - zapytał znudzonym głosem, ale posłusznie się odsunął dając mi znak abym wprowadziła ją do środka.

Przekroczyłam próg jego mieszkania lekko się chwiejąc, ale nie straciłam równowagi. Czułam jak ciało dziewczyny się trzęsie jakby nie potrafiła nad nim zapanować.

- Pierwsze drzwi po prawej - usłyszałam za sobą  głos Nick'a, więc jedynie skinęłam głową i tam się skierowałam.

Powoli położyłam dziewczynę na wielkim łóżku. Jej twarz była mokra i czerwona, a rozmazany makijaż pewnie nieźle drażnił jej oczy. Odetchnęłam z ulgą lekko masując swoje ramię, kiedy zrzuciłam z siebie jej ciężar. Moje oddechy były głośne i do tego drapało mnie w gardle.

- Masz coś na uspokojenie? - spojrzałam na bruneta, który stał obok mnie i przyglądał się swojej siostrze.

Miał skrzyżowane ręce na torsie, a jego brwi były mocno ściągnięte. Ciężko było powiedzieć czy był bardziej zły, rozczarowany czy zmartwiony. Dosłownie jakby jego myśli pochłonęło tornado.

- Na uspokojenie? - pomrugał oczami lekko krzywiąc twarz. Spojrzał na mnie, upewniając się czy aby na pewno się nie przesłyszał.

- Tak, na uspokojenie - powtórzyłam trochę bardziej zirytowana.

Annie potrzebowała się teraz uspokoić, a skoro nie udało jej się to podczas całej drogi tutaj, to i zwykłe leżenie nic jej nie da. Lepiej byłoby gdyby wzięła tą cholerną tabletkę i spokojnie powróciła do rzeczywistości, niż żeby zapłakała się do snu i obudziła się w równie tragicznym stanie.

Nick postanowił pozostawić to bez komentarza. Wyszedł z pomieszczenia niczym burza zostawiając nas w swojej sypialni. Patrzyłam na jej sylwetkę, nie mogąc przestać podgryzać swojej wargi. Nieprzyjemne uczucie zagościło w moim brzuchu. Atlanta była pełna przemocy, a sam fakt że tacy ludzie bawili się razem z nami na imprezach dosłownie mroził krew w żyłach.

Po krótkiej chwili chłopak pojawił się z małą tabletką i szklanką wody. Pomogłam Annie podnieść się do pozycji siedzącej, a potem zabrałam od niego naczynie razem z lekiem. Horton posłał mi dziwne spojrzenie, które zignorowałam. Niekoniecznie pałałam do niego sympatią.

- Annie? - kucnęłam przy niej, lekko klepiąc jej kolano. - Masz, weź to.

Dziewczyna powoli uchyliła powieki, spoglądając na mnie niepewnie.

- To na nerwy. Poczujesz się lepiej i będziemy mogły porozmawiać - uśmiechnęłam się do niej delikatnie.

Na ten gest jej twarz lekko się rozluźniła. Dziewczyna posłusznie połknęła tabletkę, a później wypiła pełną szklankę wody.

- Muszę iść pod prysznic - powiedziała zachrypniętym głosem, a ja skinęłam głową.

Nick przyglądał się całej sytuacji z kamiennym wyrazem twarzy i zaciśniętą szczęką. Posłałam mu spojrzenie, mając nadzieje że domyśli się co robić. Kiedy Annie powoli wstała, jej brat przyciągnął ją do siebie i powoli wyprowadził z pokoju. Oparłam się plecami o duże drewniane łóżko, stawiając stopy prosto na podłodze. Wypuściłam z siebie drżący oddech. Szumiało mi w głowie, a moje myśli stawały się coraz głośniejsze. Nienawidzę takich sytuacji.

I wtedy mój telefon zaczął dzwonić. Wygrzebałam go z kieszeni spodni i przejechałam palcem po ekranie, nie patrząc nawet kto dzwoni.

- Gdzie ty jesteś? Dzwoniłem pięć razy! - krzyk Jake'a sprawił, że musiałam lekko odsunąć urządzenie od ucha.

- Jestem u twojego kolegi. To długa historia - oznajmiłam zmęczonym głosem.

- Co?! U kogo? - zapytał ze złością, co tylko bardziej wysysało ze mnie energię.

- U Hortona. Przyjedź po mnie - powiedziałam nieco ciszej, ponieważ moje gardło było tak suche, że mój głos ledwo się z niego wydobywał.

- Już jedziemy - a później się rozłączył.

Podniosłam się z podłogi i wyszłam z pomieszczenia, kierując się do kuchni. Nie trudno było oszacować gdzie się znajdowała, ponieważ była otwarta i łączyła się z jadalnią i salonem. Mieszkanie było czyste i ładnie urządzone. Dominowały brązy, biel oraz czerń przez co wszystko wyglądało nowocześnie ale i klasycznie. Stając na palcach otworzyłam losową szafkę i ku mojemu szczęściu była to ta z naczyniami. Wyjęłam z niej szklankę, do której nalałam trochę wody z dużego dzbanka i zaraz szybko opróżniłam jej zawartość czując niewyobrażalną ulgę.

- Widzę, że ktoś tu się rozgościł - głos chłopaka trochę mnie zaskoczył, przez co lekko podskoczyłam w miejscu.

- Musiałam się napić - oznajmiłam, poruszając szklanką w swojej dłoni.

Nick nadal nie miał na sobie koszulki co niebywale mnie rozpraszało. W końcu wciąż byłam pod wpływem alkoholu a on jakby nigdy nic stał tutaj sobie z tym swoim wyrzeźbionym ciałem.

I znów zaschło mi w gardle.

- Znasz Annie? - zapytał, podchodząc kawałek bliżej.

Oparł się biodrem o blat tuż obok zlewu i spojrzał na mnie z góry.

- Nie - pokręciłam głową. - Dzisiaj pierwszy raz ją spotkałam.

Brązowe tęczówki uważnie taksowały moją twarz, przez co czułam się lekko spięta.

- W takim razie czemu jej pomogłaś? - jego pytanie uderzyło we mnie trochę mocniej niż powinno.

Pozostałam cicho, nalewając kolejną porcję wody do szklanki. Zaraz znów poczułam w gardle błogą ciecz, która w tej chwili była dla mnie zbawieniem. Moje serce biło trochę szybciej, a mózg pracował wolniej.

Zawsze wygadana, a teraz milczysz, co?

- Odebrało ci mowę? - jego brew lekko się uniosła, a sam chłopak wydawał się lekko zirytowany co irytowało mnie.

- Potrzebowała pomocy - wzruszyłam ramionami, odkładając szklankę na blat z kamienną miną.

- Co jej się stało? - brązowe tęczówki ani na chwilę nie spoglądały gdzieś indziej, niż na moją twarz. To było tak kurewsko denerwujące, że miałam ochotę się na niego wydrzeć.

Zacisnęłam dłonie w pięści przez co moje paznokcie wbiły mi się w skórę.

- To nie moja sprawa. Nie będę o tym mówić - odparłam, odchrząkując. - I nie patrz się tak na mnie.

Odgarnęłam włosy z mojej twarzy, zadzierając głowę do góry. Jednak kiedy chłopak zignorował moje słowa, musiałam znów spojrzeć w jego oczy. Jednak tym razem jego wzrok powędrował na mój dekolt, przez co i ja to zrobiłam. Moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz, kiedy zobaczyłam czerwone szramy. Nawet nie wiem kiedy korektor zwyczajnie się z nich starł i stały się nieco wyraźniejsze.

- Oczy mam wyżej - mruknęłam pod nosem, zwracając tym samym uwagę chłopaka.

- Twój kot cię chyba nie lubi - stwierdził, powracając oczami do moich zielonych tęczówek.

- Tak. Mamy mały kryzys - mój głos był lekko zachrypnięty.

Poprawiłam swoje włosy tak, aby opadały teraz na mój dekolt a odsłoniły plecy. Ostatnie czego potrzebowałam to kolejne pytania tyle że od osób, które dobrze wiedziały że nie mam kota. Na mój gest chłopak zmarszczył lekko swoje brwi, ale postanowił tego nie skomentować. I dobrze.

I wtedy rozległo się pukanie do mieszkania. Podążyłam za Nickiem do drzwi, domyślając się że zastanę tam mojego przyjaciela.

I miałam rację.

Jake szybkim krokiem wszedł do wnętrza, a za nim szła bardzo pijana Vee.

- Co ona tu robi, Horton? - Zapytał bruneta przed sobą, a ja głośno westchnęłam zwracając na siebie uwagę.

- Jestem tutaj, wiesz? Możesz zapytać mnie wprost - przewróciłam oczami, podchodząc bliżej.

- Przez ciebie prawie mieliśmy zawał! - Harvey w dwóch krokach się przy mnie znalazł i przycisnął mnie do swojej piersi.

Moje gardło niebezpiecznie się zacisnęło, jakbym zaraz miała się rozpłakać. Ale ja nie płaczę. Już nie. Powoli odsunęłam się od jego sylwetki bojąc się, że zaraz stanie się coś złego jeśli wciąż będzie mnie przytulać.

- Nic mi nie jest. Po prostu poznałam Annie na imprezie. Nie wyglądała najlepiej więc chciałam jej pomóc i dlatego tutaj skończyłam. Nie wiedziałam, że to jego siostra - skinęłam głową w kierunku Nicka.

Jake odetchnął z ulgą, a potem uważnie zbadał wzrokiem moją twarz.

A później rozległ się dźwięk typowej dla Iphone'a muzyki. Wyjęłam z kieszeni swój telefon, a moje ciało lekko się spięło ponieważ dzwoniła moja mama. Wszyscy patrzyli teraz na mnie, a ja odsunęłam się od Jake'a i szybko pomrugałam.

- Która jest godzina? - zapytałam, a moje tętno przyspieszało z każdą sekundą.

- Po trzeciej, czemu pytasz? - Jake dziwnie na mnie spojrzał, kiedy mocno przygryzałam swoją wargę.

Cholera. Już po mnie.




*
Trzeba się rozkręcić.

xx. B

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro