Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14. Od smaku można się uzależnić.

W skrócie mówiąc, byłam wstawiona.

Obraz momentami mi się zamazywał, a świat przyjemnie wirował i byłam szczęśliwa. Czułam błogą euforię leżąc razem z Vee na dużej okrągłej huśtawce w parku obok domu Jake'a. Razem patrzyłyśmy w gwieździste niebo oddychając przy tym przyjemnym czerwcowym powietrzem. Była dzisiaj pełnia księżyca, której piękne białe światło padało wprost na nasze ciała. Z uśmiechem na ustach wpatrywałam się w mieniące się od gwiazd niebo, korzystając z chwilowej przerwy od alkoholu. Przed przyjściem tutaj wypiłam kilka szklanek wody, ponieważ wiedziałam jak się sobą zająć żeby nie skończyło się zgonem tylko dalszym imprezowaniem. Po części czułam się też odpowiedzialna za Vee, która takiej umiejętności nie posiadała. Była raczej dziewczyną, która kochała testować własne granice a ja byłam jej deską ratunku kiedy je przekraczała.

Uciekłyśmy tutaj razem na papierosa, a skończyło się tak że jednak zostałyśmy nieco dłużej. Może i było to trochę nieodpowiedzialne zważając na fakt, że nikogo o tym nie poinformowałyśmy a nasze telefony leżały u Harvey'a w salonie, ale nic nie mogłam poradzić na to że miałam słabość do nieba. Uwielbiałam na nie patrzeć i robić zdjęcia kiedy był piękny zachód a chmury mieniły się przepięknymi kolorami. W takich momentach czułam wewnętrzny spokój oraz jakąś formę połączenia ze wszechświatem. O wiele lepiej było patrzeć w górę, ponieważ niżej znajdowała się już codzienność z której czasem ciężko było czerpać radość.

- Czy to nie dziwne, że Jake ma grupkę przyjaciół o której nie miałyśmy pojęcia? - z zamyślenia wyrwała mnie Vee, oraz dźwięk klikającej zapalniczki.

Zmarszczyłam brwi i powoli podniosłam się na łokciach aby spojrzeć na brunetkę. Jej nogi płasko leżały obok mojego boku, a jej głowa niemal zwisała z huśtawki tuż przy moich stopach. W jej wargach znajdował się odpalony już papieros, którym powoli się zaciągnęła.

- Tak - westchnęłam, biorąc głęboki oddech. - A myślałam, że znamy go na wylot. Nie wiem skąd wzięło się tyle tajemnic, ale nie mam teraz do tego głowy.

I to była prawda. Nie miałam siły się zastanawiać, czy drążyć temat. Chciałam się dzisiaj wyluzować i nie myśleć o zbędnych rzeczach. Trochę zaskoczyła mnie nagła obecność dwóch obcych osób, które swoim zachowaniem dobitnie sygnalizowały swoją dobrą relację z Harvey'em. Momentami dawali sobie jakieś tajemnicze sygnały i inne rzeczy, co tylko utwierdzało mnie w przekonaniu że wiedzą o nim przynajmniej trzy razy więcej niż ja i Vee. Ale wtedy piłam kolejny kieliszek, kolejny i kolejny starając się o tym nie myśleć. Nie chciałam myśleć o tym, że z dnia na dzień wydawało mi się że traciłam Jake'a coraz bardziej. Spędzałam z nim mniej czasu, a teraz kiedy zaczęły się wakacje to wszystko mogło się pogorszyć. W końcu nie będziemy już codziennie jeździć razem do szkoły, czy siedzieć w jednej ławce. A to wszystko zaczęło się sypać odkąd pojawił się Horton. I wiem, że to nie jest jego wina ale nic nie mogłam poradzić, że ten fakt po prostu unosił się gdzieś nad moją głową.

- Jeszcze ta cała Wiley - brunetka głośno westchnęła. - Nie zrozum mnie źle, polubiłam ją. Ale widząc jak się z Jakiem zachowują, czuję się jak obca osoba.

- Nie musisz mi o tym mówić - znów opadłam głową na huśtawkę. - Wiem jak się czujesz.

Bo najgorszy jest moment kiedy sobie uświadamiasz, że twój przyjaciel posiada innych przyjaciół i traktuje ich o wiele lepiej niż ciebie. Jakby liczyli się dla niego bardziej i jakby był z nimi bliżej niż z tobą.

Potrząsnęłam głową i podniosłam się do pozycji siedzącej, mając już dość tych okropnych myśli.

- Koniec tego - oznajmiłam, powoli schodząc z huśtawki. - Nie będziemy psuć sobie dzisiaj humoru.

Otrzepałam swoje białe jeansy i poprawiłam bluzkę, a potem okrążyłam huśtawkę i wyciągnęłam ręce do Vee. Brunetka włożyła papierosa do ust, następnie łącząc nasze dłonie abym pomogła jej zejść.

- Masz rację. Lepiej chodźmy się napić - jej uśmiech znacznie się poszerzył, a potem wyrzuciła niedopałek papierosa i zdeptała go butem.

Kiedy wróciłyśmy do Jake'a, zdawało się że nikt nawet nie zauważył naszego zniknięcia. Ale czego mogłyśmy się spodziewać, skoro siedzieli w swoim gronie podczas gdy to my byłyśmy tymi obcymi. Zabawne, jak wszystko szybko się zmienia.

Usiadłam na kanapie obok Seana razem z Vee. Na kanapie po drugiej stronie małego stolika do kawy siedziała pozostała trójka. Wszyscy wyglądali na zadowolonych, więc i na mojej twarzy pojawił się uśmiech aby nie wzbudzać żadnych podejrzeń.

- Ominęło was kilka kolejek. Lepiej nadrabiajcie! - Jake pomachał do nas butelką wódki z szerokim pijackim uśmiechem.

- Nie ma problemu - zabrałam od niego alkohol, czując że właściwie może być problem jeśli wpiję kilka kieliszków raz za razem.

Dopiero co moja głowa trochę odpoczęła i nie chciałam tak szybko testować jej wytrzymałości.

- Szkoda, że nie widziałyście jak Wiley wypiła sześć kieliszków pod rząd! Musi być ze stali, że trzyma się jakby była trzeźwa - Jake dumnie ją pochwalił.

Przejechałam delikatnie językiem po wnętrzu policzka, wciąż się uśmiechając.

- Sloane kiedyś wypiła osiem, widziałam na własne oczy - odezwała się Vee, klepiąc lekko moje udo.

Wiedziałam co robiła. Chciała odbić uwagę od Wiley, bo cierpliwość brunetki była w tym momencie zdecydowanie wystawiana na próbę.

Nie skłamała, bo kiedyś faktycznie to zrobiłam. Jednak były to o wiele mniejsze kieliszki niż te, które wyciągnął Jake. Sama byłam wtedy w szoku, że to przeżyłam.

- Osiem? - Wiley popatrzyła na mnie z uznaniem, podczas gdy ja tylko wzruszyłam ramionami.

- To była dzika noc - przyznałam szczerze, a potem wypełniłam dwa kieliszki po brzegi.

Podałam jeden z nich mojej przyjaciółce, a potem stuknęłyśmy się nimi i wlałyśmy ich zawartość do gardła. Zaraz po tym upiłam łyk soku pomarańczowego i wygodniej ułożyłam się na kanapie.

- Więc, jak długo znacie Jake'a? - zapytał siedzący obok mnie Sean, co sprawiło że na niego spojrzałam.

- Prawie pół mojego życia - uśmiechnęłam się, kilka losowych wspomnień przemknęło mi przez głowę. - A wy?

- Cóż - przejechał dłonią przez swoje gęste blond włosy. - Ja znam go około sześciu lat, a Wiley odrobinę krócej. To zabawne, ale od tamtego momentu wszystko robimy razem - zaśmiał się szczerze.

Widziałam po nim, że jego relacja z Jakiem była cholernie mocna i dobra. Sposób w jaki o nim mówił ukazywał niemal rodzinną więź. Nie mogłam nic poradzić na to, jak coś zakuło mnie w klatce piersiowej. Myślałam, że to ja Jake i Vee wszystko robiliśmy razem.

- Tak, Harvey jest jedyny w swoim rodzaju - skinęłam głową.

Bo był. Musi mieć prawdziwy talent, skoro przez tak długi czas ukrywał swoją paczkę znajomych jednocześnie dając nam poczucie, że to my liczyłyśmy się dla niego najbardziej.

- Trochę dziwne, że dopiero teraz się poznaliśmy, skoro tyle się znacie a my widujemy się z nim prawie codziennie - Sean lekko zmarszczył twarz.

- Tak.. - powiedziałam trochę ciszej, przez co musiałam odchrząknąć. - Trochę dziwne.

Boże, kto by pomyślał że jedna krótka rozmowa mogła tak bardzo zmienić moje samopoczucie. Zauważyłam także, że Vee dołączyła do rozmowy z Wiley, Jakiem oraz Nickiem dlatego postanowiłam udać się na zewnątrz aby zapalić. Wzięłam torebkę Kingston i wyjęłam z niej papierosa oraz zapalniczkę, a potem zgrabnie ruszyłam do wyjścia. Oparłam się plecami o ścianę jego domu kiedy byłam już na zewnątrz, a potem odpaliłam fajkę. Zamknęłam na moment oczy, powoli wypuszczając dym z płuc. Miałam wrażenie, jakby to wszystko mi się śniło. Harvey zdawał się prowadzić podwójne życie, a ja w tej kwestii byłam kompletnie bezsilna. Po prostu czułam się, jakbym traciła jakąś cząstkę siebie. To chore.

Byłam w połowie palenia swojego papierosa, kiedy drzwi frontowe się otworzyły a za chwilę przez próg przeszedł Horton. Trzymał w dłoni paczkę fajek, zmierzając w moją stronę.

- Czego dusza pragnie? - zapytałam zmęczonym głosem, podnosząc na niego wzrok.

- Zapomniałem zapalniczki, a widziałem że wychodzisz zapalić - wzruszył obojętnie ramionami, a potem wyjął papierosa z kartonu i włożył go między wargi.

Bez żadnego słowa więcej wyjęłam zapalniczkę z tylnej kieszeni jeansów i podałam mu ją. Nick odpalił swojego papierosa, a kiedy wypuszczał dym jego oczy znalazły się na mojej twarzy. Ja również na niego patrzyłam, nie potrafiąc skupić swojej uwagi na czymkolwiek innym. Nie kiedy wyglądał tak dobrze w tej białej koszulce i z roztrzepanymi włosami. Białka jego oczu były lekko przekrwione, co oznaczało że i w jego organizmie płynęła spora ilość alkoholu. Byliśmy tutaj już dobre kilka godzin, a ja zdałam sobie sprawę że pierwszy raz dziś staliśmy w cztery oczy. Było to dosyć niepokojące, ponieważ po alkoholu byłam nieprzewidywalna a on był diabelnie przystojny.

- Co? - zapytałam po dłuższej chwili, kiedy nadal na mnie patrzył nie spuszczając wzroku z moich oczu kiedy palił.

- Jak to co? - zapytał, kontynuując swoją czynność na co przewróciłam oczami.

On zawsze musiał wszystko utrudniać.

- Czemu się tak patrzysz? - uniosłam lekko brew, starając się nie zjechać go wzrokiem.

- Myślałem, że mam do tego prawo odkąd dostałem miano chłopaka na boku - kącik jego ust delikatnie drgnął w uśmiechu, podczas gdy ja posłałam mu znudzone spojrzenie.

- Daleko ci do tego - parsknęłam pod nosem, znów się zaciągając.

- Twoja strata - odetchnął, wkładając jedną z dłoni do kieszeni spodni.

- I vice versa - przekręciłam delikatnie język, a jego czubek zahaczył o wewnętrzną stronę moich zębów.

- Nie wątpię - odezwał się, czym trochę mnie zaskoczył.

Jego wzrok zjechał na moment na moje błyszczące usta, a potem zwilżył językiem swoje wargi. Z trudem przełknęłam ślinę, kiedy zrobił kilka kroków w moją stronę. Zgasiłam papierosa w znajdującej się na parapecie obok popielniczce, sekundę później czując bijące od jego ciała ciepło. Zatrzymał się ledwo pół kroku ode mnie, zaciągnął się ostatni raz a potem także zgasił swojego papierosa, następnie wypuszczając dym prosto w moją twarz. Nawet nie mrugnęłam, kiedy to robił. Stałam z hardo uniesioną głową, patrząc prosto w jego brązowe oczy. Wyglądały jak czekolada.

A potem niespodziewanie jego dłoń znalazła się tuż przy mojej twarzy. Powoli odgarnął moje włosy do tyłu, odsłaniając mój obojczyk i szyję. Wiedziałam, że patrzył właśnie na malinkę której był twórcą. Powoli przejechał po niej opuszkiem palca, prawdopodobnie ścierając przy tym trochę korektora.

- Jak twoja warga? - zapytał takim tonem, jakbyśmy rozmawiali o pogodzie, podczas gdy w moim brzuchu coś się ścisnęło.

Jego wzrok wciąż skupiony był na mojej szyi. Długie palce bruneta owinęły się wokół mojego karku podczas gdy jego kciuk wciąż majstrował coś przy fioletowym śladzie.

- Dobrze - oznajmiłam, czując się jakbym była pod ostrzałem.

- Mmm - mruknął pod nosem obniżajàc ton głosu, a potem jego ręka którą jeszcze przed chwilą mnie dotykał opadła wzdłuż jego ciała. - To dobrze.

Słodki Jezu, jego głos sprawił że omal się nie rozpłynęłam.

A potem poczułam jak kostki jego palców dotykają mojego uda. Powoli jechał nimi coraz wyżej, podczas gdy jego oczy uważnie obserwowały moją twarz. Jego dłoń powędrowała teraz na moje biodro, a potem poczułam jak wsuwa coś do tylnej kieszeni moich spodni.

No tak, zapalniczka.

- Zapomniałem oddać - gorący oddech Hortona owiał moją twarz.

Moje tętno zdecydowanie przyspieszyło, a nogi niemal mi zmiękły. Boże, dlaczego on musiał być tak kurewsko pociągający.

- Lepiej późno niż wcale - przekręciłam lekko głowę w bok, przejeżdżając delikatnie językiem po górnym rzędzie zębów.

Uśmiechnął się na dosłownie dwie sekundy, a potem lekko poruszył szczęką i znów powrócił do swojego naturalnego wyrazu twarzy. Jego głowa także lekko się przekręciła w przeciwnym kierunku co moja. Brązowe tęczówki w pełni skupiły się na moich wargach.

- Twoje usta wyglądają jak droga mleczna - wychrypiał, a kiedy tylko to zrobił czułam się jakby w moim brzuchu szarżowało stado wnerwiających motyli.

- To źle? - uniosłam zaczepnie brew, czując jak jego ręka powoli owija się wokół dolnej części moich pleców, tym samym niemal całkowicie zmniejszając odległość między nami.

- Wręcz przeciwnie - nasze twarze dzieliły milimetry, kiedy nagle usłyszałam jak drzwi frontowe się otwierają.

Zwinnym ruchem odepchnęłam od siebie jego ciało, cicho odchrząkując.

- Wiedziałam - oznajmiła Vee, a ja dosłownie zamarłam. - Nikt inny nie zabrałby mi zapalniczki z torebki.

Odetchnęłam z ulgą, obserwując jak brunetka do mnie podchodzi a zaraz za nią cała reszta.

- Teraz nasza kolej na papierosa - stwierdził Jake. - Coś zepsuło się z muzyką, więc możecie się do czegoś przyczynić.

Przewróciłam oczami, wyjmując zapalniczkę z kieszeni.

- Jak zwykle trzeba naprawiać twój syf - powiedziałam zmęczonym głosem, ale na mojej twarzy malował się zaczepny uśmiech.

Podałam Vee zapalniczkę, czując jak moje uda lekko drżą. A to wszystko przez tego cholernego typa z oczami jak czekolada.

- Też cię kocham - Jake puścił mi oczko, na co udawałam odruch wymiotny wchodząc do wnętrza domu.

I przez moment całkiem zapomniałam o tym, że znowu znalazłam się z Hortonem sam na sam. Potrząsnęłam głową, próbując odgonić od siebie wspomnienie tego co jeszcze przed chwilą się działo. Złapałam za pilota, starając się ogarnąć w czym był problem. A kiedy nacisnęłam przycisk który służył do wyciszania i odciążania, a muzyka głośno zagrała omal nie uderzyłam się w czoło salutując głupocie Jake'a.

- Co za idiota - parsknęłam pod nosem, patrząc na stojącego obok mnie Nicka.

- Harvey ma talent do bycia błaznem - odetchnął z politowaniem.

W głośnikach rozbrzmiała piosenka Do I Wanna Know?, podczas gdy ja złapałam swoją szklankę z sokiem i ruszyłam w stronę wyspy kuchennej gdzie znajdowało się wiaderko z lodem, jednocześnie pogłaśniając muzykę. Musiałam zdecydowanie ochłonąć.

- 'Cause there's this tune I found
That makes me think of you somehow and I play it on repeat - nuciłam pod nosem, kładąc naczynie na blacie.

- Przycisz trochę - usłyszałam za plecami głos Hortona, co sprawiło że obróciłam się w jego stronę.

- O tak? - zapytałam, zmieniając głośność prawie na maksa.

Nick przewrócił oczami i złapał za pilota, próbując wyrwać mi go z ręki. Chwilę się tak szarpaliśmy, aż w końcu obydwoje zastygliśmy w bezruchu nie mając sił na dłuższy pojedynek. Moja klatka piersiowa zaczęła gwałtownie się unosić, kiedy nagle obydwoje puściliśmy pilota który z głośnym hukiem spadł na podłogę. Refren piosenki rozbrzmiał w całym domu kiedy dłonie Nick'a powędrowały na moje biodra, gdzie mocno zacisnął swoje palce. Nasze nosy się ze sobą stykały, podczas gdy gorące oddechy zaczęły się ze sobą mieszać. Zacisnęłam palce na jego białej koszulce aby jakoś się przytrzymać, kiedy moje ciało coraz bardziej wyginało się do tyłu. Druga moja dłoń powędrowała na tył jego głowy, wplatając się w jego gęste brązowe włosy. I wtedy jego wargi spoczęły na moich na dobre pięć sekund, zanim znów się oderwały. Ten pocałunek był tak cholernie intensywny, że całe moje ciało przypominało teraz rozżarzony węgiel. Jego ręka niespodziewanie owinęła się wokół moich pleców i mocno przyciągnęła mnie do jego ciała, a ja sama musiałam stanąć na palcach. I gdzieś w połowie tej drogi nasze usta znów się złączyły w równie mocnym pocałunku. Całe moje ciało dosłownie oszalało, a przyjemny skurcz zawładnął dolnymi partiami mojego brzucha. Piosenka wciąż grała w tle, podczas gdy my całowaliśmy się niemal na środku kuchni. Zacisnęłam palce na jego włosach, lekko za nie pociągając na co chłopak odpowiedział mi cholernie gorącym jękiem. I takim oto sposobem mój tyłek wylądował nagle na wyspie kuchennej, a Nick sprawnie rozsunął moje nogi aby między nimi stanąć. Wzrostowo byliśmy teraz prawie na równi, przez co było nam znacznie wygodniej. Jego wargi zsunęły się na moją szyję, a ja odchyliłam lekko głowę dając mu większy dostęp. Spomiędzy moich warg wydobyło się głośne westchnienie, kiedy brunet przyssał się do mojego wrażliwego miejsca tuż pod uchem bardzo blisko swojego ostatniego oznaczenia. A potem jedna jego dłoń przeniosła się na moją szyję. Jego palce utworzyły ucisk we właściwych miejscach kiedy wargami powrócił do moich ust. Moje dłonie jeszcze bardziej wczepiły się w jego włosy, a udami mocniej naparłam na jego biodra praktycznie jęcząc mu w usta. Mogłam wyczuć przez pocałunek jak się uśmiecha.

Gorąco.

Delikatnie przejechałam paznokciami po jego karku, a potem zaczepiłam swoje palce o kołnierz jego koszulki lekko odsłaniając przy tym jego szyję. Dłonie chłopaka przeniosły się na moją talię, a jego gorące wargi znów przylgnęły do skóry pod moim uchem która była teraz zasysana, podgryzana i lizana w sposób tak cholernie dobry, że rozkosz nie miała bytu się skończyć. Każdy najmniejszy ruch obdarzał moje ciało przyjemnością, której nie potrafiłam kontrolować. Nie byłam w stanie się jej oprzeć.

A potem piosenka się skończyła, a usta chłopaka oderwały się od mojej skóry. Jego wargi delikatnie musnęły miejsce, nad którym jeszcze przed chwilą tak zagorzale pracowały a potem nasze oczy się spotkały. Horton umieścił swoje dłonie po dwóch moich stronach na blacie, kącik jego ust uniósł się ku górze na odległość emanując arogancją i nutką niebezpieczeństwa. Jego włosy były roztrzepane, policzki delikatnie zarumienione a oczy lekko zwężone.

Boże, ten widok chyba wyryje się w mojej pamięci, bo cholera on wyglądał teraz tak gorąco. Pokręciłam delikatnie głową, podczas gdy na mojej twarzy pojawił się diabelski uśmieszek. Przygryzłam delikatnie swoją wargę, patrząc w jego czekoladowe oczy. Jego dłonie spoczęły teraz na moich udach, a on znów się nachylił aby jeszcze raz mocno mnie pocałować.

- Smakujesz jak karmel - oznajmił, oblizując swoje wargi.

- Lepiej uważaj - przejechałam kciukiem po skórze obok jego ust aby zgarnąć odrobinę swojego błyszczyku. - Od smaku można się uzależnić.

Z trudem i niechęcią odepchnęłam Hortona lekko do tyłu, następnie zeskakując z blatu. Było mi cholernie gorąco, a mój oddech jeszcze do końca się nie unormował. Do tego wciąż czułam w swojej krwi alkohol, co dodawało mi sporo pewności siebie ale jednak nie chciałam aby reszta zastała nas we wcześniejszej pozycji. Wciąż utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy, który zdecydowałam się przerwać kucając aby podnieść pilot z podłogi. Oparłam się lekko dłonią o jego kolano kiedy to robiłam, a potem znów się podniosłam i wyciągnęłam urządzenie w jego stronę. Jego usta były lekko rozchylone, a źrenice rozszerzone kiedy na mnie patrzył.

- Masz. Możesz przyciszyć - wcisnęłam mu pilota do ręki, a potem obróciłam się aby wrzucić kilka kostek lodu do swojej szklanki.

Chociaż powinnam wsypać całą zawartość tego wiadra lodu za kołnierz bluzki żeby faktycznie coś mi to dało.

Moje serce waliło jak szalone i ciężko mi było nad tym zapanować. Nick zmniejszył głośność na telewizorze, dzięki czemu mogłam usłyszeć głosy w korytarzu. Boże, jak dobrze że nie przyszli wcześniej, bo zdecydowanie nie daliby mi żyć.

Moje nogi wciąż lekko drżały kiedy wracałam na swoje miejsce na kanapie. Upiłam kilka sporych łyków schłodzonego soku, oddychając z ulgą. Moje wargi były lekko spierzchnięte. Nadal czułam na swoim ciele jego dotyk, który odznaczył się na mojej skórze niczym piętno. A co było najgorsze?

Chciałam więcej.

- Wiedziałem, że któreś z was to naprawi - odezwał się Jake, kiedy już wszyscy siedzieliśmy w salonie.

- Jestem cudotwórcą - wzruszyłam ramionami, a potem przyjęłam od Vee wypełniony wódką kieliszek.

Wszyscy zdecydowaliśmy się wznieść toast, ale moje oczy żyły własnym życiem i niemal natychmiast skierowały się na Hortona tylko po to, aby od razu zderzyć się z jego czekoladowymi tęczówkami. Na ślepo stuknęliśmy się kieliszkami, a potem wlaliśmy ich zawartość do gardła wciąż utrzymując kontakt wzrokowy.

Topię się.

- Nie przepijasz? - moją uwagę zwróciła Vee, która uważnie mi się przyglądała.

Dopiero teraz oderwałam wzrok od oczu Hortona i spojrzałam na brunetkę. Wydęłam jedynie wargi, kompletnie nie zwracając uwagi na ten szczegół.

- Nie - odetchnęłam, podczas gdy jej wzrok na moment powędrował na moją szyję a zaraz po tym kąciki jej ust lekko się uniosły.

Brunetka nachyliła się w moją stronę, przez co odgarnęłam kosmyk włosów za ucho aby lepiej ją słyszeć.

- Korektor ci się starł - oznajmiła rozbawiona. - I jakimś cudem twoja malinka się rozmnożyła. Niesamowita rzecz.

Spojrzałam na Vee, starając się ukryć uśmiech co wyszło mi dosyć dobrze. Zgrabnym ruchem zasłoniłam włosami swoją szyję, a potem odetchnęłam ze znudzeniem.

- Magia - poprawiłam się na swoim miejscu, wiedząc że nie mogłam dać jej żadnego znaku ponieważ pewne czekoladowe tęczówki wciąż się we mnie wpatrywały.

I wtedy w całym domu rozbrzmiał wyjątkowo głośny dzwonek do drzwi. Wszyscy wymieniliśmy się spojrzeniami, delikatnie marszcząc twarze.

- Zapraszałeś kogoś? - zapytała Vee, na co Jake pokręcił głową i ruszył w kierunku drzwi.

Nie minęło nawet kilkanaście sekund kiedy do salonu weszło dwóch mężczyzn. Obydwoje mieli tatuaż smoka na prawym przedramieniu, a ich włosy były krótko przycięte. Poczułam jak siedzący obok mnie Sean się spina, a potem przeniosłam swój wzrok na Nick'a. Jego postawa kontrastowała z panującą w salonie atmosferą. Siedział wyluzowany na kanapie, ze znudzeniem patrząc na przybyłych gości. Przewrócił nawet oczami, kiedy podeszli bliżej podczas gdy Wiley i Sean nerwowo kręcili się na swoich miejscach. Jake stał tuż obok nich, a jego postawa podobna była do zachowania Hortona.

- O co chodzi? - zapytałam, patrząc na mojego przyjaciela.

- Wszystko dobrze - westchnął Harvey. - Ale muszę was poprosić żebyście zostawiły nas na moment samych.

Patrzył na mnie i na Vee, a moja cierpliwość dobiegała już końca. Znowu działo się coś, o czym nie wiedziałyśmy my dwie, ale wiedziała cała reszta. Zacisnęłam na moment szczękę, a potem powoli wstałam z kanapy.

- Dlaczego? - zapytałam, krzyżując ręce na brzuchu.

Miałam już dość siedzenia cicho, a alkohol tylko dodawał mi odwagi.

- Nie utrudniaj tego, Sloane - Jake posłał mi ostrzegawcze spojrzenie, podczas gdy ja kątem oka zobaczyłam jak dwójka mężczyzn się uśmiecha.

- Było w tym coś zabawnego? - skierowałam na nich swój wzrok, marszcząc brwi.

Wszystko zaczynało działać mi na nerwy i wiem, że mądrze byłoby stąd wyjść ale jak widać dzisiaj nie słuchałam swojego rozsądku.

- Ależ skąd - odezwał się ten na oko młodszy z ich dwójki.

Młodo wyglądający blondyn krótko się zaśmiał, a ja baczniej mu się przyjrzałam. Dopiero po kilku sekundach zdałam sobie sprawę kim był. Moje gardło się zacisnęło, a ciało przeszył nieprzyjemny dreszcz. Czułam jak moje kolana lekko zadrżały i musiałam mocno się spiąć aby nie dać niczego po sobie poznać.

- Ty - mój głos był wypełniony złością, która przyćmiewała strach jaki w tym momencie odczuwałam.

To był ten sam chłopak który jakiś czas temu pojawił się w moim domu i dosłownie rzucił mną o ścianę na polecenie Josha.

Blondyn puścił mi oczko, a potem wskazał na jedną stronę swojej twarzy poruszając palcem w koło i szeroko się uśmiechnął.

- Widzę, że się zagoiło - oznajmił, cmokając językiem.

Mój oddech w momencie stał się płytszy, a nogi same mnie poprowadziły. Używając całej siły jaką miałam wymierzyłam mu cios prosto w twarz. I mam nadzieje, że dokładnie poczuł każdy jeden pierścionek który miałam na palcach. Zaraz po tym moje ciało zostało pociągnięte do tyłu, a Jake mocno trzymał blondwłosego który chciał ruszyć w moją stronę. Szumiało mi w uszach, a adrenalina zawładnęła moim ciałem. Czułam za sobą twardy tors Hortona, który starał się utrzymać mnie w miejscu podczas gdy ja chciałam z całych sił się wyrwać. Sean w dwóch krokach znalazł się przy drugim z mężczyzn, kładąc dłoń na jego klatce piersiowej tym samym dając mu do zrozumienia że ma się nie wtrącać.

- Zabije ją - wysyczał blondyn, wciąż starając się do mnie dotrzeć.

- No spróbuj, zapraszam - warknęłam wściekła, kiedy Nick mocno owijał wokół mnie swoje ramiona, trzymając mnie niemal w bezruchu.

Boże, ile on miał siły.

- Uspokój się Devon - Jake zwrócił się do blondyna. - Nie chcesz w nas wrogów.

- Tak, Devon. Uspokój się - syknęłam prześmiewczo, a potem moje oczy ujrzały już tylko podłogę.

Horton w sekundzie obrócił moje ciało, a potem złapał moje nogi i nadgarstek następnie przerzucając mnie przez swoje ramię. Obraz lekko mi zawirował, a cichy pisk wydał się z mojego gardła ponieważ nie spodziewałam się takiego obrotu sytuacji.

- Puść mnie! - krzyknęłam do Nicka, który niósł mnie po schodach na górę.

Postawił mnie dopiero w pokoju Jake'a, a ja z naburmuszoną miną poprawiłam bluzkę i obrzuciłam włosy do tyłu, wbijając w niego swój wściekły wzrok. Ale i on nie był mi dłużny, górując nade mną ze skrzyżowanymi na piersiach rękami, jakby właśnie dawał mi reprymendę.

Czy po alkoholu włączał mi się agresor? Być może.

- Czy ty już do reszty zwariowałaś? - warknął. - Nawet nie wiesz w co się wpakowałaś.

Zacisnęłam mocno zęby i spojrzałam w bok. Nie będę mu się tłumaczyć z moich wyborów. Nie jestem dzieckiem.

- Sloane, wszystko dobrze? - do pokoju weszła Vee, a zaraz za nią Wiley.

Skomentowałam to wszystko ciszą, wciąż czując na sobie spojrzenie bruneta.

- Czy to był... - zaczęła Kingston, ale lekko się zawahała. - No wiesz. Ten co przyszedł przed jeziorem?

- Vee - upomniałam ją, ponieważ nie chciałam żeby ktoś o tym wiedział.

Czułam się w jakiś sposób upokorzona i zhańbiona tym, że ktoś napadł mnie we własnym domu bo mój były chłopak to psychopata.

- O czym ona mówi? - Horton lekko się wyprostował, patrząc na mnie z góry.

- O niczym - mruknęłam pod nosem, unikając jego spojrzenia.

Ale chyba nawet nie musiałam nic mówić. Nick sam połączył fakty, a na jego twarzy malowało się zrozumienie. Jego żuchwa mocno się uwydatniła, a potem zacisnął dłonie w pięści i bez słowa wyszedł z pokoju mocno zamykając za sobą drzwi.

Nie chciałam, żeby Nick dowiedział się o mojej przeszłości z Joshem. Nie powiedziałam większości nawet moim najbliższym osobom więc zdecydowanie nie chciałam, żeby wiedział o wszystkim on. Już wystarczy, że był świadkiem tego co wydarzyło się w hotelu i nie chciałam żeby odkopał inne nieprzyjemne rzeczy.

- Dlaczego o tym wspomniałaś? - popatrzyłam na Vee, która z troską mi się przyglądała.

To właśnie było to, czego nie chciałam. Troska i współczucie, bo w końcu byłam taką biedną i pokrzywdzoną sierotą. To moje decyzje doprowadziły mnie do miejsca, w którym aktualnie byłam więc nie ma sensu robić z siebie ofiary.

- Dlaczego to ukrywasz? - odbiła pałeczkę, unosząc stanowczo brew.

- Nie ukrywam - przestąpiłam z nogi na nogę.

- Więc w czym problem? - zapytała hardo, lustrując mnie wzrokiem.

Boże, co za mała cwaniara. Za dużo się ode mnie nauczyła.

- W niczym - odburknęłam poddając się, a potem mój wzrok padł na Wiley. - Co?

Blondynka bacznie nam się przyglądała, a kiedy się do niej zwróciłam uniosła ręce w obronnym geście.

- Sama nie mam dobrych przejść z tymi na dole - oznajmiła. - Wiem w jakim świecie obracają się chłopcy i sama tego nie pochwalam. Jednak jest wiele rzeczy, o których nie wiecie i to zdecydowanie nie ja jestem osobą, która powinna wam wszystko powiedzieć.

A potem usłyszałyśmy cholernie głośny trzask drzwiami, przed co każda z nas na moment stężała. Po dosłownie trzech kolejnych sekundach wszystkie ruszyłyśmy na dół, aby zobaczyć co się stało. Jednak odpowiedziała nam zupełna cisza i pustka.

Nikogo nie było.

- Cóż - parsknęłam krótko ze zmęczeniem. - Zdaje się, że impreza się skończyła.






*

Do następnego miśki!
Lubię ten rozdział, więc wrzuciłam go trochę wcześniej niż planowałam.

A wam jak się podoba?

xx. B

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro