Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11. Myślałem, że preferujesz inny rodzaj znieczulenia.

Cholernie ciężko chodzi się w szpilkach. Szczególnie, jeśli ten chód to tak na prawdę bieg ponieważ tak się czułam idąc za wysoką sylwetką Hortona. Już przez moment miałam w głowie, że może lepiej by było gdybym się zatrzymała, zdjęła to cholerstwo a potem zwyczajnie pobiegła. Ale potem spojrzałam w dół na moje łydki, gdzie ładnie i precyzyjnie związałam długie czarne paski. Spędziłam nad tym dobre piętnaście minut i nie miałam zamiaru robić tego kolejny raz, dlatego jedynie jęknęłam męczeńsko pod nosem wciąż żwawo idąc przed siebie.

- Nick - zawołałam, prawdopodobnie wyglądając żałośnie kiedy próbowałam go dogonić. - Jak chcesz tak biec, to zamień się butami.

Zignorował mnie, co nawet mnie nie zaskoczyło. To nie tak, że sytuacja była zwyczajna i wszystko było dobrze. Nawet nie wiem dlaczego to on prowadził skoro to ja widziałam ich jako ostatnia i miałam jakiekolwiek pojęcie o tym w którą stronę się udali.

- Nieczuły skurwysyn - mruknęłam pod nosem, poprawiając torebkę na ramieniu.

- Słyszałem - obrócił na moment głowę i posłał mi ostrzegawcze spojrzenie.

- Teraz słyszysz, niesamowite - odparłam, odgarniając długie włosy do tyłu.

Widziałam jak Nick pokręcił głową prawdopodobnie mając mnie dość, co wywołało uśmiech na mojej twarzy. Nie wiem dlaczego, ale lubiłam być nieznośna i irytująca. Przynajmniej robiło się wtedy ciekawiej. Jednak kiedy to ktoś irytował mnie, to scyzoryk sam otwierał mi się w kieszeni.

A przynajmniej tak by było, gdybym faktycznie go przy sobie nosiła.

Oficjalnie zgubiłam się wewnątrz hotelu. Nick obierał takie ścieżki, że już kompletnie się pogubiłam i czułam się jak w labiryncie. Zapomniałam, że musiał znać to miejsce jak własną rękawiczkę odkąd jego ojciec był właścicielem. Nie mogę także nic poradzić na to, że zastanawia mnie o co tak bardzo pokłócił się ze swoim tatą że dosłownie grozi mu wyrzucenie z hotelu jeśli na siebie wpadną. Nie znam Hortona jakoś nie wiadomo jak dobrze. Wiem, że potrafi zaleźć za skórę i wtykać nos gdzie nie trzeba, ale żadna z tych cech nie wydaje się być w tym przypadku istotna. Wystarczy spojrzeć na to, co działo się teraz. To, jak cholernie troszczył się i martwił o swoją siostrę zdecydowanie ukazywało go z zupełnie innej strony. Właściwie, to trochę im zazdrościłam takiej relacji. Zawsze chciałam mieć starszego brata, który mimo kłótni i dogryzania byłby moją ostoją i moim bezpieczeństwem. Niestety nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam, chociaż najbliższą temu wszystkiemu osobą jest dla mnie Vee. Jake także jest wspaniałym przyjacielem, ale nic nie mogę poradzić na to że przed nikim nie potrafię otworzyć się w stu procentach i zawsze uciekam.

- Tim, proszę! - usłyszałam krzyk dochodzący zza drzwi, tylko nie byłam pewna których ponieważ było ich tutaj kurewsko dużo. - Jak mój brat cię znajdzie, to..

- To co mi zrobi? Nie jestem tutaj dla ciebie, a dla kogoś innego więc z łaski swojej skończ - wciął się Josh, podczas gdy Nick zatrzymał się przy drzwiach za którymi słychać było donośne głosy.

Brunet mocno nacisnął klamkę, a potem pewnym krokiem wszedł do pokoju. Widziałam, jak jego koszula robiła się ciaśniejsza na jego barkach a swoje dłonie zacisnął w pięści. Wzięłam głęboki oddech, starając się pokonać towarzyszący mi strach jaki zawsze towarzyszył mi w obecności Josha i także weszłam do pomieszczenia, stając tuż obok Hortona. Wzrok Josha momentalnie znalazł się na mnie.

- Czyli Brad miał rację - Brooks gorzko się zaśmiał. - Miałem nadzieję, że tylko mu się przywidziało.

Zmarszczyłam brwi, resztkami sił zdobywając się na to aby na niego spojrzeć. Nie mam pojęcia dlaczego tak reagował, chociaż byłam pewna że miało to jakiś związek ze stojącym obok mnie brunetem. Mimo wszystko, to co robiłam ze swoim życiem nie było jego pieprzoną sprawą więc nie rozumiem skąd to nagłe zainteresowanie.

- Tim? Serio? - Horton parsknął prześmiewczo, poruszając szczęką.

I teraz to on był skupiskiem uwagi Josha. Za to ja zaczęłam bardziej mu się przyglądać jakbym podświadomie chciała cierpieć. Patrzyłam na jego twarz, na jego ciało i na jego dłonie. Twarz, która tak wiele razy śmiała się prosto w moją. Ciało, które mnie prześladowało. Dłonie, które nigdy się nie wahały.

- Tatuś wie, że tu jesteś? - blondyn szeroko się uśmiechnął, odbijając od tematu.

A kiedy zobaczyłam jak Nick odwzajemnia jego uśmiech w głębi duszy wiedziałam, że zaraz stanie się coś potwornego.

- O co tutaj chodzi? - Annie ruszyła w naszym kierunku, ale wtedy Josh złapał ją za nadgarstek przez co Nick jeszcze bardziej się spiął chociaż i tak wyglądał jakby zaraz miał wybuchnąć.

- Zrobimy tak. Ja dam spokój twojej uroczej siostrze, ale za to zostawicie nas tutaj samych - jego głos był stanowczy, a ja przez moment miałam pustkę w głowie.

Co on właśnie...

A potem jego wzrok znów wylądował wprost na mnie. I teraz byłam w stu procentach pewna, że mówił o mnie. Zimny pot oblał moje plecy, a w głowie zaczęło mi szumieć.

Nie. Nie, nie nie.

- Ale dlaczego chcesz zostać ze Sloane? Przecież dopiero co poznałeś ją przy barze - Annie zmarszczyła w grymasie swoją twarz.

Poczułam na sobie wzrok stojącego obok mnie bruneta, ale nie byłam w stanie na niego spojrzeć. Zacisnęłam mocniej swoją szczękę, zdając sobie sprawę z tego jak to wszystko się skończy. Ja byłam dla nich obcą osobą, podczas gdy oni byli rodzeństwem. I już wiem, że nie będę go za to winić. Bo Horton nie miał o niczym pojęcia więc to chyba jasne, że zrobi wszystko żeby ochronić swoją rodzinę. A ja zostanę tutaj zamknięta z moim najmroczniejszym koszmarem.

- Musimy sobie uroczo porozmawiać - uśmiechnął się do mnie, a moje ciało przeszedł dreszcz.

- Nie chcę z tobą rozmawiać, Josh. Po prostu ją zostaw - odchrząknęłam, zadzierając głowę do góry. - Wróć do swojej nory w San Francisco. Zrobisz tym światu przysługę.

Ah, jak ja uwielbiałam pakować się w kłopoty. Jednak trochę go już znałam i wiedziałam, że okazywanie strachu było ostatnią rzeczą jaką powinnam teraz zrobić. Za bardzo go to nakręcało. Był psychopatą jakich mało, a ja nie miałam ochoty na spotkanie z jego najgorszym obliczem.

- Josh? Jaki kurwa Josh? - stojąca obok niego dziewczyna wyrwała się z jego uścisku, korzystając z chwili jego rozproszenia moimi słowami.

Kiedy zatrzymała się już obok swojego brata, ledwo powstrzymałam się od głośnego odetchnięcia. Wciąż hardo patrzyłam na mój koszmar który stawał się coraz bardziej wyraźny. Tym razem nie był to sen.

- Wytłumaczę ci później - Nick w obronnym geście stanął przed swoją siostrą. - A ty - skierował teraz swój wzrok na Brooksa. - Z przyjemnością rozpierdole twoją twarz.

- Tylko na to czekam - Josh przekręcił lekko głowę, jakby z radością obserwował całą sytuację.

Horton z mocno zaciśniętą szczęką wyprowadził Annie z pokoju, a ja ruszyłam tuż za nimi. Jednak moja stopa nie zdążyła przekroczyć progu kiedy zostałam gwałtownie pociągnięta za włosy. Moje ciało poleciało w tył, a zaraz moja głowa mocno zderzyła się z drzwiami które Josh sprawnie za nami zamknął. Słyszałam jak przekręcił klucz w zamku, a potem jego oddech owiał moją twarz.

- W końcu sami, co? - boleśnie przycisnął moje ciało do drzwi, a jego dłoń znalazła się na moich policzkach.

Mocno zacisnął palce po dwóch stronach moich ust tuż przy ich kącikach, podczas gdy jego pozostałe palce mocno wbiły się w moją szczękę. Coraz mocniej napierał na moje zęby a ja już zaraz poczułam w buzi posmak krwi. Syknęłam cicho pod nosem na co Josh tylko szarpnął moją twarzą.

- Nie było mnie tylko trochę, a ty już zaczęłaś się mieszać. Przyszłaś do Plush i zrobiłaś scenę - cmoknął językiem. - Moim ludziom się to nie spodobało.

I cholernie chciałam coś powiedzieć. Chciałam krzyczeć i wyć. Ale nie mogłam tego zrobić, bo gdy tylko szerzej otwierałam wargi on bardziej zaciskał palce na mojej skórze. Czułam jak zęby wbijały się w wewnętrzną stronę moich policzków a ja bałam się ruszyć chociażby o milimetr, żeby nie pogorszyć swoich ran które tak cholernie bolały. Czułam krew na języku a w oczach mnie mrowiło. A potem jego druga dłoń zacisnęła się na mojej szyi tak mocno, że z każdą sekundą zaczynało brakować mi powietrza.

- Już nie wspominając o Hortonie. Widzę, że nie zdążyłaś mu nic wyśpiewać i jeśli jesteś mądrą dziewczynką to tego nie zrobisz - syknął prosto w moją twarz, kiedy moje dłonie nieudolnie próbowały zedrzeć jego ręce z mojego ciała.

Josh złapał moją dolną wargę między swoje zęby. Wystarczyła sekunda, żeby moja delikatna skóra pękła pod mocą jego ugryzienia. Zaraz po tym jego dłonie zniknęły z mojego ciała, ale to nie było istotne bo wciąż je na sobie czułam. Zachłysnęłam się powietrzem jakby było moją ostatnią deską ratunku. Złapałam się za szyję, delikatnie pochylając swoje ciało aby unormować oddech, co nie było jednak dobrą decyzją. Bo wtedy Josh wplątał palce w moje włosy a jego kolano zderzyło się z moim policzkiem. Pchnął mnie na podłogę jak szmacianą lalkę śmiejąc się pod nosem, podczas gdy ja widziałam mroczki przed oczami. Czułam jak krew spływa w dół po mojej brodzie, szyi i dekolcie. Podniosłam się do siadu, ale musiałam oprzeć ciężar ciała na dłoni aby znów nie upaść. Okropny ból przeszył całą lewą część mojej twarzy przez co ledwo mogłam coś z siebie wydusić.

- Nic się nie zmieniłaś. Dalej jesteś tą samą nic nie wartą suką, która musi zostać ustawiona do pionu. Jeszcze się nie nauczyłaś? - kucnął przed moim ciałem, kręcąc głową z dezaprobatą. - Chyba muszę umówić się na kawę z twoją mamą. Mamy podobne zdanie.

Chłód. Góra lodowa przebiła moje ciało na wskroś. Ale mój gniew był tak gorący, że zaczął ten lód topić.

Wyłącz to.

Wzięłam głęboki oddech, wbijając paznokcie w lewe udo. Uspokój się kobieto.

A potem usłyszałam jego śmiech. Szyderczy i najpaskudniejszy śmiech jaki kiedykolwiek słyszałam. Jednak ten śmiech szybko został zastąpiony jękiem bólu, jaki Josh z siebie wydał. Zakręciło mi się w głowie, a mój wzrok wciąż był pusto wpatrzony w ubrudzony krwią dywan. Chciałam zorientować się co się działo, ale nie potrafiłam się jeszcze ruszyć. Słowa Brooksa w kółko wirowały w mojej głowie, do tego szumiało mi w uszach i nie byłam pewna czy w ogóle mogłam poruszać szczęką. Moje ciało przeszedł dreszcz, a szczęka sama z siebie zadrżała przesyłając piekący ból wzdłuż mojej twarzy. Spięłam wszystkie swoje mięśnie i resztkami sił, powoli podniosłam swoje ciało z podłogi.

- Kurwa - usłyszałam niemal wyprany z emocji głos.

Nick stanął tuż przede mną, a jego wzrok uważnie badał moją twarz. Patrzyłam na niego ze znudzeniem, następnie przecierając kciukiem dolną wargę. Na skórze mojego palca zebrała się krew na którą przez chwilę patrzyłam zanim znów przeniosłam swoje chłodne spojrzenie na chłopaka przede mną.

Powrót do lekcji pierwszej. Nigdy nie ukazuj swoich słabości.

- Przepraszam - wyszeptał, jakby faktycznie przejął go mój ból.

- Za co? - parsknęłam krótkim śmiechem, co zaskoczyło nawet mnie samą.

Mechanizm wyparcia zawsze działał u mnie szybko.

Horton patrzył na mnie z niezidentyfikowanym wyrazem twarzy. Brązowe tęczówki utkwione były w moich oczach, jakby starał się stamtąd coś wyczytać. Ale ja nie dawałam mu na to szansy, zasłaniając się kompletną pustką chociaż w głębi duszy miałam ochotę rozsypać się na kawałki i spłonąć.

Boże, jak ja chciałam spłonąć.

A potem jego dłoń powoli powędrowała do mojej twarzy. Jego kciuk delikatnie dotknął mojej skóry, dając mi tym samym do zrozumienia że chciał abym przekręciła głowę w bok, co zresztą automatycznie zrobiłam. Jego twarz delikatnie skrzywiła się w grymasie bólu, a potem znów popatrzył w moje oczy.

- Za to, że nie wróciłem wcześniej - jego zachrypnięty głos zadzwonił mi w uszach.

Coś ścisnęło mnie w brzuchu i miałam ochotę zacząć płakać. Nick jest pierwszą osobą która kiedykolwiek widziała mnie w takim stanie. Kiedyś działo się to częściej niż bym chciała. Nie byłam przyzwyczajona do takiego rodzaju zachowania z czyjejś strony, bo nigdy nie miałam z czymś takim do czynienia. I nigdy nie chce już mieć.

- Nieważne - mruknęłam pod nosem, a potem mój wzrok przykuło coś innego.

Josh siedział na podłodze, a jego ciało bezwiednie opadało na framugę drzwi. Jego twarz była cała we krwi a on sam był nieprzytomny. Pierwszy raz to on jest tym, który koniec końców wylądował na dole. Zacisnęłam dłonie w pięści, a wszystkie wspomnienia kolejny raz zalały moje myśli. A potem nie widziałam przed oczami już nic, tylko zwykłą czerwień. Złość i żal ogarnęły moje ciało i umysł, kiedy ruszyłam w jego kierunku. Zaczęłam kopać jego i tak już pokiereszowane ciało, czując wielki wybuch wszystkich emocji które w sobie miałam. W końcu to ja byłam tą, która zadawała mu ból mimo tego że nie mógł tego zobaczyć i poczuć. Już miałam mocno kopnąć go w tors swoją szpilką, kiedy poczułam dwa ramiona owijające się wokół mojego ciała.

- Wystarczy - Horton odciągnął mnie do tyłu, a potem uniósł moje ciało.

Postawił mnie dopiero gdzieś na korytarzu. Patrzyłam jak Nick wpycha ciało Josha do pokoju. Kilka sekund później z niego wyszedł z moją torebką w ręce, a potem zamknął drzwi. Mój drżący oddech odbijał się echem od ścian, kiedy brunet złapał mnie za rękę i pociągnął wzdłuż korytarza.

Złość i adrenalina mocno buzowały w mojej krwi, przez co nawet nie czułam już bólu. Jak dobrze było nie czuć bólu.

Nawet nie wiem dlaczego pozwoliłam Hortonowi się prowadzić. Szliśmy długim korytarzem, aż w końcu chłopak pchnął duże metalowe drzwi które prowadziły na klatkę schodową. Schodową.

- Nie ma mowy - zatrzymałam go zanim zeszłam na pierwszy stopień.

Przypominam że jesteśmy na najwyższym piętrze tego ogromnego hotelu, a ja mam na stopach szpilki. Nie będę schodziła dwadzieścia pięter w tych butach.

- Co? - Nick posłał mi zdezorientowane spojrzenie.

- Mam jeszcze szacunek do swoich stóp. Nie będę w nich biegać po schodach przez tyle pięter - popatrzyłam na niego, jakby to było oczywiste.

Nick stał już trzy schody niżej mnie, dlatego bez żadnego wahania uniosłam prawą nogę w jego kierunku. Jego oczy powoli na nią powędrowały, a ja zobaczyłam jak chłopak przełyka ślinę. Jego duża ciepła dłoń złapała za moją łydkę, powoli przejeżdżając po całej jej długości. Modliłam się, żeby nie zobaczył gęsiej skórki która pokryła właśnie moją skórę. Złapałam dłonią metalową barierkę, aby utrzymać równowagę podczas gdy brunet odłożył moją torebkę na schody. Westchnął ciężko, jakbym postawiła przed nim największe wyzwanie świata ale i tak ostatecznie się poddał. Oparł moją stopę o swój tors dla stabilizacji, a potem boleśnie powoli zaczął rozwiązywać mojego buta i odwijać sznurki od mojej nogi.

- Nie rozumiem czegoś - odezwał się nagle, wciąż skupiając swoją uwagę na wiązaniach.

- Czego? - wysunął moją stopę z buta, a potem położył go obok torebki.

Poczułam ogromną ulgę, kiedy moja kończyna płasko wylądowała na zimnej podłodze a zaraz po tym uniosłam drugą nogę.

- Jesteś wyjątkowo spokojna. Właściwie, to przerażająco spokojna - posłał mi spojrzenie, kiedy rozprawiał się z supełkami drugiej szpilki.

- A jaka mam być? - wzruszyłam ramionami, w duchu błagając żeby porzucił już ten temat.

- Zważając na to, co ci zrobił myślałem że będziesz bardziej... —

- Że będę płakać jak mała dziewczynka? - skończyłam za niego zdanie. - To nie w moim stylu.

Kłamca.

Horton powoli oblizał wargi jakby nad czymś się zastanawiał, aż w końcu skinął głową. Dokończył rozwiązywać drugiego buta, a potem zwyczajnie podał mi moje rzeczy na co wymamrotałam ciche „dziękuję".

W kompletnej ciszy ruszyliśmy na dół. Żadne z nas się nie odzywało, co odrobinę mnie drażniło. Głównie dlatego, że w ciszy moje myśli były wypuszczone na wolność. Do tego nie chciałam nawet sobie wyobrażać co powie moja mama kiedy dowie się, że wyszłam z bankietu nie rozmawiając nawet z Dziekanem. Jedyna rzecz o jaką się nie martwiłam to skuteczne zamalowanie siniaków które prawdopodobnie będę miała na twarzy. Poza tym miałam długie włosy, co zdecydowanie pomagało. Ale jednak najsilniejszą emocją w tym momencie był strach, jaki odczuwałam. Strach, bo Josh wrócił i może mnie znaleźć kiedy tylko chce. Może robić to co kiedyś, może zrobić to co przed chwilą. A ja nie mam na to siły ani fizycznie ani psychicznie. A potem w mojej głowie pojawiła się myśl i zaczęłam mówić zanim dobrze o tym pomyślałam.

- Umiesz się bić? - zapytałam, co sprawiło że Nick popatrzył na mnie z zaskoczeniem. - Mam na myśli jakieś podstawy, czy coś.

Odchrząknęłam, wciąż na niego nie patrząc a jedynie mijając kolejne stopnie.

- Umiem więcej, niż podstawy - odparł pewnie, przejeżdżając dłonią przez swoje włosy. - Czemu pytasz?

- Naucz mnie - moje serce zabiło szybciej, kiedy wypowiedziałam te słowa.

Sama do końca nie byłam pewna czy to taki dobry pomysł. Jednak Nick wydawał się najlepszym wyborem. Znał Josha, a więc musiał także wiedzieć jak się bije skoro z łatwością udało mu się doprowadzić go do stanu nieprzytomności. Jeśli chciałabym się gdzieś zapisać, to rodzice z pewnością pytaliby na co mi tyle pieniędzy. Jedno kłamstwo, ciągnie za sobą masę kolejnych na co zdecydowanie nie miałam teraz czasu. Musiałam jak najszybciej nauczyć się jakichkolwiek podstaw samoobrony czy czegokolwiek, żeby móc się bronić przed tym psychopatą i przed jego ludźmi.

- Czy wyglądam ci na nauczyciela? - zapytał zatrzymując się, co zrobiłam i ja.

- Mam odpowiedzieć szczerze? - uniosłam zaczepnie brew, co spowodowało jego sarkastyczny uśmieszek. - Okej, dobra - przewróciłam oczami po kilkunastu sekundach ciszy. - Zapomnij.

Już miałam iść dalej, ale zatrzymał mnie jego głos.

- Nauczę cię, jeśli powiesz mi dlaczego - skrzyżował ręce na piersiach, patrząc na mnie z góry.

- Serio? - westchnęłam, wskazując na siebie palcem. - To jak wygląda teraz moja twarz nie jest wystarczającą odpowiedzią?

Wzrok Nick'a powędrował na obolałą stronę mojej twarzy, zatrzymując się tam na dłuższą chwilę. Jego szczęka mocno się zacisnęła, a potem znów spojrzał na mnie. Albo coś mi się przywidziało, albo on czuł się zwyczajnie winny. Zmarszczyłam brwi, przyglądając się jego twarzy.

- Nie o to mi chodzi - pokręcił powoli głową. - Chcę wiedzieć dlaczego ci to zrobił.

Moje ciało w sekundzie stężało, a moje ramiona nieco się spięły. Odwróciłam od niego wzrok dosłownie na chwilę, aby pozbierać swoje myśli. Nienawidzę, kiedy ktoś próbuje grzebać w mojej przeszłości.

- Pewnie zdenerwowały go moje słowa, kiedy kazałam mu wracać do San Francisco - wzruszyłam ramionami, na co Horton prychnął pod nosem.

- Kochanie, urodziłem się w nocy ale nie zeszłej nocy - oznajmił, cmokając językiem. - Nie wciskaj mi kłamstw.

- Boże - westchnęłam ciężko. - Czy twoim zdaniem Josh kiedykolwiek potrzebuje powodu, aby coś takiego zrobić? - Zapytałam prosto z mostu, w głębi duszy wiedząc że Nick zna odpowiedź na to pytanie.

Brunet przez chwilę myślał nad moimi słowami, ale zanim miał szansę odpowiedzieć znów postanowiłam się odezwać.

- Nie za bardzo się dogadywaliśmy przed jego wyjazdem. Josh to Josh, zawsze trzyma urazę - poprawiłam torebkę na ramieniu, a potem przestąpiłam z nogi na nogę. - Możemy już iść?

Nick skinął głową, a potem ruszyliśmy w dalszą drogę. Oby zaraz te schody się skończyły bo mam już dosyć.

- Odbiorę cię spod szkoły w poniedziałek - odezwał się po dłuższej chwili ciszy, a ja lekko zmarszczyłam twarz.

- Co? Czemu? - spojrzałam na niego, a on westchnął ze zrezygnowaniem.

- Nie chciałaś żebym cię uczył? - zapytał, a ja mentalnie walnęłam się w czoło.

Sloane Harmon, jesteś szczerze tępą istotą.

- Oh, tak. Racja. Okej - skinęłam głową. - Jeszcze tylko jedna mała sprawa.

Widziałam jak Horton przewraca oczami, co wywołało lekki uśmiech na mojej twarzy.

- Nie chcę, żeby ktokolwiek wiedział. Przez to mam na myśli szczególnie Jake'a i Vee - oznajmiłam, a Nick o dziwo zwyczajnie skinął głową.

Żadnej zaczepki. Żadnych pytań. Nic.

Jakieś dziesięć minut później staliśmy już przy jego samochodzie, który zaparkował tuż przy tylnym wejściu do hotelu. Czułam się dziwnie, wiedząc że jestem cała we krwi podczas gdy pełno ludzi przechadzało się chodnikiem. Horton sprawnie odblokował mi drzwi, które szybko otworzyłam aby wślizgnąć się na miejsce pasażera. W jego aucie ładnie pachniało, co było o dziwo uspokajające. Już za chwile brunet spoczął na miejscu kierowcy i odpalił silnik.

- W schowku powinny być mokre chusteczki - skinął głową na deskę rozdzielczą po mojej stronie.

Otworzyłam schowek, wyjmując już prawie puste opakowanie. Wyjęłam z torebki telefon, aby się w nim przejrzeć. Powoli zaczęłam wycierać krew która zaczęła już w niektórych miejscach schnąć.

Nie lubiłam patrzyć na krew, ale jakimś cudem zawsze znajdowałam się w takich sytuacjach kiedy musiałam to robić. Powoli oczyściłam swoją brodę i dekolt, chowając brudne chusteczki do torebki. Nie chciałam robić mu tutaj syfu.

- Jesteś pewna, że chcesz jechać do domu? - zapytał, co odrobinę mnie zdziwiło.

- A co niby miałabym zrobić. Muszę schłodzić twarz żeby mi nie spuchła - oparłam głowę o zagłówek, głośno wzdychając.

- Myślałem, że preferujesz inny rodzaj znieczulenia - powiedział zaczepnie, przez co spojrzałam na jego profil.

Patrzył na drogę przed sobą, aż w końcu jego głowa powoli obróciła się w moją stronę z aroganckim uśmieszkiem na twarzy.

Parsknęłam śmiechem, a potem cmoknęłam językiem. I tak nie mam nic do stracenia.

- Okej. Ale i tak muszę najpierw się przebrać.

- Okej.

***

Byłam pewna, że Nick zabierze mnie do jakiegoś baru lub lub klubu.

Czego się nie spodziewałam, to że przywiezie mnie do swojego mieszkania.

Byłam zdziwiona kiedy zaparkował przed blokiem, ale postanowiłam tego nie skomentować. Posłusznie powędrowałam za nim do jego mieszkania, wciąż zastanawiając się dlaczego mnie tutaj przywiózł. Myślałam, że był raczej imprezową duszą. Najwidoczniej się myliłam.

- Rozgość się - brunet skinął głową w kierunku swojego salonu. - Zaraz przyjdę.

Powoli ruszyłam korytarzem, aż w końcu moim oczom ukazała się czarna kanapa. W jego mieszkaniu panował porządek, a w powietrzu unosił się zapach kawy. Mój ulubiony zapach. Zaczęłam przechadzać się po salonie w poszukiwaniu jakichkolwiek osobistych pamiątek. Zazwyczaj każdy miał w swoim domu czy pokoju coś, co mówiło nieco więcej o jego osobowości a ja starałam się tego chłopaka rozgryźć. Był chyba jedyną osobą, którą ciężko było mi rozszyfrować. Jednak nic takiego nie znalazłam.

- Mam nadzieję, że wystarczy - usłyszałam jego głos za plecami, co sprawiło że powoli się obróciłam.

Nick stał z butelką Tequili w ręce, a wyraz jego twarzy pozostawał tajemniczy.

- Zależy jak mocnym jesteś zawodnikiem - mruknęłam pod nosem, podchodząc nieco bliżej niego.

Usłyszałam jak krótko parsknął śmiechem, a potem pokręcił głową i na mnie spojrzał. W końcu nieco spoważniał i podszedł do ogromnego okna w salonie, które zaraz sprawnie otworzył wcześniej odsuwając czarne zasłony. Otworzyłam szeroko oczy, kiedy zobaczyłam jak przekłada nogę przez parapet i już zaczęłam niemal biec w jego kierunku przez instynkt, ale usłyszałam jego śmiech który sprawił że zatrzymałam się dwa kroki od niego.

- Myślałaś, że wyskoczę? - patrzył na mnie z rozbawieniem. - Jak miło, że się o mnie martwisz.

- Zaraz sama cię wypchnę - mruknęłam pod nosem, a potem wyrwałam mu Tequile z ręki.

Odkręciłam butelkę i wzięłam łyk palącej cieczy, który jakimś cudem przyniósł ulgę mojemu umysłowi gdzie działy się w tej chwili okropne rzeczy. Szkoda tylko, że ta ulga trwała przez chwilę.

- Chodź - to było ostatnie co usłyszałam, a potem Horton zniknął za oknem.

Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że tuż za przeszklonymi ramami znajdowały się długie czarne schody przeciwpożarowe. Mój mózg zdecydowanie pracuje dzisiaj na minimalnych obrotach. Pokręciłam głową, a potem podążyłam jego śladami. Parapet był nisko, więc nie musiałam mocno się gimnastykować aby go przejść. Zwyczajnie na nim usiadłam, a potem przekręciłam sylwetkę i przeniosłam swoje pośladki na parapet po drugiej stronie. Nick także na nim siedział, jednak przesunął się w lewo aby zrobić mi miejsce.

Dopiero kiedy uniosłam wzrok, zdałam sobie sprawę z widoku jaki się przed nami rozciągał. Zachodzące już słońce ładnie oświetlało budynki oraz drzewa, a chmury w niektórych miejscach robiły się fioletowe. Absolutnie zaczęłam mu zazdrościć takiego widoku z okna, bo jedyne co ja widziałam z pokoju to wielkie drzewo, krzaki i kawałek domu sąsiada.

- Więc? - zapytałam po chwili ciszy, wciąż wpatrując się w niebo.

Czułam wzrok Hortona na swojej twarzy, więc wywnioskowałam że czeka aż skończę swoją myśl. Dlatego napiłam się Tequili kolejny raz, a potem wyciągnęłam butelkę w jego stronę którą zresztą przyjął.

- Czemu tutaj jestem? - westchnęłam, powoli obracając głowę w jego stronę.

Obserwowałam go jak bez wzruszenia pociągnął kilka dużych łyków alkoholu, a potem zaczął bawić się etykietką.

- Świat był piękniejszy, kiedy się nie odzywałaś - przeniósł na mnie swoje zmęczone spojrzenie, a jego brwi były delikatnie ściągnięte.

Wyglądał tak...dobrze. Blade promyki słońca padały na jego twarz, a brązowe włosy były roztrzepane w tak perfekcyjny sposób, że można by było pomyśleć iż układał je godzinami. Jego ładne usta były chyba bardziej różowe niż moje co akurat mnie denerwowało, ale jednocześnie musiałam ze sobą walczyć żeby na nie nie spojrzeć. Sam fakt, że tutaj z nim siedziałam był dla mnie abstrakcją. W końcu byłam jego krzywym odbiciem. Zupełnym przeciwieństwem od stóp do głów. A jednak wcale nie wyczuwałam między nami bariery.

- Masz na myśli ostatnie dwie minuty? - uniosłam delikatnie brew, patrząc w jego czekoladowe oczy.

- Tak - pociągnął kolejny łyk, a potem butelka znalazła się w mojej dłoni.

Znowu panowała cisza. Już myślałam że mi nie odpowie, a zdaje się że zbierał się do tego bardzo powoli. Jakby wcale nie chciał.

- Dobrze wiem jaki jest Josh - odetchnął w końcu, opierając łokcie na swoich kolanach. - Wiedziałem to, jak zostałaś z nim sama. Zawahałem się, ale i tak poszedłem dalej - zaśmiał się gorzko, co ani trochę nie było przyjemne. - I wróciłem za późno.

Przez moje ciało przeszedł paskudny dreszcz, kiedy wspomniał o Brooksie. Nie lubiłam o nim rozmawiać, a Nick ostatnio miał tendencje do zadawania niewłaściwych pytań. Jednak dobrze wiedziałam do czego dążył. Dlatego upiłam zdrowy łyk Tequili, a potem kolejny już raz podałam mu butelkę.

- Nie czuj się winny - parsknęłam krótko, kręcąc głową co sprawiło że brunet momentalnie na mnie spojrzał. - Wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała się z nim skonfrontować. To było nieuniknione, a fakt że w ogóle się tam znalazłeś... - wzięłam głęboki oddech, wbijając wzrok w swoje czarne adidasy. - Dziękuję, że jednak zmieniłeś zdanie i wróciłeś.

Nie byłam w stanie spojrzeć mu w oczy i nie chciałam tego robić. Nie pamiętam kiedy ostatni raz szczerze komuś podziękowałam. Czułam się nieswojo, rozmawiając z chłopakiem którego tak na prawdę wcale nie znałam, a który jakimś cudem w przeciągu kilkunastu sekund zrobił dla mnie tak wiele. Może dla osoby trzeciej przerwanie tego co działo się z Joshem nie było wielkim wyczynem, ale dla mnie było. Bo nikt nigdy wcześniej tego nie przerwał. Nawet kiedy w głowie modliłam się o to tak głośno że chciała eksplodować.

- Obiecuję, że nauczę cię jak się przed nim bronić - głos Hortona był lekko zachrypnięty, ale wiedziałam że mówił szczerze.

Nasze tęczówki znów się spotkały, a ja wdzięcznie skinęłam głową. Patrzyliśmy na siebie zdecydowanie zbyt długo i kiedy już miałam coś powiedzieć, Nick mnie wyprzedził.

- Przyniosę ci lód - oznajmił, a potem odchrząknął i sprawnie wszedł do swojego mieszkania.

A ja znów przytknęłam swoje wargi do szklanej butelki pozwalając palącej cieszy, aby pochłonęła mnie już do końca.








*

Do następnego słońca.
Jak wrażenia?

xx. B

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro