1. Odstraszasz wszystko co dobre.
- Nie. - Warknęłam, już chyba czwarty raz wypowiadając to słowo niczym mantrę.
Dlaczego większość ludzi to tak cholernie irytujące istoty. Chryste, czasem miałam ochotę rzucić się w przepaść żeby tylko przestać słyszeć ich głosy.
- Nie możesz po prostu mnie wysłuchać? Im więcej będziesz przerywać, tym dłużej będziemy tu tkwić. - Głos mojej rodzicielki nieprzyjemnie zadzwonił mi w uszach.
Czy często się kłóciłyśmy? Cóż, nawet głuchy znałby na to odpowiedź. Momentami wydawało mi się, że tydzień ma więcej dni przez te wszystkie spory i oskarżenia. Mam już osiemnaście lat, nie potrzebuję prawienia kazań na każdym kroku. To naprawdę w niczym mi nie pomaga, a jedynie bardziej motywuje do robienia dokładnie na przekór.
Nieco wyższa ode mnie blondynka stała z dłońmi opartymi na swoich biodrach. Jej wzrok był ostry i oczywiście oceniający. Bo jakżeby inaczej. Za to ja stałam już przy drzwiach wyjściowych gotowa do ucieczki chociaż moją alternatywą w tym momencie było pójście do szkoły tak więc zdaje się, że wybierałam się z deszczu pod rynnę.
- Mam szkołę - burknęłam nieprzyjemnie pod nosem, poprawiając torbę na ramieniu. - Jake już czeka na mnie w aucie, więc odpuść. Nie ma nawet ósmej rano.
Posłałam jej zmęczone spojrzenie, wciąż czując lekką opuchliznę oczu. Nie spałam zbyt dobrze, a moje powieki marzyły o tym aby się złączyć. Jednak sama dobrze wiem że takie właśnie są konsekwencje moich wyborów. Mogłam nie iść na imprezę w środku tygodnia. Nie musiałabym teraz odbywać tej głupiej rozmowy z mamą, ani walczyć z samą sobą o utrzymanie równowagi.
- Mogłaś nie pić. I przede wszystkim powinnaś poprawić makijaż bo inaczej cała okolica będzie wiedzieć, że moja córka chodzi po barach w środku tygodnia i się upija w tak młodym wieku - fuknęła z pogardą, patrząc na mnie z góry. - Zaraz egzaminy końcowe.
Przewróciłam oczami, następnie mocno zagryzając wargę. Zawsze to robiłam, kiedy się denerwowałam lub próbowałam ukryć jakiekolwiek emocje.
- Spokojnie mamo, założę moją aureolę gdy tylko wyjdę na zewnątrz żebyś nie musiała martwić się o opinię - posłałam jej najbardziej sztuczny uśmiech jaki tylko mogłam, a potem wyszłam z domu trzaskając za sobą drzwiami.
Moim oczom od razu ukazał się czarny Mercedes, do którego szybko wsiadłam. Oparłam łokieć o drzwi, dłonią przeczesując swoje długie blond włosy. Wzięłam głęboki oddech, czując na sobie spojrzenie mojego przyjaciela. W końcu oparłam głowę o siedzenie i powoli obróciłam ją w stronę Jake'a Harveya. I nie musiałam nawet nic mówić, ponieważ i jego twarz wyrażała czyste zmęczenie. Obydwoje byliśmy wyprani z sił i ledwo utrzymywaliśmy się na jawie.
- Damy radę, Harmon. - Głos bruneta był pokrzepiający, chociaż jego twarz nie zmieniła swojego wyrazu.
Po tych słowach ruszył spod mojego domu, a ja wygodniej wcisnęłam się w fotel pasażera.
- Jak zwykle - wychrypiałam, powoli odczuwając skutki mojego wczorajszego zdzierania gardła.
Bo krzyczałam i to niebywale głośno. I tak, na początku owszem, darłam się w niebogłosy tańcząc i dając się ponieść muzyce. Jednak później działo się to ponieważ jakiś facet próbował siłą wyciągnąć mnie z baru kiedy przegrał ze mną w karty. To była tylko niewinna partia i w zasadzie nagrodą miał być zwykły drink. Jednak kolejny raz przekonałam się, że urazić dumę mężczyzn to jak władować się w minę z własnej woli. Oczywiście nic złego mi się nie stało, a jedynie w barze zrobił się większy harmider.
- Zajadę jeszcze po kawę do McDonalda. Chcesz? - zapytał, gdy już skręcał na McDrive'a.
- Tak. Może to postawi mnie na nogi - westchnęłam, chociaż wiedziałam że tak nie będzie.
W końcu kofeina była moim ukochanym uzależnieniem i piłam jej na pęczki. Wydaje mi się, że po pewnym czasie po prostu przestała na mnie działać i teraz zwyczajnie się nią nawadniam.
- Weź też dla Vee - dodałam po chwili, na co chłopak skinął głową.
Brunetka zawsze mi powtarza, że nie powinnam pić tyle kawy ponieważ może się to później źle odbić na moim zdrowiu. I właśnie dlatego jest taką samą fanatyczką tego napoju jak ja, sącząc go codziennie jak napój Boży. Nasza przyjaźń popada w tak wiele skrajności, które czynią ją na swój sposób unikatową i zwyczajnie naszą. Świat nie jest w stanie zaoferować mi czegokolwiek, na co wymieniłabym naszą więź. Co ja mówię. Wszechświat.
I przez kolejne sześć minut poruszaliśmy się od okienka do okienka, aż w końcu karton z trzema napojami wylądował na moich kolanach. Chciałam zapłacić, ale Jake trzepnął moją dłoń, patrząc na mnie z oburzeniem którego nie rozumiałam. Postanowiłam tego nie skomentować i schowałam swoją kartę do portfela. I dopiero kiedy znów wyjechaliśmy na ulice, brunet postanowił się odezwać.
- Ile razy mam ci powtarzać, że ze mną nie musisz za nic płacić. - Był lekko oburzony, a ja zmarszczyłam brwi.
- Jesteś na mnie zły, że chciałam być miła? - spojrzałam na jego wyraźny profil.
- Nie. Po prostu dobrze wiesz, że nie lubię kiedy ty lub Vee chcecie za mnie płacić. To ja jestem gentlemanem - przewrócił oczami z irytacją. - Poza tym nazywasz się Sloane Harmon i nigdy nie uwierzę, że chciałaś być faktycznie miła.
Po tych słowach na jego twarzy pojawił się zaczepny uśmieszek, a ja fuknęłam pod nosem.
- Kutas. - Przewróciłam oczami, ale w głębi duszy wiedziałam że ma racje.
Ja nie bywałam miła. Chyba, że w jakiś ironiczny sposób który rozumieli tylko moi najbliżsi. Nie byłam typem osoby, która podchodziła do przyjaciółki i chwaliła jej buty. Raczej rzucałam na ich temat jakiś zaczepny komentarz i tyle z tego było.
Dziesięć minut później Jake parkował już swojego Mercedesa na szkolnym placu. Zdążyłam już wypić swoją kawę, a także pozwolić sobie na dwa łyki z porcji mojej przyjaciółki. Jednak wciąż odczuwałam to cholerne zmęczenie zastanawiając się, czy aby na pewno mam władzę nad swoim ciałem czy nie zaczęłam już unosić się nad ziemią. Gdy wysiadłam z samochodu podciągnęłam wyżej swoje spodnie, które leciały mi z tyłka ponieważ zapomniałam ubrać pasek. W drodze do budynku wyrzuciłam śmieci do pobliskiego kosza wzdychając podczas tej czynności przynajmniej pięć razy. Przekraczając próg North Atlanta High School nie marzyłam o niczym innym tylko o tym, aby ten dzień dobiegł już końca.
- No proszę, proszę. Czyżby to byli zmartwychwstańcy? - Brew Vee zadziornie powędrowała do góry, kiedy tylko podeszliśmy do opierającej się o automat dziewczyny.
Podarte czarne jeansy ładnie opinały jej szczupłe nogi, a pudrowo różowa bluzka odsłaniała znaczną część jej dekoltu. Ciemnobrązowe włosy z jaśniejszymi końcówkami opadały na jej łopatki, natomiast rozbawione szare oczy dziewczyny patrzyły prosto na nas. Veronica Kingston była zjawiskowa w każdym tego słowa znaczeniu, a ja absolutnie ją wielbiłam.
- Oh, rozumiem że nie chcesz swojej kawy? - Wydęłam wargę poruszając kubkiem, który trzymałam w dłoni.
Oczy szarookiej zaświeciły się w ułamku sekundy. Szybko złapała za napój, natychmiastowo przytykając jego wieczko do ust i pociągając zdrowy łyk. Jej twarz momentalnie się rozluźniła, a dziewczyna głośno odetchnęła.
- Niebo - podsumowała swoim ładnym głosem. - Ale coś czuje, że ta kawa jest oszukana.
Brunetka zmrużyła na mnie oczy, posyłając mi pełne oburzenia spojrzenie.
- To były raptem dwa łyki, nie dramatyzuj - przewróciłam oczami, a moje usta drgnęły w lekkim uśmiechu.
- Wczoraj się już beze mnie pobawiliście małe insekty. Ale jutro was porywam na imprezę - oznajmiła, łapiąc mnie i Jake'a pod ramię a potem ruszyliśmy w kierunku sali, gdzie mieliśmy geografię.
Jęknęłam męczeńsko na samą myśl o imprezie. Jedyne czego chcę, to zanurzyć się w swojej pościeli i przespać kolejne dwa dni. Może trzy. Oczywiście jeśli obejdzie się bez zbędnych krzyków w domu, co raczej będzie wyzwaniem.
Po przekroczeniu progu sali od razu pożałowałam, że w ogóle się tutaj pojawiłam. Na tablicy zapisany już był termin kolejnego testu, a dwie wielkie mapy wisiały na haczykach.
- To chyba jakieś żarty - wymamrotałam pod nosem, ruszając do swojej ławki.
Dopiero pierwsza lekcja, a ja już jestem na granicy załamania nerwowego.
***
Myłam właśnie dłonie w szkolnej toalecie, modląc się w myślach aby czas mógł płynąć szybciej. Co prawda została mi jeszcze tylko godzina angielskiego co nie jest aż takie złe, ale moje oczy dosłownie same się zamykają. Cały dzień czuję się jakby przejechał mnie walec i płaska powierzchnia podłoża wciąż mnie do siebie przyciągała. Na szczęście zostały dwa tygodnie i na zawsze żegnam się z tą budą.
Wyrzucałam ręcznik papierowy do kosza, kiedy nagle drzwi od łazienki otwarły się z niesamowitym hukiem. Moje oczy momentalnie padły na osobę, która właśnie przekroczyła próg. Wzrok Vee był bardziej niż spanikowany, a jej dłonie lekko drżały. Pomrugałam kilka razy, zarzucając torbę na ramię i szybko podeszłam do brunetki.
- Vee, co się dzieje? - zmarszczyłam brwi, starając się odczytać z jej twarzy cokolwiek.
Szarooka głośno dyszała, co oznacza że przebiegła całą drogę tutaj. Oblizała spierzchnięte wargi, wbijając swoje tęczówki prosto w moje.
- Jake - powiedziała przez zaciśnięte gardło. - Jake właśnie bije się z kimś na parkingu i nie wygląda to dobrze.
Stałam w bezruchu dosłownie trzy sekundy, zanim mocno szarpnęłam za drzwi i wybiegłam z pomieszczenia. Przepychałam się pomiędzy ludźmi, którzy ciagle krzyczeli jakieś niemiłe komentarze związane z tym że trącałam ich ramieniem bądź w nich wpadałam. W końcu zrobiłam ostatni skręt w lewo, a potem z całej siły pchnęłam drzwi główne i wybiegłam na zewnątrz. Już z daleka mogłam zobaczyć uformowaną na parkingu grupkę. Szybko ruszyłam w tamtą stronę, chociaż taki wysiłek to było ostatnie czego chciało moje ciało.
I nagle zatrzymałam się docierając do celu. Jake stał z zaciśniętymi w pięści dłońmi, a pod jego okiem formowała się już wielka śliwa. Także jego warga była rozcięta, a strużka krwi skapywała z jego brody brudząc ubranie bruneta. W tamtym momencie nie myślałam. Miałam niepodważalnie gdzieś to, że mogłam w jakiś sposób ucierpieć kiedy wcisnęłam się pomiędzy dwóch chłopaków. Nie interesowało mnie to, że mogę pogorszyć sytuacje bądź oberwać. Ułożyłam dłoń na ramieniu mojego przyjaciela i pchnęłam go lekko do tyłu, podczas gdy jego wściekły wyraz twarzy zamienił się w czystą dezorientację. Dopiero kilka sekund później zdał sobie sprawę z tego, co właśnie się stało. Tłum gapiów także nas nie odstępował, a niektórzy wydali z siebie rozczarowane dźwięki przez co miałam ochotę ich wszystkich przejechać walcem.
Bo to nie oni siedzieli boleśnie długi tydzień w szpitalu razem z pokiereszowanym brunetem niespełna pół roku temu. Nie oni padali na kolana błagając, aby to wszystko się skończyło. Oni chcieli tylko głupiej rozrywki w tym beznadziejnym świecie.
- Harmon, odejdź - warknął Jake, a jego mięśnie bardziej się napięły.
- Nawet nie próbuj na mnie tych swoich gierek - prychnęłam pod nosem. - To ty stąd odejdź.
Moja twarz pozostała boleśnie obojętna, a ton głosu mógłby dorównać chłodem samej Syberii, choć w głowie miałam obrazy z ostatniej szarpaniny w jaką wdał się chłopak, co wewnętrznie mnie niszczyło. Nie mogłam doprowadzić do takiej sytuacji już nigdy więcej. Obiecałam to sobie.
Zanim Jake zdążył cokolwiek z siebie wydusić, obróciłam się na pięcie, aby teraz skonfrontować się z drugim chłopkiem. I wtedy obiłam się o twardy tors lekko zataczając się do tyłu. Nie zdawałam sobie sprawy, że stał tak blisko. Torebka zjechała z mojego ramienia, a ja pozwoliłam jej całkowicie opaść na asfalt. Uniosłam wściekły wzrok na stojącego przede mną chłopaka. Właściwie to moja głowa przebyła dość długą drogę do góry, ponieważ gość przede mną miał chyba z metr dziewięćdziesiąt. Patrzył na mnie z góry z delikatnie ściągniętymi równymi brwiami, a wachlarz gęstych rzęs odznaczał się na jego powiekach. Zacisnęłam szczękę, czując buzującą we mnie złość.
- Przykro mi, ale na ciebie już czas - warknęłam, hardo wpatrując się w brązowe oczy chłopaka przede mną, którego brew lekko podniosła się do góry.
Skrzyżował ręce na klatce piersiowej, a czarna koszulka bardziej przyległa do jego mięśni przez co odrobinę zaschło mi w gardle. Nie wiedziałam czy powinnam się go bać, czy nie. W końcu nie miałam pojęcia jaki był powód tej bijatyki i kim jest nieznajomy. Obserwował mnie z wyraźnym zaciekawieniem, ale jednocześnie jego postawa wskazywała na to iż był zirytowany. Jego twarz nieznacznie przybliżyła się do mojej a jego oddech owiał moją twarz.
- Wiesz, że z łatwością mógłbym cię teraz ominąć i dokończyć robotę. - przyjemny dla ucha baryton rozniósł się w powietrzu.
Brunet zjechał wzrokiem moją sylwetkę, a jego żuchwa zacisnęła się dosłownie na sekundę. Miał bardzo mocno zarysowaną szczękę a jego wąskie, ale pełne usta lekko się rozchyliły. Znów się wyprostował, jakby chciał swoją postawą zaznaczyć kto tutaj rządzi. Jednak ja się nie poddawałam. Mimo iż nieprzyjemny skurcz rozszedł się po moim ciele, nie miałam zamiaru pokazywać że nie czuję się już tak pewnie jak na początku. Kimkolwiek był ten chłopak, cholernie onieśmielał.
- Sloane - usłyszałam ostry głos Jake'a za moimi plecami, co wyrwało mnie z chwilowego transu. - Odejdź stąd.
Przewróciłam oczami, ignorując jego słowa. Zakręciło mi się w głowie przez zmęczenie, co ironicznie pobudziło mnie do szybszego zakończenia tej pieprzonej szopki.
- Wiecie.. - zaczęłam, stając bokiem do obydwu chłopaków, mierząc ich na zmianę wzrokiem - mogliście chociaż wybrać sobie inne miejsce. Robicie niepotrzebne widowisko a poza tym, Jake, to nie ja mam śliwę pod okiem więc z łaski swojej nie mów mi co mam robić. - Warknęłam w jego stronę, troszkę się odpalając.
Chciałam dla niego jak najlepiej, a on wciąż starał się mnie odsuwać jakby jeszcze kiedykolwiek wyszło mu to na dobre.
Ciszę przerwał krótki śmiech, który mogłabym uznać za przyjemny, gdybym usłyszała go w innych okolicznościach.
- No ładnie. - Nieznajomy podszedł o krok bliżej.
Wyglądał na rozbawionego, a swoje dłonie umieścił teraz w kieszeniach czarnych jeansów. Jego głowa była lekko przekręcona w bok natomiast jego oczy taksowały na zmianę mnie i Jake'a.
- Ktoś tutaj chyba sobie ciebie ustawił, co Harvey? - ciemnowłosy zacmokał, kręcąc przy tym głową.
- Och, zamknij się już - przewróciłam oczami, wywołując tym samym lawinę. - Było nie przychodzić na szkolny parking tylko załatwić swoje sprawy jak cywilizowani ludzie. Boże, przynajmniej mogłeś poczekać aż skończą się lekcje, zamiast robić tutaj taki cyrk.
Po wypowiedzeniu tych słów poczułam jak jakaś część frustracji ze mnie ulatuje, chociaż wciąż czułam na sobie baczny wzrok bruneta. Rozejrzałam się dookoła, machając dłonią na ludzi na znak aby sobie stąd w końcu poszli.
- No już, idźcie sobie - skrzywiłam się do nich lekko, a kiedy w końcu się ruszyli, pokręciłam głową. - Zgraja debili - wymamrotałam pod nosem.
- Ktoś tutaj lubi dominować - i znów ten cholerny głos przeciął powietrze, a ja stanęłam jak wryta. - Nocami masz podobne aspiracje?
Brunet delikatnie uszczypnął swoją dolną wargę, a sygnet na jego palcu błysnął w słońcu. Jego oczy bezwstydnie przesunęły się po mojej sylwetce, odrobinę dłużej zatrzymując się na dekolcie.
I to była sekunda. Sekunda aż znalazłam się centralnie naprzeciw chłopaka wymierzając mu liścia w policzek przez co jego głowa przekręciła się w lewo.
- Cholera - do moich uszu dotarł głos Vee, o której obecności kompletnie zapomniałam.
- Tak sobie możesz mówić do swoich panienek, ale nie do mnie - warknęłam, plując przy tym jadem.
Nawet nie wiem dlaczego zareagowałam aż tak gwałtownie. Chyba zwyczajnie miałam dość dzisiejszego dnia. Do tego widziałam jak wyglądała twarz Jake'a, a ten tutaj dorzucił jeszcze wisienkę na tort z tym swoim głupim tekstem. A może zwyczajnie chciałam rozładować swoje frustracje po ciągłych kłótniach z mamą? Nie wiem. W każdym razie nie żałowałam, że go spoliczkowałam. Tak czy inaczej sobie zasłużył.
Twarz chłopaka powoli obróciła się w moją stronę, a jego ciemne tęczówki wwierciły się prosto w moje. Brunet złapał mnie mocno za ramię, przez co nasze klatki piersiowe prawie się zetknęły.
- Zostaw ją, Nick - Harvey w jednym kroku znalazł się tuż przy nas, a dosłownie dwie sekundy później usłyszałam głośne kroki.
- Co się tutaj dzieje?! - donośny krzyk pana Geraldsa dotarł na szkolny parking, na którym mężczyzna już prawie się znalazł.
Nauczyciel zbliżał się z każdym krokiem, a ja przymknęłam na moment powieki, bo cholera, tylko ja miałam takie szczęście. Poczułam jak brunet zabiera ze mnie swoją rękę, kiedy nauczyciel podszedł bliżej nas a Jake nieco się cofnął.
- Harmon, dlaczego zawsze znajduję cię w takich sytuacjach? - ciemnoskóry mężczyzna zatrzymał się kilka kroków ode mnie.
Odgarnęłam z twarzy włosy, głośno przy tym wzdychając. Oparłam ręce na biodrach, obracając się w jego stronę. Miał rację. Nie pierwszy raz jakiś facet dostawał ode mnie w twarz na terenie szkoły.
- Ale proszę pana, to dopiero trzeci raz, a jak to mówią, do trzech razy sztuka więc już powinno być dobrze - uśmiechnęłam się niewinnie, obserwując nauczyciela od chemii.
Widziałam, że mężczyzna bardziej się wyprostował i już chciał coś powiedzieć dlatego szybko mu przeszkodziłam. Działałam na szybkich obrotach, starając się jakoś opanować tą sytuację. Dlatego przysunęłam się do nieznajomego chłopaka i położyłam dłoń na jego ramieniu, które lekko się spięło na ten gest.
- Mój kuzyn po prostu zrobił coś głupiego i przez niego miałam opieprz w domu, dlatego musiałam dać mu nauczkę. Nie ma sensu robić z tego poważnej sprawy - machnęłam ręką, a potem traciłam bruneta obok łokciem trochę mocniej niż musiałam. - Prawda, Mike?
Moje oczy wbiły się w jego brązowe tęczówki, które nie wyrażały teraz zupełnie nic. Nie miałam pewności, czy będzie kontynuował tą grę czy zaraz nas wyspie, ale musiałam spróbować. I tak, znałam jego imię bo słyszałam jak Jake się do niego zwracał. Jednak miałam nadzieje że bardziej go tym rozdrażnię.
- Prawda - odezwał się nagle, a zaraz jego dłoń zmierzwiła moje włosy przez co musiałam przykleić do twarzy sztuczny uśmiech. - Zwykłe rodzinne spory.
Pan Geralds patrzył na nas raczej nieufnie, ale zaraz głośno westchnął i spojrzał na mnie z rezygnacją.
- Ostatni raz, Harmon. Wracaj do szkoły zanim wcisnę ci karę - patrzył na mnie uważnie, przez co odsunęłam się od chłopaka i podniosłam moją torebkę z asfaltu. - Wy też - tym razem spojrzał na moich przyjaciół.
- Tak jest - zasalutowałam, a potem szybko ruszyłam w stronę szkoły razem z pozostałą dwójką.
- Do zobaczenia, kuzyneczko - usłyszałam za plecami głos Nicka, na co jedynie zacisnęłam powieki nawet się nie obracając.
W mojej głowie panował aktualnie istny chaos. Byłam wściekła na Jake'a że z kimś się bił, chociaż właściwie wyglądało na to że tylko on dostał, bo ten drugi nie miał na twarzy nawet najmniejszego zadrapania. Jednocześnie widząc go w takim stanie chciałam zrobić cokolwiek aby mu pomóc. Do tego zirytował mnie szczeniacki tekst tego całego Nicka oraz ogółem jego zachowanie. Jakby było mało moje zmęczenie tylko przybierało na sile i jeszcze musiałam jakoś spławić pana Geraldsa, u którego nie miałam najwybitniejszych ocen.
- A już myślałam, że się z tego nie wywiniemy - Vee głośno odetchnęła zwracając tym moją uwagę, a potem przeniosła wzrok na Jake'a. - A ty zaraz będziesz miał drugą śliwę pod okiem. Kto to był i dlaczego się z nim biłeś?
Nasz przyjaciel zacisnął mocno szczękę, a później zatrzymał się przed salą i obrócił się w naszą stronę.
- Mój kumpel - oznajmił, a ja miałam ochotę głośno się zaśmiać ponieważ jeśli tak wygląda przyjaźń to ja podziękuję.
Obydwie chciałyśmy to skomentować, ale chłopak szybko nam przerwał.
- Idźcie na angielski. Ja zwijam do domu ogarnąć pare spraw. Pogadamy później - i z tymi słowami zwyczajnie nas zbył, szybkim krokiem ruszając wzdłuż korytarza.
Nawet nie dopuścił nas do słowa.
- Co do kurwy? - mruknęła pod nosem Vee.
- Świetne pytanie - westchnęłam, patrząc jak sylwetka Jake'a znika za rogiem.
***
Moje powieki lekko zadrgały, przez co uchyliłam je dosłownie na moment. Wzięłam głębszy oddech, przekręcając głowę na drugi bok. Oblizałam swoje spierzchnięte wargi następnie przełykając ślinę. Boże, ta drzemka była fenomenalna.
- No w końcu - głos Vee dotarł do moich uszu, przez co otworzyłam oczy.
Moja głowa spoczywała na jej brzuchu, a ciało było dziwnie wykrzywione. Tak, moje pozycje podczas snu były dosyć nietypowe, ale nie potrafiłam zasnąć dopóki nie ułożyłam się pod jakimś dziwnym kątem.
- Wyglądasz tragicznie - oznajmiła, pstrykając mnie w czoło na co jęknęłam zirytowana.
- Sama nie wyglądasz lepiej - odburknęłam, podnosząc się z jej ciała i przesuwając się na poduszki obok niej.
Zaczęłam przeciągać się jak kot, celowo trącając moją przyjaciółkę ręką na co brunetka posłała mi zirytowane spojrzenie. Rozmasowałam palcami swoje skronie a potem sięgnęłam po telefon który leżał na parapecie za łóżkiem. Mama na szczęście nic do mnie nie pisała odkąd przyjęła do wiadomości, że po zajęciach idę do Vee. Nasi rodzice się znali i prawdopodobnie tylko dlatego nie robiła mi problemów kiedy spędzałam u Kingstonów dużo czasu. Zresztą moja rodzicielka uwielbiała Veronicę, co często służyło mi jako karta przetargowa.
- Chcesz kawę? - zapytała szarooka, a ja skinęłam głową, jednocześnie sprawdzając wszystkie powiadomienia.
- Tak - mój głos wciąż był lekko zachrypnięty po drzemce.
I dziesięć minut później siedziałyśmy już przy wyspie kuchennej rozkoszując się naszym ulubionym napojem. Siedziałam na wysokim stołku, machając nogami które nie dostawały mi do podłogi. Lubiłam zajmować takie miejsca i nawet nie jestem pewna dlaczego. Owinęłam palce dłoni wokół różowego kubka, stukając o szkło pierścionkami. Moje dłonie były wiecznie zimne a ja często miałam problemy aby je ogrzać. Spojrzałam na Vee, która nuciła pod nosem lecącą właśnie piosenkę i jednocześnie przejeżdżała palcem po ekranie telefonu. Brunetka westchnęła, upijając łyk kawy a potem założyła kosmyk włosów za ucho.
- Myślisz, że Jake wpakował się w coś głupiego? - zapytała, krzyżując ze mną spojrzenie.
Martwiła się o niego tak samo jak ja. W końcu była drugą osobą oprócz mnie i poza rodziną Jake'a, która wiedziała co się wtedy stało.
- Mam nadzieję, że nie - odparłam, dając sobie sekundę aby szybko się otrząsnąć.
Wciąż czułam się jak we śnie, a rzeczywistość niemiłosiernie błagała o atencję.
- Mam wrażenie, że o czymś nam nie mówi. A ja tak cholernie nie znoszę tajemnic - jej głos był kompletnie wyczerpany. - Mnie tam zastanawia kim jest ten cały Nick. I Boże, z jakim on wyskoczył do ciebie tekstem! Dziewczyno, to było tak gorące i.. - przerwałam jej monolog, posyłając jej mordercze spojrzenie na widok którego brunetka się zatrzymała.
- Żartujesz, tak? - uniosłam brew, na co szarooka przewróciła oczami.
- Okej, dobra. Może i było to trochę nie na miejscu bo w końcu się nie znacie, ale wciąż - wzruszyła ramionami.
Pokręciłam głową, następnie przytykając usta do kubka i pociągnęłam zdrowy łyk napoju. Zapach drażnił w przyjemny sposób moje nozdrza, a ulatująca z kawy para przyjemnie ogrzała mój nos. Może i Vee miała trochę racji, ale nie miałam zamiaru się nad tym zastanawiać. Jednak gdy przypominałam sobie jak moja dłoń wyładowała na jego policzku, na moich ustach zakręcił się uśmiech satysfakcji. Tak jak mówiłam, nie pierwszy raz jakiś chłopak dostał ode mnie w twarz. Jednak po tym całym gównie jakie przeszłam ja i przeszła Vee zdałam sobie sprawę z jednej rzeczy. Ludzie będą traktować cię tak, jak im na to pozwolisz. I chociaż obydwie musiałyśmy się tego nauczyć nieco trudniejszym sposobem, to nie żałuję. Moja historia jest częścią mnie.
- Zostajesz na kolację? - Vee jednym haustem dopiła swoją kawę, a potem skierowała się w stronę zlewu.
Przycisnęłam biały guziczek mojego telefonu, aby sprawdzić godzinę. Było już przed osiemnastą a ja chociaż bardzo chciałam zostać, wiedziałam że muszę się zbierać. Atmosfera w domu była trochę napięta przez mój nocny wypad i wolałabym nie dolewać oliwy do ognia.
- Nie dziś - westchnęłam, także kończąc moją kawę. - Mama jest na mnie wściekła przez to, że wróciłam przed czwartą rano. Może chociaż dziś przyjdę o przyzwoitej porze.
Zeskoczyłam ze stołka i podeszłam do mojej przyjaciółki, podając jej puste naczynie które zaraz włożyła do zlewu.
- Właśnie, dalej czekam na relację z imprezy - mrugnęła do mnie, a potem wyminęła moją sylwetkę aby wrócić do wyspy kuchennej po swój telefon. - Przypominam, że jutro jest kolejna.
Skrzywiłam się nieznacznie, krzyżując ręce na brzuchu.
- To jest kwestia sporna - oznajmiłam stanowczym głosem, a późnej wzięłam się za zbieranie moich rzeczy.
Gdy już to zrobiłam ubrałam buty oraz bluzę i opuściłam dom Vee, uprzednio się z nią żegnając. Mieszkałam jakieś piętnaście minut drogi od niej, więc nie musiałam wracać autobusem. Całe szczęście, bo nie wyobrażam sobie śmigać niewiadomo jakich tras tylko po to aby się najeść i spać pół dnia a potem znowu tyle wracać. Na szczęście wszechświat postawił nas blisko siebie.
Spacer do domu minął mi dosyć szybko i już zaraz przekraczałam próg, zamykając za sobą drzwi frontowe. Zdjęłam czarne adidasy i ruszyłam wgłąb domu. W powietrzu unosił się zapach spaghetti, na co mój żołądek dał o sobie znać. Zjadłam dzisiaj zaledwie tosta u Vee zanim położyłam się spać i teraz odczuwam tego skutki. Nigdy nie mam apetytu następnego dnia po imprezie.
- Sloane, zapraszam do kuchni! - głos mojej rodzicielki odbijał się od ścian, a ja już czułam się zmęczona kłótnią, która jeszcze się nie rozpoczęła.
Weszłam do pomieszczenia, gdzie mama nakładała na talerze porcje makaronu. Ton jej głosu sprawiał że miałam ochotę poćwiartować wszystko i wszystkich.
- Zanieś to do stołu - skinęła głową na przygotowane napoje oraz sztućce.
Bez zbędnych słów zrobiłam to, o co mnie poprosiła a zaraz sama pojawiła się w jadalni kładąc przede mną talerz.
- Tata musiał zostać dłużej w firmie, a ja sama wróciłam pół godziny temu - oznajmiła, rozkładając serwetkę na swoich kolanach.
- W porządku - odparłam, a później zaczęłam jeść.
Atmosfera miedzy nami robiła się coraz bardziej gęsta, a ja starałam się jeść jak najszybciej, żeby już stąd wyjść. Marzyłam o prysznicu i ciepłym łóżku. I chociaż w mojej głowie wciąż plątała się ta cała sytuacja z Jakiem, nie czułam się na siłach aby podjąć jakiekolwiek działania. Nie chciałam zmuszać go do rozmowy. Nie jestem jedną z tych osób.
- Nie zamierzasz nic powiedzieć? - w chwili gdy tylko moja mama wypowiedziała te słowa, wiedziałam, że zbiera się tornado.
- Niby co miałabym powiedzieć? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, upijając dwa łyki lemoniady.
- Wypadałoby przeprosić za swoje zachowanie. Plątasz się po nocach z nie wiadomo kim i nawet nie chce myśleć jaki wstyd przynosisz będąc pod wpływem - jej głos był chłodny, ale też lekko podminowany.
Nie rozumiałam jej pretensji. W końcu przed każdym moim wyjściem najpierw mówię jej gdzie będę i z jakimi znajomymi, żeby do mnie nie wydzwaniała. A ona jak zwykle swoje.
- Przecież wiesz, że byłam z Jakiem. Poza tym nie piłam dużo - włożyłam ostatni kęs makaronu do buzi.
I okej, wiem że piłam dużo. Jednak to moja mama, więc to chyba jasne że w takich kwestiach muszę lekko naciągnąć prawdę. Już wystarczy że jest świadoma mojego picia przed dwudziestką jedynką. Nie robi mi o to problemu ponieważ nastoletnie lata spędziła w Anglii gdzie było to legalne od osiemnastki i często zapomina, że w Stanach jest inaczej. Czasem jednak sobie przypomina i zaczyna się tornado.
- Nie myśl sobie, że mnie oszukasz - fuknęła, a zaraz otarła serwetką kąciki ust i lekko uniosła brwi, wciąż patrząc na swój talerz. - Pewnie przez twoje problemy z używkami Josh cię zostawił.
Widelec który trzymałam w dłoni opadł na talerz z wielkim hukiem. Zacisnęłam zęby tak mocno, że nie wiem czy sobie ich przypadkiem nie pokruszyłam. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł wzdłuż mojego kręgosłupa, a w żołądku mocno mnie ścisnęło.
- Co ty właśnie powiedziałaś? - mój głos był przesiąknięty goryczą, natomiast kobieta jakby nigdy nic uniosła na mnie swój pewny wzrok.
- Słyszałaś. Josh był porządnym chłopakiem, ale ty nie potrafiłaś zatrzymać go przy sobie. Odstraszasz wszystko co dobre - blondynka wzruszyła ramionami, kontynuując jedzenie makaronu.
Odsunęłam się gwałtownie na krześle, podnosząc się na równe nogi. Miałam ochotę wrzeszczeć, ale nie potrafiłam tego zrobić ponieważ mój głos jak na złość sam się wyciszał gdy tylko otwierałam usta. Zacisnęłam dłonie w pięści przez co moje paznokcie wbijały mi się w skórę, ale miałam to gdzieś. W końcu wzięłam uspokajający oddech i z największym niesmakiem jaki było mnie stać spojrzałam na moją rodzicielkę.
- To wyjaśnia dlaczego ty wciąż tu jesteś - syknęłam, a potem bez większych ceregieli ruszyłam do swojego pokoju ignorując wołania mojej matki.
Mocno trzasnęłam drewnianą płytą od mojej sypialni. Gardło mnie paliło tak jak każdy centymetr mojej skóry, w której teraz nie chciałam być. Bo miała czelność wspomnieć o Joshu. Paznokciami przejechałam po mojej szyi i dekolcie, odznaczając tam długie czerwone szramy. Chciałam uwolnić się od tego cholernego uczucia, ale nie potrafiłam tego zrobić. Nie uroniłam ani jednej łzy, chociaż mój organizm błagał o upust. Wiedziałam, że ta fala zaraz minie dlatego przechadzałam się po pokoju, licząc że wszystko magicznie ustanie. Podeszłam do szklanych drzwi które prowadziły na balkon i gwałtownie je otworzyłam. Wyszłam na zewnątrz zaciągając się świeżym powietrzem.
Temat Josha był absolutnie zakazany. To co działo się rok temu zostało wepchnięte w najmroczniejsze zakamarki mojej podświadomości. Nawet moi przyjaciele nie mają odwagi chociażby wspomnieć jego imienia w mojej obecności. Oni sami do końca nie wiedzą co się wydarzyło, ale jednego są pewni. Josh Brooks został wyjęty z mojej rzeczywistości i nigdy więcej nie może się w niej pojawić.
Po uspokojeniu nerwów i zaczerpnięciu powietrza rzuciłam się na swoje łóżko. Miękki materiał poduszek przyjemnie okalał moją twarz, zachęcając mnie do zostania tutaj na zawsze. Moje serce zaczynało bić coraz bardziej miarowo. Nie sądziłam, że reakcja mojego ciała i myśli tak bardzo mnie wykończą. Moje powieki się złączyły, a umysł powoli zaczął odpływać. Czułam wibracje mojego telefonu w tylnej kieszeni czarnych jeansów gdy zasypiałam.
Rzeczywistości stawię czoła później.
*
NOTE:
I jak tam wrażenia, co? Jestem trochę ciekawa muszę to przyznać.
xx. B
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro