Rozdział 7
Tim
- Nie mam apetytu – powiedziała Maddie odsuwając od siebie kanapkę. Westchnąłem zrezygnowany, po czym spojrzałem na zalaną łzami Briee. Denny darł się niebogłosy uwieszony jak zwykle mojej szyi a moja koszulka lepiła się od potu, soku i jego łez do mojego ciała. Boże, jeszcze chwila i oszaleję… Próbowałem postawić braciszka na podłodze aby się przebrać, kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi. Z przerażeniem zerknąłem na zegarek widząc że jest siedemnasta – właśnie o tej porze miały przyjść do mnie Lili i Betty.
- O nie… – powiedziałem do siebie rozglądając się po koszmarnym bałaganie, moim brudnym ubraniu, płaczących dzieciach i całej reszcie. To będzie cud jeśli nie uciekną stąd z krzykiem. Kiedy usłyszałem kolejny dzwonek zamknąłem oczy pokonując zażenowanie i podszedłem do drzwi aby je otworzyć. Moim oczom ukazała się Lili, ubrana w krótką, czarną sukienkę, wyglądająca jakby właśnie wyszła z planu zdjęciowego. Moje usta rozchyliły się w niemym zachwycie kiedy uśmiechnęła się szeroko na widok mojego upaćkanego brata. Tuż przy niej stała Betty zerkając na mnie z wyraźnym współczuciem, kiedy Denny zaczął wydzierać się jeszcze głośniej wycierając swoją ubrudzoną marchewką buźkę o moje ubranie. Cudownie.
- Hej, wejdźcie - odparłem a dziewczyny wkroczyły do mojego małego salonu, Betty rozejrzała się, a w jej oczach mogłem zobaczyć to co zapewne chciała powiedzieć, czyli mniej więcej „co za masakra” natomiast Lili wydawała się niewzruszona, uśmiechając się wciąż ciepło do Dennego.
Dzisiaj kiedy byłem na farmie by przekazać moje obowiązki Tobyemu, spotykałem Betty która powiedziała mi, że Lilianne straciła rodziców jako malutka dziewczynka i jako dziecko nie miała domu, więc teraz bardzo dużo uwagi poświęca opiece nad dziećmi, szczególnie nad tymi z Domów Dziecka. To była jedna najsmutniejszych i zarazem najsłodszych rzeczy jakie usłyszałem. Jakaś część mnie w chwili kiedy ją zobaczyłem już zdążyła ją ocenić – idealna dziewczyna z idealnym życiem, piękna, zapewne zapatrzona w siebie i onieśmielająca, jednak z tego co usłyszałem od mojej przyjaciółki Lili była jedną z najbardziej empatycznych i czułych osób jakie spotkałem i cieszyłem się że ktoś z takim doświadczeniem w pracy z dziećmi które straciły bliskich porozmawia z moim rodzeństwem.
Mimo to było mi głupio za to jak bardzo sobie nie radziłem i za to w jak fatalnym stanie wydawał się być mój dom i moja rodzina.
- Dzieciaki to Lili i Betty – powiedziałem ale Briee tylko zachlipała nosem, Denny wydarł się jeszcze głośniej, a Maddie nawet nie ściągnęła słuchawek z uszu, leżąc na podłodze i patrząc się martwo w ścianę.
Rewelacja.
- Denny za chwilę się uspokoi. Od wczoraj często płacze, ale zaraz dam mu soczek… - próbowałem jakoś rozładować atmosferę i wcisnąłem ustnik od specjalnej butelki w buźkę Dennego, zapytałem Briee, czy nie chciałabym się napić ale ona nawet na mnie nie spojrzała. Westchnąłem zrezygnowany – Przepraszam was, ale tak to teraz wygląda…
Lili podeszła do mnie i poczułem jej ciepłą delikatną dłoń na moim ramieniu. Spojrzała z uczuciem na mojego braciszka, a kiedy jego mała brudna rączka powędrowała do jej włosów tylko się zaśmiała. Denny złapał za platynowo złote pasmo, ewidentnie zafascynowany tym kolorem i zaczął przeczesywać je w paluszkach jakby bardzo spodobała mu się gładka, jedwabista faktura jej włosów.
- Twój soczek wygląda na bardzo pyszny, mogę spróbować? – spytała, a Denny bez gadania wyciągną w jej stronę obśliniony ustnik. Zaśmiałem się kiedy zaczęła udawać że z niego pije robiąc zabawne miny, a moje serce zrobiło jakiś milion uderzeń na sekundę. Po chwili Lili oddała mu soczek, a Denny wydawał się zachwycony kiedy powiedziała że był pyszny i zaproponowała że później się z nim pobawi.
Po chwili jej oczy powędrowały w kierunku Briee. Podeszła do niej i zaczęła z nią rozmawiać. Nie byłem pewien co mówiły, bo Betty w tym samym czasie pytała jak może mi pomóc ale założę się, że to było coś o przytulaniu. Moje przypuszczenia potwierdziły się kiedy Briee wczepiła się w Lili jak mały miś koala, na co zmrużyłem oczy w zdziwieniu. Ja też dużo ją przytulałem, ale nigdy nie pozwalała się zbliżać do siebie innym, szczególnie obcym.
- Briee, muszę przyznać że masz wspaniałego brata, wiesz? I wspaniałe rodzeństwo. Kiedy byłam malutka, byłam zupełnie sama i naprawdę tak wiele bym dała za twoją cudowną rodzinę. – powiedział Lili a mi właśnie coś rozpłynęło się w klatce piersiowej
- Nie miałaś mamy? – spytała moja siostrzyczka z wyraźnym zainteresowaniem, i spojrzała na Lili jakby właśnie odnalazła bratnią duszę.
- Nie, moja mama zmarła, kiedy byłam młodsza od ciebie. To przykre, ale wiem że ona jest teraz gwiazdką na niebie i troszczy się o mnie, patrząc na mnie z góry. Taka mama to prawdziwy skarb, wiele razy mi pomogła. Może i nie ma jej tutaj ze mną, ale ja wiem, że ona nade mną czuwa.
- A dlaczego nie opiekował się tobą twój Timmy? – spytała Briee, a ja zamrugałem gwałtownie, bo może i byłem mięczakiem, ale wzruszanie się przy dziewczynach byłoby totalną kastracją.
- Och nie każdy ma tyle szczęścia, by mieć swojego własnego Timmyego. Byłam zupełnie sama, nie miałam ani jednego brata, ani siostrzyczki.
- A kto się tobą opiekował?
- Sama musiałam się sobą zaopiekować. Ale ty masz wspaniałą rodzinę i nigdy nie będziesz sama, musicie tylko dbać o siebie nawzajem.
Zamrugałem słuchając tego co mówiła. Kiedy tak to przedstawiała to wszystko nie wydawało się tak straszne. Faktycznie zostaliśmy sami, ale mieliśmy siebie. A nasi rodzice mimo że odeszli czuwają nad nami góry. Spojrzałem na Lili jakby właśnie odkryła Teorię Wszystkiego. Jakby we wszystkim potrafiła dostrzec dobro i pozytywne strony, a nie mrok i beznadzieję. Miałem rodzinę, byłem zdrowy i młody, miałem mnóstwo siły i w tym całym nieszczęściu miałem też sporo szczęścia. A moim szczęściem była miedzy innymi moja rodzina, którą kochałem. Mogliśmy wspierać się nawzajem i mogliśmy przez to przejść. Razem.
Wtedy właśnie poczułem, że zauroczyłem się w tej dziewczynie i z całą pewnością mógłbym się w niej zakochać.
Kiedy Maddie zabrała Lili na górę aby pokazać jej swój pokój, i wszystkie trzy ruszyły zadowolone na górę spojrzałem na Betty z szokowaną miną.
- Ona ma jakąś super moc? – spytałem, a moja przyjaciółka uśmiechnęła się szeroko i pokiwała głową.
Tak, z pewnością miała…
Kiedy do niech dołączyliśmy leżały na dywanie i rozmawiały. Okazało się że Lili opowiadała dziewczynkom o sowim życiu w Nowym Jorku, o tańcu, o scenie i o wielkim świecie. Mówiła też, że chciałaby abyś my do niej przyjechali w odwiedziny ale szczerze nie mogłem sobie tego wyobrazić, jednak i tak byłem wdzięczny, że ta dziewczyna odciągnęła moje siostry choć na chwilę od mrocznych myśli i dała im coś czego myślałem że prędko u nich nie zobaczę – nadzieję. W twarzach moich sióstr widziałem ekscytacje i to co kiedyś mogłem dostrzec u samego siebie – chęć zobaczenia tego wszystkiego na własne oczy, pragnienie i marzenia.
***
Była dopiero dwudziesta kiedy dzieciaki usnęły, ale były tak zmęczone, że padły jak nieprzytomne, a Sue kolejną noc spała u swojej najlepszej przyjaciółki, więc zostaliśmy sami. Moja najstarsza siostra sprawiała wrażenie jakby w ogóle nie chciała wracać do domu i nawet jej się nie dziwiłem, ja sam najchętniej uciekłbym stąd jak najdalej
Lili wyciągnęła butelkę czerwonego wina wiec siedliśmy na kanapie ciesząc się z chwili dla siebie.
- Więc… Jak długo zostajesz? - spytałem czując jak zaczynam się coraz bardziej stresować. Jeśli powie, że do jutra moja nadzieja pryśnie jak bańska mydlana.
- Jeszcze nie wiem… Ale rok akademicki dopiero w październiku – wzruszyła ramionami, a ja poczułem jakby właśnie wstrzyknęła mi podwójną dawkę endorfin.
- Mówisz serio? Zostałabyś ze mną tak długo? – spytała Betty uśmiechając się szeroko
- A co może mnie powstrzymać? – odpowiedziała jej.
- Twoje niepohamowane ambicje?
- Pieprzyć moje ambicje, Betty. Kocham tańczyć, ale jeszcze zdążę. Przede mną całe życie na scenie, nie zaszkodzi mi kilka tygodni urlopu w towarzystwie najlepszej przyjaciółki. Chyba, że chcesz się mnie stąd pozbyć? – kilka tygodni. Ona zamierza zostać tu na kilka tygodni. Liczyłem co najwyżej na kilka dni….
- Zwariowałaś? Jasne, że nie! Dla mnie możesz tu zostać na zawsze – odparła Betty
- Dobra, dobra – odpowiedziała a później spojrzała wprost na mnie, na co oczywiście natychmiast przeszły mnie dreszcze. Jej oczy były nie z tego świata – Masz cudowne rodzeństwo, dzieci niesamowicie cię kochają. Widać, że jesteś dla nich najbliższą osobą. Ufają ci i czują się przy tobie bezpieczne. Wow, Tim. Odwaliłeś kawał dobrej roboty, chłopaku – trąciła mnie w ramie, a ja poczułem jak się rumienię. Chyba nikt nigdy nie powiedział mi czegoś tak miłego.
- Nic nie zrobiłem, po prostu byłem przy nich…
- Nie bądź taki skromny. Jeden na milion zachowałby się tak jak ty. Uwierz mi, wiem co mówię – powiedziała upijając łyk wina. Popatrzyłem na nią z wdzięcznością. Szczerze mówiąc miałem wrażenie jakby wszyscy traktowali to co robiłem jak coś oczywistego, jako coś co z naturalnych przyczyn musiałem zrobić. Nikt nigdy nie powiedział mi, że ktoś inny na moim miejscu mógłby zachować się inaczej i miałem wrażenie jakby nikt nigdy tego nie docenił. Aż do dzisiaj.
- A jak twój blondi? Będzie mi dane w końcu zaznać tego zaszczytu? – Lili zmieniła temat za co byłem jej wdzięczny bo mimo wszystko czułem się nieco przytłoczony nadmiarem uczuć.
- Ray? Och uwierz mi, ja też mam nadzieję, że w końcu się odezwie. Nie wiem co mam z nim robić, zaczynam się martwić… - odpowiedziała Betty, a ja westchnąłem z rezygnacją. Ray miał ze sobą duże problemy i zastanawiałem się czy to możliwe aby Betty o tym nie wiedziała.
- Betty, chyba wiesz co może się z nim dziać? – spytałem zerkając na nią dość wymownie.
- Nie rozumiem…
- Ray ma poważne problemy. Za dużo pije, wdaje się w bójki, bierze udział w jakiś nielegalnych bijatykach, serio nie jest z nim dobrze… - powiedziałem, bo jeśli Betty faktycznie nie ma pojęcia o tym co działo się z Rayem, to gdyby się dowiedziała, być może byłaby w stanie mu pomóc. Martwiłem się o niego, ponieważ pod grubą warstwą dupkowatości krył się wrażliwy i dobry facet o złotym sercu. Przekonał mnie o tym już nie raz i traktowałem go trochę jak starszego brata. Był synem pana Andersona – zmarłego właściciela rancza na którym pracował całe życie mój tata i teraz ja. Obecnie właśnie Ray i River – jego przyrodni brat byli właścicielami rancza i naprawdę bardzo mi pomagali podnosząc mi znacznie wypłatę i dając wolne zawsze, kiedy tego potrzebowałem, na przykład w przypadku choroby dzieciaków, lub niedyspozycji mojej matki. Robili to dla mnie ponieważ byli dobrymi ludźmi, ale też dlatego, że od małego pomagałem tacie w pracy na farmie, a Ray był o kilka lat ode mnie starszy i zawsze traktował mnie jak kogoś bardzo bliskiego. Dlatego też byłem w takim szoku, kiedy uderzył mnie na tej nieszczęsnej imprezie. Był pijany i zakochany i najwyraźniej miał złamane serce. Dlatego wiedziałem, że jeśli Ray zrobił coś takiego, na pewno ma absolutnego fioła na punkcie Betty i jedyną osobą która mogłaby mu pomóc i wyciągnąć go z tego bagna w którym się znajdował była właśnie ona.
- Ale… Przez ostatnie dnie, zanim zniknął, zachowywał się normalnie. Nie pił i nie widziałam, aby był pobity… - odparła zdezorientowana Betty, która chyba naprawdę nie widziała w co Ray się wpakował.
- On ma fazy. Przez jakiś czas zachowuje się normalnie, a później znika na kilka dni, czasem tygodni. Nie wiem co się dokładnie z nim dzieje, ale czasami się na niego gdzieś natknę… Zazwyczaj jest pijany, albo nawet naćpany, zresztą nie wiem… Tak czy inaczej robi wtedy głupie rzeczy. Ma poobijaną twarz… Ludzie gadają, stąd wiem o walkach. Mam nadzieję, że w końcu się nie wykończy, albo nie zrobi czegoś przez co zniszczy sobie życie… – byłem dość brutalnie szczerze, bo miałem nadzieję że Bettany w końcu nim potrząśnie i pomoże mu się ogarnąć.
- Lili zostaniesz u Tima na noc? – wypaliła Betty zrywając się na równe nogi, a ja zaniemówiłem. Nie taki był mój plan…
- Słucham? – Lili popatrzyła na nią z konsternacją, a później zerknęła na mnie.
- Muszę do niego jechać. Muszę. Teraz.
- Betty… Uspokój się, proszę. Nie chciałem cię zdenerwować. – powiedziałem bo poczułem się podle. Miałem nadzieję, że Betty nie wpakuje się w jakieś kłopoty jeżdżąc po nocy w poszukiwaniu Raya bo ją nastraszyłem.
- Nie zdenerwowałeś mnie, musiałam wiedzieć. Lili mogę zawieść cię do domu, ale byłabyś w nim sama, bo Wendy jest u Edwarda. Nie chcę cię zostawiać, a nie wiem kiedy wrócę. Wezmę auto i chciałabym, żebyś była bezpieczna u Timmyego.
- A co z tobą?
- Ja do niego pojadę. Jeśli będzie w domu to zostanę przy nim i postaram się z nim pogadać. Jeśli go nie będzie, wrócę po ciebie. Chyba, że wolisz, abym zawiozła cię na ranczo…
- O nie! Timmy mogę zostać? Nie chcę spać całkiem sama w tym gigantycznym domu w środku lasu, sorry – powiedziała, a mnie zalała fala gorąca.
- Jasne, że możesz ale… Betty uważaj na siebie. Ray cię nie skrzywdzi, ale nie szukaj go. Jeśli nie zastaniesz go u niego, to wracaj do nas, okej? – odparłem, ale widziałem że moja przyjaciółka mnie nie słucha tylko już biegnie w stronę wyjścia. Złapała kluczyki i uśmiechnęła się do nas zatrzaskując nam drzwi przed nosem. Spojrzeliśmy na siebie z konsternacją i niepokojem.
- Odwaliło jej – westchnęła Lili.
- Mam nadzieję że nic jej się nie stanie? Może powinienem za nią jechać? – spytałem nie wiedząc co robić.
- Tim, daj spokój. Betty to duża dziewczynka, poradzi sobie. Ray jej nie skrzywdzi, tak jak mówiłeś, a nie jest głupia, nie będzie go szukała po jakiś podejrzanych melinach w których przebywa, tylko jeśli nie zastanie go w domu, to po prostu do nas wróci. Spokojnie.
- Ale…
- Nie ma ale. Nie bierz na siebie odpowiedzialności za cały Wszechświat Tim, wystarczająco dużo masz już na głowie - powiedziała i podniosła rękę odgarniając moją grzywkę z czoła. Zamrugałem, bo nie spodziewałem się jej dotyku mimo, że był ledwo muśnięciem. – Wiem, że Betty ma poukładane w głowie i wszystko będzie dobrze. Niech trochę potrząśnie tym blondasem bo w przeciwnym razie on wykończy siebie, a to z kolei wykończy ją, bo ona nie widzi poza nim pieprzonego świata. Spokojnie, poradzą sobie.
Ruszyła na kanapę, a ja próbowałem uzmysłowić sobie to, że ona dzisiaj będzie spała u mnie w domu. Oczywiście jeśli Betty nie wróci za pół godziny.
Lili usiadła na sofie zakładając nogę na nogę w tej swojej nieprzyzwoicie krótkiej sukience, a ja starałem się nie patrzeć na jej nagie uda i głęboki dekolt. Zakręciła włosy na palec spojrzała na mnie wymownie i to było wręcz irracjonalne, że taka dziewczyna siedzi na mojej wytartej kanapie w moim zabałaganionym salonie.
- Boisz się mnie – powiedziała, a ja nie wiedziałem czy to było pytanie bo brzmiało bardziej jak stwierdzenie, ale myśl że mógłbym się jej bać była niedorzeczna. Stresowałem się przy niej, owszem. To jak bardzo mi się podobała sprawiało, że byłem zawstydzony i nie potrafiłem się otworzyć, ale się nie bałem. Wręcz przeciwnie.
- Nie boję się – odpowiedziałem po prostu, a ona uśmiechnęła się słodko.
- No to chodź do mnie, nie gryzę – odparła nalewając sobie wina do kieliszka. Podszedłem do niej i usiadłem tak blisko że znowu poczułem jej truskawkowo-waniliowy zapach. Odrzuciła włosy na jedno ramię, prezentując mi swoją łabędzią szyję i delikatne obojczyki, a ja miałem wielką ochotę zanurzyć twarz w jej włosach i w zagłębieniu jej długiej, smukłej szyi. Zagryzłem wargę, bo miałem na to tak wielką ochotę, że niemal to zrobiłem, a to byłby zapewne mój koniec, więc musiałem się opanować.
- Jak się trzymasz? – spytała podając mi kieliszek wina. Wziąłem go od niej i wlepiłem oczy w bordowy napój.
- Nie wiem… Chyba jak na obecne okoliczności jest okej, bo wciąż pozostaje przy zdrowych zmysłach – powiedziałem, bo chociaż nie chciałem się nad sobą użalać, to jakaś ogromna część mnie bardzo tego potrzebowała.
- Podziwiam cię, wiesz? Żałuję, że nie miałam takiego brata jak ty, kiedy byłam mała. Moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Zaopiekowałbyś się mną i … - urwała patrząc na swoją bransoletkę, a ja pomyślałem że niczego nie chciałbym tak bardzo jak się nią zaopiekować, ale fakt że powiedziała o mnie w kontekście swojego brata był dla mnie jak policzek. Wszystkie dziewczyny traktowały mnie właśnie tak – jak brata, jak przyjaciela. Nawet ta której tak strasznie pragnąłem. Ciekaw byłem co chce dodać, bo ewidentnie się zamyśliła, ale nie chciałem jej przeszkadzać wiec po prostu czekałem. – … i teraz byłabym zupełnie inna. Mając kogoś takiego przy sobie miałbym zupełnie inny pogląd na ludzi, na mężczyzn i na cały świat – dokończyła po dość długiej pauzie i spojrzała mi w oczy, a ja miałem ochotę ją przytulić.
- Dziękuję. To bardzo miłe, co mówisz. Przykro mi że nie miałaś nikogo bliskiego kiedy byłaś dzieckiem i naprawdę żałuję, że to nie mogłem być ja – odparłem, a ona uśmiechnęła się ciepło skupiając uwagę na moich ustach.
- Dziewczynki świata poza tobą nie widzą. Jesteś ich idolem, dzięki tobie wyrosną na kochane i znające swoją wartość kobiety, a dla Dennego jesteś wszystkim. Tak jak mówiłam widać że bardzo o nich dbasz. Wiem że to wszystko jest dla ciebie cholernie trudne i musiałeś zrezygnować z siebie i swoich planów, ale kiedyś, kiedy spojrzysz wstecz, nie będziesz miał sobie nic do zarzucenia. Zobaczysz, to wszystko co teraz oddałeś, wróci do ciebie ze zdwojoną siłą.
Boże, to co mówiła było naprawdę niesamowicie miłe i motywujące. Chyba zamiast tańczyć powinna być psychologiem albo terapeutą, bo rozmowa z nią naprawdę mi pomagała.
- Dziękuję – powtórzyłem tylko i uśmiechnąłem się do niej z wdzięcznością. – W takim razie i twoje życie powinno cię wynagrodzić. Mimo tego co cię spotkało robisz niesamowite rzeczy dla innych. Pracujesz z dzieciakami, jesteś wolontariuszką, sprawiasz, że życie innych staje się lepsze. Ja to robię dla swojego rodzeństwa, a ty dla obcych dzieci, miedzy innymi dla Briee, Dennego i Maddie. Masz we mnie dłużnika – powiedziałem ale zrobiło mi się gorąco, kiedy znowu spojrzała intensywnie na moje usta. Przełknąłem ślinę starając nie gapić się na jej piękne ciało tuż koło mojego. Na jej pełne piersi i nagie uda…
- Nie mów tak… – niemal wyszeptała, a potem wypuściła powietrze i przeciągnęła się jak kotka – A jeśli chodzi o to, to mam nadzieję że moje dobre uczynki rekompensują choć po części te złe – dodała kładąc głowę na oparcie.
- Złe? – spojrzałem na nią z niedowierzaniem.
- O tak. Robię dużo złych rzeczy i nie jestem z siebie dumna. Ale taka już jestem.
- Jakie to rzeczy? – zaśmiałem się, bo nie mogłem wyobrazić sobie jej, jako kogoś kto miałby robić coś złego. Była aniołem. Wyglądała jak anioł i miała anielskie serce. Może nie znałem jej dobrze, ale te kilka chwil z nią zupełnie zawróciło mi w głowie.
Wpatrywała się w moje oczy z uczuciem i zupełnie nie wiedziałem co mam sobie o tym myśleć.
- Jeśli ci powiem już nie będziesz patrzył na mnie w ten sposób… – odparła przechylając nieco głowę a ja przyglądałem się jej pięknej twarzy, wysokim kościom policzkowym i zmysłowym, pełnym ustom w kształcie serca, kocim oczom w najjaśniejszym odcieniu zieleni jaki widziałem w życiu i długim, ciemnym rzęsom.
- Mylisz się – odpowiedziałem przełykając ślinę.
Westchnęła i przestała na mnie patrzeć, unosząc głowę do góry. Spojrzała w sufit i zamrugała podczas gdy ja podziwiałem jej profil.
- Wykorzystuje ludzi, a konkretnie facetów. Uwodzę mężczyzn, traktuje ich przedmiotowo, wykorzystując do własnych celów, a kiedy już dostane to czego chce, wyrzucam ich ze swojego życia, jakby nigdy nic nie znaczyli. Jestem dla nich podła, zimna i obojętna na ich słowa i zapewnienia o uczuciu. Oni czasami się zakochują i potem cierpią, a ja nie umiem zmusić się do tego, aby wykrzesać w stosunku do nich choć odrobinę ciepłych uczuć. Są mi o obojętni i mimo że nie lubię ich krzywdzić, i zawsze od początku jestem szczera w stosunku do rodzaju naszej relacji to i tak na końcu ktoś cierpi.
Zamrugałem czując jak robi mi się słabo. Popatrzyła na mnie jakby czekała, aż coś powiem, wiec powiedziałem pierwszą i jedyną rzecz jaka przyszła mi do głowy
- Dlaczego nie umiesz wykrzesać w stosunku do nich żadnych ciepłych uczuć?
Dotknęła palcem dolnej wargi i przejechała po niej jakby zastanawiała się co mi odpowiedzieć.
- Bo nie umiem być dla nich czułą kochanką i nie chcę żeby oni tego ode mnie oczekiwali. Nic im nie obiecywałam, mieliśmy wobec siebie od samego początku jasno ustalone cele i denerwuje mnie jeśli ktoś to później lekceważy, żądając ode mnie więcej. Nie umiem dać im więcej. Nie umiem być w związku. I nie umiem się zakochać – odpowiedziała, a ja zagryzłem wargę.
- Jesteś jeszcze bardzo młoda… To przyjdzie z czasem. Porozmawiaj może ze swoim obecnym partnerem o swoich uczuciach, może można nad tym popracować… – uruchomił mi się tryb „Timmy najlepszy kumpel, który zawsze coś doradzi” mimo że nienawidziłem każdego z tych facetów którzy ją dotykali.
- Słodki jesteś – odparła uśmiechając się nieco krzywo. Tak, słodki. To ostatnia rzecz jaką chciałem usłyszeć z jej ust – Ale nie mam obecnego partnera - odetchnąłem z ulgą, gdy dodała – I widzę że nie rozumiesz o co mi chodzi. Ale to nic dziwnego. Dlatego właśnie nie uwodzę chłopaków takich jak ty – dokończyła, a ja poczułem jakby dała mi w twarz.
- Domyślam się – odparłem nic nie mogąc poradzić na to, że sam usłyszałem ból i zawód w swoim głosie. Spojrzałem przed siebie. Siedzieliśmy przez chwile w niezręcznej ciszy, kiedy próbowałem uspokoić swoje głupie serce, które zareagowało tak emocjonalnie na to jedno, małe zdanie.
Nagle poczułem jej palce na swojej brodzie, gdy przechyliła moją twarz w swoją stronę.
- Nie uwodzę miłych, wrażliwych chłopaków, tylko takich którzy są podobni do mnie. Zimnych i nastawionych tylko na jedno. Ty chciałbyś miłości, nie poszedłbyś na sam seks, prawda? – spytała, a słowo seks w jej ustach zadziałało na mnie jak cholerna viagra.
- Zależy – odpowiedziałem czując się zupełnie bezbronny.
- Od czego? – spytała.
- Od kobiety, która by mi to zaproponowała.
- Jeśli ta kobieta miałby ci to zaproponować musiałaby wiedzieć, że na sto procent się nie zakochasz, a takiej pewności mieć nie można…
Zaśmiałem się, chociaż wcale nie było mi do śmiechu.
- Zakochanie się to zbrodnia? Podobno te zimne dupki też się w tobie zakochują, tak? Więc co to za różnica… – odparłem z wyrzutem, bo wiedziałem że to nie o to chodzi. Po prostu nie byłem w jej typie i nie chciała zrobić mi przykrości.
- To ich złamane serce jakoś bardzo mnie nie rusza, sami złamali jakiś tysiąc kobiecych serc zupełnie się tym nie przejmując… Ale kiedy pomyślę, że mogłabym zrobić to komuś takiemu jak ty… Nie mogłabym – zsunęła dłoń z mojej brody i spuściła oczy.
- Akurat ty nie powinnaś oceniać ludzi po tym co się wydaje. Czasami ktoś z pozoru wrażliwy mógłby cię zaskoczyć, podejść do tego odpowiedzialnie i wziąć dokładnie to co chciałabyś mu dać bez roszczenia sobie praw do czegoś więcej. I może z kimś takim mogłabyś pogadać lub coś ustalić. Może to jest rozwiązanie, seks z przyjacielem, z kimś komu ufasz. Może powinnaś spróbować się otworzyć przed kimś bliskim i zobaczyć jak to jest pozwolić sobie na bliskość z kimś komu ufasz i na swój sposób kochasz, bo jest twoim przyjacielem, ale nic sobie nie obiecywaliście i nie jesteście w związku. Oboje macie jasno ustalone cele, chcecie odszukać bliskość i satysfakcję seksualną, ale nie angażować się w związek. Co nie znaczy że nie można angażować się emocjonalnie. Może ktoś taki pomógłby ci się otworzyć na mężczyzn i na siebie, i w rezultacie mogłabyś stworzyć dzięki temu w przyszłości związek i założyć rodzinę. Oczywiście jeśli właśnie tego byś chciała – w końcu się zamknąłem, bo w sumie nawet nie wiedziałem dlaczego z moich ust w takich sytuacjach wylewa się tyle słów.
Lili patrzyła na mnie tymi swoimi hipnotyzującymi oczami i pokiwała powoli głową.
- Brzmi jak naprawdę dobry pomysł. Ale… Jest jeden problem. Nie mam kogoś takiego – odparła, a ja niemal westchnąłem w głos z wszechogarniającej ulgi. Gdybym właśnie w tym momencie wepchną w ramiona jakiegoś przyjaciela który czekałby na nią w Nowym Jorku to chyba nigdy w życiu bym sobie tego nie wybaczył. Na cholernym łożu śmierci plułbym sobie w brodę, że wepchnąłem najpiękniejszą i najbardziej niezwykłą dziewczynę jaką widziałem w całym sowim życiu w ramiona innego faceta. Bez względu na to, że i tak nie miałem szans, to jednak mimo wszystko nie chciałem sobie kopać goli do własnej bramki.
- Musisz w takim razie kogoś takiego znaleźć. Znaczy… Powinnaś. Według mnie – wzruszyłem niewinnie ramionami ale miałem ochotę aby ktoś właśnie wystrzelił we mnie wielką neonowa strzałką z napisem „idealny kandydat”. Nie byłem z siebie dumny i nie miałem pojęcia, czy umiałbym zaspokoić w łóżku taką kobietę jak ona, tym bardziej biorąc pod uwagę moje niemal zerowe doświadczenie podczas którego zdecydowanie się nie popisałem, ale i tak jej pragnąłem. Poza tym myśl, że taka dziewczyna traktowała się przedmiotowo i pozwalała się wykorzystywać facetom, a później miała jeszcze z tego powodu wyrzuty sumienia… Cholera nie mogłem tego znieść. Zasługiwała na coś więcej. Na kogoś więcej. Nawet jeśli miałaby nie być w związku, to zasługiwała na bycie z kimś komu na niej naprawdę zależy, z kimś kto potrafiłby stworzyć z nią jakąkolwiek więź poza seksem, a nie tylko się pieprzyć, a później żądać wyznawania uczuć. Nie mogłem znieść tego, że jacyś przypadkowi mężczyźni ją mieli i pozwalali jej wierzyć w to że jest zimną, bezuczuciowa osobą. Ja bym na to nie pozwolił.
- Wiesz Tim, to naprawdę niezły pomysł. Muszę o tym pomyśleć – westchnąłem, w pamięci odliczając dni jakie miała tu spędzić, według tego co mówiła Betty. – A ty umiałbyś być dla jakiejś kobiety kimś takim? - spytała, a ja zamarłem.
- Tak - powiedziałem tylko.
- W jakich okolicznościach? – zapytała, a ja zupełnie nie wiedziałem co odpowiedzieć, wiec zacząłem gadać bzdury – jak to ja
- Nie wiem… Jeśli któraś z moich przyjaciółek byłaby w takiej sytuacji… - zamknij się Tim! To brzmi gorzej niż źle! - Znaczy nie, w sumie może niekoniecznie, nie wyobrażam sobie że miałbym to robić z którąś z moich przyjaciółek. Nie dlatego, że to ogólnie niemożliwe, tylko ja akurat takiej nie mam, póki co, więc nie umiem sobie tego wyobrazić... No bo to zależy od okoliczności. I czy ta dziewczyna podobała mi się fizycznie. I czy umiałbym ją… - Ją co? O Boże! – Zas…pokoić? W sensie emocjonalnie albo… Fizycznie, w sensie seksualnie, chociaż w sumie to nie, nie o to mi chodziło. Zaspokoić to nie jest ogólnie najlepsze słowo. Bardziej… Czy umiałbym spełnić jej oczekiwania pod względem… - zamknij się, zamknij się…- … Emocjonalnym. Tak. Zresztą pewnie bym się tego nie dowiedział, dopóki bym nie spróbował… - skończyłem z westchnieniem pełnym trwogi. Zamknąłem oczy zażenowany swoim monologiem a kiedy je otworzyłem zobaczyłem, że jej śliczną twarz zdobi delikatny, przepiękny uśmiech.
- Boże, to takie słodkie – powiedziała, a ja się skrzywiłem, aby po chwili uśmiechnąć się nieco sztucznie - A co z tobą? – spytała pochylając się nade mną, więc moje serce właśnie przestawiło się na tryb pulsacyjno-drgający.
- Ze mną…? – niechcąco spojrzałem na jej dekolt, a później zacząłem się w lekkiej panice rozglądać za poduszką. Czy kiedy się nią zakryje to będzie zbyt ostentacyjnie? Domyśli się co jej bliskość robi z moim ciałem? Ucieknie stąd z krzykiem i oburzoną miną?
- No z tobą. Mówiłeś tylko, że martwisz się żebyś jej… nie zaspokoił, co jest według mnie absolutnie niedorzeczne, biorąc pod uwagę twoje… predyspozycje – powiedziała sunąc wzrokiem po moim ciele. O Boże! Poprawiłem swoją pozycję będąc niemal pewien, że widziała to, co tak strasznie chciałem ukryć. – Mam oczywiście na myśli, że jesteś taki uczynny i empatyczny, na sto procent potrafiłbyś zaspokoić jej potrzebę bliskości – bardziej wymruczała niż powiedziała, a ja pstryknąłem palcami i pokazałem na nią.
- Potrzebę bliskości, właśnie! Dobrze tu ujęłaś – powiedziałem uśmiechając się jeszcze szerzej i udając, że w ogóle nic się przecież nie dzieje, tylko sobie tutaj kulturalnie rozmawiamy o jakiś hipotetycznych tezach…
- A co z tobą? Z twoimi potrzebami? Czemu martwisz się tylko o to, czy ty umiałbyś zaspokoić kobietę, a nie o to czy ona umiałby zaspokoić ciebie? I dlaczego do cholery ktoś miałby cię traktować jak trampolinę do wybicia się od dna, abyś posprzątał bałagan, który nawet nie ty narobiłeś, odwalił czarną robotę tylko po to, by ta kobieta mogła związać się z kimś innym… - powiedziała – A co z tobą, co z twoimi uczuciami?
Nie wiedziałem co na to odpowiedzieć
- Jeśli wiedziałbym od początku, że właśnie taka będzie nasza relacja nie wymagałbym później jej zmiany. Chyba, że obie strony zmieniłyby zdanie. W przeciwnym razie każda ze stron czerpałaby z tego korzyści i każda wyniosłaby coś dla siebie.
- Nie możesz powiedzieć swojemu sercu, że ma się wyłączyć i zabronić mu się zaangażować…
- To też nie zamierzałbym go wyłączać. Mówiłem, że można zaangażować się emocjonalnie, to oczywiste, że jeśli z się z kimś przyjaźnisz i do tego uprawiasz seks to wytwarza się więź polegająca na wzajemnym szacunku, zaufaniu i wspieraniu się, ale nie musisz od razu nakręcać się na związek – nie mam pojęcia o czym my do cholery gadaliśmy. Chyba po prostu próbowałem brnąć w coś, o czym nie miałem zielonego pojęcia i mimo że do końca nie wiedziałem, czy to co mówię jest słuszne, i tak zamierzałem to za wszelką cenę udowodnić.
Lili patrzyła na mnie swoimi jasnymi oczami z takim zainteresowaniem, że miałem ochotę ją pocałować.
- Wiesz, jeśli ten ktoś by tego chciał i byłabym pewna, że go nie skrzywdzę to chyba chciałbym czegoś takiego spróbować, może faktycznie byłoby to jakieś rozwiązanie… – wyszeptała, a ja zassałem dolną wargę i pokiwałem głową – Musiałbym tylko porozmawiać z nim wcześniej o tym jaka jestem w łóżku, o tym co robię z mężczyznami i o tym co mnie satysfakcjonuje, bo wiem że nie każdemu coś takiego mogłoby pasować, a chciałabym być pewna, że on wie na co się pisze i chce tego samego co ja. Potrafię być bardzo dominująca i niestety mam swoje małe dziwactwa… – powiedziała, a ja poczułem jak pulsowanie w niektórych częściach mojego ciała gwałtownie przybiera na sile – No i przede wszystkim musiałabym znaleźć takiego przyjaciela.
Znowu pokiwałem głową wypuszczając ciężki oddech, aby przypadkiem za chwilkę nie zejść na zawał... To byłoby ekstremalnie niewskazane w obecnej sytuacji.
- Dziękuję Timmy za twoje słowa i to, że chciałeś mi pomóc. Jesteś wspaniałym… - słowo przyjaciel zawisło między nami jak tykająca bomba – … Przyjacielem. Mam na myśli dla Betty i ogólnie dla wszystkich – odchrząknęła znacząco, abym sobie przypadkiem czegoś nie pomyślał i aby nie przyszło mi do głowy, że to ja mógłbym być tym cholernym szczęściarzem którego weźmie do swojego łóżka i pokaże mu co robi z mężczyznami.
- Staram się – uśmiechnąłem się sztucznie, po czym nastała miedzy nami wymowna cisza, którą w pewnej chwili przerwało przyjście wiadomości.
Lili złapała swój telefon jakby był jej ostatnią deską ratunku i zerknęła na wyświetlacz.
- To Betty. Zostaje u Raya na noc – odparła, a ja zagwizdałem z uznaniem. – Ale niestety nie z jego woli, ponoć go nie ma, znalazła klucz zapasowy i czeka na niego w sypialni, aby sobie z nim poważnie porozmawiać, kiedy wróci
- Auć…
- Zasłużył sobie.
- Będzie miał niespodziankę po powrocie…
- Byleby tylko nie wrócił w towarzystwie jakiś kobiet – odparła wymownie Lili.
- Nie… - odpowiedziałem, ale po chwili uświadomiłem sobie, że to całkiem prawdopodobne.
- Tak, Timmy. Z tego co słyszałam on non stop robi takie rzeczy. Ale jeśli znowu ją skrzywdzi to ja już sobie z nim porozmawiam – odparła mrużąc oczy.
- Spokojnie, bądźmy dobrej myśli. Może tym razem wróci sam i jakoś się dogadają.
- Może…
Spojrzałem na zegarek i zobaczyłem że była już dwudziesta trzecia.
- Słuchaj skoro zostajesz, to może pokaże ci pokój w którym będziesz spała? – spytałem
- Chętnie – wstała z kanapy, a ja wskazałem dłonią na górę. Kręciła biodrami wchodząc po schodach, wiec odwróciłem wzrok od jej ponętnych krągłości, wzdychając z ulgą gdy dotarliśmy na piętro.
- Jeśli by ci to nie przeszkadzało, mogłabyś przenocować w moim pokoju? Dziewczynki śpią we trzy w jednym, drugi jest Dennego, a ten tutaj… – otworzyłem drzwi do mojego skromnego pokoiku – … jest mój.
Weszła do pomieszczenia i rozejrzała się po moich czterech ścianach, a ja chcąc nie chcąc poczułem wstyd. Było tu żałośnie skromnie. Nie miałem pieniędzy na remont, mimo że wszystko aż wołało o to, aby je odnowić.
- Bardzo ci dziękuję, twój pokój jest taki przytulny – powiedziała z uroczym uśmiechem. Okej, była naprawdę miła.
- Zmienię ci pościel – stwierdziłem, a ona uniosła brew.
- Dlaczego?
- Żebyś nie musiała spać w mojej…
Zaśmiała się i położyła się na mojej poduszczce, zatapiając w niej twarz.
- Mmm, pachnie tobą – odparła z uśmiechem, przytulając ją i wciskając w nią policzek, kiedy zamarłem w czymś na kształt ekscytacji i niedowierzania – Mam na myśli, że ładnie pachniesz… - dodała zerkając na mnie. Mogłem się założyć, że zrobiłem się zupełnie czerwony.
- Ymm… Dziękuję. Tak czy inaczej zmienię ją…
- Nie trzeba, Tim. Daj spokój – odparła i znowu uśmiechnęła się do mnie na co jedynie odchrząknęłam. Ta dziewczyna w moim łóżku wyglądała tak irracjonalnie, że wręcz nierealnie i ten widok działał na mnie delikatnie mówiąc ogłupiająco. Między innymi.
- W takim razie… Dobranoc.
- Dobranoc? – spytała, a ja przutaknąłem.
- Tak, na pewno jesteś zmęczona.
- O nie, nie jestem zmęczona... Poza tym to podobno twój pokój. Gdzie ty będziesz spał?
Pomyślałem o sypialni rodziców w której znalazłem moją martwą matkę i zamknąłem oczy. Choćbym miał spać na dworze, lub na podłodze to i tak tam nie wejdę.
- Na kanapie w salonie.
- Nie Tim, zostań tutaj. Nie bądź taki…
- Ale… - podrapałem się po szyi czując, że robię się coraz bardziej gorący. I czerwony.
- Proszę – powiedziała słodko, a ja byłem przecież przy niej zupełnie bez szans.
- Okej, ale pościele sobie na podłodze…
Lili parsknęła śmiechem, więc spojrzałem na nią z konsternacją.
- Tim nie mamy po dziesięć lat, poza tym ludzie robią tak tylko w kiepskich komediach romantycznych. Jesteśmy dorośli i możemy spać w jednym łóżku bez konieczności pieprzenia się do rana.
Pieprzenia się. Do rana.
- Mam na myśli, że jeśli cię stresuje że będę cię molestowała w nocy, to nie musisz się martwić. Bywam niegrzeczna, ale tylko jeśli mam to wcześniej uzgodnione – mrugnęła do mnie i położyła się na moim łóżku przeciągając się jak kotka, prezentując mi swoje doskonałe ciało.
- Okej… – wyszeptałem i wszedłem na drążących nogach do pokoju.
Ależ byłem żałosny! Co powinienem zrobić? Na moim łóżku leżała przepiękna dziewczyna, która przed chwilą użyła słów „Pieprzyć do rana”. Mój mózg zapętlił się na tym wersie, bez względu na to co mówiła później, ale byłem niemal pewien, że wspomniała coś o tym jaka jest niegrzeczna. Normalny facet powinien wziąć sprawy w swoje ręce, klęknąć przed nią, rozsunąć jej uda i powiedzieć jak bardzo chcę pocałować każdy fragment jej cudownego ciała, tymczasem stałem tu jak kołek i ostatni nieudacznik, czując jak pieką mnie uszy i drżą mi dłonie. Co mówiła Sue o tym co lubią kobiety?
Pewność siebie, tajemniczość, że niby nie zależy… Cholera jasna!
- Dasz mi swoją koszulkę do spania? – spytała i zaczęła zsuwać ramiączka swojej sukienki.
- O tak, jasne. Znaczy, chcesz spać w mojej koszulce?
- O tak – odparła żartobliwym tonem. Podszedłem do swojej szafy i wyciągnąłem z niej czarny t-shirt.
- Mogę wziąć prysznic?
- Jasne – powiedziałem, wziąłem świeży ręcznik z półki i otworzyłem drzwi do swojego pokoju, aby zaprowadzić ją do naszej łazienki.
Kiedy zniknęła za drzwiami stwierdziłem, że jak tylko wyjdzie ja też muszę wziąć zimny prysznic.
Po piętnastu minutach wyszła z łazienki z wilgotnymi włosami i w mojej koszulce, więc przerzuciłem swój ręcznik przez ramiona i wpadłem do łazienki nastawiając zimną wodę. Westchnąłem, kiedy chłodne strumienie zaczęły oblewać moje rozgrzane ciało. Zagryzłem wargę zerkając na to jaki byłem pobudzony. Cholera. Chyba powinienem coś z tym zrobić, bo jeśli miałem spać z nią w jednym łóżku to na pewno nie będę mógł usnąć przez ten cholerny wzwód, a jutro czekał mnie ciężki dzień, tym bardziej że zeszłej nocy też nie zmrużyłem oka, i nie byłem pewien czy będę mógł usnąć też dzisiaj. Wspomnienie mojej martwej matki skutecznie uniemożliwiało mi zaśnięcie… Schowałem twarz w dłoniach czując się podle bo ani zimna woda, ani głębokie oddechy nie potrafiły powstrzymać reakcji mojego ciała przed tym jak reagowało na Lili i na to że właśnie teraz była w moim pokoju…. Dotknąłem się wyobrażając sobie, że ona jest tutaj ze mną, że mogę dotykać jej piękne ciało, pełne piersi i po kilku chwilach skończyłem w swojej dłoni, krzywiąc się z rezygnacją i zniesmaczeniem. Ona zasługiwała na więcej niż to, a ja chyba jednak nie różniłem się tak bardzo od tych dupków którzy ją wykorzystywali. Wyszedłem spod prysznica, założyłem krótkie spodenki i ruszyłem do swojego pokoju, zastanawiając się czy ona już śpi.
Kiedy wszedłem leżała z moją kołdrą oplecioną wokół jej długich nóg i spojrzała na mnie z uśmiechem.
Położyłem się na łóżku próbując się wyluzować, ale poczułem na sobie jej wzrok.
- Mogłabym jutro z wami zostać? No wiesz od rana… Pomogłabym ci przy dzieciach, porozmawiałbym z nimi, może zorganizowalibyśmy jakoś im dzień wspólnie?
- Naprawdę byś chciała?
- Bardzo… - odpowiedziała, a ja przechyliłem głowę i na nią spojrzałem. Boże, gdzie ona była przez całe moje życie?
- Ja też bym bardzo chciał żebyś została z nami – wyszeptałem, a wtedy poczułem jej dłonie w moich włosach. Zamknąłem oczy i zacisnąłem szczęki bo czułem się taki zagubiony i samotny, a ona była tuż przy mnie i była jedyną osobą, którą zdawał się naprawdę obchodzić mój los. Na dodatek była wszystkim czego kiedykolwiek mógłbym pragnąć, i tak strasznie…
- Potrzebuję cię… - wyszeptałem i nawet ja usłyszałem jak bardzo desperacko to zabrzmiało. Zrobiło mi się wstyd, więc mocniej zacisnąłem powieki, a wtedy ona się do mnie przysunęła. Jej ciepłe, kobiece ciało docisnęło się do mojego, na co westchnąłem z przyjemności i potrzeby.
- Chodź – powiedziała i pociągnęła mnie delikatnie za włosy, wiec poddałem się jej dotykowi. Podniosłem głowę, gdy wsunęła się pode mnie i docisnęła moją twarz w swoją szyję, obejmując mnie ramionami. Zadrżałem pod wpływem ogarniających mnie uczuć i emocji… I nie chodziło tylko o seks, ale ogólnie o bliskość, o więź i tworzenie z kimś jedności, o możliwość przytulenia kogoś na kim ci zależy i komu zależy na tobie, kogoś kto cię odnajdzie w chwilach kiedy jesteś tak bardzo pogubiony, o bycie z kimś kto wypełni pustkę i przegoni mroczne myśli swoim ciepłem i dotykiem. Nigdy nie leżałem tak z kobietą, nigdy nie byłem przy kimś tak bardzo bezbronny i tak bezpieczny zarazem.
Zaczęła przeczesywać miedzy pacami moje włosy, a moje ramiona powędrowały do jej wąskiej talii, jej miękkie, pełne piersi dotykały mnie i mogłem je poczuć pod cienkim materiałem mojej koszulki. Zacząłem ciężko oddychać z przerażeniem uświadamiając sobie, że znowu jestem twardy, tylko tym razem ona z pewnością to czuje. Cały się spiąłem i już miałem zacząć ją przepraszać kiedy poczułem jak poruszyła biodrami, ocierając się o mnie. Cicho jęknęła i ja też miałem na to ochotę…
Zadrżała przy mnie i jak niczego innego pragnąłem dać jej to czego potrzebowała, ale kiedy znowu zanurzyła ręce w moich włosach usłyszałem jej cichy szept.
- Dobranoc Timmy
Zagryzłem wargę niemal do krwi starając się powstrzymać swoje ciało przed kolejnym ruchem bioder mimo, że wydawało mi się to niemal nieosiągalne.
- Dobranoc - wyszeptałem i zaciągnąłem się jej zapachem. Rozkoszowałem się nią, jej ciepłem i jej ciałem tuż przy moim, jej bliskością, czułem jak jej oddech się uspakaja, jak jej klatka piersiowa zaczyna miarowo unosić się z góry na dół. Po jakimś czasie ja również poczułem jak usypiam i przez całą noc nie miałem nawet jednego koszmaru.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro