Rozdział 5
Lilianne
Otworzyłam walizkę i zrzuciłam z siebie moje zdzirowate bikini, wyjęłam biustonosz sportowy i legginsy z wysokim stanem, oraz białe adidasy. Napiłam się wody i dokładnie pół godziny później wymaszerowałam z domu kierując się w stronę stadniny. Na farmie pojawiło się więcej pracowników i kilku całkiem miłych dla oka chłopaków patrzących na mnie z jawnym uwielbieniem. Uśmiechnęłam się do nich, bo z reguły starałam się być dla wszystkich miła i życzliwa, ale żaden mnie nie interesował. Mimo mojej desperacji wciąż miałam irytująco wysokie standardy, ponad to Timowi jakimś cudem udało się ostudzić mój zapał i pragnienie.
Oparłam się o wejście do stadniny patrząc jak idzie w moją stronę prężąc te wszystkie mięśnie, po czym podszedł do mnie i uśmiechnął się słodko.
- Przyszłaś – powiedział patrząc na mnie jakoś dziwnie.
- Tak jak się umawialiśmy. To co pokażesz mi jak się to robi? – spytałam zerkając na konie, a on znowu spuścił głowę. Podniosłam brew patrząc jak podchodzi do złotej klaczy i bierze ją za uzdę.
- To Holly, jest bardzo spokojna, myślę że będzie najlepsza na początek.
Podeszłam do ślicznej klaczy i zaśmiałam się w głos kiedy uroczo parsknęła. Pogłaskałam ją po chrapce, przejechałam dłonią po gładkiej sierści i popatrzyłam na tę złotą ślicznotkę z uczuciem.
- Jest cudowna…. Okej, co mam zrobić?
- Włóż stopę w strzemiono - powiedział, a ja zrobiłam jak mówił i po sekundzie już siedziałam na koniu zerkając wymownie na Tima - Świetnie ci poszło.
- Mówiłam że mam wprawę w ujeżdżaniu. To instynkt – powiedziałam żartobliwie, mrugając do niego, a wtedy zobaczyłam jak się śmieje. Zakrył usta dłonią, jakby się wstydził, co było niedorzeczne bo zdążyłam zauważyć że jego uśmiech był doskonały, szeroki a na dodatek miał urocze dołeczki. Coś pięknego. Więc dlaczego się zasłaniał? Znowu spuścił głowę i zagryzł wargę, a ja zmrużyłam oczy. Dziwny chłopak.
- Faktycznie – odpowiedział, po czym podszedł do czarnego rumaka i wskoczył na niego w ekstremalnie seksowny sposób, złapał za uzdę mojej klaczy i zacmokał, a Holly posłusznie wyszła za nim i jego koniem ze stadniny.
- Pokaże ci ładne miejsce, Betty pewnie też cię tam zabierze, ale myślę, że ile razy by się tam nie jeździło to i tak nigdy nie będzie się miało dość…
- Brzmi zachęcająco – odpowiedziałam patrząc na profil tego niezwykłego chłopaka. Przyglądałam się jego długim rzęsom i ciemnym włosom wystającym zza kapelusza kowbojskiego, patrzyłam na ostrą linię szczęki i delikatnie zapadnięte policzki. Uśmiechnęłam się trochę smutno, kiedy na mnie zerknął. Jego oczy były lekko skośne i zastanawiałam się skąd u niego tak egzotyczna uroda. Był hipnotyzujący i taki… Nie mój. Zupełnie nie mój.
- Jesteś z Nowego Jorku? – zagadnął znowu zerkając w dół. Chyba był ekstremalnie nieśmiały, a gdybym była swoją psycholożką na bank zaczęłabym analizować dlaczego do cholery ktoś tak atrakcyjny wydaje się być tak nieśmiały i zakompleksiony.
- Tak. Znamy się z Betty od dziecka, obydwie tańczymy w tym samym zespole baletowymi i tak dalej.
- Tak dalej?
- Moje opiekunki i ciotki były podobnie ambitne jak matka Betty, ale kocham to co robię, więc nie narzekam – wzruszyłam ramionami. – Nowy Jork jest fajny, musisz kiedy do nas przylecieć. Wiem że Betty uważa cię za kogoś bardzo sobie bliskiego i na pewno z przyjemnością oprowadzimy cię po wszystkich najfajniejszych miejscach. Spodobałoby ci się – zagadnęłam z uśmiechem. Może Tim faktycznie wybiłby mojej przyjaciółce z głowy tego blond gnojka. Zrobiło mi się trochę niedobrze na myśl, że ten chłopak i Betty mieliby być razem, ale w sumie nie wiedziałam dlaczego. Pasowaliby do siebie.
- Dziękuje, miło mi… Kto wie, może kiedyś… - zerknął na mnie. Betty mówiła mi że Tim zrezygnował ze studiów, aby pomagać mamie w opiece nad młodszym rodzeństwem ale nie mówiła nic więcej i byłam troszkę ciekawa jego sytuacji, ale nie wiedziałam czy to wypada abym pytała… To mógł być dla niego bolesny temat, a nie chciałam go zranić, wydawał się bardzo wrażliwy… - Więc jesteś… Tancerką?
- Głównie tak. Studiuje taniec na Akademii Artystycznej, tańczę w Teatrze i Operze, w sumie ten taniec to niemal całe moje życie – wzruszyłam ramionami i zaciągnęłam się świeżym, rześkim powietrzem.
Kroczyliśmy leśną ścieżką, więc zaczęłam podziwiać piękne miejsce w którym się znajdowałam. Skupiłam się na uczuciu które mną zawładnęło gdy jechałam na koniu w zupełnej ciszy przerywanej jedynie śpiewem ptaków, szumem drzew i szelestem wody z przepływającego nieopodal strumyka. Las był gęsty i pachnący, syciłam oczy zielenią poprzeplataną złotem w chwilach gdy promienie słońca przebijały się przez wysokie korony drzew. Czułam ten spokój i harmonię i uśmiechnęłam się na myśl, że w tym właśnie momencie jestem częścią tego niezwykłego krajobrazu.
- Podoba ci się? – spytał mnie Tim a jego niski, głęboki głos idealnie wpasował się w tą intymną, klimatyczną atmosferę.
- O tak – odparłam – Dziękuję że mnie tutaj zabrałeś… Mieszkasz tu od zawsze?
- Tak
- Super – odpowiedziałam. – To wspaniałe miejsce. Spokojne i piękne, ma swój klimat.
- Tak mówią – wzruszył ramionami, jakby sam wcale tak nie uważał.
- Tobie się nie podoba?
- Jest okej. Jedziemy nad jezioro, będziesz mogła się tam trochę poopalać, jeśli będziesz miała ochotę – odparł zmieniając temat. Okej…
- Wspaniale. Uwielbiam opalać się nad wodą – pokiwał głową ale nic nie odpowiedział, a ja średnio umiałam siedzieć przy nim cicho - Skąd ta twoja egzotyczna uroda, co?
- Egzotyczna? – zmarszczył brwi i spojrzał na mnie, wyraźnie rozbawiony tym słowem.
- Zdecydowanie. Mów, jestem ciekawa.
- Tata był w połowie Indianinem. Babcia pochodziła z plemienia Ute zamieszkującego lata temu te ziemie – odpowiedział, a mnie przeszły ciarki.
- Wow. Opowiadaj – zagadnęłam.
- O czym? – spytał udając niewiniątko.
- Już ty dobrze wiesz! No weź, nie bądź taki… Wiesz kim jestem? Nudną europejską, białą damulką, prowadzącą nudne, europejskie, poukładane życie. Dodaj mu trochę barw!
- Skoro ty jesteś nudna, to nie mam pojęcia kto nie jest. Rano zdecydowanie nie brzmiałaś jak ktoś nudny – odparł z uśmiechem, ale po chwili zrobił minę jakby zupełnie nie chciał tego powiedzieć.
- Ujeżdżanie białych ważniaków jest dużo mniej ekscytujące niż jeżdżenie konno z kowbojem w którym płynie krew plemiennych, indiańskich wojowników. Dawaj.
- Przeceniasz mnie – powiedział ze śmiechem, zerkając na mnie spod ronda kapelusza kowbojskiego, ale po chwili znowu usłyszałam jego głęboki, seksowny głos – Chociaż z jednym masz rację. Faktycznie Ute byli wojownikami, prowadzili koczowniczy tryb życia i byli raczej z tych, z którymi nie warto zadzierać. Tak jak mówiłem zamieszkiwali teren Utah i to właśnie od ich plemienia nadano nazwę dla tego stanu… Natomiast mój pradziadek od strony mamy był Pajutem. Pajutowie i Ute byli ze sobą blisko spokrewnieni, a moja rodzina zamieszkiwała te ziemie od pokoleń. Chociaż mama jest też w połowie Irlandką.
- Tak myślałam! – zażartowałam - Twoje piegi mówią same za siebie – mrugnęłam do niego, na co zachichotał – Ja jestem stuprocentową Francuską ale wychowałam się w Nowym Jorku. Przeprowadziłam się do Stanów w wieku czterech lat kiedy… - przełknęłam ślinę próbując ułożyć moje myśli w słowa i jakoś to z siebie wyrzucić… Kiedy zginęli moi rodzice, kiedy zginęli… - ... kiedy musiałam zamieszkać u ciotki.
- Ciekawe…
- Nieszczególnie.
- Nigdy nie byłem w Europie, ani w Nowym Jorku… Właściwie nigdzie nie byłem. Znam tylko Utah i to od tej najnudniejszej strony, więc skoro ty niby jesteś nudna, to nie mam pojęcia jak miałbym określić siebie – parsknął śmiechem, ale po chwili znowu wydawał się zamyślony. - Domyślam się, że ten klimat może być całkiem fajny na chwilę, ale życie tutaj… Jest cholernie nudne i rozczarowujące. Jestem z reguły spokojny i mało wymagający, niewiele mi potrzeba do tego aby poczuć się szczęśliwym, ale… Nie wiem, czy umiem być szczęśliwy tutaj…
- Świat stoi przed tobą otworem. Nie krępuj się – powiedziałam, ale po chwili poczułam się jak kretynka, bo przypomniałam sobie że przecież on pomaga swojej mamie i nie ma jak wyjechać… Ciekawe ile lat mają te dzieciaki. Mówił coś o dwuletnim bracie, ale reszta musi być sporo starsza, niedługo powinny być już samowystarczalne i na tyle duże, aby opiekować się sobą same, a matka przecież poradzi sobie z jednym małym dzieckiem. Nie może trzymać tu tego biednego chłopaka w nieskończoność. To przykre, że zmarł jej mąż ale jednak powinna pomyśleć o swoim synu i dać mu szansę na normalne życie, młodość i wolność.
Tim ewidentnie posmutniał i zaczął wpatrywać się z nostalgią w dalekie szczyty gór, jakby mógł wypatrzeć drogę ucieczki i szlak, który mógłby doprowadzić go do upragnionej wolności. Poczułam ukłucie w sercu i tęsknotę niemal taką samą jaką mogłam dostrzec w jego ciemnych oczach, a jednocześnie tak zupełnie inną. Ja nie miałam domu, nie miałam miejsca do którego mogłabym wrócić. Oboje byliśmy samotni jednak jak na ironie w zupełnie innym znaczeniu tego słowa. On był samotny wśród swoich bliskich nie mogąc zrealizować siebie i swoich marzeń, ja byłam samotna bo nie miałam nic oprócz tej wolności, której tak desperacko pragnął on.
W myślach złapałam moją listę z jego imieniem napisanym wielkimi czerwonymi literami, podarłam ją na drobne kawałeczek i wyrzuciłam do kosza. Całe szczęście, że nie udało mi się go uwieść. To nie wydawał się być chłopak na jeden raz, lub taki którego można byłoby nazajutrz wymazać z pamięci, zapomnieć. Był inny, a ja byłam dokładnie taka jak mężczyźni, których wyrzucałam z głowy chwilę po tym gdy wyrzucałam ich z łóżka. Bez znaczenia.
- To tutaj – odparł Tim zeskakując z konia, a ja naśladując jego ruchy zrobiłam to samo, zeskakując jednym susem z mojej klaczy. – Czy ty mówiłaś, że nigdy wcześniej nie jeździłaś?
- Szybko się uczę – odpowiedziałam i rozejrzałam się po miejscu do którego przybyliśmy. Jezioro z niemal krystalicznie czystą wodą mieniło się milionem migoczących światełek, odbijając od siebie promienie mocno świecącego słońca, wysokie drzewa i gęste krzewy dawały intymny klimat jednocześnie kojąc zmysły wszechobecną zielenią i spokojem. Woda ze strumyka wpadała do jeziora tworząc maleńki wodospad, a ten widok połączony z dźwiękami przyrody i szumem strumyka sprawiał, że zabrakło mi tchu. - O Boże, jak tu pięknie – powiedziałam zauroczona i podeszłam do brzegu, aby zatopić palce w ciepłej, czystej wodzie.
- Wiedziałem, że ci się spodoba… Nie mam dużo czasu, co prawda przyjechałem wcześniej i mogłem sobie pozwolić na taką przerwę bo dzisiaj mamy nieco mniej pracy, ale i tak za jakieś pół godziny będę musiał wracać… Przykro mi.
- Tim… - przerwałam mu – Dziękuję, tu jest niesamowicie. Jak Betty oprzytomnieje powiem jej, że chcę tu spędzić cały dzień.
Timmy się zaśmiał, znowu zakrył usta dłonią, a ja zaczęłam się rozbierać, więc jego mina w mgnieniu oka zupełnie się zmieniła.
- Spokojnie, nie rozbiorę się do naga, ale nie odmówię sobie tej przyjemności – mrugnęłam do niego i wskoczyłam do wody w bieliźnie, co chyba nie było czymś szczególnie nieprzyzwoitym, chociaż w sumie nie miałam pojęcie co Tim uważa za nieprzyzwoite i jakie są jego granice przyzwoitości. Tak czy inaczej i tak już dawno je przekroczyłam. Zaskoczyło mnie, że woda od razu tuż przy brzegu była bardzo głęboka, kryła mnie, więc zanurzyłam się, by po chwili wypłynąć, odgarniając do tyłu swoje włosy– Mógłbyś dołączyć – zagadnęłam.
- O nie, może innym razem – zaśmiał się i usiadł na brzegu, więc dopłynęłam do niego mrużąc oczy. – Tim
- Tak?
- Jak się nazywasz? Nie przedstawiliśmy się sobie oficjalnie.
- Tim Kane.
- Tim Kane?
- Dokładnie.
- O rany, cudownie! Genialne w swej prostocie, krótkie i seksowne. Podoba mi się.
Tim znowu się zaśmiał.
- Pierwszy raz spotykam się z taką reakcją.
- Bo być może pierwszy raz rozmawiasz z kimś kto nazywa się Lilianne Charlotta de Nozaret de La Veeres.
- Żartujesz – powiedział powstrzymując śmiech.
- Chciałabym.
- Powtórz to.
- Lilianne Charlotta de Nozaret de La Veeris – odparłam coraz bardziej się śmiejąc.
- O kurczę…. To jest… - ewidentnie zabrakło mu słów.
- Przedstawiam się Lilianne Veeris, co jest nieco mniej wkurzające.
- Podoba mi się. W obydwu wersjach, mimo że tej pierwszej nie umiałbym powtórzyć – wzruszył ramionami i pochylił się wpatrując się w moje oczy, zanurzyłam swoje usta i nabrałam w nie wody, a kiedy Tim był zaledwie kilka centymetrów i patrzył na mnie w dość intensywny, intymny sposób od którego zrobiło mi się gorąco, wynurzyłam się i prysnęłam na niego wodą z moich ust, a później ochlapałam go ręką, śmiejąc się w głos. Nie miałam pojęcia dlaczego to zrobiłam i nie wiedziałam czy nie zacząć go przepraszać, ale kiedy jego zaskoczona mina zamieniła się po chwili w rozbawioną wiedziałam, że to nie był zły pomysł. Złapałam go za szyję, pociągnąłem do siebie i chociaż gdyby nie chciał nie miałabym szans na to, aby go wciągnąć, po chwili poczułam jak poddaje się mojemu dotykowi i wskakuje do wody w swoim ubraniu. Zachichotał zanurzając się po czubek głowy w wodzie, po czym wnurzył się, a jego mokre włosy okazały się sporo dłuższe niż przypuszczałam. Kiedy były suche uroczo się kręciły i nieco zasłaniały jego twarz, a teraz mogłam podziwiać ją w stu procentach i nie mogłam się napatrzeć. Wciąż się uśmiechał, ale po chwili jego mina spoważniała i przysunął się do mnie, gdy gapiłam się jak zahipnotyzowana na jego pełne usta, i piękne oczy z długimi, czarnymi rzęsami posklejanymi od wody. Zamrugał kiedy przysunął się do mnie, a jego ciało delikatnie zderzyło się z moim. Patrzyliśmy na siebie i bardziej czułam niż widziałam, że chce mnie pocałować. Mogłabym go mieć, być może mogłabym go mieć. Na chwilę, na jedną krótką chwilę. Pragnęłam tego do szaleństwa, ale wiedziałam że później nie będę umiała zapomnieć. Czułam to w kościach, w sercu i całym moim ciele. Jedna chwila to za mało. Jedna chwila z nim będzie jak stworzenie rany, która być może już nigdy się nie zagoi. Tim z pewnością nie był bezpiecznym rozwiązaniem jak James lub Brad. Mógłby stać się dla mnie kimś, o kim nie potrafiłabym zapomnieć, kimś za kim wypłakiwałabym sobie oczy podczas długich wieczorów i bezsennych, samotnych nocy. Więc kiedy przysunął do mnie te swoje zmysłowe usta, zagryzłam wargę i złapałam go za ramiona zanurzając go w wodzie. Zaśmiał się kiedy wypłynął i uśmiechnął się przebiegle, aby zrobić mi to samo. Wściekaliśmy się jak dzieci, zanurzając się i chlapiąc wodą i chyba nigdy nie czułam się taka wolna i szczęśliwa, a kiedy po godzinie machałam mu na pożegnanie kiedy wchodziłam do domu, a on ruszył w przeciwną stronę aby wrócić do pracy, jakaś wielka część mnie już zaczynała za nim tęsknić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro