Rozdział 34
Trzy lata później
Lilianne
Stałam na łodzi, którą Tim wynajął specjalnie dla nas. Tylko ja, on i rzeka Kolorado. Bez dzieci! Podskakiwałam jak mała dziewczynka z radości. Tim zamierzał dopłynąć do Moab i pokazać mi Utah jakiego nie znam. Pojechać w dzikie miejsca który nie widziałam, a które on zwiedzał jako dziecko z tatą. Mogło się to wiązać z nocami na łodzi, komarami, nocowaniem w namiocie, czyli totalny survival i to przez dziesięć dnia, ale ja cieszyłam się na to jak szalona.
Na co dzień świetnie odnajdywaliśmy się w roli rodziców, Thoren był naszym osobistym błogosławieństwem, podobnie jak rodzeństwo Tima ale nasz syn miał już trzy lata, Denny pięć, a Briee osiem. Dzieciaki rosły, Sue była już zupełnie dorosła, Sophie stała się członkiem rodziny, a że Betty i Ray przyjechali do nas niemal wyganiając na urlop, postanowiliśmy skorzystać.
Czemu akurat Dziki Zachód? No cóż, było tam cholernie pięknie, a spływ rzeką Kolorado był niewiarygodny. Chcieliśmy zobaczyć czerwone skały, podziwiać kaniony i poczuć prawdziwy zew przygody. Na basenowe hotele i lokalne wycieczki mogliśmy jeździć z dzieciakami, ale rzeka Kolorado i dzika strona tej części Stanów była zarezerwowana tylko dla nas. Przynajmniej póki dzieciaki były małe.
Tim napinał mięśnie przygotowując łódź, a ja podziwiałam jego wprawne ruchy i sprężyste, umięśnione ciało. Mój facet powoli przestawał być tylko przystojnym chłopakiem ze śliczną buźką, a stawał się prawdziwym mężczyzną. I chociaż kilka lat temu wydawało mi się że on nie może wyglądać lepiej, przed sobą miałam dowód na to, że się myliłam. Delikatny, niemal niewidoczny zarost pokrywał jego ostrą szczękę, a jego uroda stawała się coraz bardziej męska i pociągająca. Podobnie jak jego ciało. Żyły pulsowały mu pod opaloną, lekko spoconą skórą, gdy pracował w skupieniu, zapewne odhaczając w myślach rzeczy, które miały być nam potrzebne podczas podróży. Podziwiałam jego doskonały profil gdy spojrzał w niebo na lejący się z niego żar, przeczesując silnymi palcami nieco zbyt długie, niemal czarne włosy, a ja czułam się jakbym miałam deja vu. Pamiętałam jak śliniłam się na widok tego faceta kilka lat temu, gapiąc się na niego bez jego wiedzy przez okno. Patrzyłam marząc i myśląc że jest dla mnie nierealną fantazją.
„Nie mój”, zupełnie nie mój.
A tu proszę. Ojciec mojego dziecka, najlepszy przyjaciel, idealny kochanek, moje wszystko.
- Okej, możemy startować – podskoczył do mnie jednym susem, a jego nieprzyzwoicie umięśnione, opalone ramiona zaplotły się wokół mojej tali. Uniósł mnie do góry stawiając na środku pokładu i pocałował mnie głęboko, a ja dotknęłam palcami jego lekko szorstkiego policzka. Jego usta były natomiast pełne i miękkie więc oddałam zachłannie pocałunek, a później zaśmialiśmy się w głos wyruszając na spotkanie z kolejną przygodą.
***
- Co to za okazja? – uniosłam brwi uśmiechając się szeroko, patrząc na stolik, wino i przygotowany posiłek. Po cudownym dniu spędzonym na podziwianiu dzikiej przyrody i wspaniałych widoków, zacumowaliśmy przy sporadycznie uczęszczanym porcie w północnym Moab, aby nazajutrz wyruszyć w dalszą podróż. Właśnie wracałam z prysznica wycierając ręcznikiem włosy, gdy zobaczyłam jak mój facet zapala świeczki na małym prowizorycznym stoliku, a kurczak z warzywami w jego wykonaniu wyglądał… Jadalnie. Wszyscy wiedzieli, że Timmy nie jest zbyt dobrym kucharzem, ale się starał. No i był taki kochany gdy zerknął na mnie tymi wielkimi, lekko skośnymi oczami w kolorze gorzkiej czekolady.
- To dla ciebie – odparł wyraźnie poddenerwowany, odsuwając mi małe składane krzesełko, na którym usiadłam uśmiechając się do niego z wdzięcznością. Nie wiedziałam co kombinował ale na pewno coś było na rzeczy, bo znałam go zbyt dobrze, aby nie zauważyć zmiany w jego zachowaniu.
- Dziękuję – westchnęłam i napiłam się wina. Usiadł naprzeciwko mnie zerkając zachęcająco na wysuszonego kurczaka w jego wykonaniu, którego przez te lata udało mi się polubić. Bez gadania zaczęłam wsuwać swoją porcję, a kiedy skończyłam popiłam posiłek sporą ilością wina.
- No więc… - odparł wyciągając z kieszeni małe pudełeczko. Moje brwi wystrzeliły w górę, a serce załomotało w oczekiwaniu. – Myślałem o tym już od dawna, jednak chciałem dać nam czas. Ale myślę że to najlepszy pomysł i całkiem niezły moment i… Jeśli się zgodzisz nie chciałbym już dłużej czekać.
Zamrugałam przeganiając łzy wzruszania. Wstał od stolika i klęknął przede mną otwierając pudełeczko.
- Nie powiem ci niczego, czego byś nie wiedziała. Kocham cię nad życie, jesteś dla mnie wszystkim. Nie wyobrażam sobie by być bez ciebie i chcę cię trzymać w ramionach do końca życia. I cokolwiek jest po nim…. Tam też cię znajdę - powiedział, a ja złapałam się za serce i poczułam jak łzy lecą mi po policzkach – Wyjdziesz za mnie? – spytał z szerokim uśmiechem, który niezmiennie od lat zapierał mi dech w piersi.
- O Boże, już myślałam że nigdy nie zapytasz! Tak! - rzuciłam się w jego ramiona, a on udał że przewraca się na plecy, pozwalając mi przylgnąć do swojego ciała. Scałowywał łzy wzruszania z moich policzków śmiejąc się i przytulając mnie mocno. Przy nim zawsze płakałam tylko ze szczęścia, więc łzy których kiedyś się tak wystrzegałam były teraz dla mnie czymś zupełnie naturalnym.
Odkleiłam się od niego siadając na jego biodrach i wystawiłam wyczekująco palec serdeczny szczerząc się jak wariatka, a Tim wcisnął na niego śliczny, skromy pierścionek.
Spojrzałam na niego z uwielbieniem, a później uderzyłam delikatnie jego klatkę piersiową.
- Długo kazałeś mi czekać - powiedziałam karcącym tonem, no co zachichotał i wzruszył ramionami.
- Musiałem uzbierać na pierścionek zaręczynowy godny mojej kobiety – odpowiedział.
- Głupku, zgodziłabym się nawet gdybyś zrobił go z drucików, albo dałbyś mi ten plastikowy, dostawany za darmo jako dodatek do gumy balonowej i dobrze o tym wiesz – pokazałam na niego palcem, a on złapał mnie za rękę, włożył mojego palca do swoich ust i poruszył biodrami ocierając się o mnie. Westchnęłam czując jak moje ciało zaciska się z potrzeby. Mimo upływu lat, tego że staliśmy się rodzicami i mieliśmy masę obowiązków, jedna rzecz pozostawała wciąż niezmienna. Nasze przyciąganie. Działaliśmy na siebie jak dwa magnesy i pragnęliśmy się dokładnie tak jak w dniu kiedy pozwoliliśmy sobie kochać się ze sobą po raz pierwszy. A nawet bardziej, bo wiedzieliśmy że każda nasza kolejna noc jest obietnicą i spełnieniem. Poznawaliśmy swoje ciała coraz lepiej, ufaliśmy sobie bezgranicznie, nie mieliśmy przed sobą zahamowań, nie czuliśmy skrępowania ani niepewności. Byliśmy jednością i z każdym naszym zbliżeniem przekonywaliśmy się o tym coraz bardziej.
- Jak zwykle masz rację. Chętnie przyjmę karę – westchnął z udawaną rezygnacją, a później zmrużył oczy – Wydaje mi się, że powinniśmy mieć tu sporo lin…
Uśmiechnęłam się szeroko. No cóż, z biegiem czasu okazało się, że mój facet w kwestii seksu ma nie tylko ogromny temperament i możliwości, ale też niemal równie bujną wyobraźnie co ja. I to też uwielbiałam.
- To będzie długa noc – dodałam czując rosnącą ekscytację.
- Miałem nadzieję, że to powiesz…
Pociągnęłam za linę którą miałam związane nadgarstki a Tim klęczał między moimi szeroko rozstawionymi nogami. Próbowałam dojść do siebie po tym co mi robił swoimi ustami, chociaż co chwila schodził językiem w dół, drażniąc mnie i doprowadzając do szaleństwa. Niemal błagałam go, aby w końcu pozwolił mi skończyć, kiedy muskając mnie palcami, w skupieniu przyglądał się zabawce erotycznej, którą trzymał w drugiej ręce. Tim był wystarczająco uzdolniony oralnie i manualnie i z pewnością nie potrzebował tego co właśnie trzymał w dłoni, a ja zdecydowanie bardziej wolałam czuć w sobie jego język i palce, niż sztuczny wibrujący przedmiot. Nie miałam nic przeciwko takim gadżetom, ale mogłabym zabawiać się nim sama, a nie wtedy kiedy miałam przy sobie faceta z takim ciałem i potencjałem. Tim miał naprawdę zwinne dłonie i usta, poza tym jego męskość i potrzeby były ogromne więc nie potrzebowałam jakiś gumowych dodatków. Wolałam czuć jego ciało.
- Racja, pieprzyć to – wyrzucił przedmiot za ramię, jakby czytał mi w myślach, a ja westchnęłam z ulgą, kiedy skupił na mnie swoją uwagę. Patrzył na mnie z uwielbieniem, przejechał dłońmi po moim brzuchu i zacinał je na piersiach, rozszerzył mocniej moje uda, po czym pochylił się i znowu zaczął mnie lizać, sunąc pocałunkami w górę mojego ciała. Kiedy wbił się w moje usta, masując moją łechtaczkę swoim penisem byłam na granicy orgazmu. Poruszał biodrami powoli, w idealnym rytmie, a ja wzdychałam z przyjemności oddając zachłannie jego pocałunki i wtulałam się w jego silne, ciepłe ciało. Cała drżałam kiedy nieco się odsunął, rozwiązał mi ręce i jednym mocnym ruchem wszedł we mnie. Odrzucił głowę do tyłu jęcząc z rozkoszy, prezentując mi swoja idealną szyje oraz napięte mięśnie klatki piersiowej i ramion. Myślałam, że minęła wieczność, zanim wykonał kolejne pchnięcie, wychodząc ze mnie prawie zupełnie. Powtarzał ten ruch wielokrotnie, zanim zaczął mnie pieprzyć szybko i mocno. Brał mnie w pierwotny, niemal brutalny sposób, ale było tak doskonale że nie potrafiłabym wyrazić słowami tego co czułam gdy to robił. Nim się obejrzałam doszłam zaciskając się na nim, wciąż czując jak porusza się we mnie. Kiedy powoli dochodziłam do siebie, otworzyłam oczy aby móc na niego patrzeć. Jego włosy były lekko potargane a twarz wyrażała rozkosz. Uwielbiałam przyglądać się mu kiedy osiągał orgazm, więc patrzyłam na jego rozchylone, pełne, ciemnoczerwone usta, i zmrużone, niemal czarne oczy. Przejechałam dłonią po jego wilgotnym od potu ciele, sunąc nią po mięśniach brzucha, odgarnęłam jego ciemne włosy, i wpatrywałam się jak zahipnotyzowana gdy kończył we mnie. Ten piękny mężczyzna był mój. Tylko i wyłącznie mój.
Westchnął z ulgą i położył się na mnie, więc zaplotłam się wokół niego niczym bluszcz.
- Kocham cię - oparł się na ramieniu ciężko oddychając i wpił się w moje usta, a ja sięgnęłam po linę którą wcześniej związał moje ręce.
- Mam nadzieję, że masz tego więcej bo tak jak wspominałam to będzie naprawdę długa noc. A teraz moja kolej – powiedziałam zerkając na niego wymownie, a jego pełne usta rozciągnęły się w wielkim uśmiechu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro