Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 32

Pięć miesięcy później

Lilianne

- Zostaw moją kanapkę w spokoju – Sue podbiegła do swojego talerza – to ostatni plasterek żółtego sera, a wiesz że nienawidzę szynki! – zabrała Maddie kanapkę patrząc na nią z wyrzutem.

- Ja też nie lubię i co? Nikt nie pytał mnie o zdanie!

- Zjadłaś cały ser!

- Nieprawda!

- Serio? – Tim wszedł do kuchni gromiąc Sue wzrokiem.

- No co?

- Sue, jesteś prawie dorosła, nie zachowuj się jak dziecko – odparł – Poza tym uspokójcie się. Obie – zakończył zapinając zegarek na nadgarstku, a kiedy się odwrócił, Sue ostentacyjnie wepchnęła sobie kanapkę do buzi, na co Maddie westchnęła ze zniesmaczeniem. Zaśmiałam się pochłaniając swoją porcję śniadania.

Byłam w piątym miesiącu, a ostatnie tygodnie były naprawdę szalone. Po tym jak wprowadził się do mnie Tim i dzieciaki moje życie diametralnie się zmieniło, co było zupełnie zrozumiałe. Było inaczej niż w Utah, ale powiedziałabym że lepiej. Ja i Tim stworzyliśmy zgrany zespół, dzieci miały mnóstwo obowiązków związanych ze szkołą i przedszkolem, no i mieliśmy Sophie – przemiłą, starszą, ale i pełną energii panią która była opiekunką i najlepszą babcią jaką mogliśmy sobie wymarzyć dla dzieciaków. Denny i Briee ją uwielbiali, Maddie i Sue również, chociaż z nimi nie musiała spędzać czasu że względu na to ze dziewczynki były już duże i samodzielne. Byliśmy rodziną w pełnym znaczeniu tego słowa, a moje życie stało się… kompletne. Zawsze po zajęciach biegłam do domu, z którego do tej pory tylko uciekałam. Teraz uwielbiałam tu być. Dom dosłownie tętnił życiem. Było wesoło i zabawnie i często głośno, ale wieczory i noce mieliśmy z Timem tylko dla siebie. Sophie planowała przeprowadzić się do nas na kilka miesięcy kiedy urodzi się Thor, poza tym szła do domu dopiero wieczorami, kiedy Denny i Briee już spali. Naprawdę uwielbiała swoją pracę, ponieważ była bardzo samotna odkąd jej dzieci wyprowadziły się na drugi koniec Stanów, a my z kolei uwielbiliśmy to, że dzięki niej mieliśmy tak wiele czasu dla siebie.

Nie spodziewałam się że wszystko pójdzie tak dobrze i nie mogłam być szczęśliwsza, zwłaszcza kiedy obserwowałam Tima. Odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął się szeroko, by po chwili być przy mnie, z czułością dotykając mojego brzucha i całując mnie w policzek.

- Jak się czujesz? – spytał przysiadając na krześle tuż obok mojego. Odwzajemniłam uśmiech splatając palce naszych dłoni. Byłam już w piątym miesiącu ale dopiero od niedawna było widać że jestem w ciąży. Trochę mnie to niepokoiło ale lekarz powiedział że to normlane, a ciąża przebiega prawidłowo dlatego starałam się nie stresować.

Tim tak jak przypuszczałam świetnie odnalazł się w Nowym Jorku, poza tym szybko znalazł sobie pracę. Udało mi się wynegocjować pół etatu, aby choć spróbował wrócić na studia. Po kilku dyskusjach zgodził się i był na pierwszym roku co uznałam za wielki sukces.

Dzieciaki też nieźle sobie radziły. Najbardziej martwiliśmy się u Sue i Maddie, bo miały w Utah wielu przyjaciół i szkołę, ale dobrze poradziły sobie w nowym środowisku, natomiast Briee i Denny byli na tyle mali że zaaklimatyzowali się w rekordowym tempie.

Szykowałam się na zajęcia, bo mimo ciąży zamierzałam do końca pozostać aktywna, szczególnie jeśli chodziło o zajęcia teoretyczne. Z pracy w teatrze zrezygnowałam, ale miałam nadzieję, że uda mi się względnie wcześniej wrócić na scenę.

Każdy kto słyszał o moim stanie i dziecku przeżywał prawdziwy szok. Większość osób którym o tym mówiłam niedowierzało, lub wybuchało śmiechem będąc przekonanym że to jedynie żart z mojej strony. Nie próbowałam nikomu nic udowadniać, ale wszyscy powoli zaczynali przekonywać się, że to co mieli za dowcip było faktem.

Po kilku chwilach w gwarnej kuchni nastała cisza, kiedy dziewczynki wybiegły do swoich szkół, Sophie zawiozła Dennego i Briee do przedszkola, a Tim dopijał kawę zbierając się na swoje zajęcia.

- Dzisiaj – powiedział podchodząc do mnie i dając mi buziaka na pożegnanie – Cały wieczór tylko dla nas – dodał, a ja zarzuciłam mu ramiona na szyję wpijając się w jego usta. Z każdym dniem kochałam go coraz mocniej, pragnęłam coraz bardziej, i chociaż nasz seks w ciąży zdecydowanie różnił się od tego sprzed, to nie miałam prawa narzekać. Tim kochał się ze mną niemal co noc, ale delikatnie i subtelnie. Zazwyczaj to on przejmował inicjatywę, a mi to odpowiadało, gdyż moje ciało nie było tak niezmordowane jak wtedy gdy nie nosiłam w sobie dziecka. Poza tym hormony robiły swoje. Kiedy się ze mną kochał, mocno mnie przytulał i głęboko całował co było dla mnie niezwykle istotne, ponieważ jego bliskość działała na mnie uspakajająco i kojąco. Teraz byłam zdecydowanie na etapie przytulania i powolnego, zmysłowego kochania, a Tim był w tym prawdziwym specjalistą więc wiedziałam że jestem w dobrych rękach.

- Nie mogę się doczekać – mrugnęłam do niego i zarzuciłam torbę na ramię gdy rozeszliśmy się do swoich aut ruszając do naszych obowiązków.

Tego dna miałam dość ważny egzamin, więc powtarzałam w głowie materiał wchodząc do Uczelni.

- Proszę, proszę jaki już jestem duży! – moja koleżanka, Megan podbiegła do mnie dotykając z uwielbieniem mojego powoli zaokrąglającego się brzucha.

- Najwyższa pora, martwiłam się czemu on w ogóle nie rośnie… - westchnęłam zerkając do notatek.

- Spokojnie, dopiero się zaczyna. Pamiętam moją mamę w ciąży z drugą siostrą. Do czwartego miesiąca niemal nic nie było widać, a później… - wydęła policzki i zaczęła naśladować wybuch bomby wymachując rękami w okolicy swojego brzucha.

- Super, bardzo pocieszające… - westchnęłam ignorując zaciekawione spojrzenia gapiących się na mnie studentów.

- A jak się czujesz? – spytała Meg, na co tylko wywróciłam oczami.

- Mdłości. Kolki. Zgaga. Bóle głowy. Senność. Znowu mdłości – niestety to była szczera prawda.

- Kochana współczuje ci… - Meg spojrzała na mnie z żalem, zerkając z rezerwą na mój brzuch.

-  Przynajmniej seks jest świetny – dodałam pocieszającym tonem.

- Poważnie? – Megan zrobiła niedowierzająca minę.

- Jeśli facet wie jak to robić. Jest waniliowo i delikatnie, z moim samopoczuciem raczej nie mogłoby być inaczej, ale nigdy w życiu nie byłam taka wrażliwa jak teraz – dodałam.

- Zazdroszczę wam – westchnęła – Moja siostra w ciąży prawie odgryzła swojemu facetowi głowę, nie wyobrażam sobie ze mogliby się dotykać, bo wiecznie na siebie warczeli. A i mi słabo układa się z Barrym…

- Spokojnie, na pewno się dogadacie – odpowiedziałam gdy wchodziłyśmy do sali zajmując swoje miejsca.  Za moim plecami rozległy się chichoty i szepty, głównie dziewcząt zapewne komentujących z wypiekami mój obecny stan.

Miałam dwadzieścia lat, a nie szesnaście i denerwowało mnie to całe poruszenie spowodowane moją ciążą, ale ludzie uwielbiali plotkować. Mało kto znał mnie prywatnie i wiedział że jestem w szczęśliwym, stałym związku, a większość kojarzyła mnie jako imprezowiczkę i była przekonana, że non stop zaliczałam facetów zmieniając ich jak rękawiczki, wiec słyszałam już kilka ciekawych historii dotyczących sposobu w jakim ponoć zostałam zapłodniona. Na przykład: zaszłam w ciążę podczas jednej z prywatnych orgii zespołu rockowego, który akurat w sierpniu występował w Nowym Jorku (nie ważne że było mnie wtedy w tej części Stanów) , czy też zostałam zapłodniona metodą in vitro, no bo przecież deklarowałam się jako przeciwniczka związków i samowystarczalna, silna kobieta która nie potrzebuje faceta. Większość też komentowała, że na pewno nie wiem z którym z moich romansów zaszłam w ciążę.

Owszem miałam okres w swoim życiu podczas którego sypiałam więcej niż z jednym mężczyzną, ale wówczas prawdopodobieństwo zajścia w ciąże było właściwie zerowe. Oprócz tabletek, używałam też prezerwatyw, poza tym żaden z tamtych facetów nie kończył we mnie. Tylko z  Timem robiłam takie rzeczy, ale oni nie mieli o tym pojęcia, a ja nie planowałam wyprowadzać ich z błędu, tłumaczyć że od ośmiu miesięcy sypiam tylko i wyłącznie z jednym chłopakiem i że wcale nie żałuje tego co się stało. Nie musiałam nikomu nic udowadniać, chociaż oczywiście te plotki, szepty i chichoty do przyjemnych nie należały.

- Ponoć ma to dziecko z jakimś podstarzałym milionerem… - wyszeptała jedna z dziewczyn, a pozostałe wybuchły śmiechem.

- Zamknijcie się wredne małpy – warknęła Meg, a ja złapałam ją za rękę i pokręciłam głową.

- Nie warto – spojrzałam na nią wymownie, na co moja przyjaciółka westchnęła z irytacją, otwierając zamaszyście notatki.

- Powinny zobaczyć twojego narzeczonego – słowo „narzeczonego” niemal wykrzyknęła, więc parsknęłam śmiechem. Tim póki co moim narzeczonym nie był, ale no cóż… Miałam nadzieję że kiedyś będzie… – Wtedy zamknęłyby gęby, bo na żadną z nich taki facet nawet by nie spojrzał – dodała zdecydowanie zbyt głośno, więc pokręciłam na nią głową, ale w głębi byłam jej naprawdę wdzięczna. Ludzie potrafili być tacy podli i to bez najmniejszego powodu. Żadnej z tamtych dziewczyn nic nie zrobiłam, większości nawet nie znałam, nie rozumiałam dlaczego…

- …Zazdroszczą ci – wypaliła Meg -  Bo wiedzą, że nawet w dziewiątym miesiącu ciąży będziesz tysiąc razy seksowniejsza, niż one wszystkie razem wzięte w swoich najlepszych momentach – dodała mówiąc wprost do gromadki „wrednych małp” jak to malowniczo ujęła, a ja odrzuciłam do tyłu głowę, słysząc jak prychają rozkręcając się do kłótni. Wolałam lekceważyć takie zachowanie, niż uczestniczyć w dramach. Nie miałam już trzynastu lat i nie miałam również na to siły ani ochoty.

- Co z tego że ktoś jest seksowny, skoro dajce się pieprzyć starym dziadom? – fuknęła Nora Lones.

- Starym dziadom? Ona ma tyle kasy, że nie musi pieprzyć się ze starymi bogatymi dziadami, w przeciwieństwie do ciebie – Meg niemal się zatrząsała, a ja schowałam twarz w dłoniach.

Nie miałam pojęcia dlaczego wytrzasnęły akurat starych dziadów, ale chyba po prostu nie wiedziały skąd mam pieniądze i że tak naprawdę je odziedziczyłam, a nie dostałam od sponsora. Najstarszy facet z którym spałam miał trzydzieści trzy lata i był nim James, czyli mężczyzna wciąż młody, atrakcyjny i mimo swojego paskudnego charakteru dysponujący naprawdę przyjemną powierzchownością, ale miałam to gdzieś. Siedziałam z zamkniętymi ustami nawet nie próbując niczego komentować.

- Tak, jasne. Ciekawe skąd ma taką kasę. Nie bądź naiwna Megan…

- Zapraszam wszystkich na swoje miejsca i proszę o ciszę – profesor Warren, starszy facet z wąsem prowadzący zajęcia z historii sztuki, poprawił okulary wchodząc do sali, a dziewczyny ucichły.

- Ej Veeris. Z nim też się bzykasz? – spytała Ava, a ja zacisnęłam dłonie w pięści. Powoli traciłam cierpliwość, ale i tak postanowiłam zachować zimną krew. To co mówiły nie miało znaczenia. Nie bolało, a przynajmniej próbowałam sobie to wmówić. Całe życie się mnie czepiano, nie miałam zbyt wielu prawdziwych koleżanek i często, nawet kiedy jeszcze byłam dziewicą, nazywano mnie „dziwką”. „Dziewicza dziwka” to  w sumie był najzabawniejszy okres w moim życiu, więc co mi tam. Gorzej nie będzie. Najważniejsze było dla mnie to, że miałam Tima i on wiedział kim jestem. On mnie znał.

- … Powinnaś powiedzieć o tym swojemu facetowi, Li – usłyszałam szept Meg – Jest gorący jak diabli, wystarczy że im się pokaże i zamknie im gęby na wieki.

- Nie będę go w to mieszać – odparłam uzupełniając notatki. Naprawdę nie chciałam angażować Tima w jakieś idiotyczne gówniarskie dramy na poziomie licealistów, jednak pod koniec dnia, po egzaminie i pozostałych zajęciach byłam już cholernie zmęczona.

Odkąd moja ciąża zrobiła się widoczna stałam się sensacją numer jeden i chciało mi się płakać. Może faktycznie powinnam porozmawiać o tym z Timem?

- Kochana ja muszę lecieć, Barry po mnie przyjechał. Jesteś autem? – spytała Meg kiedy zbierałyśmy się do wyjścia.

- Tak, spokojnie. Do zobaczenia jutro – przytuliłyśmy się na pożegnanie, po czym patrzyłam jak Meg wybiega z Uczelni wpadając do samochodu swojego faceta. Westchnęłam zerkając na mój powiększający się brzuch. Robiło mi się niedobrze, złapała mnie kolka, a głowa bolała mnie jak cholera. Nie powiedziałbym, żebym była w tym momencie najpogodniejszą osobą na świecie.

Wyszłam na parking przechodząc koło grupki studentów, a ich rozmowa ucichła kiedy ich mijałam.

- Veeris, i jak tam się czujemy? Wiesz już z kim masz tego małego? Czy może szukasz dla niego tatusia? – spytałam Dylan Taylor – Bo jak coś to mogę zgłosić się na ochotnika – pozostali wybuchli śmiechem, a ja wsiadłam do auta próbując je odpalić.

Przez trzy miesiące w cholernym, dzikim Utah, gdzieś na końcu świata, jeździłam starą furgonetką pewnego kowboja, który w tym momencie był z pewnością na zajęciach z mechaniki biomedycznej. Tamten złom, mimo swojej zdezelowanej powierzchowności i jakiś stu lat na karku nigdy mnie nie zawiódł. Tymczasem tutaj, w Nowym Jorku, w najbardziej beznadziejnym z możliwych momentów, moje nowiutkie Audi z salonu stwierdziło, że ma mnie w dupie.

- Kurwa! – krzyknęłam do siebie uderzając w kierownice, kiedy po raz kolejny nie chciał odpalić. Wysiadłam szukając telefonu w torebce, a Dylan i Trevor podeszli do mnie z podłymi uśmieszkami.

- Chłopczyk czy dziewczynka? – spytał Dylan gapiąc się na mój brzuch.

- Nie twój pieprzony interes.

- A może będzie mój, kiedy stwierdzisz że nie chcesz wychowywać tego bachora sama, co? – spytał unosząc brwi, a ja wywróciłam oczami. Dylan próbował się ze mną umówić od pierwszych zajęć i od tamtej pory robiłam wszystko, aby się go pozbyć z mojego pola widzenia.

- To dziecko ma ojca, a ja jestem  stałym związku. Odpierdolcie się ode mnie – warknęłam, a wtedy Dylan zaśmiał się podchodząc bliżej i kładąc łapsko na moim brzuchu – Zabieraj łapy – dodałam uderzając go w rękę i wtedy zobaczyłam jak ktoś łapie Dylana za koszulkę i brutalnie go ode mnie odsuwa. Po chwili dupek wylądował na ziemi pchnięty przez wysokiego mężczyznę, który niestety nie był Timem.

- Nie słyszałeś co do ciebie mówiła? Jeśli jeszcze raz ją dotkniesz to połamię ci ręce, więc lepiej się kurwa do niej nie zbliżaj – Brad przeniósł spojrzenie stalowych oczu na Trevora, który podniósł dłonie w geście mówiącym, że nie szuka kłopotów i obaj z Dylanem ulotnili się z prędkością światła, zerkając na masywną sylwetkę stojącego przede mną faceta, a ja poczułam jakbym wymieniła wkurzającego ratlerka na przerażającego rotwailera. Znowu byłam w dupie.

- Lilianne, ja pierdole – Brad westchnął patrząc na mój brzuch.

- Odwal się, nie potrzebuje ratunku – odparłam wracając do przetrząsania mojej torebki w poszukiwaniu telefonu.

- Daj spokój, nie chcę dla ciebie źle. Cholera. Ciąża? Serio?

- To nie twoja sprawa – do oczu zaczęły napływać mi łzy… Źle się czułam, byłam zagubiona i wszyscy się mnie czepiali. Hormony mi buzowały, chciałam przytulić się do Tima i miałam wszystkiego dosyć.

- Tak, wiem że to nie moja sprawa. Nie ma szans abym był tatusiem, co? – spytał.

- A jak myślisz do cholery? – wyrzuciłam ręce w górę – Kiedy ostatnio się pieprzyliśmy? Rok temu? Czy ja ci kurwa wyglądam na słonice chodzącą w ciąży przez dwa lata?

- Zdecydowanie nie -  odparł uspokajającym tonem, a ja wytarłam łzy z policzków – Cholera, Li… Jesteś nieszczęśliwa, prawda?

- Nie! Nie prawda! Jestem cholernie szczęśliwa! – krzyknęłam zapewne przykuwając spojrzenia innych studentów. Zamknęłam się, aby nie robić scen i wzięłam głęboki oddech.

- On… Jest dla ciebie dobry? – spytał Brad opierając się o mój samochód.

- Najlepszy. Kocham go…

- To się okaże.

- Daj mi spokój. Jestem zmęczona, nie mam siły na tą dyskusję.

- Zawiozę cię do domu, chodź…

- Nie chcę z tobą jechać…

- Nie zachowuj się jak dziecko, Li. Znamy się od małego i nagle nawet nie pozwalasz mi się podwieźć, mimo że jesteś w ciąży, źle się czujesz i nawalił ci samochód? Pieprzyliśmy się jak króliki przez wiele miesięcy, więc podwózka to chyba nic w porównaniu do tego co robiliśmy…

- Przestań pieprzyć. Nasz seks był walką o przetrwanie i dobrze o tym wiesz – wypaliłam mrużąc oczy, a Brad się zaśmiał kiwając głową.

- To były najlepsze zapasy jakie przeżyłem – odparł nawiązując z pewnością  do tego że w liceum był zapaśnikiem i to ponoć cholernie dobrym. Prychnęłam kręcąc na niego głową -  Nie musimy być wrogami, Li. Teraz wiem dlaczego postanowiłaś zamieszkać z tym facetem…

- To nie ze względu na ciążę…

- Okej, ale będziecie mieli dziecko. Rozumiem i szanuje to. Ale chyba nie musisz zrywać kontaktów ze wszystkimi starymi znajomymi, bo twój kowboj się wkurzy, co?

- On jest ponad to. To ja nie mam ochoty wracać do swojej przeszłości, a  szczególnie do naszej relacji – która była pojebana i bolesna, dodałam w myślach.

- Wsiadaj do auta, Li. Do niczego nie zamierzam wracać, szczególnie teraz kiedy nosisz w sobie dziecko. Daj spokój i pozwól sobie pomóc – powiedział, a ja spojrzałam na grupkę gapiących się na nas studentów. Westchnęłam głośno i ruszyłam do zaparkowanego nieopodal mojego samochodu BMW Brada. Wsiadłam z naburmuszoną miną na miejsce pasażera, bo prawda była taka, że faktycznie nie miałam powodu aby rezygnować z podwózki w obecnych okolicznościach. O tej godzinie musiałabym czekać na taksówkę jakieś pół godziny bo z reguły były straszne korki, a robiło mi się coraz bardziej niedobrze i słabo, marzyłam o spokoju, prysznicu i łazience. I o Timie w naszej sypialni.

Brad usiadł z głośnym westchnieniem za kierownicą  i ruszyliśmy do mojego domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro