Rozdział 32
Pięć miesięcy później
Lilianne
- Zostaw moją kanapkę w spokoju – Sue podbiegła do swojego talerza – to ostatni plasterek żółtego sera, a wiesz że nienawidzę szynki! – zabrała Maddie kanapkę patrząc na nią z wyrzutem.
- Ja też nie lubię i co? Nikt nie pytał mnie o zdanie!
- Zjadłaś cały ser!
- Nieprawda!
- Serio? – Tim wszedł do kuchni gromiąc Sue wzrokiem.
- No co?
- Sue, jesteś prawie dorosła, nie zachowuj się jak dziecko – odparł – Poza tym uspokójcie się. Obie – zakończył zapinając zegarek na nadgarstku, a kiedy się odwrócił, Sue ostentacyjnie wepchnęła sobie kanapkę do buzi, na co Maddie westchnęła ze zniesmaczeniem. Zaśmiałam się pochłaniając swoją porcję śniadania.
Byłam w piątym miesiącu, a ostatnie tygodnie były naprawdę szalone. Po tym jak wprowadził się do mnie Tim i dzieciaki moje życie diametralnie się zmieniło, co było zupełnie zrozumiałe. Było inaczej niż w Utah, ale powiedziałabym że lepiej. Ja i Tim stworzyliśmy zgrany zespół, dzieci miały mnóstwo obowiązków związanych ze szkołą i przedszkolem, no i mieliśmy Sophie – przemiłą, starszą, ale i pełną energii panią która była opiekunką i najlepszą babcią jaką mogliśmy sobie wymarzyć dla dzieciaków. Denny i Briee ją uwielbiali, Maddie i Sue również, chociaż z nimi nie musiała spędzać czasu że względu na to ze dziewczynki były już duże i samodzielne. Byliśmy rodziną w pełnym znaczeniu tego słowa, a moje życie stało się… kompletne. Zawsze po zajęciach biegłam do domu, z którego do tej pory tylko uciekałam. Teraz uwielbiałam tu być. Dom dosłownie tętnił życiem. Było wesoło i zabawnie i często głośno, ale wieczory i noce mieliśmy z Timem tylko dla siebie. Sophie planowała przeprowadzić się do nas na kilka miesięcy kiedy urodzi się Thor, poza tym szła do domu dopiero wieczorami, kiedy Denny i Briee już spali. Naprawdę uwielbiała swoją pracę, ponieważ była bardzo samotna odkąd jej dzieci wyprowadziły się na drugi koniec Stanów, a my z kolei uwielbiliśmy to, że dzięki niej mieliśmy tak wiele czasu dla siebie.
Nie spodziewałam się że wszystko pójdzie tak dobrze i nie mogłam być szczęśliwsza, zwłaszcza kiedy obserwowałam Tima. Odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął się szeroko, by po chwili być przy mnie, z czułością dotykając mojego brzucha i całując mnie w policzek.
- Jak się czujesz? – spytał przysiadając na krześle tuż obok mojego. Odwzajemniłam uśmiech splatając palce naszych dłoni. Byłam już w piątym miesiącu ale dopiero od niedawna było widać że jestem w ciąży. Trochę mnie to niepokoiło ale lekarz powiedział że to normlane, a ciąża przebiega prawidłowo dlatego starałam się nie stresować.
Tim tak jak przypuszczałam świetnie odnalazł się w Nowym Jorku, poza tym szybko znalazł sobie pracę. Udało mi się wynegocjować pół etatu, aby choć spróbował wrócić na studia. Po kilku dyskusjach zgodził się i był na pierwszym roku co uznałam za wielki sukces.
Dzieciaki też nieźle sobie radziły. Najbardziej martwiliśmy się u Sue i Maddie, bo miały w Utah wielu przyjaciół i szkołę, ale dobrze poradziły sobie w nowym środowisku, natomiast Briee i Denny byli na tyle mali że zaaklimatyzowali się w rekordowym tempie.
Szykowałam się na zajęcia, bo mimo ciąży zamierzałam do końca pozostać aktywna, szczególnie jeśli chodziło o zajęcia teoretyczne. Z pracy w teatrze zrezygnowałam, ale miałam nadzieję, że uda mi się względnie wcześniej wrócić na scenę.
Każdy kto słyszał o moim stanie i dziecku przeżywał prawdziwy szok. Większość osób którym o tym mówiłam niedowierzało, lub wybuchało śmiechem będąc przekonanym że to jedynie żart z mojej strony. Nie próbowałam nikomu nic udowadniać, ale wszyscy powoli zaczynali przekonywać się, że to co mieli za dowcip było faktem.
Po kilku chwilach w gwarnej kuchni nastała cisza, kiedy dziewczynki wybiegły do swoich szkół, Sophie zawiozła Dennego i Briee do przedszkola, a Tim dopijał kawę zbierając się na swoje zajęcia.
- Dzisiaj – powiedział podchodząc do mnie i dając mi buziaka na pożegnanie – Cały wieczór tylko dla nas – dodał, a ja zarzuciłam mu ramiona na szyję wpijając się w jego usta. Z każdym dniem kochałam go coraz mocniej, pragnęłam coraz bardziej, i chociaż nasz seks w ciąży zdecydowanie różnił się od tego sprzed, to nie miałam prawa narzekać. Tim kochał się ze mną niemal co noc, ale delikatnie i subtelnie. Zazwyczaj to on przejmował inicjatywę, a mi to odpowiadało, gdyż moje ciało nie było tak niezmordowane jak wtedy gdy nie nosiłam w sobie dziecka. Poza tym hormony robiły swoje. Kiedy się ze mną kochał, mocno mnie przytulał i głęboko całował co było dla mnie niezwykle istotne, ponieważ jego bliskość działała na mnie uspakajająco i kojąco. Teraz byłam zdecydowanie na etapie przytulania i powolnego, zmysłowego kochania, a Tim był w tym prawdziwym specjalistą więc wiedziałam że jestem w dobrych rękach.
- Nie mogę się doczekać – mrugnęłam do niego i zarzuciłam torbę na ramię gdy rozeszliśmy się do swoich aut ruszając do naszych obowiązków.
Tego dna miałam dość ważny egzamin, więc powtarzałam w głowie materiał wchodząc do Uczelni.
- Proszę, proszę jaki już jestem duży! – moja koleżanka, Megan podbiegła do mnie dotykając z uwielbieniem mojego powoli zaokrąglającego się brzucha.
- Najwyższa pora, martwiłam się czemu on w ogóle nie rośnie… - westchnęłam zerkając do notatek.
- Spokojnie, dopiero się zaczyna. Pamiętam moją mamę w ciąży z drugą siostrą. Do czwartego miesiąca niemal nic nie było widać, a później… - wydęła policzki i zaczęła naśladować wybuch bomby wymachując rękami w okolicy swojego brzucha.
- Super, bardzo pocieszające… - westchnęłam ignorując zaciekawione spojrzenia gapiących się na mnie studentów.
- A jak się czujesz? – spytała Meg, na co tylko wywróciłam oczami.
- Mdłości. Kolki. Zgaga. Bóle głowy. Senność. Znowu mdłości – niestety to była szczera prawda.
- Kochana współczuje ci… - Meg spojrzała na mnie z żalem, zerkając z rezerwą na mój brzuch.
- Przynajmniej seks jest świetny – dodałam pocieszającym tonem.
- Poważnie? – Megan zrobiła niedowierzająca minę.
- Jeśli facet wie jak to robić. Jest waniliowo i delikatnie, z moim samopoczuciem raczej nie mogłoby być inaczej, ale nigdy w życiu nie byłam taka wrażliwa jak teraz – dodałam.
- Zazdroszczę wam – westchnęła – Moja siostra w ciąży prawie odgryzła swojemu facetowi głowę, nie wyobrażam sobie ze mogliby się dotykać, bo wiecznie na siebie warczeli. A i mi słabo układa się z Barrym…
- Spokojnie, na pewno się dogadacie – odpowiedziałam gdy wchodziłyśmy do sali zajmując swoje miejsca. Za moim plecami rozległy się chichoty i szepty, głównie dziewcząt zapewne komentujących z wypiekami mój obecny stan.
Miałam dwadzieścia lat, a nie szesnaście i denerwowało mnie to całe poruszenie spowodowane moją ciążą, ale ludzie uwielbiali plotkować. Mało kto znał mnie prywatnie i wiedział że jestem w szczęśliwym, stałym związku, a większość kojarzyła mnie jako imprezowiczkę i była przekonana, że non stop zaliczałam facetów zmieniając ich jak rękawiczki, wiec słyszałam już kilka ciekawych historii dotyczących sposobu w jakim ponoć zostałam zapłodniona. Na przykład: zaszłam w ciążę podczas jednej z prywatnych orgii zespołu rockowego, który akurat w sierpniu występował w Nowym Jorku (nie ważne że było mnie wtedy w tej części Stanów) , czy też zostałam zapłodniona metodą in vitro, no bo przecież deklarowałam się jako przeciwniczka związków i samowystarczalna, silna kobieta która nie potrzebuje faceta. Większość też komentowała, że na pewno nie wiem z którym z moich romansów zaszłam w ciążę.
Owszem miałam okres w swoim życiu podczas którego sypiałam więcej niż z jednym mężczyzną, ale wówczas prawdopodobieństwo zajścia w ciąże było właściwie zerowe. Oprócz tabletek, używałam też prezerwatyw, poza tym żaden z tamtych facetów nie kończył we mnie. Tylko z Timem robiłam takie rzeczy, ale oni nie mieli o tym pojęcia, a ja nie planowałam wyprowadzać ich z błędu, tłumaczyć że od ośmiu miesięcy sypiam tylko i wyłącznie z jednym chłopakiem i że wcale nie żałuje tego co się stało. Nie musiałam nikomu nic udowadniać, chociaż oczywiście te plotki, szepty i chichoty do przyjemnych nie należały.
- Ponoć ma to dziecko z jakimś podstarzałym milionerem… - wyszeptała jedna z dziewczyn, a pozostałe wybuchły śmiechem.
- Zamknijcie się wredne małpy – warknęła Meg, a ja złapałam ją za rękę i pokręciłam głową.
- Nie warto – spojrzałam na nią wymownie, na co moja przyjaciółka westchnęła z irytacją, otwierając zamaszyście notatki.
- Powinny zobaczyć twojego narzeczonego – słowo „narzeczonego” niemal wykrzyknęła, więc parsknęłam śmiechem. Tim póki co moim narzeczonym nie był, ale no cóż… Miałam nadzieję że kiedyś będzie… – Wtedy zamknęłyby gęby, bo na żadną z nich taki facet nawet by nie spojrzał – dodała zdecydowanie zbyt głośno, więc pokręciłam na nią głową, ale w głębi byłam jej naprawdę wdzięczna. Ludzie potrafili być tacy podli i to bez najmniejszego powodu. Żadnej z tamtych dziewczyn nic nie zrobiłam, większości nawet nie znałam, nie rozumiałam dlaczego…
- …Zazdroszczą ci – wypaliła Meg - Bo wiedzą, że nawet w dziewiątym miesiącu ciąży będziesz tysiąc razy seksowniejsza, niż one wszystkie razem wzięte w swoich najlepszych momentach – dodała mówiąc wprost do gromadki „wrednych małp” jak to malowniczo ujęła, a ja odrzuciłam do tyłu głowę, słysząc jak prychają rozkręcając się do kłótni. Wolałam lekceważyć takie zachowanie, niż uczestniczyć w dramach. Nie miałam już trzynastu lat i nie miałam również na to siły ani ochoty.
- Co z tego że ktoś jest seksowny, skoro dajce się pieprzyć starym dziadom? – fuknęła Nora Lones.
- Starym dziadom? Ona ma tyle kasy, że nie musi pieprzyć się ze starymi bogatymi dziadami, w przeciwieństwie do ciebie – Meg niemal się zatrząsała, a ja schowałam twarz w dłoniach.
Nie miałam pojęcia dlaczego wytrzasnęły akurat starych dziadów, ale chyba po prostu nie wiedziały skąd mam pieniądze i że tak naprawdę je odziedziczyłam, a nie dostałam od sponsora. Najstarszy facet z którym spałam miał trzydzieści trzy lata i był nim James, czyli mężczyzna wciąż młody, atrakcyjny i mimo swojego paskudnego charakteru dysponujący naprawdę przyjemną powierzchownością, ale miałam to gdzieś. Siedziałam z zamkniętymi ustami nawet nie próbując niczego komentować.
- Tak, jasne. Ciekawe skąd ma taką kasę. Nie bądź naiwna Megan…
- Zapraszam wszystkich na swoje miejsca i proszę o ciszę – profesor Warren, starszy facet z wąsem prowadzący zajęcia z historii sztuki, poprawił okulary wchodząc do sali, a dziewczyny ucichły.
- Ej Veeris. Z nim też się bzykasz? – spytała Ava, a ja zacisnęłam dłonie w pięści. Powoli traciłam cierpliwość, ale i tak postanowiłam zachować zimną krew. To co mówiły nie miało znaczenia. Nie bolało, a przynajmniej próbowałam sobie to wmówić. Całe życie się mnie czepiano, nie miałam zbyt wielu prawdziwych koleżanek i często, nawet kiedy jeszcze byłam dziewicą, nazywano mnie „dziwką”. „Dziewicza dziwka” to w sumie był najzabawniejszy okres w moim życiu, więc co mi tam. Gorzej nie będzie. Najważniejsze było dla mnie to, że miałam Tima i on wiedział kim jestem. On mnie znał.
- … Powinnaś powiedzieć o tym swojemu facetowi, Li – usłyszałam szept Meg – Jest gorący jak diabli, wystarczy że im się pokaże i zamknie im gęby na wieki.
- Nie będę go w to mieszać – odparłam uzupełniając notatki. Naprawdę nie chciałam angażować Tima w jakieś idiotyczne gówniarskie dramy na poziomie licealistów, jednak pod koniec dnia, po egzaminie i pozostałych zajęciach byłam już cholernie zmęczona.
Odkąd moja ciąża zrobiła się widoczna stałam się sensacją numer jeden i chciało mi się płakać. Może faktycznie powinnam porozmawiać o tym z Timem?
- Kochana ja muszę lecieć, Barry po mnie przyjechał. Jesteś autem? – spytała Meg kiedy zbierałyśmy się do wyjścia.
- Tak, spokojnie. Do zobaczenia jutro – przytuliłyśmy się na pożegnanie, po czym patrzyłam jak Meg wybiega z Uczelni wpadając do samochodu swojego faceta. Westchnęłam zerkając na mój powiększający się brzuch. Robiło mi się niedobrze, złapała mnie kolka, a głowa bolała mnie jak cholera. Nie powiedziałbym, żebym była w tym momencie najpogodniejszą osobą na świecie.
Wyszłam na parking przechodząc koło grupki studentów, a ich rozmowa ucichła kiedy ich mijałam.
- Veeris, i jak tam się czujemy? Wiesz już z kim masz tego małego? Czy może szukasz dla niego tatusia? – spytałam Dylan Taylor – Bo jak coś to mogę zgłosić się na ochotnika – pozostali wybuchli śmiechem, a ja wsiadłam do auta próbując je odpalić.
Przez trzy miesiące w cholernym, dzikim Utah, gdzieś na końcu świata, jeździłam starą furgonetką pewnego kowboja, który w tym momencie był z pewnością na zajęciach z mechaniki biomedycznej. Tamten złom, mimo swojej zdezelowanej powierzchowności i jakiś stu lat na karku nigdy mnie nie zawiódł. Tymczasem tutaj, w Nowym Jorku, w najbardziej beznadziejnym z możliwych momentów, moje nowiutkie Audi z salonu stwierdziło, że ma mnie w dupie.
- Kurwa! – krzyknęłam do siebie uderzając w kierownice, kiedy po raz kolejny nie chciał odpalić. Wysiadłam szukając telefonu w torebce, a Dylan i Trevor podeszli do mnie z podłymi uśmieszkami.
- Chłopczyk czy dziewczynka? – spytał Dylan gapiąc się na mój brzuch.
- Nie twój pieprzony interes.
- A może będzie mój, kiedy stwierdzisz że nie chcesz wychowywać tego bachora sama, co? – spytał unosząc brwi, a ja wywróciłam oczami. Dylan próbował się ze mną umówić od pierwszych zajęć i od tamtej pory robiłam wszystko, aby się go pozbyć z mojego pola widzenia.
- To dziecko ma ojca, a ja jestem stałym związku. Odpierdolcie się ode mnie – warknęłam, a wtedy Dylan zaśmiał się podchodząc bliżej i kładąc łapsko na moim brzuchu – Zabieraj łapy – dodałam uderzając go w rękę i wtedy zobaczyłam jak ktoś łapie Dylana za koszulkę i brutalnie go ode mnie odsuwa. Po chwili dupek wylądował na ziemi pchnięty przez wysokiego mężczyznę, który niestety nie był Timem.
- Nie słyszałeś co do ciebie mówiła? Jeśli jeszcze raz ją dotkniesz to połamię ci ręce, więc lepiej się kurwa do niej nie zbliżaj – Brad przeniósł spojrzenie stalowych oczu na Trevora, który podniósł dłonie w geście mówiącym, że nie szuka kłopotów i obaj z Dylanem ulotnili się z prędkością światła, zerkając na masywną sylwetkę stojącego przede mną faceta, a ja poczułam jakbym wymieniła wkurzającego ratlerka na przerażającego rotwailera. Znowu byłam w dupie.
- Lilianne, ja pierdole – Brad westchnął patrząc na mój brzuch.
- Odwal się, nie potrzebuje ratunku – odparłam wracając do przetrząsania mojej torebki w poszukiwaniu telefonu.
- Daj spokój, nie chcę dla ciebie źle. Cholera. Ciąża? Serio?
- To nie twoja sprawa – do oczu zaczęły napływać mi łzy… Źle się czułam, byłam zagubiona i wszyscy się mnie czepiali. Hormony mi buzowały, chciałam przytulić się do Tima i miałam wszystkiego dosyć.
- Tak, wiem że to nie moja sprawa. Nie ma szans abym był tatusiem, co? – spytał.
- A jak myślisz do cholery? – wyrzuciłam ręce w górę – Kiedy ostatnio się pieprzyliśmy? Rok temu? Czy ja ci kurwa wyglądam na słonice chodzącą w ciąży przez dwa lata?
- Zdecydowanie nie - odparł uspokajającym tonem, a ja wytarłam łzy z policzków – Cholera, Li… Jesteś nieszczęśliwa, prawda?
- Nie! Nie prawda! Jestem cholernie szczęśliwa! – krzyknęłam zapewne przykuwając spojrzenia innych studentów. Zamknęłam się, aby nie robić scen i wzięłam głęboki oddech.
- On… Jest dla ciebie dobry? – spytał Brad opierając się o mój samochód.
- Najlepszy. Kocham go…
- To się okaże.
- Daj mi spokój. Jestem zmęczona, nie mam siły na tą dyskusję.
- Zawiozę cię do domu, chodź…
- Nie chcę z tobą jechać…
- Nie zachowuj się jak dziecko, Li. Znamy się od małego i nagle nawet nie pozwalasz mi się podwieźć, mimo że jesteś w ciąży, źle się czujesz i nawalił ci samochód? Pieprzyliśmy się jak króliki przez wiele miesięcy, więc podwózka to chyba nic w porównaniu do tego co robiliśmy…
- Przestań pieprzyć. Nasz seks był walką o przetrwanie i dobrze o tym wiesz – wypaliłam mrużąc oczy, a Brad się zaśmiał kiwając głową.
- To były najlepsze zapasy jakie przeżyłem – odparł nawiązując z pewnością do tego że w liceum był zapaśnikiem i to ponoć cholernie dobrym. Prychnęłam kręcąc na niego głową - Nie musimy być wrogami, Li. Teraz wiem dlaczego postanowiłaś zamieszkać z tym facetem…
- To nie ze względu na ciążę…
- Okej, ale będziecie mieli dziecko. Rozumiem i szanuje to. Ale chyba nie musisz zrywać kontaktów ze wszystkimi starymi znajomymi, bo twój kowboj się wkurzy, co?
- On jest ponad to. To ja nie mam ochoty wracać do swojej przeszłości, a szczególnie do naszej relacji – która była pojebana i bolesna, dodałam w myślach.
- Wsiadaj do auta, Li. Do niczego nie zamierzam wracać, szczególnie teraz kiedy nosisz w sobie dziecko. Daj spokój i pozwól sobie pomóc – powiedział, a ja spojrzałam na grupkę gapiących się na nas studentów. Westchnęłam głośno i ruszyłam do zaparkowanego nieopodal mojego samochodu BMW Brada. Wsiadłam z naburmuszoną miną na miejsce pasażera, bo prawda była taka, że faktycznie nie miałam powodu aby rezygnować z podwózki w obecnych okolicznościach. O tej godzinie musiałabym czekać na taksówkę jakieś pół godziny bo z reguły były straszne korki, a robiło mi się coraz bardziej niedobrze i słabo, marzyłam o spokoju, prysznicu i łazience. I o Timie w naszej sypialni.
Brad usiadł z głośnym westchnieniem za kierownicą i ruszyliśmy do mojego domu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro