Rozdział 24
Lilianne
- Nie wierzę. Po prostu nie mogę w to uwierzyć – powiedziałam pijąc aspirynę, a Tim jawnie się ze mnie nabijał. – Betty była niemożliwa. Nie dała mi wyboru!
- Ale przecież nic się nie stało – mrugnął do mnie szykując obiad. Tak. Wstałam w porze obiadowej.
- Co za wstyd… Niewiele pamiętam z powrotu do domu, ale coś tam mi świta. Timmy przepraszam, że… - rozejrzałam się, aby być pewną, że dzieciaki są w bezpiecznej odległości - … Przepraszam, że cię wykorzystałam i usnęłam. Czuję się okropnie!
- Lili, nie zrobiłaś niczego podobnego. Może ci się przyśniło? – dodał pocieszającym tonem, a ja prychnęłam.
- Nie pocieszaj mnie, wiem czego się dopuściłam – zgwałciłam jego rękę. Dosłownie. A później poszłam spać. Co za porażka…. – Dziękuję, że się mną zaopiekowałeś. Następnym razem będę bardziej asertywna, obiecuję…
- Lili wyluzuj, przecież nie zrobiłaś nic złego. Bardzo dobrze, że spędziłaś wieczór z przyjaciółką. Najwyższa pora…
- Dzisiaj ci się odwdzięczę – wstałam od stołu i podeszłam obejmując go w pasie, Przycisnęłam ucho do jego pleców, a jego głęboki śmiech zadudnił w moim wnętrzu.
- Trzymam cię za słowo – odparł. Uśmiechnęłam się szeroko zastanawiając się jak mam mu wynagrodzić takie zaniedbanie. – Jeśli tym razem coś nam przeszkodzi, zabiorę cię gdzieś gdzie będziemy tylko we dwoje – dodał, po czym pochylił się aby pocałować mnie w usta. Oddałam mu pocałunek, po czym zerknęłam na patelnie.
- Co to?
- Planuje zrobić spaghetti. Jak wiesz nie jestem mistrzem gotowania, ale radzę sobie…
- Zdecydowanie – potargałam go po włosach i usiadłam z powrotem przy stole.
- Myślisz, że twoja ciotka już wróciła do Nowego Jorku? – zapytał mieszając makaron.
- Nie mam pojęcia. Pewnie tak… Co niby miałby tu robić?
- River mówił mi, że widział ją wczoraj z jakimś facetem. Wysoki brunet, przed trzydziestką, przystojny ale wyglądający na dupka. To cytat – dodał, a mnie lekko zmroziło.
- Gdzie?
- Przyjechała do nich na ranczo, ale on jej się nie pokazywał. Twoja ciotka ponoć przyjaźni się z jego matką, i River jej nie lubi. Melanie ją spławiła. Pewnie dość brutalnie. Ta dziewczyna jest dobra we spławianiu.
- Domyślam się… - odpowiedziałam, ale głowa bolała mnie coraz bardziej. – Mówiła czego chciała?
- Chyba pytała o nas. O ciebie i o mnie. Chciała rozmawiać z Riverem i z Betty żeby namówili cię do powrotu do Nowego Jorku.
- Ale po co?! Ona nigdy się mną nie interesowała…
- A ten facet z którym była? Był podobno młody i przystojny, to raczej nie jej chłopak – zerknął na mnie wymownie.
- Zdziwiłbyś się – westchnęłam, a Tim zrobił śmieszną minę – Moja ciotka to kugułarzyca.
- Że co? – zaśmiałam się z jego skonsternowanej miny.
- Starsza kobieta, która płaci młodym chłopakom za seks i zaspakajanie.
Skrzywił się i pokręcił głową.
- Wkręcasz mnie.
- Timmy, to zupełnie normalne w świecie bogatych kobiet. Często to bardzo atrakcyjne choć zazwyczaj dojrzałe panie, które nie chcą bawić się w randkowanie, tylko mają ochotę na seks z przystojnym, młodym i wiedzącym jak je zaspokoić profesjonalistą. Lub chłopakiem który im się spodobał, ale nie mają zamiaru się angażować i chcą po prosu samego seksu, więc od razu na wstępie stawiają sprawę jasno. W wielu przypadkach ci faceci również pragną seksu z tymi kobietami, a dodatkowo dostają kasę. To nieetyczne, wiem ale to tylko układ. Wiem też że tutaj to nie do pomyślenia, ale w Nowym Jorku takie rzeczy są na porządku dziennym.
- Ale aż tak młody? Przed trzydziestką? Ile twoja ciocia ma lat?
- Ponad sześćdziesiąt…
- Okej, nie oceniam. Ogólnie nie twierdzę, że nie mógłbym być ze sporo starszą kobietą, nie dlatego że mi płaci ale, no wiesz, z miłości… Natomiast musiałaby być dobrą, miłą osobą. A twoja ciotka jest beznadziejna. Skrzywdziła cię. Nie znoszę jej. Współczuje tym chłopakom, którym płaci…
- Ja też. Potrafi być naprawdę podła… Ale nikt ich do tego nie zmusza. Sami chcą… - odpowiedziałam mu zastanawiając się czy ten facet o którym mówił River mógł być Bradem. Przystojny, wyglądający na dupka brunet… Opis niby pasował, ale jednocześnie mógłby być to każdy. Nie powinnam wpadać w paranoje.
- A kim jest ten cały Brad, o którym wczoraj wspomniałaś? – spytał Tim, jakby czytając mi w myślach.
- Och straszny dupek, mam nadzieję że to nie on…
- A czemu przesiaduje pod twoim oknem?
Skrzywiłam się zażenowana.
- Pamiętasz jak mówiłam, że w ostatnich latach miałam trzech facetów do łóżka?
Tim pokiwał głową z nieodgadnioną miną. Dałabym naprawdę wiele, aby wiedzieć co teraz sobie myśli.
- Brad był jednym z nich…
- I jest takim dupkiem?
- Tak, okropnym…
- To dlaczego akurat on? W Nowym Jorku żyje jakieś osiem milionów ludzi. Czemu akurat „straszny dupek”?
Zamyśliłam się
- Był… Dominującym draniem, lubił pomiatać ludźmi… - to jest powód żeby się z nim pieprzyć Lilianne?! Zamknij się zanim zupełnie się pogrążysz! Tim zmarszczył brwi myśląc zapewne że jestem nienormalna – Mam na myśli… Chciałam nauczyć go pokory, trochę mu dowalić za to jak się zachowuje…
-Uprawiając z nim seks? – spytał z niedowierzaniem.
- To nie był taki zwykły seks, raczej walka o przetrwanie – zaśmiałam się nerwowo. Skonsternowany wyraz twarzy Tima mówił sam za siebie.
- Lili, ja nie chcę się wtrącać, wiem że lubisz dominować w łóżku, ale seks to jednak bliskość, siłą rzeczy kiedy go z kimś uprawiasz to tworzysz swego rodzaju więź z tą osobą. Wasza ciała są razem cholernie blisko i jakby na to nie patrzeć, tak czy inaczej to połączenie… Czy nie potrzebna jest choć minimalna sympatia, albo… Cokolwiek…?
- Moje cokolwiek z nim opierało się tylko na pożądaniu. Podobał mi się, ale go nie lubiłam. On lubił mnie za nas dwoje… - Boże to brzmiało strasznie…- Ja… Nie wiem co powiedzieć, nie wiem co sobie wtedy myślałam. Byłam zagubiona i żałuję, że pozwoliłam mu być ze sobą w ten sposób. Miałam wypaczony obraz seksu… Kojarzył mi się tylko z chęcią zdominowania tej drugiej osoby, sprowadzenia jej do parteru, wykorzystania…. O Boże, jestem okropną osobą – zamrugałam żeby przegonić łzy i schowałam twarz w dłoniach.
- Lili… - powiedział smutnym tonem i złapał mnie za rękę – Zasługujesz na kogoś lepszego. James to skurwiel numer jeden…
- Brad jest dużo gorszy…
- Ja pierdole, poważnie? To jakaś masakra, Lilianne. Czemu zadawałaś się z takimi facetami?
Wzruszyłam ramionami nie mając niemal nic na swoje usprawiedliwienie.
- Ja… Nie wiem. Myślę, że szukałam w nich tego co znałam. I tego co sama sobą reprezentowałam…
- Nie kochanie, nie mów tak – przytulił mnie, a ja wciągnęłam drżący oddech. – To nie twoja wina. Jesteś najlepszą osobą na świecie…
- O nie. Bez przesady - zaśmiałam się smutno, a on objął mnie mocniej.
- Obiecaj mi coś – powiedział siadając przy mnie i spojrzał mi w oczy – Wiem że cię tu nie zatrzymam, nie mam nic, co mogłoby cię zatrzymać…
- … Timmy – przerwałam mu, ale on kontynuował, przełykając głośno ślinę.
- ...Nie jestem głupi. Ale błagam nie rób tego więcej. Nie zadawaj się z takimi skurwielami, którzy cię nie szanują i są strasznymi ludźmi, proszę. Proszę – powtórzył z mocą – Możesz mieć każdego. Kogoś wartościowego, kogoś dla kogo będziesz wszystkim, nawet jeśli to miałby być tylko seks. To i tak wiele. Jesteś wyjątkowa, proszę nie pozwól im się tak traktować, bo chyba tego nie zniosę… - patrzył na mnie zbolałym wzrokiem więc wstałam, podeszłam do krzesła na którym siedział i przytuliłam go mocno
- Obiecuję. To koniec. Żadnych więcej dupków – odparłam kiedy objął mnie ramionami.
- Byłaś kiedyś z miłym facetem?
- Tak. Z jednym. Bardzo, bardzo miłym. Nadrobił za wszystkich tych beznadziejnych gnojków przed nim.
Spojrzał na mnie z dołu, a jego pełne usta rozciągnęły się w bezczelnym uśmiechu.
- Robiłaś z nim to samo co z nimi? – wyszeptał.
- O nie, oni zdecydowanie nie zasługiwali, aby robić z nimi takie rzeczy. Ale przy nim... Przy nim zupełnie nie mogłam się opanować. Miałam ochotę pocałować każdy milimetr jego ciała i było cudownie… - zacisnął dłonie na mojej tali, a jego oddech lekko przyspieszył gdy oparłam udo na jego kolanie - To zdecydowanie nie była walka o przetrwanie, tylko najlepszy seks w moim życiu. A zamierzam zrobić z nim znacznie więcej… No cóż chyba pójdę na całość.
- Dobry pomysł. Myślę, że nie będzie miał nic przeciwko.
- Mam nadzieje – mrugnęłam do niego, na co uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Myślę też że możesz z nim pójść na całość dzisiaj w nocy.
- Myślę że nie wytrzymałabym ani chwili dłużej – pochyliłam się i pocałowałam go głęboko.
- Wiecie, że cholerny makaron zalał już pół blatu? - Sue wykrzyknęła zdecydowanie zbyt głośno wpadając do kuchni. Co ta dziewczyna miała z tym wchodzeniem w najbardziej nieodpowiednim momencie? Spojrzałam szybko na kuchenkę i faktycznie makaron nieco kipiał ale nie zalał nawet płyty więc zerknęłam na nią z wymowną miną, a ona zarechotała wrzucając chrupka do buzi.
- Sue. Zawołaj dzieci na obiad - Tim westchnął i wstał z krzesła.
- Przepraszam, że ciągle wam przeszkadzam, ale co wy macie z tą kuchnią? Dlaczego na okrągło migdalicie się właściwe tutaj. To jakaś perwersja?
- Sue… Uważaj sobie… - Tim rzucił ostrzegawczym tonem – Przypominam, że masz szlaban. Do odwołania.
- Dlatego mogę zostać z dziećmi kiedy wy pojedziecie do hotelu, czy coś… Albo chociaż zacznijcie korzystać z waszej sypialni! Przecież tam możecie się zamknąć i miziać do woli… No powiedzcie mi, że nie mówię z sensem. Chyba że wy tak na okrągło…
- Sue! To nie twój interes… Nie robimy tego przy dzieciach…
- Ale mogą wejść i zobaczyć.
- To co dla ciebie jest oczywiste, dla nich takie nie jest. Zawsze okazywaliśmy sobie z Lili czułość. Są przyzwyczajeni że się do siebie przytulamy…
- … ale nie że pożeracie swoje twarze – przerwała mu parskając śmiechem, a on pokręcił na nią głową.
- Brak mi słów. Idź po dzieci – westchnął zmęczonym tonem, a Sue wymaszerowała z kuchni. Spojrzałam na Tima i wybuchłam śmiechem
- Ona ma rację, Timmy – powiedziałam kiedy troszkę się uspokoiłam – To moja wina. Rzucam się na ciebie przy każdej okazji. Już nie będę…
- Ale ja chcę – spojrzał na mnie błagalnie i zrobił smutną minę. Zaśmiałam się i pocałowałam go w ramię.
- Dzisiaj w sypialni ci to wynagrodzę – mrugnęłam do niego i wyjęłam talerze z półki.
***
Po obiedzie spędziliśmy wspólny dzień i było naprawdę wspaniale, ale i tak znów odliczałam godziny do wieczoru. Dzieciaki usnęły wyjątkowo wcześnie więc już o dwudziestej pierwszej porozmawialiśmy z Sue informując ją, że musimy się w końcu wyspać po wielu nieprzespanych przez chorobę Dennego nocach i poprosiliśmy aby zerknęła do niego jeśliby się obudził. Sue zaśmiała się przebiegle, psyłając nam ukradkowe, wymowne spojrzenia, ale staraliśmy się zachować zimną krew.
- Jestem padnięty, nie spałem od kilku nocy, Sue. Przestań się czepiać tylko po prostu mi pomóż – mówił poważnym, pełnym trwogi tonem Tim.
- Ależ nie ma o czym mówić, braciszku. Możesz na mnie liczyć – mrugnęła do niego po czym tanecznym krokiem pomaszerowała do pokoju, a my westchnęliśmy z ulgą kiedy zostaliśmy w końcu sami - … A i jeszcze jedno – podskoczyliśmy na dźwięk jej głosu – Wątpię, aby Denny obudził się przez najbliższe godziny, ale oczywiście będę to sprawdzać… Dziewczynki śpią, a ja… – założyła sobie ostentacyjnie słuchawki na uszy - … będę słuchała muzyki, więc nie krępujcie się, tylko śpijcie do woli.
Tim pokręcił głową, ale kiedy jego siostra zamknęła swoje drzwi złapał mnie za rękę ciągnąc do sypialni.
- Idę pod prysznic – odparłam wyrywając mu dłoń.
- Ale… - widziałam o co mu chodzi, braliśmy prysznic wcześniej i nie chciał już dłużej czekać. Ale ja miałam inne plany.
- Nie ma ale, Tim. Czekaj na mnie w łóżku – odparłam po czym zamknęłam się w łazience, zostawiając go na korytarzu ze skonsternowanym wyrazem twarzy. Wzięłam szybki prysznic, zeszłam na dół i wyjęłam lody z zamrażalnika, które przygotowaliśmy dzisiaj zaledwie kilka godzin wcześniej, włożyłam je do shakera robiąc z nich lodowy koktajl, wsadziłam słomkę do kubka i z przebiegłym uśmiechem ruszyłam na górę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro