Rozdział 11
Lilianne
Kiedy leżałam w jego łóżku i patrzyłam jak śpi zastanawiałam się co ja mam z nim zrobić.
Kiedy usiadałam mu na kolanach, ze zsuniętą z ramion sukienką, która ledwo zasłaniała mi piersi i zaczęłam kołysać się na nim masują jego ramiona, każdy wolny, heteroseksualny facet rzuciłby się na mnie pieprząc mnie na tej kanapie do nieprzytomności lub zacząłby mnie całować, dotykać, cokolwiek byleby tylko znaleźć się we mnie. Ale nie Tim. Siedział jak na szpilkach i mimo że widziałam że mój masaż jest na pewno dla niego przyjemny, to nie zainicjował żadnej bliskości, a kiedy powiedział że wolałby abym z niego zeszła poczułam że coś jest zdecydowanie nie w porządku. Pomyślałam też, że on chyba jest gejem, co zmroziło mnie i przeraziło. Jedyny facet który działał na mnie w ten sposób... Oczywiście to nie zmieniłoby tego że chciałabym mu pomóc, byłabym jego przyjaciółką, pomagałabym mu przy dzieciach, ale moje serce zostałoby rozjechane przez gigantyczny walec i potrzebowałabym swojego pokoju, aby co noc wypłakiwać sobie w nim oczy z tęsknoty.
Przypomniałam sobie wtedy, że on właściwie faktycznie zachowywał się trochę tak, jakby był gejem... Ranek na ranczu - totalnie mnie olał, rozmowa przy winie - okej wydawało mi się że jest podniecony i że sugerował że to on mógłby być tym przyjacielem, ale to mogła być tylko moja wyobraźnia. Rozmawiałam z nim jak z najlepszą przyjaciółką, która swoją drogą dawała rewelacyjne rady... W nocy był podniecony ale ma do cholery dwadzieścia lat i jest zdrowym facetem, który z pewnością ma problemy z tym, aby w swojej obecnej sytuacji ułożyć sobie życie intymne, wiec może po prostu był podniecony z niezaspokojenia?
Wszystko co mówił, to jak na mnie patrzył można było interpretować podwójnie. On mógł naprawdę woleć facetów. Był zbyt miły, opiekuńczy i odpowiedzialny. I zbyt atrakcyjny i kulturalny. Zawsze taktownie odwracał wzrok, kiedy wypinałam w jego kierunku piersi lub kręciłam biodrami. Betty ponoć miała to szczęście się z nim całować, ale nie opowiadała mi o szczegółach, nie wiem jak on na to zareagował, tylko że dostał za to od Raya... A dziś wieczorem odsuwał się ode mnie, zachowując się jakby moje ciało na nim było czymś nienaturalnym, czymś co go krępuje...
Więc zanim z niego zeszłam musiałam to sprawdzić, aby w razie czego wcześniej pogrzebać swoje nadzieje. Ale kiedy się do niego przysunęłam poczułam że był delikatnie mówiąc twardy, a kiedy położył dłonie na moich biodrach, w niemej prośbie abym się nie odsuwała, zareagował na mnie tak mocno że nie sądziłam że to w ogóle możliwe. Ledwo się na nim poruszałam, a on drżał, wtulał się we mnie i wzdychał z przyjemności. Po chwili czułam jak dochodzi i chyba nigdy nie byłam tak usatysfakcjonowana. I napalona. Jego bliskość i ciało sprawiało że ja też niemal doszłam. Zastanawiałam się, czy po tym zaczniemy się dotykać lub całować, zrobimy coś więcej, ale nie było na to szans.
Westchnęłam patrząc na jego nieludzko przystojną twarz. Niemal nienaturalnie długie i czarne rzęsy leżały podwinięte na jego policzkach a jego pełne, czerwone usta w kształcie serca upominały się abym je pocałowała. Spał spokojnie, obejmując mnie ramieniem. Dotknęłam jego niewielkiego nosa i przejechałam palcem po kości policzkowej i ostrej linii szczęki.
- Wykończysz mnie - wyszeptałam do niego uśmiechając się, a po chwili i ja zasnęłam.
***
- Gdzie mogę znaleźć Sue? - spytałam Maddie, kiedy siedzieliśmy z dzieciakami na ogrodzie jedząc lody waniliowe.
Timmy był w pracy, a to był mój czwarty dzień z dziećmi. Od masażu na kanapie, czyli od kilku dni, zachowywaliśmy z Timem lekki dystans, chociaż dużo rozmawialiśmy i czasami się przytulaliśmy. Wracał popołudniami z pracy i był zmęczony, a ja nie wiedziałam czy znowu powinnam coś inicjować, więc postanowiłam trzymać ręce przy sobie.
Wyraźnie martwił się o swoją najstarszą siostrę. A ja nie lubiłam kiedy się martwił.
- Jest u swojej przyjaciółki, Helen.
- Wiesz gdzie ona mieszka, i czy gdybyśmy tam poszli, to czy ją zastaniemy?
- Wiem gdzie mieszka Helen, to niedaleko. Ale czy są w domu to nie mam pojęcia...
- Sprawdzimy - powiedziałam, zjadłam ostatniego kęsa swoich lodów i wstałam sprzątając stolik ogrodowy. - Dojdziemy tam pieszo? Muszę sobie zorganizować auto abyśmy mogli być niezależni, jutro się tym zajmę, ale dzisiaj moglibyśmy pójść na spacer...
- To jakieś piętnaście minut pieszo - powiedziała Maddie i wstała od stołu - Pomogę się ogarnąć Briee, ty zajmij się Dennym i za dziesięć minut możemy startować - powiedziała, a ja przybiłam sobie z nią piątkę.
Po dziesięciu minutach szliśmy leśną ścieżką wdychając świeże powietrze, dziewczynki podskakiwały, a Denny relaksował się w wózeczku.
Po kilku chwilach byłyśmy na miejscu więc wyciągnęłam Dennego z wózka i ruszyliśmy do wejścia. Dom był duży i zadbany, ogrodzony wysokim żywopłotem i wyglądał na zdecydowanie więcej wart niż mały domek Kane'ów. Zadzwoniłam dzwonkiem, a po chwili otworzyła nam wysoka kobieta z brązowymi włosami, która omiotła mnie zdziwionym spojrzeniem.
- Dzień dobry, mam nadzieję że nie przeszkadzam. Mam na imię Lilianne, i jestem przyjaciółką Tima, brata Sue. Czy mogłabym z nią porozmawiać?
- Och... - odpowiedziała kobieta znowu skupiając się na mojej twarzy - Oczywiście, wejdź proszę Lilianne. Jestem Berta, mama Helen. Bardzo współczujemy Sue i całej rodzinie tej okropnej straty.
- Jak my wszyscy - odparłam, ale wolałam aby już nic nie mówiła, bo wszystkiemu przysłuchiwały się dziewczynki.
- Jeśli mogę zapytać, skąd ty się tu wzięłaś? Nie przypominam sobie abym kiedykolwiek cię widziała, a takich dziewcząt jak ty raczej się nie zapomina.
- Przyjechałam w odwiedziny - odpowiedziałam, a ona tylko pokiwała głową najwyraźniej niezbyt usatysfakcjonowana moją odpowiedzią.
- Sue! Ktoś do ciebie! - zawołała Berta, a po kilku chwilach zobaczyłam jak ze schodów schodzi ładna dziewczyna z ciemnymi włosami do pasa.
Popatrzyła na mnie ciemnobrązowymi oczami, więc uśmiechnęłam się ciepło, a później spojrzała na dziewczynki które podbiegły do niej i się przytuliły. Następnie podeszła do Dennego i wzięła go na ręce.
- Część bąbelku - powiedziała i cmoknęła go w policzek, po czym skupiła wzrok na mnie.
- Jestem Lilianne. Przyjaciółka Tima.
Sue pokiwała głową
- Sue - podała mi rękę, więc ją uścisnęłam.
- To ja zostawię was samych - odpowiedziała Berta i podreptała do kuchni, a ja wzięłam ciężki oddech.
- Sue, przyszłam do ciebie, bo widzę, że twój brat bardzo martwi się twoją nieobecnością... Nie chcę się wtrącać ale strasznie mi na nim zależy i nie mogę patrzeć jak cierpi... - dodałam - Wiesz jak mu ciężko, zasługuje na to abyśmy wszyscy mu pomogli i byli przy nim w tych trudnych chwilach.
- Ja też przeżywam trudne chwile - odparła Sue, a ja zagryzłam zęby. Powinna go wspierać, była już niemal dorosła. Miała prawie piętnaście lat i do cholery powinna pomagać mu przy dzieciach, a nie wypinać się na całą rodzinę, przerzucając całą odpowiedzialność na swojego brata. Co by było gdyby nie ja? Co on by zrobił?
- Domyślam się. Ale różnica miedzy wami polega na tym, że on jest cholernie dzielny i wie co jest właściwie - powiedziałam zanim ugryzłam się w język. Dziewczyna uniosła brwi i bałam się, że zaraz się pokłócimy, wiec szybko dodałam - Sue, przepraszam... Ja tylko chciałabym, żeby on miał łatwiej, żebyście byli razem i wzajemnie się wspierali. Znasz go lepiej niż ja, wiesz jak wiele przeszedł i jak wiele poświecił. Proszę nie odwracaj się od swojej rodziny, nie dodawaj mu kolejnych zmartwień. Jesteś już niemal dorosła, mogłabyś mu pomóc...
- Och i razem z moim bratem dożywotnio wychowywać moje rodzeństwo? Super perspektywa, ale takie rzeczy wolę robić po ślubie - wypaliła, a ja zagryzłam wargę.
- Dziewczynki weźcie Dennego i idźcie na ogród, okej? - powiedziałam do Maddie która zerknęła z wyrzutem na siostrę, po czym pomaszerowała z młodszym rodzeństwem na ogród. Przynajmniej ona była naprawdę w porządku. Zmrużyłam oczy patrząc na Sue z wyzwaniem.
- Myślisz, że jemu się podoba taka perspektywa? Myślisz, że on nie wolałaby teraz beztrosko pieprzyć lasek na imprezach, wracać nad ranem i korzystać z młodości?- wypaliłam chyba nieco się zapominając, Sue nie miała jeszcze skończonych piętnastu lat, ale wyglądała bardzo dojrzale i zachowywała się ostentacyjnie, przez co sprawiała wrażenie sporo starszej niż była w rzeczywistości - Myślisz, że on tego chciał? Nie, do cholery. On po prostu wziął na siebie całą tą odpowiedzialność, którą ty też powinnaś z nim dzielić - dźgnęłam palcem powietrze pokazując na nią, a ona tylko uniosła brew po czym się zaśmiała, na co zrobiłam oburzoną minę.
- Przepraszam, po prostu wyobraziłam sobie Tima pieprzącego laski na imprezach - zagryzła usta, po czym znowu parsknęła śmiechem - Uff... Dobre... Słuchaj kochana, kto jak kto ale mój brat totalnie się do tego nie nadaje. Nie mam pojęcia jak udało mu się uwieść taką dziewczynę jak ty, bo serio jak żyje nie widziałam kogoś równie atrakcyjnego. Skąd ty się w ogóle wzięłaś, co ? - spytała, a mnie opadła szczęka. Co za bezczelna gówniara!
- To że tobie się wydaje, że twój brat nie robi takich rzeczy to nie znaczy, że nie miałby na to ochoty! Zresztą co to za różnica, to był tylko głupi przykład. Mógłby robić cokolwiek by zechciał, gdziekolwiek by zechciał, ale gdzie wy bylibyście gdyby nie on? W Domu Dziecka? Potrafisz w ogóle docenić to co on dla was robi? To jaki jest odpowiedzialny, czuły i kochany? To jak postawił was na pierwszym miejscu lekceważąc siebie i swoje potrzeby? - gadałam jak najęta czując jak do oczu zaczynają napływać mi niechciane łzy wzruszenia. Co się ze mną działo, do cholery? - On zasługuje na więcej, Sue. Zasługuje na to abyś była przy nim i mu pomagała. Kiedyś przyjdzie dzień kiedy spojrzysz wstecz i sobie tego nie wybaczysz, nie wybaczysz sobie, że go nie doceniłaś. Wiec lepiej zbieraj swoje rzeczy i wracaj z nami do domu - skończyłam pewna, że ta mała zaraz mnie wyśmieje i powie że mogę się walić, a potem zadzwoni do Tima wrzeszcząc że jakaś obca baba przyszła do niej i się wymądrza, ale ona tylko zagwizdała przechylając głowę.
- Auć. Ależ się w nim zabujałaś. Aż nie mogę w to uwierzyć. A sądziłam że mój brat jest największym nieudacznikiem w kwestii podrywu, a tu proszę. Wyrwał najgorętszą laskę na tej planecie. Oddaję mu honor - skończyła, a ja zamrugałam oburzona. - Czekaj tu, zaraz pójdę po swoje rzeczy. Pięć minut - powiedziała, po czym poszła na górę.
W
róciła po chwili w towarzystwie sympatycznej dziewczyny, która mi się przedstawiła, a potem dały sobie buziaka w usta i pożegnały się dość wylewnie. Stałam nieco skonsternowana i nie bardzo wiedziałam jak mam się zachować. A więc Sue wolała dziewczyny. Okej, to pewnie stąd te gadki o gorących laskach.
Kiedy wyszłyśmy zawołałyśmy dzieciaki i ruszyłyśmy do domu, a ja nie mogłam uwierzyć, że poszło mi tak łatwo.
- Wracasz z nami! - zawołała Maddie i przytuliła Sue, a Briee i Denny zapiszczeli z radości.
- Znowu razem - odpowiedziała Sue, potargała dzieciaki po włosach i ruszyła wolnym krokiem w stronę domu. Zapięłam Dennego w wózeczku i poszłam za nią.
- No więc... Lilianne. Skąd ty się tu wzięłaś, co? Zwiałaś z wybiegu Aniołków Victoria's Secret? - spytała zaczepnie, a ja parsknęłam śmiechem.
- Bardzo zabawne...
- Mówię serio. Przyjęliby cię tam po pięciu sekundach, nawet nie musiałaby się starać. A ja osobiście kupiłabym wszystko co miałbyś na sobie - mrugnęła do mnie, a mnie lekko wmurowało. Flirtowała ze mną? Czy mi się wydawało?
- Ja... Co? Nie. Przyjechałam z Nowego Jorku. Znasz Betty Renast? Siostrę Rivera Andersona?
- Och jasne, ta ruda która zabujała się w bracie swojego brata. Ale była sensacja, jak zaczęli się wykłócać na tej imprezie. Wszyscy już o tym wiedzą... To mała wieś.
Westchnęłam zrezygnowana.
- Betty nie jest spokrewniona z Rayem - odpowiedziałam, automatycznie broniąc swojej przyjaciółki.
- No wiem. Ale mają jednego brata, tak?
- Przyrodniego. Ale przechodząc do rzeczy, to jestem jej przyjaciółką. Przyjechałam w odwiedziny i postanowiłam zostać na całe wakacje. No i pomagam twojemu bratu przy dzieciach.
- Sypiacie ze sobą? - spytała - Mam na myśli... Czy już go rozdziewiczyłaś? - dodała literując słowo „rozdziewiczyłaś" i zerknęła na mnie wymownie. Kiedy zobaczyła moją skonsternowaną minę tylko pokiwała głową.
- Tak, kochana. Mnie też jest przykro. Dlatego chyba rozumiesz dlaczego parsknęłam śmiechem, kiedy mówiłaś o tym pieprzeniu na imprezach. - znowu się zaśmiała po czym westchnęła i zacmokała.
Ona żartowała. Musiała żartować. A jeśli nie? Tim naprawdę nigdy nie był z kobietą?
- Nie rozumiem - wyszeptałam konspiracyjnie, jakby Denny mógł zrozumieć o czym mówimy. Dziewczynki biegały dość daleko od nas i nie mogły usłyszeć naszej rozmowy, ale i tak zerknęłam z niepokojem w ich kierunku.
- Tu nie ma nic do rozumienia. Miał kiedyś jakąś tam dziewczynę, ale nie pasowali do siebie. Była niezbyt ładna i strasznie wredna jeśli wiesz co mam na myśli - spojrzała na mnie wymownie, a ja zamrugałam. Nie, nie wiedziałam co miała na myśli. - Dla niego. Dla niego była wredna - dodała a ja westchnęłam z trwogą. Jak można było być dla niego wrednym?! - Trzymali się za rączki i tyle. Z tego co wiem nie zaliczyli nawet drugiej bazy - zerknęła na mnie kiwając głową - Byli ze sobą dwa lata. Dwa. Lata. A kilka dni po tym jak zerwali zmarł tata i to by było na tyle. Biedaczysko. - dodała i zacmokała ze współczuciem, a ja dotknęłam swojej klatki piersiowej.
Biedny Timmy!
I jak ja miałam teraz mu powiedzieć że lubię pieprzyć facetów, przywiązując ich do łózka, albo torturować ich nie dając im przez kilka godzin orgazmu, trzymając ich na krawędzi miedzy przyjemnością a torturą, lub ujeżdżać w tak wyuzdane i nieprzyzwoite sposoby... Co ze mnie za kobieta! Nic dziwnego, że nie wiedział jak się zachować wtedy na ranczu...
- Tak, właśnie tak - dodała Sue obserwując mnie i znowu pokiwała głową - Wiec domyślam się, że jeszcze go nie rozdziewiczyłaś...
- Rozdziewicza się kobietę - dodałam smutnym tonem myśląc jak teraz powinnam się zachować. Powinnam być czuła i tak dalej prawda? Koniec z fantazjowaniem, że pieprze go na jakiś tysiąc możliwych sposobów. Jest zbyt praworządny i przyzwoity, abym miała prawo w ogóle o czymś podobnym myśleć.
- Ale wiemy o co chodzi. No nic. Trudno. Może mu się w końcu poszczęści... - odpowiedziała poklepując mnie po ramieniu, kiedy doszliśmy do domu. Dziewczynki biegały śmiejąc się a ja odchrząknęłam wyciągając Dennego z wózka. - Miło było cię poznać Lilianne z Nowego Jorku. Fajnie ze ci tak na nim zależy - mrugnęła do mnie i pobiegła na górę, zapewne do swojego pokoju, a ja postanowiłam nie myśleć o tym, o czym przed chwilą się dowiedziałam tylko zająć się dziećmi i obiadem, chociaż było to naprawdę bardzo, bardzo trudne. Równie trudno było mi powstrzymać się od fantazjowania, że to właśnie ja mogłabym pokazać mu jak to jest być z kobietą. I to nie jakąkolwiek kobietą, tylko ze mną...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro